Skocz do zawartości
Forum

prosba o pomoc


Gość rtoip92

Rekomendowane odpowiedzi

witam,

od dluzszego czasu borykam sie z duzymi problemami. Po ukonczeniu liceum wyprowadzilem sie od matki, ktora byla alkoholiczka (przestala pic gdy mialem ok.10 lat). Mimo tego, ze przestala pic stracila prace, ma za soba wizyte w szpitalu psychiatrycznym (aktualnie bierze leki na chad). Zostalem wychowany w ubostwie graniczacym z nedza - czesto zdarzalo sie tak, ze z braku pieniedzy nie bylo jedzenia, matka zwykla wtedy czekac az cos sie wydarzy samo (na konto wplyna pieniadze z funduszu alimentacyjnego badz zasilek z opieki spol
ecznej). Bardzo szybko przestalem darzyc matke jakimkolwiek uczuciem. Pomimo tego ze brala leki (depakine chrono oraz euthyrox na problemy tarczycowe) zachowywala sie jak osoba, ktora z pewnoscia mozna okreslic jako szalona. Aktualnie zastanawiam sie nad tym czy diagnoza, ktora jej postawiono byla trafna ale nie jestem lekarzem i to osobna historia. Rzecz w tym, ze przestalem kochac swoja matke poniewaz nienawidzilem swojego zycia ale to nie jedyny powod. Moja matka urzadzala mi straszne awantury, niszczyla mnie psychicznie. Zdarzalo jej sie grozic mi nozem krzyczac, ze mnie zabije. Przeklinala do mnie od kiedy pamietam, wyzywala od najgorszych. Bila mnie smycza dla psa, ktorego z reszta zostawila pod sklepem, zapomniala o nim a gdy wrocila, juz go nie bylo. Moglbym takich patologicznych sytuacji przytoczyc bardzo wiele jednak chcialem tylko pokazac jak wygladalo moje dziecinstwo i dlaczego chcialem sie odseparowac od domu rodzinnego. Dodam, ze sam nie bylem swiety. Reagowalem agresywnie, rowniez nauczylem sie klac, krzyczec, zdarzylo mi sie, ze oddalem matce gdy mnie uderzyla. Oczywiscie nigdy nie uderzylem jej piescia, byly to raczej szarpaniny. W miedzyczasie potrafila mowic jak bardzo mnie kocha, przepraszac jednak nie potrfilem w to uwierzyc, czulem, ze to obludne i obrzydzalo mnie to i po chwili takiej rozmowy znow krzyczala, ze jestem smieciem, ze jej nie doceniam i powinna mnie zadusic w kolysce itp. Matka duzo opowiadala o ojcu, ktory byl alkoholikiem, ktory zniszczyl jej zycie. Nigdyza bardzo nie zastanawialem sie nad ojcem. Dla mnie ojciec byl abstrakcja, poniewaz zostawil nas gdy mialem ok 2 lat, zupelnie tego czlowieka nie pamietam. Nigdy nie chcialem go odnalezc, skontaktowac sie z nim, z tego co slyszalem nie bylo warto. Po prostu o nim nie myslalem, myslalem tylko o tym kiedy sie wyprowadze z domu i uciekne od biedy i od matki. No i udalo sie tyle, ze przestslem radzic sobie z zyciem. Probowalem pracowac i studiowac dziennie jednak nie moglem sobie z tym poradzic. Jest to trudne dla zdrowej osoby a ja zaczalem miec problemy ze zdrowiem. Wspomne tu o traumie z gimnazjum. W wakacje miedzy druga a trzecia klasa gimnazjum utopil sie jeden z moich przyjaciol. Byl na wakacjach i zaslabl podczas plywania w jeziorze. Wtedy wydawalo mi sie, ze jakos to znosze. Patrzac na to teraz wydaje mi sie, ze staralem sie wylaczyc emocje. Bylo to dla mnie zupelnie nierealne. Najgorsze bylo to, ze nie chcialem o tym rozmawiac z matka. Wiedzialem, ze zareaguje histeria, ze zabroni mi czegokolwiek. Balem sie poniewaz caly czas chcialem jak najmniej czasu spedzac z nia w domu a jak najwiecej poza domem. Wlasciwie cale dziecinstwo probowalem uciec od rzeczywistosci, chcialem spedzac czas tylko na przyjemnosciach. Mimo to w podstawowce bylem dobrym uczniem, w