Skocz do zawartości
Forum

Brak emocji i uczuć


Farin

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,
Mój problem dotyczy nerwicy.Od 5 lat doskwiera mi "zamrożenie emocjonalne", ciągłe napięcie mięśni, ogólna niechęć do działania...to pozostało do dnia dzisiejszego po całym wachlarzu objawów. Próbowałem już leków, trzech psychoterapii - nie twierdzę ,że nic to nie pomogło ale nie rozwiązało problemu. Liczę na poradę od czego powinienem zacząć? Całe życie tłumiłem emocje w sobie, bałem się wyrażania własnego zdania, odrzucenia innych.Dodatkowo w maju zostanę ojcem, nie chcę aby moje dziecko miało tatę "bez uczuć". Będę wdzięczny za wskazanie drogi,która mam podążać.

Odnośnik do komentarza

Witajcie. Mam problem i nie bardzo wiem gdzie dalej sie z tym udac. Ale po kolei.
W wieku 16 lat [3 gimn] poznalem dziewczyne, zakochalem sie, nie udalo sie, zerwalismy kontakt. Spowodowalo to u mnie najpierw smutek, potem zamienil sie on w gniew, nie wiedzialem jak sobie z nim poradzic, wiec zaczalem go tlumic. Po jakims czasie gniew zniknal.
Z czasem jednak zaczalem zauwazac, ze wszystkie moje emocje zaczynaja byc coraz bardziej przytlumione, mniej intensywne, zwlaszcza te pozytywne. Aktualnie mam 19 lat i nie czuje juz ich wcale, czasem irytacje lub strach, ale pozytywnych brak. Czuje tez, jakbym nie mial sumienia i oczywiscie uczuc wyzszych. Oprocz tego zauwazylem problemy z pamiecia i lekki spadek inteligencji, ale to nie wazne.
Wybralem sie z tym do psychologa/psychoterapeuty, odbylismy kilkumiesieczna terapie, ktora jak mi sie wydawalo - dawala rezultaty, chodzilem z lepszym humorem. Po tym jak psycholog zadecydowal o koncu spotkan - zaczelo sie to pogarszac stopniowo no i powrocilem do tego, ze znow brak mi jakichkolwiek emocji. Nie mam checi do niczego, nie chce mi sie nic, nie mam w ogole motywacji.
Ogolem psycholog okreslil mnie, ze "mam watpliwosci", ze nic mi nie dolega.
Cos o sobie? Uprawiam sport, zdrowo sie odzywiam, w miare dobrze sie ucze, mam pasje, znajomych mi nie brak, w rodzinie w porzadku.
Nie zazywalem narkotykow, pale baaardzo rzadko, czasem wypije alkohol[ale tez bez przesady].

Mozecie podpowiedziec co moge dalej z tym zrobic?

Odnośnik do komentarza

Nie, pasje nie daja mi radosci. Odreagowuje stres dzieki nim, no i sie nie nudze az tak.
Tak, mam rodzicow, nie czuje do nich niczego.
Nie oczekuje jakichs tam namietnosci, ale przyjemnie byloby sie usmiechnac slyszac swoj ulubiony kawalek, robiac to co sie lubi czy po prostu - miec motywacje do dzialania, poczucie, ze zalezy mi na czyms i nie odczuwanie ciaglej nudy.

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

To chyba masz depresje, albo nie wiem co.
Z tymi uczuciami nie jest łatwo, ale jakby się ktoremuś z Twoich rodziców działa krzywda, albo byłoby bardzo chore to też nic?
Skoro pasje nie są pasjami, tylko wypełniaczami czasu, to źle je nazwałeś. Pasja, to coś co raczej robi się z sercem.
Może za dużo w życiu otrzymałeś, wszystko co chciałeś i przyszło wyjałowienie, zblazowanie. A może jednak był jakiś narkotyk kiedyś tam i zrobił Ci krzywde?
Kiedy ostatnio chciałeś coś osiągnąć, zmierzyłeś się ze swoimi ograniczeniami i się udało?

