Skocz do zawartości
Forum

Mam kilkaset tysięcy oszczędności i dotarło do mnie, że jak masz ponizej miliona to równie dobrze możesz nic nie mieć.


Gość BógJestZły

Rekomendowane odpowiedzi

Gość BógJestZły

Wiem, że macie mnie już dość, ale nie mam nikogo w życiu realnym kogo obchodziłyby cokolwiek moje problemy. Moi znajomi i rodzina mają mnie gdzieś. 

Nie robię sobie żartów. Nie mogę spać po nocach, bo czuję się ciągle zależny od swojej pracy. Kiedyś wydawało mi się, że mając kilkadziesiąt tysięcy ma się kupę kasy, a kilkaset to już burżuazja. Teraz wiem, że to jest nic, że tylko garstka ludzi ma naprawdę pieniądze, które dają możliwości. Możliwości zaczynają się od milionów na koncie. Z moim kapitałem starczy ledwie na dobre mieszkanie bez kredytu. Z moim kapitałem wystarczy jedna nieudana inwestycja, żeby wszystko stracić. Dla kogoś kto nic nie ma to może się wydawać dużo, ale uświadomicie sobie, że tak nie jest. Nawet nie wiecie jak to szybko można stracić. 

Jestem na tym samym poziomie osób, które nic nie mają i są zależne od swojej pracy. Nie mogę wstać i odejść, bo te środki skończyłyby mi się po trzech, pięciu latach. Jakbym odszedł to musiałbym szukać innej pracy i tam też byłbym zależny. 

Mam napadowe okresy bezsenności, zaczęły się od pracy w systemie zmianowym, które wynikają się z nakładania się stresu, wywołanego świadomością, że jestem zależny od pracodawcy, że wystarczy, że za dużo sobie pozwolę i mogę zostać wyrąbany i dolegliwości somatycznych żołądka. 

Im dłużej nie śpię tym bardziej nie mogę spać i żadne techniki mi nie pomagają, nawet czasem silniejsze leki nasenne, które brałem doraźnie, żeby się nie uzależnić nie pomagaly.

To nie jest tak, że ja nic nie robię w kierunku, żeby poprawić swoją sytuację. Robię jakieś ćwiczenia. Przestrzegam higieny snu, jakieś relaksacje, spacery po lesie, próbuję mieć wyrąbane i przekonać siebie, że nie ma się co spinać, bo wszyscy mają gdzieś robotę. 

Nic nie pomaga kompletnie. Po położeniu się do łóżka zamykam oczy i najpierw jest spokój, próbuję się wyciszyć i nagle pojawia się irytacja i pobudzenie. Czasem aż się trzesę cały i serce mi wali 150 na minutę. Jak się podnoszę i idę czymś zająć to się uspokaja. Potem wracam do łóżka i dalej nie mogę zasnąć. 

Odnośnik do komentarza

Znajdź sposób na dobre życie. Rozwijaj się i brnij do celu. Nie szukaj dziuni do wspólnej kasy, bo taka się znajdzie i to szybko. Ważne aby nie myśleć o tej kasie, żyj sobie na luzie bez spiny i do góry uszy. Nic nie musisz nikomu dawać, jeśli masz to twoje i chuj komu do domu jsk nie jego. I niechlej lyskaczy i niecpaj. Podróżuj ile się da. Jeśli się da w tych okolicznościach jakie mamy. 

No a po za tym nie sądzę abyś się pochwalił że masz kasę bo cię kutasy znajdą i ograbia ?

Odnośnik do komentarza

Ja bym na początek zmieniła pracę - na niezmianowa. Brak snu w Twoim przypadku i z Twoimi symptomami może być niszcząca.

Twoje myśli są neurotyczne. Gdybyś miał 3 razy tyle na koncie co teraz Twój mózg dalej wyświetlałby Ci problemy.

Od prawie roku obserwuje Cię tu na forum. Na początku byłeś kimś w totalnej opozycji do wszystkich, to co pisałeś miało charakter osobistych ogromnych wyrzutów, byłeś w konflikcie z innymi jak Incel. ostatnio stwierdziłeś (odpowiadając incelowi) że ta postawa jest bezskuteczna, głupia i Ty to już wiesz...

Potem miałeś etap roszczeń mniej indywidualnych, a o złym świecie...itrwa to poniekąd dalej.

Zrozum ten konflikt jest w Tobie i zgadywać możemy że somatyzuje Ci go ciało.

A dziś chyba pierwszy raz napisales o swoich problemach realnych - że w zasadzie to  czujesz się samotny , a Twoje objawy somatyczne sięgają już zenitu.

Rok dobrej terapii to 4500. Wydaje mi się że to może być dobra inwestycja- która nauczy Cię szanować i korzystać ze swoich zasobów -  osobistych.

Chodzisz po lesie, oddychasz, ćwiczysz -  super, ale to tylko wellnesSPA. Ty musisz się sobie głębiej przyjrzeć i nikt na forum tu tego Ci  nie zrobi. Wykończysz się jak się sobą nie zajmiesz. 

 

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły
32 minuty temu, Gość Agu napisał:

Ja bym na początek zmieniła pracę - na niezmianowa. Brak snu w Twoim przypadku i z Twoimi symptomami może być niszcząca.

Twoje myśli są neurotyczne. Gdybyś miał 3 razy tyle na koncie co teraz Twój mózg dalej wyświetlałby Ci problemy.

Od prawie roku obserwuje Cię tu na forum. Na początku byłeś kimś w totalnej opozycji do wszystkich, to co pisałeś miało charakter osobistych ogromnych wyrzutów, byłeś w konflikcie z innymi jak Incel. ostatnio stwierdziłeś (odpowiadając incelowi) że ta postawa jest bezskuteczna, głupia i Ty to już wiesz...

Potem miałeś etap roszczeń mniej indywidualnych, a o złym świecie...itrwa to poniekąd dalej.

Zrozum ten konflikt jest w Tobie i zgadywać możemy że somatyzuje Ci go ciało.

A dziś chyba pierwszy raz napisales o swoich problemach realnych - że w zasadzie to  czujesz się samotny , a Twoje objawy somatyczne sięgają już zenitu.

Rok dobrej terapii to 4500. Wydaje mi się że to może być dobra inwestycja- która nauczy Cię szanować i korzystać ze swoich zasobów -  osobistych.

Chodzisz po lesie, oddychasz, ćwiczysz -  super, ale to tylko wellnesSPA. Ty musisz się sobie głębiej przyjrzeć i nikt na forum tu tego Ci  nie zrobi. Wykończysz się jak się sobą nie zajmiesz. 

