Skocz do zawartości
Forum

Boję się iść do psychologa, czuje się przegranym życiowo


Gość I2W

Rekomendowane odpowiedzi

Mam dziwne myślenie, nie potrafię oderwać się od rodziców, mimo iż sam zarabiam na siebie, nie potrafię nawet zrobić tego co chcę w życiu robić,wiem że jest za późno. Po za tym moja edukacja, była bardzo trudna - przemoc szkolna, bardzo wpłynęła na mnie, brak matury też swoje robi. Nawet obawiam się iść na prawo jazdy, bo boję się że nie dam sobie rady. To przeświadczenie wpoili mi moi rodzice (którym dziękuje za wszystko), którzy porównywali mnie z lepszymi kuzynami, nawet teraz mi mówią "on ma już skończone studia a ty co". W szkole zawsze byłem mrukiem, często nawet nauczyciele to wykorzystywali, i krzyczeli na mnie, jak coś nie umiałem. Dość długo nie mogłem nauczyć się liczyć pieniędzy, ani nawet korzystać z zegarka a to podstawowe rzeczy. Po za tym było multum pupilków, którzy aby nie stracić swojej pozycji, śmiali i wyszydzali mnie gdy dostałem piątkę, i gdy wiedziałem że ja to własnymi siłami zrobiłem, a nie na pamięć jak inni. Nie spotkałem dobrych nauczycieli, nie pomagali słabszym, zawsze liczyli się tylko ci co umieją więcej. Jedna decyzja zmieniła by na zawsze moje życie, nie było by tyle problemów, i na pewno zdałbym maturę, ( za którą za późno się wziąłem). Po pierwsze zmiana szkoły, środowiska, i psycholog. Teraz po prostu jest za późno.
Mam zawód , ale to same marne grosze. Moja emerytura chyba skończy się na suchym chlebie i wodzie. :( Najgorsze że jak udałem sie do psychologa, to próbowano mi wmówić że to moja wina, że ja jestem winien bo mi się nie chcę. I to mnie zdołowało podwójnie. Myśle o jakimś kursie zawodowym. Ale od lat mam w głowie jedno "jestem słaby " "jestem do niczego w każdej dziedzinie", nigdy nie będe miał dobrej pracy, dziewczyna mnie opuści. Po za tym że lubię sadzić rośliny co chociaż na chwilę odrywa mnie od moich czarnych myśli. O studiach nawet nie myślę bo i tak muszę pracować. Czasem juz mam dość tej szarej rzeczywistości, wiedząc że zmarnowałem tyle dni. Nawet w tym co robie czyli sadzenie roślin - nie mam wiedzy wystarczającej nawet choćby do tego by założyć sklep ogrodniczy. :( no co zasdadziłem awokado, wyrosło to się ciesze, ale co z tego skoro już usycha. Kwiaty który siałem nie wyrosły. Czuję że przez to wszystko mam takiego doła, dziewczyna niby mnie wspiera, ale sam mam poczucie że nigdy nie będe miał satysfakcjonującego zajęcia w życiu.

Odnośnik do komentarza

W pewnym sensie Cie rozumiem. Moja mama (tata żył obok i nic go nie obchodziło), podcinała mi skrzydła na każdym kroku. Ciągle słyszałam, że jestem cep, że sobie nie poradzę.
Dlatego to co Ci teraz napiszę jest bardzo ważne. Nie jest teorią lub historią wyssaną z palca.

Nigdy nie jest za późno, aby odzyskać wiarę w siebie, nabrać pewności, polubić się i żyć oddzielnie.
Masz możliwość zapisać się do liceum wieczorowego lub zaocznego, zrobić maturę, prawko, kupić auto, zrobić kilka kursów a może nawet iść na studia zaoczne. Znam osoby po 40-tce, które to wszystko zaczynały i poradziły sobie. Ty z pewnością jesteś znacznie młodszy, więc potencjalnie masz większe szanse.
Jednak jest małe ale... otóż, aby tego dokonać musisz podwyższyć swoje poczucie wartości.
Jeśli czujesz, że sam nie podołasz, zapisz się do psychologa. Nie jest za późno, przecież w każdym wieku można przejść terapię.
Jestem dowodem na to, że nawet po 40-tce można zmienić swoje życie i czuć się szczęśliwym. Ty nie czekaj tak długo, zrób to teraz.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Czyli jak byłeś dzieckiem, młodzieńcem to zawsze miałes pod górkę i teraz jak jestes dorosły i juz sam odpowiadasz za swoje życie to jeszcze bardziej masz pod górkę.

