Skocz do zawartości
Forum

zeronadziei

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez zeronadziei

  1. Viki, trzeba iść sukcesywnie do przodu. Planować i realizować cele, pomyśleć o przyszłości – jeśli nie o tej odległej, to choćby o tej najbliższej. Weź się w garść – całkowicie Cię rozumiem, że jest ciężko, ale trzeba zacząć od najłatwiejszych spraw, które sprawią troszkę przyjemności, dadzą nabrać odrobinę oddechu (jak już wcześniej wspomniano - może fryzjer, spa, zakupy). Miałaś jakieś hobby? Coś sprawiało Ci przyjemność? Jestem tego pewien, przypomnij sobie, wróć do tego, choćby na siłę. W szybkim czasie sprawi Ci to ponownie przyjemność. Nie walcz z myślami, nic na siłę nie uda się zapomnieć. Trzeba wypełnić różnymi zajęciami swój czas. W końcu znajdziesz satysfakcję z tego co robisz. Zobacz, Białaróżyczka rok czasu się męczyła – i teraz podjęta decyzja daje jej szczęście. Viki, rozumiesz jaką trzeba mieć pewność słuszności podjętej decyzji, aby napisać, że jest się szczęśliwym ze swoich czynów? Chcesz tak się poczuć? To zrób mały kroczek dla siebie. Dasz radę. Skoro Białaróżyczka Ci podpowiedziała, to posłuchaj jej, ona niepotrzebnie nie zabiera głosu, ma ogromną intuicję i inteligencję, podpowiada „życiowo”, opierając się na własnym doświadczeniu - a nie niezrozumiale i hurtowo, co ma często miejsce na tym forum. Viki, postaw się teraz na pierwszym miejscu, zadbaj o własne JA. Jak już owo JA będzie szczęśliwe, to będzie chciało się podzielić tym szczęściem z innymi. Ale na to trzeba odpowiedniego czasu, którego nadejścia nie należy przyśpieszać. Może dlatego się tak męczysz, abyś wyszła z tego obronną ręką, dodatkowo wzmocniona, silniejsza. Piszesz, że łatwo mówić zrób to czy tamto, jak się nie ma problemów. Otóż każdy ma jakieś „fajne” problemy. Ja doskonale wiem, jak się czujesz. Sam jeszcze kilka miesięcy temu sam szukałem wyjścia z tego świata. Ale pojawił się ktoś, kto psychicznie mnie poskładał. Po kilku latach codziennego picia, nie dając rady pracować, nie udzielając się towarzysko, będąc naprawdę w głębokim dole – musiałem dosłownie nauczyć się żyć od nowa. Uwolnić się od nałogów było koszmarem, gwarantuję. Ale odzyskałem potrzebną do życia siłę, jestem szczęśliwy z tego powodu. Mam siłę przejść obok alkoholu w sklepie i patrzeć na butelki z pogardą lub co najmniej obojętnością. Owszem, są różne problemy, ale tylko po to, aby z nimi się uporać, nie poddawać się, przezwyciężyć je, stawać się mądrzejszym każdego dnia. Też codziennie za kimś cholernie tęsknię i wcale nie walczę z tą tęsknotą, tylko że w moim przypadku dzięki temu mam więcej wiary w siebie, w swoje poczynania. Viki, spróbujesz zająć się sobą? Może warto uwierzyć obcym osobom, które jednak podpowiadają Ci z własnego doświadczenia? Pamiętaj, niemożliwe jest chwilowe… Liczę na to, że w końcu ruszysz tyłek i zaczniesz robić coś dla siebie… Nie marnuj czasu.
  2. Viki, dość długo już rozpamiętujesz o wspólnej przeszłości. Oczywiste jest, że są osoby i chwile, które pozostają w naszych myślach na bardzo długo, zapewne nieraz na całe życie. Mam na myśli zarówno te złe jak i dobre momenty, osoby. Ty ciągle pamiętasz o tych dobrych chwilach, Twój chłopak raczej o tych złych. Zadałem Ci wcześniej kilka pytań, nie odpowiedziałaś – ok, Twoje prawo, choć naświetliłabyś niejasną sytuację. Oczywiście zrozumiałe jest, że często trudno pisać o własnej winie, nawet będąc anonimowym. Nie wnikajmy więc. Sądzę, że już nawet nie próbowałaś ostatnio z nim rozmowy, itp. kontaktów, bo dostrzegasz, że już wszystkie te drogi zostały zamknięte. Zgadzasz się ze mną? Ciężko Ci jest, więc może należy pójść inną drogą? Np. tą nową, jeszcze nieznaną? Drogą, na końcu której niekoniecznie będzie Twój eks, ale może być ktoś o wiele cenniejszy. Zauważ, jaką fajną, życiową podpowiedź przedstawiła Ci Wróżka – zrobić świetne zakupy, wyskoczyć do fryzjera, zrobić coś przyjemnego, dla siebie samej, coś co naprawdę lubisz, co sprawi / sprawiało Ci kiedyś wielką frajdę… To takie rady proste w wykonaniu, równocześnie kobiece. Niejeden obcy facet uśmiechnie się do Ciebie. Może i Ty odwzajemnisz taki uśmiech. Przecież takich okazji codziennie przydarza się cała masa, a po takim uśmiechu do nieznajomej osoby, to naprawdę łatwo o sympatyczną rozmowę. Takie miłe chwile są niesłychanie pomocne we wszelkich sercowych problemach, dają choć chwilę wytchnienia. Czas oczywiście wszystko łagodzi, ale pomyśl – jaką część życia trzeba „oddać” na cierpienie. Ile tak można, ile wytrzymasz? Zastanów się… Wiem, nieraz ciężko znaleźć siły, aby zrobić krok naprzód, ale zawsze warto spróbować, bo efekty mogą być niespodziewane. Wróżka (nick subtelny, ale sprawia wrażenie osoby twardo stąpającej po ziemi, pomimo znajomości magii) dobrze Ci poradziła – udawaj że ten facet Cię nie obchodzi, jeśli on coś czuje to postara się o Ciebie (choć rok, to długo, ale różne są przypadki). Jednocześnie zauważ, że podobnie podpowiedziała bialarozyczka, podnosząc wypowiedź arabiki - nie biegaj za facetem, nie tędy droga. Bądź prawdziwą kobietą, pokaż światu swój blask. Wróżka to z tą krwią trochę przesadziła, hehe. Ale poza tym, jeśli uparcie chcesz spotkania z białą magią – facet ma u Ciebie swoje rzeczy, a Ty masz problem znaleźć jego włos, choćby w jego ubraniach? Przez kilka wspólnych lat nie chodził do fryzjera? Nie wiesz gdzie i jak często? Trzeba grzecznie poprosić o jego włosy, ewentualnie zagrozić zamienieniem w ropuchę (gorzej, jeśli otrzymasz włosy innego faceta czy kobiety, i wszystko zadziała - wówczas będą nowe zmartwienia). No chyba że eks łysy był, to faktycznie może być problem. Może trzeba zrobić poszukiwania paznokci w łazience? Viki, zrób coś pozytywnego ze swoim życiem, abyś za jakiś czas nie doszła do wniosku, że straciłaś jego spory kawał. Pomyśl, łatwiej dla własnej duszy jest zrobić coś, tu i teraz, tym, co masz dostępne, niż trwać w męce. Znajdziesz potrzebną siłę?
