Skocz do zawartości
Forum

Potrzebuję pomocy z problemami


Gość amelia

Rekomendowane odpowiedzi

Nie mam pojęcia gdzie mogę o tym napisać bo nie jestem typem osoby, która zwraca się po pomoc do innych. Wolę radzić sobie sama, niestety dalej już w ten sposób nie jest możliwe funkcjonować. Złe samopoczucie ciągnie się za mną od kiedy pamiętam. Albo właściwie i nie, z pamięcią mam takie problemy, że nie jestem w stanie sobie przypomnieć co robiłam wczoraj wieczorem lub po południu. Nie pamiętam co robiłam rok temu, dwa lata temu, miesiąc temu, tydzień temu i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Jestem na etapie gdzie zapominam co chciałam zrobić lub o czym myślałam przed chwilą. Nie zdarza mi się to kilka razy w ciągu dnia tylko cały czas. Moja głowa to tłok myśli i niekończących się, męczących
głosów. Nie wiem kim jestem. Wiem co teraz myślicie. Delikatnie mówiąc żalę się i potrzebuję atencji. Nie mam ani jednej osoby, której jestem w stanie zaufać,
dlatego anonimowy wpis to jedyne co mi zostaje. Mam rodziców, owszem, są bardzo kochanymi osobami. Uwielbiam spędzać z nimi czas i dyskutować, ale nie ufam im. Obwiniam o to traumy, ale sama do końca nie wiem dlaczego tak jest. Miałam bardzo traumatyczne dzieciństwo. Nie napiszę o tym tutaj bo to nadal trudny temat do przełknięcia dla mnie. Na pewno wiele to zmieni więc dodam, że niedawno skończyłam 14 lat. Krążę i gubię się, to dlatego, że mam miliony wątków
w głowie. Pozwólcie, że przejdę do sedna, a gdy coś istotnego znów do mnie wróci, po prostu o tym wspomnę. Mam bardzo silne poczucie odrealnienia. Towarzyszy mi przy każdej czynności. Nie jestem w stanie do końca tego wytłumaczyć. Czuję się, jakbym znajdowała się w kompletnie innym miejscu niż biurko, przy którym właśnie siedzę i wylewam swe żale. Jakbym latała, ale wcale nie jest to takie przyjemne jak sobie wyobrażałam za gówniaka. Towarzyszy mi przy tym brak fizycznego bólu (w środku mnie dzieje się niestety na odwrót, jakkolwiek to brzmi) przez co często dochodziło do autoagresji. Tak samo radziłam sobie z napadami płaczu albo niesamowitego przygnębienia. Pamiętam, że kilka lat temu była
to próba zwrócenia uwagi, teraz nie byłabym w stanie pokazać moich ran komukolwiek. Myśl o tym, że ktoś mógłby je zauważyć przez moją nieuwagę kosmicznie mnie przeraża. W ten sposób wiem, że to próba odreagowania tego co jest we mnie.
Byłam kiedyś w relacji z chłopakiem. Kiedy przez przypadek zauważył szramy, zaczął je z całej siły drapać i strzelił tak zwanego "focha". Bardzo głęboko zapadło mi to w pamięć. Kiedyś mama bardzo często mówiła mi o tym, że cięcie się jest nieodpowiednie, ostrzegała mnie przed tym i mówiła, że to żadna ucieczka od problemów. Wtedy jeszcze tego nie robiłam i podzielałam jej zdanie. Myślałam, że tak będzie zawsze. Oprócz odrealnienia, jestem niezwykle zmęczona.
Sypiam normalnie i mówiąc normalnie mam na myśli 8 no minimum 7 godzin. To naprawdę dużo dla mnie. Kiedyś zdarzało się, że nie spałam dwa dni albo kładłam się o 7 nad ranem. Codziennie. Jednak przed tym okresem braku snu
