Skocz do zawartości
Forum

Problemy prawne, nieudany związek i myśli samobójcze


Gość Ona8686

Rekomendowane odpowiedzi

3 lata temu odeszłam od męża i 2 naszych dzieci. Powody zachowam dla siebie, ale uwierzcie mi nie byłam jedyną winną. Rok temu mąż się ze mną rozwiódł i zażądał alimentów wstecznych i aktualnych na dzieci. Z dnia na dzień zrobił mi się dług prawie 5000 zł (tak dzieci zostały przyznane mężowi, ja mam ograniczone prawa). Z powodu tego, że oficjalnie nie pracowałam i nie byłam zarejestrowana w urzędzie pracy (dorabiałam "na czarno" sprzątając) dostałam wyrok skazujący za niepłacenie tych wstecznych alimentów (w czasie kiedy nie mieszkałam z mężem i dziećmi) jako karę zastępczą wyznaczono mi 300 godzin prac społecznych i ograniczenie wolności, część z tego odrobiłam, ale później znalazłam pracę. Byle jaką, bo byle jaką w telemarketingu (na umowę zlecenie), ale jednak i myślałam, że od tamtej pory będzie lepiej. Jakoś tydzień po rozpoczęciu mojej pracy przyszedł list od kuratora, że mam wykonać resztę godzin, których nie wykonałam. Poszłam do miejsca wykonywania tej zastępczej kary ze 2-3 razy jeszcze, ale to po 3-4 godziny tylko, bo tam w weekendy nie można a w tygodniu ja nie mogłam.
Niestety 3 miesiące później firma w której pracowałam postanowiła zakończyć działalność, wszyscy dostaliśmy piękne listy referencyjne i przysłowiowy krzyżyk na drogę. Szukałam kolejnej pracy, jako TM nie chciałam ale też mimo wszystko szukałam, o tym, że muszę odrobić po prostu zapomniałam. Dziś dostałam list z sądu, że mam się stawić pod koniec listopada na rozprawie w sprawie zastępczej kary pozbawienia wolności za tą niewykonaną karę 300 godzin i ograniczenia wolności. Ograniczenie nie zostało złamane tylko te godziny nie odpracowane.
Jestem 27 letnią kobietą, po domu dziecka.
Moja (patologiczna w większości) rodzina nie chce mieć ze mną nic wspólnego po tym jak odeszłam od męża, nie mam na świecie nikogo prócz partnera i jego rodziny, która nie wie tak na prawdę za wiele o mnie.
Nie daję już rady psychicznie, przestałam szukać pracy, powinnam leczyć się na tarczycę i kobiece sprawy, ale tego nie robię, bo i tak wiem, że nie będziemy mieć z partnerem dzieci, więc mi nie zależy. Partner mnie kocha, ma normalną rodzinę, dba o mnie jak potrafi, ale nie umie mi pomóc. Ja sama sobie też już nie umiem pomóc ani poradzić, bo coraz więcej mi "spada na głowę". Mamy problemy finansowe, ja mam problemy z prawem jak widać mimo, że nie jestem żadną recydywistką a wręcz przeciwnie. Zawsze starałam się postępować zgodnie z prawem, nigdy nie brałam narkotyków, nie palę a alkohol pijam okazjonalnie raz na pół roku/rok.
Z dziećmi widuję się bardzo mało, bo mieszkam w innym mieście i nie stać mnie żeby jeździć tak często jak bym tego chciała w związku z tym wszyscy wszystko mają mi za złe. Dzieciom jest przykro bo nie przyjeżdżam, były mąż robi mi na złość przy każdej możliwej okazji, partner ma już dosyć mojej nerwowości, agresji wobec niego, autoagresji i wiecznego przygnębienia, matka partnera ma dosyć tego, że nie mam pracy (mieszkamy sami, ale jego rodzice są ważną częścią naszego życia) a i ja mam już dość sama siebie. Nie daję rady. Nie dbam o to jak wyglądam, nie wychodzę z domu. Całymi dniami leżę z laptopem na łóżku i szperam w internecie. Robie tylko pare niezbednych czynnosci jak mycie naczyn, gotowanie.
Kilka dni temu przygarnelismy z ulicy małego kotka to mi dało nadzieje, zaczełam codziennie wstawac, dawac mu jesc, czyscic kuwete, bawic sie z nim ale dziś... dziś po raz kolejny wraca to co trwało ostatnie pół roku. Niemoc, niechęc do samej siebie, głupie myśli.
Kiedys uwielbiałam ludzi i ich towarzystwo, teraz sie ich boje. Jak siedzę w domu nie otwieram drzwi nikomu, nawet listonoszowi. Bo się boję. Czego sie boje? Nie wiem. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie sama sobie a jednak jak słysze, że ktoś rozmawia w korytarzu na klatce czy stuka do drzwi ogarnia mnie paniczny strach. Raz w miesiącu partner wyciąga mnie na zakupy do supermarketu. Trzymam sie kurczowo wózka i musimy unikać alejek z ludźmi, bo jak jest więcej niż 2-3 osoby dostaję duszności i łapie mnie okropny lęk. Myślałam jakiś czas temu, żeby iść do lekarza do psychologa, ale się boję. Boję się, że po tym wszystkim zamkną mnie w szpitalu psychiatrycznym. Jako nastolatka próbowałam popełnić samobójstwo, w czasie ostatnich 2 lat chciałam to zrobić kilkanaście razy, ale już nie potrafię... bo się boję. Wciąż mam w pamięci płukanie żołądka w szpitalu... ale jednak.. w takie dni jak dziś myśli powracają. Wiem, że każdy ma jakieś problemy i dla każdego te problemy są największe na świecie, ale ja z moich nie widzę wyjścia, boję się, że w końcu całkiem oszaleję albo faktycznie sobie w końcu coś zrobię, wiem, że wtedy byłoby po kłopocie... i partner byłby wolny, mógłby znaleźć kogoś normalnego.

Odnośnik do komentarza

Jeśli teraz zaczniemy rozdzierać szaty nad Twoim poprzednim związkiem, debatować nad przyczynami jego rozpadu, itd, to nigdy nie skupimy się na Twoich bieżących problemach. A przecież chodzi o właśnie o to, żebyś się z nimi w końcu uporała, i wyszła z tego dołka.