  3. Zawiedziona, wklejam instrukcję, proszę o podejście do niej z dużym uśmiechem: "Zasada 303 - jeśli kochasz nie daj o sobie zapomnieć. Zasada 304 - jeśli kiedykolwiek pokochałaś za mocno znaczy to, że pokochałaś odpowiednio. Zasada 592 - jeśli wasz związek się rozpadł nie był to jeszcze wasz czas. Zasada 657 - jeśli nie możesz zapomnieć wróć do zasady 303."
  4. Napisałaś, że nie chcesz nikogo nowego (innego) poznawać, że nic na siłę. A po co tu siła? Po prostu BĄDŹ SOBĄ ;) Ale dodajesz też, że pozatym nie zauważyłaś na razie, gdzieś obok siebie takiej osoby, która mogłaby Ci go zastąpić. Czyli troszkę się rozglądałaś, rozglądasz :), prawda? To dobrze, byle nie za mocno:) Ale jest też źle - nie próbuj zastąpić jednej osoby inną. To nie przedmioty, z każdym odkrywaj "nowe światy". Myślę, że tak tylko w skrócie napisałaś, aby prościej było bez zbędnego zagłębiania się w całokształt i że tak naprawdę nie sądzisz. Może nie ma co się zastanawiać nad najrozsądniejszym działaniem, tylko jak wspomniał Krzysztof, po prostu zadziałać? Ale tu chyba powinnaś się zastanowić, czy warto ryzykować - jak jesteś wystarczająco silna (znasz siebie?) i nie będziesz cierpieć niezależnie od wyniku, to porozmawiaj. Ale rozważ, że to ryzykowne. W żadnym wypadku nie bądź natarczywa, nie narzucaj się. Po prostu możesz wybadać jego stosunek do Ciebie. Może wynik rozmowy, nawet negatywny, będzie dla Ciebie pokonaniem jakiegoś następnego stopnia na schodach życia? Masz tyle determinacji, abyś wskoczyła na następny stopień? Rozsądna jesteś, potrafisz zająć się nauką, innymi sprawami, nie marnujesz cennego życia. Uważam, że silna jesteś, a że masz rozterki... Cóż, tęsknisz, miłe wspomnienia mieszają się ze złymi; ale te złe, to mam wrażenie, że już są coraz słabsze. Jeśli te jego kłamstwa były naprawdę nie do przebaczenia i w dalszym ciągu tak uważasz, to naprawdę weź się w garść i napisz/powiedz mu stanowczo, że nie życzysz sobie, aby się z tobą kontaktował.
  5. Viki, po przejściu z forum seks, znalazłaś tu podobny temat, jak ten, który Cię dotyczy. Nie założyłaś nowego postu i jesteś utożsamiana z ~jakaś tam blondynka. Niektórzy czytający i piszący, nie zauważają, że temat dawno "umarł", jakieś 7 miesięcy temu, i dotyczył ówczesnej maturzystki... Byłaś 6 lat w związku, od roku jesteście oddzielnie. Czy to faktycznie nastąpiło nagle? Bo tego nie napisałaś, a takie domniemanie można przeczytać w odpowiedziach... Gdybyś jeszcze podała powody, dla których "jesteście oddzielnie", to one mogłyby wyjaśnić, dlaczego ten facet nie chce z Tobą być, ukrywa swe uczucia. Zapewne to on zerwał związek, tak? Wypaliło się wg niego? Może zdrada była? W jakiś inny sposób go zraniłaś? Może to Ty zerwałaś? Czegoś miał w Tobie dość? Czy rozmowa z Tobą ma dla niego jakiekolwiek znaczenie? Czy jeden powód był dla niego skreśleniem związku? Jesteś pewna, że teraz też nie będzie chciał? Jak widzisz, pytań może być całe mnóstwo, zapewniam. Bez podania przez Ciebie powodów rozstania, wszyscy będą doradzać, choć napisałaś tak niewiele, zaledwie kilka zdań...
  6. Do ~hurt: autorka posta i viki to dwie oddzielne osoby, porównaj daty. Franca: wg mnie zawziętości tego chłopaka nie należy porównywać i próbować uszeregować z osobą viki, pod względem kryterium ważności. Osoba to osoba... Zawziętość to czynnik, który przeszkadza w tym przypadku; w kontakcie, w rozmowie. Viki - może po prostu wystarczy poważna rozmowa, poruszenie z nim powodów rozstania, wysłuchanie argumentów. Jeśli naprawdę on ma ważne powody, aby z Tobą nie być, musisz to zrozumieć. On jest zawzięty, a Ty na swój sposób też :)
  7. Wrócił do łóżka czy do Twego życia? Nie pomyślałaś, że to może być problem natury psychologicznej a nie seksualnej? Jeżeli przez myśl Ci to nie przeszło, to doprawdy zadziwiające, wręcz naprawdę magiczne :)
  8. Prawdopodobnie poprzez Twoją ciężką pracę, te wieczorne drinki, zaczeła się odsuwać. Zabrakło intymności, bliskości, zrobił się taki pusty związek. Ona zapragneła zmian, może sama nie wiedząc, nie zdając sobie sprawy, o co jej właściwie chodziło. Zaprzestała jakiegokolwiek zaangażowania, starania się w udane małżeństwo. Może uratują Was jeszcze wspólne plany. Zależy Ci, więc za wszelką cenę rozmawiaj, umawiaj wspólne spotkania z psychologiem... Zadziwiające, jak szybko następują niektóre zmiany w życiu, a gdy zdajemy sobie z nich sprawę, to dojść można do wniosku, że to wszystko, co było przez długi czas kumulowane, po prostu wybuchło. Trzymam kciuki.
  9. Oszukał Cię, czujesz odpychającą jakby nienawiść do niego, zapewne wiele razy już przemyślałaś jego kłamstwa, wyciągnełaś wnioski. Jeśli te kłamstwa faktycznie tak dogłębnie Cię zraniły i nie dają Ci spokoju wewnętrznego (choć, po tym, co napisałaś, to mam wrażenie, że już to wszystko przetrawiłaś i spokojniej na to patrzysz, bo chyba rozważasz różne rozwiązania), to może warto spróbować poznać kogoś, z kim może kiedyś się zaprzyjaźnisz, ponownie zaufasz? Może jakiś kolega, o wspólnych zainteresowaniach, itd. Sama musisz mieć pewność, w którym kierunku będziesz zmierzać. Ogarnij te wszystkie myśli i dojdź do konkretnych wniosków, nie błądź myślami w przeciwstawne strony. Stawką jest wspaniały stan - zaufanie komuś... ps. proszę, nie pisz do mnie w postach, jakbym był rodzaju żeńskiego...
