Skocz do zawartości
Forum

Jak żyć po rozstaniu?


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie. A może raczej Dzień Dobry.

Nie będę krył, że jest to już któreś z kolei forum na którym szukam pomocy i wyrozumiałych dla mojego problemu osób. Poprzednio bywało z tym niestety różnie – fakt, zdarzały się fora na których byłem bardzo ciepło przyjmowany (przeważnie były to strony poświęcone depresji), ale bywały też takie na których nie spotkało mnie nic innego jak tylko wyzwiska, wyśmiewanie i poniżenie. Mam nadzieję, że na takiej stronie jak „abcZdrowie.pl” nie znajdę osób chcących się tylko po kimś przejechać.

Na początek chcę w skrócie przedstawić swoją historię, ale zanim to zrobię chcę zaznaczyć jedną rzecz – po jej przeczytaniu wiele osób może powiedzieć mi, że trafiłem ze swoim problemem pod zły adres, a ja nie chcę zostać źle odebrany, ponieważ zdaję sobie sprawę, że nie jest to forum dla tzw. „złamanych serc”, jednak chcę opowiedzieć to co się stało, ponieważ to może ułatwi rozwiązanie mojego problemu. Zakładając, że ktoś zechce mi pomóc.

Zaczynając tą opowieść muszę cofnąć się do połowy września ubiegłego roku kiedy to po ponad 2 latach związku rozstałem się ze swoją dziewczyną. Nie był to łatwy związek – dzieliła nas gigantyczna odległość, która wywoływała między nami częste kłótnie. Kiedy byliśmy obok siebie nie awanturowaliśmy się ani razu, jednak niestety większość czasu musieliśmy spędzać osobno. Rozłąka ta miała jednak wkrótce się skończyć – udało mi się odłożyć odpowiednią sumę pieniędzy aby móc się przenieść do jej rodzinnego miasta, zorientowałem się w możliwości przeniesienia na studia na tamtejszą uczelnię, rozejrzałem się na rynku pracy... Wystarczyło poczekać jeszcze kilka miesięcy, co dla pary z naszym stażem nie powinno być problemem. Niestety nie udało się.
Z nadejściem wakacji nasze kłótnie stały się coraz dotkliwsze, a ich powodem był wyjazd mojej dziewczyny do Włoszech z przełomu lipca i sierpnia. Nie ukrywam, że średnio chciałem, żeby tam jechała z dwóch powodów:

po pierwsze – na rzecz tego wyjazdu właściwie z dnia na dzień wycofała się z planowanego przez nas tygodniowego pobytu w Wiśle. Było mi z tym źle, ponieważ ja jestem z tych, którzy uważają, że nieważne gdzie się jest, ale najważniejsze jest to, żeby była przy mnie osoba, którą kocham. No ale pomyślałem sobie „Ok., to jednak są Włochy, taka okazja codziennie się nie zdarza, może nigdy później nie będzie już okazji żeby je zobaczyła”.

po drugie – na swojej poprzedniej kolonii zdradziła mnie. Wybaczyłem jej to, ponieważ widziałem jak bardzo tego żałuje. Poza tym to był sam początek związku, więc na pewno nie czuła jeszcze wtedy tego samego co poczuła w miarę rozwoju związku. Jednak takie rzeczy zawsze zostawiają pewien ślad na sercu, który potem wywołuje strach. I ja oczekiwałem od niej jakiegoś uspokojenia, jakichś zapewnień, że wszystko będzie dobrze. Niestety ona za każdym razem odbierała to tak jakbym jej tego wyjazdu zabraniał i to wywoływało potężne kłótnie. Dopiero na godzinę przed wyjazdem obiecała mi, że wszystko będzie dobrze i że nie zrobi nic złego. Ale słowa nie dotrzymała...

