Skocz do zawartości
Forum

Myśli samobójcze i koszmarne sny po gwałcie w dzieciństwie


Rekomendowane odpowiedzi

Witam!
Piszę na tym forum, ponieważ czuję się bezsilna. W swoim 21-letnim życiu bardzo dużo przeszłam - począwszy od poważnej choroby, a skończywszy na napadzie o charakterze seksualnym (w wieku 7 lat, przez około 10 lat próbowałam wymazać to z pamięci, nikomu tego nie powiedziałam - ale to tutaj nieistotne). W wieku 17 lat zaczęłam się leczyć w poradni zdrowia psychicznego ze względu na bolesne wspomnienia, z którymi nie potrafiłam sobie poradzić. W sumie te wizyty zniechęciły minie tylko do wszelkich psychologów i teraz na samą myśl o nich dostaję gęsiej skórki (pamiętam chociażby tekst jednej pani psycholog, której ze łzami w oczach opowiadałam to co przeżyłam, jednak bez szczegółów, bo po prostu się tego wstydzę: "Tracisz mój i swój czas. Jeśli tu przyszłaś to masz mi opowiedzieć wszystko i to w tej chwili". Czarę goryczy przelał fakt, że o wszystkim opowiedziała moim rodzicom, którzy o wszystkim nie mieli pojęcia i chciałam, żeby tak pozostało). Myślę, że pomogło mi to, że pogodziłam się z tym co się stało. Tyle słowem wstępu.
Przed rozpoczęciem studiów obiecałam sobie, że one wszystko zmienią. Skończyłam właśnie studia pierwszego stopnia, które ukończyłam z wyróżnieniem. Zawsze wszystkim chętnie pomagałam (a oni mnie zwyczajnie wykorzystywali), starałam się 'odkryć na świat'. Jednak z perspektywy czasu wiem, że to były tylko złudzenia - gdy gdzieś wychodziłam, zawsze myślałam by jak najszybciej wrócić do domu. Od prawie dwóch miesięcy nie wychodzę praktycznie z domu (wychodzę tylko gdy naprawdę muszę). Ciągle budzę się w nocy oblana zimnym potem, śni mi się scena gwałtu (szczegół w szczegół). Wiecznie myślę o śmierci, układam w głowie jakby tu popełnić samobójstwo i co zrobić by mieć 100% pewność, że się uda. Całe dnie staram się robić wszystko by nie myśleć - próbowałam oglądać telewizje i jednocześnie jeździć na np. rowerku stacjonarnym, mając nadzieję, że to uniemożliwi mi myślenie. Jednocześnie jestem pewna, że chcę się zabić i już chcę iść kupować tabletki nasenne i inne tego typu, planuję zakup w wielu różnych aptekach itd., a zaraz myślę o tym, że zniszczyłabym życie mojej rodzinie. To dziwne, nie powinnam o tym myśleć, ale w ostatni czasie widziałam jak trzy rodziny niszczy śmierć ich dzieci i ojca(oraz męża). Nie chcę żeby moja decyzja w taki sposób się na nich odbiła, ale boję się, że żyjąc też niszczę ich życie. Bo choć według wszystkich uznawana jestem za twardą i wiecznie uśmiechniętą osobę, to oni wiedzą, że to tylko maska. Więc skoro i tak niszczę ich życie, to chociaż ja się nie będę męczyła.
To nie jest tak, że nie walczę. Trzy lata temu obiecałam sobie, że wszystko się zmieni i że jeśli nie to zabiję się w dniu odbioru dyplomu. A czas ten się już zbliża. Nie umiem prosić o pomoc, ani rozmawiać o swoich uczuciach - tutaj jest to łatwe, bo nikogo nie znam i nie siedzę twarzą w twarz. Z jednej strony - chcę żyć, ale z drugiej - nie potrafię. Doradźcie mi, co zrobić? Macie jakieś cudowne sposoby, które wam pomagają? Już coraz gorzej idzie mi walka z moimi myślami i snami....

Odnośnik do komentarza

hej, Mikki... Na początek powiem tak: psycholog. Wiem, uznasz że jestem głupią tradycjonalistką. Ale Ty po prostu źle trafiłaś. Kocie: postaraj się poszukać w internecie namiarów na dobrego psychologa w okolicy. Widzisz...miałam nawet podobne problemy, nie chcę o nich pisać. Ale uwierz, to nie jest proste, acz wykonalne. Mam 20 lat, zdążyłam zauważyć, że pomagając innym można trafić na kogoś kto wykorzysta Twoje dobro. Ale nie zrażaj się: dobrze że pomagasz.

