Skocz do zawartości
Forum

brak akceptacji siebie a szansa na związek


Gość Czytelniczkaforum

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Czytelniczkaforum

Cześć, mam takie pytanie: czy kobieta, która ma duży problem z akceptacją siebie (swojego życia) w ważnym dla niej obszarze i przez to czuje się trochę nieszczęśliwa, ma szansę w takiej sytuacji na związek z wartościowym mężczyzną? Nie zapowiada się co prawda u mnie na związek (nie mam na horyzoncie mężczyzny zainteresowanego mną), ale też brakuje mi ...tego.

Kiedy spotykam mężczyznę , który podoba mi się, zaczynam szukać czy ma jakieś wady- wtedy czuję, że może miałoby to szansę powodzenia. Chodzę do psychologa, ale mimo to jest mi ciężko. Kiedy jeszcze byłam tuż po studiach i...rozglądałam się trochę za mężczyznami, nie myślałam w ten sposób. Miałam jeszcze większą nadzieję na przyszłość i kiedy kogoś spotkałam, nie myślałam, że byłabym dla niego "złą partią" i "zatruwaczem życia". Raczej chciałam aby coś z tego wyszło. Nie wiem, czy w przyszłości miałabym choć jedno dziecko- nie wiem czy będąc tak skupiona na sobie, dałabym radę wychować je na szczęśliwego człowieka. Choć- bardzo lubię dzieci i chyba jeśli zdarzyłoby się tak, że nie byłabym matką, to byłaby to rzecz, której najbardziej bym w życiu żałowała. Od zawsze uwielbiałam dzieci. Moja psycholog twierdzi, że...boję się bliskości i stąd wymyślam problemy. Ja tego tak nie czuję. Nie wiem co o tym myśleć. Fakt, że pochodzę z domu w którym rodzice w pewnym okresie przestali być ze sobą, ale ze względów finansowych nadal razem mieszkają a ja...niestety z nimi i wiadomo, że generuje to napięcia. Jakoś nie wierzę w bezinteresowną miłość dwojga wcześniej obcych sobie ludzi. Raczej myślę, że mężczyzna kocha kobietę za coś i...może nie zaakceptować jej problemów a takie mówienie...na dobre i na złe hmmm...wydaje mi się, że tylko matka kocha bezinteresownie. Poza tym, mimo iż na codzień jestem osobą raczej otwartą, lubię rozmawiać z ludźmi to...zauważyłam, że jeśli jakiś mężczyzna okazuje mi zainteresowanie to...zaczynam być bardzo nieśmiała. Zdarzało się, że ukrywałam, że mi się podoba i...facet odpuszczał sobie.

czuję, że to moje kompleksy powodują tę nieśmiałość.

Odnośnik do komentarza
Gość Dariusz
5 minut temu, Gość Czytelniczkaforum napisał:

Cześć, mam takie pytanie: czy kobieta, która ma duży problem z akceptacją siebie (swojego życia) w ważnym dla niej obszarze i przez to czuje się trochę nieszczęśliwa, ma szansę w takiej sytuacji na związek z wartościowym mężczyzną?

W jakim obszarze?

Odnośnik do komentarza

Masz rację, że miłość partnerska nie jest bezwarunkowa/ bezinteresowna, ale z wzajemnością, więc to jest normalne. 

Za bardzo rozkminiasz, jak się zakochasz i będziesz czuła ten pociąg... , to nie będziesz szukała wad, bo w różowych okularach ich nie widać? 

Odnośnik do komentarza
Gość Dariusz
53 minuty temu, Gość Czytelniczkaforum napisał:

a jest to bardzo istotne?

Tak. Skąd bez tego mamy wiedzieć czy Twoja psycholog ma rację? Właściwie chodzisz do psychologa czy na psychoterapię?