gimnzajum mialem problemy z nauka, poniewaz zupelnie sie do niej nie przykladalem jednak ostatecznie skonczylem szkole z pozytywnymi wynikami z testow (ponad 80% z kazdej z czesci). Okreslilbym sie jako dziecko zdolne ale zupelnie niezdyscyplinowane. Wracajac do historii z gimnzajum bylo tak jak przewidywalem. Matka zaczela plakac i chciala mnie objac a ja czulem sie z tym zle. Nie chcialem ske zatracic w zalu, chcialem jakos sobie z tym poradzic. Czulem tez, ze cos jest ze mna nie tak, ze pwoinienem jakos mocniej to odczuwac i moja chec odizolowania sie od tej sytuacji jest chora. Pod koniec trzeciej klasy gimnazjum zaginal drugi chlopak. Kiedy dowiedzialem sie, ze zaginal i po dwoch dniach sie nie odnalazl czulem juz najgorsze. Po okolo tygodniu odnaleziono jego cialo w rzece. Byl to jeden z dwojki moich najlepszych przyjaciol. Razem uprawialismy parkour (bylismy ogromnymi zapalencami, wydawalo mi sie wtedy, ze bede to robil do konca zycia. Potrafilismy wstac o 5 zeby pojsc "poskakac" przed lekcjami o 7.30). Zaczalem sie czuc odrealniony. Michal niedlugo przed tym zaczal pic. Zdarzylo mu sie zapalic marihuane. Dla mnie to bylo cos niepojetego, balem sie uzywek bo widzialem co dzieje sie z moja matka i obwinialem o to jej alkoholizm. Wracajac do mojego przyjaciela mowiono o tym, ze ktos go zrzucil z mostu. Slyszalem o tym, ze jechal tramwajem i zaczepili go dresiarze (Michal byl zainteresowany subkulturami i muzyka, bardzo duzo o nich czytal i wtedy ubieral sie jak punk wiec czesto byl zaczepiany i obrazany przez ludzi tego pokroju). Doszlo do sprzeczki i zrzucili go z mostu do rezki. Michal byl wtedy pijany, byla noc a na dodatek nie potrafil plywac. Kiedy sie o tym dowiedzialem, nie moglem w to uwierzyc. W dodatku tak bardzo balem sie o tym powiedziec matce, ze oklamywalem ja, ze caly czas jest zaginiony. Dopiero gdy poszla na zebranie rodzicow dowiedziala sie o tym co sie stalo. Oklamywalem matke wlasciwie odkad pamietam, balem sie jej reakcji. Oklamywalem ja odnosnie ocen, odnosnie tego czy mam prace domowa. Matka wysylala mnie do szkolnego pedagoga zebym zalatwil cos zwiazanego ze stypendium. Cala szkolna kariere balem sie, ze ktos z moich rowiesnikow dowie sie o tym, ze jestem z biednej rodziny, w ktorej nie ma ojca za to jest patologiczna matka. Wstydzilem sie, czulem sie gorszy i napietnowany. Nigdy nikogo nie zaprosilem do siebie, wstydzac sie starego i ohydnego mieszkanka oraz matki. Byl to naprawde patologiczny wstyd, graniczacy z panika. W jakis sposob czulem, ze nie powinienem sie wstydzic ale nie umialem tego poczuc, wiedzialem, ze rowiesnicy beda sie ze mnie smiac , ze tego nie zrozumieja. A ja chcialem byc z nimi. Wiec kiedy musialem zalatwic cos u pedagoga to oklamywalem matke, ze go nie zastalem. Tak naprawde balem sie, ze ktos zobaczy mnie kolo gabinetu i spyta co tam robilem. Tak wiec klamalem. Zdarzalo sie tak, ze przychodzil pedagog i wywolywal mnie z lekcji, wtedy oklamywalem kolegow z klasy. Mowilem, ze chodzi o moje zachowanie. Wlasciwie to miewalem okresy, w ktorych balem sie pojsc do szkoky bo balem sie wywolania z lekcji. Udawalem wtedy, ze zle sie czuje i zostawalem w domu. Tak wiec cale dziecinstwo bylem przyzwyczajony do klamstwa. Chcialbym od razu zaznaczyc, ze zdaje sobie sprawe z tego, ze moja opowiesc jest chaotyczna jednak mam problemy ze skupieniem sie, to dla mnie tysiace przykrych wrazen i wspomnien. W liceum zaczalem pic