Twoje sny... To dość schematyczne: śniąca się trauma. Dobry psycholog na Ciebie nie naskoczy, pozwoli powoli się otworzyć. Nie myśl o samobójstwie, to nie jest rozwiązanie... Twoi bliscy już teraz martwią się o Ciebie, mimo że nie wiedzą jak pomóc - wolą nie robić zbyt wiele niż zrobić coś co Ci nie pomoże a może nawet zaszkodzi. Jesteś bardzo dobrym człowiekiem: rzadko się zdarza żeby w dzisiejszych czasach ktoś bezinteresownie pomagał. Jesteś naprawdę wartościowa, szkoda by było gdybyśmy Cię stracili :) Nie bój się niczego, znajdziesz osobę, która Ci pomoże. Uporasz się z tym wszystkim i powiesz "Boże, jak dobrze, że żyję", zobaczysz...

Odnośnik do komentarza

Współczuję Ci bardzo tego co się stało i tego jak potem zostałaś potraktowana... Ale tak jak pisze mikabela miałaś pecha jeśli chodzi o psychologów. W tym zawodzie także są wyrobnicy, którzy tylko odwalają robotę i lekarze z powołania, którzy chcą pomóc ludziom z problemami. Warto poszukać psychologa po opiniach pacjentów, popytać może ktoś zna dobrego specjalistę, poszperać w necie.... na pewno w ten sposób zmniejszysz ryzyko trafienia na wyrobnika

Odnośnik do komentarza

Dziękuję wam za odpowiedź, a jeszcze bardziej za wyrozumiałość. Pisząc tutaj spodziewałam się wyśmiania.
Wiem, że są różni psycholodzy - to zależy od tego jakimi są ludźmi. Jednak ze dwa lata temu po raz kolejny postanowiłam spróbować i trafiłam na psychologa, który w ciągu pięciu wizyt, na których tylko rozwiązywałam jakieś testy, stwierdził, że to zespół stresu pourazowego i on mi nie pomoże. Poszłam więc prywatnie. Mam taki problem, że będąc u psychologa przez pierwsze kilka wizyt nic nie mówię, muszę najpierw kogoś poznać i mu zaufać. No i znowu usłyszałam, że marnuję jej czas. Do mężczyzny nie pójdę a na prywatną psychoterapię niestety mnie nie stać.
Spokoju nie daje mi jeszcze jeden fakt. W zeszłym roku zgwałcona została moja 20-letnia krewna, która prowadzi rozrywkowy tryb życia. Tego samego dnia powiedziała nam o tym. Ja płakałam a ona nic. W ogóle nie zmieniła się od tamtej pory, widać że jej to raczej nie rusza. Nie rozumiem dlaczego na mnie to ma tak duży wpływ, może przesadzam?!

Odnośnik do komentarza

Moja dziewczyna też niemało przeszła w swoim życiu, jak sama siebie określała (po tym jak zostaliśmy razem) była psychicznie jedną nogą w grobie, psychologowie tylko ją zrazili do wszelkiej pomocy, była zamknięta w sobie. Jej stan zaczął się poprawiać jak znalazła kogoś, dla kogo zachciała żyć, komu mogła się wypłakać w ramie i o wszystkim porozmawiać, poczuć się bezpieczna.
Myślę, że dla ciebie to byłoby najlepsze co możesz zrobić, chociaż to też zależy od szczęścia, czy trafisz na kogoś, kto po prostu z tobą będzie, kto pomoże odnaleźć ci sens w życiu, najgorsza jest samotność, wtedy nietrudno o ciężkie chwile...
Życzę ci wytrwałości, nie poddawaj się

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie,
Mikki wiem, że zraziłaś się do wszelkiej pomocy psychologicznej i trudno jest Ci teraz odważyć się i zaufać jakiemuś psychologowi - ale powinnaś skorzystać z jego pomocy.
Tak jak radzili Przedmówcy, najlepiej żebyś zgłosiła się do najbliższego centrum interwencji kryzysowej - tam postarają się Ci pomóc. Dadzą Ci tam również "namiary" na grupy wsparcia dla kobiet w podobnej sytuacji do Twojej. Daj sobie szanse i walcz o siebie.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Matylda33 ja też nie wierzę. Chciałabym po prostu umieć z tym żyć... nie bać się wszystkiego i wszystkich, nie czuć odrazy i bezsilności...

Syryjka, lekarz to lekarz - obowiązuje go tajemnica lekarska. Jednak byłam niepełnoletnia i musiałam podpisać jakiś papierek, że udzielam zgody na informowanie mojej mamy o stanie zdrowia.

Jeśli chodzi o pomoc psychologa - próbowałam zadzwonić, ale nie potrafiłam się odezwać do telefonu. Chyba jeszcze za wcześnie na to, by opowiedzieć komuś o tym twarzą w twarz. Wcześniej, w wieku 17 lat, nie powiedziałam wszystkiego - to było za trudne. Właściwie to powiedziałam tylko malutką część. Po tamtym dniu, gdy dowiedzieli się moi rodzice, nie wracaliśmy już do tego. Nigdy.

