Skocz do zawartości
Forum

Depresja pourazowa


Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Mam około 30 lat. Mam problem, ze sobą. Około 4 lata temu, w moje stojące auto, z dużą prędkością wjechał inny samochód, miałem nogę na hamulcu, a i tak przestawiło moje auto, uderzyłem w kolejne. Nikomu z uczestników nic się nie stało (ja byłem sam), ja pogiąłem fotel kierowcy. Karetki nie wzywano. Tego samego dnia spuchło mi kolano, plecy zaczęły pulsować, były wymioty, itd. Ponieważ zawsze cieszyłem się świetnym zdrowiem(nawet zwykłe przeziębienie miałem raz na 2-3 lata, od czasów dzieciństwa nie miałem potrzeby widzieć się z jakimkolwiek lekarzem, nawet zębów nigdy nie miałem potrzeby leczyć), chciałem przeczekać, wypocząć w domu. Zawsze uprawiałem amatorsko różne sporty, lubiłem kąpiele w zimnej wodzie, zawsze byłem w ruchu. Miałem ogromne samozaparcie, dążyłem do zrealizowania planów i marzeń, miałem wiele pomysłów, już mając poniżej 30 lat, miałem nowy, duży dom, kilka aut i wiele planów na przyszłość. Wiem, że wiele osób mnie podziwiało, że byłem taki pracowity. Z żoną znaliśmy się długo przed ślubem, mamy do siebie prawdziwe uczucie miłości i przyjaźni, jednak po wypadku coś ze mną się zaczęło dziać. Przestałem pracować, zamknąłem się w domu, udając że niby coś robię, a tak naprawdę to całe dnie leżałem w bólu, użalając się nad sobą. W ciągu kilku miesięcy po wypadku miałem więcej badań, niż przez całe życie. Dla mnie, nie chodzącego wcześniej po lekarzach, to było przerażające. Zniszczone kolano, brak możliwości chodzenia dłużej niż kilkadziesiąt minut, bezsenność, drżenie rąk, drętwienie rąk i nóg, ból pleców, całkowity brak ochoty na seks i do robienia czegokolwiek. Nie miałem odwagi na operację uszkodzonego kolana, bo wyczytałem, że mogłyby być powikłania, więc nie chciałem ewentualnie "kuleć". Byłem faszerowany psychotropami, ale sam to przerwałem, czułem się ciągle otumaniony, było to zaprzeczeniem mojego "normalnego" stanu sprzed wypadku. Psychiatra twierdził, że mam depresję i chyba stany lękowe, już nie pamiętam. Ja zacząłem się bać innych ludzi, nawet na zakupach, nie mogę jechać w czyimś aucie, bo bym chyba umarł, kilka razy jak z kimś jechałem - serce mi waliło, nie mogłem normalnie oddychać, trzymałem się uchwytów, zapierałem nogami w podłogę i plecami w siedzenie. Wiem że to brzmi co najmniej dziwnie, ale tak jest, nie mam nad tym panowania, sam mam spory staż za kółkiem, ale nigdy nie miałem takiego zdarzenia. Sam jakoś jeżdżę, ale boję się każdego auta, ciągle myślę, że zaraz ktoś we mnie uderzy, mimo iż kupiłem większe auto, dość bezpieczne. Zerwałem wszystkie kontakty koleżeńskie i handlowe. Nigdzie nie wyjeżdżałem na wypoczynek, ciągle w domu. Zacząłem palić papierosy, paczkę dziennie i pić piwo, ale tylko na sen - 5-6-7 półlitrowych piw, ciągle brałem możliwie najsilniejsze leki przeciwbólowe. Tak mi minęło kolejne 2,5 roku. Leki przeciwbólowe jakby bardzo słabo już działają, chyba organizm się uodpornił. Większość znajomych chyba uznała że mi odbiło. Ale zostali też tacy, którzy wręcz na siłę przyjeżdżali do mnie, rozmawiali ze mną, widząc że się zmieniłem, przestałem pracować, na siłę wyciągali mnie "do ludzi". Żona często po kryjomu płakała, bo nie mogła ze mną się dogadać, twierdziła że się zmieniłem, stałem się oschły i nieczuły, zamknięty w sobie, ja nie miałem wręcz ochoty na dalsze bycie z nią i z kimkolwiek, czasami nie odzywałem się do nikogo po dwa tygodnie, nawet ani jednym słowem, chciałem być sam i ciągle leżeć lub najlepiej spać. Żona, nie mogąc do mnie dotrzeć rozmową, pisała do mnie listy. To mnie trochę opamiętało, ona miała normalne plany na przyszłość, ja byłem w stadium wegetacji. Reszta rodziny próbowała delikatnie do mnie podejść z rozmową, ale nie miałem zamiaru dla bliskich opowiadać o swoich problemach. Po trzech latach od wypadku, ponownie zacząłem chodzić do lekarzy, aby coś ze swoim życiem zrobić, bo już nie miałem nadziei na to, że samo przejdzie. Poza tym chyba ta moja bezsilność wobec swego stanu zdrowia, w