Skocz do zawartości
Zamknięcie Forum WP abcZdrowie ×
Forum

Zdrada,odrzucenie,niemoc


Gość Hysteryia

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem z nim 5 lat. Od zawsze był zazdrosny i przejawiał cechy paranoika oraz agresywne. Ja byłam roztrzepana na początku, optymistyczna i bardzo otwarta na ludzi(być może za bardzo).

On po pewnym czasie uroił sobie, że go zdradzam, co było nieprawdą. Zdarzały się coraz częstsze wybuchy agresji i histerii czy agresji słownej (dziwko, ku*wo, puszczasz się itd). Wystarczyło np. że chciałam po prostu wrócić ze znajomym ze szkoły autem(był to jedyny znajomy, który chodził do tej samej szkoły co ja i dzięki temu nie musiałabym czekać na autobus przeszło 3 godziny). Zostałam wyzwana od szmat, że pewnie się puszczam i coś z tym znajomym robię. Pierwszy raz dostałam wtedy dziwnego ataku paniki, ale lekkiego. Wsiadłam w autobus i pojechałam do innego miasta do brata, żeby z kimś porozmawiać(ale nie o tym, po prostu).

I tak zdarzały się wybuchy, ale były przeplatane idealnymi sytuacjami między nami. Zrozumienie, miłość itd. Ale nieporozumienie było niestety równie przygniatające. Według niego, w jego głowie zrobiłam to tysiące razy z różnymi osobami. Ale nic bie zrobiłam.

Po 4 latach, po kolejnej kłótni stwierdziłam, że tak dłużej być nie może. Rozmowy nic nie dawały, ciągle byłam tą złą, która musi się zmienić. Powiedziałam, że to koniec. Rozstaliśmy się na ok 2 miesiące. W tym czasie poznałam kogoś, z kim pierwszy raz od bardzo dawna dogadywałam się na każdej płaszczyźnie. Oszalałam. Po 4 latach nieporozumień mi odwaliło. Byłam z nim nawet w pseudo związku, rozmawialiśmy dużo, ale też zdarzyło nam się uprawiać seks. Cała ta sytuacja z biegiem czasu to dla mnie czysta abstrakcja. Nie miałam wielu partnerów seksualnych. Z każdym byłam w długim związku(2 - kiedyś i obecny związek). To był wg mnie błąd. Kierowały mną jakieś desperackie uczucia by poczuć się dobrze w końcu. Po jakimś czasie zaczęło do mnie dochodzić, że co ja robię? Zakończyłam ten krótki związek i odezwałam się do Niego. Mimo wszystko nie czułam nigdy czegoś takiego do kogoś innego. Zaczęliśmy rozmawiać. Wyznałam mu całą prawdę. Powiedziałam, że zrozumiem, jeśli nie będzie mnie już chciał, ale że to był błąd. Zgodził się mi wybaczyć i postanowił spróbować raz jeszcze. Zdziwiłam się, bo wydawał się trochę zmienić przez te dwa miesiące. Uspokoić.

Zeszlismy się znowu. Bywało nadal różnie, ale myślałam, że damy radę. Niestety po roku dowiedziałam się, że w przerwie całował się z dwoma kobietami, potem, że całował się z dwiema również moimi znajomymi - ale to jak już byliśmy razem, a na dokładkę przespał się ze znajomą ze szkoły, po czym rozmawiał ze mną w tym samym czasie, mówił, że kocha, wybraliśmy się na wakacje na tydzień i jeszcze na wakacjach zdarzyło się, że nazwał mnie dziwką, bo z kimś rozmawiałam.

Kiedy to usłyszałam, że od pół roku coś takiego się dzieje coś we mnie umarło. Wytłumaczył to tym, że to była zemsta, bo sobie nie radził z moją."zdradza". Mam niskie poczucie własnej wartości, więc stwierdzilam, że mi się należy i mu wybacze. Od tego czasu wybaczenia wpadam w jakieś histerię, obłęd, biegam za nim,.bo boję się, że mnie zostawi, ma do mnie coraz mniej szacunku, obraża mnie, mówi, że jestem chora psychicznie, że mam się leczyć,.że jestem szmata i nadaje się na dziwke. Uważa, że źle zrobił po czym w kłótni stwierdza, że cieszy się z tego i jak ją ruchal, to czuł, że mu nie jestem potrzebna. Wybucha coraz częściej agresją słowna czy nawet fizyczną(popchnal mnie pare razy, oddał mi jak go spoliczkowalam bo przesadzal z obelgami). Ma coraz większe paranoje dotyczące zdrady i odgradza mnie od długiego już czasu od znajomych płci męskiej, bo twierdzi, że jak facet rozmawia z kobietą to tylko dlatego, że chcę ja wyruchac. Że kobiety to kurwy. A oststnio zrobił mi.awanturę bo porozmawialam z dawno.nie widzialnym znajomym, który teraz jest jego przyjacielem. Od razu.nastawil go przeciw mnie, że porozmawialam z nim, Jemu na złość i znajomy już mnie.unika bo się boi reakcji Jego. A ja tylko chciałam porozmawiać. Tym bardziej, że przestałam wychodzić do ludzi chyba z 3 lata ponad przez tą zazdrość. On wychodził nadal. I przed zdradą i po zdradzie. Nawet do tych samych.miejsc, gdzie się całował i te znajome mogły tam.być.