Najwyraźniej miałaś bardzo ciężką przeszłość. Dom dziecka, patologiczna rodzina, próba samobójstwa... Na pewno to wszystko wywarło na Ciebie ogromny wpływ, i dlatego potrzebujesz pomocy psychologa, żeby sobie z tym poradzić. Zwłaszcza, że teraz doszły jeszcze problemy finansowe i prawne, które dodatkowo pogarszają Twój stan psychiczny. Dlatego moim zdaniem powinnas się jak najszyciej się do niego wybrać, tym bardziej, że znowu pojawiają się u Ciebie myśli o odebraniu sobie życia. Rozumiem, że gdy człowiek ma duże problemy z psychiką, to może mieć przed tym obawy, dla niego załatwianie spraw dla zdrowych ludzi zupełnie zwyczajnych, wcale takie proste nie jest. Tak jest np. przy depresji, a możliwe, że ją masz. Ale właśnie chodzi o to, żeby się przełamać, zrobić ten pierwszy krok, i dać sobie pomóc. Potem powinnaś stopniowo coraz lepiej się czuć. A im dłużej będziesz zwlekać, tym trudniej będzie Ci to zrobić, bo Twoje problemy z psychiką będą się pogłębiać. Musisz jakby "wyjść z więzienia własnej głowy". Przełam się, dasz radę, jesli bardzo będziesz chiciała!

Niezależnie od pomocy psychologa, bardzo ważne jest w takiej sytuacji wsparcie bliskich. Rozumiem, że rozmawiałaś z partnerem na temat Twoich problemów finansowych i prawnych. Ale czy mówiłas mu o tym, jak to na Ciebie wpływa? O tym, co czujesz? O swoim trudnym dzieciństwie? O tych pretensjach do Ciebie z różnych stron o rzeczy, na które tak naprawdę na razie nic nie możesz poradzić? O tym, że to też Cię dobija, że dodatkowo wpływa na Twoje samopoczucie? Gdyby on z tego wszystkiego zdawał sobie sprawę, i to rozumiał, to pewnie inaczej też podchodził do tych Twoich nerwowych zachowań, które przecież mają sowje przyczyny, i to poważne.

Odnośnik do komentarza

"Rozumiem, że gdy człowiek ma duże problemy z psychiką, to może mieć przed tym obawy, dla niego załatwianie spraw dla zdrowych ludzi zupełnie zwyczajnych, wcale takie proste nie jest".

No niestety w tym cała rzecz. Ja jestem świadoma tego, że potrzebuję pomocy i że potrzebuję jej szybko, ale nie potrafię się przełamać i zmusić do tego aby pójść i poszukać psychologa.
Z partnerem mieszkam i to on pracuje więc jest jak najbardziej świadomy naszych problemów finansowych. Wie o mnie zasadniczo wszystko, włącznie z tym co przeszłam w dzieciństwie, ale nie rozmawiamy za wiele o tym, bo on nie potrafi zrozumieć. Jeśli rozmawiamy o finansach to on mówi, że część problemów rozwiązałaby się gdybym miała pracę i poszła w końcu do lekarza i ma rację. Jak szukałam pracy tak faktycznie codziennie itd to nie było kłótni z powodu finansów, było ciężko, ale rozumiał, że jest tak bo jest mimo, że się staram. Teraz kiedy nie szukam często słyszę, że powinnam rozejrzeć się w końcu za pracą itd. On na mnie nie krzyczy, ale nie rozumie dlaczego nie szukam pracy i dlaczego nie zależy mi na własnym zdrowiu. Nie rozumie, że ja już nie mam celu w życiu, że budzę się po to, aby mu rano wyprasować koszulę do pracy i dać kotu jeść, dlatego, że nie da się spać 24/dobe. Gdy próbuję mu to wyjaśnić najczęściej dochodzi do kłótni. Czasem pyta jak ma mi pomóc a ja już sama nie wiem.. bo nie ma nic co on może zrobić. Pracuje w takich godzinach, że nie jest w stanie pomóc mi cokolwiek załatwić czy gdziekolwiek ze mną pójść, choćby do psychologa a ja sama nie potrafię się przełamać. Boję się wychodzić z domu.
Wiem, że on mnie kocha bo inaczej już dawno zostawiłby mnie, ale nie jest w stanie zrozumieć tego z czym ja muszę żyć. Nigdy nie miał poważniejszych problemów z niczym. Ma normalnych kochających rodziców i młodszego brata, który niestety jest chory umysłowo. Największym jego zmartwieniem w życiu zanim poznał mnie było tylko to, że kiedyś tym bratem będzie musiał się zaopiekować, więc osoba z którą będzie, musi akceptować w pełni jego brata takim jakim jest.
A ja już nie wiem co mam robić, bo on oczekuje, że zajmę się swoimi problemami, nie umiem mu wyjaśnić, że nie mam sił się nimi zająć, że nie potrafię..
A odnośnie mojej nerwówki i agresji.. ja zawsze byłam bardzo nerwowa i wybuchowa, bywa, że się doczepiam "o wszystko" i wtedy on się wkurza. Ja go rozumiem, bo każdy ma swoje limity. Ze 2 razy zdarzyło się, że w kłótni go popchnęłam i po tym właśnie zarzucał mi, że nie panuję nad sobą i dlaczego jestem taka agresywna mimo, że on nigdy mi nic nie zrobił, ale najgorzej jest kiedy próbuję zrobić coś sobie np uderzam głową o ścianę, wtedy on panikuje, bo nie wie jak sobie z tym poradzić i krzyczy na mnie, że potrzebuję leczenia, że to jest nienormalne itd a jak mu próbuję powiedzieć, że to pomaga (mi bo pomaga!) Rozładowuje chwilowo mój stres, ból po uderzeniu głową czy ręką w ścianę albo ściśnięcie mocno czegoś ostrzejszego (od razu mówię nie chodzi tu o noże ani żyletki, ale np. ostry kawałek plastiku) mnie "budzi" z tej złości.