Odnośnik do komentarza

Nie zalezy mi na etykietce, tylko na tym, by w koncu cos z tym zrobic, a internetowo ciezko dokladniej powiedziec z tego co wiem.
Wlasnie sam sie zastanawiam. Ciezko jest mi sie postawic w takiej sytuacji, ale jak mysle o tym - to nie wywoluje to we mnie zadnych emocji. Nie wiem jednak jak by to bylo, gdyby tak stalo sie naprawde. Jako przyklad [choc slaby] moge dac pogrzeb ciotki, ktora znalem za mlodego i lubilem. Nie przejalem sie wcale.
Byly one pasjami wtedy, kiedy jeszcze mialem sporo w sobie z emocji. Moja glowna pasja jest gitara - potrafilem siedziec i po pare godzin dziennie, bo tak mnie wciagala. Nie meczylem sie przy tym, a wrecz sprawialo mi to wtedy radosc.
I to tez nie jest 'zmeczenie materialu', w sensie, ze z czasem rzeczy przestaja mnie cieszyc jak swieta czy dostawanie prezentow - ta przypadlosc tyczy sie kazdego aspektu mojego zycia i nie reaguje nawet na uniwersalne rzeczy jak muzyka czy film.

Mysle, ze jest to glownie spowodowane tym, ze zaczalem tlumic w sobie tak silne emocje jakie mialem wtedy, w koncu wtedy zaczalem odczuwac z tym problemy. Nie, nigdy nie bralem narkotykow, a bawie sie w towarzystwie, ktoremu ufam, wiec nic mi nie dosypali/nie dodali.
Troche ogolnikowe pytanie, bo szczerze nie pamietam kiedy czegos tak naprawde chcialem i pragnalem.
Chyba przez moment tej psychoterapii zaczelo mi zalezec na tym, aby stac sie naprawde dobry w swojej pasji i znalezc nauczyciela. Znalazlem i cwicze wciaz pod jego okiem, ale ciezko mi to do tego zaliczyc. Wydaje mi sie, ze bardziej pasowac beda tu punkty z mojego zycia, ktore mialem przed ta dziewczyna i byly to raczej blahe sprawy, jak np. zdanie dobrze egzaminu gimnazjalnego. Caly problem u mnie w tym, ze ostatnio tak naprawde niczego nie pragne.

Odnośnik do komentarza

Raczej odwrotnie - to ja jej to zrobilem. Bylem glupim dzieckiem wtedy, bylem strasznie niesmialy i zaczalem robic glupie rzeczy, ktore doprowadzily do takiego stanu rzeczy. Wiem, ze wina lezy po mojej stronie, ale nie obwiniam sie specjalnie, nie robie sobie na sile wyrzutow. Poza tym, zlamane serce potrafi trwac az tak dlugo i powodowac az takie problemy? Ale mimo wszystko, skoro pomimo braku checi i motywacji potrafie dzialac dalej i pracowac nad soba, to chyba mam to za soba juz.
Mysle, ze to u mnie dziala od "dupy strony". Owszem, stracilem swoja pierwsza milosc, ale to raczej zaczelo powodowac problemy z moja psychika, a brak checi, motywacji i poczucia, ze mi zalezy na czymkolwiek powoduje brak checi do marzen. Ale nadzieje wciaz mam - ze wyjde z tego i bede normalny :)
Oj, chyba nie ma takiego czlowieka, ktoremu by sie wszystko udawalo. Wiekszosc problemow jakie mialem, to raczej problemy na podlozu swojej niesmialosci i kontaktow z innymi ludzmi. Za dziecka bylem strasznie niesmialy [juz nie jestem]. Ale za to moge szczerze rzec, ze ten zwiazek byl najwieksza rzecza, ktora wedlug mnie mi sie nie udala.
Oj nie, nie raz dostawalem w tylek, ale zyje dalej. Porazki odbieram jako cenna lekcje, z ktorej mozna czerpac doswiadczenie. Nie przejmuje sie porazkami i wiekszosc zdarzen, ktore dzieje sie u mnie w zyciu ma raczej niski poziom waznosci.