1 godzinę temu, Gość Czytelniczkaforum napisał:

Moja psycholog twierdzi, że...boję się bliskości i stąd wymyślam problemy. Ja tego tak nie czuję. Nie wiem co o tym myśleć

Najłatwiej wymyślić jakąś interpretację typu strach przed bliskością, a o prawdziwych problemach lepiej nie myśleć bo tak radzi psycholog lub terapeuta. Logiczne myślenie to filozofowanie, ale kiedy próbują narzucić swoją opinię, że lepiej czegoś nie robić, a coś innego robić regularnie to nagle mój osąd powinien zniknąć i powinienem zrobić tak jak mówi terapeuta, ale... przy tym mam być sobą. Bądź sobą tylko nie rób tego wszystkiego co się na to składa, a terapeuta ma zawsze rację bo wypowiada się nie wprost. Ma rację, myśli logicznie i nie filozofuje. Alfa i omega. Może ona uważa, że faktycznie masz rację, ale lepiej dla Ciebie jeśli uwierzysz w wersję, że to problemy, które wmówiłaś sobie na siłę bo tak naprawdę boisz się bliskości, a że tak naprawdę jej pragniesz to już dla niej nieistotny szczegół. Nie pasuje do jej wersji. Napisz z czym masz problem bo może to wina Twojego kompleksu, którego nie powinnaś mieć albo rzeczywistego problemu, który trzeba jakoś rozwiązać.

Odnośnik do komentarza
Gość Czytelniczkaforum
5 minut temu, Gość Dariusz napisał:

Tak. Skąd bez tego mamy wiedzieć czy Twoja psycholog ma rację? Właściwie chodzisz do psychologa czy na psychoterapię?

Najłatwiej wymyślić jakąś interpretację typu strach przed bliskością, a o prawdziwych problemach lepiej nie myśleć bo tak radzi psycholog lub terapeuta. Logiczne myślenie to filozofowanie, ale kiedy próbują narzucić swoją opinię, że lepiej czegoś nie robić, a coś innego robić regularnie to nagle mój osąd powinien zniknąć i powinienem zrobić tak jak mówi terapeuta, ale... przy tym mam być sobą. Bądź sobą tylko nie rób tego wszystkiego co się na to składa, a terapeuta ma zawsze rację bo wypowiada się nie wprost. Ma rację, myśli logicznie i nie filozofuje. Alfa i omega. Może ona uważa, że faktycznie masz rację, ale lepiej dla Ciebie jeśli uwierzysz w wersję, że to problemy, które wmówiłaś sobie na siłę bo tak naprawdę boisz się bliskości, a że tak naprawdę jej pragniesz to już dla niej nieistotny szczegół. Nie pasuje do jej wersji. Napisz z czym masz problem bo może to wina Twojego kompleksu, którego nie powinnaś mieć albo rzeczywistego problemu, który trzeba jakoś rozwiązać.