Po powrocie stamtąd stwierdziła, że nie chce być w związku z nikim, ponieważ związki ograniczają a ona chce się rozwijać. Od tamtej pory ani razu nie usłyszałem od niej nawet „Kocham Cię”. Robiłem wszystko aby to naprawić. Bez skutku. Było mi bardzo przykro i byłem bardzo zdezorientowany, ponieważ takie działania z mojej strony zawsze przynosiły rezultat. Tym razem niestety nie pomagało nic. Było tylko gorzej. Sytuacja była na tyle tragiczna, że nasz kontakt urwał się w zasadzie całkowicie. Wiadomą rzeczą jest, że nie było mi łatwo, ale chcąc nie chcąc musiałem podjąć próbę walki o swoją przyszłość. Myślałem sobie: „Ona cię już nie chce. Chyba musisz się z tym pogodzić. Jej uczucie się wypaliło, ale musisz iść przez życie dalej”. Więc szedłem – z potężną tęsknotą i smutkiem, ale jednak.

Trwało to pół roku. I kiedy wydawało się, że wszystko wraca do normy mój świat znowu legł w gruzach. Nastąpiło to na początku marca, kiedy to dowiedziałem się, że jest w związku z nowym chłopakiem. Myślałem, że jestem gotowy na przyjęcie takiego ciosu. Jak się okazało – myliłem się. Nie zastanawiając się długo postanowiłem rozpocząć walkę o nią. Wspomaga mnie w niej jej mama. Ja wiem, że ona nie ma realnego wpływu na uczucia córki i że niektórym współpraca z nią może się wydać żałosna, ale ja ją traktuję tak samo jak jej bliską przyjaciółkę, która może mi doradzać co mógłbym dla niej zrobić i informować o tym co się dzieje w jej związku. Podkreślam to nie tylko pojedynczą ale podwójną linią, ponieważ to właśnie ten aspekt najczęściej wywoływał oburzenie osób czytających ten post. Może słusznie, może niesłusznie. Nie wiem. Tak czy inaczej to była najbezpieczniejsza metoda dotarcia do mojej byłej partnerki.

Zdarzenia z pierwszych dni od momentu rozpoczęcia walki pokazały że nie jestem do końca bez szans – 8 marca wysłałem jej na Dzień Kobiet piękny bukiet 30 tulipanów. Podobno po jego otrzymaniu chodziła bardzo zadowolona, znowu zaczęła odwiedzać swoich znajomych i wszystkim się tym zdarzeniem chwaliła. Kolejnym czynnikiem podbudowującym moją nadzieję, były relacje jej rozmów z mamą, w czasie których rzekomo bardzo często powtarzała (z resztą robi to po dziś dzień), że nie wiąże z tamtym chłopakiem większych nadziei. Postanowiłem się w związku z tym skontaktować bezpośrednio z moją byłą. Niestety zostałem jedynie obrzucony stertą wyzwisk. Mimo wszystko postanowiłem się nie poddawać i wydaję mi się, że to co mogłem robić w mojej sytuacji to robiłem (wysyłałem kwiaty, jakieś drobne upominki, kartki z miłosnymi wyznaniami, miłosne listy). Z resztą mówiąc szczerze działania te podejmuję w dalszym ciągu. Być może nie powinienem tego robić. Ciągle słyszę na ten temat skrajne opinie.

Trzy tygodnie temu nastąpiło kluczowe zdarzenie dla mojej walki, chociaż właściwie nie dało mi ono odpowiedzi na czym stoję. Chodzi tu mianowicie o moją wizytę u niej. Była to wizyta niezapowiedziana. Wiedziała o niej jedynie jej mama. Nie jestem zwolennikiem takiego planowania za czyimiś plecami (i to także podkreślam bo za to też zostałem zwyzywany), ale to była chyba jedyna droga do tego abym mógł z moją byłą porozmawiać, bo gdyby wiedziała o mojej podróży, to pewnie by próbowała się wykręcić i zaplanowałaby sobie czas tak, żeby ze mną nie przebywać. A ja nie po to jechałem 360 kilometrów. Oczywiście początkowo była zła, ale z czasem jej zachowanie stało się potwornie zagadkowe – raz była miła, a raz na mnie krzyczała. Raz mówiła że cała ta sytuacja jest dla niej bardzo ciężka (w tym sensie jakoby miała między mną a nim wybierać), a raz gwałtownie mnie odrzucała. Raz dawała mi do zrozumienia, że nie jest szczęśliwa z tamtym chłopakiem, a raz mówiła, że go kocha. Raz pytała się czy jeszcze kiedyś planuję ich odwiedzić, a raz kazała mi wracać do domu. Tak czy inaczej spotkanie to dało mi dalszą nadzieję i utwierdziło w przekonaniu, że moje starania o nią mogą z czasem przynieść rezultat.