Odnośnik do komentarza

Tak, zanik uczuć, odczuć jest jedną z objawów depresji.Tylko, że nie tylko ona może ją powodować, ale i silny stres, nerwica, trauma to wszystko sprzyja takim stanom. Wejdź na dział ''Nerwica'' i poczytaj objawy innych są takie same jak w twoim przypadku. Najpierw musisz powiedzieć jak wygląda twoje życie, czy zamykasz się w sobie, uciekasz do fantazjowania, przeżywania wewnętrznych rozterek czy marzeń. Naprawdę dużo można wymieniać co może powodować taki stan począwszy od dzieciństwa a kończąc na rozstaniu. Czy myślałeś o niej non stop ? np.w czasie słuchania muzyki czy oglądania filmów ? bo widzisz w pewnej chwili mogłeś stracić te myśli które pobudzały twój wewnętrzny spokój opanowanie, dobre samopoczucie, pełnie uczuć, odczuć itp itd... bo ta dziewczyna była dla ciebie wszystkim. Jeśli stan będzie ci sie pogarszał bezzwłocznie udaj się do specjalisty bo objawy mogą się nasilić. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Jezeli dobrze pamietam, to mialem przez pewien okres gorszy humor i bylem przygnebiony, ale nie nazwalbym tego depresja. Dosc szybko mi przeszedl, co nie oznacza, ze jej nie mam oczywiscie, ale nie mniej, diagnozowanie przez Internet nie jest az tak dokladne.
Wszedlem i przeczytalem kilka tematow. Nie mam fizycznych dolegliwosci, moze poza zaburzeniami erekcji.
Nie mam zadnych fobii czy straszliwych lekow nienormalnych dla nastolatka, nie mam juz problemow z pewnoscia siebie ani z niesmialoscia. Brak problemow ze snem. Nie zyje w specjalnym stresie, bo jak pisalem - praktycznie zadna ze spraw nie ma u mnie etykietki "wazne". O reszcie objawow juz napisalem w sumie. Takze nie mowie nie, ale podobno nie istnieje cos takiego, jak autodiagnoza.
Jak juz pisalem - od dziecka bylem niesmialy i cos mi zostalo z tej niesmialosci. Nie lubie nawiazywac nowych kontaktow z ludzmi, ale nie mam z tym problemow. W sensie, nie wyskakuje z tarcza i mieczem jak ktos chce mnie poznac. Staram sie byc otwarty i okazac zainteresowanie drugiej osobie.
Fantazjuje chyba jak kazdy czlowiek - troche przed snem czy np. na nudnej lekcji w szkole. Tak to jestem obecny podczas rozmow ze znajomymi itp. Poza tym jestem troche zapracowany, ale znajduje spokojnie czas zeby sie odstresowac i poswiecic czas na "przyjemnosci". Nie raz nawet olewam obowiazki by sie troche poobijac.
Nie watpie, ze moglo nalozyc sie na to wiele czynnikow, jednak jak mowilem, przed ta dziewczyna bylem w zupelnosci normalny, zero problemow. Po rozstaniu z nia zaczelo sie psuc.
Tak, moge zaryzykowac stwierdzenie, ze "byla dla mnie calym swiatem". Oczywiscie robilem wtedy tez rzeczy normalne dla mojego wieku, jak gry komputerowe czy spotykanie sie ze znajomymi. Nie mniej, mozesz miec racje, moglem stracic swoja "rownowage" - problem w tym, ze nie wiem jak ja odzyskac.
Mysle, ze doszedlem do momentu w swojej dolegliwosci, ze gorzej byc nie moze - totalna pustka. Problem w tym, ze pewnie moga zaczac nasilac sie inne objawy lub dojsc, ale nie wazne. Chcialbym, aby moj stan zaczal sie poprawiac, tylko wciaz nie wiem jak to mam zrobic... Co do specjalisty - masz na mysli psychologa/psychoterapeute czy psychiatre? Wole to doprecyzowac.

