Skocz do zawartości
Forum

Ocenianie z góry przez pryzmat kłopotów rodzinnych


Gość ciągle_cieżko

Rekomendowane odpowiedzi

Gość ciągle_cieżko

Witam. Postanowiłam napisac tutaj bo potrzebuję wyrzucic z siebie wszystko. Od dawna nie radzę sobie z problemami. Za dużo tego wszystkiego jak dla mnie, zero wsparcia od strony najbliższych, a raczej na odwrót.
Ostatnio zmieniłam szkołę. Chodziłam do 4 letniego liceum plastycznego, w trzeciej klasie nie wytrzymałam...Zaczęło się od pierwszej klasy, kiedy w ukryciu leciały mi łzy, ze stresu, z bezsilności... Byłam bita przez ojca alkoholika, mama mnie nie wspierała, to ona bardziej uważała że potrzebuje wsparcia, czesto była w szpitalach psychiatrycznych, także przez sytuacje domową, nie dawała rady, więc i ja nie chciałam mówic jej że mi też ciężko. Nie chciałam dodawac jej nerwów...Nauczyciele zauważyli ze w szkole mam słabe stopnie, ze chodzę zmęczona, ze płaczę. Skierowali mnie do pedagog. Jak to pedagog powtórzyła wszystko nauczycielom i miałam jeszcze bardziej pod górkę, zamiast mi pomóc, to plotki krążyły między nauczycielami że dziecko z patologicznej rodziny itp. Nie moja wina że w takiej rodzinie się urodziłam, ja jej nie wybrałam. Nie powinni mnie oceniac z góry, nie wiedząc jaka jestem. Zawsze starałam się byc inna niż moja rodzina, miec głowę na karku. Ile bym się nie starała, zawsze miałam 1 albo 2. Nie raz uczyłam się do 3 w nocy, szłam na sprawdzian i miałam 1, a jak pisałam sprawdzian koleżance to ona miała lepszą ocenę. To samo ze zdjęciami, z fotografii na koniec dostałam 3, chociaż miałam same piątki i ukończony kurs w muzeum gdzie nagrywałam film. Doszło do tego ze w 3 klasie miałam egzamin komisyjny z matematyki, calkiem niesprawiedliwie, bo rozumiem matematykę i lubię ją. Stwierdziłam, ze nie będe się nie wiadomo jak do egzaminu uczyc bo i tak to umiem i zdałam go na 4.
Sprawdziany z całego nauczania zaniosłam do sprawdzenia innemu nauczycielowi, on z kolei zwrócił się z tym do wyższych instytucji, gdyż wszystko było napisane dobrze, a oceny negatywne..
Następny problem to chlopak, z którym byłam 4 lata.
Po 3 latach wyszły przypadkiem liczne zdrady, portale randkowe, sex anonse, spotkania.... To dodało mi jeszcze więcej nerwów. Byłam ciągle wierna, obecna w każdej chwili, złej czy dobrej dla niego, wspieralam go mimo ze sama miałam wiele problemów, zawsze byłam szczera. Mimo wszystko wolał inne... Nie docenił, że miał tak na prawdę wszystko. Szczerze mnie przeprosił, więc wybaczyłam i pozostałam z nim. Myślałam, że wyrośnie z tego, chociaż jest starczy ode mnie o prawie 4 lata, ja obecnie mam 19 i pół. Niby zaprzestał, ale i tak nie jest w porządku wobec mnie. Ostatnio złapałam go na oglądaniu porno, zarzekał się ze nie oglądał, a głupia nie jestem i nikt ze mnie głupiej nie zrobi. Miał też do mnie zadzwonic jak skończy naprawiac auto, ja obiecałam że nie będe przeszkadzac i poszłam na krótki spacer, ale nie zadzwonil, więc poszłam sprawdzic dlaczego (oglądał w tym czasie profile jakichś dziewczyn, mówiąc mi że gadał z ojcem). Najpierw nie chcial wpuścic mnie do mieszkania, a później wszystko szybko wyłączył na komputerze... Już wiedziałam co się święci, więc sprawdziłam historię wyszukiwarki...
To wiadome, ze po tylu zdradach nie jestem w stanie w pełni zaufac, ale kocham go i chciałabym zeby sie dla mnie zmienił, zwłaszcza ze ma swoje lata i dzieckiem już nie jest, po co bawic się w wyszukiwanie dziewczyn na internecie, skoro ma jedną konkretną i wierną, co mu tyle wybaczyła... Zwrócenie mu uwagi kończy się kłótnią, trzaskaniem moimi meblami, które kupiłam za swoje pieniądze... Powiedziałam mu ze złości dzisiaj, ze on od rodziców ma wszystko, motocykl, auto, miał pieniądze na prawko, laptopa, tableta i inne bajery. Ja od moich na przykład nie dostanę, więc chce żeby szanowal to co sobie kupiłam za ciężko uzbierane pieniądze... Usłyszałam od niego "chcesz kogoś gnoic to zgnój siebie". Zabolało mnie to bardzo...
