Skocz do zawartości
Forum

problem z psychoterapia


Gość jamartam

Rekomendowane odpowiedzi

Gość jamartam
Witam, potrzebuje rady, opini kogos z zewnatrz, gdyz mam problem z moja psychoterapeutka, tj. jej forma prowadzenia ze mna psychoterapii.
Jestem w polowie 30stki, od 4 lat chodze na psychoterapie psychodynamiczna. Zglosilam sie z problemem z odzywianiem i z zaburzeniem lękowym (na ktore od ponad 10 lat biore leki). Od zawsze wiedzialam, ze cos jest ze mna nie tak, ze jestem zbyt nerwowa, czesto wybucham gniewem, zmianiam prace jak mi cos nie pasuje, itp. Wczesniej probowalam przez 1,5 roku terapie CBT, niestety psycholog byla dopiero w trakcie wyrabiania uprawnien, wiec skupilysmy sie glownie na problemie jedzenia, a ja czulam, ze moj problem lezy gdzies glebiej.
Obecna terapia dala mi wstepnie odpowiedz na moje problemy: ja nie czuje. Ludzie, ktorzy nie czuja /nie chca czuc, maja problemy, ktore uwidaczniaja sie w formie takich roznych psychicznych zaburzen. Ok, rozumiem, ale nadal nie wiem jak...poczuc? Troche tez, co  dokładnie poczuc (jakbym to powiedziala terapeutce, to by sie na mnie niezle wkurzyla i zaczela krzyczec, ze robie sobie z niej jaja). Wg. niej jestem bezczelna i mam uwazac, co mowie, a nie po prostu gadac. Jak opowiadam jej o ciezkich symptomach nerwicy, ktoych doswiadczam od ponad pol roku, ona zaczyna sie na mnie denerwowac, ze tylko jej marudze, a nie 'robie' terapii. Ja przez to czuje sie niezrozumiana. Czesto czuje frustracje, ze musze sie domyslac co terapeutka chce mi przekazac, czuje ze jej nie rozumiem i gubie sie w tym co wg. niej jest sluszne, dobrze mi zrobi, a co nie. Myslalam, ze terapeuta wyslucha mojego toku myslenia, mojego spostrzezenia na swiat, wezmie mnie za reke, sprostuje i poprowadzi w pewnym kierunku, a nie bedzie wymagac ze ja ta droge sama pokonam. Myslalam, ze terapeucie mozna powiedziec wszystko jak nikomu innemu, ze to on zada pytania, po ktorych ja cos zrozumiem i zechce zmienić z wlasnej woli, a nie na nakaz terapeuty. A wyglada to tak, ze terapeutka mi mowi, co mam robic, a czego nie. Np. na urlop jezdzic tylko wtedy kiedy ona, zadnych dalekich podrozy 'bo wtedy to ja juz w ogole nic nie czuje'. W zwiazku z tym, czuje tylko opor i jakby strach o utrate swojej niezaleznosci, tozsamosci..
Przeraza mnie, ze z jej strony padl temat, zebym zakonczyla moj zwiazek, kazda wizyte u rodzicow musze z terapetka wczesniej omowic, zeby to bylo dla mnie dobre, bo 'ja zupelnie nie wiem co jest dla mnie dobre'. Oddalilam sie przez to bardzo od rodzicow, a na swiadomym poziomie tego nie chce. Zamiast wychodzic z terapii i czuc sie silniejsza, ze dam sama rade, czuje sie zdolowana, ze mam beznadziejne zycie, wybralam uleglego partnera i tylko manpuluje innymi. Terapeutka ciagle podkresla, ze to ja jestem chora i jak cos chce zmienic to nie mam wyboru tylko musze przyjmowac pomoc, ktora ona mi oferuje. Wg. jej slow nikt inny mi nie pomoze, bo nikt inny ze mna nie wytrzyma tak rozmawiac jak ona ze mna rozmawia, a to jest mi potrzebne zebym sie ruszyla. 
Oczywiscie po takim czasie,  jestem jednak przywiązana dosc do niej, duzo dobrych rzeczy zrozumialam (choc niekoniecznie umiem zaaplikować) by byc dorosla, widziec rzeczy takimi jakie sa, wytrzymac lęk a nie uciekac), no i po prostu boje sie zrezygnowac, bo przeciez 'inaczej bedzie moje zycie puste, emocjalnie ubogie i skoncze w zakladzie psychiatrycznym' ('bo co innego mozna powiedziec pacjentowi, ktory nie przyjmuje slow madrzejszego lekarza')
Z terapii chcialam wyniesc sile, wiare w siebie, akceptacje, madrosc  a nie uzaleznic sie od jedynego slusznego sposobu na zycie oferowanego przez terapeute.
Liczylam sie z tym, ze terapia oczywiście nie jest łatwa i przyjemna ale dawno nie byłam tak zdolowana jak teraz. Cieszylam sie, ze ktos mi dal kontre, na pare spraw otworzyl mi oczy, ale brakuje mi zrozumienia, wiecej empatii i takiego...ciepla. Od terapeutki dostaje duzo nakazow, zakazow i wszystko jest w takim tonie, a przynajmniej ja to tak odbieram. Najgorsze, ze jestem teraz faktycznie przestraszona, ze albo sie dostosuje i przyjme oferowane przez nia jedyne sluszne, ale budzace we mnie opor, postawe, opinie, swiatopoglad; albo nigdy nie bede szczesliwa. 
 
