Skocz do zawartości
Forum

Niechęć do wychodzenia ze znajomymi która trwa od wielu lat


Gość jolka95

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich 

Moim problemem jest niesamowita niechęć wychodzenia w wolnym czasie ze znajomymi. Mam 27 lat. Jestem w szczęśliwym związku z moim narzeczonym, kocham go nad życie, rozumiemy się we wszystkim i bardzo dużo rzeczy nas łączy. Niestety jest jedna sprawa która dzieli nas i sprawia dość spore problemy. On jest ekstrawertykiem, ja można powiedzieć introwertykiem. On by najchętniej na każde wspólne wyjazdy jeździł ze znajomymi, ja wręcz przeciwnie kiedy proponuje mi wycieczkę z kimś jeszcze, to od razu ogarnia mnie ogromna niechęć. Muszę nadmienić że normalnie pracuję (praca biurowa) i nie mam problemów z kontaktami w pracy, wręcz przeciwnie jestem bardzo komunikatywna, można ze mną porozmawiać o wszystkim, pośmiać się i wiele osób przychodzi do mnie bo mówią że ze mną zawsze tak dobrze im sie rozmawia. Jednak kiedy przychodzi weekend i chciałabym odpocząć w domu, przed telewizorem, pójść z moim na spacer, pojechać gdzieś na wycieczkę, zawsze pojawia sie ten problem w podświadomości że on będzie chciał jeszcze kogoś zabrać. Kiedy mu ustępowałam i zgadzałam się na takie weekendy, byłam po takim tygodniu wykończona psychicznie. 

Ogólnie mówiąc ludzie mnie strasznie irytują. Może nie wszyscy ale większość. Męczy mnie gadanie ze znajomymi o niczym, o pierdołach, szczególnie denerwują mnie znajomi którzy zabierają swoje dzieci ze sobą (od kiedy pamiętam od najmłodszych lat nie lubiłam dzieci i dalej nie lubię). Można powiedzieć że tak naprawdę osoby z którymi bym mogła spędzać czas 24/7 to mój narzeczony, moja mama, dziadkowie i moja przyjaciółka. Niestety właśnie rodzinę i przyjaciółkę mam 350 km od siebie. Tu na miejscu mam tylko narzeczonego. Wyjaśniając dlaczego tak jest, powiem tak. Urodziłam się i mieszkałam z rodzicami na Dolnym Śląsku. Byłam bardzo towarzyskim dzieckiem, miałam mnóstwo znajomych. Kiedy miałam 10 lat moi rodzice się rozwiedli a my z mamą wyjechałyśmy na Kujawy bo tam właśnie mam dziadków. Mieszkałyśmy niestety w małym miasteczku, poszłam do nowej szkoły, dzieci tam były niestety okropne. Bardzo wycofałam się z "życia towarzyskiego". Stałam się dziwnym dzieckiem, bardzo samotnym. Co prawda miałam jedną dobrą koleżankę ale to tylko widywałyśmy się w szkole i czasem do siebie przychodzilysmy. Mieszkałam z mamą i dziadkami w starym domku jednorodzinnym, który nie był wyremontowany. To wpłynęło na to że wstydziłabym się kogokolwiek do siebie zaprosić. Później poszłam do gimnazjum, dalej byłam bardzo dziwna. Wszyscy wokoło mieli już swoje ekipy, imprezowali a ja wiecznie sama. Idąc do technikum weszłam w zupełnie nowe towarzystwo, poznałam moją obecną przyjaciółkę. To dzięki niej zaczęłam się zmieniać, "wynormalniać", zaczęłam wychodzić z domu. W drugiej technikum poznałam mojego byłego. Byliśmy razem 7 lat. On też mnie bardzo zmienił. Stałam się normalną osobą która nie ma problemów w kontaktach z ludźmi. Uwielbialiśmy że sobą spędzać czas jednak był jeden problem. On bardzo nie lubił ludzi i mnie też od nich odcinał. Tak więc, kiedy stałam sie juz normalną osobą, to znowu byłam z daleka od ludzi no bo wiadomo "dla niego wszystko". Nie mieliśmy żadnych znajomych, nigdzie nie wychodziliśmy. Ja przez tyle lat bardzo się do tego przyzwyczailam. Po 7 latach związku, rozstaliśmy sie (nie będę tu wyjaśniać dlaczego bo to nie ma znaczenia w tym temacie). Po rozstaniu, postanowiłam że wracam na Dolny Śląsk. I tak właśnie poznałam mojego obecnego narzeczonego. 

