Skocz do zawartości
Zamknięcie Forum WP abcZdrowie ×
Forum

Co dalej? Każda pomoc, każde słowo się liczy..


Rekomendowane odpowiedzi

Około trzy lata temu poznałam pewnego mężczyznę. Ideał w mych oczach. Pierwszy mężczyzna przy którym czułam się kobietą (?). Życie z nim okazało się nie być bajką.. Po przypadkowym poznaniu, zaczęły się spotkanie i w taki oto sposób zaczęliśmy być razem. Była druga klasa LO.. Ja jestem kobietą, która wielu wrogów sobie w życiu zrobiła, nigdy nie chcąc "lizać dupy". Zawsze na wszystko w domu było, choć nie jeździliśmy na wycieczki do Rzymu, Włoch itp., lecz zwiedzaliśmy nasz Polski kraj (siostra choroba lokomocyjna, mama nie jest zdolna do wejścia na łódź, a tata na pokład samolotu- nie ma opcji. Na wszystko zarobili sami, mając dziecko w wieku dwudziestu lat, z zerem, bez pomocy rodziny. Udało im się walką i chęciami wybić. On znany, lubiany, bogaty (o czym dowiedziałam się po około pół roku, uprzedzając stwierdzenia jakie leciały w moim kierunku, na każdym możliwym kroku). Mężczyzna niesamowicie inteligentny, taki pies na baby, każda za nim latała, ale ten wybrał mnie, ale nie ja. Może to go we mnie urzekło? Minął miesiąc związku, zerwał ze mną, jak się okazało ludzie mu powiedzieli, że go zdradzam, to był jeden jedyny raz gdy posłuchał się innych. Nie kochałam go wtedy, był ważny, ale dało się bez niego żyć, tak bynajmniej wtedy jeszcze myślałam. myślałam o nim coraz to częściej (nie wiadomo czemu). Po około dwóch (?) miesiącach, okazało się, że miał wypadek.. serce zadrżało, napisałam do niego. Znowu się zaczęło. Wyjaśniliśmy sobie sytuacje wcześniejszą. wybaczyłam, on wziął lekcję.. wiedział już, że ludzi nie warto słuchać, nawet tych blisko. Tutaj wtrącę jeszcze, że znał całą moją byłą klasę z gimnazjum, oprócz mnie i jeszcze jednej, bądź dwóch kobiet. Jedna z kobiet z mojej byłej klasy bardzo za nim szalała. Przez jego kulturę myślała, że ma szanse. Tak żyliśmy sobie dwa lata.. Rzadko się kłócąc... wtedy jeszcze.. W między czasie, wyszło, że rodzice mojego lubego, nie przepadają za mną. Dziwnym trafem dobrzy znajomi rodziców koleżanki, która go podrywała... Oczywiście oboje wysoko ustawieni.. (kasa, kasa, kasa....). Początek związku był ciężki. Pierwszy miesiąc piękny, choć już wtedy jego rodzicom nie pasowałam, mimo, że mnie nawet nie poznali, nawet nie widzieli na oczy. Po ponownym wróceniu do siebie, poprosił, abym udawałam kogoś innego. Miał jakiś plan. Nie podobał mi się, ciągle mu o tym mówiłam. Tak poznała mnie jego ciocia, później mama.. Prosił abym przyjechała na jego imieniny, do jego domu. Po wielu kłótniach, zgodziłam się… Żałuje tego, od chwili pierwszego słowa.. Mówił on, on opowiadał o „mnie”, ja nie byłam w stanie, nie chciałam. Czy byli „nową” mną zadowoleni? Raczej tak.. Przez kolejne pół roku byłam „nową” sobą, prosząc aby powiedział prawdę. Bał się. Wcale się nie dziwiłam, chciałam iść z nim, wyjaśnić, przeprosić. Nie chciał, wolał iść sam. Wspierałam go chociaż duchowo.. Zrobił to, jego rodzice byli wściekli.. Mówili mu ponoć ciągle, że nigdy mnie nie zaakceptują, dlaczego? Nie wiadomo, czym im zawiniłam, że od samego początku byłam zła. Postawił się i byliśmy razem. Kolejne miesiące mijały, ja byłam u nich później jeszcze tylko raz, nie mogłam patrzeć jak jego mama udaje szczęśliwą… Nie chciałam żeby to tak wyglądało. Nie chciałam takiego stanu z przyszłą teściową….. Miałam nadzieję, że kiedyś mnie zaakceptują i będziemy mogli w końcu bezproblemowo żyć razem. Tak przyszły studia, musieliśmy wyjechać do dwóch innych miast, nasi rodzice nie pozwalali nam razem zamieszkać. Miasta oddalone od siebie o 400km.. Bywały różne chwile, lepsze, gorsze, ale zawsze razem. Z czasem, zaczęły się kłótnie, byłam niesamowicie zazdrosna… Nie miałam o co, ale jak to już u kobiet bywa… No cóż. Fakt, że mężczyzna w ciągu pół roku był u mnie 3 razy podwajał mój wewnętrzny ból. Wszystko jednak za sprawą jego rodziców, który pragnęli kontrolować całe jego życie. Oczywiście bez kobiety, którą byłam ja. Osobiście