Skocz do zawartości
Forum

Uzależnienie od marihuany, mężczyzny. Jak mam dalej żyć?


Gość xxonax

Rekomendowane odpowiedzi

Witam.
Zacznę od tego że mam 20lat, moja przygoda z marihuaną zaczęła się dość dawno. Pierwszy raz jak zapaliłam to miałam ledwo 14 lat z koleżankami zapaliliśmy sobie. Z moimi rówieśniczkami, bo przecież "każdy" pali i trzeba spróbować nawet nie wiedzieliśmy jak to sie pali. A co przerażające z dostępem do tego nie mieliśmy problemu, zajęło nam to z 10 minut. W sumie nie pamiętam z tego dnia nic, jedynie to co kolezanki opowiadały... choć żadna z nas do teraz nie pamięta za wiele.
Dążę do tego ze po niecałych dwóch latach spróbowałam kolejny raz i wtedy... Spodobało mi się to, paliłam częściej, trzymałam sie tylko z takim towarzystwem którzy też palili, moje kolezanki poszły na bok, choć wiadomo balam sie żeby rodzice nic nie zauważyli na początku, później już ogarniałam to jak sie zachowywać, chodziłam do domu jak lekko trzeźwiałam, zawaliłam przez to rok szkoły.
W krótkim czasie poznałam mojego faceta jak miałam 16 lat, wspanialego faceta, lecz jak się okazało jest uzalezniony od narkotykow i alkoholu, pochodzi z bardzo bogatej i dobrej rodziny, więc z latwością miał pieniądzę na kupno narkotyków. Będąc w nim w związku starałam się, walczyłam, wierzyłam ze uda mu sie wyjść z tego. Przede mną był na jednym odwyku, i w czasie związku stwierdził że ogarnia swoje zycie ( bo widział jak o niego walczę) i wyjechał na kolejny odwyk. Wrócił po tyg. bo strasznie tęsknił, zaczął terapie ambulatoryjnie, od tego czasu był abstynentem przez ok. rok. Potem jego pewność siebie wzrosła i zaczął od piwka, pózniej dwóch i coraz częściej, piliśmy wino weekendami razem, skonczyło się tym ze z nim zerwałam, bo bałam sie że będę musiała przechodzić znowu przez ogromne cierpienie, kłamstwa, zdrady. Pomimo mojego wieku przeżyłam za dużo, nie życzę nikomu tego... Walczyć o kogoś to naprawdę ciężka i męcząca droga a zwłaszcza gdy ma sie 16 lat, ale pomimo tego On jest najcudowniejszym facetam na ziemi.
Wróciliśmy do siebie po półrocznej przerwie, On w tym czasie miał wypadek prawie stracił życie, załamał się a, mnie obok nie było, był z inną kobietą która brała z nim... ale wciąż mnie kochał/kocha. Lecz w tym czasie wrócił do swojego uzaleznienia, wracając do niego, wiedzialam co mnie znowu czeka ale wiedziałam ze chce go znowu ratować, bo nasza miłość jest silniejsza.
To był mój błąd... Mieszkamy ze sobą od roku, przez 3 miesiące, od powrotu do siebie, siedziałam sama w pustym domu, płakałam do poduszki że kolejny dzień z rzędu wybrał narkotyki, alkohol i kumpli. Potrafił sie do mnie nie odzywać przez 3/4 dni, bałam sie że moze jemu sie coś stać.
Jak wracał przepraszał, a ja wybaczałam... To w jakim stanie bylam jak wychodził, mialam takie myśli ze chciałam popełnić samobójstwo wielokrotnie lecz nigdy nie miałam odwagi, zawsze miałam w głowie że wtedy On nigdy z tego nie wyjdzie jak mnie zabraknie, nie raz potrafiłam wyjść za nim, brać na litość, byłam strasznie bezradna, tego co sie ze mną działo w tym okresie nie jestem wstanie opisać potrafiłam nie jeść nie wychodzilam do ludzi, ukrywalam przed moją rodziną że miedzy nami jest dobrze, żeby ich nie martwić że znowu wrócił do tego. Moi rodzice wiedzieli od początku że mój facet jest uzalezniony, ale pokochali go, bo naprawde jest cudowny, lecz wiele ukrywałam po powrocie do niego..
Zamknęłam sie na ludzi, na świat... jedynym wyjściem było się upić bądź zapalić... Jeśli wiedziałam ze na trzeźwo kolejnego jego wyjścia nie zniosę, pisałam do znajomych, bo wiedziałam ze z nimi zapale, nie mówilam nikomu o moich sprawach udwałam szczęśliwą.
Po tych własnie 3-miesiącach, wydarzyło sie pare nieprzyjemnych rzeczy i On postanowił ze nie bedzie wychodził do kumpli i brał. Czyli w lutym dokładnie doszedł do siebie, tylko ze rzecz polega na tym... że zaczeliśmy razem palić, dzień w dzień... wychodziliśmy do jego znajomych zeby wypić, zapalić podobało mi sie to, bo nigdzie beze mnie nie wychodził...
Tylko ze nigdy wcześniej razem nie paliliśmy , nawet nie wpadlibyśmy wcześniej na ten pomysl, mając go kiedy był abstynentem było dla mnie najwazniejsze, wtedy nie mieliśmy znajomych, tylko ja i On. Bylismy najszczęśliwsi... i tak wiele sie zmieniło.
Wracając do tego ze wychodzilismy wspólnie palić - ciagnie sie do teraz, dzień w dzień palę wspolnie z nim. Widzę jak zmieniło się miedzy nami, niby razem a osobno, lecz nie wyobrażam sobie życia bez niego, i On beze mnie. Gdybyście nas widzieli, byscie myśleli że jesteśmy idealną parą, zawsze razem, za rękę, uśmiechnięci... ciągle wyznajemy sobie miłość, bo sie kochamy... Lecz kiedy już budze sie rano, jestem zniszczona, już od 2tyg, nie wychodze z domu, rzuciłam pracę... nic mi się nie chce, wiem ze jestem uzalezniona, lecz nie potrafię się przyznać nikomu. Mowię jemu to, On mowi " kochanie to nie bedziemy palić" ale na drugi dzień znowu to samo, nie potrafię już funkcjonować bez tego... To smutne, widzę jak zmieniłam sie, choć czasami wydaje mi sie że to świat się zmienił... Nie wychodzimy nigdzie osobno, mamy tylko wspólnych znajomych... Najgorsze jest to ze obiecałam sobie że jeśli od lutego dowiem się że wziął narkotyki typu. amfetamina to odejdę, bo znowu sie zacznie bo to jego największe uzaleznienie... Niestety nie jestem na tyle odważna, bo dowiedziałam się ze brał już kilkakrotnie jak byliśmy ze znajomymi na jakieś domowce czy coś... sam mi sie przyznał, choć ja sie domyślałam... Nie wiem czy mi jest tak wygodnie, czy jestem od niego uzalezniona i nie potrafię odejść. Boje sie co przyniesie nam przyszłość, nie potrafie być stanowcza, wychodze z nim w to jego toksyczne towarzystwo z którymi brał... ale teraz już sami dla siebie jesteśmy toksyczni. Nie radzę sobie, mam wrażenie że jestem nienormalna, nie myślę racjonalnie...
Przecież chce by mój facet był trzeźwy, a póki co razem się odurzamy...
Lecz wiem że nie mogę odejść, bo jak tylko mam takie plany i mówię jemu, to On mówi ze mam go zostawić że znowu sie stoczy i ze tym razem moze jemu sie uda zabić...
Kocham go, lecz miłość czasem nie wystarczy... nie wiem co dalej, a jestem taka młoda...