chyba to na co chodzę to psychoterapia się nazywa. ciężko ująć to co mnie gryzie. Pewnie trudno w to uwierzyć, ale...ja nie jestem pewna nawet  czy tego czegos chcę. Ogólnie rzecz ujmując chodzi o sprawy zawodowe. Mimo iż kiedyś przy testach na dysleksję wyszło mi, że mam ponad przeciętny iloraz inteligencji, to...niestety, ale nie wykorzystuję swoich możliwości. Na prawdę ciężko to wszystko opisać. Moje życie nie było bardzo łatwe. Oprócz rodziców o których już wspomniałam mam jeszcze chorego brata. (Jedyne rodzeństwo). Jego choroba jest ciężka i dla niego i dla nas. Tata...hm...częściej ze względu na pracę nie było go  domu, więc wszystko spadło na mamę. Do tego był okres za czasów szkolnych, że byłam prześladowana. Było to tuż po tym jak moja "przyjaciółka" znalazła sobie inne szemrane towarzystwo i..przestałam jej być potrzebna. Ponieważ czułam się samotna, szukałam sobie innej koleżanki i kiedyś spotkałam pewną starszą o rok dziewczynę, która jednak..pochodziła z nizbyt dobrego domu, była wyrachowana a ja..naiwna i dawałam jej się wykorzystywać. Pewnego razu moja mama ją wręcz przegoniła z naszego domu. Później ona się zemściła. Było to w gimnazjum. Byłam prześladowana przez starsze dziewczyny których nawet nie znałam, a które znały się z nią. Nie doszło nigdy do psychicznej przemocy, ale było to wyśmiewanie...przy moich koleżankach, w drodze do szkoły, na korytarzu...trwało to na pewno ładnych kilka m-cy. Któregoś razu byłam na szkolnym apelu. Dziewczyny (bliźniaczki) które mnie prześladowały występowały razem ze mną i oczywiście coś z tyłu gadały. Nie wytrzymałam i popłakałam się przy nich i chyba coś im powiedziałam, albo poszłam do nauczycielki. Wtedy one przestały. Ale też miałam problem po rozstaniu z chłopakiem z którym byłam od jakieś 6 kl po gimnazjum. Był to mój pierwszy chłopak. Nie pamiętam czemu się rozstaliśmy, ale pamiętam, że on (starszy był rok) trochę się "stoczył", nie zdał itp. - sytuacja podobna. Kiedyś odebrałam tel i słyszę wyzwiska na siebie- od niego/jego kolegów? Jakby tego było mało miałam wychowawczynię w gimnazjum- teraz wiem, że nie tylko mnie z nią było ciężko, bo do tej pory, a jestem już dorosłą kobietą dochodzą do mnie słuchy od...moich podopiecznych co ta baba odwalała. Kobita nie nadawała się do pracy z dziećmi/młodzieżą- i mnie też uprzykrzyła życie. Mimo iż znała moją sytuację domową (wiedziała od mojej mamy, że mam chorego brata) to zdarzyły się sytuacje, że upokorzyła mnie przy całej klasie. Był to najgorszy "nauczyciel" jakiego w życiu spotkałam, a skończyłam tez studia. Choć nauczycielem nie powinna się nazywać. W podstawówce radziłam sobie głównie sama. Ogólnie w miarę dobrze się uczyłam, choć...nie byłam jakoś dopilnowana. Miałam jakieś tam koleżanki, było w miarę ok. W gimnazjum zaczęłam być bardzo ambitna. Mimo iż miałam problemy w domu i w szkole to dużo uczyłam się, miałam wysokie wyniki. Choć miałam jeszcze dobre relacje z koleżankami z poprzedniej klasy. Jeździłam na obozy , kolonie, nawet spotykałam się z chłopakami.Chciałam coś w życiu osiągnąć. W tym okresie też miałam koleżankę, która miała mamę lekarkę, ona obecnie też jest lekarzem. Do tego obok nas przyprowadziło się młode małżeństwo lekarzy. Bardzo zazdrościłam im i zawodu i wszystko wyglądało tak bajecznie.  