  10. Boby - zrobiłeś jakikolwiek krok w kierunku unieważnienia małżeństwa? Jeśli nie macie dzieci, to dość szybko można uzyskać rozwód, koszta nie są wysokie, nie musicie angażować prawników. Dlaczego obgadałeś tą najukochańszą w pracy? Piszesz o niej jedno, a mówisz coś przeciwnego? To trudno zrozumieć; jak tak można... Zmotywowała Cię do wyjścia z problemów finansowych, może w ten sposób dała Ci szansę, nie zauważyłeś tego? Ona ma dziecko, samotnie je wychowuje, więc niejeden trud w życiu musiała pokonać. Może po prostu więcej dodatkowych problemów nie chce brać na swoje barki, w końcu to Ty jesteś facetem. Może chroni siebie i dziecko? Jak myślisz? Dlaczego napisałeś, że straciłeś przez nią pracę? Naprawdę spowodowała to? Ja wątpię. Jakich rad jeszcze oczekujesz? Kilka osób Ci podpowiedziało, co należałoby zrobić. Czy przemyślałeś i sam coś zrobiłeś? Wywalanie wszystkiego z siebie, to tylko takie preludium, liczy się to, co będzie później. Czy to będzie działanie czy użalanie się, zależy już od Ciebie. Zrobisz w końcu coś konstruktywnego, czy będziesz czekał w tej tęsknocie, szukając zapomnienia? Do Monia545: nie obawiasz się, że Twój chłopak za jakiś czas, w trudnych życiowo chwilach, przypomni sobie ze zwielokrotnieniem i znienawidzi Cię za twój czyn, mimo iż wybaczył? Z tą nachalnością to też trzeba być ostrożnym, by nie przyniosła skutku odwrotnego od porządanego.
  11. Jednogłośnie Ci doradzają, abyś definitywnie zerwała wszelkie kontakty. Prawdopodobnie to Ty najbardziej ucierpiałaś po rozstaniu (napisałaś, że Cię zranił), więc może to i dobre rady. Męczysz się po tym, jak przypomniał o swoim istnieniu. Masz jakąkolwiek szansę na przyjaźń z tym chłopakiem? Czy to naprawdę była wspaniałą osoba, prawdziwy przyjaciel? W jakim znaczeniu, wszakże sporo jest różnych definicji. Skoro tak o nim napisałaś, to musisz sporo o jego zachowaniach wiedzieć, powinnaś umieć określić jego intencje. Niektórzy uważają, że przyjaźń jest trwalsza niż miłość. Jeszcze inni, że niemożliwa jest przyjaźń kobieta/mężczyzna bez związku. Ty chcesz o nim zapomnieć, jednocześnie zastanawiając się co on myśli. Wydaje mi się, że masz sporo pozytywnych myśli na jego temat, zarazem nie chcąc go znać, za to co zrobił. Odpowiesz, dlaczego zatytułowałaś pierwotnie swój temat określeniem "Przyjaźń?". Czy wiara w nią, walczy w Tobie z potrzebą całkowitego odizolowania się twoich myśli od tamtego chłopaka?
  12. Jak domniemam, sprawa jest w toku, a Ty nie masz siły walczyć lub nie wiesz jak, bo biegły wydał niezgodną ze stanem faktycznym opinię. Wiadomo, że decyduje właśnie bezpośrednie badanie przez biegłego, a posiadana dokumentacja medyczna może być jedynie cenną wskazówką, pomocną podczas wydawania opinii. Otrzymałeś taką a nie inną opinię, jednakże to ona decydująca jest dla sądu, który przecież nie musi znać się na zawiłościach medycznych. W Twoim interesie jest przekonać sąd, iż biegły popełnił błędy, wytknąć je, posiłkując się aktualnymi badaniami. Wypowiadający się powyżej, udzielili Ci cennych wskazówek. Pozatym już posiadasz sporą dokumentację. Byćmoże przekonasz sąd, iż niezbędne jest badanie przez innego biegłego, najlepiej z innego miasta. Poruszyłeś delikatny temat, nie spodziewaj się, że pomoc uzyskasz w necie. W takich kwestiach ważnych jest naprawdę bardzo dużo różnych czynników. Dużo siły życzę.
  13. Jeżeli zbyt wiele wysiłku wymagałaby od Ciebie sytuacja, w której tłumaczysz rodzicom po raz n-ty, że chcesz z chłopakiem wyjechać, to może po prostu się spakuj, i jak będziesz już na miejscu wypoczynku, to zadzwoń, i szybko wytłumacz zaistniałą sytuację oraz powody wyjazdu bez wcześniejszego ich uprzedzenia. Rodzice będą mieli trochę czasu na przemyślenia, powinni dojść do zdroworozsądkowych, a nie religijnych wniosków. Przecież z tej małej córeczki, wyrosła już dorosła kobieta. Z pewnością niektórym rodzicom trudno to pojąć, ale znam przypadki, kiedy ludzie naprawdę zatwardziali w wierze otwierają się na nowo na współczesny świat. Jeżeli widzisz, że wcześniejsze rozmowy nie przynoszą efektu, zaś sama męczysz się z tą sytuacją, wypalając w sobie chęci na udany wyjazd, to szkoda czasu i nerwów, działaj szokująco… Osobiście nigdy nie lubiłem tłumaczyć się po wiele razy z podjętych decyzji, więc będąc w Twoim wieku, telefonowałem za dzień, dwa dni, wielokrotnie z miejsca oddalonego o tysiące kilometrów. A gdy wyjazd przedłużał się o kilka tygodni, to rodzice mieli dodatkowy czas na przemyślenia, w końcu „uwspółcześnili się” i zrozumieli, że dzieci dorastają. W przypadku Twoich rodziców, nie wiem gdzie leży granica ich ingerencji, bo chyba nie sprawdzają, czy sypiasz z chłopakiem - bo to akurat jest prawdopodobnie niezgodne z ich poglądami religijnymi. Spodziewam się krytyki, ale uważam, że moja propozycja może być skuteczna.
  14. Chwila, chwila – sznurek nie ucieknie... Nikogo nie interesuje powód Twoich kłopotów finansowych, a ja uważam, że to istotne. Napisz jakie są ich przyczyny, jaki jest ich rozmiar. Nie wierzę, że nie da się z tego wyjść. Zawsze rozwiązanie się znajdzie. Wiele osób zaczyna ponownie od zera, niezależnie od wieku, bo chcą być po prostu szczęśliwi… Tylko nie owijaj w bawełnę, wal prosto z mostu jak było... Być może, że niektórzy uznają moją prośbę za niekulturalną, ale mi się wydaje, że tu nie do końca chodzi o same finanse, coś musiałeś poważnie przeskrobać, aby tak ludzie od Ciebie się odwracali. Przecież pracujesz, za jakiś czas wyjdziesz z tych kłopotów. Coś mi tu nie pasuje w tej Twojej sytuacji, kochająca kobieta z powodu jakichś problemów finansowych nie odchodzi, wsparłaby Cię, dodała otuchy i nadziei, gdyby widziała jakąkolwiek szansę. Dlaczego Ona tak nie robi? Co masz na sumieniu? Będziesz spłacać do końca życia kredyt na dom, firmę, za kogoś? Rozumiem w bardzo dużym stopniu Twój stan emocjonalny, jeszcze miesiąc temu sam byłem w koszmarnej sytuacji. Też mi się wydawało, że jestem już na takim dnie, że od dołu nikt już nie zapuka. Sam od długiego czasu zastanawiałem się nad zrobieniem „papa” temu światu. Z pomocą niesamowitej osoby, odzyskałem wolę walki o lepsze jutro. Chwyciłem w zaufaniu jej dłoń i uwierzyłem, że jednak warto żyć. Oczywiście taka walka o lepsze, nie jest bez bólu. Może malutkimi kroczkami, sam spróbujesz uporządkować swoją sytuację? Może na początek, np. pobiegaj, dając z siebie wszystko… Może wysiłek, dotlenienie, pozwoli Ci na jakieś nowe wnioski, może zauważysz jakieś światełko, do którego trzeba dążyć. Należy od czegoś zacząć, jak nie wiesz jak sobie pomóc lub nie masz najmniejszej ochoty aby to uczynić, to proponuję, abyś pomógł w czymś dla innych, tak bezinteresownie. Mi to od zawsze pomagało, dodawało chyba takiej otuchy, że jednak jest się potrzebnym na tym świecie, a wystarczą naprawdę małe uczynki. Później o wiele łatwiej pomóc sobie samemu. Piszesz, że mazgaj nie jesteś – a może to właśnie przy ukochanej powinieneś się we łzach oczyścić, niech sama stwierdzi czy w głębi jesteś prawdziwy czy też fałszywy. Potrafiłbyś tak się przed nią otworzyć, zdać się na nią całkowicie? Do przedszkola już nie chodzisz; widzę, że wiesz czego na chwilę obecną pragniesz w życiu. Sam pomyśl, jak możesz osiągnąć cel, jak go zdobyć. Ty najwięcej wiesz o sobie i o Nich. W pięć minut, nikt Ci nie przedstawi recepty na sukces, na życie. To Ty musisz ruszyć głową, Przedstaw przyczyny swojego problemu, a założę się, że znajdą się chętni, którzy będą chcieli się z Tobą zamienić, gdyby to tylko byłoby możliwe… Powodzenia.