Odnośnik do komentarza
Gość Mordehai i Ciarahy

Szczerze:)
Dopiero dzisiaj w pełni zapoznałem się z Twoją historią.
I wiesz co?
Śmiało zmieniam swoje zdanie.
Według mnie jesteście siebie warci.
Ty lepiej, bądź z nim, bo i tak żaden inny normalny facet nie będzie chciał mieć takiej dziewczyny jaką jesteś ty.

Odnośnik do komentarza
Gość Mordehai i Ciarahy

Pijana dziewczyna wygląda ohydnie, aż szkoda się wypowiadać. Oczywiście rozumiem wypić z jakiejś okazji, rocznicy etc... ale tak bez powodu się "nawalic" i to tylko dlatego , żeby mu nie było nudno samemu pić to, jest po prostu wstrętne.
Zmień się lepiej kobietą, bo naprawdę z pieprzysz sobie życie.

Odnośnik do komentarza

Chyba nie zrozumiałeś, albo ja to źle napisałam...
Chodzi mi o to że wychodziłam z nadzieją żeby wypić bądź zapalić, ale zawsze i tak zostawałam przy zapaleniu sobie...
W wątku jest o uzaleznieniu od marihuany, nigdy nie miałam i nie będę miała problemu z alkoholem, bo nawet mi nie smakuje a pić żeby się upić to nie dla mnie i nie lubie pić pijana :)
Nie będę się teraz wybielać...