Pomocy. Ja już nie wiem co jest prawdą. Czy ja faktycznie mam coś z głową tak jak on mówi, czy nie. Czy dobrze zrobilam, ze wybaczylam zdradę? Czy on dobrze uważa, że z mojej strony to była zdrada mimo, że nie byłam z nim? Siadają mi nerwy i.organizm. Nie mam sił wstać z łóżka.

Odnośnik do komentarza

Dodam jeszcze, że, z tego co mi mówił, on otaczał się od zawsze rozwiazlymi kobietami czy mężczyznami. Że kobiety nie miały oporów iść z kimś do łóżka tak sobie, czy zrobić komuś loda czy jakkolwiek zainicjować kontakt seksualny. Mówił nawet, że w 3 klasie gimnazjum koleżanka z klasy zrobiła mu dobrze w toalecie. Nie był nigdy w związku. Chyba, że celem był seks. Przede mną był z kimś, z kim uprawiał seks i mówił, że ta osoba go kłamała i uprawiała też z innymi i traktowała go jak kogoś do seksu. Ponoć to przeżywał. I kobiety jak już to traktowała go albo jako przyjaciela do wyzalenia się albo właśnie żeby uprawiać seks. Jak był mały to przypadał wujka jak się całował z siostrą jego żony i to też mu zapadło w pamięć. Ja chodziłam do psychologa z powodu depresji i jakiś dziwnych lęków i myślę, że to wykorzystał do tego, żeby robić ze mnie chorą. On uważa, że nie musi nigdzie się zgłaszać i wszystko z nim ok. A co gorsza ma znajomych, którzy też raczej otaczali się w rozwiazlym środowisku, którzy są zranieni przez takie zdradzajace kobiety i jak coś się między nami dzieje, to oni trzymają jego stronę bo pewnie uważają, że puszczam się tak samo, co jest nieprawdą. Więc na On czuje się pewniej z taką obstawą. Ja nie mam nikogo przez depresję, lęki i przez to, że przez zazdrość przestałam wychodzić. Siedzę w domu i studiuje zaocznie. W ciągu tygodnia nawet nie mam siły sie uczyc czy żyć. Czuję się jak wrak. On wydaje się sobie radzić w najlepsze. Praca, znajomi, wyjścia. Czuję się zapedzona w kozi róg. Pozwalam mu na wszystko i boję sie odejść. Nawet wielokrotnie mi groził w nerwach, że mi wpier..., że zrobi mi pieklo z życia. Ostatnio pokazal moją histerie smsowa kumplowi, który ponoć stwierdził, że jestem glupia jak but. Nie wiem czy on się wybiela przed nimi, że oni go toleruja, czy są tak samo chorzy, że im jego wybuchy publiczne nie przeszkadzaja. Tym bardzirj, że jak ostatnio wyszliśmy i spotkałam dawnego znajomego z liceun i chwile z nim pogadalam to wpadl znowu we furie i krzyczał, że mu wpier...
No i jeszcze ma problemy z uzywkami. Jak zacznie pic, to nie może przestac. Zwlaszcza jak jest zdenerwowany. Na punkcie seksu też ma obsesję. Tylko, że ja już nie lubię seksu. Czuję awersje do tej czynnoscu i mojego ciała jak i do tego, że kobiety nie powinny tegi robić. Chociaż kiedyś uwazalam seks za coś pieknego, artystycznego, wznioslego. Teraz się tym brzydze. A on tą czynność sprowadził do czegoś na miarę pornosa, które ogląda.