Odnośnik do komentarza

Mikki, to straszne, o czym tu piszesz... To, co Cię spotkało, te okropne koszmary po tym, ta... nie powiem jaka psycholog, co tak na Ciebie naskoczyła... Bardzo Ci współczuję...:((((((

Mikki
Jeśli chodzi o pomoc psychologa - próbowałam zadzwonić, ale nie potrafiłam się odezwać do telefonu. Chyba jeszcze za wcześnie na to, by opowiedzieć komuś o tym twarzą w twarz. Wcześniej, w wieku 17 lat, nie powiedziałam wszystkiego - to było za trudne. Właściwie to powiedziałam tylko malutką część. Po tamtym dniu, gdy dowiedzieli się moi rodzice, nie wracaliśmy już do tego.

W sumie to normalne, że nie udało Ci się wtedy przełamać... Ciężko sobie wyobrazić doświadczenie, o którym jest rozmawiać trudniej, niż o tym, co spotkało Ciebie... A nie było by CI łatwiej, gdybyś poszła do psychologa z kartką, na której miałabyś to wszystko napisane?

Mikki
Chciałabym po prostu umieć z tym żyć... nie bać się wszystkiego i wszystkich, nie czuć odrazy i bezsilności...

Myślę, że to jest możliwe... Ale trzeba trafić na dobrego psychologa, takiego, który naprawdę będzie wiedział, co robi. Czasem piszą tu osoby, które spotkało to, co Ciebie. Np. Gizi75, i jej się właśnie z tym psychologiem udało. Wprawdzie na efekty terapii musiała czekać około roku, ale chyba warto było, skoro zaczęło w końcu pomagać.

Odnośnik do komentarza

Cześć, od dawna nie pisałam, ale miałam sporo problemów...
Od wielu lat borykam się ze złymi wspomnieniami. Nienawidzę siebie, mojego życia , a najbardziej nienawidzę ludzi, którzy zniszczyli moje życie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego ile tkwi we mnie nienawiści..Kto niszczył moje życie? Wszystko zaczęło się od jednej osoby - gwałciciela, ale nie uważam go za najbardziej winnego tego co się stało... On był tylko prowodyrem przyszłych wydarzeń.

Uwaga! Proszę nie myśleć, że odstraszam ludzi od pomocy psychologów i psychiatrów. Nie wątpię, że pomogli wielu osobom, być może ja po prostu tak fatalnie trafiłam.

