Skocz do zawartości
Forum

Nie mam już siły


Gość Toska

Rekomendowane odpowiedzi

Nie mam już siły. Jestem wyczerpana. Całym moim życiem, które w ogóle nie powinno było się zacząć. Ciągłymi kłopotami. Stresem, który trwa nieprzerwanie przez całe moje życie i nie pozwala mi już oddychać. Tym, że nigdy nigdzie nie było i nie ma dla mnie miejsca. Tym, że ciągle jestem tą gorszą i niepotrzebną. I jeszcze to ciągłe upokorzenie…

Wszystko co robiłam by było lepiej, póki jeszcze miałam siłę walczyć, zawsze kończyło i kończy się źle. Jakieś 1,5 roku temu zaryzykowałam i znowu przegrałam. To była moja ostatnia deska ratunku. Na odmianę życia. Na to, żeby w ogóle żyć mi się zachciało. Ale tak się nie stało. Tylko oberwałam, jak zawsze. Teraz już nic nie potrafię wymyśleć. I jest mi wstyd, że znowu to właśnie mi nie wyszło. Choć tak bardzo się starałam. Widać nie wystarczyło.

Jestem sama. Absolutnie. Nie mam, gdzie szukać pomocy, nie mam żadnego schronienia ani oparcia. W nikim i niczym. Nie umiem też sama sobie pomóc. Nie umiem już się pocieszyć ani przekonywać samej siebie, że sobie poradzę. Bo nie mam już siły. Bo wiem, że dobrze nie będzie. Za długo jest źle.

Ta samotność już mnie zjadła. Nie mam nikogo. Nikogo, kto stałby po mojej stronie, komu by na mnie zależało. Całymi dniami nie mam nawet z kim porozmawiać, tak zwyczajnie pobyć. Nie pamiętam, kiedy ktoś do mnie zadzwonił. Mogę zniknąć. Nikt nie zauważy.

Boje się strasznie. Okrutnie się boje. I nie mam nawet komu o tym powiedzieć. Tak bardzo chciałam się jakoś ratować. Naprawdę. Teraz nie mam wyjścia. Nie zniosę więcej. Żałuję tylko, że nikt na koniec mnie nie przytuli.

Odnośnik do komentarza

Pamiętaj że zawsze po burzy wychodzi słońce 

Może wydaje ci się że nie masz wyjścia w obecnej sytuacji Ale problem leży tylko w twojej głowie 

W tym jak myślisz

Myślami kreujesz wszystko samopoczucie nastrój zachowanie i całe życie

Że wszystkiego jest wyjście 

Skonczenie że sobą nie jest żadnym rozwiązaniem

Wszystko możesz zmienić bo całe twoje życie zależy tylko od Ciebie 

Przytulam Cię mocno 

Wierzę że sobie poradzisz 

Odnośnik do komentarza

Czesc Toska,

Co Ty wygadujesz za glupoty, ja co chwile, jak bede patrzyc na telefon, to zauwaze czy jestes, czy odpisalas, czy Cie nie ma. Naprawde, zadko kiedy tu sie udzielam, ale jak mnie cos/ktos chwyci za serce, to chetnie popisze z takim czlowiekiem. Tylko, ze jakos kazdy chce pomocy, chce pogadac, a jak juz sie na to zdobede i napisze, to juz nikt nie odpisze. Ludzie, jestescie w dolku, to piszcie, widzisz ze chce z Toba pogadac. Zycie jest okrutne czasami, a czasami sami sobie kladziemy kamienie pod nogi. Jakby nie bylo, dziewczyno daj znac. Glowa do gory, zobaczysz, zawsze jest jakies wyjscie. Daj mi/nam szanse Tobie pomoc. 

Pozdrawiam Cie.