(przed wakacjami) moje samopoczucie nie różniło się wcale. Wtedy jedynie miałam jeszcze siłę płakać. Teraz łzy wydają się coraz rzadsze, niestety bo bardzo koiły nerwy. Wracając, pomimo zwykłego snu jestem potwornie zmęczona. Nie
pomaga nic. Żadne witaminy, żadna kawa, ćwiczenia na rozbudzenie, drzemki. Próbowałam chyba wszytkiego co mogę na własną rękę. Miałam robione badania i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Mama myślała swojego czasu, że mam anemię,
no ale wyszło, że nie. Kolejna rzecz to głosy w głowie, ciągłe poczucie czyjejś obecności, (teraz czuję jakby ktoś znajdował się bardzo blisko mojego karku, co jest niemożliwe) niepokój nieodstający mi na krok i częste zwidy.
Na pewno jest tego więcej, na daną chwilę nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Wydaję mi się, że to spowodowane poprzednimi przypadłościami, ale miewam to od maluszka. Od kiedy miałam 6/7 lat i kładłam się do łóżka. Słyszałam
niezrozumiałe szepty w mojej głowie, bałam się i szłam spać z mamą, przy włączonym telewizorze. Nadal muszę mieć włączone coś w tle, żeby to zagłuszyć, najczęściej jakiś podcast albo "comfort film". Nigdy nikomu o tym nie mówiłam.
Przeczytałam w internecie, że to normalne i wielu ludzi tak ma kiedy kładzie się spać, to mnie uspokoiło. Poza tym przywykłam. Założę się, że połowa z was mnie wyśmieje bo też tak macie, no ale nigdy nie rozmawiałam o tym z nikim,
więc nie wiedziałam ://. Asystuje mi również nagminne przygnębienie, smutek, żal. Czuję to we mnie całej, najbardziej klatce piersiowej. Nie umiem tego wytłumaczyć. Śmieję się, rozśmieszam innych, dodaję im otuchy, uśmiecham, czasem
nawet wyśmiewam. Pomimo wyszczeszczu na twarzy i śmiechu nie odczuwam szczęścia. Owszem, jest ta napływająca radość ale jakby przykrywa ją całkowicie ból i wszystkie negatywne emocje. Na zewnątrz tego nie widać no bo niby jak.
Nie jestem szczęśliwa. Ale byłam. Był okres w moim życiu, gdzie byłam naprawdę szczęśliwa. Nie ma tego od dwóch lat w ogóle. Ani razu nie użyłam zwrotu "jestem szczęśliwa", chyba, że ironicznie lub by skłamać.
Nie okazuję słabości na codzień. Wiem jacy są ludzie. Gdyby wiedzieli co mnie boli i dręczy po prosty wykorzystywali by to po kolei. Pasuje mi fakt, iż każdy myśli o mnie jak o beztroskiej, szczęśliwej trochę głupiej dziewczynie.
Szczególnie wrogo nastawione do mnie osoby. Uspokaja mnie to, że nie znają moich słabości. Teraz będą wiedzieli o tym przypadkowi ludzie z internetu, cóż za ironia. Każdy dzień wygląda tak samo, nawet kiedy robię różne rzeczy.
Nie czuję, że tu jestem i to piszę, nie widzę konsekwencji w niczym, często nie odróżniam różnych rzeczy, mylę "dobro" i "zło". Widzę, jak bardzo wszystko o czym tutaj mówię, potrafi się wykluczać nawzajem i nie trzyma się żadnej kupy.
Znikają moje ambicje, pasje. Byłam perfekcjonistką, teraz wszystko mi jedno. Plany o wymarzonej szkole są już odległe. Nie jestem w stanie się uczyć bez paniki. Nie mogę się skupić na niczym. Ten tekst jest idealnym przykładem.
Jednak jak mam się skupić z tym natłokiem przemyśleń? Nie wyleję tego na papier, bo jak widać, nawet nie umiem pisać. Przecinki, kropki i wszystko inne stawiam intuicyjnie. Nie pamiętam żadnych podstaw. Niedługo egzaminy a ja siedzę