Odnośnik do komentarza

Ty sprawiasz że czuje potrzebę się tłumaczenia jak małe dziecko... szukasz dziury w całym, jakieś rozdwojenie jaźni... Raz piszesz tak zaraz tak, próbując wyładować na mnie jakieś swoje złe doświadczenia.
Ja nie potrzebuje krytyki z Twojej strony, nie na tym rzecz polega.
Ja wiem że mam problemy ze sobą, ale na siłe szukasz mi kolejnych uzależnień... jestem na tyle świadoma i wiem na czym polega problem. Czasem człowiekowi wystarczy się wyżalić i czuje się lepiej, poczytać co inni sądzą na ten temat by spojrzeć na to z innej perspektywy.
Nie chce by się nade mną ktoś użalał i pisząc tutaj to wszystko liczyłam się że zdania będą odmienne, ale pomimo wszystko wiem i znam swoją wartość, każdy w życiu popełnia błędy, każdy może upaść na dno by z niego się odbić.
Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Gość Mordehai i Ciarahy

Uspokój się, ochłoń, na co się tak unosisz?
Denerwować się, krzyczeć, szukać dziury w całym?
Po co to tak?
No cóż... wiadome i to nie od dziś, iż prawda zawsze w oczy kole.
Wiem i rozumiem to, że nikt nie jest doskonały, ale niestety Ty w moich oczach jesteś już stracona.
Zresztą. Masz na mnie zły wpływ i rozmowa z Tobą powoli zaczyna przekraczać moje prywatne granice tolerancji.
I vice versa :-)

Odnośnik do komentarza

Ja się nie unoszę. Jak mogę byc dla Ciebie stracona skoro nawet mnie nie znasz?
Nie wiesz nic o moim zyciu tak jak ja o Twoim...
Ciekawi ile masz lat i jaką osobą jesteś, skoro jakaś osoba z internetu ktora pisze po drugiej stronie komputera może mieć zły wpływ na Ciebie?
Nic złego nie napisałam, nie zamierzałam Cie obrazić bądź byś czuł się z mojego powodu "nie przyjemnie" - z góry przepraszam, ale czasami to co piszesz jest absurdalne, wyciągnięte z kontekstu.
Chyba żyjemy w dwoch innych światach. Pomimo tego co piszesz to wiedź że jestem osobą która w życiu wiele osiągnie, sama czy z kimś. + w moim życiu jak i w Twoim pojawiają się gorszę dni, dlatego nie musisz być dla mnie tak niemiły.

Miłego Dnia.

Odnośnik do komentarza
Gość Mordehai i Ciarahy

xxonax
Jak mogę byc dla Ciebie stracona skoro nawet mnie nie znasz?

Czasami nie kminie takich ludzi. Nie mam już cierpliwości do pewnych rzeczy, nie dlatego, że stałem się arogancki, ale po prostu dlatego, iż osiągnąłem taki punkt w moim życiu, gdzie nie chcę tracić więcej czasu na to, co mnie boli, lub mnie nie zadowala. Pytasz się mnie w jaki sposób możesz być w moich oczach stracona, skoro nawet nic nie wiem o Twoim życiu prywatnym? No cóż. A zastanowiłaś się chociaż przez moment nad tym, dlaczego między innymi jest tak, że Twój wątek jest omijany szerokim łukiem przez innych ludzi stąd? Wiesz, powiem Tobie coś. Jakby nie patrzeć to, chyba raczej odpowiedź w tej kwestii jest oczywista i naprawdę nie trzeba tutaj jakiegoś wybitnego znawcy w tej dziedzinie by po przeczytaniu Twojej całej historii móc zdecydowanie stwierdzić, że nie warto dla ludzi Twojego pokroju nawet strzępić klawiatury, ponieważ to i tak nic już nie zmieni w życiu takiej osoby. Spójrzmy prawdzie w oczy- jesteś dla ludzi na poziomie najniższą formą społeczną jakakolwiek figuruje w naszym społeczeństwie i dlatego toteż inne osoby już dawno na Twoim wątku postawiły duży krzyżyk. Osobiście na koniec powiem tylko tyle- wolałbym już mądrze doradzić dla jakiegoś lumpa spod budki z piwem, niż pomóc takiej zdemoralizowanej i nie szanującej się dziewczynie, jaką jesteś właśnie Ty.
Bez odbioru.

