Skocz do zawartości
Forum

Nie lubię mojej rodziny


Gość Gryph

Rekomendowane odpowiedzi

Generalnie mam dobre relacje z ludźmi, ludzie otaczają mnie sympatią i szacunkiem. Ale mojej (tfu!) rodziny nie potrafię zdzierżyć, i to wszystkich, po kolei. Wszyscy działają mi na nerwy. Najgorsze jest to, że nie można się przed krewnymi nigdzie ukryć. Wszędzie człowieka znajdą, wytkną wszystkie wady, skrytykują i z błotem zmieszają. Wolę towarzystwo dobrych znajomych niż całe spotkanie z rodziną (niedobrze mi się robi, gdy słyszę to słowo). Czy w Waszych rodzinach jest podobnie?

Odnośnik do komentarza

Najczęściej, ten który wydawał się nam głupi do kwadratu, po latach zyskiwał naszą własną opinię: niby taki głupi a swoj rozum ma i w kozi róg nie da się przez życie zapędzić.

Kuzyn, ktory był tylko głupi, nabywał zupełnie ciekawą partnerką za żonę i to budziło zaskoczenie co taka fajna laska może w nim widzieć. i jak się bliżej przyjrzało, to trzeba było zweryfikować zdanie na : niby niezbyt mądry, jednak trzeba przyznać, że coś w sobie ma.

Ludzie, którzy byli nam obojętni z czasem zyskiwali wiele w naszych oczach, bo np.zupełnie nudna kuzynka mimo posiadania już dwójki dzieci przy trzeciej zagrożonej ciąży, gdzie wszyscy lekarze krzyczeli usunąć, nic z tego dziecka nie bedzie, trwała przy stanowisku, że własnego dziecka się nie zabija i szczęśliwie urodzila piękną i mądrą dziewczynkę. I ta refleksja co ja bym zrobila w jej sytuacji, ten podziw, że jej glęboka wiara i w Boga i w swoje wlasne dziecko jakby została nagrodzona ( a przecież już inne dzieci miała i nie chodzilo tylko o status,że będę matką).Hmm.

Utrapione ciotki, wszędzie wtykające swój nos, czasem jaką celną uwagą dowodziły starej prawdzie, ze człowiek nie tylko jest mądry swoim intelektem ale i doświadczeniem życiowym.

Milczący przy gadających ciotkach wujowie, jeśli zechcieli poświęcić kiedyś nam swój czas, okazali się być ludzmi przenikliwymi, rozumiejącymi w lot wiele uwarunkowań zawodowych i międzyludzkich.

Pierwsza weryfikacja tej strasznej naszej rodziny następuje jak wchodzimy do rodziny partnera. I tu są różne reakcje.Czasem doceniamy wtedy wlasnych i dużo czasu nam zajmuje przywyknięcie do tych co dostaliśmy jako inwentarz wraz z nabyciem partnera. Czasem ci nowi, szczególnie jak umieją nas cieplo przyjąć i jakby cieszyć się z nas a ponadto partner się z miłością o nich wypowiadał- to ci nowi wydają nam się o niebo lepsi od naszych własnych- na szczęście, to akurat życie weryfikuje bardzo szybko.

Następna istotna weryfikacja naszej rodziny i rodziny partnera następuje jak nam samym rodzą się dzieci. Patrzymy z ciekawością co niosą one sobą i wtedy czujemy, że są one wypadkową tej głupiej rodziny i jeszcze głupszej( lub mądrzejsze) rodziny partnera. Tylko wtedy już tak ostro nie oceniamy swoich rodzin, wtedy powoli zaczynamy czuć ciągłość pokoleniową. A jak nam kruszeją powoli dziadkowie a potem wlaśni rodzice, ciotki, wujowie, to czujemy ogromny żal, że tak się dzieje, żegnając ich żegnamy część siebie. Na szczęście w rodzinie rodzą sie nawet tym "najgłupszym" braciom, siostrom, kuzynom lub ich dzieciom coraz to nowe, piekne i mądre dzieci i potrafimy się tym cieszyć i wierzymy, ze żyją w nich nasi przodkowie i my kiedyś będziemy żyć w następnych pokoleniach.

