Skocz do zawartości
Forum

Samotność w święta


Gość kamilia

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich świątecznie i mam nadzieję że chociaż u Was te święta mijają pełne ciepła i prawdziwie rodzinie, bo ja niestety mogę tylko o tym pomarzyć.

Im jestem starsza tym bardziej widzę to jak beznadziejne są u mnie święta i jak to się na mnie odbija.
W skrócie jest tak że moi rodzice chyba nigdy nie byli ze sobą szczęśliwi. Mama uwielbiała od zawsze tylko swoją rodzinę, z taty rodziną nie trzyma w ogóle kontaktu, często wyzywa ich od złodziei pijaków (ok ja też nie przepadam za nimi bo rzeczywiście lubią pić i nie pasuje mi ich prostackie zachowanie, ale chociaż jest u nich szacunek i wzajemna pomoc). Mój tata w tym wszystkim czuje się odtrącony bo jego kobieta nigdy nie trzymała z nim tylko ze swoją ukochaną mamusią i tatusiem i jej boginią jest żona jej brata, która jest księgową. Mama zawsze powtarza ze ciocia to jest mądra, a z siebie robi głupią. (Mieszkamy na wsi i moja mama tylko kocha pracę w polu) Teraz z perspektywy dorosłej kobiety widzę to, ale jako dziecko zdobyłam wiele przykrych doświadczeń, które teraz odbijają się na mnie. Ok w tym momencie jestem dosyć świadomą osobą rozwijam się, jestem ambitna, uważam że dużo osiągnęłam na moje możliwości( skończyąłm 2 kierunki studiów, mam dobrą pracę) i potrafię dostrzec błędy rodziców ale umiałam im też je wybaczyć, wiem że nie zrobili tego specjalnie i nie chcieli mnie krzywdzić, nie mam o to żalu bo czasu już się nie cofnie. Ale chodzi o to jak teraz wygląda moje życie i moja rodzina, której praktycznie nie ma. Nic nas nie łączy poza wspólnym dachem. Każdy sobie rzepkę skrobie.

Moja mama- zawsze wszystkiego się bała, przez to sama nic nie osiągnęła w życiu bo nigdy w siebie nie wierzyła, zawsze czuła się gorsza od innych i całe życie mi to wpajała, nie rób nic, nie wychlaj się, siedź cicho, ktoś jest mądrzejszy "siedź na dupie" żeby broń boże nic Ci się nie stało. I ciągle porównywała siebie do cioci księgowej i nas do jej córek . On czuła się gorsza i z nas robiła nic niewarte istoty. Wszystko co robiłam zawsze było i jest krytykowane. Nigdy nie zostałam pochwalona. Mam dobrą pracę a mama najchętniej widziałaby mnie w polu lub na taśmie na 3 zmiany pracowała. Mama robi wiecznie z siebie ofiarę losu i che z nas ją zrobić.
A ja kiedyś powiedziałam sobie, że taka nie będę i że osiągnę w moim życiu dużo, żeby byli ze mnie dumni i żebym ja była dumna z siebie. I nie jest mi łatwo ale się staram i nigdy nie poddaję.

Wg mnie moja mama na tyle bala się życia że nie umiała też stworzyć własnego związku. ciągle tylko powtarza ze u niej w domu to każdy się kochał, że babcia z dziadziusiem to było idealne małżeństwo a wszystko co teraz złe to wina ojca. Ale przecież nikt nie kazał jej brać z nim ślubu, ale niestety wzięli i w efekcie jestem ja i moje siostry. Mama nie widzi swoich błędów nie widzi tego ze nak krzywdzi i że to ona winna jest temu że nie układa jej się związek i rodzina.
I tak całe życie mama wiecznie obgadywała tatę z babcią, tata wiecznie robił wszystko nie tak, a ze mieszkaliśmy z moimi dziadkami to nigdy nie miał zdania i w końcu zaczął pić z tego wszystkiego, co dodatkowo mamę pogrążało bo u niej w domu nigdy się nie piło. I takie błędne koło. Ale nie ważne nie o tym chciałam. To takie wprowadzenie.

