Skocz do zawartości
Forum

Dwóch w pobliżu a wciąż jestem sama


Gość ilianka

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

Mam 28 lat i od 4 lat jestem w związku na odległość. on w Niemczech, ja w Polsce. Pochodzimy z tej samej miejscowości ale nasz związek od zawsze był na odległość. Zbliżyły nas komunikatory i internet. On zakochał się we mnie i próbował wszelkich sposobów żebym z nim była. Ja za bardzo nie chciałam bo lubiłam go ale nie czułam nic więcej. Jego ciągle naleganie sprawiło że się zppodziłam, tym bardziej ze przed nim nie miałam nikogo i pomyślałam że nie che być sama. I tak żyliśmy sobie na odległość, bo zawsze to lepiej niż być samotnym. On mnie kochał, potem zaczęło mu to przechodzić bo widział że mnie zdobył i zaczął poświęcać się karierze (przyszły prawnik). Coraz rzadziej się do mnie odzywał, typu raz na tydzień na skype, zero smsów, telefonów. Ale zawsze organizowaliśmy jakieś wyjazdy do siebie. A to urodziny, jedno do drugiego jechało, a to urlop, dłuższy weekend czy on przyjeżdżał na święta do rodziców i mnie zabierał po drodze i razem jechaliśmy. Czasem tez jakieś krótkie wakacje/wyjazd. Ogólnie widzieliśmy się tak średnio z raz na 2 m-ce.

Z półtora roku temu poznałam przypadkowo innego mężczyznę na imprezie pracowniczej. I z nim jakoś po 2 spotkaniu już oboje czuliśmy tzw. chemię. Powiedziałam mu o moim związku, żeby być w porządku. On spotykał się ze mną , podrywał mnie i rozkochał w sobie. taki stan trwał w tamtym roku od kwietnia do września. On ciąle chciał więcej i raz nawet powiedział że kocha a ja ciągle się broniłam przed tym uczuciem bo mój chłopak mimo ze mnie zaniedbywał i rzadko ze mną rozmawial, to bardzo dbał o mnie. Pomagał mi często finansowo, pomógł zdać prawo jazdy, kiedy nie miałam pracy też mi pomagał i przelewał jakieś pieniądze zebym miała za co żyć w Polsce. (to było po jakiś 2 latach bycia razem) Zawsze dbał żebym się rozwijała i żeby niczego mi nie brakowało. Kupował, kwiaty, drogie prezenty zabierał na drogie kolacje, a mnie to przytłaczało, że ktoś wydaje na mnie tyle pieniędzy . On pewnie w taki sposób okazywał mi miłość, ale ja wolałabym żeby ze mną rozmawiał i żeby moje życie bardziej go interesowało, a on jest typem kujona/pracoholika co siedzi uczy się pracuje żeby mieć więcej i więcej. Ciągle jakieś egzaminy, na które uczy sie i nie zdaje i jak widać nie zawsze z tej jego nauki są takie efekty jakie by chciał. Zaniedbał mnie przez to i dla niego nic poza kariera i pieniędzmi az tak sie nie liczy. Teraz już wiem ze nie obchodzi go to ze mieszkam na wyjamnie z kolezanką w pokoju, ze chciałamym mieszakać i żyć z mężczyzną, który będzie przy mnie każdego dnia i z którym będę mogła zakładać tzw "wspólne gniazdo" nie mówię o dzieciach i ślubie ale chciałabym mieć swój kąt i w tym kącie bliską mi osobę.

