Skocz do zawartości
Forum

Czy jestem nic nie warta?


Gość Wercia

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć, piszę tu, ponieważ szukam wsparcia. Od samego początku mojego życia czuję się mało wartościową osobą, brzydką, głupią. Mam mało płatną pracę, nie mam doświadczenia zawodowego, w dodatku odeszłam od chłopaka, który dodawał mi motywacji, siły i chęci do życia. A teraz przez swój błąd zostałam z niczym, sama w czterech ścianach. Nic mi się w życiu nie układa. Czuję się do niczego i nie chce mi się żyć. Kilka razy miałam myśli samobójcze, zwłaszcza teraz kiedy zostałam sama przez to, że za późno doceniłam wartościowego i wspaniałego chłopaka z którym byłam szczęśliwa. Odeszłam od niego, bo coś mi w nim przeszkadzało, coś co nie dało i nie da się zmienić. I na własne życzenie go straciłam. Nawet mam kiepską pracę, nie mam znajomych i przyjaciół, jestem sama jak palec. Płakać mi się chce, bo czuję, że mam zmarnowane życie mając 27 lat. Nie chce mi się żyć...

Odnośnik do komentarza

Nie przejmuj się korzystaj z życia po prostu nawet w wykształceniem jakie masz tak na prawdę to nie istotne musisz pozytywnie podchodzić do życia a każda osoba jest wartościowa tylko trzeba lubić prace i to co się robi  bo mądry pracodawca doceni pracę i staranie, a co do związków nie doradzę .3maj się

Odnośnik do komentarza
Gość Loraine
2 godziny temu, Gość Wercia napisał:

Od samego początku mojego życia czuję się mało wartościową osobą, brzydką, głupią. Mam mało płatną pracę, nie mam doświadczenia zawodowego, w dodatku odeszłam od chłopaka, który dodawał mi motywacji, siły i chęci do życia.

Tutaj się pytasz o swoją wartość, a sama napisałaś że czujesz się mało wartościowa, brzydka i głupia. Jeżeli ty siebie za taką bierzesz, ta o sobie myślisz i mówisz to inne osoby też  cię tak odbierają.
 

2 godziny temu, Gość Wercia napisał:

Kilka razy miałam myśli samobójcze, zwłaszcza teraz kiedy zostałam sama przez to, że za późno doceniłam wartościowego i wspaniałego chłopaka z którym byłam szczęśliwa. Odeszłam od niego, bo coś mi w nim przeszkadzało, coś co nie dało i nie da się zmienić.

Jeżeli coś ci w nim przeszkadzało i nie dało się tego zminić, to chyba jednak nie do końca bylas z nim taka szczęśliwa. Nie wiem czy bardzej ci ciąży to że odeszłać od niego, czy to że zostałas sama bo:

2 godziny temu, Gość Wercia napisał:

nie mam znajomych i przyjaciół, jestem sama jak palec. Płakać mi się chce, bo czuję, że mam zmarnowane życie mając 27 lat. Nie chce mi się żyć...

Czyli ten chłopak był jedyną osobą, bo nie utrzymujesz jakiś specjalnych kontaktów z innymi osobami, nie masz znajomych.
Jeżeli masz nadal nawracające myśli samobójcze i nie potrafisz sobie poradzić z tą sytuacją to idź do psychologa. Pzdr.
 

Odnośnik do komentarza

Tak, masz rację. Ten chłopak był jedyną osobą dzięki której chciało mi się żyć. On miał znajomych, przyjaciół, a ja miałam tylko jego. Niestety odeszłam od niego, bo nie potrafiłam u niego czegoś zaakceptować, pół roku walczyłam ze sobą, żeby to zaakceptować i do tego przywyknąć, niestety to było silniejsze od wszystkiego, od tego co do niego czułam i nadal czuję. Nie dało się tego zmienić. Byłam z nim szczęśliwa, bo z nim miałam wszystko czego mi brakowało, miłości, przyjaźni, zaufania i ciepła. Dzięki niemu zaczęłam żyć i akceptować siebie taką jaką jestem. Mam bardzo słaby charakter, nie umiem radzić sobie z emocjami i problemami, od razu załamuję się i tracę chęć do życia. Nie mogę pogodzić się z tym, że nie okazałam się silniejsza, żeby udźwignąć pewne problemy, pozbyć się wątpliwości które miałam przy nim i wolałam, żeby on był szczęśliwy z kimś innym. I teraz jest szczęśliwy z kimś innym. Ta osoba go doceniła i docenia, jest moim przeciwieństwem, ma swoją firmę, jest bogata i ładna, oraz podchodzi do życia optymistycznie. A ja taka nie byłam i nie jestem. A teraz cierpię, bo za późno zrozumiałam kogo tak naprawdę straciłam. I przez to nie radzę sobie z tym wszystkim. Czuję się osobą do niczego, nie mam bogactwa, dobrej pracy, skończyłam studia, ale to też z wielkim trudem mi to poszło, nie mam znajomych i przyjaciół, jestem zamknięta w sobie i nic nie warta. Proszę nie krytykujecie i nie hejtujcie mnie. Od roku staram się wybaczyć ten błąd który popełniłam, zrozumieć siebie czemu okazałam się taka słaba i niedojrzała. Czemu nie byłam silna, żeby umieć zaakceptować coś co nie dało i nie da się zmienić. Jestem do niczego, w dodatku sama, ale sama sobie jestem winna - pewnie tak niektórzy powiedzą. Nie chce mi się żyć... 