Odnośnik do komentarza

Witaj Ona8686.
Śmierć nie jest rozwiązaniem problemów i dobrze o tym wiesz. Zawsze jest jakaś możliwość poradzenia sobie ze wszystkimi problemami. Potrzeba jednak czasu i woli do takiego działania.
Rozumiem, że jest Ci bardzo ciężko i bardzo Ci współczuję, że tak to wszystko się potoczyło. Bardzo wiele przeszkód na drodze, które odebrały Ci wolę walki o lepszy dzień.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że w takim przypadku, gdzie rozstajesz się z partnerem i musisz zostawić dzieci pod jego opieką, wina jest z pewnością po obu stronach.
Wiem także, że bardzo trudno jest z tym żyć.
Jesteś w bardzo trudnej sytuacji i z każdym dniem jest coraz gorzej. To najwyższa pora, żeby coś z tym wszystkim zrobić.
Proponuję Ci udać się do Centrum Interwencji Kryzysowej . W tym linku możesz sprawdzić gdzie jest najbliższe dla Ciebie i jaką pomoc oferują. Otrzymasz tam nie tylko pomoc psychologiczną, ale także prawną i jest to bezpłatne.
Bardzo Cię proszę idź tam i opowiedz o tym wszystkim, tak naprawdę szczerze. Na pewno otrzymasz pomoc i sugestie na rozwiązanie Twoich problemów.
Wydaje mi się, że będziesz mogła starać się o odroczenie kary ze względu na Twój stan.
Przypuszczam także, że będzie konieczna pomoc lekarza psychiatry bo Twoje problemy są naprawdę bardzo poważne i sam psycholog nie wystarczy. Poza tym może to być pomocne na rozprawie.
Możliwe także, że otrzymasz propozycję obserwacji i leczenia w szpitalu, ale to tylko dlatego, że trzeba Ci jakoś pomóc.
Życzę Ci bardzo dużo siły na każdy dzień.
Pozdrawiam serdecznie.

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za odpowiedzi. Na początek zorientowałam się co muszę zrobić aby uniknąć tej kary pozbawienia wolności, więc teraz czeka mnie miesiąc pracy bo muszę odrobić ponad 140 godzin tych prac jeszcze, martwię się tylko, że nie zdążę, bo muszę tam dojeżdżać, ale może się uda i jeśli odrobię i przedstawię zaświadczenie o wykonaniu Sędziemu, może to będzie koniec przynajmniej tej jednej sprawy. Pomyślę też nad tym centrum interwencji kryzysowej, chociaż nie wiem czy "mój przypadek" się kwalifikuje tam, bo w tym do którego mam najbliżej na stronie piszą:
"Problemy w jakich udzielana jest pomoc:

Konflikty rodzinne
Samobójstwa
Przemoc domowa
Agresja
Przemoc seksualna
Wykorzystywanie seksualne dzieci
Utraty okołoporodowe
Bezrobocie
Wypadki, katastrofy
"
Swoją drogą dziękuję za link do OIK, nie wiedziałam, że są takie instytucje.
No i nie wiem za bardzo od czego miałabym zacząć w rozmowie tam, łatwo na pewno nie będzie... Z tego co czytałam tam jest czynne całą dobę i cały tydzień, więc mogłabym może pójść w weekend, ale jeszcze nie jestem zarejestrowana jako bezrobotna (dopiero w poniedziałek pojadę się rejestrować) a więc nie mam ubezpieczenia z nfz ani nic, czy to nie będzie przeszkodą?

Zadzwoniłam też do TŻta żeby mu powiedzieć czego się dowiedziałam odnośnie tej sytuacji prawnej i przy okazji wspomniałam mu, że zastanawiam się nad pomocą psychologiczną, zapytał mnie najpierw czy dowiadywałam się jak to finansowo wygląda i ja powiedziałam mu o tym OIK a następnie zapytał "tylko z czym ty tam pójdziesz?" no to ja mu mówię, że chociażby na początek z tym, że się boję wychodzić z domu, z tym, że przestałam szukać pracy, że sobie nie radzę a on mi na to, że według niego nie szukam pracy bo mi się nie chce. Nie umiałam mu odpowiedzieć.. to nie jest prawda a przynajmniej nie w takiej formie jak on myśli, bo ja chciałabym, żeby nam było finansowo lepiej i chciałabym mieć pracę.
Nie szukam bo nie widzę żadnych powodów do życia, bo nie mam motywacji, bo tak się zdarzyło, że wszystkie 4 prace w moim życiu były załatwiane trochę po znajomości (poza ostatnią w TM) i ze wszystkich byłam zwalniana. Pierwsza praca to było sprzątanie. Okazało się, że właściciele zostawili gdzieś na wierzchu 100 zł i im to 100 zł zginęło rzekomo podczas mojego sprzątania. Jak się okazało tydzień później pani sama sprzątając znalazła te 100 zł za komodą. Przeprosili mnie telefonicznie, ale niesmak i strach przed kolejną tego typu pracą pozostał. Później pracowałam jako pomoc biurowa a w zasadzie sekretarka, asystentka i pomoc księgowa w jednym w malutkiej firmie komputerowej zajmującej się hostingiem i dostarczaniem internetu, ale u znajomych a więc na czarno. Pracowałam parę miesięcy, ale dzieci dużo chorowały a ja też mam słabą odporność i w końcu wylądowałam w szpitalu z ciężkim zapaleniem płuc. Po wykurowaniu się już nie miałam pracy, bo w czasie mojej nieobecności zatrudnili kogoś normalnie na umowę zlecenie. 3 praca to była praca w ochronie już po opuszczeniu męża, ale to fizycznie nie dawałam rady, bo na obiekcie trzeba było być 24 godziny i nie spać. Poźniej było 24 lub 48h przerwy i kolejne 24h. Po 3 miesiącach byłam wycieńczona. W 4 miesiącu zdarzyło mi się 2 lub 3 razy przysnąć (w nocy - obiekt zamknięty) i złapał mnie na tym koordynator więc dopracowałam do końca trwania umowy i nie przedłużono jej ze mną.
No i 4 praca to był telemarketing, ten kto kiedykolwiek pracował wie, że nie jest to "fajna" praca, ale ogółem nie czułam się w niej źle. Wyniki miałam średnie na tle grupy, ale wyróżniałam się tym, że pomagałam nowym, więc ogólnie byłam lubiana zarówno przez koordynatorkę jak i współpracowników, tylko, że firma nie wyrobiła i wszyscy zostaliśmy bez pracy... Wiem, że to może nie całkiem moja wina była, że ze wszystkich tych prac zostałam zwolniona, ale.. czuję się tak jakbym nigdzie się nie nadawała, jakbym była kompletnie beznadziejna we wszystkim co robię. Prócz tego jeszcze trochę "na czarno" sprzątałam, ale to już w formie pomocy koleżance i ona mi dawała część ze swojej wypłaty. Później koleżanka wyjechała do Anglii założyła rodzinę i kontakt nam się urwał całkowicie.
Teraz na prawdę poza TŻtem nie mam nikogo. Żadnych znajomych. Z pracy w TM został mi 3 koleżanki, ale to tylko koleżanki, czasami piszemy ze sobą na FB i to wszystko. Z TŻtem jak widać powyżej nie mogę o wszystkim porozmawiać, bo on ma swoje zdanie na dany temat i ja nie umiem go przekonać, że coś jest inaczej niż on uważa. Nie wiem, może faktycznie z perspektywy szeroko pojętej normalności ten mój brak chęci do czegokolwiek wygląda jak zwykłe lenistwo, ale wierzcie mi na prawdę tak nie jest. Gdyby było - to nie czytalibyście tego co piszę teraz.