Chciałam napisać jak wyglądały moje święta. Wigilia zapiernicz bo każdy szykuje mega dużo jedzenia (bo najważniejsze żeby dać dzieciom jeść i to wystarczy) i tak życie toczy się wokół jedzenia. Potem kolacja, tu jeszcze jest w miarę ok, siadamy do stołu my z siostrą młodszą dbamy o wystrój o klimat świąt , drobne prezenty i tak połamiemy się opłatkiem "zdrowia wszczęcia pomyślności" zjemy i tata szybko idzie do pokoju na telewizję, mama pogada ze chciałaby wnuki, ponarzeka że wszystko jest nie tak, porówna do kuzynek i sąsiadów, że oni mają lepiej bo każdy ma ślub, dzieci dom rodzinę a my z siostrami nie. ( starsza za granicą z depresją i lękiem społecznym) na utrzymaniu męża, młodsza (jedyna której chyba się ułoży, czego jej z całego serca życzę, bo w przyszłym roku bierze ślub i ma kochającego ją narzeczonego, który ma dobrą i towarzyską rodzinę ) i ja mam 28 lat i obecnie jestem sama.
Potem pierwszy dzień świat, młodsza siostra z narzeczonym jadą do drugiej rodziny praktycznie na 2 dni, a ja zostaje sama w domu z mamą i tatą. Tata siedzi sam w pokoju i popija sobie jakiś alkohol, mama jedzie do domu po jej rodzicach i nim siedzi i wspomina jacy to oni byli cudowni i kochani, a ja siedzę sama na komputerze i marzę o własnej rodzinie o tym że chciałabym mieć z kim spędzić święta, cieszyć się z bliskości, chciałabym mieć się do kogo przytulić, chciałabym czuć się kochana, a najgorsze w tym wszystkim jest to że miałam 4 lata chłopaka, który na początku bardzo mnie kochał zabiegał o mnie ale ja za bardzo pragnęłam miłości i przestał się starać. Zobaczył że jestem na każde zawołanie i związek zamierał. A do tego był to związek na odległość. Na początku nie chciałam z nim być ale jak zobaczyłam że będzie w końcu ktoś kto mnie pokocha zgodziłam się na takie życie, bo lepiej mieć kogoś daleko ale mieć, niż być sama. I tak żyliśmy on miał soje życie w Niemczech ja w Polsce. Jeździliśmy rzadko do siebie bo on wiecznie nie miał czasu a i też koszty spore, ale mimo wszystko wspieraliśmy się wzajemnie i była (i nadal jest) solidna przyjaźń między nami, znamy się na wylot, zżyliśmy ze sobą, ale co z tego jak on wierzy tylko w swoją karierę a ja zawsze byłam na drugim planie, nie miał dla mnie czasu a ja jak wierny piesek czekałam na skype aż zadzwoni, bo brakowało mi konaku tego żeby był blisko, Potem poznałam innego chłopaka na miejscu ( w mieście w którym pracuję i mieszkam, z dala od rodziców) , zawrócił mi w głowie, bo jakoś dobrze spędzało nam sie czas. Mówił miłe słówka, pokazał że jestem ważna dla niego, czułam się kochana ale jak wyjechałam z przyczyn niezależnych ode mnie, to znalazł sobie inną, na zastępstwo bo ja z nim nie chciałam być (bo nie było mi łatwo zostawić coś co budowałam 4 lata) potem ten cały rok nadal się spotykaliśmy po kryjomu, bo twierdził że nadal jestem dla niego ważniejsza i że ze mną mu czas lepiej mija a z nią nie jest tak samo. Mi z nim też czas płynął inaczej, ale z chłopakiem byłam zżyta i nie umiałam tak z dnia na dzień tego zostawić i odejść do innego, tylko dla tego że powiedział mi kilka miłych słów. Ok była chemia, motylki ale ja potrzebowałam też takiego oparcia jakie miałam od chłopaka. Po tych spotkaniach ja miałam wyrzuty i robiłam je też mojemu chłopakowi, zeby nie czuć się winna, Wyrzucałam mu że go nigdy nie ma przy mnie, że go nie interesuje moje życie i po każdym spotkaniu z tamtym pogrążałam się w tym jeszcze bardziej. A tamten wpadał na godzinkę, dwie robił zamieszanie mówił że jestem cudowna i jechał do niej... I tak w końcu w moje urodziny w październiku tego roku wyrzuciłam wszytsko chłopakowi i powiedziałam, że taki związek na odległość to tak jakby go nie było, że lepiej jak się rozstaniemy bo i tak żadna to różnica, a ja do Niemiec nie wyjadę na stałe (bo mam dobrą pracę biurową) a nie umiem języka i tam takiej nie znajdę, a on przyszły adwokat i tez nie chciałby mieć zony, która nie jest na jego poziomie, bo też mi to powiedział, czyli pewnie nie chciałby mieć zony sprzątaczki czy sklepowej, a co ja więcej tam zrobię bez języka, który nie idzie mi łatwo. Dodatkowo on podpal trochę w gry hazardowe przez internet, stracił dużo pieniędzy, przez to też mnie zaniedbał, a ja mu i tak chciałam pomóc, bo jest dla mnie ważny. Obecnie jest trochę lepie, bo już tego nie ciągnie ale tez jego problemy są ważniejsze niż ja. I tak w te święta siedzę sama. Co prawda mój chłopak przywiózł mnie mój do domu, sam zaproponował że mnie zabierze po drodze (zawsze tak robiliśmy jak jechał) i strasznie miło było w tym aucie, obojgu nam się podobało, cała podróż tak szybko zleciała, a ja chciałam ją zatrzymać i teraz już starałam się nic nie wymagać od niego, bo sobie to przemyślałam i wiem ze dużo też mojej winy, ale jak był taki miły i dobry i wesoły to chciałabym żeby tak już było. Ale on jwst samotnikiem i wiem że nigdy nie wpuści mnie do swojego świata na stałe. Wygodnie mu było na odległość kiedy mu nie przeszkadzałam za bardzo. I tak nie przyjechał do mnie w wigilię połamać się opłatkiem jak zawsze, nie zaprosił do siebie ( a zawsze jeździłam do jego rodziny, lubili mnie i dziwili się dlaczego mnie nie będzie) nie pojechałam też z nimi do bliskiej jego kuzynki i sama siedzę w święta. Z jednej strony chciałabym go odzyskać ale nie umiem być cierpliwa i jak jest mi smutno napisałam mu ze chciałabym żeby przyjechał ze w tym aucie było tak miło i że nie chce siedzieć sama w święta, ale zaproponował powiedział że jest zmęczony i że może juto się zobaczymy i zawsze tak jest. Zawsze to faceci mają nade mną kontrolę i kiedy oni chcą to się odezwą a jak ja ich potrzebuje to nie ma nikogo.

