Skocz do zawartości
Forum

Laserowa korekcja nadwzroczności (+5,25) - moje doświadczenia


Gość Podzielę się

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Podzielę się

Ponieważ sama przed korekcją szukałam z miernym skutkiem informacji na temat korekcji nadwzroczności, postanowiłam się podzielić moimi doświadczeniami, które w przyszłości pomogą podjąć decyzję w sprawie zabiegu. Większość doświadczeń w internecie związana jest jednak z krótkowzrocznością, a nie nadwzrocznością.

Moja wada związana była z zezem, który miałam w dzieciństwie. Zeza udało się wyeliminować poprzez zasłanianie oka, natomiast wada została i zaczęła się pogłębiać. Moje prawe oko jest w miarę zdrowe (wada +1), działa akomodacja i widzę przez nie idealnie. Na co dzień wada lewego oka nie przeszkadzała mi tak bardzo, ponieważ funkcje widzenia przejmowało prawe oko. Gdy jednak na zdjęciach zobaczyłam, że moje lewe oko jest przymrużone w stosunku to prawego, podjęłam decyzję o zabiegu.

Zabieg miałam przeprowadzony pod koniec marca 2015. Na badaniach kwalifikacyjnych wyszła wada +5,25 (VCS) + astygmatyzm. Tablicę czytałam do trzeciego rzędu. Od razu dostałam zapewnienie lekarza, że wada jest tak duża, że całkowicie nie da się jej wyeliminować, oko lewe zawsze będzie słabsze od prawego. Decyzja: FemtoLASIK.

Sam zabieg był bardzo krótki. W fartuchu przeszłam do pomieszczenia, w którym dostałam krople znieczulające. W kolejnym pomieszczeniu położyłam się na łóżku i do mojego oka zbliżyło się wielkie urządzenie. Czułam przyssanie do oka i ciemność przed lewym okiem. Starałam się patrzeć na wprost, ale było to bardzo trudne. Maszyna w tym czasie nadcinała płatek oka, tak żeby później można było go unieść. Lekarz odliczał ile procent pozostało do zakończenia tej części zabiegu. Wrażenia: przyssanie niekomfortowe (takie jakby ciągnięcie za oko), ale wszystko całkowicie bezbolesne.

Widziałam przez korygowane oko, ale bardzo niewyraźnie. W następnym pomieszczeniu (do którego samodzielnie przeszłam) znajdowało się kolejne łóżko. Lekarz założył na moim oku rozwórkę, abym w czasie zabiegu nie zamknęła powiek. Było to dosyć nie przyjemne uczucie dla kości mojego oczodołu. W czasie zabiegu musiałam skupić wzrok na laserze znajdującym się przede mną. To chyba było najtrudniejsze, zmęczenie dawało swe znaki, czasem oko chciało uciekać. Laser ma jednak zabezpieczenie powodujące zatrzymanie pracy, gdy oko się poruszy. Lekarz dotykał czymś mojego oka, zapewne odsłaniał płatek. Kompletnie tego nie czułam, traciłam tylko na chwilę widzenie. Natomiast to co widziałam "w laserze" to kolejne kolorowe kręgi (które w tle odliczał lekarz). Gdy laser działał (bezbolesne), w powietrzu unosił się delikatny zapach spalenizny (w końcu to tkanka). Po kilkudziesięciu sekundach dostałam do oka krople w ogromnej ilości, miałam wrażenie, że zalewa mnie wiadro wody. Wstałam i czułam zero bólu, choć marnie widziałam na oko.

Przeszłam do nieoświetlonego pokoju z kanapą i chusteczkami na stole. Spędziłam tam co najmniej godzinę, łapiąc na policzku łzy z korygowanego oka. Dostałam jeden z popularnych leków przeciwbólowych bez recepty, nie pamiętam w tej chwili jego nazwy. Po mniej więcej godzinie oko zaczęło boleć. Z godziny na godzinę coraz większe kłucie i pieczenie, leki dawały niewielką ulgę. W tym czasie lekarz zawołał mnie do swojego gabinetu na pierwszą kontrolę, na której miałam duży problem z chociaż niewielkim otwarciem oka (kończyło się to łzami na całej twarzy). Dostałam plastikową "piracką" ochronkę na oko i udałam się do domu.

Każdy wstrząs, każde wciśnięcie hamulca podczas jazdy samochodem odczuwałam na oku. Będąc w domu położyłam się na łóżku i w cierpieniu próbowałam zasnąć. Gdy drzemałam, było w porządku, ale gdy się przebudziłam czując kłucie w oku, klęczałam w pozycji embrionalnej modląc się aby ból przeszedł. Gdy obudziłam się rankiem już prawie w ogóle nie czułam bólu, najgorsza była noc.

W ciągu 7-10 dni widzenie ulegało stopniowej poprawie. Na kolejnych kontrolach wychodziły jednak wahania widzenia lewego oka, jednak każdorazowo widzenie było lepsze niż przed zabiegiem. Przez kilka miesięcy zakraplałam oko kroplami do oczu Hyabak bez recepty oraz kroplami sterydowymi na receptę. Obecnie pięć miesięcy po zabiegu czytam na tablicy 7-8 rząd (kiedyś do 3). Komputer pokazuje wadę +1, choć w stosunku do moich subiektywnych doznań jest to trochę oszukane. Ale w porównaniu do tego co było przed zabiegiem jestem zadowolona z korekcji, różnica jest nieporównywalna. A skutków ubocznych nie odczuwam. Żadnych.

Osobom, które planują korekcję radziłabym:
1) Zaopatrzyć się w dobre leki przeciwbólowe (mi Ibuprom, który masowo łykałam w nocy, nie wystarczył)
2) Przed zabiegiem znaleźć w domu jakiś punkt, z którego dostrzeżeniem mamy problem. Na przykład niewyraźny zegarek postawiony w oddali albo niewyraźna dla nas etykieta jakiegoś produktu. Zapamiętując jak te przedmioty widzieliśmy przed zabiegiem, możemy po korekcji testować na tym poprawę wzroku i wahania widzenia. W moim przypadku, gdy wzrok zaczął lepiej działać, trudno mi było przypomnieć sobie wcześniejsze widzenie na chore oko, a co za tym idzie - oszacować postępy.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...