  15. Autorka posta może wyjaśni, co jest tak ważne w życiu, aby zastanawiać się nad sprzedaniem swego ciała? Bo zapewne nie chodzi o coś poważnego, bo pieniądze z własnego ciała nie będą duże, tym bardziej, że wydaje mi się, iż ma plany na krótkie przygody. Po co konkretnie ta kasa? Na chleb brakuje? Na nowe ciuchy, telefon, czynsz, imprezy? Może autorka jest niezamożna, i źle się czuje w towarzystwie kasiastych koleżanek? Z pewnością można ruszyć głową i gdzieś dorobić parę zł, z innych potrzeb zrezygnować, można też porzucić towarzystwo… Co z przyszłością, czas tak gna do przodu. Poza tym, wnioskuję, że chodzi o sprzedaż dziewictwa. To sprawa jednorazowa… A co z ewentualnymi uczuciami, miłością? Co ze szczęściem i poczuciem wyjątkowości dla tego jedynego faceta? Zbyt wiele pytań, czy przeczytam odpowiedzi? Znałem sporo dziewczyn, które się sprzedawały. Ze wszystkich przypadków, tylko jeden rokuje nadzieje, że jeszcze uda się jej wyjść. Chyba tylko dlatego, że dość mądra w porównaniu do konkurencji jest, stroni od nałogów, ładna to i ma stały pieniądz. Ale prowokuje życie, tak czy inaczej. Inne przypadki: dziewczyny do dwudziestu paru lat życia istniały, później wszelki ślad po nich zaginął. Być może ktoś bardzo szukający by je odnalazł, nie wiadomo gdzie i w jakim stanie. Jedną odnaleziono w stanie silnego uzależnienia od narkotyków, wyciągnięto z burdelu. Kilka innych też stoczyło się, narkotyki i alkohol. Wszystkie z nich pracowały wcześniej za raczej niskie, ale uczciwie zarobione pieniądze, miały normalne prace. Znałem też takie, które dorywczo wyjeżdżały na dorobek za granicę. Jedna nie żyje, inna gdzieś utknęła „na stałe”, inna ma ciemne dziecko, mieszka w PL, a jeszcze innej to dawno nikt nie widział. Prawdopodobnie pogoń za pieniędzmi przez rodziców, brak rozmowy z córkami, brak „wychowania”, wdepnięcie małoletnich niewiast w nieodpowiednie towarzystwo, doprowadziły do katastrofalnych skutków. Jeśli autorka posta naprawdę planuje zdobyć się na taki krok, to podejrzewam, że się wciągnie. Pieniążki będą ciągle potrzebne, a to będzie łatwa droga do ich zdobywania. Tylko że zanim się obejrzy, do interesu wejdą smutni panowie. Jak będą szantaże klientów, to dodatkowo klienci mogą być mściwi. Wpędzisz się w kłopoty, anonimowość może nabrać nieprzewidywalnego rozgłosu. U wszystkich dziewczyn, które poznałem, mimo ich uśmiechu na twarzy, to ich oczy były „martwe” , smutne. W myślach zawsze odcinały się od tego, co robiły, starały się skupiać na przyziemnych sprawach. Oczywiście może być inaczej – skończy się na jednym razie, zarobisz tyle, że na wszystko Ci wystarczy, i więcej nigdy nie uczynisz tego kroku, przez długie miesiące zmywając z siebie „brud” pod prysznicem. To najmniej bolesna wersja byłaby. Może nie będziesz smutna, jak te ładne na zewnątrz, ale zniszczone w środku studentki. Może nie trafisz na dewianta, który fizycznie się na Tobie wyładuje. Odnośnie wpisu „OnPoiPrzed” – historie samotnych, wyzwolonych pań, można było dużo częściej usłyszeć po tym, jak wielu mężów wyjechało do pracy na wyspy. W szybkim tempie, w klubach przybywało takich kobiet, spragnionych dawki przyjemności od życia. Liczba rozwodów też zaczęła rosnąć. Do autorki: wybij sobie z głowy swoje zamiary, nie zniżaj się, nie psuj sobie psychiki… PS. jakby ktoś pytał – nie umawiałem się nigdy na jakiekolwiek sponsorowanie
  16. Na 99%, Ty jesteś "~klopotliwa" z tematu "czy istnieje seks bez zobowiązań". Sądzę, iż wiele osób stwierdza to samo. Czy się mylę?
  17. Do Konrad K: też przez kilka ostatnich lat piłem codziennie. Po 5-7 piw, na dobranoc. Też się nie upijałem, za to zasnąć mogłem szybko. Ja uciekałem od różnych problemów. Od około 2-3 tygodni ani kropli... Dodatkowo 3 miesiące temu rzuciłem palenie, po około 12 latach z przerwami. Było cholernie ciężko to wszystko zostawić, można było zwariować. Mam pomocną osobę, która ogromnie zaangażowała się i wyciągneła mnie z tego, razem chyba się udało. Może Tobie też potrzeba kogoś takiego, kto zabierze Cię od nałogu, kto będzie obok. Może masz w pobliżu kogoś takiego. Ja obecnie całkwicie oddałem się pracy, inaczej ciężko byłoby. Możliwe, że zostanę abstynentem. Alkohol zaćmił u mnie prawidłowe postrzeganie świata, spowodował brak krytycyzmu, ciągle czekałem do wieczora, aby znów wypić. Ciężko się z tego wyrwać, ale chyba da się, teraz cieszę się trzeźwością. Spróbuj choć w jeden wieczór nie pić, zasnąć będzie ciężko, nie wyśpisz się, ale rano będziesz zadowolony i stwierdzisz, że wszystko dookoła jest inne. Zapewniam, że warto. Spróbuj, a sam się przekonasz. Dasz radę.
