Skocz do zawartości
Forum

Czy da się uratować małżeństwo?


Rekomendowane odpowiedzi

Mam 33 lata, jestem od 9 lat mężatką, niestety coraz bardziej nieszczęśliwą, mąż jest oschły i praktycznie mnie nie widzi, ani mojej wciąż narastającej depresji.
Ale od początku. Gdy się poznaliśmy to ja byłam górą, śliczną, zgrabną, blondynką, wiecznie uśmiechniętą nie stroniącą od zabawy, na studiach. To on był bardziej zaangażowany, mówił że życia sobie beze mnie nie wyobraża. ( I tu muszę się przyznać że wybrałam rozsądek nie serce choć w sercu był inny, jedyne co mi pozostało to gdybanie co by było gdyby... ) Nie było to tajemnicą mąż wiedział że potrzebuje czasu by się zakochać, mówił że będzie kochał za nas dwoje i faktycznie tak było, ja szybko przestałam gdybać i zaczęłam kochać, bardzo mocno kochać. Niestety jestem osobą wybuchową częste kłótnie, mąż też przestał odpuszczać, a po latach wiadomo co powiedzieć by tą drugą osobę zranić, nie przebieraliśmy w środkach. Mąż nie jest pamiętliwy ja niestety tak, co zresztą zawsze dolewa oliwy do ognia i z prostej wymiany zdań doprowadza do krwawej jatki. Sytuacja między nami się pogarszała, zbyt wiele wypowiedzianych słów których cofnąć nie można. W między czasie moje osobiste traumy: śmierć taty 6 lat temu, zaraz potem kręgosłup mi nawalił, groziła mi operacja, 2 lata dochodziłam do siebie, a dwa lata później czyli 2 lata temu pośliznęłam się na lodzie - 4 kości złamane, poważna operacja, kilka miesięcy bez ruchu i pełno metalu w nodze by chodzić, noga jest sztywna i rehabilitacja trwa do dziś. A w międzyczasie walka w sądzie o odszkodowanie.
Bilans na dziś: nie pracuję - i chyba nie mam szansy na znalezienie fajnej pracy, wychodzę z domu gdy muszę, dalej jestem blondynką ale ważę dwa razy tyle, moja samoocena to minus dziesięć i każdego dnia dowiaduję się że może być gorzej. A mój mąż jest bardziej czuły dla naszego psa niż dla mnie. W pracy odnosi sukcesy i pnie się w górę po drabince kariery. Wcześniej pracownik fizyczny - dziś już umysłowy. Nie mamy wspólnych tematów tzn. mecz w tv wspólnie obejrzymy ale filmu to już nie koniecznie choć ja lubię mocne kino nie jakieś tam romansidła. Prawie nie rozmawiamy i się nie kochamy ( co 2 m-ce) Tłumaczy to stresującą pracą i zmęczeniem, wiem że to nie robocop, ale czy uśmiech tak wiele kosztuje? Mówi że to normalne że po 10 latach małżeństwa tak już jest. Napisałam prawie książkę a i tak nie oddałam tego co czuję. Proszę nie róbcie ze mnie ofiary czy kata. Ja po prosu chcę wiedzieć czy nasze małżeństwo da się uratować bo gdzieś w głębi duszy obydwoje się kochamy i jak to zrobić?

Odnośnik do komentarza

Macie dzieci? Ja nie widzę większej przyszłości dla tego związku skoro nie macie wspólnych zainteresowań. Tak czasem jest, że ludzie się zmieniają i miłość znika. Mąż już nie jest tą osobą, którą pokochałaś i Ty nie jesteś taką osobą dla niego. Masz 33 lata czyli możesz jeszcze zbudować nowy związek z kimś kto będzie do Ciebie teraz pasował i to samo może zrobić Twój mąż.