połączeniu z lekami przeciwbólowymi i alkoholem, powodowała że wielokrotnie myślałem, aby skończyć ze sobą, że to bez sensu tak się męczyć, nie mieć radości z życia. Po jakimś czasie zrobiłem, zlecone po wypadku, lecz nie robione wcześniej przeze mnie, rezonanse kręgosłupa, okazało się że mam rozwalone wiele dysków, wystawiono skierowanie na wstawienie implantów kr. szyjnego, lędźwiowy do rehabilitacji. Dla mnie to na początku był szok, choć już w sumie muszę przyznać, że jest to jakieś takie obojętne dla mnie. Przeszedłem rehabilitację u najlepszych fachowców, pomogli w pewnym stopniu - przynajmniej nie bolą plecy przez cały czas. Chyba lekka ulga w moim bólu spowodowała, że w ciągu 2 tygodni przestałem palić i zobaczyłem jakąś iskierkę nadziei. Obecnie już około 2 miesięcy nie palę, piję 6-7 piw codziennie przed snem, inaczej nie zasnę, alkohol wysokoprocentowy nie działa na mnie zbyt nasennie. Nawet po wypiciu przy jakiejś okazji, 0,5 - 0,75 litra wódki na głowę, muszę wypić kilka piw, wówczas szybko zasnę. Byłem też u psychiatry i to była pomyłka. Nie dość, że ponownie dostałem nakaz brania różnych psychotropów, to lekarz nakazał mi się stawić na terapię antyalkoholową. Ja mówiłem, że piję tylko na sen, inaczej nie zasnę w ogóle, i że potrzebuję wsparcia i konkretnych wskazówek, aby spróbować wrócić do dawnego życia, zacząć pracować i dawać radość bliskim. Prawie się pokłóciłem, wyszedłem wkurzony, trzasnąłem drzwiami, nie chcę więcej się tam widzieć, jeszcze płacąc za to. Nie tego oczekiwałem, bo sądzę, iż dam radę bez leków i AA, tylko nie wiem jak, a nawet żony nie chcę zagłębiać w to, co się ze mną dzieje. Dodam, że w dzień nigdy nie piję, a spać chodzę, gdy ona już śpi. Dom mam spory, więc się mało widujemy. Ostatnio niestety przygnębienie się mi nasiliło, mam koszmarne myśli i sny, oraz jakby potrzebę, aby skrzywdzić innych. Aby tylko do tego nie doszło, bo to prawdopodobnie spowoduje, iż sam się pożegnam. Trochę ostatnio pomogłem zarobić innym ludziom, wykorzystując swoje umiejętności, ale chyba się nieco zawiodłem, bo choć nie oczekiwałem gratyfikacji, to przynajmniej solidnej pochwały i uznania za niezłą robotę, było mi to potrzebne aby uwierzyć, że mam jeszcze jakąkolwiek wartość. Jednakże, każdy tylko gotów, aby wziąć spory zarobek ( po kilka średnich krajowych), bez dziękuję, ot tak normalnie. Ale żalu nie mam, robiłem to, w ramach samodzielnie wyznaczonego celu, coś jakby taka mała terapia, aby nie myśleć o bólu i zrobić coś dla innych, jeśli nie dam rady zrobić czegokolwiek dla siebie. Zauważyłem, że gdy świeci słońce, to mi jest tak lżej na duszy i zaczynam nawet mieć jakieś marzenia. Ciągle jednak czuję się źle, nie wiem co mam robić, nie chcę krzywdzić innych czy siebie. Wstydzę się swojego stanu zdrowia, nie potrafię poprosić o pomoc, zawsze to ja pomagałem innym, jak tylko mogłem, sprawiało mi to przyjemność i zadowolenie. Nie wiem, czy któregoś dnia nie zdecyduję się rozpędzić autem i przywalić w jakieś drzewo. Po prostu, żyć mi się trochę nie chce. W ostatnich dniach zacząłem czytać na necie o psychotropach, które ewentualnie jednak ponownie mógłbym brać, ale dużo jest negatywnych opinii. Zauważyłem też, że wiele ludzi ma dużo problemów z psychiką, poczytałem fora. Chyba na Waszej stronie gdzieś były testy na depresję, rozwiązałem z wynikiem ciężkiej depresji, miałem ponad dwa razy większą depresję niż granica, od której jest ona ciężka. Chyba źle jest ze mną, ale może mam jeszcze jakieś szanse na życie? Wielu odpowie – zdrowy facet, weź się za siebie i odnoś sukcesy. Tylko że ja nie dam rady nawet wegetować, wszystko jest dla mnie problemem. Przepraszam, że zabieram Wasz cenny czas. Pisząc ten tekst, po raz pierwszy od kilku lat poleciały mi z oczu łzy, może to psychika chce się oczyścić, nie wiem... Ciężko mi jest, nie daję już rady, męczę się, gdy cokolwiek na swój temat myślę, to rozsadza mi głowę... Zaniedbuję wszystko, co tylko można zaniedbać, a wiem że mam możliwości, tylko nie wiem jak… Może ktoś mi coś podpowie. Pozdrawiam serdecznie.