  18. Robert, masz jeszcze sporo emocji związanych z tym wszystkim... Na złą kobietę trafiłeś. Postaraj się swój ból związany z nią, przemienić w jak najlepszą opiekę nad dzieckiem. Wiele osób wie, jak się czujesz. Ale też wiele osób obecnie Ci zazdrości, że ona odeszła. Tak, dobrze przeczytałeś... Jej raczej nie zmienisz, nikłe szanse. Ona ma wieloletnie doświadczenie w tym, w czym tkwi. Zrozumiesz za kilka lat, że miałeś szczęście, że odeszła. Wówczas sam nabierzesz dystansu, będziesz już silny, Twoja córka będzie miała już kilka lat... Prawdopodobnie za jakiś czas spotkasz kogoś, z kim stworzysz fajną rodzinę, Paula też będzie szczęśliwa... Weź się w garść, pracuj, i opiekuj się córką. Czas szybko leci, serce kiedyś zagoi się z ran... Wszyscy trzymają za Ciebie kciuki. Zapomnij o niej, ona nie jest Ciebie warta...
  19. Ewentualna utrata całej przyjemności z seksu z nim, niejako uzależnia Cię od niego. Musisz sama się siebie zapytać, co tak naprawdę chcesz od życia, które tak szybko mija... Jeszcze lepszy seks z pewnością jeszcze Ci się przytrafi, ale lepszy jest jako dodatek w związku między ludźmi, a nie jako jego podstawa...
  20. Raczej Cię utwierdzę w przekonaniu, że młody facet nie zaangażuje się przez seks. Jeżeli wcześniej nie odkrył innych Twoich zalet, nie odkrył przyjemności z Twojej obecności oraz nie odkrył całej niesamowitej "otoczki" waszej znajomości, to teraz będzie trudno, aby raptem to wszystko miało być ważniejsze niż seks. Jesteście obok siebie, wygoda i okoliczności sprawiają, że spędzacie razem czas. Różnicą są wasze oczekiwania. Ty obecnie marnujesz czas, bo chcesz czegoś innego niż on. Możesz łudzić się marzeniami, ale on jasno postawił sprawę. Już teraz przerwać tą znajomość będzie Ci trochę ciężko, pocierpisz. Kontynuowanie zaś, skończy się za jakiś czas strasznym poczuciem zmarnowanego czasu i jeszcze większym bólem. Już teraz zaczynasz być nieszczęśliwa. Co będzie później? Z własnego doświadczenia podpowiem - zrezygnuj w imię własnego szczęścia, znajdź kogoś, z kim poznacie się emocjonalnie chociaż w minimalnym stopniu, zanim zaczniecie spędzać czas w łóżku...
  21. Kolejny tydzień bez nałogów za mną. Powoli zaczynam rozmawiać na ten temat ze znajomymi, mam wrażenie, że chyba się wyzwoliłem, nawet podopowiadam osobom, które niestety są pogrążone w nałogach... Paradoksalnie do sytuacji sprzed kilku tygodni, obecnie praktycznie tylko śpię w domu. Wyjeżdzam rano, wracam w nocy. Całkowicie się poświęciłem pracy. Może to jakaś ucieczka od tych wszystkich problemów, które mnie dotyczą. Możliwe, że to nie do końca tędy droga, ale takie postąpywanie daje mi nabrać trochę oddechu, zregenerować się. Dobrze się czuję poza domem, kontakty z żoną ograniczam maksymalnie. Wiem że kiedyś przyjdzie pora na poważną rozmowę i wyciągnięcie wszelkich konsekwencji... bialarozyczka: moja Czarodziejka jest taką bliską mi osobą, na opis której brak mi słów, a gdybym spróbował, to wierz mi, że przez tydzień byś czytała, więc oszczędzę Ci tej męki:). Napiszę tylko, że Ch.Chaplin tylko w maksymalnie minimalnym stopniu zawarł jej zalety, w swoich słowach: "Ci co rozśmieszają ludzi, cenniejsi są od tych, co każą im płakać."
  22. Witajcie! Opisałem swój problem zaledwie kilkanaście dni temu. Kilka osób udzieliło mi wskazówek, które nie miały wpływu na moje myślenie, gdyż kierowały mnie do lekarzy, a tego nie chciałem, broniłem się przed tym. Prawdopodobnie już nie zajrzałbym na forum; co by ze mną było, to nawet Sam nie potrafię teraz sobie wyobrazić. Chciałbym się jednak podzielić spostrzeżeniami. Od tamtej pory moje życie zmieniło się gwałtownie, czasami trudno mi w to uwierzyć, wielokrotnie dosłownie ledwo ogarniałem ten lawinowy bieg zdarzeń, to niesamowite tempo zmian... Akurat miałem niesłychane szczęście, pewna niesamowita osoba z tego forum, prywatnie, bezinteresownie wyciągnęła do mnie pomocną dłoń, angażując swój czas, niespotykaną inteligencję, własną prywatność i mądrość życiową. Nie odrzuciłem tej pomocy, chyba tylko intuicyjnie. Nazwę tą osobą Aniołem, ponieważ takich ludzi nawet ze świeczką nie znajdziecie. Ów Anioł, poświęcił mi na rozmowy kilkadziesiąt godzin, poświęcając mi długie wieczory i zarywając wiele nocy. Osoba ta udzieliła mi wielu rad, podtrzymywała na duchu w trudnych ale słusznych decyzjach, była ze mną w ciężkich chwilach i pomogła zdecydować się na walkę z samym sobą, chyba przeczuwając, że mój pierwszy post na forum, to rozpaczliwy, ostatni krzyk o pomoc. Po kilku latach codziennego picia, dzięki Niej, od około tygodnia nie spróbowałem ani kropli alkoholu, zaprzestałem nocnych ucieczek. Posprzątałem prawie wszystko to, co wiązało się z samowolnym więzieniem się, zająłem się porzuconym hobby. Zacząłem wychodzić z domu, odświeżyłem stare kontakty, postanowiłem zaryzykować i podjąć ryzyko związane z pracą. Znajomi postawili bardzo trudne warunki, wiedząc, że jestem osobą o bardzo wysokim ryzyku niepowodzenia, ale dali mi szansę. Zacząłem dobrą pracę, co prawda jestem na środkach przeciwbólowych, bo kolano i kręgosłup dają się we znaki, jednakże znowu zaczynam żyć, ten motorek we mnie, nabiera obrotów. To jest to, co kiedyś niesamowicie lubiłem, i ciągle o tym pamiętałem. Ponieważ codziennie do pracy mam daleki dojazd, muszę sobie z tym radzić. Bardzo pomocna jest głośna muzyka, odcina mnie ona od wielu nieprzyjemnych myśli, pozwala na relaks i obiektywne podejście do wielu spraw, nawet półtorej godzinny dojazd nie stanowi większych problemów. W pracy odpowiadam za kilkuosobowy zespół