Skocz do zawartości
Forum

Niepewny facet...


kato21

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie :) Potrzebuję rady i opinii osób bezstronnych :) Będzie długo, ale proszę o przeczytanie i odpowiedzi. Otóż sytuacja wygląda tak:
Od kilku miesięcy spotykam się z facetem o 7 lat ode mnie starszym - ja 21, on 28. Mieszkamy kilka miejscowości od siebie, czyli niedaleko. Poznaliśmy się przypadkiem przez znajomych. On jest typem bardziej niegrzecznego chłopca, co mi odpowiada, ponieważ za romantycznością średnio przepadam, co nie znaczy, że nie potrafi być czuły i kochany względem mnie. Tylko jest kilka rzeczy, które spędzają mi sen z powiek...
1. Pierwszy problem tylko tkwi w tym, że oboje mamy dość trudne charaktery. On jest wybitnie obrażalski, a ja bywam wyjątkowo butna. Ogólnie dosyć często, gdy coś mi się nie podoba, to zwracam mu uwagę, przez co wybucha zażarta kłótnia, następnie on się obraża i potrafi nie odzywać się kilka dni, po czym, jakby nigdy nic daje znak życia w postaci wiadomości tekstowej (sms, fb) typu "cześć. jak tam?". Oczywiście to ja zawsze jestem winna, a nie on (chociaż przyznaję, że czasami przesadzę). Ogólnie kłócimy się średnio (jak zauważyłam) raz na tydzień, lub dwa tygodnie. Ale jakoś zawsze dochodzimy do porozumienia. I już kilka razy próbowałam mu uświadomić, że te jego fochy mnie męczą (bo zawsze gdy on się nie odzywa, to ja czuję się winna i się zamartwiam), ale to też zawsze kończy się kłótnią. I już nie wiem, jak mam z tym sobie radzić...
2. Drugi problem tkwi w tym, że czasami mam wrażenie, że on się zwyczajnie wykręca ze spotkań i ma mnie gdzieś. Ma tendencję do obiecywania i robienia mi nadziei, po czym zwyczajnie mnie olewa. Ostatnio zdarzyła się taka sytuacja: spotkaliśmy się w weekend, miło spędziliśmy czas u niego. Tego samego dnia zaproponował, żebyśmy spotkali się w kolejny weekend. I od tego dnia codziennie rzucał mi różne propozycje spędzenia tego kolejnego weekendu. W środę do mnie przyjechał bez zapowiedzi. W czwartek już wgl. nie wspominał o weekendzie, a gdy w piątek wieczorem o to zapytałam, to stwierdził, że da mi znać rano. W sobotę koło południa napisał mi, że się nie spotkamy, bo źle się czuje - zrozumiałam (chociaż już nie jeden raz wykręcał się od spotkań złym samopoczuciem). Ale chciał, żebym wpadła następnego dnia i dogadaliśmy się. W niedzielę rano dostałam wiadomość, że się nie spotkamy, ponieważ źle się czuł i jedzie do szpitala (co ciekawe nie był to szpital w jego miejscowości, a szpital w mieście oddalonym o prawie 100km, a mój facet sprawę załatwił w niecałe 4 godziny (wraz z przejazdami w tę i z powrotem)). Przyznaję, że byłam na niego wściekła i wieczorem napisałam mu wyczerpującą wiadomość na temat tego, jak źle się z tym wszystkim czuję i że mam wrażenie, że jemu zwyczajnie już na niczym nie zależy. W odpowiedzi zaznaczył kilka razy, że mimo tego, że mi tego nie okazuje, to bardzo mu na mnie zależy i że mnie kocha, ale i tak wyszło na to, że to zawsze ja jestem najgorsza, a on musi to znosić, mimo że jest niewinny. Wtedy to ja przestałam się do niego odzywać, żeby pokazać mu, jak ja się czuję, kiedy on się tak zachowuje i kilka dni później napisałam do niego jego tekst "cześć. jak tam?". Dowiedziałam się, że nasz związek jest pod poważnym znakiem zapytania. Próbowałam załagodzić sprawę, ale bezskutecznie. Znów się nie odzywał kilka dni, po czym znów mi napisał, że nie wie co będzie dalej. Tego samego dnia pojechałam do niego (z racji, że było to dzień przed jego urodzinami), żeby złożyć mu życzenia, zabrać od niego swoje rzeczy i zakończyć związek, bo miałam tego dosyć. Jak czekałam na busa, to zauważyłam, że szedł w moją stronę, ale byłam tak rozbita, że uciekłam. Wieczorem napisał do mnie, żebym do niego wróciła, że przeprasza, że chciał mi dać nauczkę, ale nie chciał, żebyśmy zerwali; że mu zależy i że mnie kocha. No i dogadaliśmy się, daliśmy sobie jeszcze jedną szansę. I wszystko się ułożyło i był spokój. Tylko pojawił się problem numer 3...
3. Trzy miesiące temu dostałam zaproszenie na wesele z osobą towarzyszącą i zaprosiłam jego. Zgodził się. Do konkretnego dnia było trzeba potwierdzić, czy się będzie i ile osób, więc zapytałam go po raz drugi i po raz drugi powiedział, że pojedzie. Następnie musiałam zamówić bilety na pociąg (wesele na drugim końcu polski), więc pytałam po raz trzeci i po raz trzeci się zgodził. Dwa dni temu chciałam, żebyśmy poszli po alkohol dla młodych i już samo brzmienie jego głosu mnie utwierdziło w przekonaniu, że coś jest nie tak. Wczoraj zapytałam go wprost, co z weselem i odpowiedział mi, że miał dużo wydatków ostatnio i chyba nie da rady jechać. A miał załatwić tylko strój wyjściowy i nic więcej. Za to ilość kasy, jaką ja jestem zmuszona przez niego wyrzucić w błoto jest kolosalna. I tutaj też nie mam bladego pojęcia, jak rozwiązać tą sprawę.
Mam nadzieję, że nie śpicie jeszcze :P Naprawdę zależy mi na szczerej, bezstronnej opinii, bo przyjaciele mogą radzić, ale ich rady zawsze sprowadzają się do tekstu typu "ja bym tak nie mogła... pogoń frajera". Tylko, jak to mówią - miłość bywa ślepa. Tylko cóż zrobić, jak się wpadnie po same uszy?
Z góry serdeczne dzięki za rady i opinie :)

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...