Odnośnik do komentarza

Hej,

Jeśli się kochacie, to walcz o tę miłość. Tak jak napisała ka-wa, pomyślcie o terapii.
Wiem, że nie jesteś w pełni sprawna, ale chyba możesz o siebie zadbać. Bez większych wyrzeczeń można schudnąć, wystarczy wprowadzić odpowiednie zasady np. małe i częste posiłki, dobrze zbilansowane.
Piszesz o atrakcyjności, więc jest dla Ciebie ważna...albo przynajmniej dla męża.
To jedna sprawa, a druga i najważniejsza, to rozmowa. Powiedz mężowi co czujesz, nie duś tego w sobie.

Piszesz, że się kochacie, ale ja nie widzę, by mąż Cię kochał. Chorujesz, a on ma to gdzieś. I nie dawaj sobie wciskać takich kitów, że po dziesięciu latach to norma. Jak ktoś się nie stara to norma, jasne.

Widzę trzy opcje, pierwsza to terapia małżeńska i wspólna walka o małżeństwo.
Druga, to rozstanie.
Trzecia, żyjesz jak do tej pory i popadasz w coraz to większą depresje. Myślę, że w takim układzie, Twoje małżeństwo i tak się rozsypie wcześniej czy później.

Zawalcz o Was...nikt inny tego nie zrobi.
Powodzenia!

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza

Dzieci nie mamy, obydwoje tak zdecydowaliśmy. Dziś nie jestem pewna czy była to dobra decyzja, ale on powiedział, że nadal nie chce dzieci,bo nas nie stać. Obydwoje przyzwyczailiśmy się do "wygodnego" życia.
Gdy próbuję rozmawiać to słyszę że wymyślam i lepiej żebym poszła do pracy to bym miała z kim pogadać , o uczuciach to już w ogóle temat tabu, na zasadzie ja mówię to co czuję on milczy czasem żuci, że mnie kocha, ale na tym koniec. Może ja za dużo wymagam, w końcu on pracuje, ja nie. Nie słyszę od niego że mu na mnie zależy, ale też nie mówi że jestem mu obojętna.
Macie rację powinnam się wziąć w garść i zrobić coś z sobą, zredukować kilogramy to mój priorytet! Nabrać pewności siebie a jeśli to nie da pozytywnych skutków to chociaż po rozstaniu będzie mi łatwiej. Choć to ostateczność, bo kocham męża.

Odnośnik do komentarza

Jeszcze byście mogli pomyśleć o dziecku...,
co do pracy ,to koniecznie powinnaś się rozejrzeć za jakimś zajęciem,miedzy ludźmi ,inaczej byś się czuła,
masz zamiar cały czas siedzieć w domu i być zależną finansowo od męża!?
Dobrze się na tym z reguły nie wychodzi.

Różne są te terapie małżeńskie,jeśli jesteście wierzący ,to ponoć najlepsze są takie zwane chyba rekolekcyjnymi,coś mi się tyko obiło o uszy,

tak jest w życiu ,nie doceniamy partnera ,niszczymy uczucia ,a potem się dziwimy ,że się ulotniły:D

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

tak po kobiecemu
zacznij od siebie zmien swoj wyglad najpierw fizyczny ,kup atrakcyjne ciuchy do sypialni ,zmien kolor wlosow ,umow sie na randke z mezem ,napisz mu liscik milosny wloz do sniadania badz ponetna nie kura domowa ,znajdz prace ,badz soba .jak to nie zadziala to do poradni malzenskiej .bo tak naprawde wina lezy po obu stronach !!!i chwal meza chwal az do bolu !!! to dziala

Odnośnik do komentarza

beata1981
zaraz potem kręgosłup mi nawalił, groziła mi operacja, 2 lata dochodziłam do siebie, a dwa lata później czyli 2 lata temu pośliznęłam się na lodzie - 4 kości złamane, poważna operacja, kilka miesięcy bez ruchu i pełno metalu w nodze by chodzić, noga jest sztywna i rehabilitacja trwa do dziś.

