Skocz do zawartości
Forum

Czy taka sytuacja rodzinna jest normalna?


Gość gop.lana

Rekomendowane odpowiedzi

Gość gop.lana

Mówiono mi, że nie. Ale czym jestem starsza, tym bardziej zaczynam łączyć fakty, że może jednak nie było tak kolorowo, jak mi wmówili.

Otóż... mój tata ma 2 dzieci. Moja mama również. Są z innych małżeństw. Mieli oni swoje historie. Każde z rodzeństw miało siebie nawzajem plus "pierwotną" swoją rodzine bez zaplecza. Sprawy jednak się pokomplikowały i rodziny się rozpadły. I tak moja mama i mój tata się spotkali. Niestety mając nadal swoje niedokończone problemy. Urodziłam się ja. Mieszkaliśmy mama, rodzeństwo od strony mamy. Tata przez pierwsze 2-3 lata nie mieszkał znami, bo rozwiązywał swoje problemy z rozwodami i z dziećmi, które zerwały ze mną i tatą kontakt, co strasznie odczułam. Odrzucenie. Dodatkowo brat mi mówił, że mama miała jakiś baby blus po moim urodzeniu plus problemy i było ciężko, ale stałam się oczkiem w glowie i skupili się na mnie i jakoś się wszystko ułożyło. I tu kolejny fakt, że pewnie przez to czuję się jak zwierzaczek, który ma naprawiać i bawić rodzine, gdzie moje problemy są nieważne. I ciągle się czuhe z boku. Jak odrębny element. Jak niepasujący element. Z każdym z rodziny się tak czuję. Jakby wszystko zawsze było wazniejsze niż ja, mimo, że mówić się staraja inaczej. Ale to czuć...
Proszę o jakieś porady czy wnioski jak wy widzicie taką sytuację rodzinną. Przesadzam czy faktycznie to własnie mi moglo tak psychike rozwalic i sprawic ze czuje sie nikim. Kims kto przeszkadza i m abyc tlem. Usmiehnietym tlem.

Odnośnik do komentarza

Wiesz, szklanka może być do połowy pelna a może być do połowy pusta, zależy jakie spojrzenie na świat preferujesz, Mam nadzieję, że tylko chwilowo jest ta szklanka u Ciebie do polowy pusta.

Jeśli masz patchworkową rodzinę, to zawsze będzie u Was coś innego,odmiennego i ciekawego.
Dlaczego ,jeśli jesteś dzieckiem wspólnym to czujesz się jako element nie pasujący do rodziny. Niby mówisz, że ich spajasz, ale się nie liczysz w rodzinie, nie liczy się Twoje zdanie, tylko jesteś takim zwierzaczkiem uśmiechniętym?Rodzice mają dużo klopotow i nie zauważają Cie tak jakbyś tego chciała? To rodzeństwo, co z Tobą mieszka, dorasta i nie ma czasu dla Ciebie?

Odnośnik do komentarza

Jesteś ich wspólnym dzieckiem, byłaś traktowana wyjątkowo, co pewnie nie podobało się reszcie. Ale ty przyzwyczaiłaś się do tego, uważałaś za normę.
To się zmieniło, gdy podrosłaś, rodzice "przypomnieli sobie ", że mają piątkę dzieci i już nie traktują cię wyjątkowo. Masz być miła i grzeczna, jak do tej pory, bo z kolei oni się do tego przyzwyczaili, a ty czujesz się odepchnięta.
W każdej rodzinie są jakieś problemy, nigdzie nie ma idylli.
Można skupiać się na minusach, można dostrzegać plusy.
Jak napisala Kikunia, szklanka jest do połowy pełna... teraz od ciebie zależy, na której jej części skupiasz swoją uwagę.