Piękny dom, dzieci, przystojny mężczyzna. Też tak chciałam. W okresie gimnazjum pomyslałam, że może chciałabym być farmaceutką- hmm..może spodobała mi się po prostu apteka- czysto, schludnie, pani w fartuszku, a wiadomo...często z mamą po aptekach chodziłam. Po lekarzach zresztą też. 
Poszłam więc na profil biol- chem. Gimnazjum skończyłam ze średnią powyżej 5. W lo widziałam, że są w mojej klasie osoby zdolniejsze ode mnie z chemii, ale żeby im dorównać, tez to był pomysł mamy, poszłam na korki. Ogólnie nie mam takiej łatwości w uczeniu się chemii, fizyki czy matmy, ale w gimnazjum uczyłam sie sama i nie miałam też z nimi problemu. Dużo uczyłam się w klasie 1 i...gdzies do połowy 2. Zaczęłam się stresować maturą, czy dostanę się na studia. Tak na prawdę myślałam o kierunku lekarskim. Gdzieś tam też jak rozmawiałam z koleżanką i ona opowiadała o studiach brata- biotechnologii to pomyślałam, że to byłoby fajne. Chciałam robić coś ważnego, nowatorskiego. Stres spowodował, że...wpadłam w nerwicę natręctw. To samo na co leczy się mój brat (m.in) Na szczęście lekarz szybko to odkrył, dostałam leki po których mi przeszło, ale...w zasadzie ostatni rok l.o to już tak nie mogłam się uczyć. Oceny też mi się pogorszyły. W lo mimo iż widziałam jakieś zainteresowania ze strony chłopaków...nic z tego nie wyszło, nic się nie zaczęło??. Moja najbliższa koleżanka z l.o. dostała się na lekarski. Bardzo ciężko było mi znieść to, że ja nie. Napisałam dość przyzwoicie maturę, ale za słabo na jakieś oblegane studia. Z koleżanką...kontakt się urwał, i..też nie zabiegałam o niego. Z poprzednimi koleżankami z poprzedniej szkoły też, bo..po prostu, poszły gdzie indziej a ja byłam bardzo skupiona na nauce i też nie zabiegałam o kontakty specjalnie. Wiem, brzmi to teraz jakbym była żałosnym kujonem. Ale ja chciałam dobrze. Złożyłam papiery na UM, biotech ale z inną specjalnością (przez przypadek). I tak nie mogłam pogodzić się z niedostaniem się na studia. Choć...od rodziny słyszłam, że jestem za słaba psychicznie na lekarza a od psychiatry, że...eliminuje mnie moja decyzyjność. Choć psychiatra jakoś nie wątpił chyba w mój potencjał. Nawet coś podgadywał, żebym zaczęła studia za granicą. Czułam się gorsza przez to, że nie dostałam się. Załamałam się. Dużo przytyłam i...nie widziałam sensu, żeby schudnąć. Nie czułam się jakby godna tego, żeby dobrze wyglądać, choć w przeszłości (jeszcze w lo)  dbałam o swój wygląd i byłam dość szczupła.

