Skocz do zawartości
Forum

Nadzieja na powrót po rozwodzie


Rekomendowane odpowiedzi

Kocham byłą żonę, jesteśmy trzy miesiące po rozwodzie, chcę by wróciła. Ona nie chce się ze mną kontaktować, mówi, że ją to rani.
Mówi byśmy się nie kontaktowali przynajmniej miesiąc, że na dzisiaj mnie nie kocha ale co będzie za pół roku czy rok to ona nie wie. Podjęcie jakichkolwiek rozmów o wspólnym życiu warunkuje tym bym korzystał z pomocy terapeuty. Ten warunek już spełniam. Ciągle powtarza, że układa sobie nowe życie. A ja usycham z tęsknoty. Byliśmy ze sobą 38 lat. Czy ktoś przeżywał coś podobnego?

Odnośnik do komentarza

Ja niestety nie , jestem za młoda , ale rozumiem twoje uczucie. Może pisz do niej listy ? Napisz wszystko co czujesz do niej , co myślisz , twoje przemyślenia, postanowienia .
Daj jej czas jeśli chce miesiąc pobyć w samotności , trzeba uszanować , miesiąc nie jest długim okresem , w tedy możesz wysłać list , i pokazać jak bardzo ja kochasz i również tęsknisz.
Nie wiem z jakiego powodu wzięliście rozwód , czy to było z Twojej winy czy też żony , dlatego narazię co mogę doradzić to , to co napisałam powyżej .

Cierpliwości i trzymaj się ciepło

Odnośnik do komentarza

Rozwód był bez orzekania o winie. Myślę, że w takim przypadku w ogóle nie można mówić o winie. Oboje chcieliśmy dobrze, każde z nas postępowało najlepiej jak potrafiło ale to nie wystarczyło. Listy piszę do Niej codziennie.
Mam ich ponad czterdzieści. Nie mogę ich wysłać bo prosiła mnie, żebym tego nie robił. Ją to rani i boli a chce się jakoś
pozbierać. Może kiedyś. Na razie prosiła o miesiąc bez kontaktu. To jest bardzo trudne dla mnie ale już minęło 9 dni.

Odnośnik do komentarza

No dobrze a to,że jak piszesz "ciągle powtarza, że układa sobie nowe życie" nic Ci nie mówi,chociazby sugeruje,znaczy cos?
Mimo wszystko doszlo do rozwodu miedzy wami i to sie stało. Ona (najwyrazniej) sie z tym faktem pogodzila skoro padają z jej ust takie słowa jak wyzej. Moze nie warto dawac sobie samemu nadzieji? Rozumiem,ze 38 lat to dlugi staż ale w zyciu róznie bywa i czasem trzeba sie pogodzic z losem choc nie jest łatwo. Moze jakas rozmowa i finalne ustalenie czy ona jeszcze cokolwiek czuje?

L'amore non ha un senso, L'amore non ha un nome , L'amore bagna gli occhi, L'amore riscalda il cuore
L'amore batte i denti, L'amore non ha ragione
L'amore esiste...

Odnośnik do komentarza

Gdyby była taka finalna rozmowa i definitywnie powiedziałaby mi spadaj gościu dalej chcę już całkiem sama, pewnie byłoby łatwiej. Na finalnej rozmowie powiedziała,
że wprawdzie na dzisiaj powiedzieć, że mnie nie kocha ale może za pół roku albo za rok, kto to wie. A w ogóle jak by to miało praktycznie wyglądać gdybyśmy mieli być razem i warunkiem koniecznym jakiejkolwiek rozmowy o powrocie jest to abym skorzystał z pomocy terapeuty. Myślę, że to są pewne przesłanki do nadziei. Ona mnie kochała tylko jakoś tak się rozlazło. Mam nadzieję, że kocha mnie nadal tylko teraz trudno jej to wydobyć spod uraz i poranień. Zresztą sam nie wiem. Wiem, że kocham i chcę jej szczęścia. Nawet gdybym nie miał w nim udziału, chociaż bardzo tego pragnę.

Odnośnik do komentarza

kamina
Przede wszystkim, choć wiem, że to bardzo trudne musisz zaczynać oswajać się z myślą, że to już nigdy nie wróci i zaczynać sobie układać nowe zycie bez niego-tak jak on to robi. Ja rozstałam się po 9 latach i wiem co przezywasz-musisz się oswoić z tym wszystkim bo tak będzie Ci łatwiej.

A wcale nie muszę oswajać się z tą myślą. Mogę mięć nadzieję,
kochać i czekać.

