Skocz do zawartości
Forum

co się ze mną stało


Gość przygnebiona123

Rekomendowane odpowiedzi

Gość przygnebiona123

Witam
Postanowiłam, że opiszę tu swój problem, bo być może znajdzie się ktoś kto byl w podobnej sytuacji do mojej, ma już to za sobą i pomoże mi wrócić na właściwe tory.
Mam 24 lata. W wieku 19 lat przeprowadziłam się z małej miejscowości do Warszawy w poszukiwaniu pracy i szkoły. Pracę znalazłam na studia nie poszłam, bo nie wiedziałam jaki kierunek obrać. Mimo wszystko cieszyłam się z tego co miałam. Po roku zaczęłam spotykać się z chłopakiem, chciałam stworzyć związek stabilny i szczery. Wojtek zakochał się a ja nie potrafiłam zdefiniować swoich uczuć. Kiedy wszystko sie układało myślałam, że bedę mogła powiedziec mu, że go kocham. Bałam się, że kiedy wyznam mu miłość to dojdzie między nami do nieporozumień ( oboje jesteśmy wybuchowi i często dochodziło do burzliwych awantur) i znowu bedę mieć wątpliwości. Mówi, się że kobiety często zmieniaja zdanie albo ze nie wiedzą czego chca. Ja niestety jestem właśnie tą 100%-tową kobietą i to nie tyczy się jedynie mojego związku a wszystkich aspektów mojego życia. Zdaje sobie sprawę, że moje dzieciństwo i sytuacja w domu rodzinnym mocno odbiły sie na mnie. Ojciec alkoholik, ciągłe krzyki i awantury, mama która sama dba o wszystko. Mijał rok dwa a ja nadal nie potrafiłam sie określić, rozmawialismy na ten temat i oboje mieliśmy dosyć, w emocjach kiedy puszczały mi nerwy groziłam, że musimy się rozstać ale mimo wszystko kontynuowaliśmy znajomość. Kosztowało nas to dużo energii ale chcieliśmy być razem. Mój chłopak jest na pozór osobą pogodną, lubi się wygłupiać i zewnątrz może wyglądać na beztroskiego. Kiedy poznaliśmy się bliżej okazało sie, że jest inny niż to wygląda na zewnątrz. Dużo narzekał na pracę, na to, że nie tak wyobrażał siebie w swoim wieku ( jest 4 lata starszy ode mnie), że nie ma kasy, że nic nie osiągnął etc. Tłumaczyłam mu żeby się nie załamywał i żeby zaczął doceniać to co ma, że oboje w życiu nie mieliśmy łatwo. Po trzech latach zaczęło sie sypać, on zaczął czytać książki, żeby popracować nad zmianami w swoim życiu, wspierałam go w tym. W tym czasie zrozumiałam że go KOCHAM. Niestety nie poświęcaliśmy sobie już tyle czasu i dawałam mu delikatnie do zrozumienia, że jest to kosztem mnie i że chciałabym żeby mnie nie zaniedbywał bo tak się czułam. Spotykaliśmy się rzadziej. W między czasie zmieniałam mieszkanie, były rozmowy żebyśmy zamieszkali razem i na poczatku mialo tak być, ale pozniej to on zmienił zdanie i powiedział, że nie jest na to gotowy bo kiedy on mi to proponował ja nie chciałam. Podczas naszego związku ja też się bardzo zmieniłam z radosnej dziewczyny zamieniłam sie w ponurą osobę przynajmniej tak się czuję. Do tego Wojtek chce się rozstać bo nie widzi dalszego sensu związku. Jest mi z tym cholernie ciężko bo nie mogę sie z tym pogodzić. Nie potrafie opanować łez w domu, nawet w pracy zdarza mi się płakać. Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez niego. Wiem, że wina leży głownie po mojej stronie i tak dostałam od niego dużo czasu na to żeby się zakochać. Niestety kiedy to się stało mój czas w jego oczach minął. To straszne :( Nie wiem jak mam się z tym pogodzić i pozwolić mu odejść by mogł ktoś spełnić jego oczekiwania i dać mu szczęście, którego ja mu nie dałam. Pewnie dla wszystkich sprawa jest prosta, ze jestem sama sobie winna, ale ja naprawde chciałam dla nas dobrze. Chciałam byśmy byli szczesliwi, teraz został tylko ból, który paraliżuje mnie cała i nie pozwala patrzeć w przyszłość. Jak żyć ?
Przepraszam, że nie ujęłam tego zgrabnie ale targają mną uczucia i emocjie i ciężko ten cały czas, który minął ująć w kilku zdaniach.