Odnośnik do komentarza

Tak, oczywiście zajmujesz się zwykłymi rzeczami gry, znajomi i tak dalej... tylko, że widzisz twój stan uległ zmianie. Przestajesz odczuwać przyjemność a co w konsekwencji sprawia że stajesz się apatyczny i bez wyrazu to może potęgować objawy i doprowadzić do depresji. Psychika ludzka jest bardziej krucha niż mogło by się wydawać. Wystarczy rozbicie, wstrząs, uraz by zmienić człowieka i wybić go z prostych torów. Dużo osób uważa że są silni psychicznie i nic nie jest w stanie tego zmienić, każdy problem uważają że są w stanie sami rozwiązać. Ty jesteś nieśmiały, ale piszesz że pewny siebie, a jak spostrzegają cie inni ? czy zupełnie Cię to nie interesuje ? Widzisz moim zdaniem jeszcze nie masz depresji, straciłeś kogoś kogo kochałeś, to sprawiło że czujesz się jak się czujesz. Masz 16 lat więc to wiek pełen burzliwych emocjonalnych przeżyć które kształtują cię jakim będziesz człowiekiem w przyszłości. Dlatego ważne jest byś udał się z mamą lub tatą do specjalisty mówię tu o psychologu najwyżej skierował by Cie do psychiatry który przepisał by Ci leki. Ale myslę że mozna to załatwić bez farmaceutyki, kilku miesięczna praca z psychologiem powinna ci pomóc wrócić do zadowalającego stanu. Jesteś jeszcze młody i będziesz miał nie jeden kryzys, musisz się nauczyć jak z nim walczyć, odeprzeć. Praca z psychologiem nauczyła by cię być bardziej odporny na takie sytuacje w przyszłości. Jak jesteś ubezpieczony to nie widzę przeszkód byś zapisał się na wizytę. A rodzice wiedzą, że przechodzisz kryzys ? bo prawdę mówiąc zaczynałbym od rozmowy z rodzicami bo to może Ci pomóc i nawet może obejdzie się bez psychologa. Ale jak mówie różnorakie zaburzenia to sprawy indywidualnie i do każdej trzeba odpowiednio podejść. Co do psychiatry i psychologa to różnią się tym że psychiatra może przepisywać leki :] więc się nie bój psychiatry :D Trzymaj się :)

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Chłopak ma już 19 lat.
To co mnie zdziwiło przyznam, że to co napisałeś o nieśmiałości. Już Cie chciałam zapytać, jak udało Ci się tak szybko tego pozbyć. Skoro ludzie potrafią z tym walczyć latami i często polegają. To rzeczywiście potrafi podcinać skrzydła.
Ale po drodze napisałeś, że prawie się pozbyłeś.
Czyli pozbyłeś się, czy właśnie zamiotłeś pod dywan razem z uczuciami?
Jesteś mądrym chłopakiem, powinieneś sobie z tym poradzić gładko i jak Ci się to uda, to mógłbyś być dobry w niesieniu pomocy innym. Tak mi się wydaje.
Natomiast przepraszam, ale cały czas uważam, że od rodziców dostałeś dużo, może za dużo?
Wejdź na wątek "kolejne zajęcie córki" czy coś w tym stylu i pomyśl, czy u Ciebie nie było podobnie.
Co do wyboru lekarza, dla mnie (laika) psycholog prędzej by pasował, ale możesz zacząć i od internisty.

Odnośnik do komentarza

Te zwykle rzeczy chyba pomagaja mi w niedoprowadzeniu do depresji. W koncu lepiej robic cos i pracowac, niz lezec bezczynnie w lozku i sie poddac. Ja jestem wrazliwy, czy tego chce czy nie, ale przez spory okres czasu myslalem wlasnie, ze dam sobie sam rade z tym. Ze to po prostu okres "przejsciowy".
Nie wiem jak postrzegaja mnie inni, nie pytalem o to nigdy nikogo. No i tez nie interesuje mnie to zbytnio.
Mam 19 lat, w wieku 16 lat poznalem ta dziewczyne i wtedy zaczelo sie to dziac. Przez okres tych 3 lat uczucia zaczely blaknac, az do teraz, kiedy mysle, ze mam w sobie zupelna pustke.
Mam za soba juz kilkumiesieczna psychoterapie, ktora poczatkowo niby przynosila rezultaty[mialem lepszy humor] ale ostatecznie nic nie dala w tej kwestii.
Jasne, ze moge sie zapisac znow do psychoterapeuty. Do tego samego czy innego?
Nie, rodzice nie wiedza. Rodzice sa raczej starej daty i uwazaja, ze jak ktos ma potrzebe pojscia do psychologa/psychiatry, to jest szalony i w ogole. Nie oznacza to jednak, ze nikt o tym nie wie.
Wiem czym sie roznia te dwa zawody, pytanie tylko, ktory z nich bedzie w moim przypadku skuteczniejszy i czy na pewno potrzebuje farmaceutyki w moim przypadku.