Niestety kilka dni temu znowu stanąłem na rozdrożu – ponownie rozmawiałem z jej mamą, która obiecała mi wypytać moją byłą o jej wrażenia po spotkaniu i moje szanse. Nie spodziewałem się czegoś szczególnego, jednak jej odpowiedź okazała się nad wyraz agresywna – powiedziała, że to co dla niej robię i tak niczego nie zmieni, bo ona bardzo dobrze czuje się z tamtym chłopakiem, a moja obecność w jej życiu tylko ją denerwuje i żeby nie poruszać z nią więcej tego tematu, bo wyraża się jasno. Po tych słowach już nawet jej mama radziła mi szukanie sobie nowej dziewczyny, która może stanie się miłością mojego życia. To zabolało mnie najbardziej, bo teraz czuję, że zostałem na placu boju kompletnie sam.

Próbowałem już wszystkiego, żeby poprawić jakość swojego życia i wyjść z tego doła, ale niestety nie pomaga nic, szczególnie teraz, kiedy jest majówka i kiedy jest taka piękna pogoda. Nie umiem się wtedy uwolnić od myśli, że oni się spotykają, że chodzą w te same miejsca do których swego czasu to ja chodziłem z nią, że być może planują coś na wakacje itp. Najgorsze jest to, że nie umiem się na niczym skupić, a tymczasem wielkimi krokami zbliża się czas egzaminów. Być może to wynika z tego, że nie do końca wiem co powinienem teraz robić – pewne symptomy dają mi do zrozumienia, że mógłbym na nią czekać i dalej o nią walczyć, ale inne wołają, że nie powinienem tego robić. Może łatwiej by mi było gdybym w czasie spotkania usłyszał od niej jasne i klarowne NIE. Tymczasem zawsze kończyło się na NIE WIEM.

Nie planuję się Was pytać czy właściwiej jest walczyć, czy sobie odpuścić, bo nie taki jest charakter tego forum. Chcę Was zapytać jak sobie mogę poradzić z bólem, który obecnie przeżywam. Ludzie mówią, że jedynym lekarstwem na takie sytuacje jest czas, ale ja z każdym kolejnym dniem czuję się coraz gorzej i to do tego stopnia, że od niedawna zaczynają pojawiać się w mojej głowie myśli samobójcze. Nie wiem już co mam robić. Rzeczy które dawniej sprawiały mi radość są mi obojętne. Próbowałem chyba wszystkiego...
Kilka dni temu wysłałem maile do kilku fundacji oferujących bezpłatną pomoc psychologiczną. Dostałem odpowiedź od jednej i jestem już umówiony na wizytę. Jednak zanim taka terapia zacznie przynosić efekty minie na pewno trochę czasu (o ile jakiekolwiek efekty przyniesie), dlatego też proszę Was o jakieś porady.

Przepraszam za długość tego postu, ale mam nadzieję, że przynajmniej kilka osób dotarło do jego końca.

Odnośnik do komentarza
Gość buquile

Kilka słów komentarza do całej historii i następnie odpowiedź na Twoje pytanie co zrobić z tym bólem.

