Skocz do zawartości
Forum

Mam 18 lat. A myśli samobójcze od 6.


Gość Werter

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień dobry. Witam. Mam 18 lat, a myśli samobójcze od 12 roku życia.
Oto moja historia.
Myśli samobójcze zaczęły się w 6 klasie podstawówki, miałem wtedy na pieńku z paroma chłopakami w klasie, nie dawali mi spokoju. Nie lepiej było w 1. gimnazjum, tam też po paru miesiącach wyczuli, że jestem słabszy.
Każdego dnia wracając wtedy do domu myślałem sobie - "jak świat dookoła zareagowałby gdyby nagle mnie nie było".
Przez ciągły stres i lęk przed skrzywdzeniem opuściłem się w nauce. Po 1. roku gim. zmieniłem szkołę. Z prymusa stałem się słabym przeciętniakiem, z dwoma zagrożeniami co półrocze. Cudem prześlizgiwałem się z klasy do klasy. Z integracją nie miałem już problemów - jednak samoocena i lęki zostały. Czułem się jakbym stracił cały sens, jakby wszystko co sobą kiedyś reprezentowałem -ambicje, plany, pilność - zniknęło. I tak było. Przestałem się przykładać, już nawet nie próbowałem poprawiać ocen, bo i tak bym nie dał rady. Nadal przeskakiwałem z klasy do klasy. I tak od 13. roku życia planowałem popełnić samobójstwo w urodziny, w maju. Ale ten dzień nigdy oczywiście nie nadchodził. Nie wiedziałem jak, czy na pewno, co mam po sobie zostawić, co napisać. I tak mi mijały kolejne lata gimnazjum i liceum. Każde urodziny. Planowanie. "W najbliższe urodziny skończę ze sobą, przeżyję dokładnie 14 lat, potem 15, potem 16, potem 17. Potem w końcu 18. Wejście w dorosłość. Teraz już nie miało być wymówek. Jak miałem 13 lat, odwlekanie tego było łatwe. "Jeszcze nigdy nie prowadziłem auta ani się nie całowałem, szkoda by było się zabić w tym wieku" - myślałem co parę dni, wracając do domu. A potem każde kolejne urodziny, coraz mniej mi zależało na tym co jeszcze zrobię, a czego już nie zdążę. No i rok temu postanowiłem, że zrobię to już na pewno w maju '15. Że 18 lat to maks ile mogę wyciągnąć wiodąc taki żywot jak ten. Tyle i aż tyle. Oczywiście żadnych zadań wymyślonych 5 lat temu nie spełniłem. ..
Ostateczny termin miał być przed albo tuż po śwętach bożego narodzenia 2015. Wiele razy śnił mi się wcześniej mój własny pogrzeb, ludzie dookoła mojego świeżego grobu poubierani w płaszcze i kurtki. To byli ludzie z mojej klasy. I tych paru najbliższych z nich, załamanych jak nigdy dotąd. I śnieg padający dookoła. Może dlatego miało się to stać w zimę.

Od września chciałem zacząć pisać dziennik. Ostatnie 100 dni. Każdego dnia opisywać jak się czuję z tym co nadchodzi, bieżące wydarzenia z życia, notatki dla tych którzy to potem przeczytają. Najpewniej też jakieś swoje wiersze, własne słowa piosenek. W końcu tylko one mi przez ostatnie 3 lata chodziły po głowie w szkole. Co lekcje do głowy przychodziły mi nowe rzeczy. Zamiast słuchać nauczyciela, przypominałem sobie w głowie jak brzmiały ulubione kawałki, jakieś hiphopowe rymy. Spisywałem sobie je na marginesach zeszytów, muzyki słuchałem 5h dziennie. Sposób na ucieczkę od problemów - włożyć słuchawki do uszu, dać na full i zapomnieć o tym co dookoła. Nie umiałem bez tego żyć. Nadal nie umiem.

Ale nawet nie zacząłem pisać. Stchórzyłem. Jedyne na co było mnie stać to układanie sobie tego co napiszę w głowie. Myślałem "zacznę w październiku" albo "wystarczy że opiszę 50 dni" potem "ostatnie 30". I nic. Albo wiedziałem, że i tak się nie zabiję albo po prostu nawet nie umiałem się pożegnać w spisanym dzienniku.

Od listopada w zasadzie migałem się od szkoły. Byłem w niej od tamtego czasu jakieś 10 razy.
We wrześniu zadeklarowałem wychowawcy, że nie idę na studniówkę. W końcu w styczniu 2016 miałem już nie żyć...