Odnośnik do komentarza

Wydaje mi się że poprzednie posty pisaliśmy w tym samym czasie :-).
Nie musisz mnie przekonywać, że to NIE lenistwo. Rozumiem Twoja niechęć, rezygnację, brak celu i perspektyw w życiu.
Masz naprawdę wystarczająco dużo problemów, żeby się zgłosić do OIK. W tym, który znalazłaś możesz poruszyć temat pracy. Na pewno możesz szczerze porozmawiać o Twojej sytuacji i jeśli tam nie będzie odpowiedniej pomocy dla Ciebie, to na pewno powiedzą Ci, co dalej z tym zrobić.
Między 16:30 a 18- tą powiem Ci jak to jest z tym ubezpieczeniem. Wydaje mi się, że nie będzie to problemem.
Jeśli już musisz rozładować agresję to uderz ręką, kopnij , rozbij szklankę w drobny mak , ale proszę nie głową. Dobrze?
Choćby to jest problemem - nieumiejętność rozładowania stresu.
Osobiście widzę w Tobie dużo woli do walki o siebie i mimo, że nie masz na razie odpowiedniego wsparcia, dość dużo motywacji. To naprawdę wiel i cieszy mnie to.
Trzymaj się i do później.

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza

Moją największą motywacją tak na prawdę jest strach przed końcem wszystkiego. Nie przez to żadnego szacunku dla siebie, jak byłam młodsza to się nie bałam odebrać sobie życia a teraz się boję.. no i pozostaje kwestia dzieci, bardzo je kocham, chciałabym, żeby miały we mnie oparcie kiedy podrosną i żeby w razie czego mogły zamieszkać kiedyś ze mną, ale wiem, że trzeba będzie o to bardzo mocno walczyć z byłym mężem. Teraz nie mogę i nie mam za bardzo na to sił mimo, że córka zrobiłaby wszystko żeby ze mną mieszkać a ja wszystko aby być z nią i synkiem, po prostu nie jest to możliwe.
No i jest partner którego kocham i, który kocha mnie a prócz tego od niecałych 2 tygodni mamy małego kotka, który sam jest jak dziecko i wymaga mojej opieki. Po prostu znajduję powody do życia i trzymam się ich najmocniej jak potrafię, od jednej wizyty u dzieci do kolejnej. Tylko te wszystkie problemy które są po drodze (komornik, brak możliwości częstych wizyt u dzieci, ten głupi strach przed wszystkim, "ludziofobia", problemy zdrowotne i inne rzeczy) już mnie przytłoczyły. Czasem chciałabym nie być taka jaka jestem, bo wbrew temu wszystkiemu co mnie w życiu spotkało a na prawdę dużo tego było, wciąż tutaj jestem i każdy mi zawsze mówił, że jestem silna psychicznie, ale ja tak nie uważam. Nigdy nie uważałam.. po prostu zawsze trwałam jakoś i uśmiechałam się, żeby bliscy mi ludzie nie widzieli jak jest na prawdę, nie martwili się, ale tym razem już nie potrafię. Za dużo tego wszystkiego po prostu i jeśli coś się nie zmieni to po prostu się poddam.

Odnośnik do komentarza

Troszkę się spóźniłem, przepraszam.
Możesz spokojnie wybrać się do OIK bez ubezpieczenia. Proszą jedynie, żeby ewentualnie zadzwonić i umówić się.
Wybierz się na pewno! Życzę powodzenia.

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chodzi o Twoje poprzednie prace, to faktycznie wygląda na to, że miałas strasznego pecha do nich. Nie zauważyłam żadnej Twojej winy w tym, jak się z nimi potoczyło(zwłaszcza, jeśli chodzi o tą, gdzie trzeba było nie spać przez 24 h). Staraj się więc tym nie zadręczać, nie myśleć o sobie, że do niczego się nie nadajesz.
Nie chcę Cię dodatkowo martwić, ale niepokoi mnie trochę postawa Twojego partnera.

~Ona8686

Zadzwoniłam też do TŻta żeby mu powiedzieć czego się dowiedziałam odnośnie tej sytuacji prawnej i przy okazji wspomniałam mu, że zastanawiam się nad pomocą psychologiczną, zapytał mnie najpierw czy dowiadywałam się jak to finansowo wygląda i ja powiedziałam mu o tym OIK a następnie zapytał "tylko z czym ty tam pójdziesz?" no to ja mu mówię, że chociażby na początek z tym, że się boję wychodzić z domu, z tym, że przestałam szukać pracy, że sobie nie radzę a on mi na to, że według niego nie szukam pracy bo mi się nie chce. Nie umiałam mu odpowiedzieć.. to nie jest prawda a przynajmniej nie w takiej formie jak on myśli, bo ja chciałabym, żeby nam było finansowo lepiej i chciałabym mieć pracę.

