Skocz do zawartości
Forum

Kompleksy, bardzo niska samoocena i brak motywacji


Gość innaanna

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Mam 21 lat. Od ok. trzech lat zmagam się z pewnymi trudnymi stanami. W niczym nie odnajduję motywacji. Nie daję sobie z niczym rady. Nawet z pójściem do sklepu. Od lat zmagam się również z otyłością( choć tym lada dzień zajmę się z pomocą lekarza) co zdecydowało pewnie też o moim wycofaniu się z życia społecznego. Cały czas czułam się, i czuję skrępowana. W każdej chwili sprawdzam czy bluzka nie opina mojego tłustego brzucha, lub czy nie podwinęła się na tyle wysoko by odsłonić moje potężne uda. Najgorsze jest to, że mimo iż cały czas mi to przeszkadzało, to w szkole każdy miał mnie za miłego i potulnego misia, koleżanki mówiły że uwielbiają się do mnie przytulać bo jestem taka 'miękka i ciepła' , zawsze się z tego śmiałyśmy, ale wewnętrznie czułam jak zaraz eksploduję. Ciężko jest mi poznawać nowych ludzi, ale tutaj akurat nie chodzi tylko o to jak wyglądam. Sama nie wiem o co chodzi, jakaś wewnętrzna blokada we mnie siedzi, i mnie paraliżuje. Zarówno byli znajomi jak i rodzina nazywają mnie więc 'dzikusem'. Bo będąc zmuszoną poznać kogoś nowego, na twarzy zaraz robiły mi się wypieki, i chciałam zapaść się pod ziemię, chciałam aby kontakt z tą osobą został ograniczony do minimum, na zasadzie '-cześć jestem Ania...-a ja jestem Monika-no to do zobaczenia, cześć.' Czuję, że jestem gorszego gatunku, ja naprawdę to czuję i nikt mi nigdy nie wmówi, że tak nie jest. Straciłam wszystkich przyjaciół i znajomych, przez skrępowanie, różne moje dziwactwa, i przez coś, czego jeszcze nie potrafię określić. To chyba depresja. Zżera mnie od tych kilku lat, i nie daję sobie z nią rady, przez t moją blokadę, nawet boję zgłosić się do lekarza. Rodzina by tego nie zrozumiała. Dopiero dostałabym łatkę 'nie dość, że brzydka i tłusta, szkołę i maturę ledwo zdała, to jeszcze dzikus i psychol'. Dosłownie w nikim nie mogę znaleźć oparcia, z kimkolwiek nie zaczęłabym swojego tematu zaraz zalewam się łzami, to nie jest zależne ode mnie. Kiedyś taka nie byłam. Teraz nawet na reklamie sera żółtego nie potrafię opanować wybuchów płaczu, a od zwykłego płaczu, do histerycznego ryku, i autoagresji dzieli mnie cienka nić, a właściwie nie dzieli mnie już nic. Te wszytkie emocje przetaczają się przeze mnie jak lawina, najgorsze że ta lawina pojawia się u mnie średnio 2-3 razy w ciągu dnia. jestem zdezorientowana, ale nie mogę tego powstrzymać. To autodestrukcja która w różnych odmianach pojawia się u mnie od kilku lat. Jako jeszcze smarkacz miałam przygody z przedawkowywaniem(nie jednokrotnym) różnych lekarstw, orz z samookaleczeniem, którego blizny nosze na sobie do dziś. Nie radzę sobie z rzeczywistością. Po zakończeniu szkoły nie zdecydowałam się iść na studia, czułam,że to nie dla mnie,że jestem na to z głupia i za słaba, no i musiałabym się dopasować do nowego towarzystwa, poznać nowych ludzi, dla mnie to góra nie do przeskoczenia. Wraz z tymi ciężkimi przewalającymi się przeze mnie emocjami pojawiają się myśli samobójcze. Kilkukrotnie chciałam się zgłosić do ośrodka zamkniętego, ale te myśli szybko znikały, i przytłaczały mnie 'nie jestem świrem' wmawiam to sobie od lat, ale nie jestem już tego taka pewna. Irytuje