Skocz do zawartości
Forum

Problemy z miłością


Gość Alicja

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, piszę ponieważ mam mętlik w głowie i potrzebowałabym jakiejś wstępnej diagnozy mojego stanu zdrowia psychicznego. Chcę napisać część moich przeżyć bo może to pomóc w jakiejś wstępnej diagnozie.

Miałam ciężkie dzieciństwo - przez pare lat wychowywałam się bez ojca z którym łączyła mnie bardzo silna więź i byłam wtedy ,,wychowywana" przez moją matke. Była i jest do dziś alkoholiczką, znęcała się nade mną fizycznie, poniżała mnie, wyzywała i męczyła mnie psychicznie przez pare dobrych lat. W wieku może 8/9 lat główną opiekę przejął nade mną mój ojciec a matka pojawiała się od tamtego czasu w moim życiu epizodycznie i nie wnosiła do niego niczego pozytywnego. Wreszcie zaczeła skłócać mnie z Tatą oraz tworzyć konflikty pomiędzy rodziną od jego strony, manipulowała każdym i robiła z każdego idiotę czego nie widziałam bo marzyłam o normalnej rodzinie, normalnym kontakcie z moją mamą i o tym żebym czuła się wreszcie przez nią kochana. Brakowało mi w życiu matki, a gdy podrosłam i zdałam sobie sprawe z jej ciągłego alkoholizmu postanowiłam zamieszkać z nią i chciałam jej pomóc się pozbyć uzależnienia. Mieszkałam z nią przez prawie rok i codziennie byłam przez nią wyzywana od najgorszych, byłam bita i dalej poniżana. Jej alkoholizm zrobił z niej tak straszną osobę że potrafiła dopuścić się do najgorszych czynności względem mnie i moją próbe pomocy w walce z jej alkoholizmem uważała za kłamstwo. Nienawidziła mnie całym sercem i robiła ze mnie najgorszą osobę. Wreszcie gdy się poddałam i postanowiłam wrócić do ojca zaczeła mnie prześladować, gnębić, wypisywać kłamstwa na mój temat do mojego Taty i jej bliskich. 

Po przeżyciach z moją matką próbuje sobie wmówić że nie potrzebuje jej w moim życiu, ale zazdroszczę każdej osobie która ma kochającą matkę w której można zauważyć wsparcie i okazuje dziecku miłość. 

Oprócz sytuacji z moją mamą, miałam ciężkie życie w szkole od praktycznie 6/7 roku życia gdy zaczęłam chodzić do zerówki. Nie wpasowałam się w rówieśników i nie znalazłam koleżanek ani kolegów, natomiast byłam wyśmiewana przez nich od początku do końca mojej przygody w szkole podstawowej. Nabijali się z mojego wyglądu, potem w starszych klasach byłam poniżana przez moją wage ponieważ uprawiałam sport i przez kompleksy stosowałam głodówki które spowodowały opuchlizne i zatrzymanie wody w organiźmie. Przez całą podstawówkę budziłam się i zasypiałam z myślami o popełnieniu samobójstwa bo byłam sama z problemami i czułam że przestaje sobie z nimi radzić. Nie potrafiłam się zwierzyć mojemu Tacie który był mi w tamtej chwili najbliższy przez co czułam się totalnie samotna. Końcowo wylądowałam w szpitalu przez kiepski stan zdrowotny.

Mam również problem z nawiązywaniem bliskich relacji z chłopakami. Czuję się tak jakby brakowało mi miłości. Zakochuje się bardzo szybko w każdym chłopaku z którym zacznę rozmawiać, czy nawet po prostu go zobacze (ale go nie znam). Byłam do tej pory w trzech poważniejszych związkach a każdy z nich kończył się zerwaniem z mojej strony ponieważ traciłam uczucia do partnera. Nie chciałam nigdy nikogo zranić i wiem że to we mnie tkwi problem i jest ze mną coś nie tak, bo przynajmniej dwóch z nich traktowało mnie tak jak każda inna kobieta by chciała być traktowana przez swoją drugą połówkę, ale ja mimo wszystko traciłam uczucia a oprócz tego potrafiłam zacząć się szybko denerwować lub irytować gdy z nimi rozmawiałam. Starałam się wmówić sobie że to pewnie tylko chwilowy kryzys, może mam gorszy dzień czy tydzień i potrzebuje odpoczynku, jednak mimo tego jak mocno starałam się znowu ich pokochać tym bardziej popadałam w szał i czułam się uwięziona w związku bo w końcu byłam w nim z kimś kogo nie kochałam. Bałam się za każdym razem zerwać.