Która część kręgosłupa? Szyjna, piersiowa czy lędźwiowa? A noga prawa czy lewa? Jeśli można spytać oczywiście :).

Odnośnik do komentarza

mężowi twojemu to pewnie na rękę, że jesteś kurą domową choć może wprost tego nie przyzna. znam przypadek, gdzie to mąż właśnie doprowadził do tego, że jego żonę wyrzucili z pracy, bo wojował bezmyślnie z jej przełożonym. ale gbur potrafi jej po 20 latach jeszcze wypomnieć, że jest kurą domową. jak to ma być małżeństwo, to rzygać się chce.
tak samo facet ten potrafi "załatwić" pracę wielu osobom, często obcym, ale żonę ma w dupie. dochodze do wniosku, że im to pasuje, takie ekonomiczne uzależnienie kobiety od siebie, żeby nie fikała za bardzo. zatem jak sama nie wezmiesz sprawy w swe ręce to nici. jesteś jeszcze na tyle młoda żeby ułożyć sobie życie po swojemu. rozejrzyj sie za pracą zagranicą.
ps. takie małżeństwo bez dzieci, to jałowe trochę musi być pod względem emocjonalnym.

Odnośnik do komentarza

Kręgosłup - część lędźwiowa. Prawa noga a dokładniej staw skokowy.
Macie rację wydaje mi się że dziecko dało by mi zajęcie i zbliżyło nas do siebie.
A mąż nie jest takim potworem, na początku okazywał mi swoje uczucia na każdym kroku, dziś też coś tam próbuje tyle że ja też nie jestem tak czuła jak na początku, po prostu obydwoje przestaliśmy się starać ja siedzę w domu nigdzie nie wychodzę i może zazdroszczę mu że ma swoje życie, bo moje to tylko książki i filmy, ktoś powie wyjdź z domu, a szwendanie po ulicy coś da? Mieszkam od lat w Olsztynie i nie znam nikogo kogo mogłabym zaprosić na kawę. Mi wystarczył mój mąż do rozmowy, i wydawało mi się że on też tak czuje dziś to nie wystarcza.

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie!

Pragnę zabrać głos, bo wiele osób napisało: "Pomyśl o dziecku" itd. To trochę wybrzmiało w taki sposób jakby dziecko miało być lekiem na Wasze kryzysy w małżeństwie. Nie szłabym w tym kierunku, bo dziecko może na tym najbardziej stracić. Wy zafundujecie sobie dziecko, myśląc, że Was to wzmocni, scementuje Wasz związek, że będziesz miała "zajęcie w domu", gdy tymczasem dziecko to niezła rewolucja w życiu, która może nieść ze sobą kolejne zmiany, kolejne kryzysy. W rezultacie najbardziej w całej sytuacji "oberwie" dziecko, kiedy np. Wasze małżeństwo nie udźwignie nowych obowiązków, czego oczywiście Wam nie życzę. Po prostu w pierwszej kolejności radziłabym popracować nas Waszą relacją małżeńską, a potem wspólnie rozważyć decyzję o dziecku. Dziecko nie może być plasterkiem na ranę, nie może być sposobem na ratowanie Waszego związku. Rozważ to, tym bardziej, że sama napisałaś, że przywykliście do "wygodnego życia" i mąż raczej nie chce dziecka. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza

To prawda, chciałabym mieć dziecko bo to ostatni dzwonek, ale w tej chwili gdy nie jestem pewna "nas" to nie najlepszy moment. Z tymi koleżankami to było tak, na początku naszego związku robiliśmy wszystko razem, mąż sam odciął się od znajomych, dziś wychodzi i są to wyjścia służbowe na których rzekomo musi być, z jego opowieści wynika że tak naprawdę jest. Ale skoro tak jest, to dlaczego gdy przyjdzie jest taki oschły, nie wiem może to nasza rutyna do tego się przyczyniła. Przez cały czas słyszałam od wszystkich, że koleżanki to tylko związek potrafią zniszczyć, więc stąd ta decyzja o braku znajomych. A dziś na spacer to nie mam nawet kogo namówić, żadnej sąsiadki nie znam, zresztą to panie w wieku mojej mamy, chciałabym wyjść pogadać, ale nie mam z kim, zawsze rozmawiałam z mamą, ale teraz nie chcę jej martwić ona niestety byłą świadkiem naszej kłótni i bardzo się martwi, widzi jak cierpię.

