Skocz do zawartości
Forum

Nie mogę zaznać spokoju, coraz mniej rzeczy przynosi ulgę.


Gość BógJestZły

Rekomendowane odpowiedzi

Gość BógJestZły

Mam taki objaw i zastanawiam się, czy to związane jest z tym, że jestem coraz starszy, czy może to moje subiektywne odczucie i nie każdy tak ma z wiekiem, albo efekt nerwicy, czy jakoś sam to wywolałem? Chodzi o to, że rozwija się u mnie od kilku lat coś takiego, że coraz trudniej mi się przy czymś zrelaksować, odnaleźć spokój. Boję się, że kiedyś dojdzie do momentu, że nic nie będzie przynosić mi spokoju. Zawsze odprezalem się przy pomocy takich rzeczy jak aktywność fizyczna, spacery w jakieś spokojne miejsca na łonie natury, bieganie, pływanie, filmy, książki, muzyka, hobby jakieś drobne przyjemności. Czuję jakby to coraz mniej działało i jakby coraz trudniej było mi znaleźć spokój. Próbuję coś robić i to nadal działa za każdym razem, ale to już nie to co wcześniej. Mam wrażenie, że jest coraz gorzej. Czy to normalne co się dzieje i jest zwykłą częścią życia, starzenia, czy też tak macie, czy może jest to przeze mnie w jakiś sposób powodowane i coś źle robię? Dodam, że ostatni raz prawdziwej ulgi o jaką chodzi zaznałem po stresującym wyjeździe, który był szkołą przetrwania. Jak wróciłem to jakby mój mózg cofnął się o 10 lat, była to ulga położyć się we własnym łóżku, zasnąć, posłuchać muzyki, napić się herbaty. Nie wiem czy do końca rozumiecie o co mi chodzi, ciężko to wyjaśnić. W niedługim czasie wszystko wróciło jednak do obecnego, chooyowego stanu. Czy ktoś coś podobnego miał i może się odnieść do tego?

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły

Serio? To taką chooynie przechodzi każdy? Nie da się z tego jakoś wyjść? Weź nie załamuj. To jak ja mam teraz 28 lat to co będzie jak będę miał 70? Jak ja mam już teraz taką chooynie to jeśli to się będzie pogłębiać to za parę lat sobie nie poradzę. Czemu tak się dzieje. Coś się zmienia w układzie nerwowym czy co? W sprawie pracy to złożyłem kilka podań i na jedno mi już odpowiedzieli, po niedzieli mam weryfikację znajomości języka.

Odnośnik do komentarza

BógJestZły, co do zmian w układzie nerwowym to jest to tak że układem nerwowym kieruje mózg. Mózg jest naszą centralą, tym co rządzi człowiekiem naszym ciałem, myślami i .t.d. Inaczej mówiąc mózg to nasz Bóg. W momencie stresu, jakiś sytuacji o których nie możesz przestać myśleć, sytuacji życiowych które planujesz a nie idą po twojej myśli, są w zawieszeniu i t.p. Ty o nich myślisz, jesteś nimi poddenerwowany, i nie możesz się na niczym innym skupić np. na swoim hobby czy rzeczach codziennych bo myśli są ukierunkowane na to co w planach, w zamysłach, w tym co chce się zrobić i do czego się dąży. Natomiast czy każdy tak ma. Oczywiście że każdy tylko że ludzie w innych momentach zaczynają sobie zdawać sprawę że nie mają już powiedzmy 25 lat a dobiegają 30tki i wiele spraw w około zaczyna się zmieniać. Sprawy które wcześniej miały dla nas niezwykłą wartość i były czymś najważniejszym z róznych względów, teraz są wsadzone gdzieś między bajki bo istotne stały się sprawy inne. Jeżeli jest sytuacji stresowa to może ona się też przeciągać długo i mimo naszych hobbystycznych zainteresowań nadal myśli będą skierowane na obecnie jakiś najważniejszy aspekt (lub kilka) który zawraca nam głowę od długiego czasu i nie daje spokoju, nie daje spać. O czym stale się myśli. Oczywiście jeżeli tak jest.