 

Nie chodzę na terapię i do lekarzy z prozaicznego powodu zgrywania twardziela i niezniszczalnego, niestety w kulcie tego się wychowałem. 

Nienawidzę jak ktoś o mnie myśli, że jestem wrażliwy, delikatny. Widzi, że sobie z czymś nie radzę. 

Udowodniłbym, że tak jest i to byłaby moja porażka, gdybym poprosił kogoś o pomoc. Proszenie kogoś o pomoc i przyznanie się przed ludźmi, że coś mnie przerosło nie przechodzi mi przez gardło. 

Zawsze nienawidziłem swojej wrażliwości. Zazdrościlem dresom tego naturalnego wyluzowania, dystansu. Tej głupoty, prostoty, słabych reakcji emocjonalnych na wydarzenia generujące stres jak ustawka, wypadek etc. 

Możesz mi wytłumaczyć co to znaczy, że ciało somatyzuje mi konflikty?

Poza tym nie wierzę, że ktoś może mi rzeczywiście porzadnie pomoc. Po prostu nie wierzę w skuteczność polskiej służby zdrowia i terapii, bo znam ludzi, którzy podjęli leczenie i nie widzę u nich poprawy. 

Ostatnio dzwoniła do mnie znajoma, która od dwóch lat skrupulatnie stosuje się do zaleceń psychiatry i terapeuty i płakała, że jest załamana i chce się zabić. 

To zajepiste efekty to daje, jest z nią gorzej niż kiedykolwiek. 

Jakoś przeraża mnie obraz siebie tłukącego się po lekarzach, od jednego do drugiego, próbując na sobie różnych leków po kolei. I spowiadajacego się obcemu człowiekowi który ma mnie w doopie. To jak porażka. Tak mi się wydaje, że już bym z tego nie wyszedł. Ja po prostu nie mogę uwierzyć, że ktokolwiek z tych konowałów mi pomoże. 

 

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Gość BógJestZły napisał:

Nie chodzę na terapię i do lekarzy z prozaicznego powodu zgrywania twardziela i niezniszczalnego, niestety w kulcie tego się wychowałem. 

Nienawidzę jak ktoś o mnie myśli, że jestem wrażliwy, delikatny. Widzi, że sobie z czymś nie radzę. 

Udowodniłbym, że tak jest i to byłaby moja porażka, gdybym poprosił kogoś o pomoc. Proszenie kogoś o pomoc i przyznanie się przed ludźmi, że coś mnie przerosło nie przechodzi mi przez gardło. 

Zawsze nienawidziłem swojej wrażliwości. Zazdrościlem dresom tego naturalnego wyluzowania, dystansu. Tej głupoty, prostoty, słabych reakcji emocjonalnych na wydarzenia generujące stres jak ustawka, wypadek etc. 

Możesz mi wytłumaczyć co to znaczy, że ciało somatyzuje mi konflikty?

 

 

 

 Z jednej strony jest wrażliwość, która chce się wyrazić ( jak dziecko , które potrzebuje uwagi odzwierciedlenia) , a zdrugiej strony Ty to blokujesz. Twój "konflikt ze światem"  to być może  w jakiejś mierze Twój  wewnetrzny konflikt  - jak koknflikt z dresami (z kims co  wrażliwośc pozbawia  miejsca). 

Znasz moją opinie na temat terapii - uważam, że nie wszyscy terapeuci są mistrzami świata w swojej dziedzinie ( delikatnie ujmując). Ale terapia pomaga.  To w głównej mierze od Ciebie zależy co zrobisz z tymi narzedziami z terapii. Jeśli będzie to dobry moment, to nawet kiepski terapeuta Ci nie przeszkodzi, by sobie pomóc. Kwestia otworzyć się..

PIszesz,  że nigdy wzcyciu nie przyznałabys sie do slabosci, ale chyba wlaśnie  w tym watku  ją opisałes. Przyznałeś się do tego, że czujesz się słaby. Nie zbudujesz niczego trwałego w życiu na nieautentyczności - a więc na zgrywaniu twardziela np.  Kobieta z którą kiedyś stworzysz związek ma Cie zobaczyć , i jesli bedzie to ktos własciwy to przyjmie Twoja wrazliwośc, Tylko Ty musisz nad soba też  pracowac. Co więcej masz na to pieniądze. 

Miłosc to nie fascynacja. 

 Ciało somatyzuje gdy jakis konflikt nie jest uswiadomiony lub  uniesiony przez psychikę. Ale wogóle gdy ciało jest przeciażone stresem somatyzuje, jest napiete.

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza

zależy jaką postawe w tobie życie ukształtowało, albo sam ukształtowałeś, że musisz mieć te pieniądze, to tak jakbyś był społeczniakiem, który jeślil widzi jest jakiś trend, to on musi tak samo. Osobiście mieszkam z rodzicami i mam rente socjalną(przez moje wycofanie z życia z powodu kosmicznych wymagań do mężczyzn i niespełnienia seksualnego) i czasem sie zastanawiam, po co miałbym zarabiać pieniądze i po co ci ludzie tak chcą zarabiać pieniądze, skoro mam wszystko: motocykl, samochód, rower, komputer, telefon itd. Nie rozumiem o co chodzi w tym zbzikowaniu na punkcie pieniędzy.

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły
14 godzin temu, Gość Agu napisał:

 

 Z jednej strony jest wrażliwość, która chce się wyrazić ( jak dziecko , które potrzebuje uwagi odzwierciedlenia) , a zdrugiej strony Ty to blokujesz. Twój "konflikt ze światem"  to być może  w jakiejś mierze Twój  wewnetrzny konflikt  - jak koknflikt z dresami (z kims co  wrażliwośc pozbawia  miejsca). 

Znasz moją opinie na temat terapii - uważam, że nie wszyscy terapeuci są mistrzami świata w swojej dziedzinie ( delikatnie ujmując). Ale terapia pomaga.  To w głównej mierze od Ciebie zależy co zrobisz z tymi narzedziami z terapii. Jeśli będzie to dobry moment, to nawet kiepski terapeuta Ci nie przeszkodzi, by sobie pomóc. Kwestia otworzyć się..

PIszesz,  że nigdy wzcyciu nie przyznałabys sie do slabosci, ale chyba wlaśnie  w tym watku  ją opisałes. Przyznałeś się do tego, że czujesz się słaby. Nie zbudujesz niczego trwałego w życiu na nieautentyczności - a więc na zgrywaniu twardziela np.  Kobieta z którą kiedyś stworzysz związek ma Cie zobaczyć , i jesli bedzie to ktos własciwy to przyjmie Twoja wrazliwośc, Tylko Ty musisz nad soba też  pracowac. Co więcej masz na to pieniądze. 