Ten drugi chciał być ze mną rok temu, ja nie byłam gotowa, do tego nie miałam pracy i musiałam wyjechać z miasta w którym żyłam kilka lat. Zresztą sam mnie odwózł do moich rodziców bo o to go poprosiłam. Po moim wyjeździe on znalazł sobie inną. Niby tak na pocieszenie, ale już rok z nią jest. Powiedział mi o niej na spotkaaniu zimą, kiedy już wróciłam z powrotem do miasta (sam do mnie wydzwaniał żeby się zobaczyć) mówił ze było cudownie i ze tego nie zapomni a na koniec powiedział ze idzie bo z kimś się spotyka. Zabolało mnie to,bo myslalam że byłam trochę ważniejsza dla niego. Ale niestety wiem że byłam, bo do mnie dzwonił cały ten rok, spotykaliśmy się mimo ze z nią był. Nie rozmawialiśmy o niej i nie docierało do mnie ze z nią jest, ale denerwowało mnie to że ma dla mnie mało czasu bo do niej jedzie i przyjeżdżał na godzinę i jechał do niej. Ciągle przy tym zapewniał że jestem wyjątkowa i ważna dla niego. Pytał kiedy wezmę "rozwód" z moim chłopakiem, a ja bałam się tego zrobić żeby nie zostać sama bo i tak on miał inną. Teraz przestaje się odzywać, mimo że mówiłam mu ze odchodzę od mojego chłopaka. Ta jego dziewczyna ciągle płacze ze on gdzieś wychodzi z innymi koleżankami, a on mowi mi wprost ze nie jest z nią szczęsliwy ale nie odejdzie pewnie od niej. Mój chłopak już ma chyba mnie dosyć nawet ostatnio chyba się z nim rozstałam, tzn niby taka separacja, bo widzę że nadal jest dl mnie dobry, ale nie odczuwam żadnej różnicy bo i tak jestem sama a on do mnie rzadko się odzywał, ale boje się ze teraz już nie będzie się w ogóle i zacznie szukać innej. A ja bardo boje się samotności a przez to co zrobiłam jestem ciągle sama.

Proszę o radę co mam ze sobą zrobić w tym wsyztskim. Na co patrzeć, czy na te motyle w brzuchu i zauroczenie, chcoiaz czuję ze nie bedę umiała z nim żyć (może się boję) czy zyć w moim związku który jest beznadziejny bo na odległość. Jestem ładną dziewczyną, nie chcę być starą panną tylko dlatego że nie umiem o sobie decydować przez lęk że wybiorę gorzej. Bo mój chłopak moze za kilka lat zechce budować wspolne zycie i przynajmniej bylyby pieniadze na mieszkanie a z tym drugim to oboje byśmy za duzo nie mieli. Ale jedno wiem ja nie chcę jechać do Niemiec bo wiem ze tam będę samotna, a w tym mieście mam tylu przyjaciół i dobrze mi tu, ale nie stać mnie na mieszkanie i męczy mnie życie w jednym pokoju z obcymi ludźmi.

Odnośnik do komentarza

Lilanko !

Prawidłowo powinno być tak : niby dwóch a na prawdę żadnego!

To nie żadne motyle w brzuchu ale dno i wodorosty.
Tego drugiego faceta wybij sobie po prostu z głowy, bo szkoda na niego Twojego czasu. Z tym pierwszym związałaś się w zasadzie "z rozsądku" . Widać jednak, że raczej szału nie ma, o czym świadczy Twoje kategoryczne stwierdzenie, że Ty do niego nie wyjedziesz i zresztą jeszcze wiele innych poczynionych przez Ciebie uwag. Może szkoda , bo wygląda na statecznego i porządnego mężczyznę, który chce coś w życiu osiągnąć i coś mi się zdaje, że źle go oceniasz.
Może sobie jednak przemyśl pozostanie przy tym pierwszym facecie - oczywiście jeśli jest to jeszcze możliwe.