Odnośnik do komentarza

Moim zdaniem nie wszystko jest normalne. Ja mam 40+ i umiem się odprężać, relaksować. Co ciekawe nauczyłam się tego zaledwie kilka lat temu, a więc można w każdym wieku.
Najbardziej rozbawiłeś mnie tym zdaniem: "coś źle robię?"
Wiem... nie jest Ci do śmiechu, a mnie to rozbawiło.
Wyjaśniam dlaczego.
Skupiasz się na negatywach, żyjesz w ciągłym poczuciu niezadowolenia z powodu presji jaką sam sobie nakładasz, masz negatywne myśli i mnóstwo negatywnych emocji, niewiele robisz aby podwyższyć swoje poczucie wartości, nie wierzysz w łaski Boga... a potem się pytasz co robisz źle?

Nie nauczysz się relaksu dopóki nie zrozumiesz, że najpierw trzeba zluzować majty. Nie szaleć, nie walczyć z wiatrakami, zacząć doceniać to co masz, cieszyć się z drobiazgów.
Moim zdaniem nie ma innej drogi.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Masz świetne perspektywy, o których jedni mogą tylko pomarzyć a z których drudzy czerpią pełnymi garściami. Ci drudzy to osoby o których piszą poprzednicy.
Czyli osoby które nie patrzą się na przeciwności losu, niepowodzenia, nie narzekają, nie stosują ograniczeń. Oni wiedzą że można sięgać coraz wyżej i wyżej i faktycznie sięgają.
Oni przeciwności losu wykorzystują po to aby wspinać się wyżej ponieważ wiedzą że właśnie po to one istnieją a nie po to żeby się im poddawać.
Jesteśmy kreatorami swojego losu i tylko od nas zależy jak je przezyjemy.

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły

Wiesz TakaJakas tu już nie chodzi o perspektywy. Poruszam osobny problem. Poza tym lubię was. Ty Javiolla i ja jesteśmy już ekipą i przychodzę tu, żeby sobie z wami pogadać to sobie wymyślam różne problemy. Tzn nie wymyślam, bo to wszystko jest naprawdę, ale dzielę się tu wszystkim po kolei. Widzisz. W tym temacie chodziło mi o uczucie ulgi, spokoju, którego od jakiegoś czasu nie potrafię znaleźć. Trwa to już gdzieś dwa lata. Nosi mnie i nie potrafię się zrelaksować jak przy nadczynności tarczycy (tarczyca jest już zbadana). Wsiadam w auto i gdzieś jadę. Potem wracam. Tylko sport. Przebiegniecie kilku km daje jako taką ulgę. Kiedyś to leżałem odprężony przed TV i oglądałem sobie film. Teraz jest to już nierealne. To jest bezproduktywne pobudzenie. Nie takie, które daje energię do działania, tylko takie, które nie pozwala zaznać spokoju. Nosi mnie. Na hyperealu napisali mi, że jestem podrecznikowym posiadaczem ADHD, tylko, że pytanie czy można mieć ADHD od dwóch lat. I widzisz najgorszy jest taki strach, że to się będzie pogłębiać, że nie zaznam ulgi, że mój mózg odkryje drogę do nieskończonego wytwarzania tej adrenaliny i będę całe dnie niespokojny, a ulgi nic nie przyniesie. Dlatego też płodzę tyle tematów. W ciągu kilku dni potrafię założyć kilkaset tematów na różnych forach. Uczę się języków, ale nie potrafię się skupić dłużej niż 10 minut, przełączam na następną czynność. Oglądam film to stwierdzam, że to jednak nie to i zmieniam co pięć minut na inny. Chodzę w tą i z powrotem po domu, wsiadam auto, jeżdżę po różnych miejscach, zmieniam zdanie, wsiadam i jadę gdzieś indziej. Wieczorem jak jestem zmęczony to jest chwila ulgi, ale już i ona się skraca. Tymczasem mój ojciec ma 50 lat i jest zawsze skupiony, odprężony i potrafi 300 stron książki przeczytać cały dzień. Nic go nie rozproszy. Moja matka jest taka sama jak ja, jest ciągle czujna, zaniepokojona i strasznie pobudzona, zapieprza cały dzień, ma niespożyte siły, a potem pada. Jej oczy błądzą z niepokojem i widzę po niej wyraznie, że nie znajdują już ukojenia w niczym. Jest w nich ciągłe zagubienie, wyraz niepokoju jakby umysł nie miał dokąd uciec. Boję się, że wdam się w nią i skończę jak ona. U niej się to pogłębiało latami. Może oboje mamy ADHD.