Odnośnik do komentarza
Gość do wikzar

Nikt nie bierze rozwodu ot tak sobie,tym bardziej po 38latach.W życiu wszystko jest możliwe i powrót do siebie również.Moi znajomni po 25 latach się rozstali on miał przez 5 lat inną kobietę ,obecnie są już razem i po drugim ślubie i jak widać szczęśliwi.Więc można mieć nadzieję ale nie w każdym przypadku.

Odnośnik do komentarza

~do wikzar
Nikt nie bierze rozwodu ot tak sobie,tym bardziej po 38latach.W życiu wszystko jest możliwe i powrót do siebie również.Moi znajomni po 25 latach się rozstali on miał przez 5 lat inną kobietę ,obecnie są już razem i po drugim ślubie i jak widać szczęśliwi.Więc można mieć nadzieję ale nie w każdym przypadku.

Dziękuję za ten przykład. Ja już chyba tracę poczucie rzeczywistości. Nie mogę się sobie nadziwić dlaczego dopuściłem do tego rozwodu. Nie mogę się nadziwić mojemu obecnemu stanowi, który spadł na mnie jak grom z jasnego nieba i trwa. Pewnie coś jest ze mną niedobrze skoro takie mi się przytrafiają rzeczy, ale też może być to splot bardzo wielu różnych okoliczności. Siedzę w tym po uszy i nic nie rozumiem.

Odnośnik do komentarza

Kwiatuszku nie mam pojęcia dlaczego wzięliśmy rozwód. Standardowo: zanik pożycia, zanik więzi emocjonalnej, brak prowadzenia wspólnego gospodarstwa. Właściwie wszystko to nie za bardzo prawda. Może pożycie ustało od paru miesięcy bo nie była najlepsza atmosfera do miłości. Gospodarstwo było bardzo słabo oddzielne. Mieszkaliśmy razem, płaciłem za wszystko, może nie jadłem tego co żona sobie kupiła i ona też nie ruszała moich potraw. Ale już herbata, kawa, cukier, sól , proszek do prania i tak dalej były wspólne. A więź emocjonalna to tak ugasła, że płonę z miłości.
Na rozprawie powiedziałem, że przyczyną rozwodu są niezaspokojone oczekiwania mojej żony. I poszło.

Odnośnik do komentarza

Wydaje mi się ,że do końca nie piszesz prawdy,z całego podtekstu obrazu wyłania mu się facet z jakimś zaburzeniem osobowości /skoro wskazana psychoterapia/z którym żona męczyła się tyle lat...,widać ,że nie dogadywaliście się od dawna,
przecież skoro tyle lat byliście ze sobą ,to na pewno samo wygaśnięcie miłości nie byłoby przyczyną do rozwodu,bo jak by dało się normalnie w nim funkcjonować,bylibyście razem,
z Twojej strony to raczej jest uzależnienie emocjonalne ,nie masz też na kim się wyżywać,na dziwaka mi wyglądasz,
/sorry ,jeśli się mylę,ale ja pisze to co myślę/,

jesteście pewnie sześćdziesięciolatkami i Ty piszesz,że żona niby Cię teraz nie kocha...,może później,Ty wierzysz to co piszesz ,nie dziwiłabym się gdyby to pisał nastolatek...

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Tak jesteśmy po sześćdziesiątce. Ale czy to znaczy, że nie można już kochać gorącym uczuciem, że trzeba być zrównoważonym i bez emocji. Nie rozumiem stwierdzeń Ty wierzysz w to co piszesz. Ja podaję to co mi żona powiedziała a nie co sobie wyobrażam. Powiedziała mi, że na dzień dzisiejszy mnie nie kocha, co będzie za pół roku tego nie wie. Nie piszę, że w to wierzę. Wierzę, że może wrócić ale tak samo dobrze wierzę, że może nie wrócić. Chodzi mi o to czy moja nadzieja na jej powrót jest choćby w najmniejszym stopniu uzasadniona czy nie. Nie widzę również powodów by twierdzić, że mam skłonności do wyżywania się na żonie i tego mi teraz brakuje. Chciałbym jej szczęścia i jeśli to będzie się wiązało z jej całkowitym odejściem to też to akceptuje. Czy jestem dziwakiem? Z tym się całkowicie zgadzam. Sam nie rozumiem swoich stanów emocjonalnych. Jeśli chodzi o zaburzenia osobowości to pewnie jakieś mam.
Nie mówiąc o depresjach i euforiach mojej żony.

Odnośnik do komentarza

Witaj wikzar!