spędzałam u niego prawie każdy weekend, mieszka sam. Czasem zjawiałam się też w tygodniu. Było pięknie, czasem romantycznie, zawsze niesamowicie. Tak mijał dzień, miesiąc, kolejny… Robiłam mu problemy, o to że jest w pełni przez nich kontrolowany, wiedział o tym, ale kocha aż tak, że nie sprawiało mu to problemu. Od czego by tu teraz zacząć.. Od sylwestra, zaczęły się same problemy, między nami było źle.. Ciągłe kłótnie.. Zazdrość, to moja, to jego. Nie do końca doceniałam co mam… Po sylwestrze dostał smsa od mamy, że ma wracać do domu, nie zważają na to, że poprzedniego dnia pił, miał wracać do miasta rodzinnego, a ja do swojego. Nie posłuchałam ich, zostałam, czekałam u niego, aż wróci, zorganizowałam mu romantyczny wieczór. Który został jak zwykle popsuty, przyjaciel (nie taki prawdziwy, lecz bardziej po prostu znajomy) lubego zerwał miesiąc wcześniej z dziewczyną, cierpiał. Akurat tego dni potrzebował jego pomocy (?). Nie chciałam, żeby wychodził. Zrobił to więc kolejnego dnia, gdzie i tak kłótni nie oszczędziłam, chciałam by ostatni dzień (miałam tego dnia wieczorem wracać do siebie) spędził jeszcze ze mną, po zajęciach… Spotkał się z nim. Nie wiem co on komu opowiadał, ale w oczach jego znajomych byłam beznadziejna itd., jeszcze kilka ciekawostek o sobie się dowiedziałam, bądź o nas, co od niego słyszałam co innego. Jednak, że ja ludziom nie ufam, olałam, ale słuchałam. Tego dni gdy wrócił do mieszkania, ja leżałam i ryczałam, było mi zwyczajnie przykro, że siedziałam u niego tydzień, a ten spędził ze mną może 2 dni… Wszedł i powiedział, że wychodzi i czy idę z nim, powiedziałam, że nie. Nie byłam w stanie i nie chciałam… Ubrał się w koszulę, wyglądał niesamowicie i wyszedł, w drodze powiedziałam, że jeśli wyjdzie, to z nami koniec, nie zawahał się i opuścił mieszkanie. Wrócił kilka minut później z różą… Przepraszałam go za te słowa, błagałam o wybaczenie, cierpiał strasznie, ale byłam obok niego, byliśmy dalej razem. To był jedyny raz w życiu gdy z nim zerwałam.. Żałowałam tych słów sekundę po wypowiedzeniu… Później było lepiej,, myślałam, że mi wybaczył… Wróciłam do siebie. Po kilku dniach on pojechał do domu rodzinnego. Zadzwonił do mnie i powiedział, że to koniec, że musimy ze sobą skończyć.. Cios. Miasto w którym nie mam nikogo. Ja sama i taki ból. Nie wiedziałam co mam zrobić.. Zamówiłam bilet do niego i pojechałam dnia następnego. On wrócił do miejsca gdzie mieszka sam, prosiłam o spotkanie, kilka dni wcześniej napisałam do niego list, więc wzięłam i przy okazji chciałam mu dać.. Nie chciał się ze mną spotkać. Zmusiłam go… Nie zmienił decyzji, płakał, ale podtrzymywał decyzję. Pisaliśmy, zwyczajnie, miliony powodów czemu ze mną zerwał, że nie czuł się jedyny w moim życiu, że nie byłam tylko jego (?), że mogłam się sprzeciwić gdy powiedział wtedy rodzicom kłamstwa o mnie… Miliony absurdalnych powodów, gdy po prostu ufałam mu bezgranicznie i szłam za nim… Zaprzyjaźniłam się z tamtym jego „przyjacielem”. Miałam w tym swój cel, chciałam wiedzieć o co chodzi tak naprawdę. Dałam mu się poznać. Dowiedziałam się co chciałam, mama lubego kontaktowała się z jego przyjaciółmi i prosiła o pomoc w zerwaniu ze mną, jednego dnia wszyscy zaczęli nawijać jak to mu źle przy mnie, jak mógłby mieć dobrze beze mnie. Po zerwaniu dostawał wielkie kwoty na konto, zabierali go ciągle na zakupy. Miał co chciał. Oni również. Jego na wyłączność. Po ok. 3 miesiącach pojechałam do niego znowu, rozmawialiśmy, przytuliłam go, zostałam na noc, doszło do stosunku, przy czym powtarzał, że to nic nie zmienia.. Przyjechałam znowu, scenariusz podobny, tylko tym razem nie mówił, że to nic nie zmienia. Przyjechałam znowu. W między czasie okazało się, że mam podejrzenia raka.. i ostre zapalenie szyjki macicy, przez jeden ze stosunków z nim. Kolejnego przyjazdu nie chciał, ale i tak to zrobiłam, powiedział, że nie otworzy mi. Przyjechałam, stałam pod furtką. Na szczęście jacyś ludzie wychodzili i mnie wpuścili, kod do klatki znałam, weszłam, dzwoniłam, on nic.. Odłączył dzwonek, jak