Tak własnie na studiach nie chciało mi się o siebie dbać zbytnio, unikałam koleżanek z grupy, chodziłam własnymi drogami i...myslałam wręcz intensywnie chyba nad tym...co ja chcę/jak się dostac na medycynę...to były myśli wkólko. Nie mogłam się uczyć i...dużo przedmiotów poprawiałam. Najadłam   się sporo wstydu i...z uczennicy 5 stałam się jedną z gorszych. Nawet nasza opiekunka roku stwierdziła, że myślała, że ja będę jedną z lepszych na roku. Nie lubiłam tych studiów, ale bałam się zrezygnować, bo ...bałam się, że zostanę z niczym. Miałam też nadzieję, że będąc na studiach, może kogoś poznam. Taaak. Jasne. Przy moim podejściu wtedy...Jeden chłopak się mną zainteresował, ale...chyba go przegoniłam skutecznie, bo kiedyś spóźnił się na spotkanie i ...za ostro zareagowałam. To jest wszystko takie żałosne, jak tego sama słucham co ja piszę tutaj. Ale to prawda. I w sumie też czuję ulgę pisząc to. Pod koniec licencjatu trafiłam do psychologa. Nie będę mówić co zdiagnozował. osoby które są w branży same będą wiedziały, te które nie są- nic im to nie wniesie. (sorry) ale ja wtedy jeszcze nie rozumiałam co to jest, nie znałam siebie. Skutecznie odechciało mi się medycyny, kiedy zaczęłam pracować w szpitalu. Nie spodobał mi się mój zawód. Jest techniczny. Ja trochę roztrzepana, kobieca, wrażliwa marzycielka...
Składałam podania do szpitali, ale bez żadnego entuzjazmu. Wiadomo...nie sprawdziłam się i znów byłam tą gorszą i znów wstyd. Miałam nadzieję, że może jeśli skończyłam studia pod kierunkiem biotechnologii, to może uda mi się w tym znaleźć zatrudnienie i douczę się na jakiś kursach, w pracy, sama... (studiów już miałam dosyć). Byłam na jakieś rozmowie , ale....nic z tego, trudno też mi było starac się o prace, bo wiedziałam, że z tego nic za bardzo nie umiem, bo nie mieliśmy stricte takich przedmiotów. Medycynę pożegnałam, ale...pracując w swoim zawodzie myslałam jednak o tej biotechnologii. Szukałam, pisałam kiedyś intensywnie kilka m-cy. I nic. Później ...pomyślałam nad angielskim, bo udzielałam od paru lat korków. Przyjęli mnie w prywatniej szkole, gdzie przepracowałam 2 lata. Sprawdziłam się jako nauczyciel, ale weszłam w konflikt z właścicielką i...suma sumarum, rozstaliśmy się. Umiem przekazywć wiedzę, mam certyfikat w sumie lubię uczyć, ale...po prostu uważam to za coś ....mniej potrzebnego. Wiem, głupio to brzmi, ale ja tak myślę i chyba już do końca życia to się nie zmieni. Mimo iż ucze już 6 lat prywatnie, i ...ludzie są zadowoleni to cały czas czuję się niespelniona. Czuję jakbym traciła czas, a jednocześnie coraz trudniej mi szukać innej pracy. Ostatni rok w zasadzie tylko jeździłam na lekcje. Tak to wygląda. Biorę też antydepresanty, choć podobno depresji nie mam, ale zaczęłam je brać, jak ....dzień w dzień płakałam i miałam myśli, że lepiej byłoby nie żyć. Więc...o ile z ludźmi nauczyłam się jakoś tam funkcjonować, przez to, że spotykałam dużo róznych, ale jednak boję się wejść w taką hierarchię jak w pracy jest. Boję się, że ktoś może chieć się na mnie wyżywać, bo...ma zły dzień, a jest dyrektorem więc mu wolno. A ja bardzo emocjonalnie wszystko przeżywam. Bardzo wyczerpują mnie emocje. Do tego właśnie...przez to, że czuję się nieszczęśliwa to nie wiem jakim cudem mogłabym być w jakimś związku. Słyszę od mężczyzn, że jestem ładna, elokwentna, ale co z tego. Skoro ja sama ledwo żyję, to jak ja wykrzeszę siły, żeby żyć z kimś. o założeniu rodziny nie wspomnę. Chyba, że żylibyśmy jak emeryci co sobie wezmą w niedzielę popołudniem leżaki i krzyżówki nad wodę....ok- nawet by mi taki układ pasował, tylko któremu mężczyźnie odpowiadałabym ja....mam swoje zalety, których jestem świadoma, ale...jednak chyba chciałabym, żeby facet  też miał jakiś problem...żebyśmy byli jakby na równi. Nie chcę nikogo unieszczęśliwiać. Nie chcę być nieuczciwa. Przepraszam za długość- ostrzegałam, że ciężko mi to ująć ? proszę o wyrozumiałość i dzięki za przeczytanie.