Podsumowując moim problemem jest pokochanie drugiej osoby i siebie samej. Nigdy nie czułam się kochana przez mamę o której miłości marzyłam i wychowywałam się będąc przez nią raniona. Kontakty z rówieśnikami doprowadziły mnie do ciężkich stanów gdzie ostatecznie przestałam dostrzegać w sobie jakiekolwiek pozytywy. Popadłam w kompleksy które trzymają się ze mną do dzisiaj, miewałam i mam nadal myśli samobójcze. Czuje się osamotniona, nie mam chęci do czegokolwiek, nie widzę siebie w przyszłości i mój los jest mi obojętny. Szybko potrafię się w kimś zakochać, ale nie potrafię pokochać drugiego człowieka na dłużej i mimo tego że nie chcę, to i tak przestaje darzyć go tym samym uczuciem i niecelowo go ranię. 

Czy ktoś jest w stanie stwierdzić lub chociaż nakierować mnie na to, co może mi dolegać i jak mogę to wyleczyć?

Odnośnik do komentarza
Gość Gwiazda Poranna

Alicja uświadamiasz mi, jak wielkie szczęście miałam, będąc wychowywaną, od urodzenia, przez oboje rodziców. A także, że moja mama zawsze stroniła od alkoholu, wręcz nie lubiła i do teraz nie lubi. Czuję się przez nią kochana. Nie wszystkim jest to dane, może jakoś przepracujesz swoje problemy na terapii.

Co do miłości do drugiego człowieka, bardzo nie podzielam Twojego stanu. Mam wręcz przeciwnie, potrafię pokochać drugiego z całym inwentarzem. Z całym zbiorem wad i zalet, zawsze myślę: będziemy się docierać. Może wręcz jestem czasami zbyt tolerancyjna. Do zmiany. Także polecam spojrzeć na osobę całościowo, jak na drugiego człowieka i może uda Ci się go/ją pokochać.

Co do miłości, to ja jeszcze mam tak, że nie chciałabym aby mężczyzna pokochał mnie TYLKO jako matkę swojego dziecka. Są tacy i ja sobie tego nawet nie wyobrażam, jest to dla mnie okropne. Zastanawiałam się nad tym będąc "w stanie" przejrzystości umysłu zaraz po obudzeniu. Jak teraz. Ja wręcz kocham, jak mnie mężczyzna kocha jako kobietę, osobę, całość. I do łóżka, i do tańca i do różańca. Jest to dla mnie wspaniałe. Super każdy dzień. A takie rozdzielanie, jak to niektórzy robią, tę kocham jako matkę a tę za inne zalety to dla mnie upośledzenie. W tę stronę iść polecam, może też uda Ci się jakoś to wypracować, jest to jedna z najlepszych istniejących na świecie rzeczy i jest za darmo, na codzień. (Choć istnieją i tacy, którzy lubią sobie takie niedopasowane osoby brać, by później mieć pretekst do narzekania, robią to całkiem świadomie).

"Traktować" Cię będzie mężczyzna tak, jak będziesz chciała, i będzie to dla niego naturalne, "z automatu", bezwysiłkowe wręcz i będzie to dla niego przyjemność. Będzie to czuł i będzie wiedział jak Cię traktować, kiedy będziesz jego wielką miłością. Nic nie będzie musiał udawać ani się do niczego przymuszać, po prostu będzie sam to naturalnie robił. I nie daj sobie wmówić, że jest jakaś lista zachowań, w jaki sposób Cię ma ktoś traktować. Wycieczki, kwiatki to są bzdury, może nie kochać i robić "bo tak trzeba/wypada". To jest sztuczne i nie ma nic wspólnego z miłością. Jak będziecie się kochać będziecie postępować naturalnie, bez wysiłku na początku, a wysiłek przyjdzie dopiero później, w codzienności. Lecz jeśli dasz wbić się w rolę "użytkową" dla niego będzie mu trudno i Tobie też. Będzie szło jak po grudzie.