Odnośnik do komentarza
Gość Loraine
2 godziny temu, Gość Wercia napisał:

Ten chłopak był jedyną osobą dzięki której chciało mi się żyć. On miał znajomych, przyjaciół, a ja miałam tylko jego.

2 godziny temu, Gość Wercia napisał:

A teraz cierpię, bo za późno zrozumiałam kogo tak naprawdę straciłam. I przez to nie radzę sobie z tym wszystkim. Czuję się osobą do niczego, nie mam bogactwa, dobrej pracy, skończyłam studia, ale to też z wielkim trudem mi to poszło, nie mam znajomych i przyjaciół, jestem zamknięta w sobie i nic nie warta.

2 godziny temu, Gość Wercia napisał:

Byłam z nim szczęśliwa, bo z nim miałam wszystko czego mi brakowało, miłości, przyjaźni, zaufania i ciepła. Dzięki niemu zaczęłam żyć i akceptować siebie taką jaką jestem. Mam bardzo słaby charakter, nie umiem radzić sobie z emocjami i problemami, od razu załamuję się i tracę chęć do życia.

Byłas z nim szczęśliwa bo miałaś jego ale także życie było barwniejsze bo byli też jego znajomi dzieki czemu więcej sie działo. teraz wszystko się skończyło wraz z rozstaniem.  Weź pod uwagę to że n był z tbą mimo że jak twierdzisz nie masz świetnej pracy. To jest kwestia twojego podejścia do siebie, tego że się nie lubisz, że nie akceptujesz siebie. Dzięki niemu miałaś wieksze poczucie wartości ale to jest coś czego ty sama w sobie nie widzisz, nie czujesz. On był takim wyznacznikiem twojej wartości. Dzieki niemu czułas się kochana i akceptowana. Ale teraz to straciłaś. tym bardziej jeżeli nie radzisz sobie z emocjami, problemami i twoje poczucie wartości jest niskie, czujesz brak chęci do życia to potrzebujesz psychoterapii. Porzebujesz pomocy drugiej osoby, specjalisty.Pzdr.

 

Odnośnik do komentarza

Chyba masz rację. On był moim wyznacznikiem, taką siłą napędową. A teraz jak go nie ma, ja nie umiem żyć i się docenić taką jaką jestem i chyba też nie akceptuję siebie. Czuję się gorsza od tej jego nowej dziewczyny i ciągle się porównuję. I dlatego czuję się beznadziejna, brzydka i głupia, która nie ma celów w życiu. Nie wiem czy psycholog mi będzie potrafił pomóc, boję się, że będzie po tym jeszcze gorzej, boję się czy będę potrafiła tak przed nim się otworzyć jak tutaj. 

Odnośnik do komentarza
Gość Loraine
2 minuty temu, Gość Wercia napisał:

Chyba masz rację. On był moim wyznacznikiem, taką siłą napędową. A teraz jak go nie ma, ja nie umiem żyć i się docenić taką jaką jestem i chyba też nie akceptuję siebie. Czuję się gorsza od tej jego nowej dziewczyny i ciągle się porównuję. I dlatego czuję się beznadziejna, brzydka i głupia, która nie ma celów w życiu. Nie wiem czy psycholog mi będzie potrafił pomóc, boję się, że będzie po tym jeszcze gorzej, boję się czy będę potrafiła tak przed nim się otworzyć jak tutaj. 