się okazało otworzył też drzwi, a ja naciskałam za słabo na klamkę, wyszłam więc i znalazłam się na jego tarasie, pukałam, nie chciał rozmawiać, pisał smsy.. w końcu napisał, że idzie spać, odpuściłam więc, przestałam pukać, położyłam się na tarasie, mimo ujemnej temperatury i typowo letniego ubioru. Siedziałam tak dobre 3h. Otworzył w pełni pijany drzwi, myśląc, że ciągle pukam, wstając z ziemi ponieważ zamarzały mi końce palce u stóp uderzyłam się o grill. To było jego pukanie.. Położył się na łóżku i usnął. Powiedział wcześniej w smsie, że nie chce bym u niego spała w mieszkaniu, tak więc nie chciałam wchodzić… po 1h gdy już nie byłam w stanie trzymać drzwi, ból palców nie do wytrzymania, weszłam, zamknęłam mu tara, by nie marznął i wyszłam na klatkę, nie siedziałam tam wcześniej by nie robić mu „siary” wśród sąsiadów. On wyszedł za mną i darł się, że poniżyłam go, wychodząc – obudził się po zamknięciu drzwi. Powiedział jeszcze, że nie wierzy mi, że weszłam po takim czasie i wyszłam, że był tak pijany, że nie pamięta co się działo. Nie wiem co on myślał, nigdy nie dawałam mu powodów do nieufania mi. Wszedł do mieszkania zamknął się. Darł się w nim bardzo, wiedziałam, ze zaraz coś odwali głupiego.. Ubrał się i wyszedł, poszedł na spacer. Bałam się o niego. Poszłam za nim. Biegł, ja za nim, znikł mi w końcu z oczu, było ciemno godzina około 2 w nocy. Znalazłam go siedzącego na ławce podeszłam, odskoczył ode mnie i zaczął uciekać, darł się, że nie może oddychać, że mam się odsunąć, że mam zniknąć, że go ośmieszyłam, że nie wie do czego jestem jeszcze zdolna.. Dlaczego?? Pijany aż tak wywalił się na kostkę, podeszłam do niego, zaczął wymiotować. Nie wiedziałam co robić, klęknęłam obok niego, spytałam czy wziął coś, zaprzeczał.. chociaż tyle. Odsunęłam się od niego gdy poprosił, wstał, bolało go serce. Czuł się źle.. nie mogłam nic zrobić, szedł w kierunku mieszkania, wszedł do niego, zamknął się, Otworzył po chwili wyskoczył z niego jak opętany, wsiadł do samochodu, szybko stanęłam przed jego maską, on ruszał na początku mega wolno.. Naciskał pedał gazu mocno trzymając jednocześnie hamulec (?) chciał mnie wystraszyć, bałam się, ale nie mogłam odejść, nie mogłam pozwolić by sobie coś zrobił, widziałam, że pisze smsy, wiedziałam, że do mnie. Nie czytałam ich, patrzyłam mu w oczy… Gdy później je zobaczyłam, zrozumiałam, że robiłam dobrze.. obudził wielu sąsiadów, trąbieniem i buzowaniem auta.. Nie pozwoliłam mu ruszyć. Zmuszał mnie do tego, rzucając klucze, mówiąc, że zadzwoni na policje.. Nie poszłam na nic.. Ruszył wolno, ja więc położyłam się na masce.. Po pewnym czasie odpuścił, gdy zainteresowanie ludzi wzrosło.. Poszedł do mieszkania, poszłam za nim, wracał do auta jeszcze kilka razy, przeczucie mnie nie myliło wiedziałam, kiedy którędy pójdzie… Po pewnym czasie odpuścił. Siedział zamknięty w mieszkaniu, uchylił taras, „rozmawiał” ze mną, ciągle wyśmiewając. Zrobił mi herbatę postawił i ponownie uchylił okno, by „rozmawiać”. Wyśmiał mnie jeszcze kilka razy. Odpuściłam, powiedziałam, że jeśli tego chce odejdę, tak tez zrobiłam. Wyszłam z tarasu, z podwórka, idąc zobaczyłam go w oknie, zaczął się drzeć do mnie, nic szczególnego… Zjechał mnie jeszcze kilka razy i odeszłam.. Patrzył na mnie, ja na niego. Odchodziłam patrząc na mężczyznę za którego oddam życie w każdej chwili… Poszłam na przystanek, czekałam na autobus.. Myślałam, że to już koniec, koniec na zawsze.. . patrzę, a tu on prowadzący auto.. przejeżdża obok, pokazuje „fakju” raz, drugi, trzeci zatrzymuje się, otwiera szybę i rozmawia.. zjechał mnie kolejny raz, odjechał, wrócił ponownie, tym razem powiedział, że zawiezie mnie na pociąg.. okej, wolałam by jeździł ze mną niż sam… zawsze jakaś kontrola.. Próbowałam z nim rozmawiać on nic… Na pożegnanie chciałam go pocałować, by pamiętał… On nic, więc odeszłam po kolejnych przezwiskach, usłyszeniu kilka razy jeszcze, że jestem beznadziejna… Przez kolejne zapalenie pęcherza, nie wytrzymywałam już z bólu i musiałam iść do toalety.. Okazało się, że szukał mnie. Nie znalazł. Kolejnym mym kierunkiem było miejsce, gdzie mogę naładować telefon i kupić bilet przez niego. Zakupiłam więc kawę i usiadłam przy stoliku z kontaktem. Czekałam aż się naładuje, pisząc smsa do przyjaciółki, gdyż ta się martwiła… Zjawił się on, usiadł obok z kawą. Spytałam jak się czuje. On spytał „pani do mnie?”