Otóż, nie wiem ile masz lat, ale wiedz kolego, że w zdecydowanej większości wypadków nie usłyszysz od kobiety zdecydowanego NIE, na twoje pytania czy widzi jeszcze przyszłość w związku. Kobiety werbalnie odpowiadają właśnie tak jak ta twoja ex - NIE WIEM. Ale znaczy to to samo co NIE. Skąd to się bierze? Kobiety, są z natury mniej skłonne do podejmowania zdecydowanych decyzji, bo nie chcą w swoim otoczeniu uchodzić za te co "rozbiły związek" lub "porzuciły kogoś". Wolą zawsze sprawiać wrażenie że "się wypaliło", "rozeszliśmy się". Jest to oczywiście nieprawda, bo często albo damska albo męska strona zostawia kogoś. I na koniec tego wątku, to co ona mówi, nie powinno wogóle wywierać na tobie wrażenia. Co powinno na ciebie oddziaływać, jest to co ona robi. Pamiętaj na przyszlość, że prawda o kobietach leży nie w tym co mówią, ale co robią.

Co z bólem.
Jak wykurować się z nieprzyjemnych symptomów romantycznego odrzucenia.
Czasami nie za dużo możesz zrobić by zapomniec o kobiecie na której ci naprawdę zależało. Zwykle pierwsze rozstanie jest najtrudniejsze. Na poczatku (jeśli zakochanie było mocne), czujesz się podle i rzeczywiście można pozawalać egzaminy. Ale, zaczynasz o niej myśleć mniej i mniej i nagle bez zdania sobie z tego sprawy, ona znika z twojej głowy.
Zasadniczo nieprzyjemne symptomy zmniejszają się z czasem. Ale od czasu do czasu, coś ci o niej przypomnie, jakiś zapach, pare słów czy dźwięków z piosenki i nagle czujesz sie równie podle jak w momencie kiedy zorientowałeś się że ona cię już nie chce widzieć. Jeśli chcesz wiedziec szczerą prawdę, nigdy całkiem nie zapomniesz o kobiecie na której ci zależało.

Odnośnik do komentarza

Kwestia jest taka, że to nie jest moje pierwsze "złamane serce". Nie lubię tego określenia, ale inne nie przychodzi mi do głowy. Pierwsze miałem około 3 lata temu. Dziewczyna odeszła ode mnie właściwie z dnia na dzień. Mniej więcej też jakoś w maju. Wtedy ból trwał dwa miesiące. Liczyłem na to, że skoro to już jest kolejny raz, cierpienie będzie trwało tyle samo, albo nawet krócej. Ale trwa, trwa i trwa... I jest ze mną coraz gorzej. Może to wynika z faktu, że związek o którym teraz piszę zdążył stworzyć sobie bardzo poważne plany, co z resztą w pewnym stopniu już widać po mojej poprzedniej wypowiedzi.

Nie wiem czy moja była należy do kobiet, które nie są w stanie powiedzieć jasnego i klarownego NIE. Wydaję mi się, że jednak się do nich nie zalicza. Trochę ją jednak znam. Oczywiście nigdy nie jest tak, że kogoś się pozna na wylot, więc mogę się mylić, ale na tyle co zdążyłem ją poznać sądzę że byłaby w stanie powiedzieć otwarcie co o tym sądzi.

Odnośnik do komentarza
Gość hehe ja też

myślałem, że kogoś znam po 3 latach,
poznałem zakompleksioną dziewczyne z nadwagą, mówiła wiele o uczuciach , mówiła wiele o moralności i tak dalej,
przez rok sie chodziło, nie było seksu, unikała dotyku mówiąc, że jest wierząca i że nie jest gotowa i tak dalej, a ja jak dureń naiwny szanowałem,
związek polegał na spacerach i że ona od czasu do czasu wyprosiła jakiś prezent,
potem jakoś się zbliżyło z nią, zaczęliśmy biegać, sport,
nastał kolejny rok znajomości, dzięki sportowi i mojemu podbudowaniu jej komplementami nabrała sił, pozbyła się kompleksów i 10 kilogramów, zaczęła mówić, że ma studia zaoczne i nie ma czasu tyle jak poprzednio,
ciągle miała coraz więcej "nauki" i brakowało jej czasu na spotkania, ale nie brakował jej czasu na chodzenie cały dzień po sklepach i wybieranie sukienek, które zastąpiły bojówki, a glany zostały zastąpione przez japonki, nagle przestało ją interesować chodzenie do parku na karmienie ptaków czy wiewiórek , a zaczęło interesować by pójść na dyskoteke, pochlać, potańczyć,
pewnego dnia oświadczyła mi, że ma kogoś, bo schudła 11 kilo i już mnie nie chce, bo poznała przystojnego pakera,
więc wiesz... myślisz, że kogoś znasz ?
ja też myślałem, że kogoś znam, a okazała się zakłamaną zdzirą, dla której było istotne by wyłudzać miesięcznie 200-300 na perfumy, bluzki i inne prezenty,
a gdy schudła to nagle o 180 zmieniła poglądy na to co się liczy w drugim człowieku,
więc nie myśl, że poznasz kogoś łatwo, bo czasem po paru latach ktoś może się okazać kłamcą bo np. wreszcie spotkał kogoś kogo chciał mieć, a wcześniej był obok Ciebie by koleżanki sie nie śmiały i by się chwalić, że "kupił mi firmowe perfumy" itd.