Ale od początku - w wieku prawie 7 lat zostałam zgwałcona, przez wiele lat nikomu o tym nie powiedziałam. Po jakimś czasie moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Myślę, uważam, że z gwałtem pogodziłam się już bardzo dawno, być może moje ciało nie było takie szybkie i dlatego zaczęłam mieć ostre ataki padaczkowe - traciłam przytomność na wiele godzin. Z perspektywy czasu uważam, że było to spowodowane dojrzewaniem, a nie stanem psychicznym. Dlaczego? Bo gdyby tak było, to do tej pory nie byłabym w stanie wstać z łóżka, a tak ataki minęły po mniej więcej roku (brałam także leki przeciwpadaczkowe). Ponieważ nikt nie wiedział co mi jest, a badania raz potwierdzały a raz wykluczały padaczkę, trafiłam na oddział psychiatryczny. Zaufałam lekarzom, którzy mówili, że mi pomogą. Chciałam im wierzyć... Ten oddział okazał się dla mnie najgorszy w skutkach. Po raz kolejny powtarzam, że znam przypadki osób, którym pobyt np. na oddziale otwartym pomógł. Ja niestety trafiłam na oddział zamknięty - znajdowały się tam osoby z depresją, nerwicą, zaburzeniami odżywiania a także poważnie chore - ze schizofrenią itp. I tutaj muszę podkreślić, że uważam to za ogromny błąd - nie powinno się trzymać w jednym pokoju tak bardzo chore osoby z tymi cierpiącymi na depresję, bo to tylko pogarsza ich stan.
Pierwszego po "przeszukaniu" (tj. sprawdzeniu moich rzeczy na obecność nożyczek, sznurowadeł, telefonu i kabli) dnia trafiłam na salę z dwiema schizofreniczkami. Dla mnie było to straszne przeżycie, gdyż po raz pierwszy w życiu spotkałam się z tą chorobą. Okropnie się bałam, nie byłam w stanie spać. Pierwszej nocy dostałam ataku i nad ranem obudziłam się cała obolała, w pasach - ręce i nogi miałam przypięte do łóżka. Dla kogoś z takimi przeżyciami (gwałt), to było okropne - nie mogłam się ruszyć, ale przecież oni nie wiedzieli o gwałcie. Nad łóżkiem stała goła dziewczyna. Krzyknęłam ze strachu. Po jakimś czasie okazało się, że ona po prostu tak robi. Po jakieś godzinie przyszedł pielęgniarz i powiedział mi, że zrobili to dla mojego dobra, żebym nie zrobiła sobie krzywdy - nie spadła z łóżka. Wydaje mi się, że to nie był dobry pomysł, ale widocznie nikomu nie chciało się przy mnie siedzieć (albo nie mieli czasu).
Po tej nocy byłam już wyczerpana psychicznie, błagałam o przeniesienie do innej sali i to się udało. Na szczęście. Teraz zostałam ja, anorektyczka oraz dziewczyna cierpiąca na Chad.
Dla mnie pobyt w szpitalu był traumatycznym przeżyciem - każdy atak (a'la) padaczkowy kończył się kilkugodzinnym pobytem w pasach, przez trzy miesiące chodziłam naćpana od leków. Każdy pacjent dostawał tak dużą dawkę leków, że właściwie okres 3 miesięcy pamiętam jak tydzień, a czuję jak rok.
Pamiętam jak codziennie byłam przez każdego pytana o to co powoduję te ataki, czy przypadkiem nie byłam bita itp. Po około miesiącu miałam już tego dość i w końcu powiedziałam ale nie wszystko, nie wiedzieli, że doszło do gwałtu - nie byłam im w stanie tego powiedzieć. Wtedy zamiast pomocy przyszła pustka - do tej pory każdy psycholog i psychiatra poświęcał mi czas - przynajmniej dwa razy w tygodniu rozmawiali ze mną prosząc o to, żebym powiedziała co się wydarzyło. A potem?! Zostałam sama, przez następne 2 miesiące co prawda miałam jakąś tam terapię, ale to już nie wyglądało tak samo - miałam wrażenie, że jedyny lekarz, który ze mną rozmawia nudzi się i w sumie miałam jedną sesję tygodniowo 0,5h.
Osobie o tak strasznym stanie psychicznym można wmówić wszystko i tak wmówiono mi, że to wina mojej rodziny - bo jak oni mogli nie zauważyć co jest ze mną nie tak i mi nie pomóc?! Nastawiali mnie przeciwko nim i tak też w końcu zaczęłam traktować najbliższych - z chłodem, sporo się od nich oddaliłam, teraz wiem, jak źle się z tym czuli, bo w gruncie rzeczy nie rozumieli mojego zachowania. Podczas pobytu w szpitalu widziałam dwie próby samobójcze. Raz weszłam do łazienki i zobaczyłam jak jeden chłopak się wieszał. Nikt o tym ze mną nie rozmawiał. Człowiek zagubiony zaczyna chłonąć wszystkie zachowania innych pacjentów. I tak też przyszłam do szpitala ze zwykłymi zaburzeniami emocjonalnymi, a wyszłam poważnie chora - z zaburzeniami odżywiania, skłonnościami samobójczymi, autoagresją i silną depresją, a poczucie własnej wartości już nie istniało. W szpitalu wiele godzin spędziłam w pasach, przebierając groch i fasolę (co miało mi pomóc się odstresować. Ale po 2, 3 h już nie jest to takie przyjemne) lub będąc zmuszanym do jedzenia, w tym mięsa, którego nie jem od wielu lat.
Co prawda szpital psychiatryczny to nie miejsce gdzie pacjentów traktują elektrowstrząsami lub wpuszczają do pokoju bez ścian, ale i tak uważam to w moim przypadku za najgorsze przeżycie.

Dzisiaj, po ponad 7 latach ciągle mam napady lękowe, ciągłe myśli samobójcze, nie mogę w nocy spać, boję się zasnąć, bo boje się, że gdy się obudzę będę w pasach (w szpitalu zapinali mnie w nie nawet po tym jak dowiedzieli się o napadzie na mnie w tak młodym wieku). Wspomnienia nie pozwalają mi nic robić, zniszczyły mi życie. Wspomnienie gwałtu nadal we mnie siedzi, ale nie jest tak straszne jak to co stało się w szpitalu. Nie jestem w stanie nikomu zaufać, nie pójdę do psychologa i psychiatry bo im nie wierzę - wiem, że nie każdy taki jest ale strach nie pozwala mi na skorzystanie z ich pomocy. Nie mogę porozmawiać z nikim o tym co tam się wydarzyło, bo nie mam z kim. W rodzinie jestem odbierana jako silna osoba i nie chcę im mówić jaka jest prawda, bo ani ja ani oni tego nie zniosą. Dlatego piszę tutaj.
Już nie mam kontaktu z innymi pacjentami ale przez jakiś czas miałam i oni tak samo to wszystko przeżyli.
Miałabym ochotę zgotować tym "lekarzom" takie samo piekło jakie oni zgotowali mi ale, co to by dało?! Czasu nie cofnę

