Skocz do zawartości
Forum

Mój beznadziejny przypadek


Gość wieczny_wędrownik

Rekomendowane odpowiedzi

Gość wieczny_wędrownik

Cześć, jestem Mateusz i mam 25 lat. Czuję że przegrałem życie i już 15 lat temu wiedziałem że tak będzie...

W dzieciństwie bardzo dużo myślałem. Potrafiłem wyjść na ławkę, siedzieć i myśleć przez kilka godzin. W szkole na lekcjach myślałem o swoich tematach i nie interesowało mnie gadanie nauczycieli. Ze wszystkich przedmiotów miałem wymęczoną dwóję albo tróję, ale matematyka i fizyka zawsze 5 albo 6. Wiedziałem już, że nie będę potrafił być dorosłym i niemożliwe jest żebym chodził do pracy tak jak inni. Kiedy tata mówił mi że kiedyś będę miał cele takie jak inni czyli dziewczyny, koledzy, sport, rodzina, praca, pieniądze nie rozumiałem o co mu chodzi. Nikt nie wytłumaczył mi nigdy po co się żyje, a to co robią ludzie wydawało mi się głupie. Moje objawy są nietypowe bo mimo tego byłem bardzo kontaktowym dzieckiem i lubiłem jak inni mnie podziwiali a nie oszukujmy się ale przychodziło mi to z ogromną łatwością. Moje przemyślenia dotyczyły głównie społeczeństwa, życia i Boga. Wszyscy mówili mi, że jestem bardzo mądry i czeka mnie wielka przyszłość ale muszę pozbyć się lenistwa i wziąć się do roboty. Ja wiedziałem, że tak nie będzie bo może i mam predyspozycje, ale nic mi się nie podoba. Zawsze znajdowałem we wszystkim wady i wyobrażałem sobie, że mogłoby być lepiej. Kiedy coś komuś nie wyszło zdejmowałem z ludzi odpowiedzialność mówiąc, że to Bóg jest temu winny. Kiedy mi coś nie wyszło obwiniałem się bo powinienem zawsze być najlepszy ale gdzieś w głębi serca też czułem że to nie moja wina tylko Boga.

Pod koniec gimnazjum tata zabrał mi komputer i zakazał wychodzenia z kolegami. Miałem się dzięki temu lepiej uczyć ale ja wolałem czytać książki. Zabrano mi książki więc zacząłem pisać swoje i kompletnie olałem naukę bo stwierdziłem, że nikt nie będzie mnie do niej przymuszał. Widziałem jak rodzice nieudolnie próbują wszystkiego żeby do mnie dotrzeć a ja nie otrzymałem żadnego argumentu który by mnie przekonał więc stawiałem opór. Kiedy dawali mi kary mówiłem że to na mnie nie działa, agresję interpretowałem jako słabość i nieudolność, spokojne rozmowy kończyły się tym, że w końcu przekonałem tatę, że życie nie ma sensu co sprawiło że zaczął pić. Mama stała się kościelnicą i modliła się codziennie do Boga o to żeby pomógł. Pewnego dnia tata się wkurzył i zapytał ją czy gdyby on ją bił to czy wtedy by przed nim klęczała i błagała o litość czy poszłaby na policję. Powiedziała że zgłosiłaby na policję. Wtedy tata powiedział że jeśli Bóg to dyktator to kto jest policją w jego państwie? O czyj interes ona dba? Skończyło się dyskusją w której tata przekonał mamę do tego że Bóg jest zły i stworzył zły świat. Wtedy stwierdziłem że to bez sensu żeby istniał Bóg i skoro świat jest zły to on nie mógł go stworzyć. To był punkt zwrotny w moim życiu bo poczułem się sam jak palec w wielkim i pustym wszechświecie i poszedłem spać roztrzęsiony. Zasnąłem nad ranem a kiedy się obudziłem nie czułem żadnych emocji. Pierwszy raz pojawiła się pustka i wtedy bardzo mnie to cieszyło bo poczułem się wolny. W liceum byłem najpopularniejszym uczniem, postawiłem sobie wysokie cele i zawsze je realizowałem. Obierałem sobie za cele osoby o słabej psychice, nieśmiałe i zagubione i wciągałem je w towarzystwo. Uczyłem ich jak to zrobić żeby stać się fajnym i lubianym i o dziwo udawało mi się to.W ciągu 3 lat liceum aż 5 frajerów zmieniło się w lubiane osoby, do których kleją się dziewczyny i to wszystko dzięki mnie. W tym okresie nauczyciele wreszcie mnie tolerowali i pozwalali mieć słabe oceny z przedmiotów, które mnie nie interesują.