Kolejny problem to moja przyjaciółka. Uważa się ciągle za lepszą, ciągle komentuje swój wygląd, ciągle chce żebym przychodziła do niej jak ma jakiś problem, albo jej coś doradzic... Ok, od tego jestem, zeby pomóc, ale nie chcę tez słyszec docinek z jej strony. Zauważylam też że moim kosztem próbuje się dowartościowac. Gdy przychodzi do mnie, otwiera mi szafę, ogląda moje ciuchy, chce coś kupowac. Owszem jak w szymś nie chodze to mogę jej dac, to nie targ żeby wyceny robic, nie jestem chciwa, ale też do przesady, za każdym razem chciałaby więcej, za dużo wklada w swój wygląd... Gdy ja potrzebuję się jej wygadac to slyszę, że ona nie ma siły na moje problemy...
Moja siostra ma raka, zdiagnozowanego jako nieszkodliwego, co okazało się bzdurą. Ma złośliwego i przerzuty... Prosiła mnie żebym sie zajęła jej córeczką gdyby coś poszlo nie tak... Na narzeczonego nie am co liczyc, rozpił się, odpycha dziecko, liczy się tylko granie na facebooku i mecz w telewizji i piwko w ręce.
Na wakacjach siedziałam na placu zabaw i paliłam papierosa (raz na jakiś czas jak nie wytrzymuję to zapalę), narzeczony siostry siadł koło mnie wyciągnąl kilka piw i mówi "napij się ze mną". Ja pytam gdzie siostra z dzieckiem, on na to ze poszły do domu zabaw (taki budynek z zabawami dla dzieci, zjeżdżalnie, kulki itp). Ja mówię, to czemu nie jest z nimi? Mówię, ze siostra jest chora, ze słaba, żeby dołączył do nich, ze będzie miło i dzieciak się ucieszy i siostrze troche może ulży. Poszłam do domu, wieczorem wpada siostra ze łzami w oczach, krzyczy że narzeczony sie upił, że dusił ją na oczach dziecka, ze wszystko przeze mnie, bo mu an nią nagadałam itp, Ja nic nie nagadałam, chciałam dobrze, a dostalam jeszcze w twarz...
Mówię, to wszystko mnie przerasta, staram sie jak mogę, a obrywam całe życie. Chłopaka też proszę ciągle, zeby czegoś nie robił, to on na mnie naskakuje. Jego ciągle trzeba o coś prosic, nic nie wychodzi z jego inicjatywy, a to dorosły facet i chyba moze sam pomyślec, chyba nie muszę go całe życie prowadzic za rączke i mówic to jest dobre a to jest be.
Zaczynam wątpic w to, ze cokolwiek może byc lepiej.
Ojciec pije, mama histeryzuje. Ostatnio byłam już w takim stanie, ze oczy miałam tak czerwone z płaczu, krwinki popękały, źrenice duże z niewyspania, a mama mnie oskarżyła o branie narkotyków, bo mam dziwne oczy... To jest niedorzeczne, dlaczego mnie nikt nie zapyta czy coś się dzieje, tylko zaraz jestem nazwana dosłownie "cpunką"? Ja nie rozumiem tej ludzkiej znieczulicy...
Przykład: przewrócilam się koło bloku na lodzie i uderzylam głową o oblodzony krawężnik, we włosach miałam krew, zamroczyło mnie, zanim jednak się wywróciłam widziałam swojego sąsiada na spacerze z synkiem, na pewno wszystko widział, a gdy już podnosiłam sie i kręciło mi się w glowie to słyszalam rozmowę jego i sąsiadki, którzy z daleka patrzyli i mówili o tym ze wdałam się w ślady ojca, ze "pijana jak chole*a". Nikt nie podszedl, nie podał ręki, nie zapytał co się stało, czy nie wezwac karetki!! Znieczulica! W dodatku widzę, ze ludzie patrzą w jakiej mieszkam rodzinie, a potem oceniaja mnie z góry, tak samo jak w szkole...
Dlatego tak zaczynam wątpic w ludzi, w szczerośc, wiernośc, w pomoc drugiej osobie.
Ostatnio usłyszałam słowa bardzo z resztą znane, ze Bóg za dobro wynagradza, a za zło karze i naszła mnie taka refleksja... Dlaczego wielu dobrych ludzi tak cierpi, jest tak niszczonych przez życie...A Ci, co niszczą innych, mają wszystko gdzieś, unoszą się gniewem i własną dumą, mają lekkie życie??
Zdaję sobie sprawę, ze nie ja jedna mam problemy, ale potrzebowałam się tutaj wypowiedziec o wszechobecnej znieczulicy, którą widac coraz częściej i więcej...
Jeśli są jakieś błędy, to przepraszam, pisałam pi ciemku. Pozdrawiam czytających :)