ludzi, dogaduję się, wszystko jest w porządku, pierwsze, rygorystyczne zadania zostały dużo szybciej zrobione, niż zakładano, podejmuję trafne decyzje. Obecnie mam drogę otwartą na dłuższą pracę, pracodawcy są zdumieni… Chciałbym opisać, jak przebiegały te ostatnie zmiany w moim życiu. Mój Aniołek, będąc przy mnie, tylko rozmawiał, dawał wskazówki; nie nakazywał, ale cierpliwie oczekiwał rezultatów, doskonale wiedząc jak uczynię, jakby znał mnie od lat; podtrzymywał na duchu i prowadził jak małe dziecko, za rękę. Te wszystkie zmiany, które przeszedłem i przechodzę ciągle, były cholernie trudne, nikomu nie życzę przechodzić przez to, czego doświadczyłem, ale chyba najgorsze za mną. Momentami prawie czułem, że zeświruję, i jedynym ratunkiem będzie zabranie karetką do szpitala psychiatrycznego… Ja, trzydziestoparolatek, wielokrotnie ostatnio wylewałem łzy. Czułem się strasznie, każdego dnia niemiłosierny ból głowy, ciągłe uczucie złapania za gardło, straszne zmiany nastojów – od skrajności w skrajność, całkowity brak apetytu, przez kilkanaście dni schudłem ponad 4 kg, obecnie troszkę jem, niewiele... Być może to także skutki zaprzestania picia, wcześniejszego (niedawnego - 2 miesiące) rzucenia palenia. Dzięki rozmowom - opowiadałem, analizowałem raz jeszcze wszystkie sytuacje. To pomagało, czułem ukojenie i nieopisaną wdzięczność, iż znalazła się taka cudowna osoba, chcąca mnie wysłuchać, pomóc. Ciężko było się przełamać, ale dzięki niesamowicie pomocnej dłoni, chyba się udało. Mój Anioł płakał wielokrotnie razem ze mną, nie opuszczając mnie w tych ciężkich chwilach. Prawdopodobnie wypadek, to tylko częściowy powód mego kilkuletniego zamknięcia się w domu. Otworzyłem oczy, wiecznie „zamknięte” poprzez ciągłe picie, zły stan psychiczny i fizyczny. Na wiele spraw, spojrzałem z innej perspektywy. Ta kochająca żona, o której pisałem w postach, okazała się bezduszną, wredną istotą, która dbając o swoje sprawy i egocentryczne zaspakajanie swoich przyziemnych potrzeb, akceptowała mój stan i nic z nim nie zrobiła, perfidnie wykorzystując mnie, okazując przejawy partnerskiego zachowania tylko wtedy, gdy znowu potrzebne były jej pieniądze, na wszelkie wydatki. Podejrzewam, że jej łzy, były oznaką cierpienia z powodu niezaspokojonych jej własnych potrzeb. Wiem, nie mogę jej obwiniać, ale czuję się podle wykorzystany; teraz uważam, że każdy największy egoista, zareagowałby stanowczo, mając kochaną osobę w domu, która przez 3 lata „nie żyje”. Ktoś powie – sam mogłeś coś ze sobą zrobić… Uwierzcie, że nie mogłem nic zrobić, nie byłem w stanie… Obecnie jeszcze nie jestem w pełni sił, by rozwiązać problem z wykorzystującą mnie, znęcającą się psychicznie żoną, ale możliwe, że będę musiał pokonać wszelkie przeszkody, i zacząć żyć od początku. Tylko wówczas będę naprawdę szczęśliwy, bo obecnego stanu rzeczy nie jestem w stanie już akceptować, zobaczyłem właśnie, że mogę normalnie żyć, rozmawiać, uśmiechać się, cieszyć, współpracować z innymi tak jak kiedyś, wyjątkiem jest tylko własna żona. Nie chcę już dłużej być jak przysłowiowy, upodlany pies, który i tak z miłością patrzy na swoją panią. Dość tego! Obecnie staram się jak najdłużej przebywać poza domem. Każde spotkanie z żoną, jest dla mnie wykańczające psychicznie, ostatnio często miałem przez to łzy. Cóż, podjęte niewłaściwe decyzje z przeszłości, właśnie mają swoje skutki. Muszę nabrać sił i rozwiązać ten toksyczny problem, gdyż to się posunęło o wiele za daleko, życie jest zbyt krótkie, by je marnotrawić, i spędzać w cierpieniu. Tak, przykro mi, że straciłem około 1000 dni, które mogły być piękne, a były czarne… Czytając moje pierwsze posty, spoglądam na nie, jakbym to nie ja je pisał. Powinienem się wstydzić za wszelkie myśli samobójcze, za tą paskudną huśtawkę nastrojów. Jednak się nie wstydzę, mój Anioł, moja Czarodziejka wyjaśniła mi, że miałem wówczas taki nastrój, w takim byłem stanie. Fakt, ja pisałem to, co wówczas mi na sercu leżało. Obecnie nie mam takich myśli i nikomu ich nie życzę, to jest przerażające. Nie korzystałem w tych dniach z pomocy psychologa, podejrzewam, że te wszystkie doświadczone zmiany w takim wypadku trwałyby latami. A u mnie wszystko się zmieniało błyskawicznie, jak w przewijanym filmie, ledwo potrafiłem to ogarnąć… Troszkę się obawiam, abym w razie jakiegoś sporego niepowodzenia, nie stoczył się z powrotem, w izolację, papierosy, alkohol. Może ktoś miał podobne przeżycia, może podpowie, czy jestem już pod tym względem bezpieczny? Czy można stwierdzić, iż miałem nałogi, uzależnienia czy tylko przyzwyczajenia, biorąc pod uwagę mój kilkuletni okres codziennego picia, palenia (łącznie paliłem około 12 lat, ale przed wypadkiem miałem już przerwę rok-dwa). Chciałbym znać odpowiedź, nurtuje mnie to dość poważnie… Obecnie wszelki czas i siły angażuję w pracę, to pozwala mi na funkcjonowanie (oczywiście dość często myślę o radach mojej Wybawczyni). Uśmiecham się, nawet zmarszczki „śmiechowe” mi się pojawiły, wszystko przez tą Czarodziejkę! Mam życzliwość i chyba spore zrozumienie dla innych osób, które, jak zauważyłem, też ciepło mnie traktują. Ogólnie cieszę się, że wracam do życia, optymistycznie nastawiony, jednocześnie zaszokowany szybkością tych zmian i taki trochę niedowierzający, że to się dzieje naprawdę… Aha, poczyniłem już pierwsze kroki w kierunku przeprowadzenia operacji, zrozumiałem że to konieczne… Uśmiechu Wam życzę :) , to super sprawa… Jeśli ktoś zdecydował się przeczytać w całości, będę wdzięczny za wszelkie spostrzeżenia... Pozdrawiam serdecznie.