alkohol. Zaczalem imprezowac z ludzmi z klasy. Zaczalem uciekac od problemow, chcialem tylko dotrwac do piatku i sie napic. Mimo to dawalem sobie jakos rade w szkole. Wiekszosc klasy byla wtedy zainteresowana piciem i imprezami, malo kto nauka. Czulem sie odizolowany , wiedzialem, ze Ci ludzie sa w wiekszosci z bogatych rodzin. Byli beztroscy i weseli a ja bylem posepny. Balem sie gdy ich spotykalem, balem sie drwienia i zartow. Przez dlugi czas gardzilem nimi, uwazalem, ze w mojej sytuacji nikt z nich nie dalby sobie rady, zazdroscilem im ich lekkiego zycia i wspomnien. Bylem zgorzknialy. Czesto zachowywalem sie jak cham, bywalem nieprzyjemny i sarkastyczny. Czulem sie skazany na swoje zachowanie, przesiakniety tym calym bolem. Z drugiej strony staralem sie jakos isc do prodzu. Zaprzyjaznic sie z kims, dac sie polubic. W rezultacie miotany roznymi uczuciami zachowywalem sie dziwnie. Wymyslalem jakies niesmieszne zarty, staralem sie byc fajny jednak na sile i robilem z siebie glupca. Po jakims czasie to zauwazylem i staralem sie to ograniczac. Staralem sie myslec jak moi koledzy z klasy mimo, ze zylem zupelnie inaczej niz oni. Udalo mi sie zaprzyjaznic z ludzmi, kotrymi na poczatku pogardzalem. Zrozumialem, ze tak jak ja nie moge obwiniac siebie o swoja sytuacje, tak samo nie moge miec im za zle, ze im jest w zyciu latwiej. Prawdopodobnie bylbym taki jak oni gdybym urodzil sie w normalnej rodzinie. W liceum zaczely sie moje problemy. Zaczalem miec ataki leku. Siedzialem w tramwaju patrzac na porecz i nagle czulem, ze cos jest nie tak. Ze ta porecz jest za gruba, widzialem ja w inny sposob. Bardzo mnie to niepokoilo i staralem sie o tym nie myslec. Niepokoilo mnie duzo rzeczy, ktore sa normalne jednak staralem sie uspokoic i o tym nie myslec. Zaczalem rowniez doswiadczac klucia w okolicach serca nasilajace sie z glebokoscia oddechu. Robilo mi sie wtedy bialo przed oczami, czulem, ze zaraz zemdleje. Kiedy doswiadczalem takiego ataku po prostu splycalem oddech na tyle by tego nie odczuwac. Po kilku minutach zazwyczaj bol i uczucie slabosci mijalo. Po pewnym czasie te problemy ustaly a zaczalem miec problemy ze snem. Gdy zasypialem zaczynalem myslec o oddechu i oddychalem "na sile". Moj oddech nie byl mimowolny i podczas zasypiania skupialem sie na nim co nie pozwalalo mi zasnac. Towarzyszyl temu niepokoj, balem sie ze gdy zasne przestane oddychac. I rzeczywiscie tak bylo, chwile po tym jak zaczynalem zasypiac budzilem sie z powodu braku tlenu. Przestalem odpoczywac podczas snu. Budzilem sie z ciezka i obolala glowa oraz zawalonym nosem. Zaczalem sypiac na siedzaco w strachu przed uduszeniem sie w nocy. Po jakims czasie te problemy minely jednak dalej spalem krotko i kiepsko. Zaczalem miec sny co noc. Czy raczej pamietac te sny. Bylo to dla mnie okropnie meczace bo po tych snach wydawalo mi sie, ze nie umiem obiektywnie spojrzec na rzeczywistosc. Np jesli ktos we snie mnie zirytowal to ciezko mi bylo z nim rozmawiac mimo, ze wiedzialem, ze moje negatywne odczucia wynikaja z tego co mi sie tylko snilo i nie powinno tak byc. Zaczalem bac sie spania, odwlekalem pojscie do lozka. Jednoczesnie czulem zmeczenie i znuzenie. Myslalem, ze to problemy zwiazane ze zdrowiem powoduja problemy ze snem. Poszedlem do lekarza, moja historia z lekarzami zaczela sie od laryngologa. Laryngolog stwierdzil, ze mam rope w zatokach i przepisal mi kilka roznych lekow oraz krople, ktore mialem stosowac