Odnośnik do komentarza

Straszna jest ta twoja historia. Poszłaś tam po pomoc, a zgotowali ci straszne przeżycie. postanowiłam tu napisać bo czasem mam podobne zdanie na temat psychologów, psychiatrów jak ty. Co prawda byłam na oddziale otwartym, i nie działy sie tam takie rzeczy i ogólnie pobyt w szpitalu wspominam dobrze, ale samo uświadomienie mi przez psychoterapetke tego jaka jestem wcale mi nie pomogła, wczesniej nie wiedziałam jak zyć i wszystko było źle, ale nie myslałam codziennie o tym że sobie nie dam rady, że życie nie ma sensu, że nie chcę żyć. A terapeutka na każde pytanie jak mam swoje podejście zmienić i czy mi pani w tym pomoże odpowiada że ona nie wie, że ja muszę sama, to od czego ona jest, tylko od słuchania mnie? Rozmowa z nią daje mi duże wsparcie i uwielbiam to, ale ta rozmowa mam mi pomóc sie zmienić?
A ty Mikki mimo tego że nie masz dobrych wspomnień co do psychologów to możne warto byłoby poszukać kogoś sprawdzonego, takie wygadanie się przed kimś naprawdę przynosi dużą ulgę.

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za odpowiedź. To dla mnie dużo znaczy.
Kiedyś psycholog powiedziała mi, że ona jest tak naprawdę tylko od słuchania i nie może mi inaczej pomóc jak tylko wysłuchując mnie. Może i miała rację.
Wielokrotnie szukałam pomocy i nawet nie wiesz jak bardzo jej potrzebuję, czasem czuję, że zaraz eksploduję. Jednak za każdym razem, gdy prosiłam o pomoc kończyło się to źle. Nie potrafię już nikomu zaufać, nie jeden raz słyszałam, że marnuję czas psychologa. Jakiś rok po wyjściu poszłam do psychologa i powiedziałam jej, że największy koszmar jaki przeżyłam to ten ze strony osób, którzy mają za zadanie pomagać. Ona powiedziała mi, że to niemożliwe, że tak tam wyglądało, bo jej koleżanka jest ordynatorem tego szpitala. Wtedy po raz ostatni byłam u psychologa, bo po co mam iść jeżeli i tak nie mogę powiedzieć prawdy?!
Poza tym cały czas nie mogę zrozumieć jak ja mogę w takim stopniu przeżywać to co mnie spotkało, skoro ludzie stykają się z gorszymi rzeczami na co dzień. Pomyślmy o Iraku, czy choćby Ukrainie - tam ludzie tracą najbliższych, widzą prawdziwe cierpienie. Co w związku z tym dla nas może być strasznego, jeżeli żyjemy nie obawiając się, czy przypadkiem jutro ktoś nie zbombarduje naszego domu?!

Odnośnik do komentarza

Nie myśl o tym że inni mają gorzej, to jest twój problem i przez niego cięzko ci żyć, a to co się dzieje na Ukrainie, pewnie ze jest straszne, ale my nic na to nie możemy poradzić. A ta psycholog u której byłaś jeszcze brutalniej ci powiedział jak moja, oni naprawdę są tylko od słuchania, w czym ma to nam pomóc, jak dzieki temu mamy sie zmienić?

Odnośnik do komentarza

Wiesz.. tłumaczę sobie, że to są tylko ludzie, tacy jak my. To trochę pomaga. Nienawiść nie jest dobra - nie pobudza do niczego dobrego, zamyka w sobie i powoduje narastającą agresję. Dlatego staram się z tym walczyć, ale nie udaje mi się to.. Mam podwójne odczucia - z jednej strony wiem, że zniszczyli mi życie, a z drugiej podziwiam ich za to, że są w stanie funkcjonować z tym wszystkim co wiedzą, słyszeli wiele okrutnych rzeczy, nie jeden raz ktoś opowiadał im o gwałtach, molestowaniu, przemocy... Ja nasłuchałam się takich opowieści w szpitalu i ich bagaż będę ciągnąć do końca życia. Jestem przekonana, że jest to zawód, który powinni wykonywać ludzie do tego stworzeni. Bo przez takich jak ja spotkałam na swojej drodze ciągnie się zła opinia - to przez nich nie jestem w stanie szukać pomocy i tkwię w jakieś matni...

Odnośnik do komentarza

Ja jestem przekonana,że za wszystkie Twoje cierpienia odpowiada ten zwyrodnialec co Cię zgwałcił,od tego się zaczęło ,zrobił Ci niewyobrażalną krzywdę i tacy ludzie-nieludzie powinni wisieć za jaja w miejscu publicznym,

jest to największa krzywda jaką można zrobić dziecku,bo pozostaje na całe życie,nie da się porównać do gwałtu na osobie dorosłej,

dlatego powinno się o tym mówić głośno ,wręcz krzyczeć...,zaczyna się mówić dopiero jak coś ujrzy światło dzienne.

