Skocz do zawartości
Forum

Trudność w powrocie do związku


Gość mojadepresja

Rekomendowane odpowiedzi

Gość mojadepresja

Witam, Od dłuższego czasu mam bardzo duży bałagan w głowie i sercu, jeśli można to tak nazwać. Kocham osobę z którą spędziłem dobre 6 lat. Jednakże legło, to w gruzach pewnego dnia. Przyznam, że nasz związek miał już swoje gorsze chwile, ale teraz to już chyba ostateczność, choć nie potrafię nadal zapomnieć. W skrócie, to poznaliśmy się w połowie roku 2004 na wakacjach. Długo korespondowaliśmy listownie , e-mailowo, telefonicznie i przez gadu-gadu. Spotykaliśmy się zazwyczaj w weekendy, choć to zazwyczaj Ona stawiała pierwszy krok. Odległość jaka nas dzieliła , to 400km. Oczywiście nastał też czas rozstania. Ponownie odnowiliśmy znajomość po niespełna roku rozłąki. Później już poważniej podeszliśmy do całej naszej znajomości i postanowiliśmy zamieszkać ze sobą. I tak przez 3 lata , gdzie również mieliśmy gorszy moment i musieliśmy się rozstać. Wróciliśmy do Siebie ponownie. Ona jak i ja nie wyprowadziliśmy się z miasta do którego przybyliśmy i może , to jakoś wpłynęło na nasz powrót do siebie. Ten powrót wiele zmienił , choć non stop coś nam dokuczało - Jej samotność, choć starałem się być obok, a mi niezdecydowanie... Byliśmy nadal razem nawet kiedy były momenty kryzysowe... Nadszedł czas kiedy zostałem zmuszony do przeprowadzki, ale tym razem do domu rodzinnego. Zastanawialiśmy się czy chcemy znów być razem, ja chciałem -Ona miała zawahania...? Wyprowadzka nie sprawiała mi problemu , ponieważ liczyłem na stały kontakt, przecież to było tylko ok.80km.dystansu. Z czasem dokuczało mi jak i Jej, choć Ona szybciej zaczęła się z tym męczyć. Nigdy chyba nie potrafiła być sama. Ja jakoś nie miałem z tym problemu. Ale wiadomo być samemu na dłuższą mete może męczyć nawet największych samotników. Dziwiłem się Jej, ponieważ widzieliśmy się co drugi weekend. Przyznam, że chciałem czasem odpocząć od Niej, a to dlatego , że będąc razem czuliśmy się dobrze, ale były chwile kiedy mieliśmy siebie dość nawet przy tak rzadkim spotykaniu się... Nie przypuszczałbym , że związek który był w tzw bezruchu mógł nagle ulec zmianom. Spowodowane było, to tym, że Ona nie potrafiła być sama. Ja wróciłem do domu rodzinnego ze względu na chęć zmiany swojej osoby, chciałem kilka rzeczy pokładać ( szkoła, sprawy zawodowe )... byłem na trzecim roku studiów i musiałem się nad paroma sprawami namyśleć... Pewnego razu przyznała mi się, że był u niej jej tzw były! żałowała, płakała, ale co z tego kiedy ja nie mogłem tego zaakceptować i tak zapomnieć. Niby nic się nie stało, ale jednak... Po tym wydarzeniu bardzo się zmieniło. Ja już chyba chciałem sobie dać spokój i nie wiedziałem co zrobić. Chciałem Ją nienawidzić, ale nie potrafiłem. Po czasie postanowiłem się spotkać. Zapraszał mnie do siebie po, to abym miał gdzie spać na czas szkoły. Przy okazji spędzaliśmy czas, ale to zazwyczaj było kilka godzin, bo zawsze w weekend wychodziła ze znajomymi na impreze. Jak wcześniej nie chodziliśmy razem do klubów, ale tym razem chciałem, ale Ona nie chciała. Coś w tym było... dziwnego. Z dnia na dzień uświadamiałem sobie,to że chyba powinienem sobie odpuścić tą cała sytuację między nami. Kochałem, a zarazem nienawidziłem. Po jakimś czasie znów skorzystałem z możliwości noclegu u niej , ale tym razem kompletnie się nie widzieliśmy. Kolejnym razem widzieliśmy się tylko raz, ale tu już dowiadując się o tym, że ma wielu wielbicieli i żadnym nie gardzi, nie mogłem po prostu słuchać , a mój obraz w głowie nabierał to nowszych wyobrażeń... scen których nie akceptowałem.. Nie rozumiałem jak Ona mogła się zmienić i to co ja jej dawałem zamieniała na kilkanaście spotkań z typami, których nie znałem. Nie chce nikogo oceniać, ale uważam, że ich podejście, bo troszkę mi opowiadała o Nich, było nie zbyt poważne. Chciałem nie słuchać, ale pytałem i może moje pytania spowodowały , to że chciałem wiedzieć dużo o Jej nowych kolegach...... kto mniej wie ten lepiej żyje- teraz ,to wiem. Rozpisałem się , ale nie zbyt konkretnie. Po prostu mój problem, to to że kocham , ale nie mogę sobie wyobrazić życia obok Niej jak to było kilka lat temu, ponieważ moja wyobraźnia przedstawia mi obraz, którego nie akceptuje, a Ona mówi, że nie daje siebie w całości... jak tu myśleć jak tu wierzyć ... Nie wiem czy sensem jest zaakceptowanie i walka na nowo , czy też odpuszczenie i zerwanie kompletnie jakiegokolwiek kontaktu. Przyznam, że nie potrafię patrzeć na inne kobiety jak na Nią. Jakoś nie zależy mi na nowym związku. Mogę być sam, ale chyba przez, to doprowadza mnie to do szału związanego z zazdrością. A może po prostu jestem takim egoistą, że który może być sam , ale nie zezwala Jej na ułożenie sobie życia. Kiedy się widzimy powtarza, że nie ich ( nowych znajomości ) chce lecz mnie.. ile w tym prawdy??? nie wiem... Co robić??