Odnośnik do komentarza

Witaj :)
O nie nie chłopaku Ty nie możesz tak żyć. Podźwigniesz się i po przeczytaniu Twojej historii jestem tego pewna , wierzę w Ciebie. Po pierwsze dobry specjalista -lekarz ortopeda.Jeśli nie masz dobrego mogę się zorientować i popytać , wystarczy iść na konsultację do sprawdzonego lekarza. Po drugie mając na uwadze, że masz duże wsparcie w żonie a ona jest bezradna bo ją ciągle odpychasz wyciągnij do niej pomocną dłoń ;) .To jest osoba której możesz zaufać i na pewno cię nie oszuka jak "zawodowi pseudo dobrzy ludzie" którzy szukają tylko zysku - takie czasy ale sa jeszcze dobrzy i zaufani ludzie ;). Ona Cię będzie wspierać a to bardzo ważne po jakiś traumatycznych przeżyciach(mimo że nawet czasem może cię draźnić czy wkurzać). Wierz mi że wiele ludzi walczy o zycie ,chorzy na choroby nowotworowe mają w sobie tyle zaparcia , tylko podziwiać i brać przykład. Chcą żyć bo życie jest naprawdę fajne można tyle robić i to nie tylko dla siebie ;) .Podejrzewam, że problemem jest też Twoja psychika z którą się coś stało ...szok ...przerażenie ? Nie jestem psychologiem ale czymś to jest spowodowane, coś pękło w Tobie. Rozmawiaj z zoną , masz może rodzeństwo fajne lub kogoś zaufanego ? Z nimi też warto porozmawiać , z kimś kto wysłucha. Moim natchnieniem jest moja siostra. Uśmiechnij się teraz :) No od razu lepiej ... Myślę , że chętnie tutaj ludzie się wypowiedzą i przytrzymają cię za rękę. Jakby co jestem :) Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Nie jestem psychologiem , ale podobną sytuację miała moja siostra. Było trochę problemów w domu i pewnego dnia zamknęła się w pokoju, bała się wyjść z łóżka nawet żeby iść do łazienki, odrzuciła wszystkich znajomych. Rodzice jeździli z nią po lekarzach. Zostaliśmy przy psychiatrze. Okazało się, że ma zespół napięcia pourazowego. Tabletki bierze od 2 lat( w lipcu tego roku kończy terapie i tabletki) co miesiąc wizyta u psychiatry, ale jest poprawa. Duża poprawa . Dzisiaj wychodzi na spacery, spotka się z ludźmi są dni kiedy dostanie "ataku" i chce wrócić do domu, bo przypomina jej się sytuacja która ją doprowadziła do tego stanu, ale to jest sporadycznie. Myślę że opinie jakie czytałeś o psychotropach są opiniami ludzi, którzy nie potrafią pogodzić się z tym, że są chorzy i potrzebują pomocy ( tak samo robiła moja babcia chora na depresje maniakalną dwubiegunową) uważała, że tabletki jej szkodzą, są niepotrzebne i że przez nie tyje. Jeśli chcesz żeby było dobrze daj sobie pomóc. Lekarze nie chcą zrobić Ci pod górkę tylko wyciągnąć Cię z tego. Masz przy sobie kochającą żonę , która zrobiłaby wszystko żeby Ci pomóc - doceń to :) Mimo, że zachowywałeś się do niej oschle ona Cię nie zostawiła . Jest ciągle przy Tobie ! Masz dużo szczęścia . Pomyśl ile osób przy Tobie zostało po wypadku ? Ona jest ciągle pomimo, że sama też przy tym cierpi. Masz duże szanse wrócić do życia tylko musisz zaufać innym i dać sobie pomóc. To jest moje zdanie. Mojej siostrze tabletki pomogły, warto się przełamać trochę te tabletki pobrać i cieszyć się na nowo życiem . :) one nie są do końca życia. :) Wierze, że Ci się uda ! Jej się udało więc czemu nie miało by wyjść Tobie ?:) Życzę szybkiego powrotu do zdrowia :)

Odnośnik do komentarza

Miałaś do czynienia kiedyś z chorobą psychiczną ? U mnie w rodzinie ten problem miały bliskie 3 osoby . Niestety to nie jest jednorazowy gorszy dzień, czy mały problem który jest do rozwiązania. Przy chorobie psychicznej jest potrzebne wsparcie wiara w siebie, oczywiście terapie , spotkania z ludźmi wychodzenie oczywiście to też . Ale tak jak i on wspomniał psychologowie , psychiatrzy dają tabletki psychotropowe które pomagają Ci zwalczyć chorobę . Które chociaż trochę zwalczają strach, czy inne objawy zależy od choroby . To nie jest nic złego. To jest część leczenia takich chorób przez psychologów itp. Uwierz mi . Byłam świadkiem przez jakie piekło takie osoby przechodzą. Niestety ale trzeba to leczyć