Z opisu wynika, ze boli Cię, ze masz srednią szkołe, ale nie jest to uwieńczone maturą. Z Twoich odpowiedzi na porady wynika jednak, ze az tak bardzo Ci na niej nie zależy, piszesz tak sobie o tym braku matury aby popisac, ale żeby na serio się za nią wziąć to juz prawie niemozliwe- a to juz nic z matmy nie pamiętam, a to nie mogłbym chodzić na zadne kursy, bo nie mam kasy, bo pracuję. Mówimy o kursach dla dorosłych, czyli po przeciętnych godzinach pracy.

A takie marudzenie, ze kuzyni to doszli do tego czy tamtego przynosi Ci jakąs ulgę? Przeciez to są Twoi kuzyni a nie Ty i rozkminianie ich sytuacji w zaden sposób nie poprawia ani nie podarsza Twojej. To po co tracisz na to swój cenny czas, który móglbys poswięcać na opracowanie jak dojśc do swojej matury o ile choć trochę Ci na niej zależy.

Odnośnik do komentarza

To typowe...szukanie wymówek. Jest szkoła dla dorosłych, uczysz się eksternistycznie, da się dopasować do pracy. Dla chcącego nic trudnego- znasz to przysłowie?
Tzn trudno będzie pogodzić prace z nauka, ale nie jest trudno zorganizować jeśli się naprawdę chce.
Widzę, że nie jesteś gotowy na tego typu zmiany. Powinieneś więc zacząć od popracowania nad sobą, a potem nad maturą.
Poczytaj w necie w jaki sposób podwyższyć swoje poczucie wartości i nabrać pewności siebie. Poszukaj jakichś technik, metod pracy nad sobą. Na yt są filmiki instruktażowe, sesje hipnotyczne na poprawę samooceny. Weź sobie do serca to wszystko, wybierz coś dla siebie i działaj.
No chyba, ze napisałeś tu tylko po to, by się pożalić, ale nie oczekujesz pomocy.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Taką szkołę skończyłem wiec leniwy nie jestem, ma to raczej podłoże stricte lękowe, a najbardziej uwidacznia się to w pracy, kiedy jestem podatny na krytykę.
Czuję na sobie wzrok, nie jestem w stanie z tym nic zrobić, często się denerwuję, tracę kontrolę nad wykonywanym zadanie, mam mętlik w głowię, i wszystko naraz się zbiera, bo praca pod presją czasu. Pracuję mimo to, staram się jakoś nie przejmować. Tak samo jak nigdy nie starałem się, aby moja mama sterowała moim życiem, aby mówiła kiedy mam iść spać. Kiedy wstać, jakbym sam nie mógł tego kontrolować. Oczywiście nigdy nic nie robię, tak aby było po jej stronie, wszystko robię sam, mimo tego że może krążyć nademną po kilka razy.Np. "idź spać bo jutro do pracy" , kłótnia na ten temat jest taka że to oni czują się "osaczeni" przeze mnie że bezpodstawnie ich atakuje, robią ze mnie chorego. Mimo tego że dają mi wolną rękę i to widzę , są pewne aspekty od których się przyzwyczaili, np. polecenia które są nie na miejscu zważywszy na mój wiek, i zbytnie nakazywanie mi prostych czynności które wiem że i tak zrobię. Niszczenie mi rzeczy, roślin, specjalnie celowo aby zniszczyć we mnie pasję, którą miałem od dawna, porównywanie mnie do innych. Myślę że mnie kochają, ale nie dają mi momentami żyć, po za tym starają się mnie nie słuchać, specjalnie aby wywołać kłótnie "co tam bełkoczesz pod nosem?" krzykiem "ale ja cię nie słyszę" po czym, "jak tak masz rozmawiać ze mną to nie rozmawiaj wcale", i awantury bo nie poszedłem spać. Mam ochotę porozmawiać ponownie o tym z psychologiem, lecz boje się że mnie wyśmieje, jak ostatnim razem, że to moja wina. Czasami wydaję mi się jakby zależało im na tym , abym podążył wszelakimi drogami, tylko nie swoimi. Chodzi oczywiście o wykształcenie. Kocham ich, ale czasem przyznam szczerze że mnie dołują swoim natręctwem, nadmiernym opiekuńczością. Nie chcę tak jak oni myślą że zostanę na zawsze w domu, że tu będe do końca życia. Chciałbym wyjechać, wynająć coś, sukcesywnie na to zarabiam. Oczywiście pomagam rodzicom w pracach, aby ich odciążyć, lecz to jest tylko taka wymówka, jest trochę w tym mojej winy, że nie jestem asertywny, w pracy, w relacjach, że daję sobie naskoczyć na głowę. O tym chce porozmawiać z psychologiem. Wiem że gdy się nie wyśpię do pracy, to będzie to moja wina, a nie ich, więc nie rozumiem ich zachowania, wiem że to z troski ale nie powinni tym sposobem mnie nachodzić. Nie wyśpię się.. soory trudno.. :/