Ten drugi też jak się dowiedział że odeszłam od chłopaka to wcale od niej nie odszedł, mówi ze to nie jest łatwe ale ze to nie tak jak myślę i że ze mną lepiej mu czas płynie i przestał w ogóle się odzywać, tylko jakiś tam sms z życzeniami na święta, który ciągiem do wszystkich wysłał. A mnie to boli że każdemu tak miło czas ze mną płynie a nie ma nikogo przy mnie nawet w święta. Siedzę sama i jest mi smutno. Jetem (po tacie) towarzyską osobą, miła dobrą, sympatyczną i wszyscy postrzegają mnie jako wesołą osobę i sama raczej siebie kocham, ma swoje zainteresowania i umiem rozmawiać z ludźmi, mam kilku przyjaciół i znajomych którzy mnie lubią, ale w większości to kobiety. A ja jetem zmęczona towarzystwem kobiet i wypełniaczami czasu typu basen sauna, trening tańca. Po prostu potrzebuję mieć u swojego boku mężczyznę, który będzie chciał mnie kochać i spędzać czas ze mną, w święta i dni wolne a jednak nie umiem żadnego utrzymać blisko siebie bo za bardzo pragnę bliskości i miłości której nie miałam z domu. Proszę o radę jak sobie z tym radzić, jak wytrwać aby któryś nich chciał ze mną być. Ja chciałabym być nadal być z moim chłopakiem ale on chyba nie bardzo już che, cięzko go wyczyć bo jest dosyć zamkniętą osobą i jest za granicą i niewiele da się zrobić, chociaż myślę wyjechać w przyszłym roku za granicę ale trochę boję się zostawić stabilną pracę z 3 letnią umową, w zawodzie, który lubię i w którym się rozwijam a do tego nie wiem czy byłam z nim naprawdę szczęśliwa, bo on jest zamknięty w sobie i nie wpuszcza mnie w swój świat, ale wiem że z nim czułam się bezpiecznie i dobrze, a z tym drugim czułam się zakochana ale bałam sie z nim być bo nie poznałam go na tyle aby czuć sie przy nim stabilnie. Był jak huragan który pojawiał się robił zamieszanie, rozpalał moje serce i znikał.
Moje postanowienie na nowy rok poznać nowych ludzi stworzyć nowe więzi i odświeżyć obecne ale proszę o radę jak mam walczyć z moją samotnością i jak przestać wymagać od innych aby móc utrzymać ich uczucia, nie zabić ich aby trwały dłużej.