Nie wiem, czy tak bardzo jestem chora, ze nie rozumiem/nie chce zrozumiec, poczuc, ale mimo to powinnam dalej walczyc o pozostanie w tej terapii z nia, pomeczyc sie i byc moze faktycznie dojsc do szczesliwego, zdrowego zycia.
Czy nie lepiej i moze madrzej byloby mi poszukac innej formy terapii/ innego terapeuty, ktorego metody rozmowy, przywiazania, kontaktu, beda mi blizsze i pozwola sie szybciej, wiecej otworzyc?
Odnośnik do komentarza
Gość Work harder

Twoja terapeutka powinna się leczyć. Zresztą historia kina zna wiele takich story, gdzie pod woalka opieki i troski kryją się tak naprawdę psychotyczne zapędy, np. Misery, fim Podwójny Kochanek w rez. François Ozona czy Prawdziwa Historia z Eva Green.

Wszedzie pod przykrywką opieki/ opiekuna kryją się wybitne wypaczone zachowania/ skrzywieni ludzie. 

Szewc bez butów chodzi. Do zgłoszenia do Rady Lekarskiej.

Odnośnik do komentarza
Gość Czerwiec-trzonowiec

W sumie śmieszne, ze po 40-50 latach do PL dotarła moda chwalenia się kto co łyka i do jakiego psychuszki chodzi, poprzez np. ostentacyjne lajkowanie ma fb gabinetów swych psycholgow/ psychiatrów i poprzez inne ostentacyjne obnoszenie się z tym.

Polska to nie Manhattan, a zycie to nie film Woody'ego Allena. 

Odnośnik do komentarza
W dniu 7.03.2022 o 10:45, Gość jamartam napisał:

jakbym to powiedziala terapeutce, to by sie na mnie niezle wkurzyla i zaczela krzyczec, ze robie sobie z niej jaja).

A skąd wiesz, krzyczała kiedyś na Ciebie? 

W dniu 7.03.2022 o 10:45, Gość jamartam napisał:

Wg. niej jestem bezczelna i mam uwazac, co mowie, a nie po prostu gadac.

Tak Cie kiedyś nazwała? 

W dniu 7.03.2022 o 10:45, Gość jamartam napisał:

Jak opowiadam jej o ciezkich symptomach nerwicy, ktoych doswiadczam od ponad pol roku, ona zaczyna sie na mnie denerwowac, ze tylko jej marudze, a nie 'robie' terapii.

Fakt, że nie powinna się irytować, ale fakt też, że od pół roku "marudzisz" i nic z tym nie robisz(?) Tak więc rozumiem obie strony, bo takie zachowanie terapeuty źle na Ciebie wpływa, ale z drugiej str.wiem co czuje ta terapeutka bo moja mama od 40 lat tylko marudzi i nic ze sobą nie robi. To strasznie irytujące oraz destrukcyjne dla obu stron.

W dniu 7.03.2022 o 10:45, Gość jamartam napisał:

Myslalam, ze terapeuta wyslucha mojego toku myslenia, mojego spostrzezenia na swiat, wezmie mnie za reke, sprostuje i poprowadzi w pewnym kierunku, a nie bedzie wymagac ze ja ta droge sama pokonam. Myslalam, ze terapeucie mozna powiedziec wszystko jak nikomu innemu, ze to on zada pytania, po ktorych ja cos zrozumiem i zechce zmienić z wlasnej woli, a nie na nakaz terapeuty.

Terapeuta nie może wziąć za rękę i poprowadzić jak dziecka, bo on ma Cię nauczyć samodzielności życiowej, pewnej zaradności. Oczekujesz przewodnika życiowego, opiekuna a nie terapeuty. Ten ma właśnie sugerować, a Twoim zadaniem jest skupić sie na tym co sugeruje (a nie np na swoich lękach ) odebrać sugestie i działać sama wg nich. Tylko wtedy będziesz wyleczona bo sama zauważysz problem, sama nauczysz sie go rozwiązywać. Prowadząc Cię za rączkę nigdy sie tego nie nauczysz. Jak więc widzisz terapeuta jest jak nauczyciel, ma prawo wymagać byś popracowała sama nad sobą. A druga sprawa, że chcesz sie zmienić z własnej woli to rób to i nie czekaj na prowadzenie za rękę. 

