Skocz do zawartości
Forum

Mężczyzna mnie oszukał. On próbuję, a ja walczę o przetrwanie


Rekomendowane odpowiedzi

Hey! Przeczytałam na tym forum historię Toma, którego żona zdradziła emocjonalnie i miotał się opisując tutaj wszystko przez około dwa lata. Pewnie więcej osób czytało. I postanowiłam napisać.
Byłam w bardzo szczęśliwym związku. Kiedy go poznałam świat przewrócił mi się do góry nogami. Zakochałam się jak nastolatka. Ponieważ poznaliśmy się podróżując, nie liczyłam na związek, postanowiłam, że spróbuję po prostu cieszyć się chwilą. I tak też było. Spędziliśmy ze sobą piękne pięć tygodni. Chociaż patrząc na to z perspektywy czasu widzę, że spędzaliśmy czas razem bardziej z mojej inicjatywy, niż z jego. Potem wyjechał. Ja też wyjechałam. Byliśmy w nieustannym niemal kontakcie. Odwiedziłam go, znów było bardzo przyjemnie. Zapytałam go wtedy co to jest co dzieje się między nami. Powiedział, że nie chce deklaracji, że nie chce wiązać się z kimś na odległość. Miało to sens. A jednak nadal pisał do mnie. Po moich odwiedzinach, pisał nawet znacznie więcej i to on inicjował rozmowę. Żeby było jasne- rozmawialiśmy nie od czasu do czasu, ale całymi dniami. Wiedzieliśmy o każdym niemal swoim ruchu. Jak się potem okazało... nie o każdym. Przez cały czas, od samego początku miałam strach, że on mnie zdradza. Że mu na mnie nie zależy, że jedynie lubi spędzać ze mną czas, kiedy "mu się nudzi". Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie, zawsze zapewniał mnie, że mimo, że nie chce nazwywać tego miłością, bo nie zna mnie na tyle, to że nie ma innych kobiet i zależy mu na mnie. Po 6 miesiącach i kilku odwiedzinach jego u mnie i moich u niego, znalazłam pracę znacznie bliżej niego. Nie miałam i tak pomysłu co robić z moim życiem, więc się przeprowadziłam. Po jakimś czasie wyznał mi miłość. Spędzaliśmy ze sobą każdą możliwą chwilę, wspólne podróże, wspólne problemy, wspólne życie. Potem znów rozstanie, ale tym razem już bardzo głęboki i kochający kontakt i jak najczęstsze wizyty. Kolejne lato, które spędzaliśmy razem było najpiękniejszym chyba okresem w moim dorosłym życiu (nie mam 50 lat, ale nie mam też lat 18, to też chciałabym podkreślić, bo wiem, że tak to może brzmieć czasem). Dbał o mnie jak nikt nigdy wcześniej.
No i stało się. Dowiedziałam się, że na początku naszej znajomości moje wątpliwości i wieczne podejrzenia były jednak zasadne... Jak nożem w serce. Przyznał się do jednej kobiety, o którą pytałam go setki razy, bo coś podpowiadało mi, że tam musiało coś być... No i było. Żal, płacz, pretensje, chęć rozstania. Walczył o mnie bardzo dzielnie. Robił wszystko co mógł. Mimo, że ja odwzajemniałam się wieloma obelgami i awanturami. Ja prosiłam go tylko o szczerość. Prosiłam, żeby wykorzystał sytuację, w której jesteśmy i powiedział mi wreszcie całą prawdę. Zarzekał się, że to już wszystko, że była tylko ta jedna. Na bardzo początkowym etapie, gdy się poznaliśmy. W końcu postanowił, że zostawi mnie na chwilę samą i że nie będzie mnie tak męczył. Płakaliśmy oboje. Wielokrotnie. Postanowiłam spróbować. Po kilku dniach okazało się, że oczywiście ta jedna jedyna, jedyną nie była i że niby wszystkie były na początku, kiedy nie byliśmy oficjalnie razem, ale było ich kilka. I nadal mnie okłamywał. Sytuacja powtórzyła się jeszcze raz- przyrzekał, że to już wszystko, a potem jednak wyciągałam mu z gardła więcej. On uważa, że ja obwiniam go o zdradę, kiedy on nie był jeszcze we mnie zakochany i nie czuł się "w związku". A dla mnie, po tych wszystkich kłamstwach, zupełnie nie o to chodzi. Chodzi tylko o zaufanie. Straciłam najlepszego przyjaciela. Jak mogę wierzyć w jakiekolwiek jego słowo, jeśli płacząc jak dziecko i prosząc go o prawdę dostawałam kolejne mrzonki.
Dużo się po tym wszystkim działo. Aktualnie próbujemy niby sklejać naszą miłość. Ja staram się walczyć z zazdrością i zaufać, a on stara się przebaczać kolejne awantury (które są nie do opisania...). Oboje czujemy się skrzywdzeni. Oboje się bardzo kochamy. Ale nie wiem czy mamy jeszcze jakiekolwiek szanse... Za wszelkie opinię będę wdzięczna. Opisałam to pewnie dość mocno chaotycznie, więc w razie wątpliwości, chętnie dopowiem resztę.
Dziękuję i pozdrawiam. K.