Odnośnik do komentarza

Masz duża potrzebę niezależnosci, ale chyba tylko na papierze. Jakos bardziej stanowczo nie umiesz sie do rodzicow odezwać, ze nie robisz nic zlego, nie pijesz, nie cpasz, nie puszczasz głosno muzyki to zważywszy własnie na Twój wiek niech się do Ciebie odzywają jesli jestes im potrzebny do pomocy, lub gdy wszyscy macie czas i dyskutujecie własnie o jakims problemie. Natomiast uwagi czy juz sie umyłes, czy juz idziesz spac- niech sie z tym wstrzymają.

Oczywiscie, bardziej sie jest doroslym jak juz sie mieszka bez rodziców. to dąz do tego.

Odnośnik do komentarza

Ale trochę to mają racje, jesli jutro idziesz rano do pracy a dzis do pózna w nocy siedzisz, to logiczne, ze się nie wyśpisz. Taki niewyspany jestes bardziej zdenerwowany i bardziej podatny na stres w pracy, bo ktos patrzy, szybciej będziesz tracił kontrolę nad wykonywanym zadaniem, szybciej będziesz mial mętlik w glowie o którym piszesz. Czyli jednak trochę mają rację, ze marudzą.

Odnośnik do komentarza

Nie chodzi tylko o sytuacje w domu, ale mam tak że boję się nawiązywać kontakty. W pracy jest to szczególnie uniemożliwione, ponieważ bardzo się stresuje. Mam ochotę rzucić. Mam wrażenie że rządzi mną strach, że strach a może brak odwagi sprawia że mówię niewyraźnie (czasem ludzie mnie nie rozumieją), boję się też że wszystko robię źle, czegokolwiek się dotknę, czuje splątanie umysłowe, chciałbym zrobić wszystko dobrze, a robię wszystko prawie źle.
Po za tym moje nerwy nie pozwalają mi spać, szukam wszędzie wyjaśnienia mojego stanu, ale nie mogę znaleźć. Nerwicy nie mam, odżywiam się dobrze, mam tylko poczucie zerowej wartości, że każdy wykorzystuję mój brak odwagi, nawet jedna osoba w pracy stwierdziła że widzi strach w moich oczach. Oczywiście rozmawiam ale na zasadzie przytakiwania, albo mówię nie zbyt odważnie.
Czuję że wtedy mam brak sił, chęci, a nawet mam ochotę zrezygnować z pracy. Czuję się do niczego... :/

Odnośnik do komentarza

Mnie też psycholog słusznie powiedział że mam brak wiary we własne siły!!!

Miałem taką sytuację w życiu, że koleżanka która pisała do mnie przez kilka miesięcy stwierdziła że zasługuję na wyższe wykształcenie. Tak ją lubiłem że jej autorytet sprawił że w 52 roku życia poszedłem na kurs maturalny. Na maturze trzeba zdać matematykę, polski i język obcy. Język angielski znałem dobrze z uczenia się go przez wiele lat, zdałem go rozszerzony ma 70%. Matematyka na kursie trochę mi pomogła. Wystarczy ją zdać na 30%. Zdałem ją podstawową na 72%. Są też testy maturalne do samodzielnego ćwiczenia z rozwiązaniami. Język polski na kursie to stanowczo za mało. Z samego kursu go nie zdasz. Ale jest genialna strona klp.pl ona ma streszczenia książek, opracowania problematyki, opisy postaci. Tego uczyłem się około 300 godzin. Dzięki tej stronie polski podstawowy zdałem na 93%. Na studia na kierunku humanistycznym dostaję stypendium 1200 zł miesięcznie i jeszcze mogę dostać stypendium rektora, to by było dodatkowo 1000 zł miesięcznie. Oczywiście satysfakcja ze studiowania z możliwością posiadania wyższego wykształcenia.