Odnośnik do komentarza
Gość rozaliam

Musicie poważnie porozmawiać o tym czego chcecie od życia i od siebie nawzajem. Zastanówcie się ile Was jeszcze łączy i czy na tym można cokolwiek budować. Jednak aby to wypaliło każde z Was musi dać z siebie 100%, a nie tylko trochę... Poza tym, ona musiałaby zerwać kontakt z tymi wielbicielami. Musicie się zdecydować. Albo w lewo albo w prawo. Dajcie sobie szansę na szczęście. Razem lub osobno.

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za poradę, ale w tym problem, bo nie wiem jak do Niej dotrzeć... Wątpię , ażeby od razu tak mnie posłuchała????? Ona lubi imprezy,a ich tam jest wielu... Mam po prostu powiedzieć, że chcesz być ze mną, to musisz zrobić to i to....?

Odnośnik do komentarza
Gość rozaliam

Jeśli zdecydujecie się być razem to określicie pewne zasady, zachowania, które tolerujecie i których absolutnie nie jesteście w stanie zaakceptować. jeśli uda się Wam dogadać to wtedy musicie sobie zaufać.

Odnośnik do komentarza

Wydaje mi się, ża zakochaliście się w sobie żyjąc tak naprawdę w dwóch różnych światach. Ty jesteś inny niz ona a ona nie jest Tobą. I choć przeciwieństwa się przyciągają, Wasz związek może okazać się pełen emocji, niekoniecznie tych dobrych, bo oprócz miłości, moga pojawić się kłótnie o codziennie sprawy, a to będzie Was wyniszczało i wypalało uczucie. Moim zdaniem powinniście szczerze porozmawiać co do siebie czujecie. Jeśli się kochacie, jesli faktycznie inni dla Was się nie liczą tylko Wy sami - warto inwestować w związek, ale żeby inwestycja była sukcesem, musicie ustalić pewne kompromisy, a to wymaga dużo pracy. Musicie uzgodnic czy chcecie razem mieszkac czy nie, jak czesto wychodzicie ze znajomymi, czy spotykacie sie z bylymi itd. Musicie postarac sie byc elastyczniw zgledem swoich wymagan i oczekiwan. Nie mowie o zmianie siebie, bo druga osoba tak chce, ale jesli sa sprawy, ktore Wam przeszkadzaja, np. zbyt czeste wychodzenie na imprezy, trzeba ustalic kompromis, np. wychodzimy raz w tygodniu albo raz na dwa tygodnie. Musicie ustalic pewien grafik wprowadzić zasady, których oboje bedziecie przestrzegać i które pomogą Wam się porozumieć. Jeśli poddacie się i nie będziecie przestrzegali pewnych ustaleń cieżko Wam będzi żyć bez kłótni a tak jak wspomniałam - kłótnie wypalają uczucia. Powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...