.. odpuściłam… wypił, powiedział, że dziękuje za miłe towarzystwo przy porannej kawie.. Odszedł, kupiłam bilet, odłączyłam telefon, zamknęłam kawę, wyrzuciłam papierki, wyszłam za nim.. Możliwe, że za dużo zrobiłam w między czasie… Ale czułam, że dalej będzie ciekawie…. Szukałam go, znalazłam za kierownicą, odjeżdżał. Pojechał, zrobił kółko i wrócił. Jeździł spokojnie… Podeszłam do niego, porozmawialiśmy chwilę, w miarę normalnie, kazał mi wywalać, tak poczyniłam, nie miałam siły, na kolejne oszczerstwa… odjechał, przyjechał ponownie, Znowu podeszłam do niego. Nic to nie dało, tak jeszcze kilka razy. Obserwowałam go gdzie jedzie… szukałam jego auta wzrokiem.. zjechał na parking podziemny, znalazłam drogę do tego miejsca, jeździł w kółko po parkingu… nie otwierał drzwi, zatrzymywał się i uchylał okno. Napisałam mu na szybie „kocham Cię, przepraszam”. Nie chciałam by czuł się upokorzony… Nie myślałam nawet, że może się tak poczuć.. Pogadaliśmy chwilę, odjechał, napisał później smsa, że przeprasza za te wszystkie słowa, że wcale taka nie jestem, że chyba rozumiem dlaczego on tak mówi.. Odjechał i nie wrócił.. Odwołałam bilet, poszłam na spacer, przeszłam się.. Powiedział mi „żegnam”. Nie chciałam, nie chcę i wątpie, że kiedykolwiek będę chciała odejść, tym bardziej gdy widzę jego ból na myśl i słowa koniec, nie odzywaj się, zniknij… Wpakowałam się w autobus i pojechałam do niego.. znowu. Stanęłam w drzwiach, zadzwoniłam, odebrał tel poprosiłam by otworzył, zrobił to.. wpuścił mnie. Od ostatniego stosunku minęło kilka dni, brałam tabletkę żeby być pewną, że nie zajdę z nim w ciążę, powtarzał mi ciągle, że mi nie ufa, że czuje iż chce go złapać na dziecko… Kupiłam test i wchodząc pokazałam, że zrobię go przy nim. Weszłam do toalety, zamknęłam drzwi, wszedł i powiedział, że musi to widzieć, że mogę na test nalać wodę (?).. mężczyźni… zrobiłam go więc przy nim. Nastawiłam czas i czekałam na wynik, okazał się negatywny, cóż nic dziwnego. Nie chcę by wrócił do mnie przez dziecko. Później poszedł na łóżko, przespać się. Usiadłam koło niego, zaczęliśmy normalnie rozmawiać.. Powiedział, że to koniec, żebym nie pisała, nie dzwoniła, nie przyjeżdżała. Dalsza rozmowa nic nie dała. Odeszłam… Poszłam na przystanek.. Musiał zaraz za mną ubrać się i wsiąść do auta, gdyż chwilę później stał po przystankiem, weszłam do auta, powiedział że buziak na pożegnanie i mogę odejść… Dałam mu go… krótki, mały zwykły buziak, powiedział, że poczuł moje usta… mimo wcześniejszych zbliżeń po zerwaniu, ciągle powtarzał, że ich nie czuje… Poprosiłam by zawiózł mnie na pociąg.. Zrobił to.. Całowaliśmy się, przytulaliśmy, ryczeliśmy, oboje, równo.. Powtarzał, że to musi się skończyć, że nie będziemy utrzymywać kontaktu, że jestem cudowna, wyjątkowa, żebym była szczęśliwa, uśmiechał się mimo bólu w sercu… kazał obiecać, że coś sobą osiągnę.., że już zawsze będę tak walczyć, ale o siebie… Przypomniały mi się wtedy, patrząc na jego łzy słowa z kilkunastu dni wcześniej, że „szczęście i zdrowie jego mamy, jest ważniejsze niż jego szczęście”… Ból gdy słyszysz to, gdy widzisz łzy ukochanej osoby… Gdy widzisz cierpienie.. i wyobrażasz sobie co on czuje mówiąc „nie”…. Dobrą godzinę siedzieliśmy i ryczeliśmy tak.. wiem jak on bardzo chce, żeby jego rodzice byli z niego dumni, żeby się cieszyli z tego jaki jest…. Odeszłam… Nie mam wyboru, poprosiłam jego serduszko, żeby jeszcze walczyło… Mam nadzieję, że tak będzie, że ono będzie walczyć… Że serduszko da radę… Miał nie pisać, leci kolejny dzień, odzywa się… Kolejny dzień w którym alkohol ratuje mnie i zabija zarazem… Nie wiem kiedy w końcu odejdę, ale już na zawsze, z tego świata, ale dzień zbliża się nieubłaganie..

