Skocz do zawartości
Forum

Umieranie wewnętrzne - rozstanie


Gość bad joke

Rekomendowane odpowiedzi

Gość bad joke

Witam! Po licznych przepłakanych nocach i samotnych chwilach, w których tylko muzyka mnie rozumie pragnę w końcu podzielić się z wami moją historią i zapytać się was o radę, o logiczny a nie emocjonalny punkt widzenia sytuacji. Sprawa wygląda następująco. Byłem z dziewczyną prawie półtora roku. Był to piękny okres czasu, byliśmy naprawdę szczęśliwi, odkrywaliśmy się coraz bardziej i wszystko przepływało wręcz idealnie. Nie wierzyliśmy, że coś złego się stanie. Przed związkiem ona była bardzo nieśmiała i zamknięta, otworzyłem ją na świat i ludzi, choć sam ten problem miałem. Otworzyliśmy się wzajemnie dzięki sobie. Aż nagle nowy rok szkolny, internat, sytuacja bardzo ciężka, ale mieliśmy dać radę. Lecz coś spowodowało, że w połowie wakacji zaczęło się psuć. Ona była szczęśliwa, ale ze mną było coś nie tak. Byłem szczęśliwy lecz w każdym jej dotyku bałem się, że coś robię źle, ponad to zaczynałem zauważać pewne różnice, ona potrafiła się cieszyć z wszystkiego a mi to już tak nie wychodziło. Z logicznego punktu widzenia można by stwierdzić, że potrzebowałem odpoczynku. Pewnego dnia powiedziałem jej o tym wszystkim. O różnicach, o tym, że boję się swojego dotyku (może dlatego, że nie do końca toleruję to, że się masturbuję, choć to przeciętne powszechne działanie spowodowane dorastaniem), ale niestety czułem, że ten dotyk jest za częsty, że coś robię źle, choć ona temu wszystkiemu zaprzeczała. Po za tym powiedziałem jej, że zaczynam dostrzegać różnice, że bawi ją to, co mnie nie, że chyba spoważniałem. Teraz myślę, że to nic złego i że to nie problem. Ale wtedy miało to jakieś znaczenie w połączeniu z tym lękiem. Postanowiłem zerwać, ona bardzo ucierpiała, ale nie chciałem jej okłamywać. Lecz już po niedługim okresie kilku dni nie mogłem bez niej żyć. W głowie miałem wszystkie chwile, wszystko przypominało mi ją, tak jak do dziś. Ale ona mi już nie chciała zaufać, wręcz obwiniała mnie za wszystko, napisała, że zepsułem jej życie, to zabolało, wtedy ja przestałem jej ufać. Po jakimś krótkim czasie wówczas ona starała się o moje względy, lecz pisałem jej, że ciężko mi zaufać. Wszystko było takie ciężkie. Ale po oczywiście krótkim okresie czasu postanowiliśmy się zobaczyć i spróbować. Spotkaliśmy się, poszliśmy do restauracji, ona się bała ale ja byłem wręcz pewny bo ją kochałem. I tak było. Spotkanie było idealne wręcz. Po wyjściu z restauracji pocałowałem ją. Płakała ze szczęścia, i z tej całej oszalałej atmosfery. Podczas odprowadzania jej, blisko jej domu wyznała mi, że gdy mnie nie było postanowiła się spotkać z pewnym chłopakiem, ale to było jednorazowe spotkanie i nic nie wyszło. Zacząłem płakać, byłem strasznie przybity, że potrafiła się z kimś spotkać, ale ciągle mówiła, że jest tylko moja, a ja nie umiałem przestać płakać, byłem tak cholernie zazdrosny. Wręcz o każdy dzień, w którym jej nie widziałem. Przez cały dzień nie było potem ze mną dobrze, ale napisałem jej że byłem w ten dzień szczęśliwy, bo naprawdę byłem, ona trochę się zezłościła, wręcz się zapytała czy uważam ją za dziwkę - nie wiem skąd to wymyśliła. Po prostu bałem się że ją stracę. W ten dzień zapytała się czy jesteśmy razem. Powiedziałem, że jeśli tylko zechce. Zgodziła się. Potem było drugie "spotkanie", a raczej epizod, krótki, bo w tym samym dniu miała iść na urodziny przyjaciela i się stroiła, przyniosłem jej kwiaty, pocałowałem ją w czoło i odszedłem. Dodam że od wtedy kiedy z nią zerwałem jej rodzice nie byli zadowoleni z tego że się kontaktujemy i mówili jej że lepiej by było gdybyśmy się nie widzieli. To bolało. No i niby w tym dniu wszystko było okej. I na drugi dzień mi napisała że nie możemy być razem. Załamałem się. Ona nie mogła powiedzieć czemu, często mówiła, że nie może mi zaufać, że coś pękło. Od tamtego czasu nie chciała już naprawdę nic, chciała mnie jak najdalej. Nie zrozumiałem jej. Ona stwierdziła że już nie pasujemy, a ja jej mówiłem ciągle i wciąż że te ostatnie spotkanie było piękne i ją kocham. Ale w niej już nie było nadziei. Po kilku tygodniach cierpienia (musiałem z nią zerwać kontakt po jej woli- niefortunnie znam jej numer tel. na pamięć). Nie umiałem nie pisać. Spytałem czemu, wciąż pytałem, błagałem, w końcu napisała konkretnie że nie ma na to sił, że coś pękło, że już nie kocha, że nie chce być ze mną. I wykrztusiła z siebie coś ważnego. Ze ma mi coś do powiedzenia i że ją pewnie znienawidzę (chyba tego chciała). Że w ten dzień, gdy przyniosłem jej kwiaty, gdy byliśmy na pozór razem, wtedy na urodzinach wypiła za dużo i się całowała z tym przyjacielem, ale na drugi dzień mówiła że nie chce z nim być. To było straszne. Nie do opisania, takiego bólu nigdy nie poczułem jeszcze w życiu, myślałem że serce mi wypadnie, nie wiedziałem co robić, byłem załamany i wściekły ale przez łzy napisałem jej że musimy się spotkać, i że ją kocham i że to nic, że będziemy razem bo wybaczę. Myślałem że to ją blokowało. A wtedy kolejny nóż w serce. Napisała że nie chce ze mną być. Nie chce. Że planuje od dłuższego czasu zerwać ze mną kontakt. Kur... To chyba był najgorszy dzień w moim życiu. To wszystko to jakiś pieprzony żart... Ale i tak w ten sam dzień postanowiliśmy sobie powiedzieć "wszystkiego najlepszego" i zerwać kontakt, choć ja nie umiem. Wybaczyłem k..., wybaczyłem. Choć tego nie chciałem, to czasem napisałem jej jakiegoś smsa, że tęsknię, że to, że tamto.. Że jak to możliwe... Ona powtarzała żebym docenił ludzi wokół mnie i żebym żył. Ale ja bez niej nie umiem żyć bo tylko ona była osobą, która mnie w pełni rozumiała. Przez ten czas tylko ona.. Skąd ja wezmę ludzi którzy mi ją zastąpią. nikt mi jej nie zastąpi. Pewnego smsa się pokłóciliśmy bo ja od przypływu emocji coś jej napisałem. Ale jakiś tydzień temu napisałem jej, że przepraszam, że jest młoda i ją rozumiem, że zasługuje na kogoś wyjątkowego... A tak naprawdę nigdy nie zrozumiem jak ona mogła go wtedy pocałować, skoro była ze mną... Wręcz nie wierzyłem, ze to się dzieje naprawdę, bo ona zawsze była aniołem. Zawsze tylko my... I nagle nic. Nagle coś w niej pękło. Wczoraj w nocy z natłoku myśli i łez znów coś do niej napisałem. Przeprosiłem za wszystko, że namieszałem jej w głowie, że żałuję i że dziękuję za wszystko. Jedyne co rano odpisała to coś w stylu "Nie obwiniaj się. Wszystko będzie dobrze. Papa. :) " Ten uśmieszek na końcu... Wcześniej napisała, że w lato może pójdziemy na lato bo jest dużo czasu itp. jak znajomi..I najsmutniejsze jest to, że ja tu jestem sam, że nie ma wokół mnie nikogo, kto by mi pomógł, choć staram się cokolwiek robić żeby zapomnieć, ale wokół mnie miś, jej rysunek, jej pocztówki. Umieram tu, a nie mam zamiaru tego wyrzucić bo to zbyt piękne... Co dzień dalej łudzę się, że w końcu zatęskni, że pokocha, że napisze, że chce żebyśmy wszystko naprawili. Cokolwiek by mi zrobiła i tak bym wybaczył. I czasem z pokusy wchodzę na jej profil w portalu, w którym ludzie zadają jej pytania a ona odpowiada na nie, i widzę że ma wokół siebie mnóstwo ludzi, i jest radosna, szczęśliwa, beze mnie... I powinienem chyba się cieszyć, że jest radosna, ale ja cholera(!!!) nie potrafię bez niej żyć i przeboleć tego, że jej tak dobrze beze mnie. Że mnie nie potrzebuje, a tyle czasu byliśmy dla siebie wsparciem jedynym. A teraz za mnie jest ktoś inny. Ten cyrk trwa już 4-5 miesięcy. A ja co dzień płaczę, co dzień boli mnie serce, dosłownie. I boję się, że ona sobie kogoś znajdzie. Bo po prostu dla mnie jest to nierealne. Bo tyle czasu tylko my... Bo tyle przeżyliśmy, żeby była z kimś innym... I chce po prostu od wszystkiego odpocząć, nie chce ze mną pisać...

