Skocz do zawartości
Forum

Nie radzę sobie z nerwicą. Bardzo bym chciał, żeby było jak dawniej. Jak tego dokonać?


Gość ma...ej

Rekomendowane odpowiedzi

Witam! Mam 19 lat, moje życie się zmieniło o 180 stopni przez kilka ostatnich lat. Kiedyś byłem normalnym człowiekiem, zdrowym pełnym radości, ciekawym życia. Może tylko w domu nie miałem za fajnie. Ojciec mnie bił, dzieciństwa nie miałem dobrego. Jakiś czas temu zachorowałem na nerwicę lekową, miałem duszności. Wtedy nie wiedziałem, co to jest. Nie było w każdym razie to jeszcze takie uciążliwe. W końcu minęło.

Następnego roku poznałem dziewczynę, która była idealna. Niestety, nie ułożylo się nam. Nie będę wchodził w szczegóły, w każdym razie wszystko ja zchrzaniłem. Poczułem jej brak dopiero, jak nie miałem z nią kontaktu i sytuacja była bez wyjścia. Dużo o niej myślałem, płakałem. Wtedy wróciła do mnie nerwica. Po pewnym czasie było coraz gorzej. Gdy zaczęły się poważne ataki, wrażenia, że umrę, dopiero komuś o tym powiedziałem. Dopiero wtedy ojciec mi powiedział, że mam nerwicę. Byłem w ogromnym szoku, że tę chorobę mam tylko ja, bo myślałem, że wariuję psychicznie.

Leczyłem się 2 razy u innych lekarzy. Miałem wrażenie, że pierwszy z nich leci na pieniądze. Gadałem do ściany, naliczał 100 zł, zapisywał lek i nara. Następny zaś mówił o tym, co nie trzeba. Ja jedno, a on drugie, więc zrezygnowałem z leczenia z dnia na dzień. Moja nerwica rosła w siłę, a ja tę siłę traciłem. Po jakimś czasie oprócz nerwicy doszło parę innych problemów - brak tematów do rozmowy z każdym kumplem, po prostu z kimkolwiek. Nie wiem, skąd to się wzięło. W ogóle nigdy nie miałem z tym kłopotów. Dzisiaj jestem nikim, nikogo nie interesuję, stoję zawsze w cieniu, brakuje mi tych rozmów. Nie mam przyjaciół, może tylko paru kumpli, z którymi nawet się nie umiem teraz dogadać. Do tego moja rodzina mnie nie rozumie, jestem wyrzutkiem, który nie skończył gimnazjum - porażka życiowa. Nie mam oparcia w nikim, nikt mnie nie rozumie.

Ciągle od paru lat kocham dziewczynę, z która nigdy nie będę, nawet teraz by mnie nie chciała, bo przecież o czym z nią będę gadać. Do tego mam jeszcze nerwicę. Każdego dnia, jak się rano budzę, nie chce mi się wstawać. Ta sama myśl, że będzie ten dzień wyglądał tak jak każdy wcześniejszy, nie będzie się działo nic godnego uwagi, cały czas płaczę i wspominam stare, dobre czasy, kiedy się cieszyłem ze wszystkiego, bawiłem, śmiałem.