Po takiej traumie ,miałaś okres wypierania,do czasu aż coś pękło i trwa...,nie dziw się bo to tak bywa,a dlaczego to tego pewnie nikt nie wie,
tak jak tego dlaczego takie osoby jak Ty ,dorosłe nie potrafią o tym fakcie szczegółowo opowiedzieć,
rozumiem jeszcze dziecko,wstydzi się i obwinia siebie,
ale osoba dorosła?
Pewnie tu depresja nie pozwala mówić,nie wiem co powoduje tą blokadę.

Nie trafiałaś też na dobrych specjalistów,ale psychoterapia jest Ci cały czas potrzebna.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Prawdopodobnie masz rację. Nie rozumiem tego dlaczego nie czuję takiej złości gdy myślę o gwałcie - właściwie w tym temacie od jakiegoś czasu nie czuję już nic.

ka-wa

Po takiej traumie ,miałaś okres wypierania,do czasu aż coś pękło i trwa...,nie dziw się bo to tak bywa,a dlaczego to tego pewnie nikt nie wie, tak jak tego dlaczego takie osoby jak Ty ,dorosłe nie potrafią o tym fakcie szczegółowo opowiedzieć,
rozumiem jeszcze dziecko,wstydzi się i obwinia siebie,
ale osoba dorosła?
Pewnie tu depresja nie pozwala mówić,nie wiem co powoduje tą blokadę.

Myślę, że osoby z takim doświadczeniem na zawsze zostają dziećmi. W momencie gdy nasz umysł zaczyna dojrzewać, my pozostajemy dziećmi. Przynajmniej tak jest w moim przypadku. Odebrano mi dzieciństwo, ale nie umiałam dorosnąć. Nie dano mi tej szansy. Co prawda, z pozoru prowadzę normalne życie, ale to wewnątrz nadal jestem dzieckiem, które posiada wiele wstydu, które nie jest w stanie rozmawiać o sprawach damsko-męskich.

ka-wa

Nie trafiałaś też na dobrych specjalistów,ale psychoterapia jest Ci cały czas potrzebna.

No nie miałam tego szczęścia, choć próbowałam. Mam tylko jedno marzenie - przestać odczuwać. To prawda, że do końca życia nie czułabym już radości ale czyż nie warto tego poświęcić na rzecz braku bólu, smutku i złości?! A radość i tak pojawia się coraz rzadziej.

Odnośnik do komentarza

Ten kto dopuszcza się gwałtu na dorosłej osobie postępuje równie obrzydliwie jak ten, kto krzywdzi dziecko. Nie jest od niego w niczym lepszy, nie działa z wyższych pobudek, bez względu na sytuację tak naprawdę celem jest zniszczenie człowieka. I o tym i o tamtym można powiedzieć, że zasługuje na powieszenie go za jaja. Ofiara w jednym i drugim przypadku bardzo cierpi, i bez terapii uraz po tym zapewne zostaje u niej do końca życia, także widać tu bardzo wiele do porównywania.
I właśnie dlatego, że mają one wiele wspólnego myślę, że przyczyna trudności w mówieniu o tym może być podobna. Tzn wstyd i poczucie winy. To jest częsta reakcja u ciężko skrzywdzonych ludzi(w każdym wieku), i nie widzę żadnych racjonalnych powodów ku temu, by człowiek z chwilą przekroczenia 18 roku życia miał nagle sam się z tym uporać, tylko dlatego, że jest dorosły.

To czego tu nie da się porównać, to przede wszystkim postawa tego zwyrodnialca który cię skrzywdził, i postawa lekarzy którzy się Tobą zajmowali. Co innego niewłaściwa, nieskuteczna i nie wystarczająca opieka lekarska, nawet jeśli się wiąże z popełnianiem dużych błędów, a co innego okrucieństwo.
Zgadza się, to on jest winien temu wszystkiemu, co przeszłaś i tu opisujesz. Gdyby nie on, nie miałabyś tych koszmarów, gdyby nie on, nie znalazłabyś się w szpitalu. Gdyby nie on, nie myślałabyś o śmierci. Gdyby nie on, nie zareagowałabyś też w taki sposób na tę nagą kobietę-przeraziła Cię tak dlatego, że przypomniała Ci o tym, co on Ci zrobił. Wpływ tego widać chyba w każdym Twoim doświadczeniu które opisujesz.
Wydaje mi się że może być tak, że podświadomie kierujesz nagromadzone w Tobie negatywne emocje na innych, w jakiś sposób uciekając dzięki temu przed najgorszym, przed tym, co on zrobił.
Problem z traumą jest ciągle przed Tobą. Nie ma tak, że człowiek sobie z czymś radzi, a ciało nie, człowiek to również ciało. Gdybyś się z tym uporała, to ciało też, nie miałabyś tych ataków, które pewnie też były spowodowane traumą.
Nie wiem, co może być gorszego od tego co przeszłaś. Pewnie nic, najgorsze co można zrobić człowiekowi, to się nad nim znęcać, a jak to idzie z takim poniżeniem jak w przypadku gwałtu to już w ogóle. Więc to co przeżywasz jest zupełnie zrozumiałe, i dobrze, że o tym piszesz.
Po tym jak Cię różni specjaliści rozczarowali na pewno jest Ci ciężko, nie jest łatwo znowu kogoś szukać i próbować mu zaufać. Ale moim zdaniem warto, i dla tych radosnych chwil o których wspominasz, i po to, by uporać się z tym bólem. Tylko trzeba natrafić na dobrego terapeutę. Niektórym to się udało, np. autorce tego wątku:
http://forum.abczdrowie.pl/forum-psychologia/560612,chce-umrzec
Czemu ma się więc w końcu nie udać Tobie? A jakby porównać to co pisała na początku z tym co na końcu, to jakby dwie różne osoby, dwa różne światy.