mnie wszystko co mnie otacza, ludzie, sytuacje. Wybucham nieoczekiwanie gniewem. Kiedyś nie miałam problemu z tym, że ktoś np. chlipcze, teraz sam odgłos przełykanego posiłku doprowadza mnie do furii. Całkowicie przestałam chodzić do miejsc publicznych,ciuch kupuję tylko gdy naprawdę muszę, to samo dotyczy butów i reszty odzieży. Nie jemw restauracjach, nie kupuję nic na mieście, wyobrażam sobie wzrok ludzi mówiący 'popatrz, taka tłusta a jeszcze żre' albo, 'zobacz, będzie przymierzać buty, ciekawe czy jak się schyli to mocno będzie sapać'. Dużym problemem są również kontakty z młodszą o 4 lata siostrą. Cały czas jest faworyzowana, i wprost czuję, że to ją bardziej rodzice kochają. Wiem, że to błacha myśl ale tak jest. Nie wychodzi ze swojego pokoju,chyba że musi do toalety, albo zgłodnieje,w niczym nie pomaga,nie robi w moim odczuciu nic, a i tak zawsze jest ich pupilkiem. Ma świetne oceny, i jest szczuplejsza, pewnie to przeważa. Ja jestem tylko daremnym miejscem przy stole. Jej zafundowali wyjazd do Anglii, i Włoch (teraz szykuje się kolejny) podczas gdy ja na swój wyjazd do Włoch odkładałam każde pieniądze i w wakacje stałam na targu sprzedając bieliznę. Czuję, że nigdy nie będę na tyle dobra by zasłużyć na miłość moich rodziców. Fundują jej wycieczki, kupili jej tableta i telewizor 40 calowy. Spełniają każdą jej zachciankę. Mieszkając w jednym domu nie odzywami się do siebie od 6 miesięcy. wszystko poszło o to, że w sobotę podczas rutynowych porządków domowych ( w których ona oczywiście nie miała ochoty nigdy brać udziału) obudziłam księżniczkę przed godzina 12.00 (szok) i poprosiłam żeby pomogła ( mi i młodszemu o 6 lat bratu). Minęło 30 min a ona nie wychodziła z pokoju, poszłam więc żeby ją upomnieć, i tu się cała historia kończy i zaczyna. Przysłowiowy FOCH. Na nic moje tłumaczenia o co mi chodzi. Ona wszystko wie najlepiej i ona sobie rąk porządkami brudzić nie będzie. W myśl moich rodziców' jesteś starsza-ustąp' próbowałam się z nią trzykrotnie pogodzić. Bez większego skutku. To ona chce tu rozdawać karty. Więc i ja przestałam wyciągać dłoń. Pogorszył się przez to znacznie mój stan,jestem tykającą bombą, która z byle powodu wybucha. W moim odczuciu duża wina leży po stronie rodziców. Po pierwsze zawsze była ich oczkiem w głowie, po drugie zawsze przy jakiejkolwiek kłótni pojawiały się w moim kierunku zdania 'bądź mądrzejsza",'jesteś starsza,ustąp" 'ona jest mała, jeszcze nie rozumie'. Obojętnie z jakiego powodu by nie płakała zawsze było wrogie pytanie do mnie ' co znowu jej zrobiłaś', a ona zawsze to wykorzystywała, i wykorzystuje do tej pory. Nie radzę sobie z jej uporem, i ciężkim charakterem, z jej byciem lekkoduchem, i takim egoistycznym człowiekiem.Wszystko mnie drażni,przez cały ten stres i nerwy nawet w nocy mam problemy. Są dni, że budzę się DOSŁOWNIE do 25- 50 minut. Każdy mój ruch w nocy jest całkowicie świadomy, nawet to jak obracam się na drugi bok. Pojawiają się również dni, że mogę spać bez żadnego wstawania po 11godz. Już nie wiem co robić,myśl o wizycie u specjalisty jest dla mnie paraliżująca również dlatego, ponieważ uważam, że ta pomoc mi się nie należy, że są ludzie którzy mają gorzej, a są na tyle silni by sobie z tym poradzić. Coś wewnętrznie mnie rozrywa, i nie wiem jak długo to jeszcze wytrzymam.