co godzine. Po wizycie kontrolnej okazalo sie, ze zatoki sa juz puste wiec przestalem sie zamartwiac o swoje zdrowie. Jednak problemy ze snem pozostaly. Pojawilo sie ciagle zmeczenie, problemy ze wstawaniem. Zaczalem czuc sie odizolowany, inny niz wszyscy. Czulem, ze nie umiem czuc sie tak jak moi rowiesnicy. W miedzy czasie Probowalem znow zdiagnozowac co mi jest. Robilem sobie badania na helicobacter, Tsh(ze wzgledu na to, ze moja matka ma chorobe tarczycy). Dostalem skierowanie do pulmonologa jednak do niego nie poszedlem poniewaz nie potrafilem sie przemoc do zalatwiania wanych spraw. Czulem ciagle sprzecznosc, wydawalo mi sie, ze jestem chory i musze cos z tym zrobic a jednoczesnie myslalem, ze sobie tylko wmawiam i po prostu jestem slaby i leniwy. Wyprowadzilem sie z domu i zaczalem studia. Przestalem chodzic na zajecia bardzo szybko. Wmawialem sobie, ze to studia, ze nie trzeba chodzic na wszystkie zajecia i po prostu na sesji pozdaje wszystkie egzaminy. Jednoczesnie dobrze wiedzialem, ze tak nie bedzie. Nie mialem pojecia co sie dzieje na studiach, dlaczego wszyscy z grupy wiedza o co chodzi a ja nie. Wmawialem sobie, ze to przez moja sytuacje, myslalem, ze oni sa slabi a ja po prostu pozdaje wszystko podczas sesji. Czulem dwojakosc, patologiczny lek przed obowiazkami i praca ale czulem sie tez okropnie z mysla o tym, ze innimsie ucza i ida do przodu a ja stoje w miejscu. Oczywiscie nie zaliczylem sesji, nawet do niej nie podszedlem. Usprawiedliwialem sie sam przed soba, ze jestem w trudnej sytuacji i nikt inny nie musi pracowac. Z tym, ze ja nie pracowalem, chwytalem sie prac na miesiac lub dwa i odpuszczalem bo nie potrafilem sie do niej zmusic. Mialem ogromne problemy ze wstawaniem. I tak przewegetowalem rok. Uciekalem od problemow na imprezy. Na jednej z nich poznalem dziewczyne. Zaczelismy sie spotykac. To jaki bylem na tych spotkaniach bylo zalosne. Nie wiem dlaczego ona sobie tego nie odpuscila ale byla tez z domu z problemami wiec mysle, ze kogos potrzebowala. Mysle, ze bardzo jej sie podobalem i przez to nie zrezygnowala. Bylismy ze soba przez 3 lata. Nie bylem dobrym chlopakiem. Nie umialem dac z siebie tego czego potrzebowala. Rowniez nie potrafilem poradzic sobie ze studiami. Zaczynalem je przez trzy lata z rzedu i zawsze wygladalo to tak samo. Jezdzilem do norwegii w wakacje by zarobic wieksze pieniadze jednak wiekszosc z nich oddawalem po powrocie by splacic pozyczki od znajomych, ktore wzialem by jakos przetrwac. Ciagle sobie obiecywalem, ze wezme sie w garsc. Ze pojde do lekarza, ze zaczne dawac z siwbiw wszystko i jakos to bedzie. I ciagle jak mialem okazje uciec od rzeczywistosci na impreze to sie nie wachalem. Z dziewczyna mi sie nie ukladalo, nie potrafilem dac jej milosci. Chcialem z nia byc ale kiedy na mnie naskakiwala, ze mam ja gdzies to sie irytowalem. Czulem, ze powinna wiecej mi wybaczac ze wzgledu na sytuacje w jakiej jestem. Bylem na nia zly, ze wyolbrzymia pewne fakty i na tym sie skupialem podczas rozmowy a nie na tym jaki jestem. Czasem sie reflektowalem nad tym, ze onampotrzebuje ciepla, ze w jej domu tez nie jest lekko i tez moze to z niej wychodzic. Ale gdy tylko sie poklocilismy nie dbalem o to. Nie umialem przyznac sie do bledu. W miedzyczasie miewalem problemy zwiazane z moa sytuacja. Bywalo tak, ze nie jadlem przez dwa dni. To sprawialo, ze czulem sie jeszcze bardziej odizolowany, problemy ktore moja dziewczyna miala