Czy to nie za dużo posiłków?

[Gość Bleeeh]

witam. mam bardzo dużą nadwagę i postanowiłam się odchudzać. jestem na diecie od 3 dni.
oto co dzisiaj zjadłam:
śniadanie- bułka grachamka z pasztetem, pomidorem, ogórkiem, papryką i szczypiorkiem
obiad- talerz zupy pomidorowej
kolacja- 2 kromki ciemnego pieczywa z szynką i warzywami+ herbata bez cukru
czy to nie za mało? podobno, kiedy jest się na diecie to najgorsze co można zrobić to przestać jeść.
o dziwo nie jestem godna, ani nie mam ochoty na coś słodkiego (a tak się tego bałam).
powinnam coś jeszcze zjeść w ciągu dnia?
p.s. ćwiczę.

[Gość Lawendowa]

moim zdaniem powinnaś jeść jeszcze II śniadanie i podwieczorek. Np jakiś owoc, jogurt czy sałatkę. Jedz co maks 3 godzxiny, ustal sobie konkretne godziny np 8, 11,14,17 20

[Adamek21]

Lawendowa bardzo dobrze mówi. Musisz mieć stałe pory posiłków. Uniwersalna dieta dla Ciebie to 5 posilkow dziennie. Sztuczka schudnięcia polega na tym,ze musisz wyliczyc sobie swoje zapotrzebowanie na białko,tluszcze itp(wpisz w google"dziennie zapotrzebowanie na...') i dostarczac organizmowi mniej niz potrzebuje. ( http://calcoolator.pl/dzienny_kalkulator_kalorii.html ) Oczywiscie nie dostarczaj drastycznie mniej tych kalorii tylko stopniowo, a wraz z chudnieciem bedzie sie to obnizac.70% efektow to dieta. 30% to cwiczenia wiec jak pohdziesz pobiegac to juz wogole super. Pozdrawiam

[Anton1]

Troszkę za mocny rygor sobie narzuciłaś. Może się to niekorzystnie odbić. poprzednicy mają rację. Między posiłkami powinnać sobie dorzucić jeszcze jakieś owoce lub jogurty. Pamiętaj też, że tkanka tłuszczowa spala się dopiero po ok. 20 minutach ćwiczeń. Wcześniej spala się to, co zjadłaś tego dnia. Powodzenia!

[Gość Nie bo nie]

to chyba nie jets tak z tymi ćwiczeniami że po 20 minutach dopiero coś tam się spala. Tu chodzi chyba o tętno. 60-70% tęstna maksymalnego.

[Anton1]

Hm... może. Z tego, co wiem to 20 minut jest takie umowne, ale na pewno się nie spala od razu, więc zrobienie sobie samych 50 brzuszków niewiele pomoże, co najwyżej spali to, co się tego dnia zjadło, ale na mięśnie nie ma co liczyć.