  23. Dziękuję za odpowiedzi i jakiekolwiek zainteresowanie moim problemem, z który nigdy się nie podzieliłem, a psychiatrzy to mieli to gdzieś. Odnośnie pytań: inne osoby, mi bliskie, nie mam zamiaru informować o swoich problemach - każdy widzi we mnie motorek, który napędzał innych, pradwopodobnie nadal tak myślą. Pozatym każdy robi kasę i ma swoje nerwy z tym związane. Jedynie żonie mógłbym powiedzieć, co mnie gnębi, ale nie mam zamiaru jej denerwować, kocham ją, nie chcę aby denerwowała się dodatkowo z mojego powodu. Jest bardzo silna, ale i bardzo uczuciowa, wiem że ją krzywdzę, ale nie potrafię tego zmienić. Nie będę rozmawiać z Nią o swoim upadku. Wiele razy rozważałem, czy poradzi sobie bez mnie, nie wysnułem jednoznacznej odpowiedzi. Wiem, że mnie kocha nieskończoną miłością, ale co zrobi gdy mnie nie będzie, tego nie wiem... Dziś postanowiłem zrobić eksperyment i w nocy pojechałem po piwo, ale pod sklepem stało kilka osób i przez prawie godzinę nie byłem w stanie wyjść z auta, dopóki nie odeszli. Bałem się ewentualnych spojrzeń w moją stronę. Zakupiłem tylko 4 piwa - w ramach eksperymentu, już wypiłem, i jestem wku...y z tego powodu, bo po prostu nie czuję wpływu alkoholu, a nie pojadę drugi raz bo wolę mieć prawko. Jakbym przy okazji zrobił wypadek, to od razu bym skończył ze sobą. Nie chcę wywoływać wilka z lasu, w okolicy ciągle kontrole policyjne. Znając życie to jutro wypiję z 8 przed snem. Wspomnę, że alkohol nie wpływa na mnie jak na większość ludzi, że się zataczam czy wymiotuję. Nic z tych żeczy, ja po prostu mogę spokojnie się położyć i usnąć w dwie-trzy minuty, co jest dla mnie wybawieniem od bólu i bezsenności. Dzisiejsza noc będzie ciężka, bezsenna. Przez to i jutrzejszy dzień będzie cięższy niż zwykle, bo będę mniej wyspany, tak jakby zombie. Mam leki nasenne, ale boję się, że po nich nie wstanę rano, mimo iż zastanawiam się nad zakończeniem życia. Przez to, że nigdy nie chorowałem i nie brałem leków, nie ufam lekarzom i środkom przez nich przepisanych. Może to niesłuszne podejście, ale tak mam... Gdy brałem psychotropy, to naprawdę źle ze mną było, dlatego przerwałem. To nie byłem ja. Przez ostatnie półtorej roku tylko 2-3 razy nie piłem przed snem, bo byłem zmęczony poprzednim dniem. Odnośnie ortopedów: korzystałem z porad najlepszych w regionie specjalistów, którzy to wysyłali mnie do jeszcze lepszych. Wiem, że ludzie dużo im zawdzięczają, ja jednak się boję, że stracę to co mam, i będę inwalidą, choć chyba w pewnym sensie już nim jestem. Zastanowiłem się nad Waszymi wypowiedziami, przypomniało mi się, że znajomi chcieli mi pomóc kilka miesięcy temu, poprzez wkręcenie mnie do interesu, jednak ich wtedy odprawiłem z kwitkiem. Inni znajomi, którzy sporo mi zawdzięczają, również co jakiś czas się napraszają z pomocą. Wiem, że wiele osób uważałoby to za prawdziwy dar od losu, jednak mój stan nie pozwala na oddanie się pracy. Nie dbam o siebie, garnitury wiszą zakurzone. Może jutro pojadę do fryzjera, jak starczy mi sił. I tak nie będę rozmawiać, tylko siedzieć ze spuszczonym wzrokiem. Naprawdę chciałbym coś ze sobą zrobić, nie wiem jak. Dziękuję "bialarozyczka", czytając jej wpisy miałem łzy w oczach. To dla mnie piękne, drugi raz od wielu lat. Uśmiecham się przez łzy :) To dla mnie wielkie ukojenie po całym czasie spędzonym po wypadku. Dzięki niej, czuję się troszkę podbudowany, mam nadzieję na lepsze jutro. Piękne to jest dla mnie - dziękuję... Dlaczego komukolwiek zależy na pomocy innym? Trochę to rozumiem, bo sam pomagałem w innych sprawch, choć ostatnio się zawiodłem na ludziach... Po ostatniej przygodzie z psychiatrą, to nieprędko się skuszę na taką wizytę. Wyjeżdzam autem tylko w nocy, dziś pędziłem na złamanie karku, po śliskiej nawierzchni, ponad czterokrotnie przekraczając dopuszczalną prędkość. Wszystko mi jedno. Co ma być to będzie. Tylko szkoda mi tych pięknych chwil z żoną. Kiedy przeglądam stare fotki, to mi się gardło ściska. Miałem życie, którego każdemu mógłbym życzyć, teraz jestem warzywem. Chyba mam obecnie jakiś poważniejszy kryzys, wszystko mnie dobija. Nawet odgrzanie pizzy to dla mnie powód do szału, zbyt długo trwa, stałem się nadpobudliwy. Szanuję Wasz czas, ale chyba nie ma dla mnie ratunku. Coraz bardziej się przekonuję, że jestem zbędny na tym świecie, że i tak wszystko potoczy się lepiej, bez mojej zepsutej osoby. Byćmoże to chore myślenie, ale ja na chwilę obecną nie potrafię inaczej myśleć. Niestety mam taką wadę - jestem bardzo uparty, jeśli o czymś jestem przekonany, to nie ma siły aby mnie zmusić do zmiany zdania. Jednakże do wszelkich argumentów staram się podchodzić ze sprawiedliwością. Obecnie jednak mam przekonanie, że jestem dnem... Życzę Wam, abyście cieszyli się życiem, może być fajne. Każda chwila jest piękna, gdy jest się zdrowym. Ja zazdroszczę Wam tego.
  24. Witam. Mam około 30 lat. Mam problem, ze sobą. Około 4 lata temu, w moje stojące auto, z dużą prędkością wjechał inny samochód, miałem nogę na hamulcu, a i tak przestawiło moje auto, uderzyłem w kolejne. Nikomu z uczestników nic się nie stało (ja byłem sam), ja pogiąłem fotel kierowcy. Karetki nie wzywano. Tego samego dnia spuchło mi kolano, plecy zaczęły pulsować, były wymioty, itd. Ponieważ zawsze cieszyłem się świetnym zdrowiem(nawet zwykłe przeziębienie miałem raz na 2-3 lata, od czasów dzieciństwa nie miałem potrzeby widzieć się z jakimkolwiek lekarzem, nawet zębów nigdy nie miałem potrzeby leczyć), chciałem przeczekać, wypocząć w domu. Zawsze uprawiałem amatorsko różne sporty, lubiłem kąpiele w zimnej wodzie, zawsze byłem w ruchu. Miałem ogromne samozaparcie, dążyłem do zrealizowania planów i marzeń, miałem wiele pomysłów, już mając poniżej 30 lat, miałem nowy, duży dom, kilka aut i wiele planów na przyszłość. Wiem, że wiele osób mnie podziwiało, że byłem taki pracowity. Z żoną znaliśmy się długo przed ślubem, mamy do siebie prawdziwe uczucie miłości i przyjaźni, jednak po wypadku coś ze mną się zaczęło dziać. Przestałem pracować, zamknąłem się w domu, udając że niby coś robię, a tak naprawdę to całe dnie leżałem w bólu, użalając się nad sobą. W ciągu kilku miesięcy po wypadku miałem więcej badań, niż przez całe życie. Dla mnie, nie chodzącego wcześniej po lekarzach, to było przerażające. Zniszczone kolano, brak możliwości chodzenia dłużej niż kilkadziesiąt minut, bezsenność, drżenie rąk, drętwienie rąk i nóg, ból pleców, całkowity brak ochoty na seks i do robienia czegokolwiek. Nie