Odnośnik do komentarza
Gość gop.lana

Kurde, nie o to mi chodziło. To, jakie ja mam teraz postrzeganie na świat nie ma znaczenia. Teraz mam inne, wiem, że życie jest w moich rękach i nieważne jakby było i co było, to ja sobie mogę ukierunkować życie i ponaprawiać ewentualne traumy.
Mi chodziło o to jak postrzegacie relacje rodzinne i czy mogły mnie zwichnąć? Bo jak byłam nastolatkiem to zbytnio się nie zastanawiałam nad tym w mądry sposób, tylko emocjonalny. I to nie tak, że nagle się to zmieniło. Chodzi mi o to, że odkąd byłam mała to czułam się jak odrębny element. Nie jak pępek świata. Ciągle widziałam wokół siebie problemy innych, które ich łączą. A ze mną ich nie łączyło nic oprócz jakieś dziwnej wesołości, w której było dużo smutku. I wymagano ode mnie, abym była zawsze uśmiechniętym zwierzaczkiem, bo to im odwracało uwagę od problemów. I jak ich nie mieli, to byli mniej obecni, ewentualnie mnie próbowali przekupić zabawkami. I tak jest do dzisiaj z rodzeństwem i rodzicami. Jak czują się świetnie to się zachowują jakbym nie istniała. Jak mają problemy w życiu, to do mnie pierwszej się zwracają i wymagają, żebym rzuciła wszystko dla nich i jakby nie tolerowali, że też mogę mieć swoje problemy. Swojego czasu próbowałam zwrócić na siebie uwagę próbami samobójczymi. Skutek był jak zawsze. Chwilę się mną pozajmowali, ale jakby mają krótką pamięć i znowu jest tak samo. Denerwuje mnie to bo pół nastoletniego czasu zmarnowałam na uganianiu się za ludźmi/znajomymi, którzy mi zwrócili na mnie jakąkolwiek uwagę. Przez to wszystko rodzi się we mnie narastająca niechęć i nienawiść do nich, że mają mnie pod nosem i zachowują się jakbym nie istniała, a ciągle mówią o innych jacy to nie są. Jedyny okres, w którym bardziej zwracali na mnie uwagę, to jak przynosiłam 5/6 w szkole i stypendia sportowe. Robiłam to dla nich, bo wiedziałam, że dadzą mi uwagę. Ale w gimnazjum już przestałam, bo zaczęłam się czuć źle, że tak czy siak nic nie znaczę. I nawet rodzina mnie nie postrzega tak jak dzieci z pierwszych małżeństw. Do nich są nastawieni otwarcie, rozmownie itd, a mnie nikt nie zauważa, albo milknie przy mnie. I tak od zawsze.

Odnośnik do komentarza
Gość gop.lana

Acha, no to może dodam ważny szczegół. Moi rodzice mają już pod 60/70, moje rodzeństwo 35/40. Jedno rodzeństwo mnie odrzuciło jak byłam mała, przez co boję się odrzucenia, drugie już dawno ze mną nie mieszka. Ja mam 20 lat. Może teraz pojmiecie o co mi chodzi z tym 'obcym elementem'. Jestem najmłodsza i niestety nie udało nam się przez te echa przeszłości stworzyć nic swojego. Za moich czasów wszystko się zaczęło potrójnie sypać. Rodziny źle zareagowały na nowe związki. Od mamy strony nie lubili taty, a od taty nie lubili mamy. No i chyba suma sumarum za mną też nie przepadali, mimo, że niektórzy udawali, bo dziecko, ale chyba byli głupi, że sztucznych uśmiechów nie wyczuć nie da. Od dawnej rodziny taty plotki i złorzeczenia, że źle skończę itd itp... Do dziś jak spotkam 'brata' od strony taty to przez tydzień nie mogę się pozbierać.
Może faktycznie niedokładnie napisałam. No, ale pozytywny patchwork to to nie jest. A przy najmniej z mojej perspektywy. Bo oni nie widzą w mojej sytuacji niczego dziwnego. I jak zwykle mówią : "Przesadzasz.", umniejszając moje problemy. A ja chciałam tylko trochę uwagi, takiej szczerej. Nic więcej. A zrobiło mi to życie.

Odnośnik do komentarza

Napisałaś, że starasz się dla innych /stopnie, stypendia itd/
I tu robisz kolosalny błąd. To jest twoje życie, ty jesteś na pierwszym miejscu, to ty powinnaś dbać o siebie, a nie oczekiwać tego od innych.
A ty ciągle oczekujesz pochwał od innych, zamiast pochwalić się sama sobie, poczuć zadowolenie z osiągnięć i dokonań. To wszystko robisz dla siebie, nie dla innych! To jest twoja przyszłość, twoje życie, nie ich!

Ty pomagasz innym, jesteś rozjemcą, wspierasz ich w trudnych momentach - i przyzwyczaiłaś ich do tego.
Nagle teraz, gdy dorosłaś oczekujesz, że ci się tym samym odwzajemnią?
Teoretycznie tak powinno być, ale w realnym życiu rzadko to się zdarza.