Nie taki diabeł straszny, psychoterapeuta cię nie pogryzie. Poza tym jeżeli nie pójdziesz do specjalisty, nie zadbasz o siebie i swój stan zdrowia to nie będziesz wiedziała czy ci może pomóc czy nie. Na poczatku bywa że ludzie mają problemy żeby się otworzyć na terapii. Ale uważam że to kwestia czasu, tego aby chcieć zrozumiec co jest nie tak, gdzie jest problem, i pracować nad tym aby zmienić to co doprowadza cię do stanu w jakim się znajdujesz. Zebyś też mogła popracować nad akceptacją siebie, nad poczuciem wartości. To jest teraz dla ciebie najważniejsze. Jeżeli postawisz na siebie, na poprawę twojego zdrowia to wygrasz. Skup się na sobie, na tym aby spróbować terapii. Pzdr

Odnośnik do komentarza

I dobrze że tutaj napisałaś. Łatwiej jest coś napisać niż powiedzieć. Zwłaszcza przed obcym.

Nie zamierzam Cię krytykować. Ani trochę. Masz problem. Nie lubisz siebie. Masz niska samoocenę a to niestety nie jest łatwe do poprawienia. Widzisz siebie w złym świetle. A prawda jest taka że nie każdemu się w życiu układa.  Ten chłopak udowodnił Ci że nie kocha się kogoś za to że jest bogaty, ma dobra pracę czy bo jest piękny. Mimo tego byliście razem. Dzięki niemu miałaś pełniejsze życie. Ale czy on był podobny do Ciebie? Czy dogadywaliście się? Kim jesteś z natury? A kim on był? Skoro było coś co Ci przeszkadzało i nie byłaś w stanie tego znieść to nie był Ci przeznaczony. Nie warto się zmuszać. Zwłaszcza w miłości. 

Przede wszystkim zacznij od siebie. Jeśli nie masz w nikim bliskim wsparcia to poszukaj go u specjalisty. 

 

L'amore non ha un senso, L'amore non ha un nome , L'amore bagna gli occhi, L'amore riscalda il cuore
L'amore batte i denti, L'amore non ha ragione
L'amore esiste...

Odnośnik do komentarza

Masz rację, tylko, że na taką wizytę czeka się pół roku albo i dłużej, już się dowiadywałam. A ja potrzebuję pomocy, wsparcia, rady na już, bo jestem w takim stanie, że mi się nie chce żyć, czuję się okropnie, nawet tego nie da się opisać i nikt nie wie co ja czuję i nie będzie wiedział, bo nie jest mną. Ale myślałam, że ktoś był w podobnej sytuacji i wie co mi doradzić, jak wesprzeć itp. Ciężko to zrozumieć, ale dobre i mądre słowa człowiekowi naprawdę dodają otuchy i inne spojrzenie na sytuację czy nawet na siebie. Ale mimo to bardzo Ci dziękuję za radę, posłucham się jej, bo bardzo mi zależy, żeby z tego jak najszybciej wyjść. A jak będzie to czas pokaże. 

Odnośnik do komentarza
19 minut temu, Gość Wercia napisał:

 na taką wizytę czeka się pół roku albo i dłużej, już się dowiadywałam. A ja potrzebuję pomocy, wsparcia, rady na już, bo jestem w takim stanie, że mi się nie chce żyć, czuję się okropnie, 

Zawsze można wybrać się prywatnie. 

L'amore non ha un senso, L'amore non ha un nome , L'amore bagna gli occhi, L'amore riscalda il cuore
L'amore batte i denti, L'amore non ha ragione
L'amore esiste...

Odnośnik do komentarza

Tak, bardzo dobrze się dogadywaliśmy, on był jedynym moim najlepszym przyjacielem, motywacją, budował moje poczucie własnej wartości. Ale on nie był w pełni zdrowym człowiekiem (chorował od dzieciństwa na coś, nie będę tu pisać na co) i bardzo się bałam o naszą przyszłość, o niego, o nasze przyszłe dzieci i w ostateczności okazałam się bardzo słaba, żeby iść z nim dalej przez życie. On mi o tej chorobie powiedział po kilku miesiącach znajomości, ale już byliśmy w sobie zakochani i po długim czasie mnie to po prostu przerosło. Nie mogłam z nim o tym szczerze rozmawiać jak byliśmy razem, bo widziałam, że to jest temat tabu i bardzo krępujący, więc wszystko w sobie dusiłam, aż w końcu odeszłam. On bardzo szybko z tego się wyleczył i szybko znalazł nową dziewczynę. A ja nie umiem wziąć się w garść i z czasem tego co zrobiłam bardzo żałowałam, a teraz mam ogromne poczucie winy i katuję się za to co zrobiłam. Przez co uważam się za najgorszą osobę na świecie, choć mam bardzo dobre serce, bo mogłabym oddać za niego życie i za innych to jestem osobą o bardzo słabej psychice. Proszę nie oceniajcie mnie za to i nie krytykujecie, ale nie znacie mnie i nie znacie też dokładnie tej całej sytuacji. 

