Skocz do zawartości
Forum

Zostawił mnie narzeczony


Gość Ania54321

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Ania54321

To nie nasz związek był toksyczny, tylko jego rodzina, która zniszczyła nas. Nie wiem jak to dalej będzie, nie moge spać nie moge jeść. Jutro wracam do Anglii, on zostaje, ale jak ja mam tam pracować jak wszystko będzie mi przypominało jego? Widziałam się z nim dziś, oddał moje rzeczy. Boże nawet nie patrzył mi w oczy jak mówił. Stał z odwróconą głową, mówił jakbm była dla niego kimś zupełnie obcym. Wypomniał mi wszystko, moje "brewerie i furie", zrównał mnie z ziemią. A ja patrząc na niego uświadomiłam sobie że już nigdy mnie nie przytuli, już nigdy nie będzie mój i serce mi pękło. Kocham tego człowieka jak nigdy nikogo, była z nas cudowna para, czemu nie możemy być razem, gdzie tu jest sprawiedliwość ze przez ludzka zawiść nie możemy być razem. Nie chce mi sie żyć.

Odnośnik do komentarza

to nie przez czyjąkolwiek zawiść to się rozpadło.. jakbyście się naprawdę kochali- jakby on CIę kochał, to żadna zawiść by tutaj nie grała roli. Zdaj sobie sprawę że to wszystko było chore i toksyczne, a nie wmawiaj sobie wielkiej miłości i tego jak mogło być wspaniale gdyby nie rodzina, bo może i go kochałaś na swój sposób, ale prawdziwa miłość was nie łączyła, bo gdyby tak było to by Cię tak nie traktował. Zamiast się cieszyć że to się rozpadło i nikt Tobą nie pomiata to Ty tęsknisz za kimś kto traktował Cięjak śmiecia...

Odnośnik do komentarza
Gość buquile

Austeria ma racje. Gdyby cię naprawdę kochał, jego mamuśka, siostra i cała rodzina nie mieli by nic do gadania.

Tak właśnie reguja kobiety, np mąż zdradza a one obwiniają kochankę, że uwiodła go. Co zwykle ten cwańszy wykorzystuje podsycając to i wybielając się ile się tylko da.

Odnośnik do komentarza
Gość Ania54321

Wyobraźcie sobie rozmawiam z nim dziś jak mi rzeczy przywiozl i jego brat podchodzi bo byl z nim i mowi do niego koniec tego idziemy, a on nic i poszedl za nim. Szczerze wam powiem ze nie wiem jak sobie poradze bez niego, czuje sie taka samotna ;(

Odnośnik do komentarza
Gość buquile

Łatwiej by było Acha gdybyś czytała dokładnie wypowiedzi forumowiczów zanim będziesz nim odpowiadać.

Ty może byś się rzucała do bicia do swojego mężczyny gdyby traktował cię jak szmatę (jak sama napisałaś). Tylko to zakłada, że takiego typa musiałabyś sobie najpierw wybrać, co to traktowałby cię jak szmatę. Bo to kobiety wybierają mężczyn a nie odwrotnie.

Odnośnik do komentarza

To nie nasz związek był toksyczny, tylko jego rodzina, która zniszczyła nas... Tu się w całej okazałości zgodzić z twoją wypowiedzią i poprzeć również wypowiedź Austerii, że to nie przez czyjąkolwiek zawiść, zazdrość - czy jak to jeszcze inaczej ubrać w słowa - ten Twój "bajkowy, mlekiem i miodem płynący" związek się rozpadł. Może Austeria pisze to brutalnie, ale w całej okazałości ukazuje Ci szczerą do bólu prawdę.

Po obserwacji "z boku" swojego związku i opisanej przez Ciebie sytuacji, dochodzę do wniosku - bez urazy - że byłaś zapatrzona jak w święty obraz w osobę, która trzyma się matczynej (czytaj rodzinnej) spódnicy a wynika to z jego wygodnictwa. On woli mieszkać w rodzinnym domu, bo ma tu wszystko do czego przywyknął, a dojrzenie do dorosłości u niego wiąże się tylko z tym, że ma przy sobie swoją ukochaną kobietę, a w wizji przyszłości z Waszych niedokonanych zaręczyn - żonę.