Odnośnik do komentarza

pracując cały tydzien i zmęczony mam miec czas na naukę jeszcze? chyba nie wiecie o czym mówicie. Jestem zdołowany wszystkim więc samo bredzenie weź się w garść nie da, poszedłem do psychologa żeby dowiedzieć się że to wszystko moja wina, nie nie brak mi wiary w siebie .. psycholog tak nie powiedział. .. jego tok myślenia nakierowany był wyłącznie na moją winę, wiecie co nie wróciłem tam poniż to nie moja wina że psycholog ma po kilkadziesiąt pacjentów dziennie i że akurat musiał na mnie wyładować swoje nerwy, psycholog to psycholog ale też człowiek ale takie zachowanie mnie zdołowało, wiecie jaki wyszedłem wtedy przybity i zdołowany, to przechodzi ludzkie pojęcie siadłem na ławce i tak siedziałem i myślałem że moje życie jest do kitu. Psycholożki nie obchodziły nawet moja słowa, przegadała mnie. Nie pamiętam nawet co mówiła, ale pamiętam jej poirytowanie i oburzenie.
A że sam podejmuję nieudolne próby gadania do ludzi, co wychodzi mi opornie, bo np. nie umiem powiedziec "hej co słychać" tylko jak maszyna wykonują swoją robotę i mam dość takiego stanu, że jestem spięty jak drut przed ludźmi.
Nie umiem rozmawiać. czy to można jakoś ćwiczyć? a zawsze jak jestem spięty zawsze mam splątaną mowę ze stresu i ludzie mnie nie rozumieją i robię się czerwony. Nawet jak byłem u rodziców, ciotek dziewczyny byłem tak spięty że czułem się potwornie z tym stanem, że jedyne co potrafię powiedzieć to "dziękuję" "tak " "nie" "proszę" oraz standardowe "ładna dziś pogoda".... :/
Czuję brak sił, chociaż robie to co robię i staram się nie przejmować, i jest to sztuczne, to kiedy przychodzę do domu siadam, wylatuję ze mnie wszelkie siły, i wreszcie mogę sobie powiedziec prosto w twarz że ja tak dłużej nie pociągnie, że to sztuczne wykonywanie pracy, i nie odzywanie się do innych, i wypuszczanie swej energii dopiero w domu ...
nawet ząb mnie boli i nie poszedłem do dentysty , bo źle mi plombę zrobili i się boję że zostanę wyśmiany , a nie chcę iść do dentystki która znowu mi coś spieprzy a paragon dawno wyrzuciłem i znowu bym wtopił 200zł, za kolejny nieprofesjonalizm.
Czuję się z tym wszystkim źle.
Nawet ostatnio umówiłem się z dziewczyną w miejscu które dobrze znam i ... zgubiłem się ... szukalem jej z dobre 40 min, a nawet dłuże, dwa razy koło niej przeszedłem, słyszałem jak mnie wołała, ale byłem zbytnio zdezorientowany , wpadłem w jakiś ogromny stres, potem się na mnie zdenerwowała, i kiedy już nie mogłem tego miejsca znaleźć, byłem zbyt zmęczony i zły na siebie, ona już była wkurzona i chciała jechać do domu, w końcu cudem się odnaleźliśmy była awantura duża,, potem dała mi ostatnią szansę na "ogarnięcie się ". Nie odzywaliśmy się do siebie, bo dziewczyna była zła, parę słów zamieniliśmy, i każdy poszedł do domu, ja znerwicowany zły a na drugi dzień w pracy pierwszy raz seria porażek, teraz po5 dniach jest już ok, ale po całej tej sytuacji z dziewczyną, dostawałem w nowej pracy ciągle ochrzan, nawet za banalne rzeczy, spadały mi rzeczy, sam nie potrafiłem myśleć.
Ostatnio myślałem że już psychicznie nie dam rady.
Teraz dziewczyna mówi aby wynajął mieszkanie jak zarobię, ale mam ochotę rzucić pracę. |Rzucić to wszystko , ale wiem że mam wsparcie od dziewczyny, sam jestem psychicznie zapętlony w swojej paranoi. Potrzebuję rozmowy, z kimś ,kto mi pomoże wyrwać się z tej paranoii, nawet podejrzewam u siebie chorobę ale ze strachu nie idę do lekarza, bo się ich boję.