Odnośnik do komentarza

O twoim życiu, decydują twoje myśli. Oczekujesz, ze ktoś ci powie byś cieszył się życiem, ktoś pstryknie palcami i tak się stanie?
Nic z tego!
Cały czas powtarzasz sobie, że niczym się nie cieszysz, nic ci się nie chce, że nie masz pasji itd. Cały czas się sam dołujesz!
To nie życie, nie okoliczności, tylko ty sam tak działasz i tylko ty sam możesz to zmienić.
Recepta jest prosta. Zmień myśli negatywne, na pozytywne.
Zacznij sobie powtarzać, że jesteś energiczny, że życie jest piękne, że wszystko cię cieszy.
Zobaczysz, jak twój świat się zmieni! Nie od razu, bo przez parę lat się dołujesz, ale dość szybko, o ile będziesz te pozytywne myśli konsekwentnie wtłaczał sobie do głowy. /przez częste powtarzanie./
Tylko ty sam możesz sobie pomóc.
Trzeba tylko chcieć to zrobić.

Odnośnik do komentarza

Kurde, zmieniles/as moje zycie! Czemu do tej pory nie przeczytalem o pozytywnym mysleniu na setkach stron poswieconych depresji, anhedonii i pracy nad soba! Czemu moj psycholog o tym nie wspomnial? Czemu szukajac motywacji do jakiejkolwiek pracy nie znalazlem tego genialnego hasla? Myslisz, ze nie probowalem takich rzeczy? Gdyby takie proste czynnosci na mnie dzialaly, to bym nie prosil o pomoc, tylko sam sobie poradzil.
Doskonale wiem, ze aby cos osiagnac, trzeba ruszyc dupe i ciezko pracowac na kazdy mozliwy sposob, nie oczekuje, ze ktos mi da to co chce, bo wiem, ze to tak nie dziala.
Caly czas tak pisze, bo taki jest stan rzeczy. Jakbym pisal, ze mysle, ze kazdy dzien dla mnie jest jak ostatni, ze wszedzie szukam pozytywow, to musielibyscie sie domyslac o co mi chodzi, a chyba nie o to tutaj chodzi. To jak jest nie wyraza mojego sposobu myslenia. Na co dzień szukam sposobow i pozytywow, a nie siedze i uzalam sie nad soba.
Probowalem afirmacji po tysiac kroc i w zaden sposob mi nie pomogly, zarowno z tym jak i z innymi problemami. I tak, probowalem dluzej niz dwa dni....

Odnośnik do komentarza

Nie no, przepraszam, ale zaraz dostane porady w stylu, ze powinienem przestac juz tlumic emocje czy blyskotliwie ktos stwierdzi, ze mam problem. Dobrze, ze ktos chce mi pomoc, ale w tym wypadku lanie wody mi nie pomoze. Najprostsze metody juz sprobowalem.
Twojego posta nie zauwazylem, nie wiem czemu. Juz odpisuje.
Jak pozbylem sie niesmialosci? Uslyszalem kiedys madra rade - rob to, czego sie boisz robic aby pokonac niesmialosc. Oczywiscie, malymi kroczkami. Na poczatku podchodzilem do kolezanki z klasy by porozmawiac [nawet to juz byl dla mnie powod do niesmialosci], potem pytalem o godzine jakas atrakcyjna kobiete na miescie, a ostatecznie pomogly mi wizyty u psychologa - konkretniej samo to, ze sie otworzylem przed nia i mowilem o swoich "uczuciach". Takie cos naprawde dziala, tylko jak pisalem - malymi kroczkami.
Tak, prawie sie pozbylem, nie chowam niesmialosci pod pryzmatem humoru czy ironii. To co kiedys wywolywalo u mnie buraka na twarzy i przyspieszony rytm serca, teraz jest o wiele slabsze.
Pomagam innym [udzielam sie na innych forach] w tematach, w ktorych jestem obeznany, ale tak jak kiedys cieszylo mnie pomaganie, tak teraz nic mi to nie daje - kolejne zajecie na zabicie nudy.
Od rodzicow dostalem duzo - co konkretniej masz na mysli? Nie jestem jedynakiem. Za mlodego rodzice stosowali kary wobec mnie itd. ale jak stalem sie troche starszy, to mozna rzec, ze mam wolna wole. Nie oznacza to jednak, ze korzystam z niej jak chce i naduzywam jej. Pieniadze jak potrzebowalem na cos - dostawalem, ale nie jestem rozrzutny i wole korzystac z kieszonkowego. Moze nie rozumie tego stwierdzenia, ze 'dostalem za duzo' - moglabys rozwinac?
Watek przeczytalem - raczej nie. Jako dziecko raczej nie mialem zbyt wielu zainteresowan, a jak mialem, to skupialem sie na jednej rzeczy. Z pieniedzmi jak wyzej.
Ok, teraz tylko podpowiedzcie, czy warto kontynuowac u tego co bylem, czy isc do nowego? U tej babki co bylem - dobrze sie czulem, no ale rezultatow albo nie bylo, albo zbyt krotko odbywala sie ta terapia.