Ps... lepiej skorzystaj z rady Pani Kamili i zacznij szybko szukać pomocy w poradni leczenia uzależnień bo potem będzie już na to za późno.

Odnośnik do komentarza

Masz racje kończymy tą dyskusje... każdy z nas ma odmienne zdanie, ja nie skreślam ludzi z powodu ich problemów życiowych.
Pomimo jak moze Ci się wydawać, mam wiele znajomych, jestem otwarta, wyrozumiała, nigdy nie mialam problemów by ktoś mnie zaakceptował, moje życie mój problem, sama się uporam z wszystkim... Może mój cały ten post był bezsensu, chwila słabości gorszy dzień i trzeba było się "wygadać" i sama śmieje się z tego co napisałam ile jest tam niedomówień ale ciesze sie że chociaż Ty towarzyszyłeś mi tutaj, wyraziłeś swoje zdanie jest między nami dużo sporów, ale przecież się nie znamy wiec nie musimy brać wszystkiego do siebie.
Życzę powodzenia w życiu :)

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

~xxonax
każdy w życiu popełnia błędy, każdy może upaść na dno by z niego się odbić.

Tez tak myślę. Z tekstu wyłonił się obraz ćpunki i pijaczki uzależnionej od używek i od uzależnionego chłopaka na dodatek.
Ja tego tak nie odebrałam i może jestem naiwna ale wierzę Ci ze co do picia nie manipulujesz tu prawdą tylko wyraziłaś się nieprecyzyjnie.Zrozumiałam historię dokładnie tak jak potem to wyjaśniasz.
No nie wiem być może robię błąd wtrącając się bo terapia szokowa zastosowana tu przez kolegę to jest to czego akurat potrzebujesz żeby się odbić, ale jednak myślę że nie do końca.
Faktycznie bezwzględnie powinnaś pójść na terapie, sama lub z nim.
Ale też mam nadzieje że nie jesteś stracona, tylko zagubiona. Masz jedno życie. Ja wiem ze go kochasz ale jak widzisz nikogo nie uratujesz sama będąc słaba.
Jeśli twój chłopak nie będzie chciał się wyzwolić z nałogu, musisz znaleźć siłę żeby wyzwolić się od chłopaka.

Odnośnik do komentarza
Gość Mordehai i Ciarahy

xxonax
Masz racje kończymy tą dyskusje... każdy z nas ma odmienne zdanie, ja nie skreślam ludzi z powodu ich problemów życiowych.
Pomimo jak moze Ci się wydawać, mam wiele znajomych, jestem otwarta, wyrozumiała, nigdy nie mialam problemów by ktoś mnie zaakceptował, moje życie mój problem, sama się uporam z wszystkim... Może mój cały ten post był bezsensu, chwila słabości gorszy dzień i trzeba było się "wygadać" i sama śmieje się z tego co napisałam ile jest tam niedomówień ale ciesze sie że chociaż Ty towarzyszyłeś mi tutaj, wyraziłeś swoje zdanie jest między nami dużo sporów, ale przecież się nie znamy wiec nie musimy brać wszystkiego do siebie.
Życzę powodzenia w życiu :)

Dziękuje i wzajemnie :)

Odnośnik do komentarza

Sinnn
Autorko, jeszcze tylko dodam ze wg mnie jesteś inteligentną, kulturalną i wrażliwą osobą :-)
życzę siły i pozdrawiam.

Dziękuje za miłe słowa :)

Wiem że niektórzy mogą po przeczytaniu albo w trakcie czytania pomyśleć że jestem ćpunką i alkoholiczką tak jak piszesz... Bardziej chciałam to przedstawić w sposób taki że jestem słaba i że zostałam z tym wszystkim sama. Przecież mam 20 lat całe życie przede mną nie można skreślać od razu... studiuje, teraz mam nową pracę, a co do uzaleznienia wiem że mam problem z marihuaną, ale potrafię nie palić... tylko że to własnie wiąże się z tym że czuje się wtedy jakbym miała "depresje" tak samo jak pisałam ten wątek kiedy była słabsza chwila.
Nie zawalam swojego życia, i proszę wzrócić że pisałam jak było "kiedyś" kiedy przez pierwsze 3 miesiące mieszkania razem, facet mnie zostawiał i wtedy palenie mnie pochłonęło, nie miałam wsparcia, ciężko tak postawić się na czyimś miejscu...
Dodam że moim zdaniem uzależnienie to choroba, bardzo ciężka choroba... Choremu na raka nie powie się"wyzdrowiej" jest to ciężka i długa droga, pociesza mnie fakt że jestem jeszcze na etapie początkującym i wszystko zależy ode mnie i że nie smakowałam w życiu innych narkotyków ani nie mam zamiaru. A chce się zmienić nie chce palić bo widzę już częściej negatywne skutki np. brak chęci, motywacji, zmniejszona koncentracja i słaba pamięć... a pierwszym takim krokiem musi być odejście od partnera...