Odnośnik do komentarza
Gość Loraine
21 minut temu, Gość Wercia napisał:

On mi o tej chorobie powiedział po kilku miesiącach znajomości, ale już byliśmy w sobie zakochani i po długim czasie mnie to po prostu przerosło. Nie mogłam z nim o tym szczerze rozmawiać jak byliśmy razem, bo widziałam, że to jest temat tabu i bardzo krępujący, więc wszystko w sobie dusiłam, aż w końcu odeszłam.

Wera, związek polega na wielu rzeczach, także na rozmowach ze sobą, a nie na tym aby wszelkie niewygodne sprawy dusić w sobie. Dla ciebie jego choroba była istotna i moim zdaniem było błedem że nie podejmowaliście rozmów które mogły wiele wyjaśnić między wam. Być może miałaś powód aby bać się o waszą przyszłosć właśnie dlatego że było między wami tabu. Nikt nie powinien ciebie tutaj oceniać, ale napisałaś aby uzyskać opinie.

26 minut temu, Gość Wercia napisał:

On bardzo szybko z tego się wyleczył i szybko znalazł nową dziewczynę. A ja nie umiem wziąć się w garść i z czasem tego co zrobiłam bardzo żałowałam, a teraz mam ogromne poczucie winy i katuję się za to co zrobiłam.

Mam wrażenie że brak między wami i szczerości i rozmów sprawiło że po prostu uciekłaś od niego bo nie widziałas przyszłości z nim. I generalnie to nie dziwi jeżeli nie ma między ludźmi porozumienia, pewne ważne i wrażliwe rzeczy sie w ziązku pomija to kiedyś i tak to wróci, bo ile można się tak "dusić".

29 minut temu, Gość Wercia napisał:

Przez co uważam się za najgorszą osobę na świecie, choć mam bardzo dobre serce, bo mogłabym oddać za niego życie i za innych to jestem osobą o bardzo słabej psychice.

Cudów nie ma, jeżeli chcesz pomóc swojej psychice to musisz nad nią popracować. Ja uważam że potrzebujesz terapii. Więc możesz albo pójść prywatnie albo poczekac i zapisać się na NFZ. Pzdr.

Odnośnik do komentarza
17 godzin temu, Gość Loraine napisał:

Tutaj się pytasz o swoją wartość, a sama napisałaś że czujesz się mało wartościowa, brzydka i głupia. Jeżeli ty siebie za taką bierzesz, ta o sobie myślisz i mówisz to inne osoby też  cię tak odbierają.

Dokładnie to samo zwróciło moją uwagę.

9 godzin temu, Gość Wercia napisał:

Dzięki niemu zaczęłam żyć i akceptować siebie taką jaką jestem

To mi się kojarzy z respiratorem, który sztucznie utrzymuje Cię przy życiu, ale sama bez niego będziesz żyć tylko gdy się wyleczysz. Jak widzisz to akceptowanie siebie było pozorne. Znaczy... widziałaś akceptacje u niego i akceptowałaś siebie, bo on Cie akceptował... a to nie jest akceptacja siebie, to akceptacja cudzego obrazu samej siebie.  Gdy tylko odłączyłaś respirator to zaczynasz znów się dusić, bo tak naprawdę nadal nie jesteś zdrowa, bo sama siebie nie akceptujesz.

17 godzin temu, Gość Loraine napisał:

Jeżeli masz nadal nawracające myśli samobójcze i nie potrafisz sobie poradzić z tą sytuacją to idź do psychologa.

Dodałabym jeszcze: idź też do psychiatry, bo to może być depresja i potrzeba antydepresantów. Polecam na początek prywatną wizytę, aby jak najszybciej zacząć łykać leki. Oprócz tego oczekiwać na wizytę na NFZ, potem na pierwszej wizycie poprosić o skierowanie na terapię i natychmiast się na nią zapisać. Terapia oczywiście obowiązkowa, bo pomoże polubić samą siebie, poznać swoją wartość.

4 godziny temu, Gość Wercia napisał:

Nie wiem czy psycholog mi będzie potrafił pomóc, boję się, że będzie po tym jeszcze gorzej, boję się czy będę potrafiła tak przed nim się otworzyć jak tutaj. 