Odnośnik do komentarza
Gość buquile

"Nie wiem czy moja była należy do kobiet, które nie są w stanie powiedzieć jasnego i klarownego NIE. Wydaję mi się, że jednak się do nich nie zalicza. Trochę ją jednak znam"

Oczywiście się ona zalicza do tej grupy kobiet. Jasno wynika to z Twojego pierwszego postu. A ta zacytowana Twoja wypowiedź tylko mówi tyle, że nie wierzysz w to co się dzieje i wbrew oczywistym faktom, łudzisz się, że jeszcze coś z was będzie. Otóż nie będzie, bo ona ma kogoś i Ty jej nie interesujesz.
A dlaczego tak długo cierpisz? Początek konica cierpienia zaczyna się gdy zdajesz sobie sprawę, że to już koniec. Najwyraźniej Ty jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy, mimo że fakty opisane przez Ciebie, nie zostawiają tu żadnej wątpliwości.

Odnośnik do komentarza

Być może. Właśnie dlatego opisałem tą całą historię na forum. Normalnie bym tego nie zrobił, ale uznałem że ona może być kluczowa dla problemu z którym się zwracam do Was.

A co do poprzedniego postu, to ja nigdy nie mówiłem że kogoś poznałem do końca, bo przejechałem się zbyt wiele razy na ludziach. To nie jest pierwszy przypadek, ale pierwszy który tak boli.

Ta cała sytuacja jest dla mnie zaskakująca i zastanawiająca - jeżeli już wszystko zaczęło się w moim życiu układać, to czemu kiedy dowiedziałem się o tym chłopaku tak cierpię. Może to zazdrość? Ale jeżeli tak, to czemu to tyle trwa? Dużo razy dowiadywałem się, że jakaś dziewczyna która mi się podobała albo z którą byłem znalazła sobie chłopaka bądź też go miała. Nigdy nie cierpiałem aż tylu miesięcy. Zawsze kończyło się na kilku dniach. A teraz z dnia na dzień czuję się coraz gorzej i nic nie zapowiada poprawy :(

Powiedzcie mi jeszcze jedną rzecz - jak już wspomniałem zapisałem się do psychologa z tym problemem. Na innym forum jednak zostałem w pewien sposób nastraszony, że diagnozy psychologów nie zawsze się sprawdzają, na przykład może powiedzieć mi że mam depresję, a tymczasem mogę wcale jej nie mieć. Uważacie że powinienem skorzystać z pomocy kilku specjalistów?

Odnośnik do komentarza
Gość buquile

Co jest? Boisz się że jeden psycjolog może powiedziec, że z wami koniec i to już dawno? Po co się tu nas pytasz czy jeden psycholog wystarczy? Przecież, ty tak czy siak szukasz "należytej odpowiedzi" .

Przecież skaczesz z po forach, bo nie słyszysz na nich to co bys chciał usłyszeć.
Czekasz na stwierdzenie kogoś, że jednak z wami nie koniec jak pies na ochłap ze stołu. Że dziewczyna, która jest już od dawna z innym mężczyną - jednak wróci do ciebie.
Ty nie chcesz porady jak się wykurować po rozstaniu, ty chcesz usłyszeć że jednak jest jakaś szansa.
Trzeba było napisac zmyślony wstęp do twojej historii, bo jesli ten był prawdziwy, to wasz związek jest trupem, nie ma go. Koniec z wami juz dawno i z tego co widać nie ma żadnych szans na powrót.