ze mna wydawaly mi sie blache. Wydawalo mi sie dziwne i nie na miejscu, ze obwinia mnie o to, ze do niej nie dzwonie podczas gdy ja nie mialem co jesc. Jednoczesnie ja oklamywalem, zazwyczaj udawalem, ze wszystko u mnie w porzadku. Nigdy nie przedstawilem jej matce. Nigdy przy niej nie czulem sie soba, zawsze udawalem wyluzowanego i pewnego siebie. I tak minely trzy lata az w koncu mnie rzucila. I wtedy zaczalem myslec nad soba. Bylo to w marcu poprzedniego roku. Wpadlem w histerie. Wiedzialem, ze to moja wina. Ze odkad skonczylem liceum zachowuje sie jak idiota i probuje sie tylko usprawiedliwiac. Zaczalem sie z nia spotykac i plakac. Plakalem codziennie, gdy bylem sam tluklem glowa w sciane. Probowalismy kilka razy, nieustannie ja przepraszalwm, staralem sie ja odzyskac. Ona mowila, ze potrzebuje czasu, ze musze sie teraz starac i nie oczekiwac niczego. Czulem sie z tym obrzydliwie. Czulem, ze jestem gorszym czlowiekiem, ze tak juz zostanie i sie nie zmienie, ze jestem jak moja matka. Zaczalem sie zastanwiac co jest ze mna nie tak. Zapytalem matki czy pila w ciazy i powiedziala, ze zdarzylo jej sie raz czy dwa wypic lampke lub dwie wina. Bylem wtedy w rozsypce. Z jednej strony wiedzialem, ze histeryzuje a z drugiej nie moglem sie uspokoic. Czulem, ze swiat sie dla mnie skonczyl, a jednoczesnie upominalem sie, ze takie myslenie jest zalosne i niedojrzale. Uswiadomilem sobie, ze bardzo kocham ta dziewczyne ale jej tego nie pokazalem i ja stracilem. Odseparowalem sie od tej mysli, przestalem probowac za wszelka cene ja odzyskac bo wiedzialem, ze to mi sie nie uda. Byla w mojej glowie ale zepchnalem ja gdzies do tylu. Bylem na krotko przed kolejnym wyjazdem do norwegii, pracowalem dorwyczo jak zwykle i imprezowalem. Spotkalem inna dziewczyne, znalem ja z reszta z gimnazjum. przez tydzien imprezowalismy razem i doszlo miedzy nami do czegos. Probowalem wtedy oderwac mysli od bolesnego rozstania, nie wiedzialem co z tego bedzie, caly czas myslalem o dziewczynie, z ktora sie rozstalem ale wiedzialem, ze na razie jej nie odzyskam. Tak wiec spotykalem sie z ta nowa a gdy wyjechalem do norwegii prawie codziennie z nia pisalem. To bylo cos co pozwalalo mi chociaz na chwile uciec od zlych mysli. W norwegii zawsze czulem sie samotny, byla tylko praca i sen w aucie lub w namiocie. Mialem rozne mysli bedac w norwegii. Cieszylem sie z nowej znajomosci, jednoczesnie czulem, ze cos zepsuje, ze jestem jakims wykolejencem i zlym, oblesnym czlowiekiem. Ostrzegalem ta dziewczyne przed soba ale ona sie tym nie przejmowala, mowila, ze widzi jaki jestem i ze to co mnie spotkalo jest bardzo bolesne i to zrozumiale ze czuje sie okropnie. Namawiala mnie na wizyte u psychiatry lub psychologa. Zaczalem to rozwazac. W pewnym momencie w norwegii zostalem sam poniewaz kolegs, z ktorym przyjechalem, pojechal pracowac do innego miasta. zostalem sam i mialem pomalowac dom. Trzeciego dnia gdy bylem sam wpadlem w histerie. Zamknalem sie w szopce na narzedzia tak by nikt z sasiadow wlasciciela domu, ktory malowalem mnie nie widzial (pracodawcy ktorych dom malowalem akurat wyjechali). Polozylem sie na podlodze i zaczalem plakac. Nie moglem sie uspokoic przez ponad godzine, w koncu zasnalem. Wczesniej zdarzalo mi sie plakac nad ranem na mysl o moim zyciu i tym, ze nie odzyskam poprzedniej dziewczyny a przeciez naprawde chce byc tylko z nia ale w zwiazku z tym, ze spalem z kolega w jednym aucie to szybko