Wszystko popsuło się na studiach bo nowe towarzystwo mi nie odpowiadało. Wybrałem trudny kierunek, dostałem stypendium ale na roku byli prawie sami frajerzy i jeden gagatek z którym natychmiast znalazłem wspólny język. Coraz częściej zamiast na zajęcia chodziliśmy na alkoholowe melanże a na wykładach siedziałem naćpany amfą żeby się podnieść po nieprzespanej nocy. Kolegę wyrzucili a ja przestałem ćpać ale stałem się strasznie nerwowy i leczyłem to marihuaną. Przez to odechciało mi się uczyć i znów uczęszczałem na alkoholowe imprezy a potem w domu miałem wyrzuty sumienia dotyczące moich rodziców. Poznałem dziewczynę przez którą rzuciłem studia i pojechałem do niej do Belgii. Na początku było super bo nikogo oprócz niej nie znałem i nie musiałem pracować bo ona była z bogatej rodziny. Wreszcie mogłem robić to co lubię czyli wielkie nic. Jej to nie przeszkadzało bo była we mnie zakochana a ja znów miałem czas rozmyślać nad życiem ale to znów mnie zdemotywowało. Uważam że życie nie ma żadnego sensu i żadna czynność go nie nada. Nawet kiedy byłem szczęśliwy też tak myślałem ale wtedy miałem jakieś swoje cele. Tam w Belgii rozpadło mi się ego i zacząłem myśleć w sposób światocentryczny co napełniało mnie bólem i nieuzasadnioną empatią każącą współczuć słabszym i wyrzec się wszystkiego co mam bo to i tak nie ma sensu. Dużo rozmawiałem o tym z dziewczyną aż nie wytrzymała i wpadła w depresję. Chciałem ją z niej wyciągnąć ale nie umiałem tego zrobić nie oszukując. Zacząłem udawać że jestem szczęśliwy i powiedziałem że odnalazłem szczęście w Bogu i że ona też powinna. Wymyśliłem ideę która logicznie tłumaczy istnienie Boga i zło tego świata. Dla mnie to naciągane ale ją to przekonało. Zaczęła jeszcze bardziej mnie kochać i wiedziałem że jest mi oddana. Jednak nie umiałem żyć w kłamstwie a ona rozpoznała po czasie że coś jest nie tak. Myślała że ją zdradzam więc powiedziałem prawdę. Rozpłakała się i powiedziała że teraz kocha mnie jeszcze bardziej i podziwia i sensem nie jest Bóg tylko miłość między nami. Wtedy zrozumiałem że ja jej tak naprawdę nie kocham i nie zasługuję na taką kobietę. Powinna mieć kogoś kto pokocha ją tak jak ona mnie. Teraz pracuję w Belgii u jej ojca w firmie, nadal uczę się języka i planuję wrócić na studia. Teraz jestem w Polsce na wakacjach u rodziców którzy wyszli na prostą. Czuję że ani tutaj ani w Belgii nie ma mojego domu. Wszystko jest puste i bezsensowne... Od 2 lat nie piję, nie ćpam i nie palę marihuany, odżywiam się zdrowo tak jak powinienem i ćwiczę zgodnie z harmonogramem. Robię to wszystko ale czuję że to mnie ogranicza i nie daje mi szczęścia. Czuję że życie nie ma żadnego sensu i nic nigdy tego nie zmieni. Powiedzcie co jest ze mną nie tak? Niby nie mam depresji ale wszystko wykonuję po to żeby zrobić i czuję że żyję dla dziewczyny dla której jestem wszystkim. Tylko jakoś ja nic z tego nie mam... :(