Kiedyś czytałam na forum że dorosła dziewczyna się tnie, ma zmarnowane życie. W trakcie dyskusji okazało się, że ojciec, alkoholik nie pochwalił jej w dzieciństwie, gdy dostała dobrą ocenę w szkole.- i to było główną przyczyną.
Bo ona tak się starała...
A ty idziesz tą samą drogą, starasz się dla kogoś, nie dla siebie.

Zadbaj o swoje obecne życie, ciesz się z osiągnięć, poczuj z siebie dumę.

Odnośnik do komentarza

Hmm...
Nie ulega wątpliwości, że

- jesteś bardzo , bardzo wrażliwą osobą i humory innych przefiltrowujesz ciągle przez siebie

-masz ogromny głód uczuć, skupienia na sobie uwagi, docenienia swojej osoby

-masz 20 lat i "rozpracowujesz" swoją osobowość z ogromnym ukłonem w stronę domowych ukladów

-"wrze w Tobie" i czasami jesteś pełna sprzeczności:"wiem, że życie jest w moich rękach i nieważne jakby było i co było, to ja sobie mogę ukierunkować życie i ponaprawiać ewentualne traumy." i " próbowałam zwrócić na siebie uwagę próbami samobójczymi"

Myślę, że każdy z nas jest sobą, ale" bycie sobą "jest jednak wypadkową tego co otrzymaliśmy w domu po części też. Tylko co z tą wiedzą zrobić. Niby wiesz, że to co kulało w domu trzeba pracą nad sobą wyrównać, ale Ty jakby idziesz głębiej i dużo analizujesz stosunki jakie "zastałaś" jako dziecko i ciągle przekładasz je na siebie teraz. Robi się to takie jakby babranie się w dawnych latach, ukladach i dochodzenie, no tak, dlatego ja nie mam poczucia , że mnie kochają i potrzebują.

Miałaś ciekawy, patchworkowy dom, czasami trudny, ale chyba trudny dla wszystkich dzieci Twoich rodziców, nie tylko dla Ciebie.
Pewnie nie wiesz dokładnie jak przebiegały małżeństwa, zarówno pierwsze jak i wspólne Twoich rodziców- i dobrze, bo tylko Twoje własne będzie Ci naprawdę znane- ale było dużo zawirowań. Jeśli Tata na stałe nastał do Waszej rodziny dopiero po paru latach, po których uporządkował sobie, przynajmniej prawnie, stosunki ze swoją pierwszą żoną, to było jemu i jego pierwszej rodzinie trudno. Nie patrzyli chyba milym wzrokiem na Twoją mamę, ani na Ciebie. Pewnie sobie gdybali, że może mama Twoja byłaby epizodem w życiu taty, ale przyszłaś Ty na świat i epizod w duszy Twego taty okazał się być przygodą na całą jego dalszą częśc życia. Ty piszesz, że poczulaś się odrzucona przez tamto rodzeństwo i do dziś boisz się odrzucenia. Pewnie oni poczuli się odrzuceni przez swojego rodzonego ojca i do dziś boją się odrzucenia. Ponadto odczucia tamtych dzieci mogły być potęgowane poprzez złorzeczenia ich mamy, dziadków, czy kuzynek, sąsiadek- oni kochali swojego ojca, on od nich odszedl i codziennie może sluchali złorzeczen kogoś dorosłego na temat taty, ktorego przeciez kochali- czyli im chyba tez nie było prosto. Domyślasz się tego, sluchy tego (domniemania, że żle skończysz) dochodziły do Ciebie i teraz spotykasz "brata" to przeżywasz to bardzo. Gdybyś nie była tak wrażliwa ( bo bierzesz część winy, że tak się stało na siębie) to byłoby to tylko może nie najfajniesze spotkanie, ale tylko przypadkowe spotkanie.A tak, to przeżywasz przez tydzień.
Twoje rodzeństwo, pierwsze dzieci Twojej mamy poszły za nią, bo zazwyczaj tak jest, że mamy starają się mieć wszystkie swoje dzieci przy sobie (są to mamy odpowiedzialne). Jako nastolatkowie znależli się w nowej dla siebie sytuacji, musieli zacząć się przyzwyczajać do "nowego" taty - trochę na raty, bo nie od razu z Wami zamieszkal. Myśle, ze i nimi targały różne myśli. Teraz po latach doceniają może opiekę "nowego" taty, ale jak to się działo, to myślisz, że nie rodzil się u nich jakiś bunt- "obcy", a będzie mi tu kazal. W tych realiach rosłaś, jak mieli jakieś tarcia to choć do Ciebie, pięknego, niewinnego dziecka zwracali się z uśmiechem Byli tak m ą d r z y, że swoich niepokojów nie chcieli maluchowi przekazywać, tylko prezentować uśmiech, zainteresowanie Tobą. Ty to teraz interpretujesz- ja bylam ich zabawką, maskotką, oddechem od zmartwień. A co mieli Ci się zwierzać, że ich też ten patchwork irytuje, że może oni tęsknią do swojego pierwszego taty?
Rodzice też zwracali się do Ciebie z uśmiechem , bo bylaś tym elementem, które łączyło i zespajało ich milość. Czy to żle, że mieli dla Ciebie uśmiech i życzliwość. I co mieli Tobie dziecku opowiadać, kochanie jesteśmy razem, ale świat nie jest przychylny naszej milośći, naszemu związkowi, nasze starsze dzieci tez z trudem to akceptują. Mowisz, że inni dorośli, sztucznie się do Ciebie uśmiechali. Swiat nie był az tak im łaskawy, inni dorośli patrzyli na rozwój sytuacji i niekoniecznie wszystko akceptowali, stąd te sztuczne uśmiechy.