Odnośnik do komentarza

Współczuję Ci tego w jakiej rodzinie przyszło Ci żyć... To okropne, że ojciec Cię bił, matka Cię przy tym nie wspierała. Siostra daje się wprowadzać w błąd narzeczonemu(choć nie jest godny zaufania i nie można na nim polegać) i występuje przeciw Tobie. Smutne. Wiem, że jest chora i jej cieżko, ale nie powinna tak Cię traktować. Przecież nic złego jej nie zrobiłaś, a wręcz przeciwnie. Jak on ją dusił, to powinna była zadzwonić po policję, a następnie dać sobie z draniem spokój. A nie zwalać na Ciebie winę za jego zachowanie. Jeśli można to w ogóle zachowaniem nazwać...

Co do Twojego chłopaka, to kompletnie nie rozumiem, co Ty z nim jeszcze robisz. Nie dość, że Cię zdradzał, to jeszcze w ogóle tego nie żałuje, a do tego zwyczajnie Cię gnoi. "Chcesz kogoś zgnoić, zgnój siebie"-masakra. Jak możesz dawać sobą tak poniewierać? Przecież w każdej chwili możesz od niego odejść! Nie masz z nim dzieci, nie jesteś od niego zależna finansowo, nie ma żadnych technicznych przeszkód ku temu. Sama piszesz tutaj, jak wiele masz problemów. To po co dokładasz sobie kolejny, ciągnąc taki związek?