w gównie. Kochałam rysować. Spędzałam przy tym grube godziny, słuchając muzyki lub rozmawiając z kimś. Taką też planowałam szkołę. Z rysowaniem. Nie ma opcji, wszystko przepadło. Siadając przy kartce, również dostaję ataków paniki, bo nic mi się nie
udaje. Jakiś czas temu pomyślałam o dodatkowych zajęciach z rysunku, i na takie zostałam zapisana. Pierwsza myśl - będę z innymi ludźmi, którzy są po to by przekazać mi wiedzę i pomóc. Nie będzie czasu na zmartwienia tylko praca
i praca. Tak też było. Nauczyciele przemili, z pasją, do rany przyłóż. Mój strach przed nowymi ludźmi, niechęć wychodzenia z domu i poprzednie kłopoty, zwyciężyły. Mało rzeczy żałuję. Fakt, że jest już za późno bym dostała się do jakiejś
szkoły plastycznej, za późno na zajęcia, które by mi w tym pomogły są jednymi z tych mniejszości. Psycholog mówiła, żebym się tym nie przejmowała ale ja naprawdę chcę się uczyć. Lubiłam się uczyć czegokolwiek i rozwijać. Nie jestem
już w stanie. Nie jestem w stanie czytać książek, które również kochałam. Czasami bywam za leniwa by włączyć gramofon. Nie mam siły. Miewam dni, nawet tygodnie gdzie się nie myję, nie wstaję z łóżka, tylko leżę i płaczę. Potem zaczynam "żyć"
nadal przy tych wszystkich utrudnieniach, wychodzę z tymi samymi znajomymi, nawet czasem wezmę się za pracę domową. I tak próbuję przetrwać, aż nagle się poddaję i leżę. Często staję na łóżku, patrzę w ścianę i myślę o tym jak
przestałam widzieć sens w czymkolwiek. Wyobrażam sobie, że jestem kimś innym, wyobrażam sobie duże emocje, siebie wykonującą ukochane czynności i wyglądającą jak kiedyś. Byłam naprawdę ładna. Przynajmniej tak mi się zdaję. To w czym
tkwię bardzo mnie zniszczyło także na zewnątrz. Wspominałam wcześniej o strachu przed ludźmi, prawda? Naprawdę boję się komunikować z innymi. Nie licząc najbliższych kilku osób. Kiedyś taka nie byłam. Nie bałam się nikogo i niczego.
Chcę do tego wrócić. Jak patrzę na całość tego co napisałam, wydaję mi się, że jestem dzieciakiem z chwilowym załamaniem. Śmiałam się kiedyś z takich ludzi jak ja teraz. Naprawdę czuję jakbym  umarła. Jest skóra i kości, głos
i uśmiech, ale nie ma mnie. Albo zniknęłam całkowicie, albo staram się wydostać resztkami sił z całego syfu. To wszystko co napisałam nawet nie jest ćwiartką moich zmartwień a i tak jest niebywale skrócone. Musicie mi uwierzyć, nie
jestem w stanie więcej napisać. Jedyne co mnie jeszcze trzyma na świecie to nadzieja, filmy, moja luba, rodzina, niespełnione ambicje. Byłabym wdzięczna gdyby ktoś był w stanie powiedzieć co się dzieje. Nie chodzi o diagnozę, ale
jakiekolwiek podejrzenia, bo kompletnie nie wiem na czym stoję. Narazie dostałam skierowanie do psychiatry, mam wizytę niedługo ale jest coraz gorzej. Potrzebuję bardzo szczerych opinii i przemyśleń na mój temat. Chciałabym dodać
tak wiele ale myślę, że zdecydowanie wystarczy. Gratuluję każdemu kto przeczytał, w miarę się połapał i zdecyduje się coś dodać. Z góry dziękuję. Pozdrawiam, życzę miłej i spokojnej nocy.
PS Zdaję sobie sprawę, że z moją pisownią jest bardzo źle. Nie obrażę się za jakiekolwiek uwagi. Uznaję to za warte dodania. 