Odnośnik do komentarza

Hysteryia, napiszę krótko - uciekaj od tego mężczyzny. Nie szanuje Cię, wyzywa, podnosi na Ciebie rękę, zdradza, wmawia, że jesteś chora, obniża Twoją i tak niską samoocenę. Tak nie wygląda zdrowy, satysfakcjonujący związek. Chcesz być znowu przez niego uderzona albo zdradzona? Chyba nie. Ratuj się póki możesz. Zasługujesz na kogoś lepszego. Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za odpowiedź, Pani Psycholog! Chcę uciec, ale chyba się uzależniłam już. Czuję fizyczny ból, kiedy pomyślę o tym, że miałabym odejść. Boję się, że sobie nie poradzę z życiem. Że zostanę sama. Że on sobie ułoży życie, a ja go spotkam kiedyś z inną i będzie się ze mnie śmiał, że mi nie wyszło. Boję się wszystkiego.

Jednak prosiłabym jeszcze o odpowiedź na pytanie z tytułu: Czy jego zdrada jest uzasadniona i mi się należała za to, że go zostawiłam i związałam się z kimś innym na jakiś czas? Miał prawo tak zrobić? Ja już nie wiem jak mam reagować. Nie umiem się bronić i we wszystko mu wierzę. Przyznam nawet, że robię z siebie ofiarę, ale to mam pewnie po mamie, bo ona też pozwala z siebie robić męczennice, która bierze winę wszystkich na siebie i wszystkim pomaga.

Odnośnik do komentarza

Jeden wielki rollercoaster, gdzie Ty wraz z omawianym tu partnerem, wróć przemocowym psychopatą vel psychofagiem, przedstawiasz dosłownie i w przenośni leksykalną formę związku kata i ofiary.
Jedyny pozytywny odzew w tej historii to

~Hysteryia
Rozstaliśmy się na ok 2 miesiące. W tym czasie poznałam kogoś, z kim pierwszy raz od bardzo dawna dogadywałam się na każdej płaszczyźnie. Oszalałam. Po 4 latach nieporozumień mi odwaliło. Byłam z nim nawet w pseudo związku, rozmawialiśmy dużo, ale też zdarzyło nam się uprawiać seks. Cała ta sytuacja z biegiem czasu to dla mnie czysta abstrakcja. Nie miałam wielu partnerów seksualnych. Z każdym byłam w długim związku(2 - kiedyś i obecny związek). To był wg mnie błąd. Kierowały mną jakieś desperackie uczucia by poczuć się dobrze w końcu. Po jakimś czasie zaczęło do mnie dochodzić, że co ja robię? Zakończyłam ten krótki związek i odezwałam się do Niego. Mimo wszystko nie czułam nigdy czegoś takiego do kogoś innego. Zaczęliśmy rozmawiać. Wyznałam mu całą prawdę. Powiedziałam, że zrozumiem, jeśli nie będzie mnie już chciał, ale że to był błąd. Zgodził się mi wybaczyć i postanowił spróbować raz jeszcze. Zdziwiłam się, bo wydawał się trochę zmienić przez te dwa miesiące. Uspokoić.

gdzie na pierwszy rzut oka widać jak jesteś niczym narkoman uzależniona od pierwotnego partnera, damskiego boksera.
Te dwa wątki powinny się zamienić czasowo miejscami, gdzie paradoksalnie ten pierwszy - 5 letni - nie powinien w ogóle mieć miejsca.
On Ci nie odpłaca pięknym za nadobne, a jedynie wmawiając Ci zdrady wszelkiej maści, ma ku temu 3 tony na wagę pretekstów do tego, by to robić bez żadnych konsekwencji.
On tu jest haremowym kurierem, Ty zaś metaforyczną kołdrą; taką przykrywką do jego wyskoków w alkowy. Nic dodać nic ująć.
Poszukaj sobie materiałów na necie pt. "moje dwie głowy", które są zarazem tytułem książki o tych w/w problemach, który tu omawiamy lub poczytaj moje posty na tym forum.

Generalną i niepodważalną zasadą jest fakt, ze z toksycznego związku się ucieka, ucieka nogami do przodu. A taka forma związku to u Ciebie jest jedynie wierzchołek góry lodowej jak nie porównując Mount Everest do kwadratu.

Odnośnik do komentarza

Jesteś tylko seksualną niewolnicą, którą można pomiatać, bić, a ona łasi się do swego pana.
Jak można się tak poniżać? Czy ty już całkowicie zatraciłaś poczucie godności, a nawet zwykłego człowieczeństwa?
Czemu nie zwiejesz z tego chorego układu?
Bo się przyzwyczaiłaś do obelg, do niszczenia samej siebie, jako człowieka?
Ocknij się wreszcie, uciekaj, zacznij pracować nad odbudową własnej psychiki, stan się znowu NORMALNA.
Piszesz, że nie możesz?
Ależ możesz, musisz tylko CHCIEĆ.