Odnośnik do komentarza
Gość Orzech laskowy

Moim zdaniem masz olbrzymie kompleksy i bardzo niską samoocenę. Powinnaś chodzić do psychologa, bo to i pomogło by Ci w utrzymaniu wagi i walce z otyłością, i byłoby pomocne przy kontaktach z ludźmi. Nie możesz całe życie unikać kontaktów bo człowiek z założenia to istota stadna, i żeby dobrze się czuć potrzebuje ludzi wokół siebie.

Odnośnik do komentarza

Witaj innaanna!

Faktycznie masz niską i nieadekwatną samoocenę, z czym zgadzam się z przedmówcą, ale obawiam się, że niska samoocena to nie wszystko. Jest zbyt dużo problemów w Twoim życiu, które dałoby się jedynie zamknąć w słowach "niska samoocena". Kiepskie relacje z siostrą, z rodzicami, poczucie niesprawiedliwości i skrzywdzenia, poczucie konieczności zasługiwania na miłość, wybuchy złości, rozdrażnienie, autoagresja, nienawiść do siebie, odmawianie sobie prawa do pomocy itd. Sporo tego... Nie postawię diagnozy przez Internet, bo tak się nie da. To może być niska samoocena powikłana innymi problemami, depresja albo zaburzenia osobowości, np. BPD. Nie odgadnę. Jesteś dorosłą, dojrzałą kobietą, dlatego zachęcam Cię do tego, byś poszła do specjalisty i pozwoliła sobie pomóc. Według mnie potrzebujesz wsparcia. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Pani mgr. Kamila Korcz. Dziękuję, za Pani opinię. Niestety czuję się na tyle skrępowana, zawstydzona i zażenowana tym co się ze mną dzieje, że w chwili obecnej nie jestem w stanie zgłosić się do żadnego specjalisty. Do tego dochodzi fakt, że już kilkukrotnie z mamą rozmawiałam, że chyba powinnam się zgłosić gdzieś po pomoc/rozmowę, bo nie wiem co się ze mną dzieje i wszystko wymyka mi się spod kontroli, na co odpowiedź zawsze była jedna- 'wmawiasz sobie'. Już sama nie wiem co robić. Jestem rozdarta. W moim opisie problemu powyżej nie dodałam jeszcze jednego, co mnie właściwie dość mocno nurtuje i zastanawia. Zawsze byłam duszą towarzystwa. Wszyscy znajomi mówili, że mam syndrom Piotrusia pana- wieczne dziecko, a ja odpowiadałam, że chce korzystać z życia( jak np. zwykłe lepienie bałwana, czy rzucanie się śnieżkami) póki jest to jeszcze akceptowalne przez społeczeństwo, bo trochę głupio wyglądać będzie taka sama zabawa za 20 lat :). Zawsze byłam kojarzona jako uśmiechnięty misio, z poczuciem humoru. Uwielbiałam, żartować. Ludzie do mnie lgnęli, zwierzali się, ufali i prosili o pomoc/radę w ich problemach (o ironio). I tu pojawia się właśnie to,co mnie dręczy. Ja mimowolnie utożsamiałam się z ich problemami, autentycznie odczuwałam i ból, i udrękę. Często dana osoba na drugi dzień czuła się o niebo lepiej, ponieważ jej problem był na tyle błahy, że chwila, moment i znaleźli na nie rozwiązanie, a ja zostawałam obciążona tym wszystkim przez kolejny tydzień, ponieważ dla mnie to nie było tkie proste. Jeszcze raz dziękuję, za Pani opinię, tym bardziej, że nigdy nie spotkałam się z BPD. Muszę dojrzeć do tego, by poprosić o pomoc. Tutaj jestem w mirę anonimowa, więc nie muszę się niczego bać prosząc o pomoc, nie muszę się bać tego, że wchodząc do lekarza zauważy mnie ktoś znajomy. Niby dorosła, a być może jednak nie.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...