Nie wiem co jeszcze mogę zrobić... Ma ktoś jakiś pomysł? Przepraszam za referat.. i tak skrócone lata.... Po zerwaniu udało mi się doprowadzić go do takich stanów, gdzie mówił do mnie "kochanie"... Nie mam pojęcia jak podejść do niego, czy do jego rodziców... POMOCY...

Odnośnik do komentarza

Póki co ,nie powinnaś nic robić ,nie narzucać się,czekać...,
najwidoczniej w oczach jego matki, nie pasujesz do ich rodziny,pewnie jesteś za biedna,a ona ma bardzo silny wpływ na niego , znalazł się między młotem a kowadłem,nie radzi sobie z tą sytuacją.
Nigdy nie będziesz z nim szczęśliwa dopóki on nie przekona matki ,od której jest za bardzo psychicznie uzależniony,że jesteś kobietą jego życia i bez Ciebie jest nieszczęśliwy,ona to musi zobaczyć,wtedy może odpuści,
tak ,że wszystko w jego rękach.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

[quote="ka-wa"]

Tyle, że on jest niesamowitym aktorem.. Oni go nawet nie znają prawdziwego.. Ciągłe udowadnianie im, że on sam może należeć do tej rodziny niszczy go. A oni wprost mu powiedzieli, że wiedzą jak to go boli i dlatego to wszystko robią tak a nie inaczej, żeby zwyczajnie cierpiał. (?!) Wykorzystują jego miłość... Nie umiem na to patrzeć... Jak można być takimi rodzicami??