Nie przeżywałam tego, co Ty aktualnie, bo jestem za młoda. Mogę się jedynie domyślać, co czujesz po 38 latach wspólnego życia z żoną, z którą wziąłeś rozwód trochę wbrew sobie - tak przynajmniej zinterpretowałam to na podstawie Twoich wiadomości. Nie wiem, kto bardziej zainicjował ten rozwód, ale domyślam się, że żona, chociaż rozwód był bez orzekania o winie. Czy jest nadzieja na to, że żona do Ciebie wróci? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Ale myślę, że skoro prosi o czas dla siebie, o to, byś przez miesiąc się z nią nie kontaktował, to uszanuj jej prośbę, tym bardziej, że deklarujesz, że zależy Ci na jej szczęściu. Daj jej czas. Skoro pomaga Ci pisanie listów do niej, pisz. Może w ten sposób będzie łatwiej Ci przetrwać ten czas "oczekiwania". A potem poproś o tę "finalną" rozmowę, by wiedzieć, jak wygląda sytuacja. Może faktycznie Twoja była żona układa sobie życie na nowo i nie przewiduje dla Ciebie miejsca, a Ty jedynie karmisz się złudnymi nadziejami na powrót? Może lepiej zmierzyć się nawet z niewygodną dla siebie rzeczywistością? Pozdrawiam i życzę wszystkiego, co najlepsze!

Odnośnik do komentarza

To widać obydwoje macie problemy emocjonalne,za mało mamy tu informacji ,żeby się odnieść do tego problemu...,

gorące uczucie...powiadasz,w tym wieku ,po tylu latach może być wg mnie w związku w którym jest pielęgnowane przez całe życie ,w wielkim szacunku do partnera,

ale w tym wieku nie jest najważniejsza przecież gorąca miłość ,tylko wzajemny szacunek,zrozumienie,dogadywanie się pod każdym względem,
a tego u was chyba nie było...,
bo co mi po miłości nawet w młodym wieku jak tkwię np. w toksycznym związku,
dlatego ja Ciebie kompletnie nie rozumiem...,

nie widzę też nadziei dla was na przyszłość,a wg mnie do tego, co powiedziała Ci żona ,nie powinieneś przywiązywać wagi,
nie brała by rozwodu jakby widziała dla was jakąś
nadzieję,ale to jest tylko moje zdanie.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Prawdopodobnie ułożyłeś sobie swoje życie, obok żony. Ona gotowała, sprzątała, ty przychodziłeś, zjadłeś, potem telewizor albo koledzy.
Było ci wygodnie, miałeś tanią gosposię, a żonie zaczęło to przeszkadzać.
Chciała jeszcze czuć smak życia, czuć się potrzebna, a ty jej tego nie dałeś.
Jest dużo takich małżeństw gdzie żona opowiada że jest nieszczęśliwa, a mąż że świetnie im się układa.
Wczoraj oglądałam film, gdzie była podobna sytuacja. Były rozwodnik powiedział - gdy żona powiedziała że odchodzi, to poszedłem z kolegami na piwo. Dziś kupiłbym kwiaty, pierścionek, zabrał na kolację i zrobił wszystko, by ona została.-
Często nie doceniamy tego, co mamy. Dopiero brak kogoś nam to uprzytamnia.

Odnośnik do komentarza
Gość magda955

Twoja sprawa Wikzar jest mi bardzo bliska, tyle, że jestem kobietą, nie rozmawiam z mężem od roku, bo znalazłam w komórce miłosne smsy od takiej jednej; przeszłam w tym roku czarną dziurę; żyjemy pod jednym dachem, a ja wciąż łudzę się, że to była bzdura: nigdzie po pracy nie wychodzi, czas spędza przed telewizorem, ale milczy; raz tylko powiedział - kiedy odkryłam tego sms-a, żebym wzięła rozwód. Wiem jak cię boli, a ja nie miałam siły do pójścia do sądu. Chodzę do terapeutki, co bardzo mi pomaga przejść to wszystko. My niby razem, ale jednak osobno. Teraz myślę często o rozstaniu, chociaż zrobię to, kiedy będę na 101% pewna, że już nie chcę tu być i patrzeć na niego. Nie myślę o innym mężczyźnie, bo też przeżyłam już wiele lat w tym związku. Nigdy nie było różowo, ale też nie było rozmów, więzi na "bij zabij - jestem z tobą"... a niby połączyła nas bardzo wielka miłość. Ja poświęciłam mu wiele lat życia, kiedy pił... dużo by mówić...dzisiaj jestem nadal atrakcyjna i z pozoru wesoła, jak dawniej; w środku niestety zgorzkniała i zrezygnowana... Nie wiem, co można radzić takim ludziom jak my, pewnie spokoju i cierpliwości... a może to tylko nasze ego zostało zranione, a my nie umiemy kochać?

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...