W ten sposób jak z Tobą "pograł" udowodnił Ci, że nic dla niego nie znaczyłaś i być może nigdy byś nie znaczyła. Nie słuchał Ciebie, nie reagował na Twoje siłowe - poprzez bicie i wyzywanie - danie do zrozumienia, że to teraz Wy będziecie rodziną; przykro mi to mówić ale on nie chciał widocznie tak naprawdę być w związku z Tobą.
Nie chciał, bo nie dorósł jeszcze do małżeństwa. To małżeństwo - w moim odczuciu i z własnego doświadczenia - nie miało dla niego żadnego znaczenia.
Widział zapewne jak się w tej roli przyszłej żony meczysz, że to co robił do niczego dobrego nie prowadziło, ale nie miał w tym wszystkim w sobie za grosz odrobiny pozytywnych uczuć do Ciebie, żeby to przerwać. Na koniec udowodnił Ci - wypinając się d.. do Ciebie - i nie patrząc w oczy, że zawsze wszystko co Ty robiłaś dla Was to wszystko było źle, a on i cała jego "elitarna rodzinka" to świętości. Oni wszyscy nie potrzebują nikogo z zewnątrz (mając na myśli Ciebie), nie są ich ciekawi. Interesują tą potłuczoną rodzinę nowe osoby w postaci tylko i wyłącznie klonów Ich samych.
I tak jak u siebie z czasem zacząłem dostrzegać, że moja "nowa" rodzina właśnie tak się prezentuje jak opisałem wyżej, nie widziałem coraz wyraźniej w tym małżeństwie miejsca dla siebie.
I otwarcie mogę Ci powiedzieć, że gdyby z Tobą nie zerwał, zapewne sama z czasem byś przejrzała na oczy, w jakie tarapaty Cię wpakował, oświadczając się i za Twoim przyzwoleniem postawił Was przed ołtarzem.
Można pokusić się o stwierdzenie, które ja wyłożyłem żonie jak karty na stół, że on nie potrzebował rodziny, którą chciałaś z nim stworzyć, on już MA rodzinę. Mamę, ojca, siostrę(y) itd. To zamknięty krąg, do którego TY mogłaś wejść, pod warunkiem że całkowicie się do niego i Ich dopasujesz, najlepiej jak jeszcze zerwiesz więzi ze swoją rodziną, znajomymi i ogólnie mówiąc całym światem, całkowicie zamkniesz swoją przestrzeń wyrażania się i swobody działania (strój, seksowna bielizna, makijaż, fryzura itd. - co ci będę mówił, jesteś kobietą i wiesz czego potrzebujesz by się dobrze czuć we własnej "skórze" i seksownie wyglądać nie tylko dla partnera) i wszystko robiła pod Ich dyktando.
Nie ma co się oszukiwać... dyktatura to nie miłość w pełni dojrzała... a już na pewno nie miłość, którą darzy się ukochaną osobę, to skrzywiona 'miłość', ale we własnym kierunku. Szkoda niszczyć w taki sposób swoje życie w toksycznym związku i w przyszłości małżeństwo.

Ja dostrzegłem istotę problemu i chciałem żonę zabrać na terapię dla par, by ktoś z zewnątrz, kto jest no nie ukrywajmy specjalistą w takich sprawach, otworzył jej oczy na ten problem i dał nam wskazówki jak ten problem wspólnie we dwoje przezwyciężyć.
To ona nie chciała iść a na określenie naszego małżeństwa jako toksycznego trójkąta stwierdziła, że z awantury z łaciną oczyściłem się ze wszystkiego jak łza.
Nie chcesz iść, to nie, "pies cię rąbał". Pójdę sam sobie szukać pomocy u specjalisty, by mi może otworzył oczy, że to może faktycznie ja spier... związek (powołując się na określenie teściowej, że jestem delikatnie mówiąc szurnięty), czy może to ja mam rację co do mojego związku. I jednak wyszło na moje. że żona i teściowa to dorosłe dzieci z bezgranicznym przywiązaniem do siebie. Żyją w symbiozie i żadna nie myśli o tym, by to w jakikolwiek sposób przerwać a małżeństwo to tylko na doczepkę by mieć "nową pożywkę" z męża i zięcia.