Odnośnik do komentarza

i o to właśnie mi chodzi :) że jeśli lekarz coś takiego przepisze to nie odkładać sugerując się tym co ludzie piszą na forum tylko dać sobie pomóc i zaufać lekarzowi :) Z tym też się zgadzam ;) Czas i pora zaufać żonie i bliskim, skorzystać z ich pomocy i zacząć działać ;) Będzie dobrze zobaczysz ! Mocno trzymamy kciuki ;) Prawda bialarozyczka ?:)

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za odpowiedzi i jakiekolwiek zainteresowanie moim problemem, z który nigdy się nie podzieliłem, a psychiatrzy to mieli to gdzieś. Odnośnie pytań: inne osoby, mi bliskie, nie mam zamiaru informować o swoich problemach - każdy widzi we mnie motorek, który napędzał innych, pradwopodobnie nadal tak myślą. Pozatym każdy robi kasę i ma swoje nerwy z tym związane. Jedynie żonie mógłbym powiedzieć, co mnie gnębi, ale nie mam zamiaru jej denerwować, kocham ją, nie chcę aby denerwowała się dodatkowo z mojego powodu. Jest bardzo silna, ale i bardzo uczuciowa, wiem że ją krzywdzę, ale nie potrafię tego zmienić. Nie będę rozmawiać z Nią o swoim upadku. Wiele razy rozważałem, czy poradzi sobie bez mnie, nie wysnułem jednoznacznej odpowiedzi. Wiem, że mnie kocha nieskończoną miłością, ale co zrobi gdy mnie nie będzie, tego nie wiem...
Dziś postanowiłem zrobić eksperyment i w nocy pojechałem po piwo, ale pod sklepem stało kilka osób i przez prawie godzinę nie byłem w stanie wyjść z auta, dopóki nie odeszli. Bałem się ewentualnych spojrzeń w moją stronę. Zakupiłem tylko 4 piwa - w ramach eksperymentu, już wypiłem, i jestem wku...y z tego powodu, bo po prostu nie czuję wpływu alkoholu, a nie pojadę drugi raz bo wolę mieć prawko. Jakbym przy okazji zrobił wypadek, to od razu bym skończył ze sobą. Nie chcę wywoływać wilka z lasu, w okolicy ciągle kontrole policyjne. Znając życie to jutro wypiję z 8 przed snem. Wspomnę, że alkohol nie wpływa na mnie jak na większość ludzi, że się zataczam czy wymiotuję. Nic z tych żeczy, ja po prostu mogę spokojnie się położyć i usnąć w dwie-trzy minuty, co jest dla mnie wybawieniem od bólu i bezsenności. Dzisiejsza noc będzie ciężka, bezsenna. Przez to i jutrzejszy dzień będzie cięższy niż zwykle, bo będę mniej wyspany, tak jakby zombie. Mam leki nasenne, ale boję się, że po nich nie wstanę rano, mimo iż zastanawiam się nad zakończeniem życia. Przez to, że nigdy nie chorowałem i nie brałem leków, nie ufam lekarzom i środkom przez nich przepisanych. Może to niesłuszne podejście, ale tak mam... Gdy brałem psychotropy, to naprawdę źle ze mną było, dlatego przerwałem. To nie byłem ja. Przez ostatnie półtorej roku tylko 2-3 razy nie piłem przed snem, bo byłem zmęczony poprzednim dniem. Odnośnie ortopedów: korzystałem z porad najlepszych w regionie specjalistów, którzy to wysyłali mnie do jeszcze lepszych. Wiem, że ludzie dużo im zawdzięczają, ja jednak się boję, że stracę to co mam, i będę inwalidą, choć chyba w pewnym sensie już nim jestem. Zastanowiłem się nad Waszymi wypowiedziami, przypomniało mi się, że znajomi chcieli mi pomóc kilka miesięcy temu, poprzez wkręcenie mnie do interesu, jednak ich wtedy odprawiłem z kwitkiem. Inni znajomi, którzy sporo mi zawdzięczają, również co jakiś czas się napraszają z pomocą. Wiem, że wiele osób uważałoby to za prawdziwy dar od losu, jednak mój stan nie pozwala na oddanie się pracy. Nie dbam o siebie, garnitury wiszą zakurzone. Może jutro pojadę do fryzjera, jak starczy mi sił. I tak nie będę rozmawiać, tylko siedzieć ze spuszczonym wzrokiem. Naprawdę chciałbym coś ze sobą zrobić, nie wiem jak. Dziękuję "bialarozyczka", czytając jej wpisy miałem łzy w oczach. To dla mnie piękne, drugi raz od wielu lat. Uśmiecham się przez łzy :) To dla mnie wielkie ukojenie po całym czasie spędzonym po wypadku. Dzięki niej, czuję się troszkę podbudowany, mam nadzieję na lepsze jutro. Piękne to jest dla mnie - dziękuję... Dlaczego komukolwiek zależy na pomocy innym? Trochę to rozumiem, bo sam pomagałem w innych sprawch, choć ostatnio się zawiodłem na ludziach...
Po ostatniej przygodzie z psychiatrą, to nieprędko się skuszę na taką wizytę. Wyjeżdzam autem tylko w nocy, dziś pędziłem na złamanie karku, po śliskiej nawierzchni, ponad czterokrotnie przekraczając dopuszczalną prędkość. Wszystko mi jedno. Co ma być to będzie. Tylko szkoda mi tych pięknych chwil z żoną. Kiedy przeglądam stare fotki, to mi się gardło ściska. Miałem życie, którego każdemu mógłbym życzyć, teraz jestem warzywem. Chyba mam obecnie jakiś poważniejszy kryzys, wszystko mnie dobija. Nawet odgrzanie pizzy to dla mnie powód do szału, zbyt długo trwa, stałem się nadpobudliwy. Szanuję Wasz czas, ale chyba nie ma dla mnie ratunku. Coraz bardziej się przekonuję, że jestem zbędny na tym świecie, że i tak wszystko potoczy się lepiej, bez mojej zepsutej osoby. Byćmoże to chore myślenie, ale ja na chwilę obecną nie potrafię inaczej myśleć. Niestety mam taką wadę - jestem bardzo uparty, jeśli o czymś jestem przekonany, to nie ma siły aby mnie zmusić do zmiany zdania. Jednakże do wszelkich argumentów staram się podchodzić ze sprawiedliwością. Obecnie jednak mam przekonanie, że jestem dnem... Życzę Wam, abyście cieszyli się życiem, może być fajne. Każda chwila jest piękna, gdy jest się zdrowym. Ja zazdroszczę Wam tego.