Miłosc to nie fascynacja. 

 Ciało somatyzuje gdy jakis konflikt nie jest uswiadomiony lub  uniesiony przez psychikę. Ale wogóle gdy ciało jest przeciażone stresem somatyzuje, jest napiete.

 

 

 

 

Agu, a możesz mi w czymś pomóc? Z tego co pisałaś mocno siedzialas w jodze, widzę, że masz wiedzę. 

Jak jeszcze studiowałem i miałem dużo wolnego czasu to trzy ostatnie lata codziennie medytowalem sukcesywnie coraz więcej godzin. Czułem się wtedy dobrze i raczej nie miałem większych problemów, najlepiej czułem się zaraz po medytacji. Siadałem na pół godziny potem kobcentrowałem się na oddechu i bodzcach z ciała, potem na myślach, starałem się obserwować myśli, obrazy w głowie, dawać im przepływać, albo koncentrowalem się na jednym bodźcu jak najdłużej, żeby nie myśleć. 

Stawałem się coraz mniej emocjonalny. Jak robiłem przerwy w medytacji to zaczynały wracać negatywne wzorce myślowe i złe samopoczucie. Zaczynałem znów medytować i było lepiej. 

Potem zaczęła się praca w systemie zmianowym, przestałem medytować, zaczęły się po jakimś czasie problemy ze snem, czasem udawało mi się usiąść i pomedytować, ale rzadko, zauważyłem, że coraz trudniej wejśći w stan medytacji. Robiłem to coraz mniej

W tej chwili w ogóle ciężko mi to zrobić i w ogóle nie mogę się skupić, jak skupiam się na czymś z zewnątrz to jest ok, ja zamykam oczy i próbuje wsłuchać się w ciało to od razu dostaje irytacji i przeszkadza mi wszystko, muszę się naprawdę wysilać, żeby wejść w stan relaksu. Kiedyś mi się to udało. 

Spotkałas się może z czymś takim?

W ogóle nie wiem jak to jest, że ja praktycznie nie czuje emocji, tylko czuje jak bolą mnie różne miejsca w ciele, drgają mięśnie, czasem serce wali, żołądek boli praktycznie 99,9999 procent czasu. 

Dlaczego mogło się tak stać? Czy ja coś źle zrobiłem, czy te lata medytacji coś mi dały, czy tylko pogorszyły stan?

W sumie brakuje mi tego co mi dawała medytacja. Taki całkowity dystans do emocji i spraw, które teraz mi rozstrajają psychikę.

Jakby mi ktoś w tamtym okresie, gdy medytowalem powiedział, że będę się przejmował tym co teraz to popukałbym się w głowę. 

Nie wiem, czy nie zaszkodziłem sobie tymi praktykami, bo już zaszedłem naprawdę daleko, już miałem tak, że potrafiłem zwolnić akcje serca do 40 i liczbę oddechów do chyba 5-6 na minutę. Nie wiem czy sobie tymi medytacjami zaszkodziłem, czy to system zmianowy mi zaszkodził. W każdym razie problemy zacząłem mieć jak zacząłem pracować na zmiany. 

Odnośnik do komentarza

Nie wiem co praktykowałes tak naprawdę, bo medytacja prawdziwa na początku wogole nie uspokaja tylko wywala brudy. Tworzy wręcz napięcie i trwanie w medytacji pozwala uwolnić różne rzeczy, ale to nie jest tak że uwalnia od cierpienia, złych emocji, nastrojów. 

 

Nie wiem może stosowałes coś co pozwalało Ci odciac  się od emocji i poszło Ci to w ciało...na poziomie świadomości czułeś spokój , a ciało czylo bol i napięcie. Nie jestem przewodnikiem duchowym Bjz, ani terapeuta.

Kilka godzin medytacja to solidna praktyka już, która nie powinna się praktykować bez przewodnika  musisz iść do kogoś kto się na tym zna, znaleźć kogoś takiego.

Zresztą to co zrobiłeś to już mało istotne ważne co zrobisz dalej.

Ja przewodnikiem duchowym, ani terapeuta nie jestem.

 

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły
20 minut temu, Gość Agu napisał:

Nie wiem co praktykowałes tak naprawdę, bo medytacja prawdziwa na początku wogole nie uspokaja tylko wywala brudy. Tworzy wręcz napięcie i trwanie w medytacji pozwala uwolnić różne rzeczy, ale to nie jest tak że uwalnia od cierpienia, złych emocji, nastrojów. 

 

Nie wiem może stosowałes coś co pozwalało Ci odciac  się od emocji i poszło Ci to w ciało...na poziomie świadomości czułeś spokój , a ciało czylo bol i napięcie. Nie jestem przewodnikiem duchowym Bjz, ani terapeuta.

Kilka godzin medytacja to solidna praktyka już, która nie powinna się praktykować bez przewodnika  musisz iść do kogoś kto się na tym zna, znaleźć kogoś takiego.

Zresztą to co zrobiłeś to już mało istotne ważne co zrobisz dalej.

Ja przewodnikiem duchowym, ani terapeuta nie jestem.

 

Głównie praktykowałem to co Eckhart Tolle pisał w swoich książkach o obecności i życiu w teraz. Przekonywało mnie to i sprawdzało się u mnie. 

Ja w ogóle nie wiem jak to jest możliwe, żeby emocje gromadziły się w ciele i manifestowaly jakimiś objawami somatycznymi. Jeszcze do niedawna uważałem, że to gadanie o tłumieniu emocji to głupoty. 

Szkoda, że jak potrzebna jest energia na radość, prace etc. to organizm żydzi. 

Zawsze żydzi człowiekowi fajnych neuroprzekaznikow dopamina, serotoninki i endorfin, ale na bezproduktywne pobudzenia nerwice, trzęsawki niespania noradrenaliny, kortyzolu już jakoś nie żydzi i może tak bez końca. 

Odnośnik do komentarza

Ok i jak ta praktyka przełożyła sie Na Twoje życie, jakie owoce wydala.

Jak się sprawdziła w codzienności...bo zamknąć się w pokoju i oddychać to wiesz spoko, ale ta praktyka ma wejść w życie.

Do niedawna byłeś zły na cały świat, na to że jesteś niski, na kobiety, na to jak świat jest urządzony , na wyzysk...

Więc moje pytanie to czy praktyka sprawdziła się w codzienności, czy udało Ci się ja przenieść w życie? , czy przyniosła Ci łagodność, oswoiła relacje .