Odnośnik do komentarza

I

Ty już tutaj pisałaś. Kilka razy.

I ja  Cię słyszę tak, że masz problem z poukładaniem swojej tożsamości. 

 kiedy opisujesz wszystkie historie z czasów już odległych takie mam wrażenie..ogólny wydźwięk tego co napisałaś.... ze Twoja tożsamość z różnych powodów nie jest osadzona i dlatego trudno Ci się osadzić w życiu. To moje wrażenie jest ...

Nieraz nie musi się wydarzyć nic spektakularnego w życiu by odbiło się to na psychice, nieraz krzywda dzieje się dziecku bardzo niemo, bardzo niezauważalnie i w wieku 30 lat ktoś zdaje sobie sprawę że no niby nic się nie stało ale "  jakoś " nie czuje się  gotowy do życia, i próbuje to nazywać... Np że jest jakaś "sfera życia " która nie wychodzi.

Twoja życie zawodowe to tylko aspekt Ciebie, zauważalny i namacalny już pewnie znacznie, ale czy to jest główny problem? 

 akceptacja jest potrzebna by się  zmienić -  zauwazyc siebie takim jakim się jest  naprawdę ...i zmienić , przepracować " przeżyć"  i dopiero potem układać sobie zycie.

I wierzę że na terapii próbujesz siebie ta tożsamość składać, swoją historię, swoje realne potrzeby...pragnienia, smutki, emocje.

 

 myślę że  to kolejny przykład wątku w ostatnim czasie, kiedy problem nie jest komunikowany wprost -ale  u Ciebie z tą pozytywna różnica, że zdajesz sobie z tego sprawę,ze trudno Ci określić co jest na rzeczy i przyznajesz  to na końcu wypowiedzi.

Często tu ludzie otwierają wątki i próbują wtloczyc nas zaangażować w  dyskusje w " dylematy" które jakoś tak idą bokiem wobec tego co najwazniejsze. 

Twoje życie zawodowe jest ważne i będąc biotechnologiem dziś i znając angielski nawet z tą obsuwa życiową, znajdziesz pracę za granicą zaczniesz od stażu glupiegi i sobie jeszcze zdążysz poradzic

Ale musisz najpierw zbudować siebie. Musisz wiedzieć kim jesteś.

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Gość czteryznaki
6 godzin temu, Gość Agu napisał:

Btw. Jako zapewne jedyny biotechnolog na tym forum, moglabys się wypowiedzieć w temacie szczepień ?

 

Planujesz rozpocząć produkcję w garażu? ?

Bo do wypowiadania się na temat mechanizmów działania (pożądanego i nie) to jest immunolog (na poziomie osobnika) albo epidemiolog (poziom populacji).

Odnośnik do komentarza
Gość Czytelniczkaforum
5 godzin temu, Gość Agu napisał:

Btw. Jako zapewne jedyny biotechnolog na tym forum, moglabys się wypowiedzieć w temacie szczepień ?

I wybierz jakiś stały nick dla siebie, tak żebyśmy wiedzieli z kim rozmawiamy za każdym razem.

Hej, dziękuję za odp. tu napiszę odp na temat szczepień. 
Hmmm...nie wiem czy dobrze zrozumiałaś mój poprzedni post. Ja nie jestem stricte biotechnologiem. Skończyłam taki kierunek ale specjalność w której się kształciłam niewiele ma z tym wspólnego. Więc...
ale mogę powiedzieć, że ja skorzystałam z opcji, że mogę się zaszczepić wcześniej i jestem po 1 dawce Pfizera. Żadnych objawów ubocznych, a spokojniej na duszy. Jednak bałam się wirusa, ja nosiłam maseczkę, myłam ręce itp, ale ludzie z którymi pracowałam...niekoniecznie. Teraz juz sama ją  zdjęłam. Niech teraz założą Ci, którzy wogole nie nosili jeśli boją się że mogę im go przenieść. Ja pracuję głosem. Co godzinę musiałam zmieniać maseczkę (chirurgiczną) żeby nie bolało mnie gardło.
Te FP2 starczały na dłużej, ale wiadomo, że jedna 3 zł. U mnie w rodzinie wszyscy są po pierwszej dawce.  Mama też pfizer, tata moderna- u nich żadnych objawów ubocznych. Brat mógł jedynie zaszczepić się wcześniej, ale w pracy- Astrą. Po rozmowie ze znajomą lekarką zdecydowaliśmy, że lepiej niech się nawet tą Astrą zaszczepi. On miał gorączkę ok 38 st. jednego wieczoru.
Z tego co słyszę, to właśnie po Astrze ludzie dostają temperaturę. Z tego co mówiła mi własnie ta znajoma lekarka, to przy Astrze mogą własnie wystąpić te powikłania (chyba chodziło o te zakrzepy) u kobiet, młodych, stosujących antykoncepcję hormonalną. Mam też znajomych, którzy przyjęli Johnson'a i też O.K. Znajoma, która długo wzbraniała się przed szczepieniem, ale...została zmuszona w pracy pod groźbą je utraty zaszczepiła się Pfizerem i jest O.K, a bała się, bo jest alergiczką.
Niestety...tylko tyle umiem powiedzieć. Każdy musi tę decyzję podjąć indywidualnie. Ja bardziej niż zastrzyku bałam się wirusa.
Dopóki nie zaszczepi się ludzi, dopóty będzie niestety pandemia. Ja nie znam się, ale nie sądzę, żeby dawali w tych szczepionkach ludziom jakieś trucizny. Ludzie boją się  tego, że jakies metale ciężkie zawiera....kurcze...a jak my teraz żyjemy? Czym oddychamy w dużych miastach i jaką chemię jemy....nawet jeśli chcemy jej unikać. Myślę, że jakiś niewielki odsetek osób może rzeczywiście mieć jakieś ciężkie reakcje po szczepieniu, ale jednak trzeba spojrzeć na statystykę....
Przed szczepieniem jest ankieta, w której jest mowa o tym, kiedy nie powinniśmy się szczepić. Pozdrawiam.
Na drugi wątek odpiszę osobno.