Co Ci polecić? Szczerze, nie wiem. Metodę prób i błędów? Pracę nad sobą.

Co do dzieci w szkole, to dzieci są wszędzie podobne a mnie tak nie traktowały. Musiały, w Tobie wyczuć, musiałaś dać nieświadomie znaki, że można się na Tobie wyżywać. Dzieci często kogoś takiego znajdują. U mnie w klasie też jednym dogadywali więcej a innym mniej lub wcale. Mi nie mieli czego, a może po prostu emanowało ze mnie "jestem taka sama jak wy" na poziomie podświadomym, nie wiem.

Odnośnik do komentarza
W dniu 4.02.2022 o 01:39, Gość Alicja napisał:

Po przeżyciach z moją matką próbuje sobie wmówić że nie potrzebuje jej w moim życiu, ale zazdroszczę każdej osobie która ma kochającą matkę w której można zauważyć wsparcie i okazuje dziecku miłość. 

Nie wmawiaj sobie czegoś innego, co czujesz. Potrzebujesz matki, ale kochającej, troskliwej, wspaniałej. Każdy takiej matki potrzebuje, a więc nie możesz wmówić sobie czegoś innego. Zaakceptuj swoje uczucie, ale bez oczekiwania wobec kobiety, która Cię urodziła. Po prostu zaakceptuj sam fakt tego uczucia. To pozwoli Ci poczuć spokój, a jednocześnie pragnienie bycia taką wspaniałą matką dla swoich dzieci. Zazdrość z kolei to wynik niskiego poczucia wartości i ważności. Czyli w oczach matki nigdy nie czułaś sie ważna, a jej postawa zaniżała Twoją wartość. To zrozumiałe, że czujesz zazdrość. Jednak znając podstawy tego uczucia możesz je zminimalizować lub przynajmniej nie emocjonować sie tym uczuciem, nie pielęgnować go... możesz to poczuć i olać. Zazdrość w tym wypadku to wynik braków z dzieciństwa, a nie Twoje realne uczucie. 

W dniu 4.02.2022 o 01:39, Gość Alicja napisał:

Czuję się tak jakby brakowało mi miłości.

Bo brakuje Ci... zwłaszcza miłości do samej siebie. I nad tym w pierwszej kolejności powinnaś popracować. 

W dniu 4.02.2022 o 01:39, Gość Alicja napisał:

Czy ktoś jest w stanie stwierdzić lub chociaż nakierować mnie na to, co może mi dolegać i jak mogę to wyleczyć?

Dolega Ci to co tu opisałaś... życie. Wyleczyć tak naprawdę można sie tylko na długiej i solidnej terapii. 

Usidleni w dzieciństwie

Rozpamiętywaniu dzieciństwa, a także oczekiwaniu zadośćuczynienia ze strony rodziców za doznane krzywdy, sprzyja szereg czynników psychologicznych, społecznych, a nawet biologicznych. Niektórzy ludzie nadmiernie wikłają się w rozmyślania o swych doznaniach z pierwszych lat życia:

Bo nie mają stabilnego poczucia własnej wartości. Ta niestabilność jest typowa dla dzieci toksycznych matek i ojców; utrudnia podejmowanie samodzielnych decyzji i działań. Dzieci takie, także w dorosłości, uzależniają swój dobrostan od akceptacji rodziców, a przejęty od nich obraz siebie i świata utrudnia im dostrzeżenie tego, że skoro nie otrzymywali owej akceptacji przez dwadzieścia, trzydzieści albo i więcej lat, to szanse jej uzyskania są nikłe.