Wiesz ja nie dewaluuje Twoich poszukiwań, wysiłku, determinacji,, tylko w którym momencie trzeba spytać: po co? Po co ja to robię? 

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły
3 minuty temu, Gość Agu napisał:

Ok i jak ta praktyka przełożyła sie Na Twoje życie, jakie owoce wydala.

Jak się sprawdziła w codzienności...bo zamknąć się w pokoju i oddychać to wiesz spoko, ale ta praktyka ma wejść w życie.

Do niedawna byłeś zły na cały świat, na to że jesteś niski, na kobiety, na to jak świat jest urządzony , na wyzysk...

Więc moje pytanie to czy praktyka sprawdziła się w codzienności, czy udało Ci się ja przenieść w życie? , czy przyniosła Ci łagodność, oswoiła relacje .

Wiesz ja nie dewaluuje Twoich poszukiwań, wysiłku, determinacji,, tylko w którym momencie trzeba spytać: po co? Po co ja to robię? 

Wiem, że nie dewaluujesz i wierzę w Twoje dobre intencje. Nie obraziłem się. 

Tak. Praktykowałem to głównie w odosobnieniu. To prawda. Nie twierdzę, że osiągnąłem tak stoicki spokój, że nic nie wyprowadzało mnie z równowagi, ale było lepiej. 

Pytałem cię o poradę, bo jak mówiłem, że uważam cie za najbardziej ogarniętą osobę na tym forum (oprócz mnie) to nie robiłem sobie jaj. 

Ta wściekłość na kobiety to stare wzorce, schematy, których nabyłem już dawno i one wracają czasem, ale widzę że coraz rzadziej. Żyłem nienawiścią do kobiet przez lata i sączyłem jad gdzie się tylko dało. 

Uważałem je za istoty do bólu eugeniczne i odczuwałem przed nimi strach, bo czułem się cały czas oceniany. Czułem, że kobiety gardeł słabością i wrażliwością, której miałem za duże pokłady w sobie, i że na każdym kroku będą utrudniać mi życie. 

Popadłem w taki tok myślenia, dalej nie wiem czy słuszny czy nie, że kobiety, które obsługują mnie w okienka, które są moimi przełożonym w pracy etc. będą mi uprzykrzać życie, gnębić, gdy wyczują, że jestem z kategorii słabych samców beta/omega etc. 

Znalazłem grupę, z którą o tym dyskutowalismy i też tak uważali, ale to jest już wzorzec nieistotny. 

Teraz jestem zafiksowany na punkcie innych, o których pisałaś, pieniądze i sytuacja w kraju i mur między moimi marzeniami, a Polską rzeczywistością. To są dramaty, które przeżywa większość ludzi, ale ja na bodźce reagowałem zawsze przesadnie i nieadekwatnie do sytuacji. To ci się moze wydać śmieszne. 

Sama mówiłaś, że jestem nadwydajny. 

Może nawet nie potrafię zidentyfikować dobrze swoich problemów. 

Wy się ze mnie śmiejecie i to jest najgorsze. 

Odnośnik do komentarza

 

Nie wiem co Ciebie wolało do takiej praktyki, glod duszy, chęć ucieczki, chciałeś naprawić mozg, czy to była głębsza tesknota  - nie wiem tego.

Moja rada jest taka, żebyś sobie odpowiedział na pytanie czego szukałeś w tym. .. bo jeśli tylko spokoju nauroprzekaznikow... to Ta ścieżka prowadzi nieco dalej. I że to nie pagórek, a raczej wyższe góry .. (w wersji gdy poświęcasz na to już godzinel/ dziennie), zorientowałes się chyba po towarzyszących przygodach... 

No Ja widzę wątki na terapię. I dziwi mnie to że będąc Cię na to stać, nie zainwestujesz. Nie zaryzukujesz nawet utraty tychz 5 kola, żeby sprawdzic.

Myślę że więcej osob widzi świat współczesny i jego mankamenty, ale nie każdy krzyczy, jakby wołając już o pomoc, z Ciebie się to wylewa. Ja widzę ogrom nierówności i współczesnych  ryzyk. Ale kiedy medytujesz to odpuszczasz. Ale nie jak ciapa która odpuszcza wszystko i się leje w bezwładności.  Jesteś wyprostowany, trzymasz się ziemi i dzialasz i gdy jest Twój moment na działanie, i gdy jest twoj moment na  głos, pozostajesz na to czujny,  a reszta ...tylko jest. 

Widzisz wiecej. Ale to więcej, nie jest Twoim filmem za który masz brać odpowiedzialność, tylko patrzysz

 

A U ciebie słychać momentami histerię i dlatego uważam że byłoby to dla Ciebie dobre, gdybyś miał przestrzeni do zajęcia się sobą, do mówienia o słabościach, nie tu na forum, bo to nie jest miejsce bezpieczne na szczerość, każdy debil może tu przyjść i Cię wysmiac

Medytacja katalizuje wewnętrzne procesy, i dlatego można się w tym zgubić, 

Mysle że Twoja praktyka nie poszła w komin, tylko może naprawdę poszukać kogoś trzeba, kto ma w tym temacie znacznie większy ogar. Ja tu już wiesz czuję respekt.

Więc to juz tyle ode mnie ?

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły
9 minut temu, Gość Agu napisał:

 

Nie wiem co Ciebie wolało do takiej praktyki, glod duszy, chęć ucieczki, chciałeś naprawić mozg, czy to była głębsza tesknota  - nie wiem tego.

Moja rada jest taka, żebyś sobie odpowiedział na pytanie czego szukałeś w tym. .. bo jeśli tylko spokoju nauroprzekaznikow... to Ta ścieżka prowadzi nieco dalej. I że to nie pagórek, a raczej wyższe góry .. (w wersji gdy poświęcasz na to już godzinel/ dziennie), zorientowałes się chyba po towarzyszących przygodach... 

No Ja widzę wątki na terapię. I dziwi mnie to że będąc Cię na to stać, nie zainwestujesz. Nie zaryzukujesz nawet utraty tychz 5 kola, żeby sprawdzic.

Myślę że więcej osob widzi świat współczesny i jego mankamenty, ale nie każdy krzyczy, jakby wołając już o pomoc, z Ciebie się to wylewa. Ja widzę ogrom nierówności i współczesnych  ryzyk. Ale kiedy medytujesz to odpuszczasz. Ale nie jak ciapa która odpuszcza wszystko i się leje w bezwładności.  Jesteś wyprostowany, trzymasz się ziemi i dzialasz i gdy jest Twój moment na działanie, i gdy jest twoj moment na  głos, pozostajesz na to czujny,  a reszta ...tylko jest. 