To tylko od Ciebie zależy czy terapeuta Ci pomoże. To nie jest czarodziej, który za pomocą czarodziejskiej różdżki usunie Twoje problemy. On tylko naprowadza, podpowiada, sugeruje... a Ty sama musisz podjąć prace nad sobą, musisz odbierać jego sugestie i podpowiedzi, musisz chcieć się zmienić. On tylko wspiera i subtelnie kieruje.

3 godziny temu, Gość Wercia napisał:

 myślałam, że ktoś był w podobnej sytuacji i wie co mi doradzić, jak wesprzeć itp.

Werciu>A jakiego wsparcia oczekujesz? Rady już dostałaś. Od siebie dodam jeszcze, że można samemu nad sobą pracować do czasu tej wizyty, są różne metody... ale czy jesteś na tyle silna, aby zacząć te sposoby stosować? Jeśli tak, to podzielę się z Tobą metodami, które mi pomogły.

3 godziny temu, Gość Wercia napisał:

on był jedynym moim najlepszym przyjacielem, motywacją, budował moje poczucie własnej wartości.

Brzmi jakby był terapeutą, a nie chłopakiem.

 

Edytowane przez Javiolla

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
W dniu 29.05.2020 o 15:38, Gość Loraine napisał:

Wera, związek polega na wielu rzeczach, także na rozmowach ze sobą, a nie na tym aby wszelkie niewygodne sprawy dusić w sobie. Dla ciebie jego choroba była istotna i moim zdaniem było błedem że nie podejmowaliście rozmów które mogły wiele wyjaśnić między wam. Być może miałaś powód aby bać się o waszą przyszłosć właśnie dlatego że było między wami tabu. Nikt nie powinien ciebie tutaj oceniać, ale napisałaś aby uzyskać opinie.

Mam wrażenie że brak między wami i szczerości i rozmów sprawiło że po prostu uciekłaś od niego bo nie widziałas przyszłości z nim. I generalnie to nie dziwi jeżeli nie ma między ludźmi porozumienia, pewne ważne i wrażliwe rzeczy sie w ziązku pomija to kiedyś i tak to wróci, bo ile można się tak "dusić".

Cudów nie ma, jeżeli chcesz pomóc swojej psychice to musisz nad nią popracować. Ja uważam że potrzebujesz terapii. Więc możesz albo pójść prywatnie albo poczekac i zapisać się na NFZ. Pzdr.

Chyba coś w tym jest, bo też do takich wniosków doszłam już po rozstaniu, że zabrakło od samego początku tego związku szczerości, dojrzałości i częstych rozmów na takie trudne tematy. Jak poruszałam z nim ten temat to była szybka odpowiedź, a ja dalej biłam się z myślami, z lękiem, wątpliwościami. Widziałam, że temat jego choroby jest dla niego przykry i bolesny i jakoś uciekaliśmy wspólnie od tego tematu, jak był poruszany to nie uzyskiwałam takiej odpowiedzi, która by mnie uspokoiła czy już wyczerpała ten temat. Zawsze miałam mnóstwo pytań, ale nie chciałam ciągle o tym z nim rozmawiać, bo dziwnie się czułam o takich sprawach ciągle gadać, zwłaszcza, że to było coś osobistego. A jak już mnie to przerosło to tak jak napisałaś uciekałam. A teraz mam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia i uważam się za najgorszą osobę na świecie. 

Tak jak ktoś tu napisał, że kojarzy się ten związek z respiratorem - przyznaję mi samej tak się kojarzy. Sama mam wrażenie, że przy nim to chociaż żyłam, akceptowałam się, bo on mnie ciągle komplementował, dodawał motywacji, wsparcia, dzięki niemu nabrałam pewności siebie, ale jak tylko doszło do tego rozstania i minęło trochę czasu to ta jego praca nade mną znikła, przestałam się lubić taką jaką jestem, moja pewność spadła do minimum, zaczęłam się nienawidzić, że zostawiłam człowieka, który mnie kochał i którego ja też kochałam i nadal kocham. Ale lęk okazał się silniejszy od mojej miłości - nikt tego nie zrozumie, kto nie był w takiej samej lub podobnej sytuacji. I chyba właśnie teraz mam depresję, ponieważ w ogóle nie chce mi się żyć, prawie w ogóle nie wstaję z łóżka, albo śpię po 10-12 godzin. Boję się, że ja pójdę do psychiatry to zaraz ludzie powiedzą, że jestem chora psychicznie, że może dlatego nie udało mi się z tym chłopakiem, że nie potrafiłam pokonać tego lęku, który we mnie siedział w związku z jego chorobą, że to wszystko moja wina. A teraz uważam się za okropnego człowieka. Mam wrażenie, że ja nie umiem bez niego żyć, że teraz moje życie nie ma sensu. On mi dodawał takich skrzydeł do życia. I tak jak napisałaś Javiolla może on był moim takim terapeutą, ale też chłopakiem i kochankiem. 