Odnośnik do komentarza

Witam,
Utrata ukochanej osoby zawsze boli. Ale ból minie - paradoksalnie, aby zniknął trzeba go dopuścić i przeżyć, nie zaprzeczać mu i nie oddalać go od siebie.
Ale najpierw musisz uświadomić sobie, że Wasz związek już nie istnieje. Zgadzam się z Buquilem - początek leczenia zaczyna się w momencie, kiedy właśnie uświadomisz sobie, że to koniec. Nie jest to łatwe, bo zaprzeczamy temu, łudzimy się nadzieją, że może wszystko wróci, że da się naprawić relację. To wszystko sprawia, że nie jesteśmy w stanie definitywnie zakończyć związku, pożegnać go. A brak ostatecznego pożegnania to trwanie w iluzji relacji, która się skończyła.
Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza

Witam!
Mój przypadek zabrzmi jak każdy inny, niemniej jednak postanowiłem napisać. Wielkim skrócie początki były piękne później zamieszkaliśmy razem do dziś było normalnie. Mamy po 26 lat. Moja partnerka nie dawno dostała pracę, wracała późno coraz później ... mimo to kolacja, przytulania itd. Pojechała też z koleżankami na kurs typu "powiem Ci kim jesteś jak masz się ubierać" po kursie zmieniła się ... przyznała, że smsuje z kolegą, którego nie zna i nie wiem czy on kogoś ma ... szok ! Po szczerej rozmowie temat ucichł ... pojechaliśmy do jej rodziców siedziała mi na kolanach przy obiedzie, ale smsy nadal przychodziły ... byliśmy razem 7lat. Spakowała plecak i wyniosła się do dziewczyn, mieszkanie zostało z jej rzeczami, czas stanął w miejscu. Odchodząc pytała jak bardzo ją kocham i "czy mógłbym jeszcze z nią byc" ?! Nie odzywamy sie do siebie nie przyjeżdża po resztę rzeczy. Od znajomego wiem, że z tym "kolegą" nie wyszło. Umowę ma do końca roku, zostawiła wszystko nie wie co dalej będzie ... Skąd u Niej taka desperacja ?! Dodam, że jest osobą podatną żeby nie mówić naiwną. Do ostatniej chwili planowaliśmy przyszłość niestety nasz urlop popsuła, teraz milczy. Niby kogoś się zna, a zraniła mnie ogromnie nie widzę przyszłości, mimo pracy, przyjaciół i zespołu w któym gram ... coraz częściej myślę o samobójstwie. To ogromna więź oprócz miłości, której teraz nie ma, została pustka ... proszę o pomoc!

Pozdrawiam D.

Odnośnik do komentarza
Gość winnazaklopotana

Sama mam ogromny problem który tutaj opisałam. Nie jestem psychologiem ale z uwagą przeczytałam Twoją wiadomość. Nie jestem w stanie do końca zrozumieć tej sytuacji.Ale mam pewne PRZYPUSZCZENIA. Ona mogła Cię zdradzić na tym wyjeździe i teraz popadła w depresje dlatego, że tego żałuje. Oskarża się o swój czyn i jest przekonane, ze nie byłbyś w stanie jej tego wybaczyć. Może porozmawiaj z nią na spokojnie... Nie obwiniając jej. Dowiedz się co się stało na spokojnie pomimo bólu jaki czujesz teraz. Nie podejmuj pochopnych decyzji których możesz żałować. Może też jest tak że czegoś jej brakowało od Ciebie ale nie była w stanie Ci o tym powiedzieć aby Cię nie zranić. Myślę, że jeśli szczerze porozmawiacie wiele się wyjaśni. Oczywiście nie jestem osobą która powinna radzić w takich sprawach ale to jest moje zdanie

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...