Psycholog mi powiedział jedną ciekawą rzecz, otóż:
- planowane (z naciskiem żony oczywiście) mieli Państwo dziecko,
- staliście się małżeństwem,
- teściowie i żona jawili się dla Pana jak strzał w 10 w totka z miliardową wygraną,
- Pana w pełni akceptują jako również os. niepełnosprawną itd.
A teraz po mału "odwracają kota ogonem i zaczynają się schody". Więc niech Pan sobie teraz wygodnie usiądzie, zamknie oczy i wyobrazi sobie Wasze małżeństwo za te powiedzmy 10 lat.
Po dłuższej chwili ciszy zadał pytanie - co Pan teraz widzi?? dalej sielanka miodem i mlekiem płynąca jak przed ślubem? Zamurowało mnie "olśnienie" z tej wizji. I ma Pan z miejsca odpowiedź. Chce partnerka rozwodu... proszę bardzo, niech Pan jej go da, wyświadczy ona Panu wielką przysługę, uwalniając Pana z tych patologicznych szponów jej "małżeńskiej" wizji rodziny w parze z mamą.
A teraz zrób sobie sama taką terapię, biorąc pod uwagę ślub, dziecko i całą resztę jego toksycznej rodzinki. Nie musisz mi czy innym internautom mówić, co Ci się "objawiło" z tej obserwacji. Zostaw to dla siebie a sama dostrzeżesz przed czym Cię "uchronił" zrywając zaręczyny.
Jak ja po tym wszystkim sobie pomyślę że żona chce się rozwieść tylko dlatego, że woli swoją rodzinkę niż mnie, to "ryję ze śmiechu" w głos :))

Odnośnik do komentarza
Gość buquile

A, to tylko dygresja była do sugesti Achy, że trzeba dać po mordzie facetowi, za złe traktowanie. No wszystko to teoretycznie możliwe, tylko zwykle w stadle, mężczyna jest silniejszy fizycznie od kobiety i jest niebezpieczeństwo że może też (zbyt)solidnie oddać. :D

A jak by nie oddawał gdy kobieta go bije, to czy jest sens być dla kobiety z takim mięczakiem? Czy taka łacina, dziecina, pierzyna obroni ją samą tam gdzie trzeba się mocno postawić, skoro nawet ze swoją kobietą nie może sobie poradzić?

I tak źle i tak niedobrze.

Więc wniosek jest taki, że trzeba wybrać takiego z którym nie trzeba się bić. Nie trzeba się bić by udowadniać swoje racje, bo zwykle on bedąc ineteligentnym mężczyną - ma racje. A jeśli nie ma akurat racji, to nie bedę podważała jego autorytetu (przy dzieciach rodzinie itp), bo za bardzo go szanuje.

Odnośnik do komentarza

Buquile, tak apropo tego bicia po mordzie: moja przyjaciółka mieszka z narzeczonym, w porządku ludzie mi się wydawali,cały czas myślałam że to jakaś wspaniała para na śmierć i życie bo są ze sobą chyba tylko trochę krócej niż ja z moim mężem (czyli jakoś od około 16 roku życia jej i jego 18, teraz ona ma 22 a on 24). Otóż jak bardzo człowiek może się pomylić... kiedy zobaczyłam pewnego razu jak jej matka po nim ujada, on z łzami w oczach, jeszcze ta dziewczyna mu po mordzie dała na ulicy ze robi fochy. Jakos chłopaka wygrzebalismy z wspaniałej "imprezy", namawialiśmy go żeby to wszystko skończył, ale co Ty... osobiście mi powiedział, że ma wrażenie iż ona go nie kocha tylko jest z nim żeby nie siedzieć z matką,, ale jej nie zostawi bo mu jest jej szkoda. On ją utrzymuje, za wszystko płaci,a ona nawet nie potrafi uzbierać na coś na czym jej zależy bo pieniądze jakoś jej się "rozpływają". Zapomniałam dodać, ona mi kiedys powiedziała że żałuje ze go nie zdradziła, bo teraz to "już po ptakach".
Chora sytuacja i chory związek w który najlepiej się nie mieszać. Najgorsze że teraz ja znam jego i jej patrzenie na ten związek, a powiedzieć nawet nic nie mogę, bo znając życie ja wyjdę na tą najgorszą. Straciłam do nich zaufanie i nawet już nie mogę znią normalnie zacząć rozmowy o moim małżeństwie albo jej związku bo zacznie się temat drażliwy. Zacznie mi na niego narzekać a ja nie wtrdzymam i powiem co myślę, i po co. I tak wie co o myślę o jej zachowaniu bo kiedyś jej powiedziałam, ale nie odniosła się do tego zbytnio tylko powiedziała ze nic nie wiem o temacie i jest jej przykro ze tak oceniam.
Mi jest za to przykro że zobaczyłam co zobaczyłam i teraz wiem co wiem.
Tylko ręce rozłożyć i cieszyć się że własne życie udało się zbudować na jakiś zdrowszych zasadach.