I co dzień męczę się z Markiem Grechutą w słuchawkach.. Co dzień to samo...

Uważacie, że powinienem się skonsultować ze specjalistą? Co mam robić? Już nie mam na nic sił, ludzie nie pomagają, bo ona jest zawsze w głowie. Łudzę się że jej przedmioty przyciągną ją do mnie, że zmieni decyzje jakąś magiczną mocą... Ale to tak kuźwa nierealne, wszystko jest jak wielki koszmar z którego chcę się wybudzić, a niestety nie potrafię... Proszę, pomocy... Doradźcie coś.. Dziękuję...

Odnośnik do komentarza

bad joke, nie da się nikogo zmusić do miłości. Dziewczyna podjęła decyzję o rozstaniu i nie pozostaje Ci nic innego, jak to zaakceptować. Zdaję sobie sprawę, że rozstanie boli, że nie jest tak łatwo zapomnieć tych wszystkich pięknych chwil, które razem spędziliście, ale nie możesz nieustannie żyć nadzieją, że do siebie wrócicie. Tak jak napisała Ci dziewczyna w SMS-ie - doceń ludzi, których masz wokół i zacznij żyć. Pozwól sobie na przepłakanie rozstania z dziewczyną, ale nie zamykaj się na inne znajomości. Wierzę, że poznasz jeszcze dziewczynę, z którą będziesz szczęśliwy. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...