Od listopada sukcesywnie zrywałem kontakt ze wszystkimi realnymi znajomymi. Chciałem, żeby do czasu samobójstwa o mnie zapomnieli. Sam chciałem się bardzo zdystansować, żeby feralnego dnia nie wahać się. Starałem się pozbyć odczucia, że mam dla kogo żyć. Nie odpisywałem, nie wyświetlałem wiadomości, wyłączyłem wszystkie możliwe czaty. Utrzymywałem kontakt tylko z tymi "z internetu". Ten stan rzeczy ma się do dziś.

Z jednej strony boję się odrzucenia, z drugiej sam odrzucam tych najlepszych znajomych i trzymam ich na dystans, bojąc się że oni mogą mnie skrzywdzić jeżeli im za dużo opowiem albo zaufam. Tak jak w podstawówce, gdzie naiwność i wiara w dobre intencje ludzi kończyła się krzywdą. Wtedy fizyczną.

Jeżeli dotrwaliście do końca tej grafomanii to na swój sposób się cieszę. Powiedzcie mi co mam robić.
Myślę, że to może być depresja / borderline / PTSD.

Odnośnik do komentarza

Widac, skoro odkladales te date, tzn. ze z tym zyciem wcale nie jest az tak zle. Byc moze nawet Twoja podswiadomosc wysyla Ci takie sygnaly poprzez sen z pogrzebem. Wciaz masz jakis powod lub powody, by istniec, choc niekoniecznie musi to byc uswiadomione.

To wszystko, co kiedys sie wydarzylo w Twoim zyciu, jest przeszloscia, skonczylo sie, jest za Toba. Fakt. Nie cofniesz czasu, nie zmienisz biegu historii, ale mozesz wyciagnac z niej wnioski. To, na co masz wplyw znajduje sie tu i teraz oraz tkwi w przyszlosci, ktora moze byc tez skutkiem tego, co czynisz i o czym myslisz w tej chwili.

Nie wiem czy jestes tego do konca swiadom, ale myslisz o czyms, co jest ostateczne. O czyms, od czego - w razie powodzenia - nie ma juz odwrotu. Dlatego uwazam, ze czynisz wlasciwie, co rusz odkladajac date popelnienia samobojstwa na inny, odlegly termin. Zreszta, po co mialbys w ogole je popelniac? Dla paru maloletnich, agresywnych glupkow?

Odnośnik do komentarza

Dlaczego pielęgnujesz ten plan dematerializacji?
Kiedyś było kiepsko, ale teraz chyba ok, masz znajomych, którzy Cię lubią, (których tylko niepotrzebnie odsuwasz, przez dziwną idee fixe ).
Możesz napisać z jakich obecnie powodów chcesz odejść ?
My raczej nie możemy stwierdzić czy cierpisz na depresje lub jakieś inne zaburzenie.
Chcesz coś zmienić, bo tutaj napisałeś. Więc może idź na całość i udaj się do kogoś kompetentnego ?

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za odpowiedzi.

Kolejnym powodem dla myśli samobójczych, jest fakt, że myślę że chyba jestem osobą transseksualną.

Rodzice wiedzą od półtora roku i totalnie to zbagatelizowali. Chcieli dowodów, zapewnień, żeby udowodnić że to prawdziwy problem, a nie wydumany "z nudów".
Wiem, że to gdzieś we mnie siedzi. Wiem to od dzieciństwa. Wiem też już, że rodzice nie zawsze mają rację, pomimo tego że chcą dobrze. Bo ich tok myślenia nie zawsze jest tym właściwym.
A jak mam przekonać. Przecież nie mogą mi czytać w myślach.
Do tego ciągłe wątpienie w to. Czy jednak tak czy jedak może nie.
Wątpliwości czy podołam, czy podejmę właściwą decyzję. Czy podejmę się leczenia czy nie.

Tak mnie to niszczy wewnętrznie, że z osoby która myślami, sposobem bycia i ubiorem pokazywała do czego dąży - do korekty płci - zmieniłem się we wrak człowieka chodzącego wszędzie w czarnej bluzie z kapturem, tak by nikt mnie nie widział.

Do tego dochodzi nierozwiązana zagadka mojej orientacji. Moje myśli zmieniają się częściej niż skarpetki ;/

I jak tu nie myśleć o ostatecznym zakończeniu wszystkich kwestii...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...