Odnośnik do komentarza

Hej,

Jakie masz klopoty? To z ich powodow czujesz tak silny stres? Dlaczego czujesz sie upokorzona? Co zrobilas 1,5 roku temu, co bylo ryzykiem, i ostatecznie nie wyszlo? Moze nie bylo to takie straszne, i nie ma sie czego wstydzic? Masz prace? Masz jakas rodzine, ojca, matke, brata, siostre? Mysle, ze przydalo by sie, zebys napisala tu wiecej konkretnych informacji. Ale z tego co juz napisalas, to przydalaby Ci sie psychoterapia, i psychiatra, szczegolnie, ze masz mysli samobojcze, ale nie tylko dlatego.

Odnośnik do komentarza

Piszesz strasznie enigmatycznie. Widać że masz problemy, że życie Cię przytłacza. Ale skoro już napisałaś, to czy mogłabyś i chciałabyś się z nami podzielić tymi problemami? Opisać co ryzykowałaś 1.5 roku temu i co znowu nie wyszło? Czy masz rodzinę? Coś więcej napisać nam. 

Jesteś w dobrym miejscu i myślę że gdybyś naświetliła te problemy byłoby łatwiej się odnieść. 

 

L'amore non ha un senso, L'amore non ha un nome , L'amore bagna gli occhi, L'amore riscalda il cuore
L'amore batte i denti, L'amore non ha ragione
L'amore esiste...

Odnośnik do komentarza
W dniu 20.10.2020 o 18:46, Gość Toska napisał:

Wszystko co robiłam by było lepiej, póki jeszcze miałam siłę walczyć, zawsze kończyło i kończy się źle. Jakieś 1,5 roku temu zaryzykowałam i znowu przegrałam

Witaj Toska. Co się zadziało ?

W dniu 20.10.2020 o 18:46, Gość Toska napisał:

Jestem sama. Absolutnie. Nie mam, gdzie szukać pomocy, nie mam żadnego schronienia ani oparcia. W nikim i niczym. Nie umiem też sama sobie pomóc. Nie umiem już się pocieszyć ani przekonywać samej siebie, że sobie poradzę. Bo nie mam już siły. Bo wiem, że dobrze nie będzie. Za długo jest źle

W zasadzie po całości twojego wątku można (tylko) wywnioskować że masz depresję. Czy byłaś u lekarza psychiatry lub u psychologa ze swoimi problemami? Pzdr

Odnośnik do komentarza

Nie da się tego wszystkiego tak po prostu opisać. Jest tego za dużo. W moim życiu zawsze było źle. Zawsze.

Zaczęło się właściwie, gdy tylko się urodziłam. Od razu nie spełniłam oczekiwań. Nie urodziłam się chłopcem. Ojciec więc mnie nie chciał, z resztą moi rodzice i tak się rozwiedli. Zawsze dla mojej rodziny inne dzieci, osoby były lepsze. Matka moje życie na każdym etapie zamieniała w piekło. Już gdy byłam kilkuletnim dzieckiem ciągle i o wszystko na mnie wrzeszczała. Potrafiła dniami nie odzywać się do mnie, ignorować z czułością zajmując się moją siostrą. Ją zawsze traktowała i traktuje inaczej.  Nie ważne, że płakałam i kompletnie nie rozumiałam o co chodzi. Do tej pory nie wiem.

Potem nie było lepiej. Szkoła i kolejne awantury. Długo byłam wzorową uczennicą. Ale to też nie wystarczało. Awantura za 4, upokarzanie przy rówieśnikach, awantura bo ma zły humor, awantura i dręczenie bo… tak sobie przyjęła. W domu bałam się zrobić cokolwiek. W szkole nie było lepiej. Byłam dręczona. Bo biedniejsza, bo brzydsza (matka nigdy nie pozwalała mi wyglądać dziewczęco musiałam nosić krótkie włosy), bo rodzice rozwiedzeni. W dodatku ogromny stres, że coś z nauką pójdzie nie tak i w domu też będą kłopoty. Byłam sama.