Odnośnik do komentarza

ilianka, jeśli chodzi o wybory "sercowe", to nikt Ci pewnie nie doradzi. Ty sama musisz rozsądzić w swoim sercu, w głowie, kogo kochasz, co czujesz do każdego z mężczyzn. Twój chłopak, który jest za granicą, wydaje się ambitnym i statecznym facetem, który widać, że dużo chce osiągnąć w życiu. Być może nie potrafi okazać swoich uczuć tak jak tego byś oczekiwała, ale myślę, że nie ma złych intencji. Na pewno odległość, jaka Was dzieli, jest przeszkodą w rozwoju Waszej relacji. Drugi mężczyzna - hmmm, nie wiem, czy warto tutaj lokować emocje, skoro on znalazł sobie inną kobietę i nie wykazuje chęci, by się z nią rozstać. Możliwe, że coś Cię do niego ciągnie, jakieś zauroczenie, fascynacja, a do tego macie możliwość częstszego kontaktu, bo on najzwyczajniej w świecie jest bliżej Ciebie niż Twój chłopak mieszkający za granicą. Nie wiem, czy którykolwiek ze związków ma szansę na przyszłość, a już w ogóle nie czuję się na siłach, by kategorycznie określić z kim masz się związać. To ma być wyłącznie Twój wybór. Mam nadzieję, że w końcu sama dojrzejesz do decyzji, co dalej zrobić ze swoim życiem prywatnym. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Bardzo dziękuję za wszystkie opinie i komentarze. Oczywiście wiem że wybór należy tylko do mnie, ale meczy mnie ta ciągła huśtawka i czasem trochę lepiej jak ktoś spojrzy na coś z innej perspektywy.

Może i racja, że źle oceniam mojego chłopaka. Tzn, ja go bardzo cenię i podziwiam. Jest mądry, ambitny i dąży do czegoś w życiu i to mi się bardzo podoba, bo ja też jestem ambitną osobą. Jestem z niego dumna, wspieram go i jest dla mnie ważne żeby osiągnął swój cel. Poza tym łączy nas bardzo silna przyjaźń, której nie zabija nawet odległość. I mogłabym z nim być do końca życia, problem w tym że wszystko dzieje się przez internet i bardzo rzadko się do mnie odzywa. Potrafi nie odzywać się tydzień czy dwa tak w ogóle bez znaku życia, bo ma swoje pilniejsze sprawy a ja jestem zawsze na ostatnim miejscu. Do tego kiedy rozmawiam z nim o moim problemie i o tym jak moglibyśmy to rozwiązać, on zawsze mówi ze chwilowo nie może nic zmienić i albo na niego poczekam albo musimy się rozstać i szczerze mówiąc w ogóle nie walczy o nasz związek i albo tak dobrze to ukrywa, albo jestem mu tak obojętna. A ja czekam na niego już 4 lata i nic. Najpierw czekanie jak zda egzamin, później jak skończy aplikację, a teraz czekanie kolejny rok na następny egzamin a później pewnie jak znajdzie pracę i jak tą pracę zmieni i tak w kółko. A ja ciągle jestem sama. Widzimy się rzadko, bo może z kilka razy w roku i najdłużej to wspólne 2 tygodnie u niego. On jest typem samotnika, wyjechał tam na studia zaraz po liceum. Ciągle jest tam sam, uczył się pracował i praktycznie zero życia towarzyskiego. Wraca do domu i pierwsze co to komputer. Brak myśli o wspólnym weekendzie o wspólnych wakacjach, sylwestrze, bo on ciągle nie ma czasu, albo nie chce mieć go dla mnie. Pewnie to też mój błąd, bo nauczyłam go, że zawsze jestem i go potrzebuję, ale to chyba naturalne w związku że ktoś kogoś potrzebuje. Wcześniej też nie miałam dużo czasu bo studiowałam dziennie i pracowałam jednocześnie, więc aż tak mi to nie przeszkadzało i cieszyłam się ktoś bliski jest tam gdzieś daleko. Ale teraz kiedy mam stabilną pracę wolne popołudnia i weekendy czuję się bardziej samotna i nie chcę żyć tylko dla pracy. Chcę cieszyć się życiem, bo mam tylko jedno. Chcę mieć wesołą rodzinę, ogród, psa i wspólne wakacje. A teraz wracam do domu i mam takie puste życie.m Co z tego że pójdę na zajęcia sportowe, taneczne, basen czy kawę z przyjaciółkami, jak brakuje mi kogoś bliskiego tak na co dzień, żeby wrócić do wspólnego mieszkania i wiedzieć że ktoś będzie, albo chociaż mieć się dla kogo rano budzić i zmagać z trudnościami życiowymi. Po prostu wchodzę w fazę, w której chciałabym zacząć układać sobie życie z kimś kto będzie chciał tego samego co ja. A on nie myśli o ślubie, dzieciach, liczy się tylko kariera pieniądze i sukces i wszytko odkłada na później, jak już będzie bogaty. A pieniądze zamiast oszczędzać ostatnio stracił, bo chciał być bogatszy. Może za kilka lat mu się to zmieni, ale jeśli nie? Nadal mam czekać? Skoro dla niego po prostu jest to bardzo wygodny układ. Nie musi brać odpowiedzialności za tworzenie wspólnego życia, robi co mu się podoba a kiedy mu się znudzi to odezwie się do mnie, bo znalazł taką naiwną która na niego czeka i jest kiedy on tego potrzebuje. Moje potrzeby się nie liczą. A ja tak naiwnie czekam i żyję marzeniem że będzie idealnie, bo jest zaradny, ambitny i nic by mi przy nim nie brakowało. Może niczego poza nim samym i rodziną, którą ja chciałabym kiedyś założyć.Ale co wtedy zostaje, pieniądze? I tak patrzę dookoła jak moi znajomi układają sobie życie (kupują mieszkania, biorą ślub, rodzą się dzieci, a ja nawet nie mam z kim spędzić weekendu, choćby tylko na wspólnych obowiązkach domowych, albo zwyczajnym przytuleniu się do siebie wieczorem)