Odnośnik do komentarza

~kamilia
Ja chciałabym być nadal być z moim chłopakiem ale on chyba nie bardzo już che, cięzko go wyczyć bo jest dosyć zamkniętą osobą i jest za granicą i niewiele da się zrobić, chociaż myślę wyjechać w przyszłym roku za granicę ale trochę boję się zostawić stabilną pracę z 3 letnią umową, w zawodzie, który lubię i w którym się rozwijam a do tego nie wiem czy byłam z nim naprawdę szczęśliwa,

No właśnie, więc byłoby kompletną głupotą tracić na własne życzenie to co masz teraz(a masz dużo), po to żeby móc być z kimś kto jak sama piszesz raczej z Tobą być nie chce, z kim związek może zupełnie wypalić(już wcześniej się pojawiało sporo problemów), a potem co, zostaniesz z ręką w nocniku, sama, i z byle jaką pracą, a ta co masz teraz przepadnie.
Ale dlaczego przychodzą Ci takie myśli do głowy? Myślę że odpowiedź napisałaś tu:

~kamilia
bo za bardzo pragnę bliskości i miłości której nie miałam z domu.

Dlatego za bardzo Ci na związku zależy. Do tego stopnia, że gotowa jesteś nawet w jakimś stopniu sobie zaszkodzić ("poświęcić się") żeby w nim być. Ponieważ wynika to z Twoich doświadczeń z rodziną, to żeby to zmienić, trzeba będzie jakoś te doświadczenia przepracować. Najlepiej z pomocą psychologa.
A jeszcze odnośnie tych dwóch facetów, to moim zdaniem żaden nie jest odpowiedni dla Ciebie, i najlepiej z oboma daj sobie spokój.

Odnośnik do komentarza

Bardzo dziękuję za odpowiedzi. Staram się nadal walczyć o siebie i nie poddawać. Do psychologa też chcę się wybrać w nowym roku (takie moje postanowienie, aby zadbać bardziej o siebie). Problem w tym że chcę sobie pomóc ale bardzo potrzebuję bliskości a przez to że czuję się samotna jeszcze bardziej zamykam się w sobie...

Co do wyjazdu za granicę myślę nie pod kontem byłego chłopaka, ale pod kontem tego że pochodzę z małej miejscowości, w rodzinie jak pisałam nie jest najlepiej i nie bardzo chcę tam wracać, mimo że miałabym tam gdzie mieszkać i pracę też pewnie bym jakąś znalazła. Chodzi o to że teraz mieszkam w mieście na wynajmie, który już mnie męczy, nie mam nic swojego i nie mam z kim układać sobie życia. Jestem ambitna i chciałabym mieć własny kąt, własne mieszkanie. Myślałam że z chłopakiem coś będziemy razem tworzyć, ale tak się czarowałam 4 lata. A teraz jestem sama i muszę sobie jakoś radzić. Niestety wiem że w Polsce nie zarobie większych pieniędzy, chociaż na wkład własny i dlatego chciałabym się poświęci i wyjechać i nie ukrywam że taki wyjazd może też coś by zmienił w podejściu chłopaka, ale na to chyba nie mogę już liczyć i mimo że jest mi trudno i czuję się bardzo samotna, wiem że nikogo nie zmuszę do tego żeby mnie kochał.

I muszę nauczyć się żyć sama tylko dla siebie.
Przykro mi że mam tak ciężko w życiu i czasem ze smutkiem patrzę na innych co mają tyle od rodziców, ale nie zmienię rodziny i wiem że to co będę miała zależy tylko ode mnie. Szkoda tylko że nie umiem stworzyć stabilnej relacji żeby czuć się kochana, byłoby mi łatwiej...
Dziękuję że chociaż tu na forum mogę Wam coś opowiedzieć i że jest odzew. Dziękuję za dobre słowa i pomocne rady. Życzę Wam dużo szczęścia w Nowym Roku :)

Odnośnik do komentarza

Nie jest łatwo znaleźć właściwego partnera. Ty kogoś tam znalazłaś i niby masz, a nie masz.
Masz dobrą pracę, jesteś z niej zadowolona, więc na razie nic nie zmieniaj.
Za to odetnij się od przeszłości, wyjdź do ludzi, poznawaj nowych.
Nastaw się całą sobą, że poznasz tego właściwego, który będzie cię szanował i cenił, że ułożysz sobie dobre życie i będziesz z nim szczęśliwa.
Myśl pozytywnie, to pomaga.
Samotność? To minie, to chwilowe - i tak o tym myśl.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...