Odnośnik do komentarza

Do zeronadziei.

Witam Cię serdecznie. Po przeczytaniu Twojej historii nasuwa mi się jedno- psychoterapia!! Daj sobie pomóc. Naprawdę. Sama zmagam się z nerwicą lękową. Nawet może jest to zespól pourazowy. Nie biorę leków, bo nie chce, ale psycholog to podstawa. Ja dość szybko się do tego przyznałam sama przed sobą i poszłam do lekarza. Pomyśl... po co się tyle męczyć? Psycholog Ci pomoże, wskaże Ci drogę. Przepracujesz swoje emocje jeszcze raz. Nauczysz się myśleć na nowo.

Także bierz życie w swoje ręce i działaj!!

To też przyniesie ulgę Twojej żonie.
Będziesz mieć osobę przed którą będziesz sie mógł otworzyć.

Odnośnik do komentarza

[quote="zeronadziei"] każdy widzi we mnie motorek, który napędzał innych, pradwopodobnie nadal tak myślą.
Niech sobie myślą co chcą nikt nie jest ideałem i nigdy nie jest w życiu tak że wszystko się układa , raz jest dobrze a raz źle ale jeśli nasze myśli są pozytywnie złe chwile znikają raz dwa :D

1) żona :
Jest bardzo silna, ale i bardzo uczuciowa, wiem że ją krzywdzę, ale nie potrafię tego zmienić. Nie będę rozmawiać z Nią o swoim upadku. Wiele razy rozważałem, czy poradzi sobie bez mnie, nie wysnułem jednoznacznej odpowiedzi. Wiem, że mnie kocha nieskończoną miłością, ale co zrobi gdy mnie nie będzie, tego nie wiem...

odp: - A jesteś w stanie żyć z poczuciem że ona nie poradzi sobie bez Ciebie ? Sumienie nie pozwala Tobie jej krzywdzić bądź obarczać swoim upadkiem , ze skrajości w skrajność popatrz na to. Nie krzywdź jej za to że chce Ci pomóc a Ty ją odpychasz. Zaufaj jej !!! Ja również jestem cholernie wrażliwa ale wierz mi i jednocześnie silna - czasem bardzo ;) . Ty musisz się otaczać pozytywnymi ludźmi. Ale nic za darmo mój drogi , Ty też musisz coś z siebie dać ;).
Jeśli znajomi Ci podrzucają pomysly na interes nie odrzucaj od razu , przemyśl zastanow sie wspolnie z żona.
Jeśli sa to dobre propozycje to warto spróbować żeby zając się czymś. Wierz bo troszkę w życiu przeszłam i praca to jest jedno z fajnych rozwiązań ;).