Odnośnik do komentarza

Autorko :)
Obejrzyj sobie film pt "Lady Caroline Lamb"
o wyniszczającej namiętności i uzależnieniu tytułowej bohaterki od toksycznego dla niej uczucia do lorda Byrona.
Widziałam ten film jako mała dziewczynka ale do tej pory pamiętam ogromne wrażenie jakie na mnie zrobił.
Ty jesteś uzależniona od tej relacji i tego człowieka.
Najlepiej jakbyś zerwała i to nagle i bezpowrotnie, bo chociaz będziesz cierpieć jak to na odwyku,to w końcu to minie i wyzdrowiejesz, a to tu też nie czeka Cie nic innego jak tylko cierpienie, poniżenie i jeszcze rozpad osobowości na dokładkę.

Odnośnik do komentarza

Aby być zdrowym psychicznie trzeba rozładować złość. Dlatego też jest pokusa zemsty. Uczucie to zna chyba każdy. To trudne, lecz trzeba wtedy odreagować złość jak najmniej szkodliwie dla nas samych. I najważniejsze to być silnym i nie zniżać się do czyjegoś poziomu.

Odnośnik do komentarza

Droga autorko, przeżywam bardzo podobna sytuację już od 9 lat. Mój mąż ma obsesję na punkcie mojej domniemanej niewiernosci, czepia się podobnych sytuacji co twój partner, a jak ktoś (facet)do mnie napiszę na fb to jest awantura przynajmniej dwudniowa. Jest zazdrosny o to że mam na studiach mężczyzn na kierunku, a ostatnio jak dostałam wiadomość od jednego z kolegów z roku z zapytaniem czy przychodzę do pubu gdzie wszyscy na mnie czekają (ja oczywiście nie poszłam dla świętego spokoju ) to poprostu dostał niemalże histerii, że mu nie mówię, że utrzymuje kontakty z facetami za jego plecami, itp. Dodam że sama nie wiedziałam iż dostałam jakąkolwiek wiadomość. Tak jak twoj myśli, że kobieta z facetem prędzej czy później wyląduje w łóżku. To chore, a ja zawsze byłam przyjacielska, miałam kontakty z różnymi ludźmi, przyjaciół obu płci, a teraz? Nie mam nikogo, tylko męża i 4 ściany, rzada przerwania studiów gdyż wymagają moich wyjazdów (zaocznie) bo na pewno się puszczam skoro mi faceci piszą jak tylko mnie nie ma w domu. Nie trafiają do niego żadne argumenty, wmawia mi puszczanie się z jego znajomymi, z mężczyznami z pracy, itp. Ja nawet boję mu się powiedzieć, że ktoś mi coś napisał czy się do mnie odezwał bo poprostu przesluchuje mnie niczym prokurator. Wlamuje mi się na konta mailowe, fb, przegląda tel, itp. Nie mam już siły, jestem wrakiem,wszystkie moje myśli kręcą się wokół tego by nie podpasc, żeby był spokój, tak bardzo bym chciała żeby było normalnie bo wiem że on mnie kocha i ja go kocham i wiem że kiedyś było normalnie, później się zjebalo... Nie wiem tylko czy jest sens i czy mam jeszcze wystarczająco dużo sił by walczyć o ten związek. Trzymaj się ciepło i mimo wszystko radzę Ci odejść bo jednak Twoja sytuacją jest jeszcze bardziej ekstremalna, walcz o siebie tak jak ja nie potrafię

Odnośnik do komentarza

Oloze. To chory związek, uciekaj od niego.
Ja też dla świętego spokoju odcięłam się od znajomych, a mąż coraz bardziej zachowywał się jak kawaler.
Podporządkowałam mu się i to był mój największy życiowy błąd.
W końcu był rozwód i zostałam sama, jak palec. Bez znajomych, bez przyjaciół.
Walcz o siebie, o własne życie, nie daj się.
I konieczne skończ studia. To twoje życie, to twoja przyszłość.

Odnośnik do komentarza

Ehhh..czytam czytam i jedyne co mi się nasuwa w myślach to ucieczka..
Od takich chorobliwie zazdrosnych facetów się ucieka. Po prostu. Ten typ mężczyzn nie potrafi zaufać kobiecie. Nie potrafi stworzyć poczucia bezpieczeństwa ani sobie ani partnerce w związku.
Dodatkowo wchodzi tu także przemoc psychiczna. Takie wyzwiska się pod to kwalifikują.
Zamknie Ciebie w czterech ścianach, wzbudzi ogromne poczucie winy, sprawi, że będziesz miała co raz niższe poczucie swej wartości a potem będzie robił z Tobą co chce.
Jeśli nie potrafisz odejść zgłoś się na terapię z psychologiem. Są darmowe na NFZ.
On wytłumaczy Ci jak to działa. Być może znajdzie jakieś zależności z Twej przeszłości, np dzieciństwa.
Jeśli nie chcesz sobie zmarnować życia to zrób to jak najszybciej.. Uciekaj. Uwierz w siebie. Dasz radę. Potrafiłaś raz odejść... drugi raz też to zrobisz.