Odnośnik do komentarza

beata1981
Kręgosłup - część lędźwiowa. Prawa noga a dokładniej staw skokowy.

Dziękuję za odpowiedź :). Z mojego punktu widzenia, to kluczem do Twoich fizycznych dolegliwości są - ogólnikowo mówiąc - 'problemy' z mężczyznami.
Śmierć taty wywołać w Tobie mogła dotkliwe poczucie osamotnienia i lęk przed brakiem (prawdziwie) męskiego wsparcia. Stawiam tezę, iż tylko tata (jako mężczyzna Twojego życia) dawał Ci solidne poczucie bezpieczeństwa. Nie ma znaczenia czy to w sferze emocjonalnej czy materialnej. Bez niego zaczęłaś wątpić w czystość intencji świata mężczyzn i w pewien sposób zaczęłaś się go obawiać. Część lędźwiowa to prawie podstawa kręgosłupa, inaczej mówiąc podstawa 'kolumny' jaka trzyma nasz szkielet w pionie. Odszedł tata, a wraz z nim zaczęły kruszeć fundamenty Twojego poczucia bezpieczeństwa. Pomyśl o tym, a wówczas szybciej się pozbierasz.
Podobnie ma się sprawa z nogą. By śmiało kroczyć przez życie, potrzebne są sprawne obydwie kończyny. Na jednej ewentualnie można poskakać sobie w miejscu i daleko raczej człowiek bez drugiej nie dojdzie ;). Z tego co piszesz wynika, że lewa noga jest w porządku. Doceniasz własną kobiecość, masz dobre relacje z mamą. Świat kobiet jest dla Ciebie bezpieczny i zrozumiały.
Poturbowana prawa sugeruje jednak, że brak Ci decyzyjności, odwagi do wychodzenia na przeciw własnym potrzebom. Kulejesz dosłownie (i w przenośni także) licząc na wsparcie kogoś silniejszego, czyli -> jakiegoś mężczyzny. Nie chcesz jednak lub nie umiesz otwarcie tego żądać. Krótko mówiąc, podświadomie czynisz z siebie 'inwalidkę', by tuszować nieuświadomiony lub wręcz przeciwnie - świadomie zagłuszany lęk przed życiem. Coś w rodzaju: 'chciałabym, a boje się'.
Pogadaj ze sobą szczerze, a sprawy partnerskie szybciej wrócą na właściwe tory :).

Na koniec od razu wyjdę na przeciw ewentualnym komentarzom, ze przecież śmierć rodziców dla większości z nas stanowi traumatyczne doświadczenie. Tak, oczywiście, lecz u każdego konsekwencje straty inaczej się objawiają.

