Skocz do zawartości
Forum

Bycie sztucznym


Gość hemg gru

Rekomendowane odpowiedzi

Źle się czuję z samym sobą. Nie potrafię być taki jaki byłem dawniej ( dzieciństwo, wczesna młodość do 18 roku życia ). Jestem sztuczny i nie czuję się dobrze wśród ludzi a tym bardziej z samym sobą. Ogólnie czujęw sobie ogromne pokłady energii, poczucia humoru, spontaniczności, wrażliwości, ambicji, ale nie potrafię ich wykorzystać..No właśnie czemu . Mam wizerunek nieco sztywnego zdystansowanego ale dowcipnego człowieka a to jest nie do końca prawda. Kiedyś bywałęm nerwowy na zaczepki, agresywny, ale również bardzo spontaniczny, energiczny, z mnóstwem pomysłów, absurdalnym poczuciem humoru. Dalej mam to w sobie, ale tak głęboko zakopane, że się boję, iż zapomnę jaki naprawdę jestem.. Jak już pisałem: na zewnątrz: sztuczny, zdystansowany, czasem zamknięty w sobie, a w środku w ogóle inaczej..Co to jest? Jak z tego wyjść? Czyżby to nerwica?

Odnośnik do komentarza

Kokardka 87 - chyba zakodowałem sobie podświadomie, że muszę trochę jakby poudawać i się dostostosowywać do otoczenia, gdyż zawsze czułem się samotny, odrzucony.
Kwiatuszek - może masz trochę racji, ale nie do końca, gdyż po prostu to wiem, że kiedyś byłem inny i wtedy było mi z tym dobrze. Dalej mam te same poglądy, poczucie humoru, postrzeganie świata, tyle że teraz jestem mega samotny, a jak z kimś się spotkam ( jakiś 'dobry znajomy ' ) to po jakimś czasie mam dosyć przebywania z nim, gdyż się źle czuję z samym sobą, zresztą jak i z nim. Eh..straciłem nadzieję. Ta energia, radość, humor, spontaniczność zniknęła na zawsze. O ile z depresją ( lekką póki co ) sobie na luzie poradzę, to z tymi zaburzeniami nie daję rady... : ( Wszystko stracone

Odnośnik do komentarza

Nie mozesz tracic nadzieji,na zmiany nigdy nie jest za pozno. Nie podoba mi sie to dopasowanie do otoczenia,nie powinno tak byc. A jak jest z przyjaciolmi,ze znajomymi? Przy nich też jesteś sztuczny? Nikogo bliskiego nie masz? Pzzeciez nie musisz czesto "bywac" wsrod ludzi skoro zle sie wtedy czujesz.

L'amore non ha un senso, L'amore non ha un nome , L'amore bagna gli occhi, L'amore riscalda il cuore
L'amore batte i denti, L'amore non ha ragione
L'amore esiste...

Odnośnik do komentarza

Droga Pani psycholog i forumowicze, byłem już u psychologa kilak miesięcy temu i nie dało rady nic wskórać ( zrezygnowałem nic nie dając znać o tym ). Po prostu idę i się czuję źle. Jak ma niby psycholog mi pomóc? ,, Przepraszam, jestem tak naprawdę inny, przy Pani/ Panu nie jestem sobą jak i zresztą przy 99% ludzi " Jak psycholog ma mi pomóc skoro tak naprawdę nie wie jaki jestem, a tylko o tym wiem ja i garstka ludzi ( jak już to wiedzą o mnie w czasie przeszłym, bo teraz bo prostu już nie mam siły nawet z przyjaciółmi się widzieć ). No własnie jak ma psycholog mi pomóc, skoro mnie tak naprawdę nie pozna? Przecież to absurdalne.

Odnośnik do komentarza

Może sztuczność ta wynika z obawy przed odrzuceniem / wyśmianiem. Podświadomie tak się tego boisz, że wolisz udawać kogoś kim tak naprawdę nie jesteś..

Terapia może Ci pomóc, ale z czasem - wydaje mi się, że po długim okresie, kiedy to w pełni przyzwyczaił byś się do terapeuty - Twoje prawdziwe ja samo wypłyneło by na wierzch.

Myślę, że tak samo może być wśród ludzi - im dłużej ich znasz tym baedziej spontaniczny zaczynasz być.

Być może dopadła Cie jakaś fobia i należałoby pomyśleć o rozpoczęciu farmakoterapi, sądzę też - że powinieneś popracować nad zawyżeniem samooceny, a założę się - że problem z czasem by zanikł.