Nihil novi- każdy kiedyś bardziej cenil znajomych, bo sobie ich wybrał a z rodziną to najlepiej na zdjęciu i to w środku, bo jak z boku to jeszcze wytną. Z czasem znajomi co przetrwali to też jakby rodzina.

Odnośnik do komentarza

Rozumiem, że totalnie negujesz wszystkie moje przemyślenia? Nie piszę wszystkiego, ale w mojej rodzinie działy się rzeczy straszne, bardzo drastyczne. Zrobili mi krzywdę. Nikt mi w życiu tyle krzywdy nie wyrządził co członkowie rodziny. Prawda jest taka, że znacznie gorzej jest, gdy dokucza członek rodziny, niż gdy dokucza znajomy, kolega z pracy, szef itd. Nie wiesz, co zdarzyło mi się w życiu przeżyć, więc nie neguj wszystkich moich przemyśleń! Dzieci? Nigdy! Nigdy nie włączę się w ten okrutny proces przedłużania gatunku! Gorzkie zwycięstwo gatunku nad jednostką. Ten proces bardzo kojarzy mi się ze śmiercią.

Odnośnik do komentarza

Zadałaś pytanie "Czy w Waszych rodzinach jest podobnie?". Na zadane pytanie grzecznie odpowiedziałam i odpowiedzią swoją chciałam Ci zasugerować, że pogląd na naszą własną rodzinę a i potem jak nabywamy partnera ,to na jego rodzinę nie jest stały, on się z wiekiem zmienia.

Jest prawdopodobne, że w Twojej rodzinie może być bardziej patologicznie niż w przeciętnej, bo Twoja gwałtowna myśl o potomstwie- nie, nigdy, to kojarzy mi się ze śmiercią -jest pewnie tego wynikiem. Ja nawet jak byłam bardzo młoda a potem już ,jak na tamte czasy prawie "starą panną" mnie zwali, to zawsze gdzieś w duszy wierzylam, że moja druga połowka gdzieś po świecie chodzi i ją spotkam i będe miała fajne dzieci. Nie dziecko (byłam jedynaczką i cierpialam z tego powodu bardzo) tylko dzieci. I pewnie mialam szczęście, ale tak się stało. Zawsze mnie śmieszylo jak ciotki dopytywały się: a te piękne kwiaty, to od kogo i za plecami szeptem do mamy, to od tego co się kolo niej kręci? Owszem kręcili się, ale ja wiedzialam ,że to jeszcze nie ten- wtedy wlaśnie wydawało mi się, że są nad podziw wścibskie. Teraz wiem, że z czasem ma się szersze serce dla rodziny i pragnie się zeby dzieci sióstr, braci ,kuzynów dobrze trafiły, aby sobie ze swoimi partnerami dobrze życie układały, aby nowe pokolenia pięknie nam rosly. I pewnie to nie było tylko wścibstwo z ich strony, ale i taki rodzaj kibicowania mi, abym sobie dobrze życie ułożyła. Wspólcześnie jak czasem oglądam "Singelkę "to właśnie fajnie się bawię, tam szczególnie między kobietami jest taka fajna pokoleniowa więż, każda chce dla swojej córki czy wnuczki dobrze a wychodzi jak zawsze. Zazwyczaj babcia jest bardziej rozumiejąca wnuczkę niż jej mama i nawet z którąś wnuczką jako obstawa udała się na randkę i bylo zabawnie (choc dla dziwczyny w tym momencie raczej tragicznie).

Ja nie śmiałabym negować Twoich przemyśleń, ja na przez Ciebie zadane pytanie podzieliłam się z Tobą swoimi, a Ty jak widzę oczekiwałaś, że odezwie się ktoś bardzo skonfliktowany ze swoją rodziną i utwierdzi Cię w przekonaniu, że rodzina to najgorszy wynalazek. A podobno już drzewiej mówili, ze nie podcina się gałęzi, na której się siedzi. Skądś się wzięlo powiedzenie "drzewo genealogiczne" a tam, jak wiadomo są gałęzie.