Odnośnik do komentarza

A może mąż też ma depresję i dlatego jest oschły? Może z jego punktu widzenia ta sytuacja wygląda inaczej... np ja mam taką sytuację ze swoim ojcem, który w ogóle nie potrafi interpretować uczuć innych, nie myśli co oni myślą tylko o samym sobie ale chce dobrze i potem czuje się, że to on jest ofiarą i wszyscy są przeciwko niemu. Może z Twoim mężem jest to samo? Słabo z finansami, mało kontaktów z ludźmi poza służbowymi, wraca do domu a Ty się z nim kłócisz. Nie jest pamiętliwy bo chce żeby było dobrze ale dla niego dobrze - mieć spokój i komfort. Może stracił na Ciebie ochotę nie przez te kilogramy tylko przez te kłótnie. Masz do niego o coś pretensje a on zamiast to rozważyć traktuje to jako atak na siebie. Piękne kobiety często natrafiają na taki typ faceta, który nie widzi swoich wad tylko szuka ich u innych. Dlatego jego kobieta musi mieć jak najmniej wad (podświadomie on szuka najpiękniejszej*) ale potem okazuje się, że ona też ma wady bo każdy je ma. On sam widzi, że nie jest geniuszem bo pewnie podejrzewał, że jest taki świetny, że zarobi pełno pieniędzy, często też tacy mężczyźni stwarzają pozory w młodości, że w przyszłości tak właśnie będzie i będą sobie radzić. Okazuje się, że jest inaczej bo w tym kraju jest chory system i często totalne bałwany dorabiają się na znajomościach albo przypadku a inteligentni ludzie mają z tym problem.

*oczywiście to, że wybrał piękną kobietę nie musi oznaczać, że akurat tak myślał ale często ludzie z takimi cechami są skuteczni w ich podrywaniu

Nie mówię, że było akurat tak bo to przykładowy scenariusz. Ale możesz spróbować poszukać takiego rozwinięcia pasującego do sytuacji z Twojego punktu widzenia ale uwzględniając to, że próbujesz rozszyfrować co on może myśleć a nie co Ty domyślnie myślisz, że myśli (rany jakie zdanie wyszło...).

Niestety tacy ludzie mogą nie przyznawać się do tego, że mają depresję, że z nimi coś jest nie tak. Mogą nie wiedzieć, że samemu popełniło się błędy albo bagatelizować to i zwalać winę na otoczenie. Często obydwie strony tak robią, a czasem wystarczy, że robi to jedna osoba i dogadanie się jest niemożliwe.

Kiedy zginął Ci ojciec też mogłaś się załamać i zmienić dla niego. A może oczekiwałaś od niego większego wsparcia ale liczyłaś, że sam z siebie to okaże a on tego nie zrobił bo myślał, że sobie radzisz?

Myślę, że korzystnie dla Ciebie byłoby gdybyś spróbowała pomyśleć w ten sposób, nie słuchając mojej treści tylko analizując podobnie jak ja.

Odnośnik do komentarza

Gdy kobieta nie korzysta z własnych "mocy", to boli ją kręgosłup.- tyle zapamiętałam z opisów które wyjaśniały, że w zależności od problemów, ból umiejscawia się w określonych częściach ciała. /nawiązuję tu do wpisu Glyna/
To zapamiętałam, bo też miałam problemy z kręgosłupem.

O co tu chodzi? A o to, że zagubiłam gdzieś swoje JA, że zbyt podporządkowałam się mężowi, że przestałam żyć własnym życiem.
U ciebie jest podobnie.
Płacząc, szlochając, cierpiąc, nic nie osiągniesz.
Jedyne co możesz zrobić, to odbudować poczucie własnej wartości, zacząć znów pracować, a tym samym będziesz miała własne pieniądze i nowych znajomych.
Boli cię, uważasz że nie dasz rady?
Dasz radę, jeśli zaczniesz w to wierzyć.

Ja zastanawiałam się, czy pójść na rentę, czy dalej pracować. Lekarz mi wtedy powiedział, że ze względów medycznych, renta mi się należy. Za to ze względów psychicznych, absolutnie odradza.
Miał rację. Musiałam się zmobilizować i walczyć.

Dużo później miałam podobną sytuację do twojej. Zajęłam się budową domu, taką decyzję podjęliśmy wspólnie - ale już nie zarabiałam.
Było coraz gorzej...

Więc zajmij się swoim życiem, póki dla was jeszcze nie jest zbyt późno.
Dziecko żadnych problemów nie rozwiąże, a wręcz przeciwnie, w tej sytuacji może utrudnić ci życie.
Jak będziesz chciała, to znajdziesz pracę i dasz sobie radę.
Tylko w to uwierz.