ciągle_cieżko
Nauczyciele zauważyli ze w szkole mam słabe stopnie, ze chodzę zmęczona, ze płaczę. Skierowali mnie do pedagog. Jak to pedagog powtórzyła wszystko nauczycielom i miałam jeszcze bardziej pod górkę, zamiast mi pomóc, to plotki krążyły między nauczycielami że dziecko z patologicznej rodziny itp. Nie moja wina że w takiej rodzinie się urodziłam, ja jej nie wybrałam. Nie powinni mnie oceniac z góry, nie wiedząc jaka jestem. Zawsze starałam się byc inna niż moja rodzina, miec głowę na karku. Ile bym się nie starała, zawsze miałam 1 albo 2. Nie raz uczyłam się do 3 w nocy, szłam na sprawdzian i miałam 1, a jak pisałam sprawdzian koleżance to ona miała lepszą ocenę. To samo ze zdjęciami, z fotografii na koniec dostałam 3, chociaż miałam same piątki i ukończony kurs w muzeum gdzie nagrywałam film. Doszło do tego ze w 3 klasie miałam egzamin komisyjny z matematyki, calkiem niesprawiedliwie, bo rozumiem matematykę i lubię ją. Stwierdziłam, ze nie będe się nie wiadomo jak do egzaminu uczyc bo i tak to umiem i zdałam go na 4.
Sprawdziany z całego nauczania zaniosłam do sprawdzenia innemu nauczycielowi, on z kolei zwrócił się z tym do wyższych instytucji, gdyż wszystko było napisane dobrze, a oceny negatywne..

Masz rację, to rzeczywiście śmierdzi z daleka. Bardzo dziwne, że akurat po tym, jak wyszło na jaw, jaką masz sytuację w rodzinie, dostałaś na koniec 3 z przedmiotu, z którego miałas same piątki. Tak samo z innymi przedmiotami, na które zakuwałaś ile wlezie, a dostawałaś 1 albo 2. Ten egzamin komisyjny z matmy tylko potwierdza, że byłaś nieuczciwie oceniana. Współczuję Ci, mnie by pewnie szlag jasny trafił na Twoim miejscu. :( Zamiast Ci pomóc, to traktują Cię niesprawiedliwie i dokładają Ci problemów. Co to za nauczyciele? Ale z tego co piszesz, to wydaje mi się, że przynajmniej jeden jest w porządku. To znaczy ten, który pokazał Twoje sprawdziany osobom z wyższej instancji. Przynajmniej jedna osoba zainteresowała się tą sprawą i próbowała Ci pomóc. Moim zdaniem po wykazaniu niewłaściwego oceniania przez tych nauczyciele powinni oni w jakiś sposób za to odpowiedzieć.

Ale fajnie jest widzieć, że masz swoje mocne strony, pasje, zainteresowania. Np z tą fotografią, matematyką czy kręceniem filmów... Kurczę, brzmi ciekawie! :)) Powinnas się teraz na tym koncentrować. Na kształceniu się, rozwijaniu swoich pasji, czerpaniu z tego radości i satysfakcji. Nie przejmuj się tymi nieuczciwymi belframi, to z nimi jest coś nie tak, a nie z Tobą. Nie trać wiary w swoje możliwości przez to, że są wobec Ciebie nie w porządku.

W ogóle to dzielny z Ciebie człowiek, skoro przy tak trudnej sytuacji w domu pracujesz, i udaje Ci się to pogodzić z nauka.