Piszesz Javiolla, że jak jestem silna to znasz jakieś metody, chyba nie jestem na tyle, żeby sama nad sobą pracować bez pomocy  drugiej osoby, ale możesz podzielić się tymi metodami, może coś uda mi się zastosować.

Odnośnik do komentarza

Wera, Ty bylas od niego uazalezniona. I wszystko co piszesz teraz o nim opisujesz z perspektywy straty-  straty, oparcia, ciekawszego zycia, znajomych i mezczyzny. To jest strata.

 

Z tego co piszesz nie wszystko bylo ok. I moze nie choroba byla problemem , ale to ze nie mozna bylo o niej swobodnie rozmawiac. Musisz budowac siebie.

 

Nie liczyc juz ze podlaczysz sie do jakiegos mezczyzny po oparcie - to juz minelo.

Bardzo boisz sie krytyki i odrzucenia.. "tak na zas"..ale zauwaz ze nikt tu tego nie uczynil w Twoja strone. 

 

Podjelas odwazna decyzje, zrezygnowalas ze zwiazku bo czulas ze mimo ze facet wiele Ci uzupelnia, to nie wszystko jest takie ok. Napewno bylas swiadoma konsekwencji i tego z czym bedziesz sie mierzyc.

Byc moze Wera to byla decyzja o wlasnej niezaleznosci bez wzglefu na wszystko.

Zwiazki nie powinny opierac sie na symbiotycznych ukladach. Facet ma nowa- szczesc im Boze.

Ty zaczynasz nowe zycie, bez protez i respiratorow. Oddychaj ?

Odnośnik do komentarza
22 minuty temu, Gość Agu napisał:

Wera, Ty bylas od niego uazalezniona. I wszystko co piszesz teraz o nim opisujesz z perspektywy straty-  straty, oparcia, ciekawszego zycia, znajomych i mezczyzny. To jest strata.

 

Z tego co piszesz nie wszystko bylo ok. I moze nie choroba byla problemem , ale to ze nie mozna bylo o niej swobodnie rozmawiac. Musisz budowac siebie.

 

Nie liczyc juz ze podlaczysz sie do jakiegos mezczyzny po oparcie - to juz minelo.

Bardzo boisz sie krytyki i odrzucenia.. "tak na zas"..ale zauwaz ze nikt tu tego nie uczynil w Twoja strone. 

 

Podjelas odwazna decyzje, zrezygnowalas ze zwiazku bo czulas ze mimo ze facet wiele Ci uzupelnia, to nie wszystko jest takie ok. Napewno bylas swiadoma konsekwencji i tego z czym bedziesz sie mierzyc.

Byc moze Wera to byla decyzja o wlasnej niezaleznosci bez wzglefu na wszystko.

Zwiazki nie powinny opierac sie na symbiotycznych ukladach. Facet ma nowa- szczesc im Boze.

Ty zaczynasz nowe zycie, bez protez i respiratorow. Oddychaj ?

Jego choroba była od samego początku problemem, ale w momencie kiedy byłam w nim bardzo zauroczona to jej jakby nie widziałam, dopiero wtedy jak zauroczenie minęło i zaczęło się prawdziwe uczucie, wspólne plany, myśli o zaręczynach, założeniu rodziny itp. to dopiero wtedy zaczęłam bardziej poruszać temat jego choroby, bo chciałam wiedzieć o niej jak najwięcej. Niestety, on nie rozumiał mnie pod tym względem, był zdenerwowany jak ciągle poruszałam ten temat i w kółko pytałam o to samo, ale ja chciałam jak najwięcej o niej się dowiedzieć, być pewna w niektórych kwestiach i jak to się mówi spać spokojnie. Może przesadzałam z ciągłym pytaniem o to samo, ale ja tej jego choroby nie znałam, poznawałam ją razem z nim, a on żył z nią od dzieciństwa. Tak naprawdę dowiedziałam się o jego dolegliwości po kilku miesiącach znajomości, kiedy już byliśmy w sobie bardzo zakochani i kiedy człowiek widzi drugiego człowieka przez tzw. różowe okulary. Ale wtedy nie myślałam poważnie o rodzinie, małżeństwie, bo za krótko go znałam, dopiero jak te zauroczenie minęło to myślałam racjonalnie co dalej. 