Odnośnik do komentarza

Glyn, coś w tym jest , mój tata niewątpliwie był trudnym człowiekiem, ale i bogatym, nie rozpieszczał mnie i brata, jak trzeba było to wiedzieliśmy że z rękawa stówki się wysypią. Z kolei mama to taki przyjaciel który pocieszy, doradzi, niezastąpiony człowiek.
js_11 dzięki za męski punkt widzenia, przecież mąż też człowiek :) ma lepsze i gorsze dni.
I przyznam się szczerze, że dzikus ze mnie, leniuch do tego, bo prowadzę dość wygodne życie i wiecznie mi mało. A pracy to najnormalniej w świecie się boję, może nie pracy tylko kolejnych odmów, to dołuje.
p.s. Poprawić się muszę bo mąż był dla mnie wielką i niezastąpioną podporą po śmierci taty i i gdy z plecami był problem też dawał z siebie wszystko, problem się pojawił wraz z nogą tyle sobie nawzajem nagadaliśmy, to też dużo mojej winy ja leżałam przez ok 3 m-ce z nogą w górze, bolało mnie i złość całą frustrację wyładowywałam na nim, on też nie odpuszczał i to mnie najbardziej denerwowało, myślałam sobie jak to, to ja tu jeżę jęczę z bólu i takie tam. Potem okres rekonwalescencji, była poprawa aż nadszedł kolejny kryzys, który zbiega się z okresem zimowym. Mąż pnie się do góry a ja z roku na rok w dół, i tu się sprowadza wszystko do wsparcia po latach na "kanapie" jest mi ciężko wyjść do ludzi. Po prostu boję się.
Dziękuję za miłe słowa a najbardziej za wsparcie każdego komu chciało się poświęcić swój czas i coś napisać.

Odnośnik do komentarza

Myślę więc, że w takiej sytuacji najlepiej pozbyć się strachu i spróbować podjąć działanie. Co złego może się stać jeśli podejmiesz nieudaną próbę? Stanie się dokładnie to samo co wtedy gdy nie spróbujesz. Ale próba może być też udana ale jeśli będziesz się bać nigdy tak nie będzie i nigdy nie dowiesz się czy by Ci się udało. Myślę, że zajęcie się czymś dobrze by Ci zrobiło i to też mogłoby pozytywnie wpłynąć na Wasze relacje. Może wtedy też będzie Wam łatwiej rozmawiać.

Odnośnik do komentarza

Beato, sytuacja w której się znajdujesz nie uszczęśliwia Cię i frustracje odbijasz sobie na mężu, choć on też nie jest bez winy.
Jesteś młodą kobietą i wszystko możesz jeszcze w życiu zmienić. Wiele osób tutaj radzi Wam terapię małżeńską, oczywiście, zawsze należy podejmować kroki w celu uzdrowienia sytuacji, ale zacznij od siebie.
Uważam, że priorytetem dla Ciebie powinno być znalezienie pracy, nie musi być od razu fajna, nie ma tak dobrze, byle by jakaś była. To fatalne, że jesteś finansowo uzależniona od męża. On ma pracę, towarzystwo, rozwija się, a Ty gnuśniejesz w domu. Obyś nie obudziła się kiedyś z ręką w nocniku.
Kolejna, równie ważna sprawa, to zadbanie o wygląd. Nic tak nie dołuje kobiety, jak nadwaga. Rozumiem, że duży wpływ na to miał wypadek któremu uległaś. Nie wiem, czy w tej chwili jesteś w pełni sprawna, ale z pewnością są jakieś formy aktywności ruchowej, które możesz realizować.
Wyjdź wreszcie z domu, odśwież stare znajomości, może dzięki nim znajdziesz jakąś pracę. Zacznij działać.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...