Ty to wszystko masz już pewnie rozkminione. Rodzice w swoim życiu wychowali swoje dzieci, spotkali na swojej drodze najpierw pierwszych partnerów a potem się sami spotkali. Ich życie było pełne emocji, burzliwych przeżyć, ale też ich wybory mogły kogoś skrzywdzić. Czy Ty chcesz brać na swoje barki ich winy, czy chcesz się doszukiwać dziury w tym , że jesteś owocem ich miłości- może w tamtym czasie jak przychodziłaś na świat to byli tacy co uważali, że nie powinna się ona zdarzyć?

Dziewczyno ,życia wstecz już nie zmienisz i nie rozpatruj tego co było. To oni są starsi i siedząc na zydelku sobie może wspominają. Ty akceptuj zaistnialą sytuacje i się do niej dopasowywuj. Masz starszych już rodziców i z czasem może będą potrzebować Twojej opieki i to jest normalne. Masz starsze rodzeństwo, które pewnie od dawna ma już swoje rodziny, ale jak coś chcesz rozeznać, to nie wierzę, że nigdy dla Ciebie nie znajdą czasu.

Ty teraz zajmuj się swoim życiem i osiągnięciami, dla siebie samej. Jasne, że jak mamy sukcesy to i rodzicom i rodzeństwu jest miło,że nam się uklada. Niemniej nasze starania, są dla n a s z e g o rozwoju czy fizycznego, czy duchowego, czy tez zawodowego.

Ponadto możesz wysnuć dla siebie naukę na przyszłość- dobrze byłoby mieć szczęście spotkać w przyszłości partnera, który będzie dla mnie i naszych dzieci na całe życie, to może ,cześci tych przeżyć im oszczędzę.

Choć, jak życie uczy, gdyby w przyszłości podobne zawirowania mnie i moje życie miały spotkać, to podejmując decyzję, czy dzieciom fundować nowego tatę ludzie mówią, jak ja i moje rodzeństwo przeżyliśmy, to i moje dzieci to przełkną.

Ps. dorastalaś w "trudnej " momentami rodzinie. Inne "latwe" rodziny bywają pozornie łatwe. Może w innej rodzinie jest pijaństwo, przemoc fizyczna . A może nie widoczna a bardzo trudna psychiczna. Może nie mają żadnych "dysfunkcji" rodzice są tak zajęci swoimi sprawami, że prawie nigdy nie widzą swoich dzieci i ich spraw, uganiają sie za karierą i pieniędzmi i dzieci są jakby ich kulą u nogi.
Twoja rodzina jest dla Ciebie ważna, bo jest Twoja- ale " NIE MA DOMKU BEZ UŁOMKU".
I wiedza o tym jest nam potrzebna aby zaakceptować pewne niedociągnięcia w naszym domu rodzinnym. Wiedza ta też jest nam potrzebna, bo gdy sami zakładamy swoje rodziny, to z założenia chcemy aby wszystko bylo doskonałe, ale jak nam nie zawsze to wychodzi, to ta świadomość pozwala nam uniknąc depresji, tylko wytrwale iść do przodu.
Powodzenia

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...