Moim zdaniem, skoro się z nim nie zgadzałaś, powinnaś była mu to zakomunikować. Powiedzieć, co Ty czujesz, jak to widzisz, i czego potrzebujesz. A pewnie potrzebujesz przede wszystkim jego wsparcia teraz.

~Ona8686
Z partnerem mieszkam i to on pracuje więc jest jak najbardziej świadomy naszych problemów finansowych. Wie o mnie zasadniczo wszystko, włącznie z tym co przeszłam w dzieciństwie, ale nie rozmawiamy za wiele o tym, bo on nie potrafi zrozumieć.

To przykre, że unika rozmowy akurat na te najtrudniejsze tematy. Zamiast Ci pomóc w radzeniu sobie z tym, to zachowuje się tak, jakby uciekał od problemu. (oczywiście, nie mówię tu teraz o problemach finansowych, tylko o tym, co przeszłaś, i o tym, jak to się na Twojej psychice odbija) Mówisz, że nie potrafi tego zrozumieć, bo sam tego nie przeżył. Czy to oznacza, że tylko osoba, która przeżyła to, co Ty, jest w stanie to zrobić? Jakoś my tutaj staramy się wczuć w Twoją sytuację, choć pewnie nikt nie jest w dokładnie takiej samej, i wspierać Cię. To o ile bardziej powinien się starać Twój partner?

~Ona8686

a prócz tego od niecałych 2 tygodni mamy małego kotka, który sam jest jak dziecko i wymaga mojej opieki. Po prostu znajduję powody do życia i trzymam się ich najmocniej jak potrafię, od jednej wizyty u dzieci do kolejnej.

Ojej... Słodkie...:)))))) To super, że coś tak miłego(a raczej KTOŚ, według mnie:)) , co motywuje Cię do tego, żeby się nie poddawać. Mam nadzieję, że ten kotek da Ci dużo, dużo radości, i w ogóle takiej pozytywnej energii. :)

Odnośnik do komentarza

Byłam pod budynkiem tego ośrodka interwencji kryzysowej, ale nie mogłam się przemóc, żeby wejść. Spróbuję jeszcze w następną sobotę.
@franca
Ja wiem, że powinnam była mu powiedzieć, ale nie chciałam wszczynać kłótni przez telefon a tak by się to zapewne skończyło. Z nim to nie jest tak, że ja mu nie mogę się wyżalić. Po prostu on już zna moją historię i nie lubi jak do tego wracam, bo wie, że będzie mi smutno, będę płakać a z tym sobie on z kolei nie umie poradzić. I musiałabyś go poznać, aby zrozumieć dlaczego on pewnych rzeczy zrozumieć nie potrafi. To częściowo kwestia wychowania, jego tata jest wojskowym i jego rodzina jest na prawdę bardzo "normalna", on nigdy nie doznał żadnych większych krzywd psychicznych czy fizycznych ze strony bliskich a wręcz przeciwnie. Jego rodzina jest dużym wsparciem dla nas, mimo, że ja nie jestem wymarzoną "dziewczyną" dla ich syna, ale się nie wtrącają, bo uważają, że to jego życie i jego sprawa. Jego tato wie o mnie niewiele, bo ja nie wiem jak się rozmawia z ojcami, zwłaszcza, że swojego straciłam jak miałam 9 lat i wciąż mam w pamięci jego wyidealizowany obraz, mimo, że wiem jaki był (również dla mnie) i na pewno nie idealny... nawet nie "dobry". Mama TŻta wie o mnie wszystko, ile z tego powiedziała tacie - nie wiem.
Wiem, że staracie się mnie zrozumieć i pomóc na ile potraficie i bardzo wdzięczna jestem za to, ale tak jak wyżej napisałam on nie jest w stanie wyobrazić sobie pewnych rzeczy i zdać sobie sprawy, że niektóre z nich nie są wynikiem lenistwa czy jakiejś celowej niechęci z mojej strony, bo po prostu ich nie rozumie a ja nie potrafię mu wytłumaczyć w taki sposób, aby do niego dotarło. Z resztą nasz związek też nie jest taki jak był kiedyś, głównie z mojej winy, z powodu tych częstych kłótni i mojego braku pracy.

Kotek daje mi po połowie nerwów i radości. Nerwów, bo oczywiście bardzo psoci, siusia nie zawsze tam gdzie potrzeba, zrywa firanki, gryzie, drapie wszystko i w ogóle wyglądam jakbym wpadła w jakiś wielki karton z żyletkami, a radości, bo po tym całym psoceniu przychodzi, mruczy, ociera się o nogi, żeby dać jeść a teraz śpi na moich kolanach mimo, że w nocy szalał i prawie nie spałam przez niego.
Ale najważniejsze, że jest i mogę część mojej "macierzyńskiej" miłości i chęci opieki przelać na niego. Mam też powód aby codziennie wstawać.

Odnośnik do komentarza

~Ona8686
Z resztą nasz związek też nie jest taki jak był kiedyś

To prędzej czy później trzeba będzie popracować nad tym, by takim znowu się stał. Mam nadzieję, że z czasem tak będzie. Ale na razie najważniejsze jest to, żeby udało Ci się dotrzeć do psychologa, i uzyskać jego pomoc, i na tym przede wszystkim trzeba się skupić. A w dalszej kolejności na tych problemach prawnych i finansowych.

~Ona8686
Kotek daje mi po połowie nerwów i radości.

Oooooj...:(

~Ona8686
Nerwów, bo oczywiście bardzo psoci, siusia nie zawsze tam gdzie potrzeba

Kurczę... Dziwi mnie to, bo z tego, co wiem o kotach i z doświadczenia z nimi wynikałoby, że wystarczy po pierwszym takim incydencie z siusianiem posadzić go na kuwecie. Z tym że trzeba to zrobić od razu po tym przykrym zajściu. Zazwyczaj to wystarcza, kotek łapie od razu, o co chodzi, i od tej pory korzysta z kuwety. Próbowałaś w ten sposób?