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

W tamtym wątku nie chodziło mi o jedynactwo, tylko o to, że rodzic stara się za wszelką cenę wypełnić czas dziecku, że nie widzi nic poza nim i wychowuje tak, że ono w przyszłości może być pogubione, albo niezadowolone z tego co posiada. Przesyt, czy go nie masz?
I właściwie o to mi chodziło. Bo jesteś tym pokoleniem przeciwnie do dziesiejszych 30, 40 latków już nie wspomnę o starszych osobach, że wszystko co na zachodzie u nas już było, a zarazem tak świeze że nie wiadomo było co z tym robić, albo inaczej korzystać z umiarem. Duuuużo. Czasem może dużo za dużo. Kiedyś jak puścili jedną bajkę o 19 to człowiek z wypiekami siedział i cieszył się tymi 15minutami. Was już zalano wszystkim, a rodzice sami nie mający tych atrakcji w dzieciństwie mogli nieumiejętnie podsuwać atrakcje. Pomyśl.
Myślę, że to, że Twoi rodzice są starszej daty to na plus, bo to jak niektórzy "wychowują" teraz swoje pociechy, to aż strach jakie japiszony będą chodziły ulicami. Mam nadzieję że się mylę i dramatyzuję ;)
My Cię nie znamy, a rodzice, rodzeństwo jest z Tobą i towarzyszy Ci przez całe życie, nie ignoruj tego, że mogą powiedzić Ci więcej na Twój temat niż się tego spodziewasz.
A i jeszcze jacy oni są zastanów się, czy są weseli, pozytywni czy potrafią się cieszyć, nastroje się udzielają.
Może wspólna wizyta u lekarza.

Osoby z kompleksami ( nie pamiętam czy o nich wspominałeś), nieśmiałe mają predyspozycje do tego by nadmiernie skupiać się na sobie, z jednej strony nadwrażliwość a z drugiej też troche niedostrzeganie innych. Czyli taki egocentryk, ale kulawy.
Pomyśl.
Skoro dziewczyne kochałeś i zachowałeś się w stosunku do niej tak, że można powiedzieć, że złamałeś jej serce, to złamałeś i sobie.

Z tego co opisujesz to już na temat swojego stanu wiesz bardzo dużo i pewnie nie wniosłam żadnych rewelacji, ale "urzędują" tutaj również psycholodzy.

Jeszcze jedna ostatnia opcja może być. Brak w organiźmie jakichś witamin, lub choroba, ale nie głowy.

Więcej grzechów nie pamiętam.

Odnośnik do komentarza

Raczej nie jestem najblizej ze swoja rodzina. Co prawda mieszkamy ze soba i wiemy co mniej wiecej sie dzieje w naszych zyciach, ale bez jakichs wylewnosci czy zwierzan, takze uwaga rodziny nie skupia sie na mnie. Jakbym zaczal robic z siebie rozwydrzone dziecko to dostaloby mi sie po lapach, takze nie jestem w centrum uwagi.
Ciezko mi odpowiedziec na to, bo nie wiem na co chcesz mi zwrocic za bardzo uwage. Za dziecka ogladalem bajki, ale wolalem siedziec na podworku i kopac caly dzien pilke ze znajomymi. Nie mialem bezstresowego wychowania jezeli o to chodzi, nauczono mnie szacunku do starszych itd.
Zgodze sie z tym, ze jeszcze mam szczescie bycia wychowanym w normalny sposob. Nie jestem osoba, ktora uwaza, ze wszystko jej sie nalezy, nie tak zostalem wychowany :)
Jak mowilem - nie jestem specjalnie blisko z rodzina, ale pewnie masz racje - to oni mnie widza na co dzien.
Tak, mialem za dziecka kompleksy, wciaz mam, chociaz slabsze. Teraz rowniez nie wiem na co chcesz zwrocic mi uwage - na to, ze za bardzo jestem wpatrzony w siebie i swoje potrzeby, czy na to, ze nie zwracam uwagi na potrzeby innych? W drugim przypadku - troche sie moge zgodzic, ale chyba nie ima sie do przedstawionego problemu. Co do pierwszego - kazdy z nas jest troche egoista i o ile nie ma w tym przesady, to jest ok. Mysle, ze nie przesadzam.
No mozna tak stwierdzic w sumie z tym zlamanym sercem. Ale wydaje mi sie, ze juz serducho udalo mi sie zacerowac [chociaz wiadomo - moge sie mylic].
I tak fajnie, ze ktos byl chetny wysilic sie i pomoc mi, bo co chcialem sie poradzic w tej sprawie, to slyszalem "nudzisz sie, wyjdz na piwo"; "gdybys mial serio taki problem, to juz dawno bys byl w psychiatryku" i inne takie.
Odzywiam sie zdrowo i jadam duzo warzyw i owocow, takze nie powinno byc brak mi witamin. Choroba - nie wykluczone, ale musialby byc niezly zbieg okolicznosci.