Moim zdaniem nie ma rezultatów w terapii bo oczekiwałaś bardziej "kołcza" niż terapeuty. Oczekujesz, by raczej za Ciebie odwalono robotę podając Ci rozwiązanie na tacy, a tylko tace weźmiesz i pójdziesz z niej zrobić użytek.... lub nie -jeśli nie przypadnie Ci do gustu owe rozwiązanie. Po prostu oczekiwałaś niemożliwego od terapeuty. 

W dniu 7.03.2022 o 10:45, Gość jamartam napisał:

'ja zupelnie nie wiem co jest dla mnie dobre'.

Teraz to ja nie wiem o co chodzi. Wyżej napisałaś, że chcesz by Cię ktoś prowadził za rękę a gdy prowadzi to jednak źle prowadzi. Może się Tobie nie podobać droga jaką Cie prowadzi ale robi to co chciałaś.... przecież Cię prowadzi-prawda? Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z własnej niekonsekwencji, ale to sie nie trzyma ani kupy ani d**y. Moze naprawdę nie wiesz co jest dla Ciebie dobre tylko nie podoba ci sie rozwiązanie jakie podaje na tacy terapeutka? 

W dniu 7.03.2022 o 10:45, Gość jamartam napisał:

bo nikt inny ze mna nie wytrzyma tak rozmawiac jak ona

Jeśli faktycznie głównie "marudzisz" i narzekasz to niestety, ale ona może mieć rację ? 

W dniu 7.03.2022 o 10:45, Gość jamartam napisał:

duzo dobrych rzeczy zrozumialam (choc niekoniecznie umiem zaaplikować)

Może umiesz a nie chcesz? 

W dniu 7.03.2022 o 10:45, Gość jamartam napisał:

a nie uzaleznic sie od jedynego slusznego sposobu na zycie oferowanego przez terapeute.

Ale przecież miałaś takie oczekiwania, że "weźmie mnie za rękę, sprostuje i poprowadzi w pewnym kierunku a nie będzie wymagać że ja ta drogę sama pokonam."

W dniu 7.03.2022 o 10:45, Gość jamartam napisał:

Najgorsze, ze jestem teraz faktycznie przestraszona, ze albo sie dostosuje i przyjme oferowane przez nia jedyne sluszne, ale budzace we mnie opor, postawe, opinie, swiatopoglad; albo nigdy nie bede szczesliwa. 

Tutaj na dwoje babka wróżyła, bo może być tak jak piszesz. Możliwe, że zamknięta jesteś w skorupie i nie chcesz z niej wyjść pomimo, że w niej ciemno, zimno i głucho bo to Twoja strefa komfortu. A kiedy już wyjdziesz i poznasz świat poza skorupą to zrozumiesz jak można być szczęśliwym. Jednak może być tak, że terapeutka sie myli, że obrała zły model leczenia, że pschodynamiczna to nie metoda dla Ciebie. 

Taką mam jeszcze refleksje: po 4 latach terapeutka ma już taką irytacje prawdopodobnie z powodu braku postępów, które po tym okresie powinny być już widoczne. Chyba, że od początku taka była, że to jej styl lub metoda leczenia taka specyficzna. 

W dniu 7.03.2022 o 10:45, Gość jamartam napisał:
Nie wiem, czy tak bardzo jestem chora, ze nie rozumiem/nie chce zrozumiec, poczuc, ale mimo to powinnam dalej walczyc o pozostanie w tej terapii z nia, pomeczyc sie i byc moze faktycznie dojsc do szczesliwego, zdrowego zycia.
Czy nie lepiej i moze madrzej byloby mi poszukac innej formy terapii/ innego terapeuty, ktorego metody rozmowy, przywiazania, kontaktu, beda mi blizsze i pozwola sie szybciej, wiecej otworzyc?

Możliwe, że nie chcesz zrozumieć bo prawda jest niewygodna i za trudna do przyjęcia. To akurat sama musisz w sobie odkryć. Tego nikt Ci tu nie powie. Jeśli istotnie sama nie chcesz się przełamać a boisz sie podświadomie to zrobić, to możliwe, że terapeutka ma racje i trzeba wreszcie to przyznać. W przeciwnym razie możesz poszukać innej metody leczenia, ale wtenczas musisz sama zdecydować się na 100% czego chcesz. Czy prowadzenia za rączkę jak bezradne dziecko i ufania bezwzględnie mimo, że sie boisz lub coś jest niewygodne.... albo samodzielności i samodyscypliny bez powyższych oczekiwań.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...