A Najgorsze w tym wszystkim jest to że chcę walczyć o ten związek, ale jemu jest jakby wszystko jedno i zrzuca to na mnie, na zasadzie „jak postanowisz tak będzie”. W czerwcu zorganizowałam wyjazd dla nas na weekend, żebyśmy trochę się zbliżyli, ale co z tego mija weekend i każdy wraca do swojego życia. W wakacje pojechałam na tydzień do niego, nawet też sam zorganizował nam wycieczkę i tym mnie zaskoczył ( to tak żebym mu nie zrzędziła) i jak widzimy się w realu, może nie jest szałowo, a raczej zwyczajnie, ale dałoby się tak żyć i zaakceptować siebie nawzajem. Dogadujemy się, mamy podobne poglądy, i na dodatek widzę że mu na mnie zależy , ze dba o mnie , dobrze traktuje ciągle jest "myszko, kochanie żeby nic Ci nie brakowało" Takie dwie skrajności, z jednej strony pokazuje jak kocha a z drugiej traktuje jakbym nie istniała i sam układa sobie życie. A ja już nie wiem co mam o tym myśleć...
A może przez czekanie na niego straciłam fajnego faceta? Bo wiem że temu drugiemu na mnie zależało i dobrze się dogadywaliśmy. Kto wie może nadal mu zależy. Mam wrażenie że on po prostu jest mądrzejszy i nie chce czekać na niestabilną emocjonalnie osobę, która raz chce być z nim a raz ze swoim chłopakiem. Nie wiem czy dobrze to interpretuję bo może się mylę ale był u mnie nawet wczoraj, przyjechał specjalnie po to żeby zmienić mi oponę w rowerze, strasznie się spieszył ale znalazł ten czas dla mnie. Oboje wiemy ze jest to skomplikowane, rozmawialiśmy o tym i oboje nawet czasem żalimy się na swoje związki. On trochę oszukuje tą dziewczynę, mówił mi że nie jest do końca szczęśliwy, ze ona go nie rozumie i że go to wszystko denerwuje, ale przywiązał się już do niej, znają ją jego rodzice i nie wiem może jest z nią nadal bo nie che jej zranić. A może to on mnie oszukuje? ale jaki miałby w tym cel, po co ciągle dzwoni, przyjeżdża pyta czy się rozstałam. A u mnie wygląda to tak że jak ten drugi nie odzywa się do mnie to jestem zła na siebie i na cały świat, że go straciłam i że jestem głupia i będąc z moim chłopakiem zostaje z niczym poza ciągłą samotnością i wyobrażeniem o idealnym życiu, a jak się odezwie to zaczynam mieć wyrzuty sumienia że mój chłopak mnie kocha i że dba o mnie, wspominam piękne chwile i boje się odejść bo chyba myślę już trochę materialnie, że bez niego nic nie będę miała. I rozum mówi „zobaczysz źle zrobisz jak go zostawisz” Bo ten drugi mimo że jest mądry życiowo, podobny do mnie lubi to co ja i zawsze jestem przy nim wesoła, to jest mniej ambitny i wiem że nie będę miała z nim takiego życia jak z