Odnośnik do komentarza

I po co ci ta cała prawda? Po co awantury i "wyrywanie z gardła" tej całej prawdy?
Byliście w pięknym związku, który ty, systematycznie niszczysz.
W imię prawdy? Jakiej?
Oboje byliście wolni, on miał swoich znajomych, ty swoich.
On ci nic nie deklarował, do niczego się nie zobowiązywał.
Miał trwać w dziewictwie do czasu spotkania z tobą?

Czym innym jest teraźniejszość. Teraz jesteście razem i teraz on powinien być lojalny. I chyba jest, ale łatwo możesz pchnąć go w ramiona innej. Może sobie powiedzieć, że i tak ciągle mnie oskarża o zdradę, to przynajmniej będę wiedział, że mam za co obrywać.
A może pomyśli, po co mi związek z kobietą, która urządza ciągłe awantury?
Więcej tolerancji, nie niszcz tego związku.

Odnośnik do komentarza
Gość do autorki

Dlaczego właściwie od początku znajomości podejrzewałaś pana o zdradę?
Nie wiem,był/ jest bawidamkiem który nie gardził kobiecymi względami?Czy Ty jesteś z gruntu podejrzliwa?

Druga kwestia,to Twoje zachowanie.Wygląda na to, że,jesteś niestabilna emocjonalnie jeśli robisz facetowi takie dzikie awantury.Może potrzebna jest Ci pomoc psychologa?

Odnośnik do komentarza

~onkaY
Właśnie o to chodzi, że ponieważ okłamywał mnie tak wiele razy, to ja nie wiem, czy to wszystko odbywało się tylko na początku naszej znajomości. Wcześniej starałam się przyjmować jego słowa i kiedy mówił "nie zrobiłem" tego czy tamtego i przekonywał mnie o swoich szczerych zamiarach, to starałam się sama sobie przetłumaczyć, że z założenia powinnam mu wierzyć i było ok. Ale teraz już nie wiem. Wiele razy żyjemy na odległość, wiąże się to z naszym trybem życia, więc ciężko to zmienić. I kiedy nie widzimy się np miesiąc, to ja nie jestem w stanie stwierdzić co on robi. A po tych kłamstwach każdy detal podpowiada mi, że pewnie znów to samo...

unna-1
Zdaję sobie sprawę, że sama go do tego popycham awanturując się. Ciężko mi się jednak pogodzić z tym, że przez tak wiele miesięcy okłamywał mnie. Może i nie deklarował miłości, ale deklarował szczerość i wierność od początku. Mnie też pytał wielokrotnie, kiedy gdzieś wychodziłam, czy wyjeżdżałam ze znajomymi, czy byłam mu wierna. Różnica polega na tym, że kiedy ja mówiłam "oczywiście, że byłam wierna" to była to prawda.

~do autorki
Mój poprzedni długotrwały związek opierał się na zdradzie... Wiem jak to brzmi... Zostałam zdradzona wielokrotnie.
Ten facet, z którym teraz jestem, a może raczej byłam jest bardzo otwarty na kobiety. Był z ogromną ilością kobiet, wydawać by się mogło niemożliwą wręcz patrząc na jego wiek. Wiem też, że zdarzyło mu się zdradzić swoją byłą, z którą spotykał się ponad dwa lata. Zawsze twierdził, że ze mną jest inaczej, że mnie by tego nie zrobił, bo mnie kocha inną miłością, a ja zawsze starałam się w to wierzyć. Chciałam w to wierzyć. Po tych wszystkich kłamstwach to już nie jest takie proste. Każdy jego żart o tym, że świetnie się bawił z tą czy tamtą jest dla mnie teraz jak cios. Mam ochotę się rozpłakać.

Z jednej strony przyjmuję opinię ludzi, którzy piszą/mówią, że to było na początku i że nieważne. I mimo, że to że sypiał z innymi boli, to znacznie bardziej boli, że nawet kiedy już widział mój ból, nie był w stanie otworzyć się i być ze mną choć raz szczery. Nic już nie wiem. Kocham go, szkoda mi tego co mieliśmy, ale nie wiem czy kiedyś jeszcze może być tak samo. Dziękuję Wam bardzo za odpowiedzi!