Ale uczyłam się nie tylko dlatego. Liczyłam, że gdy dostane się do dobrego liceum będzie lepiej. Było tylko gorzej. Tam, mimo że mnie przyjęli od razu mnie skreślili. Bo biedna, bez perspektyw i w ogóle gorsza. Ciągle słyszałam, że nie zdam matury, że jestem do niczego. Niektórzy nauczyciele z miejsca stawiali mi 2 dodając, że powinnam być wdzięczna, że nie 1 bo i tak nic nie umiem. Więc przestałam się uczyć. Bałam się iść do szkoły i bałam się wracać do domu. W szkole upokarzali mnie nauczyciele i rówieśnicy. Nikt z klasy właściwie ze mną nie rozmawiał. Zdarzyło się, że byłam wytykana palcami. I byłam w fatalnym stanie. Byłam jak zoombie. Dosłownie. Ciągle płakałam, bałam się i nie byłam w stanie nic robić. Czasem nawet wstać z łóżka. Wtedy matka stwierdziła, że musze radzić sobie sama. Oczywiście nie szczędząc mi kolejnych awantur, bo robię kłopoty. Była, gdy były czerwone paski (zawsze słyszałam, że to wszystko dzięki niej choć nic tak naprawdę nigdy nie zrobiła), gdy sytuacja się zmieniła potrafiła robić tylko kolejne awantury. Potrafiła nawet wystraszyć mnie w nocy budząc nagle i ze złością, bo zostawiłam sobie zapaloną lampkę na noc. Tak bardzo się bałam.

Od tego momentu oliwy do ognia zaczął dolewać też mój ojczym. W tym czasie matka zaczęła układać sobie życie. Z czasem przeszkadzałam coraz bardziej. I ciągle byłam z tym wszystkim sama. Nawet nie miałam z kim o tym wszystkim porozmawiać. Tak bez skreślania mnie. Bez ciągłego upokarzania. Bez etykietki dziewczyny drugiej kategorii. Nie miałam, jak się ratować. Pasji mieć nie mogłam, nie było mnie stać. Z resztą zawsze wszystko było tylko moja fanaberią. Ale siostra mogła już chcieć i mieć i tez mogła mnie upokarzać.

Odnośnik do komentarza

Potem jednak maturę zdałam. Ale wahałam się czy pójść na studia. Złamali mnie. Wiedziałam tez że i tak nie mam perspektyw. Ale co innego można robić po ogólniaku. Poszłam więc na studia. Nie miałam jednak znajomych. Trudne to jest, gdy codziennie dojeżdża się na zajęcia. Nikt nie chciał mnie wesprzeć, miałam tylko bardzo skromne stypendium, więc wszystko było poza mim zasięgiem. Jakoś ten czas przewegetowałam. Na studiach przynajmniej nikt się nade mną nie znęcał. Na wydziale czułam się w miarę bezpiecznie.

Po studiach nie mogłam znaleźć pracy. Więc były kolejne awantury. Jak już się coś znalazło to albo psychopatyczny szef, albo słuchawka. Miesiącami jednak pracy nie miałam. I były kolejne awantury. Żyłam z wiecznie za małych oszczędności i oczywiście musiałam do czegoś się w domu dołożyć. Zawsze było za mało i złe. Awantura, że nie kupuje jedzenia, a gdy kupiłam nikt nie jadł. Nie pracowałam i nikt nie pytał, czy mam za co żyć. I byłam z tym wszystkim sama. Lata spędziłam sama w pokoju jak w karcerze. Cieszyłam się, gdy zadzwonił jakiś ankieter, mogłam porozmawiać. Płakałam wyłam, zaczęłam gadać do samej siebie. Zaczęłam więc słuchać, że jestem wariatką i powinnam się leczyć.