Widzisz wiecej. Ale to więcej, nie jest Twoim filmem za który masz brać odpowiedzialność, tylko patrzysz

 

A U ciebie słychać momentami histerię i dlatego uważam że byłoby to dla Ciebie dobre, gdybyś miał przestrzeni do zajęcia się sobą, do mówienia o słabościach, nie tu na forum, bo to nie jest miejsce bezpieczne na szczerość, każdy debil może tu przyjść i Cię wysmiac

Medytacja katalizuje wewnętrzne procesy, i dlatego można się w tym zgubić, 

Mysle że Twoja praktyka nie poszła w komin, tylko może naprawdę poszukać kogoś trzeba, kto ma w tym temacie znacznie większy ogar. Ja tu już wiesz czuję respekt.

Więc to juz tyle ode mnie ?

Szczerze to jeszcze inny wariant mnie do tego skłonił. Trafiłem na to przypadkiem, całkowicie przypadkiem, zacząłem czytać i trafiło to do mnie. Okazało się, że się to sprawdza. Potem trafiłem też niestety na inne treści. 

Treści katolickie, które twierdziły, że to new ageowe oszustwo i kredyt do zapłaty, że medytacje i praktyki tego rodzaju to są praktyki otwierające cię na niebezpieczeństwo duchowe. Właściwie kiedyś słuchałem co jest na liście kościoła jako praktyki zakazane to Tam było Wszystko, nawet słuchanie Rhcp, albo połowy innych zespołów rockowych. Ja doskonale wiem, że to jest niedorzeczne i że to jest komercyjna sekta, ale jak od Dzieciaka cie Straszyli Diabłami i nieskończonymi męczarniami w piekle to wiesz jak jest. 

I tak nie mam stuprocentowej pewności komu wierzyć i gdzie jest prawda. To się chyba nazywa zagubienie. 

A moje cele życiowe ostateczne są takie, żeby mieć tylko święty spokój i nie mieć przerąbane. 

Niestety mam wszystko tylko nie to na czym mi zależy. 

Może Ty nie jesteś ekspertem, ale jesteś mądra życiowo. Tego nie pisze, Żeby ci słodzić, bo i tak tego Wyciągu mi nie dasz pobrać, tylko dlatego, że czytałem twoje posty i jest w tym sens. 

No więc tak się zastanawiam czy te praktyki to nie był taki kredyt, coś jak amfetamina, albo kofeina, że na Początku redukuje zmęczenie i Dzialasz na zwiększonych obrotach a potem płacisz. 

Czasem Się zastanawiam, Czy nie przyzwyczaiłem swojego mózgu do Tego Tak, Że Już nie mogę bez tego funkcjonować. 

No, ale Nie musisz mieć Dla mnie Każdej Odpowiedzi. To tylko forum. 

Odnośnik do komentarza
5 godzin temu, Gość BógJestZły napisał:

Wy się ze mnie śmiejecie i to jest najgorsze. 

Właśnie nie. Dla mnie jesteś jak ziomuś który powinien mieć fajne życie ale ma problemy których właściwie nie powinien ich mieć.

Powiem Ci co ja tu widzę. Po pierwsze za bardzo przywiązałeś się do zdania innych. Po drugie jesteś zbyt skupiony na tym co złe i przez to ostrożnym czyli jakbyś się spodziewał ciosu nożem w plecy. Po trzecie a wg mnie najważniejsze - masz za wysoki poziom lęku. Za bardzo dostosowujesz się do okoliczności zamiast być naprawdę sobą. Blokujesz swoje emocje bo niektórych rzeczy nie chciałbyś do siebie przyjąć. Wolisz rzeczywistość jaka jest bez tego czego się najbardziej obawiasz niż taką jakbyś chciał naprawdę. Widzę w Tobie duże pokłady do rozkminiania i pod tym względem jesteśmy podobni ale brakuje Ci takiego bycia sobą i postawienia na swoim. Zawsze jednak się do czego dostosowujesz.

Nie akceptujesz swojej wrażliwości itd a dla mnie to jest jeden ze składników do mojej zajebistości. Trzeba być wszechstronnym a to co piszesz o dresach to przecież nie jest ich realny obraz. Znam dresów i oni tacy nie są tylko się tak wydaje. Chodzi raczej o bycie psychopatą i mam tą samą "tęsknotę" do tego. Bycie psychopatą rozwiązywałoby od kopa wszystkie moje problemy.

 

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły
12 godzin temu, Gość mózg napisał:

Właśnie nie. Dla mnie jesteś jak ziomuś który powinien mieć fajne życie ale ma problemy których właściwie nie powinien ich mieć.

Powiem Ci co ja tu widzę. Po pierwsze za bardzo przywiązałeś się do zdania innych. Po drugie jesteś zbyt skupiony na tym co złe i przez to ostrożnym czyli jakbyś się spodziewał ciosu nożem w plecy. Po trzecie a wg mnie najważniejsze - masz za wysoki poziom lęku. Za bardzo dostosowujesz się do okoliczności zamiast być naprawdę sobą. Blokujesz swoje emocje bo niektórych rzeczy nie chciałbyś do siebie przyjąć. Wolisz rzeczywistość jaka jest bez tego czego się najbardziej obawiasz niż taką jakbyś chciał naprawdę. Widzę w Tobie duże pokłady do rozkminiania i pod tym względem jesteśmy podobni ale brakuje Ci takiego bycia sobą i postawienia na swoim. Zawsze jednak się do czego dostosowujesz.

Nie akceptujesz swojej wrażliwości itd a dla mnie to jest jeden ze składników do mojej zajebistości. Trzeba być wszechstronnym a to co piszesz o dresach to przecież nie jest ich realny obraz. Znam dresów i oni tacy nie są tylko się tak wydaje. Chodzi raczej o bycie psychopatą i mam tą samą "tęsknotę" do tego. Bycie psychopatą rozwiązywałoby od kopa wszystkie moje problemy.

 

No widzisz stary, gdybyśmy się znali w realnym życiu to bylibyśmy kumplami, ale znając życie mieszkamy na drugim końcu Polski. Mało jest spoko ludzi w skali kraju/świata. Coraz mniej.

Wiesz problem w tym, że ja na poziomie racjonalnym zdaję sobie z tego sprawę, zdaję sobie sprawę ze schematów, którymi się kieruję, myślę, ale zdawanie sobie z tego sprawy nie pomaga. 