chłopakiem i boję się tego polskiego życia od wypłaty do wypłaty. Dodatkowo nie lubię jego poglądów związanych z kościołem. A z chłopakiem stać nas na więcej i jest jakoś łatwiej. Nie jestem materialistką i nie patrzę pod tym kątem, że sama nic nie będę robić i znajdę bogatego męża, ale jako kobieta chciałabym czuć ze mój mąż będzie potrafił zapewnić byt mi i rodzinie, a moja pensja będzie tylko pomocnym dodatkiem, bo tak właśnie mam teraz z chłopakiem.
A dlaczego do niego nie wyjadę? Bo nie wiem czy on tego chce, bo widzę że chyba lepiej mu tam samemu i czasem czuje że bym mu tam przeszkadzała. Po drugie trudno przychodzi mi nauka języka i tyle razy tam byłam a boję się odezwać do kogokolwiek, mimo że od liceum uczę się niemieckiego, z tym że nieregularnie. Do tego w Polsce się rozwijam, mam pracę biurową w zawodzie który chcę wykonywać , a tam kim będę?
sprzątaczką? Będę kolejne kilka lat zabijać się o to aby nauczyć się chociaż mówić nie mówiąc o takiej samej pracy w zawodzie.. A ja niestety jestem dosyć słabą psychicznie osobą i boje się ze bariera językowa sprawi że popadnę w depresję. On będzie się spełniał zawodowo i pewnie tak samo nie będzie zwracał na mnie uwagi jak teraz, a ja nadal będę tam sama i nawet nie będę miała z kim porozmawiać o moich problemach. Nieraz już przyjeżdżam do niego a on zasiada przed komputerem i czyta wiadomości na Onecie, albo ogładą sobie film w telewizji po niemiecku. Co z tego ze widzimy sieętylko 3 dni.. A poza tym lubię być niezależna, mieć pracę i swoje pieniądze i nie chcę być na jego utrzymaniu, zresztą on jeszcze ciągle się uczy i nie ma stałej pracy wiec pewnie byłoby ciężko utrzymać nas dwoje, a zanim ja znalazłabym jakąkolwiek pracę na pewno minęłoby trochę czasu. A jego by to denerwowało że jestem w domu i nic nie mogę znaleźć, bo dla niego związek to dwie silne osoby które sobie same radzą (i pewnie nie zachodzą sobie drogi!)A poza tym już kiedyś próbowałam szukać tam pracy, byłam 2 tygodnie u niego i nie umiałam się z nikim dogadać, a jego już to denerwowało że tak a nie inaczej się do tego zabieram, a wtedy ja po prostu chciałam wracać do Polski, gdzie jestem u siebie i umiem sobie wszystko sama załatwić.

Przepraszam za obszerny tekst( może czasem nieskładny!) ale ciężko tak opisać swoje problemy. Mam nadzieję że kogoś zainteresuje kolejna moja notatka. Mi pomogła wyrzucić z siebie wszystko co siedziało w środku! Dziękuję za pomoc, każda rada jest dla mnie cenna i daje nowy pogląd na rzeczywistość. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...