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Posłuchaj, jesteś bardzo młodą, mądrą i dojrzałą dziewczyną. Myślę, że osiągniesz w życiu dużo i będziesz szczęśliwa, ale dopiero wtedy, kiedy nie będziesz liczyła na bliskich, ani dawała się im ograniczać.
Przynajmniej na okres szkoły/studiów i później dwóch lat od jej ukończenia, do momentu osiągnięcia w miarę stabilnej sytuacji życiowo/zawodowej.
W dobrych decyzjach możesz ich wspierać, np. gdy mama będzie chciała rozwodu z tatą (niestety, ale to chyba by było najlepsze dla Was wyjście), lub gdy tata będzie chciał iść na odwyk. Nie obarczaj się odpowiedzialnością za zdrowie mamy, siostry, ani o przyszłość jej dziecka.
Jesteś na to za młoda.
Inaczej by było gdybyś miała męża, stabilną sytuację i swoją rodzinę, wtedy mogłabyś się zastanawiać nad takim rozwiązaniem. W razie najgorszego, jest dużo rodzin przygotowanych na przyjście do ich życia dziecka, a które z fizycznych powodów dzieci mieć nie mogą. Takie pary mogą dać bardzo dużo tego, czego Wy obie z siostrą nie miałyście w dzieciństwie. Stabilizacja, wsparcie, miłość, opieka i to na już.
Zastanawiam się też gdzie podziali się Twoi dziadkowie, bo chyba nie żyją w błogiej nieświadomości?
Jeśli byłaby taka możliwość, to lepiej jak mogłabyś przeprowadzić się do nich, a jak nie to przy najbliższej okazji wyprowadź się z domu.
Poradzisz sobie.
Tylko nie patrz w ten sposób, że zostawiasz mamę i siostrę z ojcem (bo rozumiem, że siostra z dzieckiem mieszka z Wami). Każde z Was ma swoje życie które trzyma tylko i wyłącznie w swoich rękach.
Nie jesteś odpowiedzialna, za sytuację rodzinną. To rodzice tworzą rodzinę i oni powinni się z tej odpowiedzialności wywiązywać. Jak oni nie spełniają tych podstawowych kryteriów to dzieci skazane są na radzenie sobie same. I to już jest nadwyraz ciężkie, a już niemożliwe jest ciągnąć młodej dziewczynie wóz z całą rodziną. Dlatego jak tylko możesz nie martw się, nie denerwuj tym, że oni są jacy są, bo nie masz wpływu na ich życie, masz natomiast na swoje.

Co do przyjaciółki, niestety to tylko koleżanka i tak ją traktuj, o prawdziwych przyjaciół jest ciężko i to jest też jeden z tych przykładów. Kontakt trzymaj, bo nie ma powodu zrywać, ale sama widzisz jaki ona ma charakter i przyjaciółka to za dużo powiedziane. Może się kiedyś zmieni i dojrzeje.

Chłopak. Nie chcesz z nim zrywać, bo boisz się, że będziesz sama, a tak możesz się trochę połudzić, że jest i będziesz mogła na niego liczyć. To jeszcze nie jest ten facet. On może Cię tylko bliżej dna ściągnąć. Po jego zachowaniu można wnosić, że będąc z nim masz duże szanse zostać samotną matką i na dodatek zarazić się jakimś paskudztwem. Zostaw toto stworzenie. Czasem "mężczyzna" może mieć i 30 i 50 lat i być zwyczajnie głupim/niedojrzałym. Wiek wcale nie świadczy o mądrości. Nie patrz na wiek, tylko charakter. Może gdzieś jest Twój rówieśnik, który jest po stokroć mądrzejszy od obecnego chłopaka, któremu się najprawdopodbniej nie poprawi nigdy.
Sama widzisz, że to nie jest osoba z Twojej bajki. Faceci potrafią w sprawach seksu być czasem takimi hipokrytami. Ja to ja, mogę sobie ganiać na baby, ale dziewczyna/żona ma być "czysta" i często w takich przypadkach taka kobieta na odchodne usłyszy, że jest dziw.., no cóż głupota jest niuleczalna i tak jak pisałam nie ubywa jej z wiekiem.