Odnośnik do komentarza

Nie mogę stwierdzić kto ma gorzej - dziecko, czy dorosły, bo nie stałam po dwóch stronach "barykady", a nawet nie chcę się w to bawić, bo nie ma to najmniejszego sensu. Nie wiem co odczuwa zgwałcona dorosła osoba, wiem natomiast co przeżywa dziecko. Jest to straszne ale wydaje mi się, że już się z tym pogodziłam. Potrzebowałam czasu. Myślę, że gdybym teraz spotkała go na ulicy, to nic by się nie stało. To wszystko mam już za sobą . Wiem, że to od gwałtu wszystko się zaczęło ale nie czuję gniewu z tego powodu. Czuję go z powodu tego, że osoby, które powinny (muszą) pomagać, często tego nie robią, a wręcz przeciwnie - szkodzą. Nie mam na myśli ogółu - bo nie mam do tego prawa, ale wiem kogo spotkałam na swojej drodze i to te osoby powinny ponieść karę, bo ludzie im ufają i płacą za pomoc. To tak jakbyś miała złamaną nogę i poszła z tym do lekarza, a ten zamiast pomóc, złamałby ci drugą. Ponadto wiesz, że innym także zaszkodził. Czy nie byłabyś wściekła? Czy nie chciałabyś, aby to się skończyło? Rozumiem, że lekarze są tylko ludźmi i mają prawo do błędów. Ale nie takich!!! Gdybyś pomyliła się w zeznaniu podatkowym i US nałożyłby na ciebie karę, to w razie odwołania powiedzą ci, że nieznajomość prawa nie zwalnia z odpowiedzialności. A co powiesz o ludziach, którzy siedzą w więzieniu przez klika -, kilkanaście lat, a potem okazuje się, że byli niewinni? Co z tego, że ktoś im wypłaci odszkodowanie, skoro oni tak wiele stracili. Kto im odda zniszczone życie, psychikę i czas? Ludzie są tylko ludźmi i się mylą, ale nie za dużo razy zostałam zraniona, żeby ponownie móc zaufać lekarzom.

Odnośnik do komentarza

Masz rację, nie ma co się w to bawić, to nie jest tematem tego wątku, poza tym to są bardzo trudne sprawy. Tutaj ważne jest przede wszystkim Twoje życie.
Mikki, mówisz, że poradziłaś sobie z tym doświadczeniem, poczuciem krzywdy, gniewem na gwałciciela itd. Ale w takim razie nie rozumiem tego:

Mikki
Czuję go z powodu tego, że osoby, które powinny (muszą) pomagać, często tego nie robią, a wręcz przeciwnie - szkodzą. Nie mam na myśli ogółu - bo nie mam do tego prawa, ale wiem kogo spotkałam na swojej drodze i to te osoby powinny ponieść karę, bo ludzie im ufają i płacą za pomoc.