To tak jak z tą religią. Ja dobrze wiem na poziomie racjonalnym, że to jest rak umysłu, że to jest sterowanie ludźmi i wzbudzanie w nich określonych reakcji, że to się kupy nie trzyma, że jest tysiące sprzeczności w tym wszystkim, "duszpasterze" opowiadają o piekle, karach, grzechach, a sami dopuszczają się czynów, że taki przeciętny bywalec kościoła, który stoi, słucha tego i się boi to przy nich niewiniątko. I to jest instytucja zepsuta od najwyższego szczebla. Podejrzewam, że jeszcze z 70 procent ich grzechów w ogóle nie wychodzi na jaw.

Jak chcesz być naprawdę psychopatą, ale nie możesz się przełamać to może potrzebna jest metoda małych kroków. Może potrzeba od małych psychopatycznych zachowań przejść do większych. Kwestia treningu, nie wiem. No, ale z tego co pisałeś to chciałbyś nim być bo wiąże się to z pieniędzmi. Na pocieszenie napiszę ci, że nie potrzeba być psychopatą, żeby zdobyć duże pieniądze. Chociaż my tu żyjemy w kraju, gdzie kultywuje się właśnie takie dorabianie się. Ludzie szczycą się nie tym, że zarobili, ale że zarobili ojepując kogoś na grubą kasę. Np. handlarz sprowadzanymi autami zaciera ręce, że poprzekręcał liczniki w dziesięciu autach i zarobił na frajerach. Pewnie śmieje się z kumplami. 

U nas to jest nobilitujące, że się wyjepało drugiego człowieka na kasę, oszukało, okradło, sprzedało jakiś szmelc, zrobiło fuszerkę. Nie ma etosu ciężkiej pracy, tylko, że udało mi się skubnąć kawałek tortu, zarobić i się nie narobić. 

Odnośnik do komentarza
15 minut temu, Gość BógJestZły napisał:

No widzisz stary, gdybyśmy się znali w realnym życiu to bylibyśmy kumplami, ale znając życie mieszkamy na drugim końcu Polski. Mało jest spoko ludzi w skali kraju/świata. Coraz mniej.

 

To prawda. Mam przyjaciela w innym mieście. Nie na drugim końcu Polski ale w połowie drogi. W swoim mieście mam przyjaciela którego znam od dziecka.

22 minuty temu, Gość BógJestZły napisał:

Wiesz problem w tym, że ja na poziomie racjonalnym zdaję sobie z tego sprawę, zdaję sobie sprawę ze schematów, którymi się kieruję, myślę, ale zdawanie sobie z tego sprawy nie pomaga. 

 

Też tak miałem. Nie do końca zdawałem sobie sprawę bo brakowało ostatecznych wniosków. Niby wiedziałem ale czułem co innego. Potem dotarłem do korzeni. Zdawanie sobie sprawy zawsze pomaga ale pod warunkiem że jest pełne. Trzeba mieć pewność i znać dobre schematy ale nie tak żeby tylko wiedzieć tylko trzeba znać kogoś kto je sobą prezentuje żeby to nie była tylko opowieść. U mnie tak to zadziałało. Ważne jest to że poukładałem sobie to do czego miałem wątpliwości. Teraz wszystko jest spójne a wtedy sprzeczności się kłóciły. Niepełna wiedza że jest źle kłóciła się z wnętrzem czyli emocjami które też były oparte na jakichś argumentach i chodzi o to żeby do nich dotrzeć i wtedy zmiana dzieje się sama ale wydaje się jakbym to kontrolował bo sam do tego dotarłem.

55 minut temu, Gość BógJestZły napisał:

To tak jak z tą religią. Ja dobrze wiem na poziomie racjonalnym, że to jest rak umysłu, że to jest sterowanie ludźmi i wzbudzanie w nich określonych reakcji, że to się kupy nie trzyma, że jest tysiące sprzeczności w tym wszystkim, "duszpasterze" opowiadają o piekle, karach, grzechach, a sami dopuszczają się czynów, że taki przeciętny bywalec kościoła, który stoi, słucha tego i się boi to przy nich niewiniątko. I to jest instytucja zepsuta od najwyższego szczebla. Podejrzewam, że jeszcze z 70 procent ich grzechów w ogóle nie wychodzi na jaw.

Też tak miałem. Katolicyzm był dla mnie zbyt prymitywny już w przedszkolu. Pamiętam jak bałem się niebytu bo kiedyś pomyślałem "a co jeśli po śmierci zostaje świadomość nieistnienia?" i nie potrafiłem sobie wyobrazić że świadomość znika. W religii nie pasowało mi to że nikt z wierzących nie potrafił powiedzieć skąd to wie a kiedy dorośli coś tłumaczyli to zawsze się do tego odnosili - mówili że jest tak ponieważ coś tam a przy religii nagle brakowało tego ponieważ. Jest tak bo tak czyli wiadomo że trzeba to odrzucić i to się wiązało z takim poczuciem strachu że tak naprawdę nie wiadomo i że dorośli nie wiedzą i się oszukują. Właściwie przez to jestem teraz patusem bo z powodu religii dorośli stracili autorytet kiedy byłem przedszkolakiem. W podstawówce szydziłem z nauczycieli, łapałem ich za słówka i głośno się śmiałem. Odrzuciłem religię ale wiary w Boga nie. W liceum zajarałem się buddyzmem i zacząłem wierzyć w karmę i reinkarnację. Nie uznawałem autorytetów bo widziałem w nich same sprzeczności więc szukałem sam. Potem odrzuciłem wiarę w karmę ale tego nie wykluczam tylko po prostu głupio w cokolwiek wierzyć nie wiedząc. Dojrzała wiara polega na określeniu prawdopodobieństwa. No i mimo tego miałem poczucie winy i czułem się zły mimo że nic takiego nie robiłem. Tu pomogli mi terapeuci i substancje. Terapeuci dlatego że okazywali mi szacunek i rozumieli mój tok myślenia a przy tym nie twierdzili że jestem wypaczony tylko wręcz przeciwnie. Potrzebowałem kogoś kto się ze mną zgadza żeby nie walczyć z całym światem i nie udowadniać im oczywistości. Wszystko stopniowo zaskakiwało. Znaczenie mają też moi koledzy którzy uważali że za bardzo walczę ze światem zamiast korzystać z głupoty innych.