Odnośnik do komentarza

~onkaY
Nie nazwałabym tego dojrzałością. Wolnością może i owszem.
Wiem, że wpakowałam się w to na własne życzenie. Wiem i wielokrotnie myślałam o tym, że to był po prostu od samego początku błąd. Ale z czasem widziałam jego zaangażowanie, jego cierpliwość, dobroć. Dbał o mnie, jak nikt wcześniej. Może przez to łudziłam się i dalej łudzę, że jednak było to i dla niego coś wyjątkowego. On nadal chce próbować, chociaż sam przyznaje, że wiele się zmieniło i jego uczucia nie są już tak silne. Jest to poniekąd zrozumiałe, bo po tylu nieprzyjemnych słowach, które padły ciężko patrzeć na kogoś z taką samą miłością. Oboje liczyliśmy na to, że będziemy mogli zbudować związek na lata. Rozmawialiśmy o dzieciach w najbliższej przyszłości. Może dlatego tak ciężko się teraz poddać. Z jednej strony wiem, że pewnie dla mojego zdrowia psychicznego byłoby lepiej odpuścić, z drugiej strony nadal czuję do niego tak wielką miłość, że zaczynam płakać na samą myśl, że miałoby go zabraknąć w moim życiu... Ponownie- nic już nie wiem.

Odnośnik do komentarza
Gość do autorki

Myślę,że,to psychopata który karmi się Twoim nieszczęsciem.
Co to za facet ,ktòry chwali się swoimi podbojami?!
Może te wszystkie kobiety, uciekały gdzie pieprz rośnie gdy zobaczyły z kim mają do czynienia.A może każdą tak powoli wykończył psychicznie jak Ciebie?

Nie powiem Ci co masz robić, ale będąc na Twoim miejscu,nie dałabym temu facetowi żadnych szans.Nigdy.

Odnośnik do komentarza

Jeszcze można zaakceptować go takiego, jakim jest i cieszyć się chwilą szczęścia.
Nie zastanawiać się, co jutro, żyjemy dziś i dziś cieszymy się z życia.
Jak często zadręczmy się czymś, co nie miało miejsca, a przyszłość nas zaskakuje., bo inaczej się toczy, niż zakładaliśmy.
Zazdrość, to niszczące uczucie.
A może jemu znudziło się skakanie z kwiatka na kwiatek i zapragnął stabilności i rodziny?

Odnośnik do komentarza

To ciekawe jak zmieniają się opinię ludzi tutaj. Od niemal ataku w moim kierunku, po mega atak w kierunku faceta. Prawie jak w mojej głowie! ;) Raz mam wyrzuty sumienia, że go kontroluję i atakuję, a potem myślę, że to ja jestem "ta głupia".

~do autorki
Nie sądzę, że jest psychopatą. Nie chce tak o nim myśleć, bo dostałam od niego też wiele dobra i miłości. I też nie miał ze mną łatwo, więc chyba nie chciałoby mu się bawić w to tak zupełnie bez uczuć. Pewnie też ma problem ze sobą, który dla niego nie jest problemem, ale sposobem na życie. Kobiety nie musiały uciekać, bo to on odchodził. Ode mnie też pewnie by odszedł, zanim się w to wpakowaliśmy, ale to ja chciałam w to brnąć, bo się zaangażowałam. Potem on też się zaangażował. Czy tak samo jak ja... tego nie wiem.

unna-1
Właśnie to staram się teraz robić. Z różnym skutkiem niestety... ale lubię spędzać z nim czas, więc nawet jeśli w końcu sobie to odpuścimy, to teraz nie pozostaje nic innego jak cieszyć się tym co jest, może ostatni raz.
I tak, ja jestem świetnym przykładem zadręczania się bez powodu... bardzo to złe dla psychiki, nie polecam!
Być może zapragnął stabilności. Znam ludzi (nie tylko mężczyzn), którzy też prowadzili bardzo otwarty tryb życia, a potem pokochali kogoś i są wspaniałymi partnerami. Nie próbuję nikogo teraz usprawiedliwiać, bo nie wiem czy jestem w stanie i czy chcę dać mu kolejną szansę i próbować z nim coś budować. Ale pewne jest to, że nie wszyscy są tacy sami i to, że ludzie traktują innych źle też wynika z jakichś problemów, czy przeszłości. Czy ktoś może czuć się dobrze, kiedy wie, że krzywdzi innych? Szczególnie, kiedy pomijając kwestię kobiet, jest niesamowicie dobrym i czułym na problemy innych człowiekiem? Oczywiście, że jeśli on nie chce się zmienić, to ja go do tego nie zmuszę, bo to kosztuje dużo pracy i wymaga zaangażowania. Mówię tylko, że ludzie nie są źli, bo są.