Odnośnik do komentarza

Tak ,są tacy rodzice,co nie pozwalają dziecku żyć własnym życiem,sami zrobili z niego życiowego kalekę,który ulega ich szantażowi..., tu jest właśnie pole do kłamstw,żeby tylko zadowolić rodziców,ale na dłuższą metę się nie da...

Oni nie chcą ,żeby cierpiał...,tak się akurat złożyło nie po ich myśli i cierpi chyba ich duma ,nie wiem ,nie rozumiem takich ludzi,co chcą na siłę ułożyć życie swojemu dziecku ,
a on się temu poddaje i nic nie zrobisz.

A on studiuje czy pracuje,bo dopóki jest finansowo uzależniony od rodziców ,nic się nie zmieni.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Pomóc to się specjalnie nie da ,jedynie możesz się tu wygadać,
porozmawiać ...,
rodziców można i nawet trzeba kochać ,ale to nie jest równoznaczne ze ślepym posłuszeństwem...,
jeśli Ciebie naprawdę kocha,to nie powinien odpuszczać,ale jak jest naprawdę to tylko on wie,
nic na siłę nie zrobisz.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Przyznam, że czytalam z zapartym tchem i nie wiem czy podziwiać Twoje poświęcenie w imię Twojego uczucia do chłopaka, czy podziwiać nieumiejętność wyczucia, że mnie tu nie chcą i nie mam czego szukać.

Ty wszystko zło, widzisz w jego rodzicach, którzy Cie nie akceptują. Tak jest i pewnie Ci ciężko z tego powodu, że do gustu im nie przypadlaś. Niemniej teraz wygląda, że chłopak już chce się wymiksować z ukladów a Ty nie zamierzasz tego przyjąć do wiadomośći. Zaszłaś tak daleko w tym nieprzyjmowaniu do siebie takiej informacji, ze chyba dużo tracisz. Wszelkie wulgarne, cięzkie słowa jakie mężczyzna kieruje do kobiety nie splywają po niej jak po gęsi, one osadzają się na Tobie brudem a facet uczy się, że znów jak będzie nie w sosie, w jakiejś frustracji, pod wplywem używek to może sobie słownie ulżyć- czy buduje w sobie tym szacunek do Ciebie i siebie? Śmiem wątpić.

Przygotowujecie się do aktu seksualnego i on lata po łazience za Tobą sprawdzać, czy go nie łapiesz na dziecko- tak jakby chciał Ci powiedzieć: noo ,jak już tak bardzo chcesz ,to udzielę Tobie siebie ale nie licz, że złapiesz mnie na bachora.

Jaką Ty masz radośc z tego związku- pasmo upokorzeń. Dlaczego tak uparcie próbujesz przy nim tkwić? Czy jak są negatywne emocje na wysokich obrotach to czujesz, że żyjesz? Inaczej to nudno i nieciekawie?

Kobieta powinna mieć wrażenie ,że facet stoi za nią murem, że mu się podoba, że jest wazna dla niego. Niczego takiego nie odczytalam z tych dlugich wywodów. Po co Ci taki gośc? Tego kwiatu pól światu. Jesteś mlodziutka i jeszcze niejednego fajnego chłopaka spotkasz na swej drodze. Związki z młodych lat sluża do tego aby uczyć się siebie,żeby rozumieć mechanizmy działania związku, żeby wierzyć,że jesteśmy zdolni do milości. To nie musi być milośc do grobowej deski. Zapomnialam , piszesz , że alkoholizujesz się i chcesz ze sobą skończyć, wtedy owa grobowa deska już niedlugo. Ale troszkę tego młodego życia szkoda a faceta, który nie umie o Ciebie walczyć trzeba spuscić na drzewo i już.Troszkę sobie poplakać do poduszki, poskarżyć się przyjaciólce, wyjechać na fajne wakacje i zająć się Twoją uczelnią, bo jeszcze rok zawalisz i dopiero będzie bardzo szkoda. Weż się w garść i go sobie odpuść, nie jest Ciebie wart.

Odnośnik do komentarza

Czy to na pewno miłość? Dla mnie to zakrawa na obsesję, taką ślepą i fatalną.
Nieomal zmusiłaś go do seksu, a potem chłopak sprawdza, czy go nie naciągasz na dziecko, który cię o to podejrzewa, chcesz być z kimś takim?
On cię nie szanuje i pewnie nie ma za co. Nachodzisz go, nie dajesz mu spokoju.
Pewnie każdy jego życzliwy gest interpretujesz jako miłość z jego strony.
Ale obiektywnie, to wcale na to nie wygląda.
A teraz po prostu chcesz się zapić.
A może wreszcie oprzytomniejesz i zaczniesz nowe, lepsze życie?