A nie spotkało Cie czasem jakieś wydarzenie, które mogło spiwodować u Ciebie takową przemianę? Nie wiem zmiana szkoły czy coś w tym stylu.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Marttita89. Myślę, że szkoła. Nie znosiłem szkoły, tych ludzi w klasie, za to że zawsze brali mnei za kogoś innego a z czasem - w technikum - grupka chłopaków przez dobre dwa lata szydziła ze mnie i się śmiali. Czułem się wtedy strasznie upokorzony, ale po prostu nie mogłem być tym kim jestem naprawdę. To było starsznie absurdalne. Na przerwie wychodziłem do kumpli pogadać, pośmiać się, poznawałem nowych ludzi - był luz. Później wchodzę do klasy to piekło. Odliczałem czas do zakończenia lekcji. Bolało mnie, to że wielu z nich się tak zintegrowało, a ja byłem całkiem sam, i poprzez swoją izolację, samotność próbowałem mogłem sobie wkręcić, że trzeba udawać kogoś innego tzn być biernym i nie reagować na zaczepki to wtedy będę miał nagrodę w postaci przebywania w gronie chłopaków. To był błąd. Bo trzeba być zawsze sobą. I do tej pory nie rozumiem, jak ja buntowniczy, spontaniczny na podwórku czy w innych grupach w szkole nigdy nie mogłem się odnaleźć. Myślę, że to się wzięło przez wzrost ( byłem najniższy w klasie niemal zawsze, teraz już jestem w miarę wysoki. I po prostu sobie wkręciłem przez klasowiczów, że jestem mało warty i nie mam nic do powiedzenia. Więc w szkole byłem zawsze bierny, niczym kameleon byleby przetrwać, chociażto tak naprawdę doprowadziło mnie do zguby. O ile w podstawówce i gimnazjum jako tako jeszcze było bo miałem kilku kumpli z którymi się czułem swobodnie to w szkole średniej doznałem szoku i traumy. Czułem się tak kompletnie zagubiony, jak nikt. Chciałem wiele razy uderzyć, odpyskować chociaż, ale jakaś niewidzialna siła nie pozwalała mi i przyjąłem postać kompletnie sztywnego, biernego osobnika, chociaż taki w ogóle nie jestem. Eh, to jest chore. Nie wyjdę z tego. Dobrze, że chociaż tutaj się czuję swobodnie ( na tej stronie ), i opisuję to co czuję, myślę w zgodzie z samym sobą. Marne pocieszenie, ale zawsze coś.

Odnośnik do komentarza

hemp gru

Cieszę się, że chociaż tutaj potrafisz być sobą i czujesz się dobrze - skoro pomaga Ci taka forma rozmowy, to pisz tutaj jak najczęściej. Takie pisanie jak by nie patrzeć również jest jakąś formą terapi - która może Ci w jakiś sposób pomóc :)

Tak myślałam, że Twoje "zakładanie maski " wiąże się z jakąś traumą, która wpłynęła na zaniżenie Twej samooceny.

Uwierz w życiu nie warto przejmować się zdaniem innych, a już napewno nie warto zmieniać się wedle tego, aby być akceptowanym przez niewartościowych ludzi. . - skoro nie akceptują tego jaki jesteś na prawdę, to olej takich znajomych, co Ci po tym skoro wśród nich i tak nie możesz czuć się swobodnie - być sobą.

Jeszcze nic straconego - wystarczy trochę popracować nad pewnością siebie i zacząć mieć wyj**** na otoczenie, które Cie nie akceptuje - a na nowo staniesz się osobą taką jaką jesteś na prawdę, a nie sztuczną.

Pomyśl o psychoterapi, to na pewno pomogłoby wypracować Ci większą pewność siebie - pisałeś, że nie ma sensu chodzić na terapię, bo i tak nie pokazujesz swojej prawdziwej twarzy - wystarczy, że zwierzysz się takiemu terapeucie z tego co napisałeś titaj, a on już będzie wiedział w jaki sposób Ci pomóc.

Nie warto udawać kogoś kim się nie jest, lepiej być zawsze sobą, co z tego że poniektórzy wtedy nie akceptują Cie - lej na nich a skupiaj się na tych, którzy akceptują Cie takiego jakim jesteś naprawdę.
Nie wszystcy w życiu będą akceptować Cie, to również jest normalne - lecz trzeba nauczyć się z tym żyć i nigdy nie tracić swej osobowości - chodzby nie wiem co.

Skup się na tych, którzy cenią Cie takiego jaki jesteś - i to na ich zdaniu powinno Ci tylko zależeć, a przedewszystkim zacznij być sobą dla siebie samego - aby znów komfortowo czuć się we własnym ciele.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Martita - to się wydaje niewykonalne... Z byłymi przyjaciółmi - tak można by rzec - mam niemal zerowy kontakt. Również z rodziną średni - choć można powiedzieć, że jeszcze nie jest źle. Jak poznaję nowych ludzi, to się kurczowo trzymam ich - nie chcę być sam. Ale tak się źle czuję w ich towarzystwie, gdyż jestem brany za kogoś innego i nawet jak padają wobec mnie żarty, to mam zerowy dystans wobec siebie. Udaję, że się śmieję, chociaż tak naprawdę mnie to irytuje i drażni..Już przynajmniej mi to nie sprawia bólu jak dawniej, chociaż możnaby rzec, że jest to na swój sposób forma bólu, który ciężko opisać. To jest straszne bo mam masę pomysłów w głowie, żartów, parodii, formy spędzania czasu, rozwoju osobistego w zainteresowaniach jak w byciu szczęśliwym, ale tak naprawdę to tylko mam w głowie...Dzień jak codzień to po prostu sobie fantazjuję, a pracuję w pracy, której nei cierpię. Z ludźmi nie pogadam szczerze, tylko na odczepnego. Często tak mam, że jak z kimś gadam albo jak słucham drugiej osoby, to sobie myślę ,, kur@#, czemu ja jestem taki sztywny i wycofany" W sumie to się powtarzam. Na koniec dodałbym, że lepiej być nawet nielubianym przez wielu a być sobą, niż być lubianym i akceptowanym przez wielu ( a tak naprawdę ignorowanym i traktowanym protekcjonalnie ) przez wielu przy niebyciu sobą. To nie znaczy ,że chciałbym być nielubiany przez wielu, ale po prostu chcę tu pokazać moje odczucia i przemyślenia wobec tej sprawy. Eh jak fajnie po całym beznadziejnym dniu zostawić swoją cząstkę siebie na tym portalu. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...