Odnośnik do komentarza

Widać, że jesteś zagubiony. Potrzeba Ci rozmowy, tylko mnie zastanawia jedna rzecz. Czy ta rozmowa ma polegać na tym, że Ty będziesz się żalił, a druga osoba ma słuchać? Czy rozmowa ma polegać na tym, ze dasz się pocieszyć, przyjmiesz rady i starasz się dostosowywać do nich?
Nie jesteś chory- moim zdaniem- tylko spętany strachem i pesymistycznie nastawiony do życia. To się da zmienić, tylko czy naprawdę chcesz? Bo to wymaga żmudnej pracy nad sobą i wiary, że się uda.
Wcześniej napisałam coś takiego: Poczytaj w necie w jaki sposób podwyższyć swoje poczucie wartości i nabrać pewności siebie. Poszukaj jakichś technik, metod pracy nad sobą. Na yt są filmiki instruktażowe, sesje hipnotyczne na poprawę samooceny. Weź sobie do serca to wszystko, wybierz coś dla siebie i działaj.
No chyba, ze napisałeś tu tylko po to, by się pożalić, ale nie oczekujesz pomocy.

Nie ustosunkowałeś się do tego. Obawiam się, że nie możemy Ci pomóc, bo tego nie chcesz, nie w takiej formie jak my możemy Ci pomóc :( .

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
Gość H. Gorski

Cześć, nazywam się Hubert kiedyś byłem w bardzo podobnej sytuacji życiowej ale udało mi się z tego wyjść zaczynając od zera, potrzeba nowego startu zmieniając swoje otoczenie. Odezwij się proszę A wierzę w to że będę tobie dać potrzebne wskazówki do ruszenia w swoim życiu.

Odnośnik do komentarza
Gość Koniecjestblisko

Ehh, mam tak samo jak Ty. Może różnią się trochę szczegóły, ale tak samo jak Ty. To nasze życie na ziemi nie jest sprawiedliwe. Jeden rodzi się mądrzejszy, jeden głupszy. Ktoś ładniejszy z powodzeniem, inny pasztet, który co to seks to może co najwyżej na stronkach odpowiednich poznać jak to wygląda. I tak pisać o niesprawiedliwościach można bez końca.

Jedyna sprawiedliwość która nas czeka i wobec której jesteśmy równi to wiadomy i nieuchronny koniec. Tak naprawdę to wszystkim ludziom trzeba współczuć. I tutaj być może wielu zaskoczę (choć powinno być to dla nich jasne) ale najbardziej wspołczuć należy tym pięknym co mają powodzenie i tym bogatym co mają kasę, bo dla nich życie jest szczęśliwe. A skoro jest szczęsliwe to tym bardziej się boją i nie mogą pogodzić się z tym że koniec w końcu nastąpi. A być może ten koniec nastąpi już na stare lata jeszcze przed tym ostatecznym końcem?

Ja nie mam szczęsliwego życia. Nie mam talentów, nie jestem mądry, zarabiam aby ma życie starczyło. Mam nijaką urodę i zero powodzenia. Co prawda na koniec nie czekam z utęsknieniem bo jeszcze jako tako jestem ciekawy życia i tego co przyniesie przyszłość, ale końca się z drugiej strony całkowicie nie boję. Mam gdzieś czy przyjdzie jutro czy za 50 lat. Totalnie gdzieś.
A znam ludzi którym wiedzie się bardzo dobrze. I oni mówią czasem w chwilach zadumy sam na sam przy piwie że cięzko pogodzić im się z tym że kiedyś odejdą.
Kto wie, a może jestem jednak od nich w czymś trochę lepszy? Bo brak pogodzenia się z końcem to dla nich musi być naprawdę wielka udręka.