Kolejny raz dzięki wielkie za wszelkie odp i opinie! Pozdrawiam ciepło!

Odnośnik do komentarza
Gość do autorki

Miedzy otwartym trybem życia a człowiekiem zdradzającym i kłamiącym jest chyba spora różnica,nie uważasz?
Napisałaś ze zdradził kobietę z którą był w 2- letnim związku.Czy to nic Ci nie dało do myślenia?
Tabuny kobiet notabene o których Ci opowiadał.Pytanie po co?Nie wiem,chciał zrobić przed Tobą wrażenie uwodziciela który jest w stanie posiąść każdą kobietę?

Ps.Nikt Cię tu nie atakował.Nie przesadzaj:)
Prosiłas w razie wątpliwosci o pytania.
W związku z odpowiedziami pojawiły się nowe" teorie".

Odnośnik do komentarza

~do autorki
Używałam słów "niemal atakować" ;) Bezstresowo, chodziło mi jedynie o radykalną zmianę podejścia, ale ok. Nieważne.
Mówiąc o otwartym trybie życia miałam na myśli czas kiedy był sam. Bo jeśli ktoś jest singlem, to jest jego własny wybór co robi i inni powinni to uszanować. To że okłamał swoją byłą i przez przypadek mi o tym powiedział dało mi bardzo dużo do myślenia, tak. Było już jednak nieco za późno, bo był dla mnie już bardzo ważny. Poza tym jego związek z tą kobietą rozpadł się, bo ona zdradziła go i została z tym drugim. Ot taka karma może.
Tak czy inaczej nie chodzi o to dlaczego i jak wpakowałam się w ten związek, bo to już przeszłość i tego nie zmienię i nie będę się katować rozmyślaniem nad podjętymi decyzjami, bo tylko sobie robię krzywdę. Pytanie co teraz. Czy jest szansa na cokolwiek. To on stara się znacznie bardziej niż ja. Twierdzi, że dotarło do niego jak bardzo mnie skrzywdził i że mógłby pozbawić się czegoś na czym najbardziej mu zależy. Czy tak jest, czy to tylko ściema- nie wiem. Nie wiem też czy mam siłę się w to pakować. Chociaż jak to urwać też nie bardzo wiem. Żałosne dla wielu zapewne... dla mnie w sumie też. Pzdr

Odnośnik do komentarza
Gość do autorki

Zgadzam się z tym,że,człowiek samotny może żyć na własnych zasadach ale nie krzydząc innych.W przypadku Twojego partnera miałabym jednak wątpliwości.
Poza tym,nie kazdy samotny facet ma tendencje do skakania z kwiatka na kwiatek.Dla mnie to już byłoby czerwone światło do zbudowania związku.Ale to ja;)
Kochana,nikt Ci nie odpowie na pytanie czy będziesz z tym człowiekiem szczęśliwa,czy ten Pan ma już " ten" etap życia za sobą,czy jest się w stanie ustatkować do końca życia.Jeden Bóg wie.
Jeśli jesteś w stanie zaryzykować -to próbuj.
Powodzenia Ci życzę.Również pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza

~onkaY
~do autorki
Wyjechałam... Zostawiłam go. Płakaliśmy dwa dni. Oboje. Dosłownie dwa dni. Niemal bez przerwy. Mam teraz poczucie winy, że on potrzebował mojej wiary w niego, a ja się jednak poddałam... Powiedziałam mu, żeby przemyślał czego tak naprawdę chce od życia. Czy ważniejsze jest bycie wolnym, czy bycie ze mną. Powiedziałam, że jeśli kiedyś będzie chciał próbować do mnie wrócić, to musi zdobyć się na całkowitą szczerość odnośnie przeszłości, tak żebym ja mogła ten rozdział zamknąć. No i oczywiście powiedziałam, że nadal kocham go nad życie i że zawsze będzie dla mnie ważny i może na mnie liczyć.
Teraz jest bardzo bardzo źle. Czuję się jakbym miała umrzeć. Nie wiem jak poradzę sobie z niepisaniem do niego i nienawiązywaniem kontaktu.
Wiem, że teraz wyjścia są dwa. Albo on odpuści i będę musiała to zaakceptować, albo kiedyś zatęskni i wróci i wtedy może byłoby inaczej, lepiej... Nie potrafię myśleć, że ta pierwsza opcja się wydarzy.
Tak bardzo boli!

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...