Odnośnik do komentarza

~xxonax

Wiem że niektórzy mogą po przeczytaniu albo w trakcie czytania pomyśleć że jestem ćpunką i alkoholiczką tak jak piszesz... Bardziej chciałam to przedstawić w sposób taki że jestem słaba i że zostałam z tym wszystkim sama.

Mniej więcej tak zrozumiałam treść Twojego posta jak to teraz wyjaśniasz :) Jesteś po prostu szczera, oddałaś emocje chwili bez usprawiedliwień i upiększeń,
Tylko nie wiedziałam że już się w jakiś sposób ogarnęłaś i że nie zawalasz życia. To wcale nie jest takie proste w sytuacji o której piszesz i mam tylko nadzieję że to prawda i że się nie załamiesz...
Bo to się tak fajnie mówi- pierwszym krokiem musi być odejście od partnera. Ale tak naprawdę jest- jeśli on wciąż nie dotrzymuje Ci słowa i nie chce z tego wyjść, masz wybór - możesz albo ratować się sama, albo razem z nim spadać w dół.

~xxonax

Przecież mam 20 lat całe życie przede mną nie można skreślać od razu...

Oczywiście że nie, nawet jeśli napisałaś swój tekst trochę myląco. Zresztą wiesz, jesteś tu od nie dawna, to masz prawo nie wiedzieć że miałaś przyjemność konwersować akurat z panem na którego teksty trzeba nieraz brać poprawkę i to sporą:)
Chociaż sama nie byłam pewna czy właśnie nie jest potrzebny kubeł zimnej wody jaki Ci zaserwowano to po pierwsze jednak tak nie można, a po drugie to intuicja mnie nie zawiodła i jesteś wartościową i mądrą osobą.
I powiem Ci że dodatkowo biorąc pod uwagę Twój młodziutki wiek to jestem pod dużym wrażeniem kultury i klasy z jaką potrafiłaś bronić swej godności i honoru.
Trzymam kciuki :)

Odnośnik do komentarza

Dziękuje jeszcze raz za miłe i podnoszące na duchu słowa...
Tak masz rację, czasem niektórym potrzebny jest kubeł zimnej wody może nawet i mi.
Staram sie ogarniać swoje życie pomimo wielu przeciwieństw losu, w zyciu nigdy nie jest tak jak by się chciało.
Wiele przeżyć, wydarzeń, doświadczeń życiowych sprawia to kim teraz jesteśmy... jacy jesteśmy.
Tak zdążyłam zauważyć kim mam do czynienia prowadząc konwersacje z Panem ~Mordehai i Ciarahy ~ czytałam wiele jego odpowiedzi na temat innych wątków - innych ludzi, jest na pewno specyficzny... Ale nieszkodliwy.
Wiem że ludzie mają gorzej ode mnie, ciężej... ale tak jak teraz mam znowu gorszą chwilę, znowu czuje smutek... że jestem z tym wszystkim sama, naprawdę!
Chciałabym poznać kogoś, kto odmieni mój świat, życie... chce w zyciu widzieć same pozytywy.
Ale na drodze do szczęscia spotykam samych toksycznych ludzi, na co dzień niby jest fajnie, śmieje się, dusza towarzystwa, zawsze w centrum... faceci sie mną interesują, ale moje serce nalezy tylko do jednego... do tego przez którego się tak zmieniłam. I nie mam pretensji czy żalu, bo sama taką drogę wybralam, nikt mnie nie trzyma na siłe... ale choć na chwilę chciałabym posmakować szczęsliwego życia, bez używek (bez palenia)... Cieszyć sie tym że wstaję nie myśleć o tym czy zapalę, wykonać wszystkie swoje obowiązki tak jak zawszę z uśmiechem na twarzy, zeby te wszystkie toksyczne myśli nie towarzyszyły mi przy codziennych czynnościach.
Tak bardzo chciałabym żyć do końca zycia trzeźwo, nie paląc...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...