~Ona8686
gryzie, drapie wszystko i w ogóle wyglądam jakbym wpadła w jakiś wielki karton z żyletkami

Hehe, to masz dokładnie tak jak ja wiele razy wyglądałam przez szanowne, szpiczastouche Osobistości. :) Teraz też czasem mi tosię zdarza, ale jestem ostrożniejsza przy wspólnych zabawach, czasem już wiem, kiedy trzeba cofnąć rękę, a czasem zakrywam ją rękawem bluzki czy swetra.;)

~Ona8686
a radości, bo po tym całym psoceniu przychodzi, mruczy, ociera się o nogi, żeby dać jeść

Ojej...:) To jest takie słodkie, i to mruczenie, i mięciutkie futerko...:)))

~Ona8686
a teraz śpi na moich kolanach mimo, że w nocy szalał i prawie nie spałam przez niego.

Śpi, bo musi się zregenerować po intensywnym wysiłku.:)Mój kiciuś bardzo często szaleje tak, że łomoce na całe mieszkanie, ale jeśli robi to, gdy śpię, to zazwyczaj mnie nie wybudza... Może to jest kwestia przyzwyczajenia? Może Ty też, gdy trochę przywykniesz do tych odgłosów, to nie będziesz reagowała tak, jak teraz, i zaczniesz normalnie przesypiać całą noc?

~Ona8686
Ale najważniejsze, że jest i mogę część mojej "macierzyńskiej" miłości i chęci opieki przelać na niego. Mam też powód aby codziennie wstawać.

Ale ładnie powiedziane...:)

Odnośnik do komentarza

Dużo problemów w naszym związku jest moją winą, więc jak uporam się ze sobą powinno być lepiej.
Z tymi nerwami na kotka to nie jest aż tak źle. Mnie po prostu bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi a mamy w domu prawdziwego bardzo aktywnego psotnika, który musi wszędzie wejść, wszystko dotknąć, zobaczyć, podrapać itd, ale uczymy się żyć ze sobą ;)
Z siusianiem to ze 2 razy się zapomniał w zabawie (to maluch ma ok. 2 miesiące, aczkolwiek duży wielkościowo jak na swój wiek) a ostatnio zareagował po prostu chyba na zmianę żwirku, bo zamiast drewnianego dostał bentonit, ale od soboty znowu ma drewniany i już więcej wpadek kuwetkowych nie było.
Z rękami już lepiej, działa psikanie wodą i głośne mówienie NIE. A jak się "czai" to po prostu zabieram ręce albo idę coś robić ewentualnie podsuwam zabawkę i jest już duża poprawa :) Z nocnymi szaleństwami też coraz lepiej, kociak zaczyna się przestawiać na nasz rytm i około 23.30 jak się kładziemy on jeszcze z pół godzinki hasa po domku a później też się kładzie na swoje posłanko w nogach łóżka. Tylko niestety wstaje razem z TŻtem o 6.30 no i około 7 ja też muszę wstać, bo skacze po mnie, także chodzę lekko niewyspana, bo jestem raczej typem śpiocha.
Do tego centrum interwencji kryzysowej wybieram się znów w sobotę. Z dnia na dzień łatwiej mi się wstaje, mniej mam ponurych myśli, więc myślę, że tym razem przełamię strach i wstyd i przynajmniej tam wejdę.
A jak już wejdę to połowa sukcesu za mną :)

Odnośnik do komentarza

[quote="~Ona8686"]
Z tymi nerwami na kotka to nie jest aż tak źle. Mnie po prostu bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi a mamy w domu prawdziwego bardzo aktywnego psotnika, który musi wszędzie wejść, wszystko dotknąć, zobaczyć, podrapać itd, ale uczymy się żyć ze sobą ;)

To w sumie też tak jak u mojego. I sporo mu z tego zostało, chociaż niby 5 letniemu kotu już trochę nie wypada. ;)

~Ona8686
Z siusianiem to ze 2 razy się zapomniał w zabawie (to maluch ma ok. 2 miesiące, aczkolwiek duży wielkościowo jak na swój wiek) a ostatnio zareagował po prostu chyba na zmianę żwirku, bo zamiast drewnianego dostał bentonit, ale od soboty znowu ma drewniany i już więcej wpadek kuwetkowych nie było.

No to oby tak dalej.

~Ona8686
Z rękami już lepiej, działa psikanie wodą i głośne mówienie NIE. A jak się "czai" to po prostu zabieram ręce albo idę coś robić ewentualnie podsuwam zabawkę i jest już duża poprawa :)

No, takie kociaki uwielbiają zabawę, a z drugiej strony, bardzo jej potrzebują.(jejku, 2 miesiące, to rzeczywiście malutki...:))) Ja do tej pory bawię się z moim kotkiem sznurkiem, jak pobiega za nim i wyhasa się, to od razu jest szczęśliwszy. Ale może te zabawki Twojego kotka są bardziej wypasione. ;)

~Ona8686
Z nocnymi szaleństwami też coraz lepiej, kociak zaczyna się przestawiać na nasz rytm i około 23.30 jak się kładziemy on jeszcze z pół godzinki hasa po domku a później też się kładzie na swoje posłanko w nogach łóżka. Tylko niestety wstaje razem z TŻtem o 6.30 no i około 7 ja też muszę wstać, bo skacze po mnie, także chodzę lekko niewyspana, bo jestem raczej typem śpiocha.

Przepraszam, że być może zachowam się jak typowa marudząca mama, czy nawet babcia... Ale czy to nie za mało snu dla Ciebie? Coś mi się zawsze wydawało, że młody człowiek potrzebuje co najmniej 8 godzin snu.

~Ona8686
Do tego centrum interwencji kryzysowej wybieram się znów w sobotę. Z dnia na dzień łatwiej mi się wstaje, mniej mam ponurych myśli, więc myślę, że tym razem przełamię strach i wstyd i przynajmniej tam wejdę.
A jak już wejdę to połowa sukcesu za mną :)

No to fajnie, że jest postęp. :) Dobrze, że wtedy chociaż przyszłaś pod ich siedzibę. Skoro czujesz się coraz lepiej, to może faktycznie następnym razem zrobisz kolejny krok naprzód i tam wejdzesz, a to już coś.