Odnośnik do komentarza

Mówisz, że jednak poczucie winy nie znikło, tęsknota też nie zmalała. Boję się życia bez niego, boję się samotności, boisz się tego i owego...
SKOŃCZ Z TAKIM MYŚLENIEM!!!

Mi też spokoju nie dawało to że "pojechałem po całości" łaciną w awanturze cały ten pseudo system Ich życia, tęsknota za tą cudowną żoną i sielanką miłości sprzed ślubu nadal tkwi mi w sercu i po spojrzeniu na obrączkę. Trzeba się z tego otrząsnąć i żyć dalej.

Wyjść z tej sytuacji, w której ja się teraz znalazłem, pozbierać się w sobie i patrzeć trzeźwym okiem na to wszystko - nauczyło mnie życie i kontakt z ludźmi którzy potrafili mi pomóc i wyciągnąć z początkowych szponów depresji.
W podobnej sytuacji do Ciebie byłem przez 7 lat w tej swojej pierwszej młodzieńczej miłości - na odległość. Marzyło mi się, by wszystko rzucić po szkole średniej i jechać w ciemno za młodzieńczą miłością życia w Polskę. I na tydzień prze studniówką przyszedł esek, że wszystko zrywa. Zero kontaktu, odpowiedzi na listy i od jej rodziców usłyszałem bym - w nie dosłownym znaczeniu - "wypier... z jej życia".
Na imprezę szkolną poszedłem sam za namową rodziców bym się rozerwał, wyszalał, wypił i etc., bo tego mi potrzeba teraz by o niej zapomnieć. Przegadałem z wychowawcą jakieś 2, 3 godz. na jej temat i dał mi wychowawca (też kobieta, po 60 na "karku") do zrozumienia, że poznała mnie w liceum dosyć dobrze i że ta dziewczyna nie jest mnie warta.

Zacząłem się interesować psychologią, zrobiłem studium hotelarskie poznając szerzej podstawy psychologii człowieka jako gościa hotelowego; nauczyłem się czytać "między słowami" wypowiedzi pisane oraz mówione i z czasem potrafiłem człowieka przejrzeć "na wylot". Matka była nauczycielem więc miałem możliwość poszerzyć horyzonty swojej wiedzy i przy okazji partnera do pogaduszek na te tematy.

Trochę się o sobie zagalopowałem i rozpisałem - tak na marginesie.
I dlatego teraz tak potrafię na trzeźwo i chłodnym okiem spojrzeć na swój i temu podobne problemy, w jakiś sposób zrozumieć co przeżywasz i Tobie pomóc też się z tego pozbierać.