Powinnaś poszukać gdzieś pomocy i wsparcia, pewnie są w Twojej okolicy jakieś miejsca, gdzie osoby z "nieciekawych" rodzin mogą poszukać pocieszenia.
Znajdź takie miejsce, gdzie będą empatyczni, chętni pomocy i porady ludzie. Tobie nie potrzeba wiele, ale jednak taka pomocna dłoń, choć paluszek musi być, abyś nie czuła się sama :)

Dla pokrzepienia.
Mam w swojej okolicy podobną historię z happyendem. Też mama chora na głowę i z epizodami psychiatrycznymi, też tata alkoholik. Tam rodzice się rozwiedli. Matka dalej jest chora, ale sytuacja jest o wiele stabilniejsza. Tata znalazł sobie kobietę, która potrafi go trzymać w ryzach i radzi sobie z nim. A dziewczyna/córka prowadzi normalne życie, jest żoną i matką i czasem w potrzebie wspiera swoją matkę.
Tak jak Tobie nie było jej łatwo, ale tak jak Ty była zaradna i miała głowę na karku. Po szkole pracowała. Ale po tym na co się napatrzyła, powiedziała że nigdy nie będzie z mężczyzną, który choć raz podniesie na nią rękę i szukała takiego, w którym mogła znaleźć oparcie.
Takiego ma, ma też nie jedną koleżankę, które myślę śmiało może nazwać przyjaciółkami :)

Odnośnik do komentarza
Gość ciagle_cieżko

Jeśli chodzi o moich dziadków, to nie znalam ich. Mam jedną babcię, mieszka z nami, ale sama jest osobą potrzebującą pomocy, ma 90 lat, co chwilę trzeba jej coś podac, podnieśc, nie myśli racjonalnie, przekręca wydarzenia-kwestia wieku, dużo przeżyła, od 14 roku życia byla na wojnie i musiała pracowac. Mam jeszcze ciocię i 2 wujków. Ciocia podobnie jak mama, ciągle mnie o coś oskarża, ze nieuk, ze słabe oceny, że jestem życiowym gó*nem, że popatrz na siebie dziewczyno itp, ciągłe poniżanie. Wujek? Przyjedzie raz na jakiś czas, upije sie, ostatnio mama położyła go pijanego w swoim łóżku to spał prawie 2 dni, osikał mamie całe łóżko, więc mama i babcia mieszkające w dużym pokoju przeniosły się spac do mnie, a ja położyłam się w kuchni spac na podłodze, potem słyszałam że toruje droge do łazienki, że chyba jestem jakimś debilem itp. Także jak widac u mnie to ciągle kolorowo, pijaństwo, różne chore akcje... Drugi wujek znów jest za bardzo "święty" i nawet jak przyjeżdza odwiedzic babcie to nie odzywa się do mnie, bo ja jakaś gorsza itp, bo pewnie bym go nie zrozumiała bo głupia, unosi się tak swoją dumą.. Także jak widac z rodziny nie mam nikogo, na kogo mogłabym liczyc. Czasami nie miałam się gdzie podziac a na drugi dzień trzeba było jechac do szkoły, czasem całą noc przesiedziałam na ławce, a rano jechałam do szkoły, a miałam około godzinę jazdy codziennie...Ciężko było się uczyc w domu, jak miałam ciągle takie nerwy, jak ojciec rozwalał wszystko, mama histeryzowała... Poprostu ludzie z mojego otoczenia nie nadają się do życia.
Raz ojcu mojego chłopaka zdarzyło się upic, więc położył go w swoim łóżku a nocowac przyszedł do mnie. Strasznie mi dziękowal, ze mógł na mnie liczyc i powiedział, że w takiej sytuacji ja tez mogę liczyc na niego. Ale gdy już przyszlo co do czego i chciałam skorzystac chociaż raz z pomocy, to słyszałam ze za dużo oczekuje, ze co to on jest itp. Także gdyby kiedyś coś się stalo, to czeka mnie tylko siedzenie na ławce i czekanie aż będzie rano...Czasami nawet gdy była zima, a ja byłam 12-letnią pobitą dziewczynką, byłam zmuszona wyjśc z domu i gdzies przekoczowac, nie raz byłam tak skopana po żebrach i brzuchu ze plułam krwią po śniegu, siedzialam tylko w piżamie butach i kurtce...
Policja nic nie zrobiła to samo sąd, ojciec dostał zawiasy i kuratorów którzy g*wno robią żeby było lepiej...