sie "ogarnialem" tak by nie zauwazyl co robilem. Ogolnie od kiedy pamietam chowam emocje do wewnatrz i udaje, ze jest ok i nic mi sie nie dzieje. Zdarzylo mi sie kilka razy podczas picia poplakac przy znajomych i zawsze na nastepny dzien czuelm ogromny wstyd i udawalem, ze to sie nie stalo albo obracalem to w zart. Wracajac do mojego ataku paniki w norwegii postanowilem cos z tym zrobic. Zaczalem czytac o chorobach psychicznych i w pewnym momencie uwierzyelm, ze jestem schizofrenikiem. Czulem znow jakby swiat sie dla mnie skonczyl. Jakby zycie mialo sens ale nie dla mnie bo ja jestem skazany na cierpienie. Nie mialem z kim porozmawiac o swoich obawach, wstydzilem sie tego co mysle, wiedzialem, ze jesli powiem komus cos takiego to mnie wysmieje. Codziennie czytalem o roznych chorobach psychicznych i probowalem znalezc jakis haczyk na to, ze jestem schizofrenikiem. To bylo okropne, jednoczesnie staralem sie myslec logicznie, mowilem sobie, ze nie jestem lekarzem i powinienem poczekac na wizyte u psychiatry i na razie skupic sie na pracy ale czulem tez, ze cos jest ze mna nie tak i nie moglem przestac o tym myslec kiedy malowalem, to mnie paralizowalo. Nie rozmawialem o tym z ta nowa dziewczyna bo nie chcialem jej przestraszyc albo zmeczyc, udawalem, ze jest ok, na pewno nie wyrazalem tego co czuje. W miedzyczasie pare razy napisala do mnie moja byla dziewczyna. W koncu spytala czy sie spotkamy po moim powrocie do polski i zgodzilem sie. Czulem sie spokojny przez chwile a jednoczesnie czulem sie zle w stosunku do tej drugiej. Kiedy wrocilem mieszkalem przez miesiac w starym mkeszkaniu rodzicow tej nowej dziewczyny. Zaproponowala mi to bo nic wtedy nie wynajmowalem a nie chcialem wprowadzic sie do matki, nawet jesli mialoby to byc kilka dni zanim cos znajde. W zamian za mozliwosc mieszkania zgodzilem sie pomoc przy jego drobnym remoncie. Nie moglem uwierzyc w to jak dobre serce ma ta dziewczyna, sama to zaproponowala i spytala rodzicow czy nie maja z tym problemu. Powiedzialem jej o tym, ze byla chce sie ze mna spotkac i porozmawiac. Zgodzila sie niechetnie po tym jak powiedzialem, ze bylem z nia przez trzy lata i chce z nia porozmawiac bo nie zapomne o niej z dnia na dzien. Na spotkaniu od razu wiedzialem, ze dalej kocham moja byla. O ile to jak sie zachowywalem mozna nazwac miloscia. Ale chcialem z nia byc znow a ona powiedziala, ze tesknila za mna, ze zle jej beze mnie, ze chcialaby sprobowac znowu. Wiec po jakims czasi odrzucilem tamta dziewczyne i zaczalem spotykac sie z byla. Ciezko mi to przyszlo po tym jak wiele od niej dostalem ale postaralem sie zachowac uczciwie, przeprosilem ja, powiedzialem, ze bardzo jej jestem wdzieczny i ze po prostu mam za soba trzy lata z moja byla i nie umiem tego wymazac. Jakos to przelknela. Wyjechala na studia do szczecina i po jakims czasi chyba ulozyla sobie tam zycie. A ja znow zawalilem studia. W poprzednim roku akademickim (tym, ktory zaczal sie w 2014 roku) postanowilem sprobowac studiowac zaocznie. Poszedlem tez do psychiatry, ktora stwierdzila u mnie zaburzenia depresyjno-lekowe mieszane. Zaczalem brac setaloft w coraz wiekszych dawkach i mirtagen na noc. Studia znow mi sie posypaly poniewaz nie mialem pieniedzy na to by oplacic semestr chociaz staralem sie chodzic na zajecia. Z dziewczyna mi sie nie ulozylo, ciagle czulem sie dla niej za slaby, plakalem w jej ramie, nie moglem uspokoicmhisterii. Starala sie mnie wspierac