Odnośnik do komentarza

Dostałeś od losu miłość dziewczyny, wszystko może się u Ciebie dobrze poukładać pod warunkiem ,że przestaniesz dzielić włos na cztery za dużo myślisz a za mało masz celu w życiu.Trzeba sobie w życiu cały czas stawiać cele i je realizować.Bez tego życie jest szare i smutne,depresja murowana.Cel to nie tylko rzeczy materialne, które również cieszą ale rodzina,rozwijanie hobby itp.A świat jest piękny tylko trzeba to zauważyć.

Odnośnik do komentarza
Gość wieczny_wędrownik

Przeraża mnie mój wpływ na ludzi. Umiem każdego zmanipulować ale wykorzystuję to na ich korzyść. Nie zawsze tak było i mam z tego powodu wyrzuty sumienia a dziewczyny zwyczajnie nie kocham na tym poziomie co ona mnie. Chyba nie umiem kochać a zdrowe odżywianie, brak używek i inne reguły które sobie ustaliłem ograniczają mnie i odbierają szczęście. Boli mnie ten świat i to że Bóg nie istnieje.

Odnośnik do komentarza
Gość knhbgv4efsdf

wieczny wedrowniku wiem ze dieta i cwiczenia bola, ale daja Ci cos bezcennego. Sprobuj urozmaicac, jakos motywowac sie, moze da sie to jakos ulatwic, moze zapozycz od kogos jego metode na pogodzenie zdrowego zycia z obowiazkami?

Odnośnik do komentarza

Niestety zbyt wiele pojąłeś i już chyba nigdy nie zaznasz spokoju. Adekwatny nick sobie obrałeś, będziesz już wiecznym wędrowcem, tułaczem i zawsze będzie coś uwierało.
Wszyscy radzą, abyś zbyt wiele nie myślał, a brał się w garść. Ale wcale to nie jest takie proste, nie w Twoim przypadku.
Wierzę w każde Twoje słowo, w ten totalny nihilizm i poczucie pustki. Myślałeś nad istnieniem, nad sensem życia i doszedłeś do prawdy, która dla innych jest najczęściej niewygodna. Po prostu nasze istnienie jest bez sensu, a to co nam od zawsze wmawiają jest powielaną sztampą.
Potrafisz manipulować ludźmi i osiągać zamierzone cele bo jesteś inteligentny i wiesz do czego służy mózg. Ten sam mózg pozwolił zobaczyć więcej niż widzi przeciętny Kowalski.
Szukasz wypełnienia luki i zapomnienia w używkach...czasem pomaga, ale to tylko zagłuszanie i nic więcej.
Pełni szczęścia też nigdy nie zaznasz, bo ten typ tak ma.
Wiem coś o tym.
Powodzenia.

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza

ka-wa
Lena V.
Po prostu nasze istnienie jest bez sensu...

Tu się nie zgodzę ,bo my tego po prostu nie wiemy.

Witam i pozdrawiam:)Dawno Cię tu nie było,a szkoda...

Wiesz, czasem przyglądam się temu bajzlowi ( czytaj - świat, ludzie, stosunki) i sensu nie znajduje. Dużo cierpienia i niesprawiedliwości dookoła. Jaki to ma cel?
Wiem, że można wymyślić tysiąc naciąganych wyjaśnień, ale im dłużej żyję, tym bardziej otwierają mi się oczy.
Zadaje wiele pytań i na większość brakuje sensownej odpowiedzi.
Choć coś się jeszcze tli, do cna nie zatraciłam nadziei, że Ktoś ( Nasz Konstruktor) zna sens, a my z jakichś ważnych przyczyn mamy go nie znać ;-)

Ka-wa :-*

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza
Gość wieczny_wędrownik

~knhbgv4efsdf
wieczny wedrowniku wiem ze dieta i cwiczenia bola, ale daja Ci cos bezcennego. Sprobuj urozmaicac, jakos motywowac sie, moze da sie to jakos ulatwic, moze zapozycz od kogos jego metode na pogodzenie zdrowego zycia z obowiazkami?