Odnośnik do komentarza

Kotki są kochane nawet jak psocą i słyszałam, że jak kotek jest "wariat" za młodu to po kastracji owszem uspokoi się trochę, ale i tak będzie szalał i będzie wesoły :) Poza tym mój TŻ się śmieje, że wzięliśmy do domu małego psychopatę, więc odpowiadam, że przecież musi się w rodzinę wpasować :D
2 miesiące to malutki, tak. Tylko, że on ma prawie 1,5kg. Znaczy jak go wzięlismy 2 tygodnie temu to miał niecały kg ale rośnie jak na drożdżach, wcina za 4 (puszkę 400g ma na 1 dzień a i to czasem mało) a jak mu nie chcę dać więcej to miauczy.
Wetka powiedziała, że na razie mogę dawać ile on chce, bo młody jest, ale tak koło 5-6 miesiąca już zacząć ograniczać żeby się nie roztył, no i po kastracji to już koniecznie tylko dawkowanie jak na opakowaniu wg wagi.
Zabawek to mój ma dużo, ale większość jest zrobiona przez nas, tunel 2 poziomowy z kartonów, opakowania na kliszę do zdjęć (wiesz takie białe), lata za tym po panelach bo mu się tłucze, parę miśków, ale to przeważnie jak nie mam czasu (np jak gotuję) sznurek między drzwiami a futryną mu wieszam, doczepiam miśki do tasiemek i to mu wisi jak wędka więc gania za tym tam i z powrotem. No i tam inne, dla niego zabawą jest nawet zwykła rolka po papierze toaletowym czy papierowa torba po bułkach :)

Jeśli chodzi o sen to są ludzie, którzy całe życie wstają po 6 godzinach i są wyspani i szczęśliwi. Ja po 6 ledwo żyję, po 8 jestem jako-taka, po 10+ jestem wyspana i szczęśliwa. I tak mam od zawsze, nawet jak próbowałam spać mniej to nie dawałam rady się przestawić. W wieku nastoletnim potrafiłam kłaść się spać o 20-21 wieczorem, żeby się wyspać i wstać o 6,30 - 7 rano bez problemu do szkoły ;) - oczywiście w środowisku takim jakim mieszkałam niestety byłam uważana za ufo, między innymi właśnie z tego powodu :D
Teraz kiedy nie mam wyjścia i śpię mniej ratuje mnie tylko bardzo mocna kawa na przemian z napojami energetyzującymi. Staram się pić je nie częściej niż 2x w tygodniu, bo to nie zdrowe bardzo, ale czasami po prostu wiem, że nawet ta moja kawa z 3 łyżeczek nie postawi mnie na nogi i sięgam po napój, tu dużo od pogody zależy, bo jednak mam w sobie coś z meteopaty.

Odnośnik do komentarza

~Ona8686
Kotki są kochane nawet jak psocą i słyszałam, że jak kotek jest "wariat" za młodu to po kastracji owszem uspokoi się trochę, ale i tak będzie szalał i będzie wesoły :)

U mojego ten scenariusz się idealnie sprawdził.

~Ona8686
Poza tym mój TŻ się śmieje, że wzięliśmy do domu małego psychopatę, więc odpowiadam, że przecież musi się w rodzinę wpasować :D

Ojoj... Słodki psychopata...:) Hihi, o moim też tak czasem mówią.

~Ona8686
2 miesiące to malutki, tak. Tylko, że on ma prawie 1,5kg. Znaczy jak go wzięlismy 2 tygodnie temu to miał niecały kg ale rośnie jak na drożdżach, wcina za 4 (puszkę 400g ma na 1 dzień a i to czasem mało) a jak mu nie chcę dać więcej to miauczy.
Wetka powiedziała, że na razie mogę dawać ile on chce, bo młody jest, ale tak koło 5-6 miesiąca już zacząć ograniczać żeby się nie roztył, no i po kastracji to już koniecznie tylko dawkowanie jak na opakowaniu wg wagi.

No tak, trzeba trzymać się tych zasad żywienia. Nie można dać się rozmiękczyć w tym przypadku słodkim miauczeniem.;)

~Ona8686
Zabawek to mój ma dużo, ale większość jest zrobiona przez nas, tunel 2 poziomowy z kartonów, opakowania na kliszę do zdjęć (wiesz takie białe), lata za tym po panelach bo mu się tłucze, parę miśków, ale to przeważnie jak nie mam czasu (np jak gotuję) sznurek między drzwiami a futryną mu wieszam, doczepiam miśki do tasiemek i to mu wisi jak wędka więc gania za tym tam i z powrotem. No i tam inne, dla niego zabawą jest nawet zwykła rolka po papierze toaletowym czy papierowa torba po bułkach :)

Nie no to full wypas masz tych kocich zabawek. :) Ja zazwyczaj tylko piłeczki albo sznurka używam... Ale fakt, czasem kot umie też sam sobie znaleźć zabawkę. Mój ma tak też z rzodkiewkami np ;)

~Ona8686
Jeśli chodzi o sen to są ludzie, którzy całe życie wstają po 6 godzinach i są wyspani i szczęśliwi. Ja po 6 ledwo żyję, po 8 jestem jako-taka, po 10+ jestem wyspana i szczęśliwa. I tak mam od zawsze, nawet jak próbowałam spać mniej to nie dawałam rady się przestawić. W wieku nastoletnim potrafiłam kłaść się spać o 20-21 wieczorem, żeby się wyspać i wstać o 6,30 - 7 rano bez problemu do szkoły ;) - oczywiście w środowisku takim jakim mieszkałam niestety byłam uważana za ufo, między innymi właśnie z tego powodu :D
Teraz kiedy nie mam wyjścia i śpię mniej ratuje mnie tylko bardzo mocna kawa na przemian z napojami energetyzującymi. Staram się pić je nie częściej niż 2x w tygodniu, bo to nie zdrowe bardzo, ale czasami po prostu wiem, że nawet ta moja kawa z 3 łyżeczek nie postawi mnie na nogi i sięgam po napój, tu dużo od pogody zależy, bo jednak mam w sobie coś z meteopaty.

Może to jest różnie u różnych ludzi, ale sama widzisz, że Ty masz akurat duże zapotrzebowanie na sen. Moim zdaniem dobrze by było tak pokombinować, żebyś się jednak chociaż te 9 godzin wysypiała... Każdy lekarz Ci powie, że to znacznie lepszy wariant, niż niewysypianie się, a potem szprycowanie się kawą.