ale ja czulem, ze ona jest tym zmeczona. Znow stracilem prace bo nie poradzilem sobie ze wstaniem rano kilka razy a zamiast pojechac i sie wytlumaczyc lezalem w lozku caly dzien bojac sie panicznie rozmowy o tym dlaczego zaspalem. Z byla dziewczyna bylo tak, ze wpadala do mnie i przez chwile czulem sie lepiej ale mimo to nie dawalo mi spokoju to, ze nie umiem poradzic sobie z praca i studiami i jestem skazany na swoje nedzne zycie. Ciagle czuje jakies rozdwojenie. Czuje, ze powinienem walczyc i w koncu uloze sobie zycie a z drugiej strony nie umiem uwierzyc w to, ze to sie uda. Nie mam nikogo a z byla dziewczyna praktycznie nie rozmawiam od wyjazdu. Byla dla mnie oschla, widzialem, ze jest juz zmeczona moja depresja ale nie chciala sie przyznac. Z jednej strony to rozumiem a z drugiej nie umiem wybaczyc. Kocham ja dalej, chce z nia byc ale mowie sobie, ze nic z tego nie bedzie skoro ona tak mnie potraktowala. Akfuslnie jestem w norwegii. Wczoraj dopadl mnie atak histerii. Przelezalem caly dzien, kilka dni temu dopadl mnie taki sam. Kiedy jestem sam, nie ma nikogo dookola mnie to czuje sie bardzo zle. Chce z tym skonczyc. Czytalem przez ostatni tydzien znow o chorobach i zaburzeniach osobowosci. Wydaje mi sie, ze to borderline albo nerwica histeryczna. Mam ciagla hustawke emocjonalna, jednego dnia godze sie z tym, ze jestem histerykiem i mysle pozytywnie o tym, ze pojde na psychoterapie i uda mi sie to przezwyciezyc. Po chwili zastanawiam sie czym zaplace za ta psychoterapie. Leki bralem od pazdziernika do lutego i czulem, ze odrobnie mi pomagaja. Moglem bardziej sie skupic na tymmco mnie otacza. Przez chwile byly momenty, ze czulem sie prawie zdrowy. A pozniej skonczyly mi sie pieniadze. Zdarzalo mi sie tez pic alkohol podczas kuracji mimo, ze nie powinienem tego robic i dobrze o,tym wiem. Zazwyczaj byly to 2, gora 3 piwa ale dwa razy sie upilem. Wiem, ze to glupota ale tak przywyklem do uciekania od problemow a znajomi mnie namawiali mimo, ze wiedzieli, ze biore antydepresanty. Mowilem sobie, ze jak wypije 2 piwa to nic sie nie stanie. No i nic strasznego sie nie dzialo, czulem sie zle ale jakos to znosilem, jestem nauczony wszystko znosic i udawac, ze jest dobrze. Nie miewam mysli samobojczych tzn nigdy nie mialem ochoty sie zabic ale zdarzalo mi sie myslec o smierci i samobojstwie. Miewam duzo niechcianych, chaotycznych mysli, spie okolo 4 godziny a pozniej sie budze i potrafi przelezec nwet 6 w pol snie i pol jawie, ktory jest bardzo meczacy. Zmuszam sie do pracy i ciagle wydaje mi sie, ze robie cos zle. Raz na trzy dni mam nadzieje, ze wszystko jakos uloze i ogarne a pozniej znow panikuje i wpadam w histerie. Teraz czuje, ze jesli ktos to przeczyta, jakis lekarz z doswiadczeniem to mi doradzi rozwiazanie, z ktorym sie uporam nawet pomimo ciezkiej sytuacji finansowej. Chce skonczyc studia, umiec cieszyc sie zyciem, poczuc naprawde relacje z ludzmi i przestac sie ich bac. Chce przestac miec 1000 mysli na sekunde, ciagle watpic w siebie i swoje umiejetnosci. Chce umiec skupic sie na jednej rzeczy i nie odczuwac paniki w zwiazku z obowiazkami. Chce byc stabilny emocjonalnie, nie poddawac kazdego swojego przedsiewziecia pod watpliwosc, nie zastanaiwac sie ciagle co inni o mnie mysla i nie oklamywac ich zeby sie wybielic. Przepraszam za chaos wypowiedzi ale w mojej glowie jest wlasnie chaos. Blagam o jakas rade, co mam konkretnie zrobic, sam sobie z tym nie poradze