Jest takie negatywne zjawisko że zmiany zachodzą tylko kiedy czujemy się dobrze. Nie wierzę że ktoś wychodzi sobie z depresji ot tak bo coś zrozumiał albo leczy zaburzenia osobowości bo rozumie że jest zaburzony i na czym to polega. Zmiana następuje kiedy czujemy się dobrze i wtedy rozumiemy jak jest. Część ludzi ma tak że jak czują się dobrze to przestają rozumieć i zaczynają myśleć jakby nie było tych problemów a jak ktoś ciągle czuje się źle i rozumie to nie ma zmian mimo zrozumienia i to jest właśnie fatalne.

Godzinę temu, Gość BógJestZły napisał:

Jak chcesz być naprawdę psychopatą, ale nie możesz się przełamać to może potrzebna jest metoda małych kroków. Może potrzeba od małych psychopatycznych zachowań przejść do większych.

Nie da się. Mam za dużą empatię i ona też jest czymś pozytywnym. Nie lubiłbym siebie gdybym był psychopatą a prawdziwi psychopaci tak nie mają bo lubią siebie bezwarunkowo. Nie mogę wyrządzać krzywdy nawet osobom których nienawidzę. Chciałem się zemścić na pewnym śmieciu i zamierzałem spalić mu samochód ale nie mogłem się do tego przełamać dlatego że on ma dzieci i rodzinę i oni by dostali niesłusznie rykoszetem a na pewno sam fakt że ten śmieć jest członkiem ich rodziny to już dla nich obciążenie. Jak musiałem się bić to bardziej bałem się że zrobię komuś krzywdę niż że sam mógłbym obskoczyć wpierdol. Robiłem drobne rzeczy które są złe ale tylko dlatego że wiedziałem że nikt nie jest przez to pokrzywdzony - np kradłem jedzenie i alkohol ze sklepu, niszczyłem psychicznie niektóre osoby jeśli za bardzo coś wypierały i nie chciały przyznać mi racji która była oczywista i udowodniona. W ten sam sposób niszczyłem psychicznie sam siebie kiedy docierało do mnie że coś wypierałem i przez to musiałem dopuścić do świadomości wszystko nawet to czego nie chcę. To się wiązało z nerwicą bo bałem się że coś wypieram i o tym nie wiem i usilnie szukałem takich rzeczy aż popadłem w paranoję. Szukałem w sobie najgorszych cech których nie mam bo musiałem wiedzieć że na pewno nie mam.

Wiesz kiedy to wszystko puściło? Siedziałem w pokoju na lękach bo miałem zjazd po fecie i wszystko zaczęło do mnie docierać w inny sposób niż dotychczas. Zrozumiałem że to wszystko o czym myślę to strata czasu jeżeli zawsze będę przez to nieszczęśliwy. Że jest tylko tu i teraz i nie wiadomo co będzie po śmierci ale trzeba się rozwijać nie tylko terapią szokową tylko tak żeby nieść sobą pozytyw. Że powinienem pomagać innym nie tylko uświadamiając im to co wypierają a akurat mam dar widzenia tego jak na dłoni - powinienem pomagać niosąc pozytyw ale nie tak żeby mówić że będzie dobrze i wszystko się ułoży tylko żeby trafiać w sedno. I początkowo nie wiedziałem jak to pogodzić ale zmiany potem szły już same. Zrozumiałem że muszę podejmować optymalne wybory grając takimi kartami jakie mam a nie narzekać na to że są chujowe. Pojąłem też to że nie mogę być wycofany emocjonalnie bo to tak jakbym naprawdę nie żył i nie realizuję wtedy swojej woli. Byłem taki że prędzej podzieliłem się z kimś niż sam korzystałem a od tamtej pory sam zacząłem korzystać i przestałem się pucować z tego że w ogóle mam możliwość podzielenia się. Zaznaczyłem swoje granice i pojąłem że jestem kotem i zawsze powinienem czuć się ze sobą dobrze zamiast wkurzać się że większość taka nie jest i nie pasuje albo że nie jestem przekotem. Sztuka jest w selekcji i niepopełnianiu tych samych błędów. Inni na moim miejscu by się posrali w pościel a ja to przetrwałem i odnalazłem swoją siłę. Problem w tym że z powodów organicznych nie zawsze przekłada się to na długotrwałe odczucia. Teraz pisząc to uwolniłem trochę dopaminy ale zaraz trzeba będzie wrócić do prozy życia, zjeść obiad a jutro normalnie tyrka i rutyna. To jest tak przytłaczające jak to że patrzę w przyszłość i nie widzę tam nic pozytywnego. Jak skupiam się na tu i teraz to jest dobrze a przeszłość nie jest problemem. Gdybym wiedział że będę zdrowy i zarabiałbym 10 k miesięcznie to chciałbym założyć rodzinę a ja nawet nie mam dziewczyny a za 5 lat będzie już za późno na dzieci.

1 godzinę temu, Gość BógJestZły napisał:

No, ale z tego co pisałeś to chciałbyś nim być bo wiąże się to z pieniędzmi. Na pocieszenie napiszę ci, że nie potrzeba być psychopatą, żeby zdobyć duże pieniądze.

Nie tylko z pieniędzmi. Z wielkimi pieniędzmi. Chciałbym być bardzo bogaty żeby móc stawiać innym warunki i współtworzyć to jak wygląda świat tak żeby zmienić go na lepsze jak Pinochet. To był moim zdaniem idealny psychopata, obalił lewacki rząd i wprowadził w Chile wolny rynek ale też popełnił błąd bo sprzedał miedź prywatnym firmom i nie do końca posłuchał ekonomistów ze szkoły chicagowskiej. Albo Don Corleone - idealny wzór dobrego psychopaty. Taki chciałbym być, mieć pozycję i władzę i grać sobie w szachy ludźmi bez wyrzutów sumienia. Tylko wolałbym to robić z ukrycia tak żeby ludzie widzieli tylko pionki ale nie wiedzieli gdzie jest król i hetman.

1 godzinę temu, Gość BógJestZły napisał:

Chociaż my tu żyjemy w kraju, gdzie kultywuje się właśnie takie dorabianie się. Ludzie szczycą się nie tym, że zarobili, ale że zarobili ojepując kogoś na grubą kasę. Np. handlarz sprowadzanymi autami zaciera ręce, że poprzekręcał liczniki w dziesięciu autach i zarobił na frajerach. Pewnie śmieje się z kumplami. 