2) Nie chcę wywoływać wilka z lasu, w okolicy ciągle kontrole policyjne. Znając życie to jutro wypiję z 8 przed snem.

odp: - Mi oddasz 6 sztuk i wypijesz tylko 2 :D
Alkohol a raczej piwo usypia ale potem ból głowy jest bleee nie polecam a i jeszcze jedno brzuch duży rośnie :)))))) także uważaj.
Uparciuchu :) lekarze to podstawa teraz i zaufaj im bo oni nie mają interesu w tym żeby Tobie zrobić krzywdę wierz mi , a chcą pomóc.
Obiecaj mi że jak będzie wszystko ok to pojedziemy się przejechac na rolkach ? :)))))))))
Co do specjalisty służę pomocą poszukam dobrego, psychiatra to tez nic strasznego. Pomoże Ci ale musisz sam chcieć tego bo wiesz ja jestem kruszynka i siłą cie nie zaprowadzę ;).

3) Nie dbam o siebie, garnitury wiszą zakurzone. Może jutro pojadę do fryzjera, jak starczy mi sił. I tak nie będę rozmawiać, tylko siedzieć ze spuszczonym wzrokiem.

odp : -To do pralni te szmatki i masz iść do fryzjera !!!! Ja idę w sobotę :D

4) -Naprawdę chciałbym coś ze sobą zrobić, nie wiem jak.

odp: - Ja Ci wszystko powiem jak .

5) Dziękuję "bialarozyczka", czytając jej wpisy miałem łzy w oczach. To dla mnie piękne, drugi raz od wielu lat. Uśmiecham się przez łzy :) To dla mnie wielkie ukojenie po całym czasie spędzonym po wypadku. Dzięki niej, czuję się troszkę podbudowany, mam nadzieję na lepsze jutro. Piękne to jest dla mnie - dziękuję... Dlaczego komukolwiek zależy na pomocy innym? Trochę to rozumiem, bo sam pomagałem w innych sprawch, choć ostatnio się zawiodłem na ludziach...

odp : - Weź bo ja tez się popłakałam ....ajajaj beksy z nas
Ciesze się , że uśmiechnąłeś się do mnie a łzy są dobrą oznaką na lepsze jutro. Wyściskałabym cię teraz ale monitor nie pozwala :D.
Dlaczego mi zależy ? bo życie jest fajne i mamy jedno tylko jedno życie a to jest wyzwanie ;) .
Jesteś bardzo silny czlowiekiem masz fajną żonę którą bardzo kochasz i sprawisz że ten stan z którym masz problem nie złamie cię , moze być troszkę inaczej ale nie gorzej ;). Głowa do góry ( to tak i u fryzjera ).
I jeszcze jeden uśmiech poproszę na początek dnia ;)

6) Po ostatniej przygodzie z psychiatrą, to nieprędko się skuszę na taką wizytę. Wyjeżdzam autem tylko w nocy, dziś pędziłem na złamanie karku, po śliskiej nawierzchni, ponad czterokrotnie przekraczając dopuszczalną prędkość. Wszystko mi jedno. Co ma być to będzie. Tylko szkoda mi tych pięknych chwil z żoną.

odp :- Wcale nie wszystko jedno bo Nam tutaj nie jest obojętne co Ty tam po nocy wyprawiasz ;).
7) Nawet odgrzanie pizzy to dla mnie powód do szału, zbyt długo trwa, stałem się nadpobudliwy. Szanuję Wasz czas, ale chyba nie ma dla mnie ratunku.

odp :- Też bym się wkurzyła bo jak wracam z pracy to jestem zawsze bardzo głodna :D
My tez Ciebie szanujemy więc skoro szanujesz nasz czas wiec nie pisz że nie ma dla Ciebie ratunku zrozumiałe ? NO !!! Bo ja tez jestem bardzo uparta :D

Obecnie jednak mam przekonanie, że jestem dnem...

O żebyś Ty wiedział co ja myślałam o sobie czasem ;)
Ale się rozpisałam. Wybaczcie ale jak zacznę to przestac nie moge :)