miałem odwagi na operację uszkodzonego kolana, bo wyczytałem, że mogłyby być powikłania, więc nie chciałem ewentualnie "kuleć". Byłem faszerowany psychotropami, ale sam to przerwałem, czułem się ciągle otumaniony, było to zaprzeczeniem mojego "normalnego" stanu sprzed wypadku. Psychiatra twierdził, że mam depresję i chyba stany lękowe, już nie pamiętam. Ja zacząłem się bać innych ludzi, nawet na zakupach, nie mogę jechać w czyimś aucie, bo bym chyba umarł, kilka razy jak z kimś jechałem - serce mi waliło, nie mogłem normalnie oddychać, trzymałem się uchwytów, zapierałem nogami w podłogę i plecami w siedzenie. Wiem że to brzmi co najmniej dziwnie, ale tak jest, nie mam nad tym panowania, sam mam spory staż za kółkiem, ale nigdy nie miałem takiego zdarzenia. Sam jakoś jeżdżę, ale boję się każdego auta, ciągle myślę, że zaraz ktoś we mnie uderzy, mimo iż kupiłem większe auto, dość bezpieczne. Zerwałem wszystkie kontakty koleżeńskie i handlowe. Nigdzie nie wyjeżdżałem na wypoczynek, ciągle w domu. Zacząłem palić papierosy, paczkę dziennie i pić piwo, ale tylko na sen - 5-6-7 półlitrowych piw, ciągle brałem możliwie najsilniejsze leki przeciwbólowe. Tak mi minęło kolejne 2,5 roku. Leki przeciwbólowe jakby bardzo słabo już działają, chyba organizm się uodpornił. Większość znajomych chyba uznała że mi odbiło. Ale zostali też tacy, którzy wręcz na siłę przyjeżdżali do mnie, rozmawiali ze mną, widząc że się zmieniłem, przestałem pracować, na siłę wyciągali mnie "do ludzi". Żona często po kryjomu płakała, bo nie mogła ze mną się dogadać, twierdziła że się zmieniłem, stałem się oschły i nieczuły, zamknięty w sobie, ja nie miałem wręcz ochoty na dalsze bycie z nią i z kimkolwiek, czasami nie odzywałem się do nikogo po dwa tygodnie, nawet ani jednym słowem, chciałem być sam i ciągle leżeć lub najlepiej spać. Żona, nie mogąc do mnie dotrzeć rozmową, pisała do mnie listy. To mnie trochę opamiętało, ona miała normalne plany na przyszłość, ja byłem w stadium wegetacji. Reszta rodziny próbowała delikatnie do mnie podejść z rozmową, ale nie miałem zamiaru dla bliskich opowiadać o swoich problemach. Po trzech latach od wypadku, ponownie zacząłem chodzić do lekarzy, aby coś ze swoim życiem zrobić, bo już nie miałem nadziei na to, że samo przejdzie. Poza tym chyba ta moja bezsilność wobec swego stanu zdrowia, w połączeniu z lekami przeciwbólowymi i alkoholem, powodowała że wielokrotnie myślałem, aby skończyć ze sobą, że to bez sensu tak się męczyć, nie mieć radości z życia. Po jakimś czasie zrobiłem, zlecone po wypadku, lecz nie robione wcześniej przeze mnie, rezonanse kręgosłupa, okazało się że mam rozwalone wiele dysków, wystawiono skierowanie na wstawienie implantów kr. szyjnego, lędźwiowy do rehabilitacji. Dla mnie to na początku był szok, choć już w sumie muszę przyznać, że jest to jakieś takie obojętne dla mnie. Przeszedłem rehabilitację u najlepszych fachowców, pomogli w pewnym stopniu - przynajmniej nie bolą plecy przez cały czas. Chyba lekka ulga w moim bólu spowodowała, że w ciągu 2 tygodni przestałem palić i zobaczyłem jakąś iskierkę nadziei. Obecnie już około 2 miesięcy nie palę, piję 6-7 piw codziennie przed snem, inaczej nie zasnę, alkohol wysokoprocentowy nie działa na mnie zbyt nasennie. Nawet po wypiciu przy jakiejś okazji, 0,5 - 0,75 litra wódki na głowę, muszę wypić kilka piw, wówczas szybko zasnę. Byłem też u psychiatry i to była pomyłka. Nie dość, że ponownie dostałem nakaz brania różnych psychotropów, to lekarz nakazał mi się stawić na terapię antyalkoholową. Ja mówiłem, że piję tylko na sen, inaczej nie zasnę w ogóle, i że potrzebuję wsparcia i konkretnych wskazówek, aby spróbować wrócić do dawnego życia, zacząć pracować i dawać radość bliskim. Prawie się pokłóciłem, wyszedłem wkurzony, trzasnąłem drzwiami, nie chcę więcej się tam widzieć, jeszcze płacąc za to. Nie tego oczekiwałem, bo sądzę, iż dam radę bez leków i AA, tylko nie wiem jak, a nawet żony nie chcę zagłębiać w to, co się ze mną dzieje. Dodam, że w dzień nigdy nie piję, a spać chodzę, gdy ona już śpi. Dom mam spory, więc się mało widujemy. Ostatnio niestety przygnębienie się mi nasiliło, mam koszmarne myśli i sny, oraz jakby potrzebę, aby skrzywdzić innych. Aby tylko do tego nie doszło, bo to prawdopodobnie spowoduje, iż sam się pożegnam. Trochę ostatnio pomogłem zarobić innym ludziom, wykorzystując swoje umiejętności, ale chyba się nieco zawiodłem, bo choć nie oczekiwałem gratyfikacji, to przynajmniej solidnej pochwały i uznania za niezłą robotę, było mi to potrzebne aby uwierzyć, że mam jeszcze jakąkolwiek wartość. Jednakże, każdy tylko gotów, aby wziąć spory zarobek ( po kilka średnich krajowych), bez dziękuję, ot tak normalnie. Ale żalu nie mam, robiłem to, w ramach samodzielnie wyznaczonego celu, coś jakby taka mała terapia, aby nie myśleć o bólu i zrobić coś dla innych, jeśli nie dam rady zrobić czegokolwiek dla siebie. Zauważyłem, że gdy świeci słońce, to mi jest tak lżej na duszy i zaczynam nawet mieć jakieś marzenia. Ciągle jednak czuję się źle, nie wiem co mam robić, nie chcę krzywdzić innych czy siebie. Wstydzę się swojego stanu zdrowia, nie potrafię poprosić o pomoc, zawsze to ja pomagałem innym, jak tylko mogłem, sprawiało mi to przyjemność i zadowolenie. Nie wiem, czy któregoś dnia nie zdecyduję się rozpędzić autem i przywalić w jakieś drzewo. Po prostu, żyć mi się trochę nie chce. W ostatnich dniach zacząłem czytać na necie o psychotropach, które ewentualnie jednak ponownie mógłbym brać, ale dużo jest negatywnych opinii. Zauważyłem też, że wiele ludzi ma dużo problemów z psychiką, poczytałem fora. Chyba na Waszej stronie gdzieś były testy na depresję, rozwiązałem z wynikiem ciężkiej depresji, miałem ponad dwa razy większą depresję niż granica, od której jest ona ciężka. Chyba źle jest ze mną, ale może mam jeszcze jakieś szanse na życie? Wielu odpowie – zdrowy facet, weź się za siebie i odnoś sukcesy. Tylko że ja nie dam rady nawet wegetować, wszystko jest dla mnie problemem. Przepraszam, że zabieram Wasz cenny czas. Pisząc ten tekst, po raz pierwszy od kilku lat poleciały mi z oczu łzy, może to psychika chce się oczyścić, nie wiem... Ciężko mi jest, nie daję już rady, męczę się, gdy cokolwiek na swój temat myślę, to rozsadza mi głowę... Zaniedbuję wszystko, co tylko można zaniedbać, a wiem że mam możliwości, tylko nie wiem jak… Może ktoś mi coś podpowie. Pozdrawiam serdecznie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...