Poznałam jego rodzinę, znajomych. Na początku było ok ale później jak zauważyłam ze on najchętniej wszędzie by tylko zabierał znajomych, zaczęłam mieć ogromną niechęć do tego. Bardzo byłam przyzwyczajona do wyjazdów i spędzania czasu w związku tylko sam na sam (przez mój poprzedni związek). Kiedy jedziemy gdzieś sami we dwójkę czuję się niesamowicie szczęśliwa. Kiedy już mamy jechać z kimś, czuję się jak w jakimś dole. Nic mi się nie chce, nie mam humoru. Nie zabraniam mu spotykać się ze swoimi kumplami, może wychodzić ile chce. Natomiast ja, znając tu bardzo dużo osób(bardziej chodzi mi tu o koleżanki) i z pracy i poprzez mojego narzeczonego, nie mam potrzeby utrzymywania jakiś głębszych kontaktów, wychodzenia z koleżankami czy coś. Można powiedzieć że kobiety mnie nudzą. Zauważyłam też jedno. Jeśli tylko jestem z moim narzeczonym, w towarzystwie tylko samych jego kumpli, czuję się bardzo dobrze i nie czuję tego zmęczenia w psychice. Jak tylko jest już jakaś kobieta-szybko się męczę. Miałam tak praktycznie od zawsze, że wolałam towarzystwo facetów. Faceci są normalni, można z nimi fajnie pogadać, pośmiać się na luzie, a kobiety to od razu tylko oceniają, jak wyglądasz, jak się ubierasz itd. Dlatego chyba łatwiej mi jest znaleźć faceta niż przyjaciółkę. 

Powiedzcie mi co ja mam zrobić? Iść z tym do psychologa, leczyć się? Bo mi się dobrze żyje bez ludzi, spokojnie, bez nerwów. Mogłabym tak zawsze. Ale chcę coś zmienić dla mojego narzeczonego. Bo tak naprawdę jak już się o coś pokłócimy to właśnie tylko o to, że ja wiecznie bym chciała wychodzić we dwójkę, że zawsze mam problem jak nawet chociażby idziemy do jego rodziców. Dobrze mi bez ludzi ale dla niego chciałbym to zmienić bo boję się że w końcu on będzie miał tego wszystkiego dość

Pozdrowionka

Odnośnik do komentarza
W dniu 18.04.2022 o 15:00, Gość jolka95 napisał:

pójść z moim na spacer, pojechać gdzieś na wycieczkę, zawsze pojawia sie ten problem w podświadomości że on będzie chciał jeszcze kogoś zabrać.

A czy on ma uzasadnienie dlaczego koniecznie musi ktoś iść z Wami? Czy możesz iść na spacer sama lub ze swoimi znajomymi oraz spędzić czas sama ze sobą i on sam ze sobą? Pytam gdyż możliwe, że on czuje się osaczony/zmęczony Twoją osobą jeśli lubi wolność, a Ty lubisz spędzać każdy wolny czas głównie z nim. Będąc uwieszona na nim w każdy weekend , podczas gdy on lubi przestrzeń dla siebie i swoich zainteresowań, to może taki spacer z jego znajomymi jest odskoczną, albo wręcz ucieczką? Druga kwestia, ze może macie inne zainteresowania co powoduje, że nudzi się w Twoim towarzystwie. Wiem, że to przykro brzmi, ale jest taka możliwość. Jeśli ci znajomi to są jego (a nie twoi) znajomi, którzy mają podobne zainteresowania i te same tematy rozmów to zwyczajnie ciągnie go do kogoś podobnego. 

Takie mi przyszły do głowy przyczyny, a Ty sama musisz teraz szczerze przemyśleć i ocenić sytuację. 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
W dniu 18.04.2022 o 15:00, Gość jolka95 napisał:

Powiedzcie mi co ja mam zrobić? Iść z tym do psychologa, leczyć się? Bo mi się dobrze żyje bez ludzi, spokojnie, bez nerwów. Mogłabym tak zawsze. Ale chcę coś zmienić dla mojego narzeczonego. Bo tak naprawdę jak już się o coś pokłócimy to właśnie tylko o to, że ja wiecznie bym chciała wychodzić we dwójkę, że zawsze mam problem jak nawet chociażby idziemy do jego rodziców. Dobrze mi bez ludzi ale dla niego chciałbym to zmienić bo boję się że w końcu on będzie miał tego wszystkiego dość

Jeszcze coś mi przyszło do głowy, ale już nie mogłam edytować posta. Żyje Ci sie dobrze bez ludzi bo nauczyłaś sie od nich uciekać i żyć z dala w samotności. Polubiłaś swoją samotnię. To taka Twoja strefa komfortu. Tylko, że to nie oznacza, ze taka jest twoja potrzeba ?  To może być tarcza obronna, dająca Ci asekuracje, poczucie bezpieczeństwa. Sama pisałaś co było powodem odsuwania sie od ludzi, a więc to nie jest Twoja osobowość, tylko nawyk, wyuczone zachowania mające jasny cel.

Ja jestem osobą lubiącą mieć własną przestrzeń, swój świat prywatności. Lubię zamknąć sie sama ze sobą i nie muszę być uwiązana do nikogo by poczuć sie dobrze. Z kolei moja mama to taka osoba, która podobnie jak Ty mogłaby być z nami 24/7, taki człowiek-bluszcz. Nie czuję sie swobodnie nawet w wc ? To mnie strasznie męczy. Mam poczucie zniewolenia i przebywając z nią non stop 2 dni i 2 noce, jestem wypompowana z własnego JA. Chce uciec z kimkolwiek i gdziekolwiek, aby tylko odetchnąć wolnością. Może więc Twój partner czuje sie podobnie. 

 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...