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Gość czteryznaki napisał:

Planujesz rozpocząć produkcję w garażu? ?

Bo do wypowiadania się na temat mechanizmów działania (pożądanego i nie) to jest immunolog (na poziomie osobnika) albo epidemiolog (poziom populacji).

 

 to  biotechnolog wymyślił  pfizzera (a nie immunolog ? ), wiec sądzę tez że dziedzina tej wiedzy powinna dawac zrozumienie jak działa  szczepionka, skoro ja wymysla. Np co się dzieje na poziomie komorkowo- molekularnym...

 

Godzinę temu, Gość Czytelniczkaforum napisał:

Hej, dziękuję za odp. tu napiszę odp na temat szczepień. 
Hmmm...nie wiem czy dobrze zrozumiałaś mój poprzedni post. Ja nie jestem stricte biotechnologiem. Skończyłam taki kierunek ale specjalność w której się kształciłam niewiele ma z tym wspólnego. 
 

No właśnie pamiętam pisałaś wcześniej, wiem że na biotechnologii bywają różne specjalizacje w tym np bioinformatyka...  Bardzo preżna dziedzina ale nie u nas w Pl. 

A myslalass żeby zająć się tłumaczeniem medycznym? Mam znajomą która niezłą kasę na tym robi.

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Gość Czytelniczkaforum
2 godziny temu, Gość Agu napisał:

 

 to  biotechnolog wymyślił  pfizzera (a nie immunolog ? ), wiec sądzę tez że dziedzina tej wiedzy powinna dawac zrozumienie jak działa  szczepionka, skoro ja wymysla. Np co się dzieje na poziomie komorkowo- molekularnym...

 

No właśnie pamiętam pisałaś wcześniej, wiem że na biotechnologii bywają różne specjalizacje w tym np bioinformatyka...  Bardzo preżna dziedzina ale nie u nas w Pl. 

A myslalass żeby zająć się tłumaczeniem medycznym? Mam znajomą która niezłą kasę na tym robi.

 

 

hej, wiesz co, kiedyś coś tam pomyślałam nad tłumaczeniem i nawet spróbowałam przejść taki test kwalifikacyjny, ale bez powodzenia. Tłumaczenia, to jest wyższa szkoła jazdy. 

 

 

Odnośnik do komentarza
Gość Czytelniczkaforum
16 minut temu, Gość Czytelniczkaforum napisał:

 

btw. Agu- Ty musisz być z branży. Albo ewentualnie znać kogoś z branży- bo widzę, że orientujesz się. ?

Miałam na studiach takie ogólne przedmioty- na ich poczatku typu chemia, matma...a takie biotechnologiczne, w tym właśnie pare godzin bioinformatyki miałam na mgr....czułam się jakby mnie ktoś w kosmos wystrzelił na tych zajęciach. (Bo wcześniej nie mieliśmy takich biotechnologicznych). Zdaję sobie sprawę, że za granicą lepiej rozwija się ta dziedzina, tylko.....hmm...
skoro tutaj był problem z pracą, to chyba obcokrajowca tez tak chętnie by nie przyjęli.