Nie mogłam i nie mogę nadal znieść tego wszystkiego co fundowała i funduje mi rodzina. Tego że matka zrobiła ze mnie najgorszą. Kuzyn kiedyś się wygadał i powiedział mi co rozpowiada o mnie matka i jej facet. Siostra z reszta też. Myślałam, że padnę. Nigdy nic nie zrobiłam. A zawsze byłam tą durną, złą, dziwką.  Nie mogłam mieć dobrego humoru, trzeba było mi go zepsuć. Matka odsunęła mnie od rodziny, od wszystkiego. Wszystko ma być tylko dla mojej siostry. Nic dla mnie. Czego bym nie zrobiła i tak przedstawi w złym świetle. Nawet nie ukrywa satysfakcji gdy jest mi źle. Oczywiście przy ludziach odstawia szopkę matki idealnej. Wtedy czuje się jeszcze gorzej.

Wtedy przy życiu trzymała mnie tylko myśl o wyjeździe. Po kilku latach oszczędzania wyjechałam na drugi koniec kraju. Z jedną walizką, bez pracy, bez nikogo znajomego na miejscu, z bardzo ograniczonymi środkami. Chciałam się ratować. I nie wyszło. Już po kilku miesiącach musiałam zmienić mieszkanie przez współlokatorów. Już kilka razy przy wynajmie oszukali mnie na pieniądze. Dobre prace są poza moim zasięgiem. Ludzie, na których trafiłam i niestety zaufałam okazali się fałszywymi przyjaciółmi. Znów zdarzyło się nie mieć pracy, przez moment nie miałam się, gdzie podziać. I znowu jestem sama. Nie mogę nikomu o tym wszystkim powiedzieć. Nie zamierzam słuchać satysfakcji matki w słuchawce. Gdy mam zadzwonić robię się chora. Nie chce tam wracać. Gdyby nie babcia zerwałabym całkiem kontakt. I tak słyszę ciągle jak im beze mnie dobrze. No i o co mi chodzi. I wiem, że cała odpowiedzialność za to spadnie tylko na mnie, mimo, że nic nie zrobiłam. To co oni mówią to jedyna prawda.

I jestem tym załamana. Nie wiem, jak sobie pomóc. Wszystko poszło na marne, nic się nie udało. Już nawet nie płaczę. Nikogo tez nie proszę o pomoc. Nowi znajomi w obawie, że to zrobię przestali zauważać, że istnieje. I tak bym tego nie zrobiła. Byłoby mi wstyd.

Nie mam już siły. Za dużo tych kłopotów. Nie wiem co z tym wszystkim zrobić. Już próbowałam, nie wyszło. Ledwo daje sobie rade. Nie mam skąd wziąć siły. Nie wiem po co. Nic się nie zmienia. Nie mogę już tak dłużej. Nie udało mi się to życie. Wyjazd miał zmienić dużo, był moja nadzieją, ostatnią deska ratunku. Nic z tego. Po prostu czuje, że nie dam tak dłużej rady. Samotność mnie zje. Nawet nie mam niczego dobrego do wspominania. To nie jest życie. Tyle.

Odnośnik do komentarza

Mialas okropne dziecinstwo i mlodosc, bardzo Ci wspolczuje, szczegolnie matki, ktora zamiast byc dla Ciebie najwiekszym wsparciem, cale zycie Cie niszczyla. Potem nie mialas szczescia do ludzi, niestety, co tylko Cie dobilo psychicznie. Czesc z nich okazalo sie falszywymi przyjaciolmi, czesc z nich oszukalo Cie finansowo. Bardzo to wszystko jest smutne, ale to nie oznacza, ze wszyscy tacy sa. Jest na swiecie wielu fajnych, wartosciowych ludzi, i w koncu na takich trafisz. Nie musisz sie poddawac i w tym momencie wszystkich ludzi skreslac.