I takim psychopatą nie chciałbym być tylko tym kto takiego zabija dla przykładu żeby inni handlarze bali się przekręcać liczniki. Takim kto jak się zorientuje że kupił auto z przekręconym licznikiem idzie zastrzelić handlarza. Nawet nie idzie - zleca to komuś żeby nie brudzić rąk. Niech się sukinsyny nauczą czym jest jakość i dyscyplina i w imię tych wartości byłbym gotów zabijać gdyby nie to że mam bardzo rozbudowane sumienie i dużą empatię oraz lęk przed przypałem. Gdybym robił coś zakazanego żyłbym w ciągłym lęku i wszystko sprawdzałbym 10 razy więc tego nie robię a chciałbym to robić na wielkim luzie i dlatego chciałbym być psychopatą ale z drugiej strony gdyby skończyło się przypałem to może lepiej że nim nie jestem.

1 godzinę temu, Gość BógJestZły napisał:

U nas to jest nobilitujące, że się wyjepało drugiego człowieka na kasę, oszukało, okradło, sprzedało jakiś szmelc, zrobiło fuszerkę. Nie ma etosu ciężkiej pracy, tylko, że udało mi się skubnąć kawałek tortu, zarobić i się nie narobić. 

Dokładnie. Z tym się zgadzam ale wcześniej pisałeś że jest kult ciężkiej pracy i z tym się nie zgadzałem. W Polsce jest kult piwa, kiełbasy i oszustwa. Jaka to jest porażka - być ojcem i walić codziennie browary albo wódę i do tego zachwycać się schabowymi i jeść codziennie kiełbasę. Oglądałeś blok ekipę, odcinek "fachowcy"? ? Uwielbiam blok ekipę, nikt jeszcze nie wymyślił lepszej szydery z dresów i stereotypowych Polaków.

Odnośnik do komentarza
17 godzin temu, Gość BógJestZły napisał:

Treści katolickie, które twierdziły, że to new ageowe oszustwo i kredyt do zapłaty, że medytacje i praktyki tego rodzaju to są praktyki otwierające cię na niebezpieczeństwo duchowe.

 Chrześcijaństwo ma bardzo silne korzenie kontemplacyjne (medytacyjne) sięgające tradycji Ojców Pustyni i funkcjonuje mnóstwo wspólnot medytacji chrzescijanskiej, a nawet odbywają się  medytacje międzywyznaniowe. Wszystkie religie mają nurty medytacyjne.

Dałeś się nastraszyć ludziom którzy zamiast rozumiec, wola się bać. Dales się zwieść populistom innymi słowy, którzy dziela świat na czarne i białe,  zamiast z tym co trudne się mierzyć.

Mnie trapi   czy Ty czegos szukales autentycznie, czy jesteś tylko na etapie:  muszę zrobić coś z  neuro-przekaznikami, muszę  mieć  hajs, muszę pozbyć się emocji, muszę wygrać wojnę ze światem..... bo poza tym że medytowałes, pisałeś też że  jesteś mocno kontrolujący, a medytacja jest tego przeciwienstwem. Wiec to kolejny konflikt, w który mogłeś się niechcący  wprowadzic. 

Czy to miała być  forma zgłębienia czegos, czy tylko  kolejna forma kontroli - bo podeszłes do tego co najmniej wyczynowo (co jest typowe dla tego wariantu)

Czy czegoś prawdziwie szukasz (a wiec i wycofujesz siebie) czy chcesz się odnaleźć w świecie, czy       chcesz   tylko     "się",     i    ze    swiatem     droczyć.

---

 

Temat kontroli jest tematem na terapię, ale na terapię trzeba wydać hajs a ty jesteś typem powstrzymująco-oszczędnym i  tu jest pies pogrzebany, bo Taki wydatek to moglby być  duży żal wiesz gdzie.

?

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
23 minuty temu, Gość Agu napisał:

 Chrześcijaństwo ma bardzo silne korzenie kontemplacyjne (medytacyjne) sięgające tradycji Ojców Pustyni i funkcjonuje mnóstwo wspólnot medytacji chrzescijanskiej, a nawet odbywają się  medytacje międzywyznaniowe. Wszystkie religie mają nurty medytacyjne.

 

Nie zgadzam się z tym. Chrześcijaństwo jest antymedytacyjne a medytacja jest dla chrześcijan groźna bo obala ich religię kiedy pojmą myśli które do nich przychodzą. Tylko buddyzm i hinduizm są medytacyjne a pseudomedytacja chrześcijan się do tego nie umywa. Buddyzm jest najgłębszy bo mówi że jebać buddyzm a kiedy widzisz Buddę zabij go. Można też medytować bez żadnej religii np w nurcie vipassana. Dla mnie to technika uwalniająca myśli które dla mnie są naturalne dlatego najpierw byłem przeciwnikiem tego bo uważałem to za niepotrzebny wymysł a potem zrozumiałem że to jest właśnie sedno tylko ujęte w jakąś ideologię.

Odnośnik do komentarza

W ogóle chrześcijaństwo jest antyludzkie i złe pod każdym względem. Należy z tym walczyć bo to psuje ludzi. Nie wiem czy istnieje coś gorszego, może islam bo jest na etapie wczesnego chrześcijaństwa. Kiedyś były krucjaty a dziś islamiści wysadzają się żeby zabić innych ludzi. Każdy świadomy człowiek powinien tym gardzić i to maksymalnie. Jeżeli wyrastasz w pseudokulturze chrześcijan to jedyne co możesz zrobić a jeśli tak nie jest to znaczy że się tak naprawdę nie rozwijasz. Potem ta pogarda przechodzi we współczucie wobec ludzi którzy są tym zniewoleni.

Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, Gość mózg napisał:

Nie zgadzam się z tym.

 No możesz się nie zgadzac, ale fakty sa inne.  Bo są ośroodki medytacji chrzescijańskiej na całym swiecie.  Buddyści zaczytuja się w  Sw.Janie od krzyża, a medytacja ( która , de facto jest nisza kazdej religii) w  chrześcijaństwie wyglada zupełnie tak samo  jak w zazen. To jest w gruncie rzeczy ta sama praktyka.   Tam gdzie nie ma słów, rozbuchanych koncepcji, mysli,  znikają  powoli róznice.

W czarno białym świecie trudno przyznać, że cos może mieć różne oblicza i jest niejednoznaczne. 

Odnośnik do komentarza

Fakty nie są zupełnie inne i dlatego się nie zgadzam. A pseudomedytacja chrześcijańska to oksymoron - tzn medytacja chrześcijańska to oksymoron i dlatego nazywam ja pseudomedytacją. Żaden buddysta nie zaczytuje się w żadnym św Janie od krzyżyka.

5 minut temu, Gość Agu napisał:

W czarno białym świecie trudno przyznać, że cos może mieć różne oblicza i jest niejednoznaczne. 

ale chrześcijaństwo jest jednoznaczne. Czarne i śmierdzi. Należy tym gardzić.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...