Odnośnik do komentarza

Nie da się spełniać wszystkich oczekiwań partnera...Myślę, że tu zadziałała zasada,mówiąca o staraniu się o partnera dopóki nie jesteśmy pewni jego uczuć...,on wie ,że w końcu go pokochałaś ,tym samym adrenalina spadła i wkradła się obojętność.
Nie wiń siebie, jesteś jaka jesteś, widocznie to nie było prawdziwe uczucie z jego strony, pozostaje się pogodzić z faktem...

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Nie jest konieczne spełnianie wszystkich oczekiwań partnera...Myślę, że tu zadziałała zasada, mówiąca o staraniu się o partnera póki mamy na to siłę...on spalił najlepsze lata swojego życia na zadowalania Ciebie, zdał sobie sprawę, że najwyższy czas aby ktoś w końcu o niego się zatroszczył więc postanowił się zatroszczyć o siebie.
Trudno winić tu kogoś innego, widocznie nie kochałaś go szczerze zadziałała tutaj zasada niedostępności...i dopiero kiedy on zaczął się odsuwać zaczęłaś sobie wmawiać, że jednak go potrzebujesz.

Odnośnik do komentarza

Podejrzewam, że przyczyna kryzysu w Waszym związku nie dotyczy tylko Ciebie, ale leży gdzieś głębiej. Możliwe, że chłopak zraził się, że tak długo "się zakochiwałaś" w nim? Może uczucie się w nim wypaliło? Może dostrzega Twoje przygnębienie i dlatego się wycofał? Warto ze sobą porozmawiać na temat tego, czego brakuje Wam wzajemnie w relacji, co chcielibyście zmienić. Wierzę, że można wszystko jeszcze poprawić. Powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Między wami nie było przyjaźni tylko wyładowywanie agresji. Zastanów się nad tym. Do obcej osoby która rozmawia z tobą kilka minut na ulicy nie odnosiłabyś się tak, jak do niego. Podstawowa zasada - żadnej przemocy słownej, jakbyś była na wycieczce z grupą ludzi i normalnie masz się zachowywać. Przemoc wskazuje na to, że źle się z tym czujesz, coś ci nie pasuje, albo odreagowujesz na niewinnych osobach złość za to co ci zrobił ktoś inny. Tobie jest potrzebne spędzić dłuższy czas w grupie ludzi zupełnie spokojnych, żebyś się przyzwyczaiła do normalnego życia.

Odnośnik do komentarza
Gość przygnębiona123

To nie było tak, że to ja wszczynałam awantury, na początku znajomości Wojtek był strasznie o mnie zazdrosny. Wystarczyla plotka, że "mamy się ku sobie " z kolegą z pracy, a ja miałam przez to awantury i krzyki przy ludziach. Podczas imrezy firmowej przy ludziach robił mi sceny. Ja stałam i płakałam a on sie wydzierał. Za to, że podeszliśmy razem do tego wspomnianego juz kolegi, po chwili rozmowy Wojtek bez słowa odszedł i miał mi za złe że za nim nie poszłam. Zdarzały się wyzwiska nawet na ulicy. Później przepraszał. Rozmawiałam z nim, że nie bedę z nim jak sie nie potrafi opanować i nie godzę się na takie traktowanie. Po czasie zauważyłam, że przestał być porywczy, widziałam, że naprawde się zmienił i i to zrozumiał. Uwierz mi, że nigdy nawet w najgorszej kłótni go nie wyzwałam ani nie obraziłam.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...