Mówisz o osobach, które powinny pomóc. Ale skoro sama poradziłaś sobie z krzywdą, która Cię spotkała, potrzebowałaś tylko czasu i nic więcej, to w czym miały Ci pomagać?
Oczywiście, że byłabym ściekła w tej sytuacji którą przedstawiasz, ze złamaniem nogi(a raczej nóg), i chciałabym, żeby lekarz za nią odpowiedzialny poniósł konsekwencję. Nie usprawiedliwiam tych lekarzy, z którymi Ty miałaś do czynienia, tylko podkreślam, że głównym winowajcą jest tamten typ. Oni zawinili, owszem, ale on nieporównywalnie bardziej. Już samo to, jak wielkie znaczenie miały ich błędy dla Twojej psychiki pokazuje, jak silna była Twoja trauma, a co za tym idzie-jak silny wpływ na Ciebie miało to, co on zrobił.
Tak jak w tym przykładzie z tą nagą kobietą o którym pisałam wcześniej, to co z niego wynikło też było głównie jego winą. Tym bardziej, że lekarze nie wiedzieli, co Cię spotkało, mogli więc nie przewidzieć, że tak zareagujesz. Na pewno dużo prościej specjaliście jest pomóc osobie takiej jak Ty, gdy wie, co ją spotkało. Najlepsza by chyba była dla Ciebie terapia, podczas której mogłabyś stopniowo, pomału otwierać się przed terapeutą, by w końcu o wszystkim powiedzieć, bez tego się koniec końców nie obejdzie.

Odnośnik do komentarza

W momencie kiedy trafiłam do szpitala potrzebowałam pomocy - wtedy nie byłam w pełni pogodzona z tym co się wydarzyło. Za namową lekarzy, którzy twierdzili, że tam bardzo mi pomogą, zgodziłam się na pobyt w szpitalu. Nikt nie poinformował mnie, że istnieją oddziały leczenia nerwic i depresji oraz oddziały otwarte. Nikt nie powiedział mi z jakimi ciężkimi przypadkami się spotkam. Ale o to nie mam pretensji. Tak jak pisałam, nie jestem także wściekła o to, że na początku byłam przypisana pasami (choć tak nie powinno być, bo pasy są przeznaczone dla ludzi agresywnych, a ja nigdy nie byłam agresywna, nigdy nawet nie krzyczałam) i o sytuację z nagą dziewczyną też raczej nikogo nie winię (choć nie powinno się na jednej sali kłaść osób o tak poważnych chorobach, a były inne wolne sale). Przez pierwszy miesiąc faktycznie mogli nie rozumieć moich problemów i nie wiedzieć dlaczego tak bardzo błagam o niewiązanie mnie. Ale potem? Przecież mniej więcej powiedziałam co mnie spotkało.. Wtedy nie mieli prawa się ze mną tak obchodzić! Wiedzieli jak bardzo się tego boję!!! Wiem, że wszystko zaczęło się od gwałtu ale i tak nie rozumiem dalszych wydarzeń. Nie wiem dlaczego po otrzymaniu ode mnie sygnałów o wydarzeniach z przeszłości, nie zrobili właściwie nic?! Nie było odpowiedniej terapii. A terapia rodzinna? Ona mnie najbardziej wyniszczała, bo lekarze ciągle udowadniali mi, że to wszystko jest winą mojej rodziny. Mało kto jest w stanie zrozumieć jak czuje się osoba, która nagle dowiaduje się, że osoby, na których polegała są złe, nie kochają jej... Teraz wiem, że to była zwykła manipulacja, a rodzice nie są niczemu winni, ale długo zajęło mi zbliżenie się do nich, choć i tak nasze relacje są gorsze niż te sprzed szpitala. W szpitalu była jedna stażystka, która chciała mi pomóc, to dzięki niej się otwarłam. Dzień po tym jak wyjawiłam jej moją przeszłość, nie przyszła już do pracy, zrezygnowała ze stażu.

Odnośnik do komentarza

Uważam,że Tobie tylko się wydaje ,że pogodziłaś się z gwałtem..., jego następstwa odczuwasz dzisiaj i będziesz odczuwała jutro...,
dlatego ja myślę ,że w takich przypadkach ofiary,nieważne po ilu latach powinny ponieść konsekwencje w postaci płacenia dużego odszkodowania ofiarom,
może to równocześnie byłoby odstraszaczem dla potencjalnych złoczyńców,

dlatego ja bym złożyła pozew do sądu o ściganie
o odszkodowanie i myślę ,że to by było dopiero w jakimś stopniu zadośćuczynienie i pozwoliło psychice na oddech...,

ale najpierw trzeba się otworzyć i powiedzieć wszystko,

oprawcy,pedofile wiedzą ,że dzieci da się zastraszyć,że nic nie wyjdzie na światło dzienne i dlatego nie mają hamulców.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Widzę, że piszesz z innego punktu widzenia ;)
Niestety ale z mojego wygląda to inaczej:
1) Gwałt nie był zgłoszony na policję
2) Nie chcę po raz kolejny tego przeżywać
3) Nie byłabym w stanie opowiadać w sądzie przed obcymi ludźmi o moich przeżyciach
4) Nie chce od niego NICZEGO, a tym bardziej pieniędzy
5) Pieniądze nie załatwią sprawy, wolałabym do końca życia spać na ulicy, niż zostać zgwałacona jako niespełna 7 latka
6) Opowiedzenie mojej historii i ewentualny wyrok niczego nie zmieni - nie powstrzyma to pedofilii i gwałcicieli

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...