Odnośnik do komentarza

Witajcie! Opisałem swój problem zaledwie kilkanaście dni temu. Kilka osób udzieliło mi wskazówek, które nie miały wpływu na moje myślenie, gdyż kierowały mnie do lekarzy, a tego nie chciałem, broniłem się przed tym. Prawdopodobnie już nie zajrzałbym na forum; co by ze mną było, to nawet Sam nie potrafię teraz sobie wyobrazić. Chciałbym się jednak podzielić spostrzeżeniami. Od tamtej pory moje życie zmieniło się gwałtownie, czasami trudno mi w to uwierzyć, wielokrotnie dosłownie ledwo ogarniałem ten lawinowy bieg zdarzeń, to niesamowite tempo zmian...
Akurat miałem niesłychane szczęście, pewna niesamowita osoba z tego forum, prywatnie, bezinteresownie wyciągnęła do mnie pomocną dłoń, angażując swój czas, niespotykaną inteligencję, własną prywatność i mądrość życiową. Nie odrzuciłem tej pomocy, chyba tylko intuicyjnie. Nazwę tą osobą Aniołem, ponieważ takich ludzi nawet ze świeczką nie znajdziecie. Ów Anioł, poświęcił mi na rozmowy kilkadziesiąt godzin, poświęcając mi długie wieczory i zarywając wiele nocy. Osoba ta udzieliła mi wielu rad, podtrzymywała na duchu w trudnych ale słusznych decyzjach, była ze mną w ciężkich chwilach i pomogła zdecydować się na walkę z samym sobą, chyba przeczuwając, że mój pierwszy post na forum, to rozpaczliwy, ostatni krzyk o pomoc. Po kilku latach codziennego picia, dzięki Niej, od około tygodnia nie spróbowałem ani kropli alkoholu, zaprzestałem nocnych ucieczek. Posprzątałem prawie wszystko to, co wiązało się z samowolnym więzieniem się, zająłem się porzuconym hobby. Zacząłem wychodzić z domu, odświeżyłem stare kontakty, postanowiłem zaryzykować i podjąć ryzyko związane z pracą. Znajomi postawili bardzo trudne warunki, wiedząc, że jestem osobą o bardzo wysokim ryzyku niepowodzenia, ale dali mi szansę. Zacząłem dobrą pracę, co prawda jestem na środkach przeciwbólowych, bo kolano i kręgosłup dają się we znaki, jednakże znowu zaczynam żyć, ten motorek we mnie, nabiera obrotów. To jest to, co kiedyś niesamowicie lubiłem, i ciągle o tym pamiętałem. Ponieważ codziennie do pracy mam daleki dojazd, muszę sobie z tym radzić. Bardzo pomocna jest głośna muzyka, odcina mnie ona od wielu nieprzyjemnych myśli, pozwala na relaks i obiektywne podejście do wielu spraw, nawet półtorej godzinny dojazd nie stanowi większych problemów. W pracy odpowiadam za kilkuosobowy zespół ludzi, dogaduję się, wszystko jest w porządku, pierwsze, rygorystyczne zadania zostały dużo szybciej zrobione, niż zakładano, podejmuję trafne decyzje. Obecnie mam drogę otwartą na dłuższą pracę, pracodawcy są zdumieni…
Chciałbym opisać, jak przebiegały te ostatnie zmiany w moim życiu. Mój Aniołek, będąc przy mnie, tylko rozmawiał, dawał wskazówki; nie nakazywał, ale cierpliwie oczekiwał rezultatów, doskonale wiedząc jak uczynię, jakby znał mnie od lat; podtrzymywał na duchu i prowadził jak małe dziecko, za rękę. Te wszystkie zmiany, które przeszedłem i przechodzę ciągle, były cholernie trudne, nikomu nie życzę przechodzić przez to, czego doświadczyłem, ale chyba najgorsze za mną. Momentami prawie czułem, że zeświruję, i jedynym ratunkiem będzie zabranie karetką do szpitala psychiatrycznego… Ja, trzydziestoparolatek, wielokrotnie ostatnio wylewałem łzy. Czułem się strasznie, każdego dnia niemiłosierny ból głowy, ciągłe uczucie złapania za gardło, straszne zmiany nastojów – od skrajności w skrajność, całkowity brak apetytu, przez kilkanaście dni schudłem ponad 4 kg, obecnie troszkę jem, niewiele... Być może to także skutki zaprzestania picia, wcześniejszego (niedawnego - 2 miesiące) rzucenia palenia. Dzięki rozmowom - opowiadałem, analizowałem raz jeszcze wszystkie sytuacje. To pomagało, czułem ukojenie i nieopisaną wdzięczność, iż znalazła się taka cudowna osoba, chcąca mnie wysłuchać, pomóc. Ciężko było się przełamać, ale dzięki niesamowicie pomocnej dłoni, chyba się udało. Mój Anioł płakał wielokrotnie razem ze mną, nie opuszczając mnie w tych ciężkich chwilach. Prawdopodobnie wypadek, to tylko częściowy powód mego kilkuletniego zamknięcia się w domu. Otworzyłem oczy, wiecznie „zamknięte” poprzez ciągłe picie, zły stan psychiczny i fizyczny. Na wiele spraw, spojrzałem z innej perspektywy. Ta kochająca żona, o której pisałem w postach, okazała się bezduszną, wredną istotą, która dbając o swoje sprawy i egocentryczne zaspakajanie swoich przyziemnych potrzeb, akceptowała mój stan i nic z nim nie zrobiła, perfidnie wykorzystując mnie, okazując przejawy partnerskiego zachowania tylko wtedy, gdy znowu potrzebne były jej pieniądze, na wszelkie wydatki. Podejrzewam, że jej łzy, były oznaką cierpienia z powodu niezaspokojonych jej własnych potrzeb. Wiem, nie mogę jej obwiniać, ale czuję się podle wykorzystany; teraz uważam, że każdy największy egoista, zareagowałby stanowczo, mając kochaną osobę w domu, która przez 3 lata „nie żyje”. Ktoś powie – sam mogłeś coś ze sobą zrobić… Uwierzcie, że nie mogłem nic zrobić, nie byłem w stanie… Obecnie jeszcze nie jestem w pełni sił, by rozwiązać problem z wykorzystującą mnie, znęcającą się psychicznie żoną, ale możliwe, że będę musiał pokonać wszelkie przeszkody, i zacząć żyć od początku. Tylko wówczas będę naprawdę szczęśliwy, bo obecnego stanu rzeczy nie jestem w stanie już akceptować, zobaczyłem właśnie, że mogę normalnie żyć, rozmawiać, uśmiechać się, cieszyć, współpracować z innymi tak jak kiedyś, wyjątkiem jest tylko własna żona. Nie chcę już dłużej być jak przysłowiowy, upodlany pies, który i tak z miłością patrzy na swoją panią. Dość tego! Obecnie staram się jak najdłużej przebywać poza domem. Każde spotkanie z żoną, jest dla mnie wykańczające psychicznie, ostatnio często miałem przez to łzy. Cóż, podjęte niewłaściwe decyzje z przeszłości, właśnie mają swoje skutki. Muszę nabrać sił i rozwiązać ten toksyczny problem, gdyż to się posunęło o wiele za daleko, życie jest zbyt krótkie, by je marnotrawić, i spędzać w cierpieniu. Tak, przykro mi, że straciłem około 1000 dni, które mogły być piękne, a były czarne…
Czytając moje pierwsze posty, spoglądam na nie, jakbym to nie ja je pisał. Powinienem się wstydzić za wszelkie myśli samobójcze, za tą paskudną huśtawkę nastrojów. Jednak się nie wstydzę, mój Anioł, moja Czarodziejka wyjaśniła mi, że miałem wówczas taki nastrój, w takim byłem stanie. Fakt, ja pisałem to, co wówczas mi na sercu leżało. Obecnie nie mam takich myśli i nikomu ich nie życzę, to jest przerażające. Nie korzystałem w tych dniach z pomocy psychologa, podejrzewam, że te wszystkie doświadczone zmiany w takim wypadku trwałyby latami. A u mnie wszystko się zmieniało błyskawicznie, jak w przewijanym filmie, ledwo potrafiłem to ogarnąć…
Troszkę się obawiam, abym w razie jakiegoś sporego niepowodzenia, nie stoczył się z powrotem, w izolację, papierosy, alkohol. Może ktoś miał podobne przeżycia, może podpowie, czy jestem już pod tym względem bezpieczny? Czy można stwierdzić, iż miałem nałogi, uzależnienia czy tylko przyzwyczajenia, biorąc pod uwagę mój kilkuletni okres codziennego picia, palenia (łącznie paliłem około 12 lat, ale przed wypadkiem miałem już przerwę rok-dwa). Chciałbym znać odpowiedź, nurtuje mnie to dość poważnie…
Obecnie wszelki czas i siły angażuję w pracę, to pozwala mi na funkcjonowanie (oczywiście dość często myślę o radach mojej Wybawczyni). Uśmiecham się, nawet zmarszczki „śmiechowe” mi się pojawiły, wszystko przez tą Czarodziejkę! Mam życzliwość i chyba spore zrozumienie dla innych osób, które, jak zauważyłem, też ciepło mnie traktują. Ogólnie cieszę się, że wracam do życia, optymistycznie nastawiony, jednocześnie zaszokowany szybkością tych zmian i taki trochę niedowierzający, że to się dzieje naprawdę… Aha, poczyniłem już pierwsze kroki w kierunku przeprowadzenia operacji, zrozumiałem że to konieczne…
Uśmiechu Wam życzę :) , to super sprawa… Jeśli ktoś zdecydował się przeczytać w całości, będę wdzięczny za wszelkie spostrzeżenia... Pozdrawiam serdecznie.