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły

Mierzę codziennie kilka razy. Mam ciśnienie 120-130/70-80 i tętno w granicach 60-80. U lekarza zaś wychodzi 200/100 i tętno 130, bo się panicznie boję. Jak wchodzę do gabinetu to dostaje kołatania serca i napadów lęku, bo boje się, że wykryją mi, że umieram, albo wyślą na rentę 800 złotych miesięcznie.

Odnośnik do komentarza

Nie spodoba Ci się to co napiszę ale trudno. Uważam, że wymyślasz trochę z tym wszystkim. Może za dużo oczekujesz od życia a nie masz możliwości dostawać od niego tyle ile byś chciał? Pisze to mając w pamięci choćby Twój ostatni i niedawny post. Pisałeś tam jednocześnie narzekając i ubolewając jak Ty to mało nie zarabiasz..
Teraz ten post. .

L'amore non ha un senso, L'amore non ha un nome , L'amore bagna gli occhi, L'amore riscalda il cuore
L'amore batte i denti, L'amore non ha ragione
L'amore esiste...

Odnośnik do komentarza

~BógJestZły
Jak wchodzę do gabinetu to dostaje kołatania serca i napadów lęku, bo boje się, że wykryją mi, że umieram, albo wyślą na rentę 800 złotych miesięcznie.

Na rencie tez można pracować wiec nie ma katastrofy. To tak na marginesie.
Wykryją jeśli nie zaczniesz się leczyć. Po tym co napisałeś moim zdaniem masz nerwicę i może to Ci konkretnie dolega, a nie ADHD i inne cuda na kiju. Tylko z tego co pamiętam, Ty nie masz zamiaru iść ani do psychiatry ani do psychologa... czy się mylę?

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły

Niczego nie oczekuje, ale jak są jakieś problemy to szukam rozwiązania. Jak się da rozwiązać to ok, te których się nie da to trzeba to zaakceptować. No i to nie jest tak, że ja nic nie robię, żeby coś zmienić, ponieważ np. wczoraj przeszedłem rozmowę w języku obcym i dostałem dodatkową robotę, a pojutrze ide na rozmowę o pracę, gdzie aplikowałem, żeby zmienić swoją główną robotę. Co mogę to staram się poprawić, ale z niektórymi sytuacjami sobie zwyczajnie nie radzę i nie potrafię znaleźć rozwiązania.

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły

Nerwicę stwierdził mi lekarz po tych skokach ciśnienia, które nie chciały zejść nawet po beta blokerach za to zeszły natychmiast po wyjściu od lekarza do domu. Codziennie kilkakrotnie mierze ciśnienie różnymi urządzeniami, w aptekach, domu, u rodziny i wartość wynosi w granicach 120 na 80. Gdy idę na badania, na oddawanie krwi, albo do placówki medycznej to ciśnienie wzrasta do 160-200/90-100 i tętno przyspiesza dwukrotnie. Miałem to od lat, zdyskwalifikowali mnie kilka razy za to z honorowego oddawania krwi. Robili badania. Lekarz powiedział, że serce jest zdrowe i nie mam przerostu jakiejś tam komory, która jest u nadciśnieniowców, a wysokie wyniki to efekt lęku. Dostałem skierowanie do psychologa i nie poszedłem, nie wiem dlaczego. Ciężko mi się przyznać przed kimś, że mam problemy. Dlatego robię to anonimowo. W życiu prywatnym zgrywalem zawsze cwaniaka co to wszystko potrafi i niczym się nie przejmuje no i komu to ja bym nie wp**** bo bałem się, że jak ludzie wyczują słabość to mnie zniszczą i się będą ze mnie wyśmiewać. Przed kobietami to już w ogóle prężyłem grzebień jak nienormalny. Oczywiście każda się kapnęła po 5 minutach rozmowy, że to są jakieś machloje. Wprawdzie 100 na klatę szło gładko, ale to były dawne czasy. Teraz to jest tragedia.

Odnośnik do komentarza

Słabość to udawanie kogoś kim się nie jest, to nie przyznanie się do winy. Aby pójść do psychologa i poprosić o pomoc to jest w pewnym sensie odwaga. Męskie ego Ci zabroniło iść na terapie, a teraz sam zobacz jak skończyłeś. Warto było dla męskiej dumy? A moze to nie ego tyko tchórzostwo właśnie...
Bo tak: pójdziesz, poprosisz o pomoc, ujawnisz swoje słabsze strony, odsłonisz swoją "ludzką" wrażliwą stronę, zaczniesz nad sobą pracować czyli wykonasz kawał ciężkiej roboty.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...