Wypełniam obowiązki ale nie umiem czerpać przyjemności. Ćwiczenia są wypełniaczem czasu a dieta jest dla ćwiczeń i zdrowia ale odbiera radość z życia i spontaniczność.

Lena V. używek nie tykam od ponad 2 lat. Brakuje mi marihuany bo ona wnosiła dużo do mojego życia ale nie umiem palić umiarkowanie. Po zapaleniu czuję że jest mi dobrze i niczego nie potrzebuję ale potem całe życie jest podporządkowane temu żeby zajarać gibona. Masz podobne przemyślenia do moich?

Odnośnik do komentarza

Powiedzmy, że Cię doskonale rozumiem.
To, że nie masz umiaru z jaraniem, to niestety niedobrze.
Jest też taka sprawa, że jeżeli masz predyspozycje, to palenie marihuany może spowodować ujawnienie zaburzeń psychicznych. I to nie mit. Trochę się tego naoglądałam.
A nawet jeśli nie masz takich predyspozycji, to sam wiesz, że chwile jest fajnie, super myślawki, a potem włącza się postawa antyspołeczna ( skorupkowanie) albo nihilizm, albo jeszcze jakieś inne "upośledzenie".
Coś kosztem czegoś.
Dobrze, że już nie palisz, choć ten "brak" będzie czasem dojmujący. Masz predyspozycje i używki są ( były) dla Ciebie świetnym wentylem.
Pozorny wentyl, pozorna pomoc...budzisz się i wszystko bez zmian.

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza
Gość wieczny_wędrownik

Właśnie nie wiem. Marihuana nie powoduje zaburzeń psychicznych. Podejrzewam że ten mit powstał przez substancje chemiczne dodawane do zioła żeby mocniej klepało i palenie przez nieświadome osoby które sobie za dużo nawkręcały. Czasem mam ochotę zapalić i myślę że to postawa prozdrowotna przeszkadza mi w cieszeniu się życiem. Ona wynika z logiki ale przeczy pragnieniom i emocjom. Wydaje mi się że wyparłem emocje żeby żyć tak jak powinienem ale historia mojego życia pokazuje że w pewnym momencie coś pęka. Nie kocham dziewczyny odkąd umiem nią sterować. Myślę że nie przez przypadek moje problemy mają związek z Bogiem i szukaniem sensu życia. Nie wiem jak pogodzić emocje z myślami i nie rozumiem po co mam żyć i to chyba są źródła tego problemu.

Odnośnik do komentarza
Gość wieczny_wędrownik

Tak naprawdę nie palę tylko dla niej która mnie kocha ale ja nie kocham jej. I dla niej prowadzę taki tryb życia. I to przecież ja jestem tym złym, który nie ma uczuć więc sam jestem sobie winny. Umiem się doskonalić i trwać przy postanowieniach więc lenistwo nie jest moim problemem. Mimo to cierpię robiąc to co powinienem robić.

Odnośnik do komentarza

Lena V.

Wiesz, czasem przyglądam się temu bajzlowi ( czytaj - świat, ludzie, stosunki) i sensu nie znajduje. Dużo cierpienia i niesprawiedliwości dookoła. Jaki to ma cel?
Wiem, że można wymyślić tysiąc naciąganych wyjaśnień, ale im dłużej żyję, tym bardziej otwierają mi się oczy.
Zadaje wiele pytań i na większość brakuje sensownej odpowiedzi.
Choć coś się jeszcze tli, do cna nie zatraciłam nadziei, że Ktoś ( Nasz Konstruktor) zna sens, a my z jakichś ważnych przyczyn mamy go nie znać ;-)

Zgadzam się z Tobą ,dlatego lepiej za dużo nie myśleć;)

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Dodam jeszcze od siebie ,że długo żyję i również widzę ten jak to ktoś nazwał "bajzel" i staram się wszystkiego nie analizować wypychać te myśli inaczej można naprawdę zwariować.Ale na ten świat sami się nieprosiliśmy więc skoro już jesteśmy to raczej próbujmy zauważać to co piękne i jakoś to życie dobrze przeżyć.
Do autora postu dodam jeszcze skoro nie kochasz dziewczyny to uczciwie będzie się rozstać.A może ona jest lekarstwem dla Ciebie?