Odnośnik do komentarza

Wszystko super pięknie, ale usłyszeć, że spotkamy się za kilka lat, gdy się ustatkuje, ja założę rodzinę i może wtedy będę chciała do niego wrócić..? albo opowiadać znajomym, jak to ja o niego już nie walczę... (właśnie teraz po zerwaniu?) Okres związku był piękny, byłam szczęśliwa, on również, nigdy nie usłyszałam od niego złego słowa... Wiem, że to co robi teraz mówi abym po prostu odeszła, żebym poszła do innego, żeby było mu łatwiej odpuścić... Często mi to powtarza, a później przeprasza za te wszystkie słowa i mówi, że wcale tak nie myśli.. Nie chcę mu się narzucać.. Pojechałam do niego wtedy wiedząc, że ma imieniny... Do seksu go nie zmusiałam, on tego chciał, spełniłam jego zachcianke.

"nie szanuje i pewnie nie ma za co"? co masz na myśli ?

Odnośnik do komentarza

Widać, że ostatnie wydarzenia jeszcze w Tobie tkwią, rozsadzają Cię i już jakby nie pamiętasz co napisałaś. A przecież nie zapraszana jeżdzilaś od Sylwestra do niego p a r ę razy. Ostanim razem cała noc to była w stylu "i znów mnie zjechal"- czyli slangiem młodej osoby chciałas powiedzieć, że mówił do Ciebie słowami najwyższej miłości? Szlaś do łożka z facetem, który tak właściwie nie bardzo wogóle do mieszkania chciał Cie wpuścić, bo leżałaś na tarasie z nadzieją, że kiedyś dostąpisz zaszczytu odwiedzenia tego mieszkania i jego łożka w konsekwencji, oczywiście w ramach składania życzeń imieninowych.

Poczytaj uważnie co napisalaś i może wtedy zrozumiesz dlaczego takie odpowiedzi dostałas. Kazdy rozumie, że jak się chłopakowi podobalaś i chciał z Tobą być, nawet swoim rodzicom kłamał na Twoj temat to pewnie Wam było ze sobą dobrze. Ale to już było. Chłopakowi się odwidziało. Pora zrozumieć, że jakoś z godnością teraz trzeba się przerobić na uważanie, że było pięknie, ale było i w swiat teraz trzeba iśc samotnie chowając we wspomnieniach te piękne chwile, które razem przeżyliście. Do miłości nie da się nikogo zmusić a jego ostatnie zachowania o żadnej milości nie świadczą. Nie próbuj winy zrzucać na jego rodziców, którzy Cie nie akceptują, bo to on jest teraz wredny, czyli to jemu się odwidziało. Rodzice jak poznali jakąś tam prawdę o Tobie to zawsze stali na stanowisku, że do nich nie pasujesz. On niestety t e r a z zmienil się w stosunku do Ciebie i pora najwyższa to zauważyc. Może nie pij, jak wytrzeżwiejesz to świat jest bardziej wtedy bardziej bolesny ale i bardziej prawdziwy i zauważysz to co w pijanym amoku jest mało widzialne. Może i te wspomnienia długie i obrazowe opisalaś w pijanym widzie i dlatego teraz chciałabyś się wycofać, że wszystko jest pięknie i ładnie i co my tak ostro komentujemy.

Zyczę, abyś na trzeżwo podejmowała dobre decyzje i nie upokarzała się wobec człowieka, którego namiętnośc chyba do Ciebie uleciala. Znajdz w sobie dośc sily aby pożegnać tę miłość, która była pewnie piękna, ale była.

Odnośnik do komentarza

Nam łatwo jest mówić i oceniać...,ale wczuwając się w pierwszą miłość młodej dziewczyny /czy chłopaka/,którzy często nie widzą świata poza tym jedynym ,nie widzą sensu życia bez niego...,często bywa to chora miłość,
dziewczyny nie wierzą,nie chcą przyjąć do wiadomości ,że druga strona z nich rezygnuje ,niezależnie od przyczyny...
/dotyczy to też chłopaków/.
Mnie też to ciężko zrozumieć, ale tak niestety bywa...,nie wiedzą ,że narzucanie się przynosi odwrotny skutek,że nie można mieć serca na dłoni.itp..,.nie radzą sobie z porzuceniem,
jak tu pomóc...,samemu ,niestety trzeba to "odchorować".