Bo zapominają o zadaniach, które ich umysł uznał za wykonane, a utrzymują w świadomości zadania niedokończone. To efekt odkryty przez rosyjską psycholożkę i psychiatrę Blumę Zeigarnik. Najprościej rzecz ujmując: uwolnienie się od dziecięcych wspomnień jest trudne lub niemożliwe dopóty, dopóki człowiek nie odnajdzie w nich sensu i nie przepracuje związanych z nimi emocji.

Bo mają skłonność do ruminowania, czyli długo przeżuwają, trawią swoje złe wspomnienia i stany psychiczne. W psychologii – zgodnie z definicją Susan Nolen-Hoeksema, nieżyjącej już profesorki psychologii uniwersytetu w Yale – termin ten oznacza koncentrowanie uwagi na przejawach złego samopoczucia, jego możliwych przyczynach i konsekwencjach, zamiast na poszukiwaniu sposobów poprawy swojego stanu. Ruminowanie, podobnie jak roztrząsanie fatalnych scenariuszy przyszłych zdarzeń, to niebezpieczne umysłowe nawyki – pierwszy może prowadzić do depresji, drugi do zaburzeń lękowych. Czy trzeba dodawać, że tych utrudniających podejmowanie konstruktywnych działań nawyków ludzie uczą się często od rodziców?

Bo czytają przestarzałe poradniki psychologiczne, oparte na intuicjach lub wyrywkowych obserwacjach ich autorów, zachęcających do rozliczania się z przeszłością. Archaiczne, ignorujące współczesną wiedzę psychologiczną metody terapeutyczne często, niestety, zachęcają do długotrwałej, niepotrzebnej osobistej archeologii.

Bo w ludzki mózg wpisane są mechanizmy sprzyjające wytrwałości; utrwalone one zostały poprzez tysiące lat ewolucji. Bardziej opłacało się kontynuować budowę schronienia czy polowanie, nawet w obliczu poważnych przeciwności, niż je porzucić. W dzisiejszej rzeczywistości ilustracją tego mechanizmu jest zachowanie gracza przy tzw. jednorękim bandycie w obliczu „prawie wygranej”: automat pokazuje trzy jednakowe obrazki (by wygrać, trzeba by automat pokazał cztery), a gracz z reguły zamiast pogodzić się z fiaskiem, wrzuca monetę i gra dalej.

Podobnie rzecz się ma z wyczekiwaniem choćby drobnego przejawu zrozumienia ze strony rodzica. Jeśli coś takiego pojawi się na jego twarzy, w dorosłym dziecku może eksplodować nadzieja na rekompensatę za dawne zaniedbania.

Ponadto łatwiej jest porzucić złudzenia o dobrej relacji z kimś, kto tylko rani, niż z kimś, kto czasami krzywdzi, a kiedy indziej jest „do rany przyłóż”. Być może łatwiej też porzucić rozmyślanie o dzieciństwie jednoznacznie traumatycznym niż trochę bolesnym, lecz generalnie znośnym.

Znaczenie ma tu też ludzka niechęć do podejmowania ryzyka, opisana przez psychologa, ekonomistę i laureata Nagrody Nobla Daniela Kahnemana – rozpamiętywanie dzieciństwa i nieustające czekanie na rodzicielską akceptację jest w pewnym sensie bezpieczniejsze niż wypłynięcie na szerokie wody niezależności, wymagające porzucenia niewygodnej, lecz dobrze znanej strefy komfortu.

Bo przejęli od ojca lub matki nietrafne (psycholog powiedziałby nieadaptacyjne) przekonania: „Obowiązki są ważniejsze niż przyjemności”, „Za wszelką cenę trzeba unikać dyskomfortu”, „Tylko rodzicom można ufać”.

Bo chcą utrzymywać kontakt z rodzicami, a często jednocześnie nie umieją porozumiewać się w sposób wolny od przemocy. Nawyki komunikacyjne przejęte od rodziców bywają równie zgubne jak przekonania i nawyki myślowe.

*****

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...