Ja dorastałam moge powiedzieć w szczesliwej rodzinie i punktem mego honoru było taką stworzyć moim dzieciom z nadzieją, że i one taką będą tworzyły swoim dzieciom. Jak bylam młodziutka, to nie zastanawiałam sie czy to jest szczęśliwa rodzina, wydawała mi się to po prostu zwykła rodzina ze swoimi wadami i zaletami. Zle znosilam swoje jedynactwo, bo rodzice ciągle mnie pouczali wręcz wtedy uważałam gnębili, a ja nie miałam z kim się podzielić buntem w stosunku do nich. Wydawało mi się, że jak jest więcej dzieciaków w domu to rodzice nie mają szans dokuczać i brac pod swoją lupę jednego, bo muszą doglądać paru i ich świdrująca uwaga mniej boli- ale to było drzewiej. Z latami, co ciągle w wypowiedzi do Ciebie podkreślam, dochodzę do wniosku, ze to była szczęśliwa rodzina. Może w myśl zasady, ze wszystko jak byliśmy młodzi było piękne. Bo po prostu było i już się nie wróci.

Ty jesteś młoda to twórz swoją historię, z czasem jak kogoś spotkasz, to twórz pięknie ten kawałek historii rodziny, który przypadnie Tobie w udziale, zebyś umierając nie miała wyrzutów, że akurat Twój kawałek jest niespecjalnie udany a Ty jednak w którymś momencie za niego odpowiadałaś i głupio tak odchodzić z tego świata z poczuciem, że słabo się odrobilo swoją lekcję. Powodzenia.

Odnośnik do komentarza

Czyli obstawiasz przy gorzkim zwycięstwie gatunku nad jednostką. Rzeczy wstrętne, obrzydliwe i plugawe nazywasz pięknymi. Ohyda. Nie gram i nie chcę grać w Twojej drużynie. Nienawidzę babek, ciotek, kuzynek itd. Precz z nimi wszystkimi. One potrafią tylko się rozmnażać i opowiadać ze szczegółami o tym procesie. Pluję na to. Wyżej stawiam kulturę, cywilizację, dobro jednostki niż gorzki, okrutny proces przedłużania gatunku.

Odnośnik do komentarza

W kwestii ukochanej kultury może zacznij na forum stawiać pytania w stylu " Czy uważacie, że piękno obrazów Van Ghoga bierze się z jego męczarni duchowych , jego obsesji?"

Po co innych pytasz o rodzinę, gdy sama do niej ziejesz nienawiścią i jest Ci wstrętny jej temat.

Może zadaj pytanie" Ludzie z patologicznych rodzin odezwijcie się!" Mam tak przemożną chęć wymienić poglądy na temat rodzinnych patologi, chcę usłyszeć, że inni mają nie lepiej ze swoimi. Może stworzymy jakiś antyrodzinny front razem?

I wtedy internetowo stworzysz sobie swoją fajną drużynę. Ziać nienawiścią do innych przecież jest tak pięknie.

Odnośnik do komentarza

Ja stronie od rodziny(krewnych moich i mojego małżonka)tez większość z nich dala mi nieźle w kość uważając się lepszymi odemnie, wyszlam mlodo za mąż bo chcialam uciec z domu, odseparowac się ale trafilam do ludzi o podobnym pokroju jak moi rodzice którzy wytykali mi wyolbrzymiane błędy zamiast nauczyć mnie czegos co pomogło by w życiu, mąż także po niedługim czasie zaczął mnie krytykowac zamiast pomoc przy dzieciach które mialam rok po roku, mam dwóch synów, na szczęście zaczęłam się zabezpieczać a czym nikt nie wiedzial bo do tej pory byloby z dziesięć;) a teraz gdy po latach dorobilam sie własną pracą wiele wiecej niż rodzina to widzi sie jak patrzą z zazdrością i mam pewność ze źle życzą. Wiem doskonale co czujesz bo ja tez nie lubie (malo powiedziane)rodziny

Odnośnik do komentarza

Jest tak jak opisujesz,  ale ale ja mam  na to lekarstwo jak ktoś coś mi zwraca uwagę to odpowiadam poco to muwi  jeśli i tak nikogo to nie interesuje co myśli,   a jeśli nie podoba się to poco przyjeżdża  ,

No i nastały poźadki po takich wypowiedziach

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...