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

OKEJ. to wczujcie się w sytuacje osoby, która od urodzenia była bita, nikomu nigdy się nie skarżąc, że jest źle, że nie ma siły, że odpada. Osoby, która znalazła pomoc u innej osoby z rodziny, która w ostateczności zaczęła się nam nią molestować. i tak do 17 roku życia. i co wyobraziliście sobie? nie da się. To trzeba przeżyć. Mam wam pisać, jak on ciągle pokazuje, że mam nie odpuszczać? Jak prosi bym była? Po co, jaki tak ktoś stwierdzi, że zmusiłam go... Czemu znalazłam się u niego wtedy, bo bałam się o niego, że coś sobie zrobi, że nie przemyśli i postąpi. Martwiłam się. Zwyczajnie. Wolałam być obok, niż wiedzieć, że zabił się przeze mnie. Chore? możliwe, ale nie chciałam mieć go na sumieniu. Nie uważam, że wina leży po stronie jego rodziców, ale nasłuchałam się rozmów nagranych przez znajomych lubego. Gdy to polecali mnie jego przyjaciołom (?!). Chcecie poczuć jak jesteście sprzedawani? Chcecie usłyszeć to, żeby się przekonać jak boli? Może jestem młoda i niedoświadczona. Może beznadziejna w waszych oczach. Może głupio się teraz bronie, ale niestety wiem co on czuje.. Wiem po co to robi, byłam przy tym, widziałam co oni z nim robi, widziałam jednego dnia mężczyznę w którym się zakochałam, a następnego dnia faceta, którego nie znam... syndrom sztokholmski, takim jest mężczyzną. Mimo świadomości jaki jest, kocham go. On tego nie rozumie, jednak ja przez cały związek byłam pod opieką osób z służb specjalnych, które nie chciały bym dalej w to brnęła. Zjeb*** jestem, coś jeszcze chcecie usłyszeć? To nie pomoc, a wciąganie na dno. Po zerwaniu zjeb**** sobie karierę, miłość, studia i wszystko inne co możliwe. Nie piłam wcześniej, jeśli to was interesuje. Podchodziłam do tego bez zażywania używek (?), alkoholu (?) i innych dziwnych środków. Sport był moim życiem i każdy dzień rozpoczęty jego słowami. Coś jeszcze?

Odnośnik do komentarza

Początkowo niezamożny i pełen miłości dom rodzinny kontra przepych i bogactwo niedoszłych teściów. U mnie w domu nie za bogato ale zdrowo i pięknie, u niego w domu brak sensownych relacji, bo kasa, kasa.. Potem jednak jak się okazuje we własnym domku od zawsze bicie i molestowanie.
Znaczy trudne dzieciństwo i można zrozumiec niedoszłych teściów,że bali sie iż do życia ich synka wprowadzisz niewłaściwy model rodziny.

Teraz nagrywanie rozmów przyjaciół chlopaka z jego rodzicami, opieka służb specjalnych nad Tobą przez cały czas spędzony z chlopakiem.
Może to nie chodzi wcale o milość, może było brak Ci kasy i jesteś zwerbowana przez określone służby, ktore chciały za Twoją pomocą zbyt hajcowną rodzinę rozpracować, poznać schematy przeplywu pieniędzy, interesów?

A chłopak tak przy okazji wpadł Ci w oko i teraz rozpaczasz bo "zawod" pomieszałaś z miłością i masz bałagan w duszy i już nie wiesz jak z tego wyjść i ucieczka w niebyt wydaje Ci się najlepszym rozwiązaniem?

A może po prostu masz tak bujną wyobrażnie?

Odnośnik do komentarza

"Nie chciał się ze mną spotkać. Zmusiłam go… Nie zmienił decyzji, płakał, ale podtrzymywał decyzję. Pisaliśmy, zwyczajnie, miliony powodów czemu ze mną zerwał, że nie czuł się jedyny w moim życiu, że nie byłam tylko jego "

potem wiele pisałaś o tym, że nie chciał cię wpuścić, że nie otwierał drzwi, następnie o awanturze , którą urządziłaś.
I chyba pisałaś to szczerze.
Teraz opisujesz trudne dzieciństwo - możliwe, że tak było, nie neguję.
Ale to w jakiś sposób może wpływać na twą obsesję, może być tego przyczyną.
Dzieci aby przeżyć koszmar, w jakim tkwią, często uciekają w świat fantazji , bo to daje im siły.
I teraz fantazjujesz na temat chłopaka, który cię tak kocha.
Gdyby cię tak kochał, to byłby z tobą, to nie zamykał by ci drzwi, przed nosem.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...