Jednak po tylu przejsciach ciezko Ci bedzie odzyskac wiare w czlowieka, poradzic sobie ze strachem, z poczuciem bycia gorsza, z upokorzeniem, z uczuciem samotnosci, bolem wewnetrznym, zranieniem, poczuciem beznadzieji, z wieloma trudnymi rzeczami, ktore sie w Tobie dzieja. Bedziesz potrzebowala psychoterapii, zeby sie z tym wszystkim uporac. Z taka pomoca za jakis czas bedziesz mogla zupelnie inaczej spojrzec na swiat, zycie, siebie, ludzi. Bedziesz mogla zobaczyc, ze tak naprawde nie potrzebujesz innych, zeby byc szczesliwa sama ze soba, i w zwiazku z tym przestaniesz sie bac samotnosci i nie bedzie Cie ona dobijac, tak jak teraz.

Mysle, ze ten wyjazd to byl dobry krok, niewazne, ze sie nie udalo, czy ze nie poszlo to tak jakbys chciala. Dobrze, ze probujesz miec swoje zycie. Im wiecej bedziesz probowala, tym wieksza bedziesz miala w tym wprawe, wiecej doswiadczenia i pewnosci siebie z tym zwiazanej, wiec tym wiecej bedzie Ci sie udawalo. Zreszta, juz teraz mozesz spojrzec na to inaczej. Zobacz, bylas taka przybita psychiczna przez matke i wszystko inne, co Cie w zyciu spotkalo, a mimo to odnalazlas w sobie sile na zdobycie sie na tak odwazny, radykalny, ryzykowny krok, jak ten wyjazd. W takiej sytuacji to powinnas sobie tego pogratulowac, i byc z siebie dumna. Juz teraz widac ze masz w sobie rozne cenne, dobre cechy w sobie, a w czasie psychoterapii bedziesz stopniowo odkrywac jeszcze ich wiecej, i wiecej, i w koncu zobaczysz, ze jestes zupelnie wyjatkowa, bardzo wartosciowa, madra, interesujaca kobieta. Tylko musisz dac sobie czas i szanse na zmiane. Teraz jest Ci ciezko, ale ta zmiana jest naprawde mozliwa. Zawsze tez mozesz tu pisac, gdy jest Ci zle. 

A czy teraz masz stala prace? Czy babcia albo ktos inny z rodziny nie moglby Ci pomoc?

 

Odnośnik do komentarza

Masz depresję i domyślam się, że nie stać Cię na prywatną terapię, więc zapisz się czym prędzej na terapię z NFZ. Odczekasz w kolejce, ale nie rezygnuj. Ewentualnie poszukaj jakiejś organizacji pozarządowej, może tam znajdziesz wsparcie psychologiczne.

Miałaś trudne dzieciństwo, ale nie Ty jedyna. Z wiekiem wzrasta świadomość, więc szkoda, że tak długo trzymałaś się rodzinnego domu, od którego powinnaś się odciąć jak najszybciej. Trochę trudno jest mi uwierzyć, że w szkole średniej byłaś także gnębiona przez nauczycieli. Teraz jesteś dorosła i musisz mieć świadomość, że możesz liczyć przede wszystkim na siebie. Nie oczekuj wsparcia od innych, nie zawierzaj, nie ufaj, bo tymczasem jesteś na to za słaba i nieprzygotowana. Być może ludzie uciekają od Ciebie, bo brak Ci radości życia, na pierwszy rzut oka widać w Tobie ofiarę, nieuczciwi potrafią to wykorzystać.

Jedyna rada dla Ciebie, to terapia, raczej długotrwała, postawienie na siebie, wyprostowanie swojego życia. Z pewnością nie będzie łatwo, ale póki żyjesz masz szanse na lepsze życie. Problem w tym, żebyś nie poddawała się, sama sobie dała szansę i tymczasem nie liczyła na innych. Do matki nie musisz dzwonić, jeśli te rozmowy nie wnoszą niczego pozytywnego. Nie musisz też kontynuować rozmowy z nią, jeśli przybiera ona niekorzystny dla Ciebie obrót.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...