Przewinęło się w międzyczasie - do momentu poznania mojej ślubnej lubej - parę znajomości z kobietami i "po cichu" je "prześwietlałem" by mieć pewność czy się mną i ew. uczuciami nie bawią.
Niestety nowa rodzinka z żoną na czele do pewnego momentu doskonale się w tej kwestii maskowała, nie wiedząc że i tak ich "obserwuję".
Poznałem się na ludziach, że potrafią człowiekiem tak zamanipulować, przywiązać do siebie jak przysłowiowego psa-zabawkę, a potem jak "narobi na dywan" dać kopa i odstawić do schroniska (czytaj rodziny). Można powiedzieć że żona i teściowa też tak zrobiły, z tą różnicą, że to ja je pogryzłem łaciną i "uciekłem".
Nieświadome swojego niewłaściwego zachowania i postępowania "leczą" teraz rany i przeklinają mnie od wszystkiego na czym świat stoi.
A ja teraz się odsunąłem w cień, do sądu nie startuję na razie z pozwem; milczę jak grób i czekam na dalszy rozwój wydarzeń. Wyciągałem 2 razy rękę na zgodę jak ten zbity pies i nic to nie dało. Więc teraz Ich/jej kolej... Pozew rozwodowy czy przyjdą/przyjdzie się łasić "ugłaskać" mnie i wkradać znów w łaski bym wrócił do tego chorego "stada".

Żonę mimo wszystko nadal kocham, ślub kościelny ma dla mnie znaczenie; ale niestety, powrót do niej/Ich będzie teraz na moich warunkach. I albo się na to moja luba zgodzi, albo do widzenia i "to se ne vrati" co było miedzy nami.

Na taki problem z mamisynkami i odwrotnie, jak Ty się zetknęłaś we właściwym czasie "przed ołtarzem" można by napisać drugą Biblię wielotomową. W internecie aż roi się od takich tematów w artykułach ina forach. Co prawda w moim przypadku jest tego niewiele, ale te materiały z neta są doskonałym przykładem jak dużo zyskałaś przez rozstanie z nim, a ja mam wskazówki jak dalej pokierować swoim związkiem by go uratować i wyleczyć albo niestety... zakończyć.

Na początek polecić Ci mogę forum pt. teściowie.. nieodcięta pępowina... ze strony netkobiety.pl.
A potem poświęć trochę czasu i poszperaj za tematem mamisynka w małżeństwie, a sama zobaczysz ile szczęścia cię spotkało (wygrany strzał w 10 w totka masz jak nic bez kuponu), że już z nim nie jesteś i nie dźwigasz tego toksycznego ciężaru na swoich barkach wraz ze złotym krążkiem na palcu.

Głowa do góry.
Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Gość Kwiatek12345

Powiem Wam tak, też miałam identyczną sytuację co koleżanka. Byliśmy narzeczeństwem krótko bo 5 miesięcy, wcześniej 4 miesiące razem, ale znaliśmy się wcześniej. Na początku było ok, do momentu aż mi się nie oświadczył ( w żałosny sposób ale to nie o tym). Mieszkał z mamą i dziadkiem, jego mamusia nie zarabiała pieniędzy więc on utrzymywał cały dom, siostra (bliźniaczka) mieszkała 10 km dalej, ale mamie kasy nie dawała. W momencie jak się zaręczyliśmy postanowiliśmy przedzielić dom mamy(on postanowił, za zgodą mamy) zaczęlismy remont, stopniowo uwalniając się od mamusi, zaczęło jej się to nie podobać. Siostra czując że traci brata zaczęła wymyśać różne rzeczy na mnie, czego nie robiłam i nie robie tylko po to aby mojego narzeczonego odsunąć ode mnie. On się nie dawał, ale przyszedł moment, że napisała anonima do niego, żeby uważał na mnie, żeby mnie zostawił, bo jestem psychiczna lece na jego kase(jestem pewna ze to ona) potem jak mój pojechał do niej pokazać co dostał ona zaczęła mu opoowiadać ze ktoś coś tam gada też. Tak został omamiony przez rodzinę, że ja zła, że w głowie się nie mieści. Zwracałam uwagę jemu, prosiłam to uznał to jako próba skłócenia go z rodziną. Ostatecznie zaczelismy się strasznie kłócić i się rozstaliśmy. On mnie zostawił. Teraz spędza czas z siostrą i mamą. Ja jestem 4 dni po rozstaniu, biorę tabletki uspokajające bo nie ogarniam, ale zaczynam dostrezgać, że nie da się stworzyć relacji z kimś kto jest tak podatny na zdanie innych, zwłaszcza rodziny

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...