#unna
Ok, moze inna droga. Skoro nie rozumie pozytywnego myslenia, to pokaz mi dokladniej moje bledy w mysleniu, zamiast dolowac mnie, ze nie rozumie tego systemu.
I uwierz, z checia ta swoja "wyjatkowosc" bym oddal za normalnosc.

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Na to wychodzi, że nie zostałeś "przenawożony" dobrami i rodzinę masz w porządku, więc powiedzieć o swoich problemach jest dobrym pomysłem. Tylko nie daj się zbagatelizować, powiedz, że to dla Ciebie ważne. Z tymi witaminami to czasem bywa tak, że pomimo dostarczania ich organizmowi nie są wchłaniane. Organizm nie przyswaja.
Idź najpierw do internisty (dobrego) powiedz mu co Cie trapi, zrób sobie podstawowe badania.
Internista jak go poprosisz, lub sam z siebie przepisze Ci skierowanie do psychologa.
Czy kontynuować u tej Pani u której byłeś, nie wiem, czasem taka psychoterapeutka działa jak przyjaciel, pomaga doraźnie, ale nic poza tym ( z zasłyszenia osoby, która korzystała). Twoja Tobie pomagała, ale oprócz niej na Twoim miejscu wybrałabym się jeszcze w jakieś miejsce.

Odnośnik do komentarza

Nie jest prawdą, że brak ci emocji. Wystarczy poczytać niektóre twoje odpowiedzi, są naładowane emocjami, jest tam też agresja. Tyle tylko, że jest to negatywna energia, negatywna emocja.
Ostatnie badania genetyków dowiodły, że na DNA wpływają myśli, słowa. To jest zaskakujące odkrycie, ale też tłumaczy , czemu wiele technik typu sugestia czy hipnoza, jest tak skutecznych.
Słowa, myśli są energią. Normalnie nasze myśli są rozproszone, energia jest dość słaba. Skupiając na czymś swoją uwagę, całą energię kierujemy na dany punkt, czyli wzmacniamy jej działanie.
Ty jesteś tak głęboko skupiony na swoim problemie, że go sam tworzysz. Jednocześnie nie wierzysz w żadną możliwość dokonania zmian, co wyraźnie widać z tego, co piszesz.
Znowu myślami wzmacniasz tą negatywną energię.

Nie miałam tych informacji, gdy sama zaczęłam autohipnozę i afirmacje- to podobne techniki. Chciałam pozbyć się pewnych negatywnych schematów, w moim myśleniu, w mojej psychice.
Udało mi się. Ale ja zapisałam /bo ta forma mi lepiej odpowiadała/ cały zeszyt 60-cio kartkowy - a nawet trochę więcej.
W każdej wolnej chwili pisałam :Ja /tu imię/ jestem osobą taką to a taką... w twoim przypadku - zadowoloną z życia, potrafiącą cieszyć się każdą jej chwilą i dostrzegającą piękno tego świata. Nie musisz dokładnie tak pisać, znajdź własną formułkę, ważne jest tylko, by był to pozytywny przekaz..
Trzeba tak pisać do momentu, aż zniknie ten podświadomy opór, który towarzyszy na początku pisania. Będzie to oznaka, ze twoja podświadomość zaakceptowała te nowe myśli.
Pisząc łatwiej jest skupić myśli, a o to tu chodzi.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...