Odnośnik do komentarza
Gość NeverLoseHope

O jeny chłopie. Jestem chyba jedyną osobą, która przeczytała całość Twojej wypowiedzi. Z przykrością muszę Cię zawiadomić, że większość ludzi zniechęca taki długi tekst... Mam nadzieję, że przeczyta to jeszcze jakiś specjalista i Ci pomoże, jednak nie oczekuj, że ktoś Ci powie co masz konkretnie robić. Zapewne polecą Ci jakąś terapię i na tym temat się zakończy, przez internet ciężko będzie Ci pomóc, chociaż bardzo bym chciała :( Powiedz ile Ty masz lat?

Odnośnik do komentarza

Nie jedyna, ja tez przeczytalam calosc. Nie odpisywalam wczesniej bo twoja sytuacja jest bardzo trudna i szukam sposobu by ci pomoc. Moj maz mial podobnie jak ty. Tylko w jego przypadku to ojciec byl alkoholikiem ktory grozil mu nozem.
Moj maz nie chce o tym mowic, moge ci pokazac moj punkt widzenia.Klamstwa, klamstwa i klamstwa chyba przez dwa lata naszego malzenstwa.Czytajac twoj post zrozumialam skad sie to wzielo. Gdy sie zorientowalam ze klamie postawilam warunek albo zaczniemy budowac malzenswo na mocnych podstawach albo nie ma sensu go ciagnac. Klamstwa sie skonczyly. Przynajmniej ja o tym nie wiem.

Odnośnik do komentarza

Mysle ze najlepiej bedzie jesli okreslisz co jest dla ciebie wazne. Twoje zwiazki polegaja na tym ze szukasz oparcia w kobietach a ty tez musisz byc oparciem. Masz w sobie duzo sily i mysle ze dasz rade. Gdy okreslisz swoje cele wymysl strategie by je zrealizowac. Nie zastanawiaj sie czy robisz dobrae czy zle, po prostu rob. Zobaczysz ze nabierzesz wiary w siebie bo bedziesz z siebie dumny ze udalo ci sie cos zrealizowac.
Zamknij ten bolesny rozdzial w swoim zyciu, najwyzszy czas zaczac inny, duzo radosniejszy. Zle momenty w zyciu mozna zastapic mysleniem o lepszych ktore nastapia.

Odnośnik do komentarza

mam 22 lata. Jestem swiadom tego, ze nikt mnie nie uleczy poprzez odpowiedz na forum ale chodzi mi o to jak mam wybrac terapeute, czy mam stosowac leki. Moj umysl dziala tak, ze jesli jest tylko odrobine gorzej to od razu rezygnuje. Chcialbym zeby ktos postawil diagnoze, mam obsesje na tym punkcie chociaz nie powinienem ale nie moge na to nic poradzic. Czy sa jakies testy na zaburzenia osobowosci? Jest ich (zaburzen) mnostwo tak samo jak nurtow terapeutycznych a ja chce dostac chociaz najdrobniejsza wskazowke. Po pierwsze moj chory umysl podda wszystko pod watpliwosc, dzis lub jutro. Po drugie nie stac mnie na na wybieranie terapeuty, w sumie nie stac mnie nawet na psychoterapie, ktora od poczatku mialaby dzialac ale mysle, ze jesli by mi pomagala odnalazlbym w sobie sile by jakos temu zaradzic. Czuje sie rozbity, nie potrafie nic z siebie dac. Czuje sie szalony, chcialbym zeby jakis specjalista to przeczytal, zadal jakies pytania i powiedzial co podejrzewa. Dlatego opisalem to tak szcegolowo

Odnośnik do komentarza

Mysle ze niepotrzebnie zerwales z ta druga dziewczyna- ona naprawde chciala ci pomoc proponowala psychologa- przy niej moglbys chyba skonczyc te studia
Na poenoe przydalaby sie specjalistyczna diagnoza i pomoc -psychiatra/psychoterapeuta- ale gdzie znalezc dobrego?Mnie matka buila smycza a nienbyla alkoholiczka- tez mam chyba powaznie "zryty beret", maz mi pomogł. Trzymaj sie:)

Odnośnik do komentarza
Gość NeverLoseHope

Nie martw się, nie jesteś jedyny. Ja też zawsze czułam się inna od moich znajomych, byłam odizolowana, nie potrafiłam z nikim normalnie porozmawiać bo to co mówiłam wydawało mi się dziwne... I do dzisiaj tak mam, w mniejszym stopniu ale jednak, i też nie czuję się w 100% zdrowa psychicznie. Dotoya ma rację, szkoda, że zerwałeś z tą drugą dziewczyną. Oprócz psychologa powinieneś znaleźć sobie jakąś nową, fajną dziewczynę, która będzie Cię wspierać, albo jakiegoś dobrego przyjaciela. Jesteś bardzo młody, jeszcze wiele przed Tobą.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...