Odnośnik do komentarza
Gość Czytelniczkaforum

ps. przepraszam za kilka wątków- ale (popraw mnie, jeśli się mylę), odniosłam wrażenie, że to pytanie o szczepionki to było celowe podejście- żeby sprawdzić moją wiedzę w tym temacie? ?

Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, Gość Czytelniczkaforum napisał:

ps. przepraszam za kilka wątków- ale (popraw mnie, jeśli się mylę), odniosłam wrażenie, że to pytanie o szczepionki to było celowe podejście- żeby sprawdzić moją wiedzę w tym temacie? ?

Nie,  chciałam poznać Twoja opinię...bo mamy osobny wątek gdzie się nad tym produkujemy wraz z różnymi fantazjami i gdybaniami ..

  ,  moja edukacja poszła w zupełnie innym kierunku (a   wiedza zatrzymała się w punkcie dalece odległym by sprawdzać czyjejs kompetencje czy weryfikować naukowe tezy), natomiast mam świadomość rozległości tych tematów...

I mam znajomych biotechnologow pracujących za granicą. Wiem że znalezienie pracy za granicą w tej dziedzinie jest prostsze niż w Polsce. W Polsce jest naprawdę posucha.

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Gość Czytelniczkaforum
2 minuty temu, Gość Agu napisał:

?

hej, a, to sorry- ja jestem trochę podejrzliwa. Więc, jeśli o opinię tylko chodziło, no to jak na nie-biotechnologa przystało wyraziłam swoją ? w sumie niczym nie różniącą się od opinii każdego innego śmiertelnika. Miałam też do czynienia z człowiekiem- o dziwo dobrze wykształconym, ale.....nie lekarz, biotechnolog, ani nikt tego rodzaju i usłyszałam, że....połowie osób to podano placebo w tych szczepionkach. Aż nie wierzyłam własnym uszom i chciałam zobaczyć czy ta osoba poważnie mówi, więc pytam skąd ma takie przekonanie. I otrzymałam odpowiedź, że ( w pracy) część osób po zaszczepieniu robiło sobie badania na poziom przeciwciał i jedni mieli odp. immuno, a drudzy nie. Z tego co się orientuję, to może tak wystąpić i to własnie jest ta niepełna skuteczność szczepienia, że u niektórych osób mogą się te przeciwciała nie wytworzyć (info od lekarza),

 

Odnośnik do komentarza
Gość czteryznaki
W dniu 23.05.2021 o 22:03, Gość Czytelniczkaforum napisał:

hej, a, to sorry- ja jestem trochę podejrzliwa. Więc, jeśli o opinię tylko chodziło, no to jak na nie-biotechnologa przystało wyraziłam swoją ? w sumie niczym nie różniącą się od opinii każdego innego śmiertelnika. Miałam też do czynienia z człowiekiem- o dziwo dobrze wykształconym, ale.....nie lekarz, biotechnolog, ani nikt tego rodzaju i usłyszałam, że....połowie osób to podano placebo w tych szczepionkach. Aż nie wierzyłam własnym uszom i chciałam zobaczyć czy ta osoba poważnie mówi, więc pytam skąd ma takie przekonanie. I otrzymałam odpowiedź, że ( w pracy) część osób po zaszczepieniu robiło sobie badania na poziom przeciwciał i jedni mieli odp. immuno, a drudzy nie. Z tego co się orientuję, to może tak wystąpić i to własnie jest ta niepełna skuteczność szczepienia, że u niektórych osób mogą się te przeciwciała nie wytworzyć (info od lekarza),

 

No i to jest popi... ktoś po przechorowaniu może mieć dużo większa odporność niż ktoś zaszczepiony ale i tak będzie niczym trędowaty bo glejtu brak.

 

PS: Jeśli serio myślisz o dzieciach to złośliwie przypomnę o kalendarzu.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...