Odnośnik do komentarza

Kolejny tydzień bez nałogów za mną. Powoli zaczynam rozmawiać na ten temat ze znajomymi, mam wrażenie, że chyba się wyzwoliłem, nawet podopowiadam osobom, które niestety są pogrążone w nałogach... Paradoksalnie do sytuacji sprzed kilku tygodni, obecnie praktycznie tylko śpię w domu. Wyjeżdzam rano, wracam w nocy. Całkowicie się poświęciłem pracy. Może to jakaś ucieczka od tych wszystkich problemów, które mnie dotyczą. Możliwe, że to nie do końca tędy droga, ale takie postąpywanie daje mi nabrać trochę oddechu, zregenerować się. Dobrze się czuję poza domem, kontakty z żoną ograniczam maksymalnie. Wiem że kiedyś przyjdzie pora na poważną rozmowę i wyciągnięcie wszelkich konsekwencji...
bialarozyczka: moja Czarodziejka jest taką bliską mi osobą, na opis której brak mi słów, a gdybym spróbował, to wierz mi, że przez tydzień byś czytała, więc oszczędzę Ci tej męki:). Napiszę tylko, że Ch.Chaplin tylko w maksymalnie minimalnym stopniu zawarł jej zalety, w swoich słowach: "Ci co rozśmieszają ludzi, cenniejsi są od tych, co każą im płakać."

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...