Odnośnik do komentarza

Nie mam zielonego pojęcia z jakiego powodu, ale marihuana bez umiaru może dobrze w psychice namieszać. Może masz rację, że to od jakiejś chemii, którą dodają do zioła. Mniejsza o to. Nie wszyscy są podatnym gruntem. Choć wszystko w nadmiarze szkodzi. Jeśli nie znasz umiaru, lepiej w to szambo na nowo nie wchodź. Życie jeszcze bardziej zdegrengolisz. Nałóg nie jest dobrym lekarstwem na egzystencjalne bolączki.
Zresztą nieważne, nie jestem tu po to, żeby indoktrynować.

No cóż, zacząłeś górnolotnie, a teraz troszkę przyziemnie, bo najnormalniej na świecie chcesz robić co Ci się podoba, a nie możesz, bo masz dziewczynę, która Cię ogranicza. I jeszcze pracujesz u jej ojca.
Jesteś teraz w Polsce i myślisz czy wrócić do Belgii.
Niestety nie ma tak, że każdy robi na co ma ochotę... choć jesteś kowalem własnego losu ( z tym też bym polemizowała, bo ta nasza wolna wola, to nieco na wyrost stwierdzenie )...
Ale jeśli się dusisz, to zmień coś. Pytanie czy masz odwagę.
Nie chciałabym być z kimś, kto mnie nie kocha, a w dodatku mną manipuluje. Ty też czujesz, że to nie fair i coś Cię uwiera.
Niby wszystko masz, a w duszy niepokój.
Może jesteś nie w tym miejscu i nie z tą osobą. A może tak jak z początku napisałam...nigdy nie będziesz szczęśliwy, bo zbyt dużo pojąłeś. Również gubi nadmierna tendencja do stawiania siebie i swoich potrzeb w epicentrum.

Niestety nie można przestać myśleć, nie jesteśmy głuchymi na wszystko kamieniami. Inna sprawa, że to myślenie niewiele daje i wprowadza w życie chaos, bo i tak umrzemy kompletnie głupi.
Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy ? Nie dowiemy się tutaj, to pewne.

Trudno coś poradzić. Może napisz tutaj, jak chciałbyś widzieć swoją przyszłość.

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza
Gość wieczny_wędrownik

Lena V. nie kocham dziewczyny ale nie mogę jej tak zostawić bo dla niej jestem całym życiem. A może właśnie o to chodzi żeby poświęcić swoje życie dla drugiej osoby? Nie mam swoich planów i marzeń. Może dlatego realizuję cudze?