 

 

Odnośnik do komentarza

Hej!  10 lat temu, kędy byłam nastolatką, miałam zupełnie takie same odczucia o których wspominasz, i też problem z autoagresja. Chodziłam na terapię, została u mnie zdiagnozowane zaburznie adaptacyjne wywołane sytuacja traumatyczna gwałt) i depresja. Jeśli masz możliwość zwróć się do psychologa szkolnego albo znajdź psychologa z NFZ. Nie musisz wpominac na razie rodzica, jeśli nie chcesz, ale na pewno warto będzie mieć w nich wsparcie. Kiedy rozpoczniesz terapię powoli będzie się poprawiać. Polecam nurt psychologi poznawczo-behawioralnej. Taka terapia nauczy cie radzić sobie z emocjami w bardzo praktyczny sposób. Trzymam kciuki za Twój powrót do poczucia realności i warto zacząć już dziś, bo naprawdę istnieją profesjonaliści, którzy pomogą tak, że już po kilku miesiącach poczujesz ulgę. Warto na terapię pochodzić nawet kilka lat. Terapia poznawczo-behawioralna skupia się na bieżącym problemie i nauce rozwiązywania go. Nie będzie nadmiernego grzebania w przeszlosci, nie ma sensu się retraumatyzowac. Choć teraz tego tak nie czujesz, jesteś tu i teraz i warto to tu i teraz przeżyć jak najlepiej, ucząc się jak robić to najbardziej funkcjonalnie dla Ciebie. 

Odnośnik do komentarza

Hej!   10 lat temu, kędy byłam nastolatką, miałam zupełnie takie same odczucia o których wspominasz, i też problem z autoagresja. Chodziłam na terapię, została u mnie zdiagnozowane zaburznie adaptacyjne wywołane sytuacja traumatyczna gwałt) i depresja. Jeśli masz możliwość zwróć się do psychologa szkolnego albo znajdź psychologa z NFZ. Nie musisz wpominac na razie rodzica, jeśli nie chcesz, ale na pewno warto będzie mieć w nich wsparcie. Kiedy rozpoczniesz terapię powoli będzie się poprawiać. Polecam nurt psychologi poznawczo-behawioralnej. Taka terapia nauczy cie radzić sobie z emocjami w bardzo praktyczny sposób. Trzymam kciuki za Twój powrót do poczucia realności i warto zacząć już dziś, bo naprawdę istnieją profesjonaliści, którzy pomogą tak, że już po kilku miesiącach poczujesz ulgę. Warto na terapię pochodzić nawet kilka lat. Terapia poznawczo-behawioralna skupia się na bieżącym problemie i nauce rozwiązywania go. Nie będzie nadmiernego grzebania w przeszlosci, nie ma sensu się retraumatyzowac. Choć teraz tego tak nie czujesz, jesteś tu i teraz i warto to tu i teraz przeżyć jak najlepiej, ucząc się jak robić to najbardziej funkcjonalnie dla Ciebie. 

Odnośnik do komentarza

Piszesz ze rodzice sa kochani po czym, że mialas traumatyczne dzieciństwo? Wybacz ale bez rozlozenia traum na części pierwsze nic się nie da zrobić. Psycholog mi powiedział że każde wydarzenie, każda trauma z nawet bardzo wczesnego dziecinstwa czy glebokiej przeszlosci ma wplyw na ksztaltowanie się osobowości. Po dalszej analizie tekstu, nie chce tu stawiac błędnej diagnozy nie mam do tego prawa ani skonczonej psychiatrii ale widzę tu coś z zaburzeń z pogranicza borderline.  I radzę udać się do psychologa badz najbliższego psychiatry. Nie mówię że to Ci pomoże bo mi nie pomogło ale zawsze to rozmowa i poczujesz ulge. Drugą alternatywą którą stosuję od lat jest pisanie w zeszycie, kup zwykly zeszyt i pisz w nim gdy Ci jest źle, wszystko to co w tobie siedzi. To będzie tylko twoje A tobie będzie naprawde lżej na sercu. Powodzenia 

Edytowane przez abandoned
Odnośnik do komentarza

Jestes tu jeszcze? Moze zagladasz, moze inne dziewczyny przeczytaja. W kazdym razie, takie zmiany oczywiscie jak najbardziej psychika, ale zanim pojdziesz do psychiatry lub psychologa, idz moze do ginekologa albo endokrynologa. To wyglada na zmiany hormonalne. Tak kobiety w czasie menopauzy jak i dziewczeta w czasie dojrzewania maja problemy z hustawka hormonow. A to idzie strasznie na psychike. To wyglada na to, ze masz przewage progesteronu i za malo estrogenu. Wcale tak nie musi byc. Prosilas o opinie, wiec to jest moje zdanie. To tylko przypuszczenia. Wiec podchodz prosze do tego z dystansem. Pozdrawiam

 

 

Cytat

 

 

 

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...