Odnośnik do komentarza

przeczytałam to co piszesz i zrobiło mi się Ciebie bardzo żal. Tyle przeszłaś, nawet te prace miałaś takie niefartowne, naprawde ciężkie prace, do tego mało płatne. Jeden człowiek ma określoną wytrzymałość, masz po prostu depresję. Mogę Cię przytulić wirtualnie, cieszę się, że chociaż ten kotek jest dla Ciebie pociechą.
Jak potrzebujesz to pisz tu z nami.
Ten nakaz prac społecznych mnie zdołował. Miałaś i tak ciężkie życie a tu jeszcze Ci dowalili.
Może uda Ci się spotkać jakiegoś przyzwoitego psychologa, próbuj w tym OIK.
Nie wiem też czy opinia psychiatry (z depresją mogą Cię do niego skierować) nie zaszkodzi Ci w przypadku spraw dotyczących opieki nad dziećmi skoro były mąż to takie ziółko :( Ale pisze to na marginesie.

Aha- i jak u kogoś sprzątasz to każ im chować kosztowności i pieniądze. Ludzie sa podli, często zostawiają rzeczy na wierzchu, jak przychodzi hydraulik, pani sprzątające itp., żeby potem było, że to ktoś ukradł.Tacy bywają ludzie :/ Tak więc, jeśli miałabyś znów taką sytuację, że wszystko leży na wierzchu, niech najpierw wezmą i schowają.

Trzymaj się cieplutko i tu pisz. I żyj dla dzieciaków, jak już masz chwile zwątpienia to myśl o nich :) Dla dzieci warto żyć. I nie opieraj się na facecie. W sobie szukaj oparcia i buduj swoją sieć wsparcia. Mi bardzo pomogło kiedyś pisanie z jedną dziewczyną z internetu.

Sama mam kłopoty, muszę szybko znaleć pracę i ciągle ją tracę, ale jak dam rade to będę tu zaglądać.
Trzymaj się, przytulam Cię jeszcze raz :) pa
ps.ja jak nie ma mnie kto przytulić to sobie przed snem wyobrażam, że mnie przytula. Podobno nasze ciało czasem nie rozróżnia tego co sobie wyobrażamy od tego jak jest.:) Więc może ten sposób działa.

Odnośnik do komentarza

Dziękuję Ci bardzo za wsparcie :* Potrzebowałam takich ciepłych słów.
No i niestety nie pojechałam do OIK. W piątek pokłóciłam się bardzo z TŻtem i całą sobotę przeleżałam w łóżku. Nie ugotowałam nawet obiadu, nie zrobiłam dosłownie nic. W niedzielę po sobotniej "głodówce" TŻ grzecznie poprosił o zrobienie obiadu, więc wstałam i zrobiłam, ale też nie wiele ponadto. Miałam pójść do urzędu pracy i też nie poszłam (zaczynam czuć obrzydzenie do siebie z tego powodu), jutro się zmuszę i pójdę. No i MUSZĘ odrobić te godziny, bo już kuratorka dzwoniła dlaczego jeszcze nie zaczęłam i musiałam zrobić to, czego bardzo nie lubię. Skłamać. Powiedziałam, że jestem chora.

Jeśli chodzi o pracę to ja więcej sprzątania się nie podejmę a w każdym razie na pewno nie takiego prywatnego u kogoś w domu.

zni
I nie opieraj się na facecie. W sobie szukaj oparcia i buduj swoją sieć wsparcia. Mi bardzo pomogło kiedyś pisanie z jedną dziewczyną z internetu.

Na facecie to się nie mam co opierać jak na razie.
Kiedyś również pisałam, ale z mężczyzną (sporo starszym, bo już po 50) na początku było bardzo fajnie pisaliśmy o podróżach o tym co nas w życiu boli, ale później on zmienił styl pisania i przestałam odpisywać, nie spodobało mi się w jakim kierunku zmierza tym bardziej, że poprosił mnie o zdjęcie z całą sylwetką, bo wcześniej wysłałam mu takie, na którym było widać praktycznie tylko twarz. On mi wysyłał swoje z różnych miejsc, bo sporo podróżował, no ale tak czy owak - na cholere mu cała moja sylwetka. Nie odpisałam mu wtedy, on napisał jeszcze ze 2 maile i tez przestał.
A innym razem pisałam z dziewczyną, która tak jak ja była z Krakowa. Miałyśmy podobne problemy itd ona też bała się trochę wychodzić, ale co chwila mi pisała, że była a to u kogoś na imieninach a to w knajpce z koleżanką z bloku a to jeszcze gdzieś a jak ja chciałam umówić się na spotkanie (w miejscu publicznym) to zawsze odmawiała, bo ona boi się wychodzić... więc też w końcu dałam spokój, tym bardziej, że nie chciała nawet przez skype porozmawiać, żebyśmy mogły się chociaż usłyszeć albo usłyszeć + zobaczyć, albo chociaż popisać "w czasie rzeczywistym".

zni

ps.ja jak nie ma mnie kto przytulić to sobie przed snem wyobrażam, że mnie przytula. Podobno nasze ciało czasem nie rozróżnia tego co sobie wyobrażamy od tego jak jest.:) Więc może ten sposób działa

Cóż ja mam swoją ulubioną małą poduszkę i do niej się przytulam, jeśli pokłóciłam się z TŻ to dodatkowo przywołuję twarz ulubionego aktora (tzw. bezpieczne zauroczenie) i wyobrażam sobie, że to on mnie przytula i tak zasypiam. Rano budzę się czując się lepiej - pomaga zawsze.

Odnośnik do komentarza

Hej, nie czuj do siebie obrzydzenia z powodu tamtych niezałatwionych wcześniej spraw. W Twoim stanie pewnie niełatwo zmobilizować się do jakiegoś działania, a ostatnio przez te kłótnię z partnerem było Ci jeszcze ciężej. Nie ma co się załamywać, trzeba próbować dalej, aż się uda.

Skoro ta kuratorka tak Cię ponagla, to może dobrze byłoby się jak najszybciej zabrać za te odrabianie godzin? A jak tam z tym OIK poszło, próbowałaś już coś tam załatwiać?

Mam nadzieje, że polepszyło się coś u Ciebie, że pogodziliście się, a kotek dalej bryka. ;)

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...