Odnośnik do komentarza
Gość koshen.q

Czytam Twoją wypowiedź drogi wędrowniku i myślę, jakie rozwiązanie byłoby dla Ciebie najlepsze. Pomimo tego, że jestesmy osobnymi jednostkami, tworzymy ogół i jakis porządek świata. Ktoś juz tu napisał, że nie da się żyć do końca tak jak się chce, zawsze na drodze stanie KTOŚ lub stanie się COŚ, co pokrzyżuje nam drogę, zmieni decyzję. Będziemy musieli iść na około, wbrew naszej woli. Na tym własnie polega życie. Musiłabyś chyba żyć sam na Ziemi, aby robić to o czym tylko pomyślisz. Drugą kwestią sa Twoje przemyślenia na temat świata , istnienia. Na to pytanie niestety nigdy nikt nie odpowie, nikt się tego nie dowie. Istnieje wiele teorii, ale to tylko przypuszczenia, niepoparte żadnymi faktami. Mnie razi to, że ludzie chorują, że sa wojny...po co? Myślę, że i tak dążymy do samozniszczenia...Ogarniemy się wtedy, gdy zamiast chodzić, będziemy pływać na tratwach i szukać jakiejkolwiek wyspy i jedzenia...Dlatego lepiej nie rozmyślać nad tym , bo i tak nie odnajdę odpowiedzi. Żyję dniem. Drogi autorze- z tego co piszesz to jesteś nieco egoistyczny, ale to dobrze, bo każdy powinien myśleć o sobie. Skoro masz dar tak łatwego wpływania na ludzi, może znajdź pracę w tym kierunku-zostań trenerem np. biznesu, ucz tego ludzi, handlowców. Może kobieta z którą się spotykasz jest dla Ciebie zbyt (może to zabrzmi brzydko) płytka intelektualnie?może potrzebujesz kogoś kto będzie nieodgadniony, kogo cięzko będzie rozgryść...Skoro przestałeś ją kochać w momencie, gdy nauczyłeś się nią manipulować, to znak, że potrzebujesz kogoś "trudniejszego"- wpływanie na innych sprawia Ci przyjemność, sam to pisałeś, zatem mój drogi wędrowniku wiesz co myślę...

Odnośnik do komentarza

wieczny_wędrowniku,
doskonale Cię rozumiem i jak czytam ten post czuję się, jakbym pisała to ja...
Niestety prawda jest taka, że za dużo przemyśleliśmy i poznaliśmy czym tak na prawdę jest życie. Dla mnie życie to tylko nienawiść, smutek, cierpienie i krótkie chwile szczęścia, które kończą się tak szybko, że ciężko je pamiętać...
Wpadłam w depresję po raz drugi i jest dużo gorzej niż poprzednim razem.. Wcześniej myślałam tylko o tym, że niedługo umrę i po co się starać skoro i tak nas to czeka oraz straciłam wiarę w Boga... ale później zaczęłam z tym walczyć, wyciągnęli mnie z tego znajomi, którzy zawsze byli przy mnie, podbudowali mnie trochę, po 4 latach wróciło... Teraz myślę tylko o tym, że nic w życiu nie osiągnę, że nic nie da mi szczęścia i będę tak tylko 'istnieć'.. bardzo przeraża mnie wizja takiego życia i coraz bardziej czuję, że pewnego dnia tego nie wytrzymam...

Odnośnik do komentarza
Gość Rimbaud

Pierwszy raz od dłuższego czasu zajrzałem na te forum i czytam ten wątek przysłuchując się "People are strange" Doorsów (Niezwykły przypadek... Jim też tu jest.)
Chciałbym powiedzieć coś pozytywnego... Ale nie mogę. Skaza lub błogosławieństwo, które dotknęło udzielających się tu osób, dotknęło i mnie. Szerokie pojmowanie istnienia, otoczenia, świata. Myśl, goniąca myśl. Zagłębienie, które działa destrukcyjnie na wszystko czego się w życiu imamy. Pustka i samotność wypełniająca każdy kąt serca. I te momenty "przebudzenia" kiedy w końcu nadchodzi pokój, by w mgnieniu oka odejść i zostawić po sobie większy dół. Chwile szczęścia są karmą czarnej dziury.

Odnośnik do komentarza

Wieczny_wędrownik, nie masz własnych planów i marzeń, bo marność nad marnościami i wszystko marność. Kohelet coś o tym wiedział ;-)
Bardzo możliwe, że uzyskujemy jakiś rodzaj spełnienia, poświęcając się dla innych.
Sam sobie musisz odpowiedzieć na to i inne pytania.
Nie wiem czy możemy Ci pomóc. Bo z jednej strony dziewczyna Cię ogranicza, ale z drugiej strony jest Twoim aniołem stróżem i kręgosłupem moralnym, bo dla niej nie ćpasz i żyjesz jak nakazano.
Co wybrać? Jak żyć? Ała. Nie wiem.

Rimbaud ładnie napisane :)

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...