Bałam się tej jego choroby, ponieważ nic o niej nie wiedziałam, a czułam się jakbym była sama z tym tematem, sama z tymi moimi lękami. Od samego początku nie rozmawialiśmy swobodnie odnośnie jego choroby, przez co ten temat był dla mnie w ogóle nie znany i dla obu stron bardzo trudny do poruszania. Nie chciałam mu sprawiać przykrości pytając się go co mu dolega, skoro sam o tym nie mówił. I faktycznie zabrakło obustronnych szczerych rozmów od samego początku i chyba też dojrzałości. 

Bardzo źle się czuję, że go zostawiłam, bo dopiero później zrozumiałam kogo ja tracę, że on jest bardzo wartościowym i wspaniałym facetem, o którym może pomarzyć każda kobieta i naprawdę takiego ze świecą szukać. Dlatego nie umiem z tym się pogodzić, że lęk przerósł moją miłość do niego. Nie było mi łatwo z nim się rozstawać, bo serce mi bardzo krwawiło i nadal ciągle krwawi, stąd mój taki stan a nie inny. Ale bardzo, ale to bardzo dziękuję Wam za takie dobre słowa otuchy, bardzo tego potrzebowałam i nadal potrzebuję, bo niestety, ale nikt mi tego wcześniej nie dawał (po rozstaniu) i dlatego zaczęłam w siebie nie wierzyć, nie lubić za to, że zostawiłam dobrego człowieka. Nie rozumieć dlaczego tak postąpiłam itp. Ale obiektywne spojrzenie na sytuację dużo może pomóc.

Co miałaś na myśli pisząc, że związki nie powinny opierać się na symbiotycznych układach, możesz mi to wyjaśnić, bo nie rozumiem co tu miałaś na myśli?

Odnośnik do komentarza

Wera, nie wiem, ale moze to nie lek przezwyciezyl to milisc, a rozsadek.

 

Z symbiotyczna relacja mialam dokladnie to samo na mysli co napisala Ci Javiola, ze on byl dla Ciebie jak respirator. Byl Twoim oddechem.

Mialas prawo go zostawic jesli czulas obawy. Nie zmienia ze mogl byc dobrym czlowiekiem.

Ludzie sa dobrzy, niewinni i sie rostaja. Nie chodzi o to by byc dobrym tylko zeby do siebie pasowac.

Odnośnik do komentarza
9 minut temu, Gość Agu napisał:

Wera, nie wiem, ale moze to nie lek przezwyciezyl to milisc, a rozsadek.

 

Z symbiotyczna relacja mialam dokladnie to samo na mysli co napisala Ci Javiola, ze on byl dla Ciebie jak respirator. Byl Twoim oddechem.

Mialas prawo go zostawic jesli czulas obawy. Nie zmienia ze mogl byc dobrym czlowiekiem.

Ludzie sa dobrzy, niewinni i sie rostaja. Nie chodzi o to by byc dobrym tylko zeby do siebie pasowac.

Chyba masz rację, dziękuję za Twoją opinię.

Odnośnik do komentarza
14 minut temu, Gość Agu napisał:

Wera, nie wiem, ale moze to nie lek przezwyciezyl to milisc, a rozsadek.

 

Z symbiotyczna relacja mialam dokladnie to samo na mysli co napisala Ci Javiola, ze on byl dla Ciebie jak respirator. Byl Twoim oddechem.

Mialas prawo go zostawic jesli czulas obawy. Nie zmienia ze mogl byc dobrym czlowiekiem.

Ludzie sa dobrzy, niewinni i sie rostaja. Nie chodzi o to by byc dobrym tylko zeby do siebie pasowac.

Ale pod jakimś względem do siebie pasowaliśmy, bo inaczej byśmy się nie dogadywali i nie byli ze sobą tyle czasu. Tylko było coś co nie potrafiłam w sobie pokonać - tych lęków, obaw, wątpliwości i dużo popełniliśmy w tym związku błędów, zarówno ja, jak i on. Ale chyba masz rację, że może rozsądek wziął górę, a serce teraz cierpi. Tylko jak ja mam z tego się wyleczyć? I kiedy to minie?

Mam bardzo zaniżoną samoocenę, będąc z nim faktycznie miałam czym oddychać, bo to dzięki niemu oddychałam, żyłam, nauczyłam się samą siebie kochać, a teraz tego mi brakuje. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mam tak zaniżony nastrój, że tak jak pisałam nie chce mi się żyć, bardzo długo śpię i się nie wysypiam - nie wiem co mi jest. Tak bardzo chciałabym, żeby to minęło i żebym w końcu była zadowolona z życia. Dziękuję Wam za te obiektywne opinie, to pokazuje mi trochę inne światło na tę całą sytuację. Tak niewiele, a tak dużo może zdziałać. 