Odnośnik do komentarza
Gość H. Gorski

Cześć, jak najbardziej pojmuję twój tok rozumowania lecz prawda nie jest tak dramatyczna i czarna jak próbuje się nam ja przedstawić, ale żeby ja teraz odkopać trzeba się cofnąć naprawdę do samego początku i zadać sobie pytanie skąd pochodzimy, czym jesteśmy i dokąd zmierzamy ? Jeżeli weźmiemy na talerz stek który przyżadziliśmy, my ludzie którzy wykreowaliśmy świat i rządzące nim zasady to tak świat został zbudowany przez ludzi bogatych u władzy dla ludzi bogatych, krwią i cierpieniem mas, okupiony śmiercią i bólem.... więc patrzac na aktualny stan naszej egzystencji to możemy stwierdzić że nie jest to sprawiedliwe. Lecz co jeśli Ci powiem że każdy z nas ma swoje przeznaczenie i zadanie do wypełnienia na tym świecie, każde życie jest ważne od samego początku jego istnienia do samego końca. A co jeśli Ci powiem że świat materialny nie jest jedynym który istnieje a co więcej każdy z nas ma duszę? Odpowiem Ci na to pytanie... wtedy zaczynamy dostrzegać prawdziwy sens naszego stworzenia oraz tego że świat w którym żyjemy został wykreowany przez tyranów tak by zamknąć nam oczy na prawdę i stworzyć głupią społeczność łatwą do kontrolowania za pomocą dóbr materialnych i pogoni za nimi, tak by oni mogli korzystać i kontrolować ten świat. Popatrz na nasze życia od strony duchowej i tego że jest życie po śmierci i to ono jest naszym głównym celem a to tutaj na ziemi jest tylko testem służącym do oddzielenia ludzi dobrych od złych.

Odnośnik do komentarza

Myślałem długo, co to cholerne życie nam daje, znam ludzi z książek którzy kiedyś żyli że mieli znacznie gorzej niż ja, wojny idt. Dlatego dziwię się czemu teraz tak duzo ludzi sobie nie pomaga, siedzą zamknięci w 4 ścianach, i każdy ze smartfona najlepiej najnowszy model, markowe ciuchy, buty, ja mam jakieś normalne i się cieszę że nie muszę kroci wydać na nowe adidasy czy Nike, bo mnie nie stać się nie tylko z tego powodu po prostu nie chce podążać ślepo za innymi. Takie przemyślenia dobrze mi zrobiły, dawniej cieszyłem się z swetra czy szalika a teraz to ludziom nie wystarcza. Po za tym wszystko drożeje, wszędzie budują coś, nie ma skrawka ziemi.

Odnośnik do komentarza
Gość H. Gorski

Cieszę się że się rozumiemy w tej kwestii, dlatego chciałbym ja rozwinąć bo widzisz zasada jest prosta im dalej od Boga tym bardziej ludzie są zagubieni i idą ślepo na zgubę myśląc że to technologia i rozwój nas uratuje przed chorobami, cierpieniem i śmiercią A jest całkowicie na odwrót im głębiej posuwamy się do przodu z technologią tym dalej się oddalamy od natury, a efekty są tragiczne wystarczy popatrzeć za okno Ci się dzieje z ludźmi mimo iż żyjemy blisko siebie to jednak jesteśmy dla siebie obcy, niezdolni do współrelacji, zapominamy o podstawowych wartościach danych nam od Boga takich jak miłość, współczucie, radość z życia w zamian to wpatrzeni w Social media w wyścigu za lepsze zdjęcie, lepsza figurę, i tak można bez końca. Bo widzisz w życiu potrzebny jest bilans na każdym jego etapie a do tego bilansu potrzebne jest inna perspektywa patrzenia na to wszystko, perspektywa życia duchowego która pozwala Ci dostrzec w jakim kierunku i w jakim celu ludzie biegną tak zawzięcie do przodu, nie umierać stanąć na chwilę w miejscu j docenić drugiej osoby obok podczas spaceru w piękny słoneczny dzień

Odnośnik do komentarza
Gość Koniecjestblisko

H.Górski- Niestety pojmuję świat czysto logicznie i naukowo i niestety nie wierzę w Boga ani w raj po śmierci. Chciałbym wierzyć, że po śmierci będziemy w świecie gdzie będzie lepiej niż tutaj, ale nie wierzę. Jeśli jesteś wierzący to proszę nie uraź się, ale dla mnie to bajki i zapchajdziura aby wytłumaczyć sobie wszystko wokół. Bo tak jest łatwo i prosto.
A nawet tylko załóżmy, że istniałby Bóg to on za bardzo sprawiedliwy nie jest, skoro rodzą się dzieci z zespołem downa, etc.

Co do społeczeństwa i ludzi to masz jak najbardziej rację. Jest źle. Chciałbym aby ludzie się szanowali i tak dalej, ale co ja mogę? Ja sam staram się być miły, pomocny. Ale czuje się trochę jak kaczka na wyspie pingwinów. A czasami o zgrozo przez to bycie miłym i pomocnym tak naprawdę tylko tracę. Ludzie mnie wykorzystują.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...