Odnośnik do komentarza

wiesz co pogadaj z pedagogiem, wiem że się na nim przejchałaś i masz d niego olbrzymi żal oto co się stało ale jego obowiązkiem jest Ci pomóc. Innym wyjściem to poszukanie ośrodka interwencji kryzysowej. Tam są i prawnicy i psycholodzy i inni specjaliści, którzy mogą Ci pomóc. Pokazać co możesz zrobić, jak się do tego zabrać.

Co do Twojego chłopaka to sądzę, że on nie dojrzał tak jak Ty. Ty zawsze miałaś pod górkę, wiec szybko musiałaś dorosnąć, on tego nie musiał przechodzić więc tak naprawdę nie wie jeszcze co to znaczy życie. Cały czas jest pod kloszem rodziców... to się zmieni jak pójdzie na swoje i dostanie po dupie za przeproszeniem

Odnośnik do komentarza
Gość ciagle_cieżko

Chodziłam do psycholoka od 8 roku życia, jako dziecko również zmagalam sie z chorą sytuacją w domu. Pomogło mi to tylko w ten sposób, ze przestałam miec nocne lęki gdy byłam jeszcze dzieckiem, ale zaufania do ludzi nigdy nie odzyskałam. Psycholodzy również rozmawiali z moimi rodzicami, jeden nawet powiedział mądre zdanie, coś w stylu "chcecie kogoś leczyc to leczcie siebie, dziecko macie zaradne, ambitne tylko wystraszone, nie na tym polega rzecz żeby prowadzac córkę do psychologa całe życie, ale zmienic dom, na bezpieczny dom". To były jedyne konkretne slowa jakie kiedykolwiek usłyszałam od psychologa. Jeśli chodzi o instytucje pomocy, to z doświadczenia wiem, ze dużo gadają, a mało robią. Zgłaszałam już sprawę do róznyhc miejsc był już sąd rodzinny, opieka społeczna, kuratorzy... Ale co pomoże, jak nie chęc zmiany?? Tak na prawdę trzeba chciec coś zmienic,a nie robic coś bo tak wypada. Do tej pory dzialałam w tym kierunku tylko ja, przyhcodzili kuratorzy to pytali co tam jak tam, cała rodzina przy jednym stole a tu zaczyna się kłótnia, ojciec naskakuje na matkę, wyzywa od wariatek, a matka ojca od alkoholików, kurator słucha uspokaja, w końcu wychodzi, bo widzi że nic nie wskóra i mówi "zaparz sobie dziecko jakąś melise bo masz piekło w domu". Także rady kuratora w strone rodziców, pisma ostrzeżenia nic nigdy nie dawały. Nikt z zewnątrz nie zmieni mojej rodziny, gdy oni sami nie będą chcieli sie zmienic. A ja tylko czekam aż stanę na nogi, znajdę stałą pracę i wyniosę się gdzieś na swoje, by nie widziec juz tego "psychiatryka" na oczy.

Odnośnik do komentarza

Masz 19 lat wiec jesteś pełnoletnia. Nie szukaj pomocy dla rodziny tylko dla siebie. Jak przyjdzie kurator to weź go na słówo np jak bedzie wychodził i zapytaj się wprost czy np jak się wyprowadzisz z domu to gdzie możesz się udać? Co Ty możesz zrobić dla SIEBIE nie dla rodziców bo im widać pasuje takie życie tylko dla SIEBIE.
Teraz walczysz o swoje zycie. Możesz iść do pracy choćby sprzątać, moja koleżanka tak na studiach dorabiała, sprzątała po domach i zawsze jakiś gorsz ekstra miała. Możesz np opiekowac się dzieckiem robić z niańkę, to też dosyć dobrze oplacalna praca a nie wymaga poświęcania całego czasu.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...