Odnośnik do komentarza
Gość Loraine
9 minut temu, Gość Wercia napisał:

będąc z nim faktycznie miałam czym oddychać, bo to dzięki niemu oddychałam, żyłam, nauczyłam się samą siebie kochać, a teraz tego mi brakuje.

Wera, oddychasz tylko dzięki sobie, uczysz się tylko dzięki sobie, nie nauczyłas się kochać samej siebie ale on ci pokazał że miłość istnieje. Brakuje ci tego bo musisz w sobie wypracować poczucie wartości, siłę i świadomość siebie. Ładnie brzmi ale te rzeczy musisz wypracować na terapii. Pzdr.

Odnośnik do komentarza
13 godzin temu, Gość Loraine napisał:

Wera, oddychasz tylko dzięki sobie, uczysz się tylko dzięki sobie, nie nauczyłas się kochać samej siebie ale on ci pokazał że miłość istnieje. Brakuje ci tego bo musisz w sobie wypracować poczucie wartości, siłę i świadomość siebie. Ładnie brzmi ale te rzeczy musisz wypracować na terapii. Pzdr.

Może i tak, ale teraz ja naprawdę nie potrafię bez niego żyć. Czuję się nic nie warta, nie mam chęci do życia, tak bardzo mi go brakuje i nie wiem jak mam z tego się podnieść, ciągle się obwiniam, że go zostawiłam i nie umiem z tym się pogodzić. Mam wrażenie, że bez niego ja po prostu nie umiem funkcjonować. I nie rozumiem tego mojego stanu. Już tyle czasu to u mnie trwa, a ja nadal mam taki stan jaki miałam. Wiem, że muszę skorzystać z pomocy specjalisty, bo sama sobie nie poradzę. Bardzo Wam dziękuję za wsparcie i rady, to dużo mi daje, bo już myślę o pomocy specjalisty, szukaniu jakiejkolwiek pomocy. 

Odnośnik do komentarza
Gość Loraine
7 minut temu, Gość Wercia napisał:

Może i tak, ale teraz ja naprawdę nie potrafię bez niego żyć. Czuję się nic nie warta, nie mam chęci do życia, tak bardzo mi go brakuje i nie wiem jak mam z tego się podnieść, ciągle się obwiniam, że go zostawiłam i nie umiem z tym się pogodzić. Mam wrażenie, że bez niego ja po prostu nie umiem funkcjonować. I nie rozumiem tego mojego stanu. Już tyle czasu to u mnie trwa, a ja nadal mam taki stan jaki miałam. Wiem, że muszę skorzystać z pomocy specjalisty, bo sama sobie nie poradzę. Bardzo Wam dziękuję za wsparcie i rady, to dużo mi daje, bo już myślę o pomocy specjalisty, szukaniu jakiejkolwiek pomocy. 

Znajdź odpowiedniego specjalistę, psychoterapeutę, skorzystaj z terapii i daj nam znać jak sobie radzisz ;) Dużo zdrowia i siły. Pzdr.

Odnośnik do komentarza
14 godzin temu, Gość Wercia napisał:

 Ale chyba masz rację, że może rozsądek wziął górę, a serce teraz cierpi. Tylko jak ja mam z tego się wyleczyć? I kiedy to minie?

 

Juz to kiedys pisalam.Najrudniejszy jest pokonac odcinek miedzy glowa a sercem.Milosc to i serce i rozum idace z soba w parze, laczenie ich w relacjach i w zyciu.

Czym jest milisc? Glaskanie kogos?, czy postawienie  stanowczo granic, gdy ewidentnie tego potrzeba?Gdybys ten rozsadek wyparla to nie bylo bydobrze-  bo niemamy nastu lat by moc sobie pozwalac tylko na infantylna uczuciowosc z poziomu serca.

Czuje ze podjelas madra decyzje, ktora zwyczajnue jest Ci trudno  dzwigac..

 

Slysze  wyrzuty sumienia za pozornie zle podjeta decyzje , a  to ze ktos jest chory nie znaczy ze nie mozna niczego wymagac i najwazniejsze u Ciebie to mierzenie sie zwlasnymi slabosciami  , ktore wczesniej czynil niewidocznymi  partner.. a ktore tak naprawde i tak istnialy.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...