A dziś? Jestem chyba tylko wrakiem człowieka, spoglądam w lustro i nie widzę nic. Życie mnie już chyba pokonało. Z jednej strony chcę umrzeć. bo już jestem taki słaby, z drugiej boję się. Gdybym był odważniejszy, dawno bym się zabił, już na pewno by mnie tu nie było. Ale jestem tchórzem i wciąż mam tę iskierkę nadziei, że kiedyś może spotkam tę osobę, która mi pomoże wyjść z tego, ale chyba sam się oszukuję Na koniec dodam tylko, że chciałem wszystko zmienić. Zabrałem się za szkołę, zaoczne gimnazjum, jestem w klasie 3 i czasem pracuję dorywczo, żeby chociaż zmienić sytuacje w domu i coś osiągnąć, ale chyba mogę osiagnąć same dno. Proszę tylko o jakieś rady.
Odnośnik do komentarza
Witaj Boazerio:)
Od 2 godzin buszuje po internecie i szukam odpowiedzi na gnębiące mnie pytania.
Skąd bierze się nerwica lekowa i jak sobie z nią radzić, by wygrać tą walkę.
Moja nerwica zaczęła się około 2 miesiące temu, a dokładniej ujawniła się całkowicie.
Tak naprawdę już od dłuższego czasu czułam, że coś jest ze mną nie tak.
2 miesiące temu zabrało mnie do szpitala pogotowie, gdzie powiedziano mi że mam nerwice lekową. Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba i zatruło moje życie.
Na początku nerwica zwalała mnie z nóg częstymi omdleniami, jednak bez utraty przytomności. Nagle zawroty głowy, kołatanie serca, sinienie ust i palców, cierpniecie kończyn, to był prawdziwy koszmar. Zgłosiłam się do psychiatry, dostałam leki, na których jestem do dziś. Ustąpiły omdlenia, a pojawiły się duszności, coś niesamowitego, jakby coś ściskało mi gardło i płuca, sprawiając że nie mogę oddychać, potem ból w mostku i ten paniczny strach, że zaraz coś mi się stanie, że się uduszę i nikt mi nie pomoże. Wiem ze to wszystko siedzi z mojej głowie, gdzieś głęboko zakorzenione, sama napędzam ten lek, czuje że robi mi się duszno i to już wystarcza, by rozpędzić machinę leku, robi mi się coraz duszniej, a wtedy kładę się i próbuję opanować, bo wiem że im bardziej będę myśleć i panikować to będzie tylko gorzej.
Teraz, kiedy już coś wiem o nerwicy, staram się wyciszyć i poszukać źródła problemu.Jestem osobą emocjonalnie podchodząca do życia, zawsze wszystko szczegółowo analizowałam, każde większe i mniejsze wydarzenie w moim życiu. Może zbyt poważnie podchodziłam do wszystkiego?
Kiedy cofam się o parę lat wstecz widzę siebie.
Siebie jako osobę zamkniętą, dusząca wszystko w sobie. Ciągłe pasma niepowodzeń. Nie miałam większych problemów w szkole, w domu, z przyjaciółmi.
Myślę, że zbyt wiele od siebie oczekiwałam, starałam się robić wszystko jak najlepiej i moje oczekiwania przerosły rzeczywistość. Nie miałam ojca alkoholika ani złej matki, nikt mnie nie bił, ale w domu między rodzicami panowała wieczna znieczulica. Myślę, że przeżywałam to nieświadomie jako dziecko, co potem odegrało się na dalszym moim życiu.

Zauważyłam, że na moje nerwicowe dolegliwości pomaga mi naprawdę niezły wycisk fizyczny, kiedy leje mi się pot z czoła.
Pomaga mi bieganie i pływanie. Wtedy skupiam się nad tym co robię, biegnę aż brakuje mi tchu aż padam. Wtedy wychodzi ze mnie ten stres, czuję ulgę i odprężenie, żaden lek mi nie zapewni takiego uczucia. Musiałam zrezygnować ze szkoły i pracy. Postanowiłam skupić uwagę tylko na sobie. Staram się robić to co lubię, aby jak najmniej myśleć o nerwicy. Są dni kiedy nic mi nie pomaga, leżę jak kłoda na swoim łóżku i płaczę. Wydaje mi się wtedy, że jestem całkiem sama i że nikt i nic nie jest mi w stanie pomoc. Potrafię tak płakać godzinami, a potem znowu się dźwigam i walczę. Pragnę, by nie zabrakło mi sił do walki z nerwicą, chcę walczyć i wygrać tą walkę za wszelką cenę, bo kocham życie...




Odnośnik do komentarza
Gość Lekarz Jan Karol Cichecki

Witam,
czasem jest tak, iż leki usuwają objawy lekowe w 100%, niekiedy tylko do pewnego stopnia. Wydaje mi sie, że jeśli, tak jak to jest w Pani przypadku lekarstwa nie do końca działają (no właśnie - czy próbowano już zmieniać leki, modyfikować dawki? Może warto pomyśleć o zmianie - nie zawsze udaje się dobrać lek za pierwszym razem..) to warto pomyśleć o psychoterapii. W pewnym sensie już Pani wykoanła część pracy i to sporą - odkryła Pani, iż koncentrowanie się na objawach lęk tylko napędza. Warto byłoby przemyśleć skąd takie emocje się biorą - częściowo odpowiedziała Pani sobie równiez i na to pytanie.
Napisała Pani bardzo ważną rzecz - iż zrozumienie przyczyn powstawania lęku i mechanizmu jego działania zmniejszyło jego nasilenie i pozwoliło Pani podjąc pewne działania jemu przeciwdziałające. To bardzo ważny krok, jednak wydaje mi się, że warto tą pracę kontynuować z psychoterapeutą.
Znacznie łatwiej jest szukać wówczas konkretnych odpowiedzi i rozwiązań. Gorąco polecam terapię poznaczo-behawioralną.

Pozdrawiam serdecznie
Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...