Odnośnik do komentarza

Nadal z nim jestem, bo rozmawialiśmy znowu szczerze i ustaliliśmy pewne rzeczy. Ja też zaczęłam stawiać jasniejsze granice co do zachowania względem mnie. On dzisiaj był pierwszy raz u psychologa i mówił o zazdrości i innych rzeczach. Będzie chodził dalej. Nie wiem jak mam reagować na to wszystko, bo ja wiem, że on też sobie nie radzi, miał trudne dzieciństwo, stąd te zaburzone zachowania. Podobnie jak u mnie. Pewnie dlatego się spotkaliśmy, bo jeden drugiego rozumiał. Z tym, że ja nie wiem czy to jest miłość czy uzależnienie, czy oba. Staram się zdystansować do tej relacji w trakcie jej trwania. Nawet jak jest teraz pozornie lepiej. Staram się odsunąć emocjonalnie z każdą sekunda. Przestaję się powoli bać samotności. Próbuje skupić się na sobie i studiach nadal trwając w związku. Nagłe przerwanie mogło by mnie zabić. Jestem wykończona. Lepiej jakby był gburem 24/7, bo łatwiej byłoby to zerwać. Jednoznaczna sytuacja i pozamiatane. Ale jak ja widzę, że on sam się miota między dobrym a złym przez rodziców, zwlaszcza ojca, to myślę, czy zostać, bo on się naprawi. Bo chyba to w środku, co jest nie skażone schematem rodzinnym pokochałam. Chociaż nie wiem...

Odnośnik do komentarza

Tylko co oznacza "za późno"? A co jeśli się okaże, że on jednak się naprawi i rozpoczęcie terapii z jego strony wyleczy jego zachowania? Boję się, że zrezygnuje z niego, a potem będę żałować... Tym bardziej, że nie mam nikogo. On ma kumpli, do których biegnie jak mu źle. Ja biegnę zamknąć się w pokoju żeby medytować. Czuję się samotna. Co do mojej rodziny to mamy dziwnie zdystansowane relacje, więc nie czuję, że mam jakiekolwiek wsparcie czy, że ktoś mnie wysłucha. Zazwyczaj "wysłuchanie problemu" kończy się na wylaniu swoich własnych smutków ze strony kogoś z rodziny, czy olewatorskim skomentowaniu, że inni mają gorzej. Chodzę do psychologa na nfz, ale raz na miesiąc, a teraz nie byłam bo moja psycholog zmarła i musialam się pozbierać. W środę mam wizytę z kimś, kto pewnie dostał notatki o mnie, ale mam tyle na głowie, że spotkanie raz na miesiąc to naprawdę mało, a nie mam pieniędzy na terapię prywatną, ledwo na szkołę mam.

Odnośnik do komentarza

Właściwie jest jeszcze jedna istotna rzecz. Przez zdystansowane relacje w domu nie umiem nawiązywać relacji koleżeńskich, ani mieć znajomych, gdzie jak wiadomo, są pewne granice. U mnie mimo zdystansowania te granice się przekraczalo, zwlaszcza moja mama. I tak oto umiem nawiązywać tylko takie relacje. Bliskie. Jak najbliższe. Symbioza niemalże. Albo żadne, bo jestem tak zdystansowana, że moje relacje kończą się na pierwszej fazie znajomości, bo nie daje się poznać. Inni z łatwością opowiadają o swoim życiu, a ja milcze, bo mnie nauczono, żeby nikomu nie ufać i się nie odpowiadać o sobie. Więc On jest moim jedynym oknem na świat, bo on akurat jakieś tam znajomości podtrzymać umie. Głównie bazujące na alkoholu, ale nie zmienia to faktu, że to generuje długie relacje, dzięki którym można się poczuć częścią czegoś. Jak on wychodzi, to mam okazję też wyjść i się poczuć częścią czegoś. Ja sama nawet nie mam motywacji do tego by podtrzymywać relacje. Napisać by pogadać bez celu i sensu. Ehh.

Odnośnik do komentarza

I mieszkam w małym mieście, gdzie nic się nie dzieje i wszyscy się znają, więc sama nie mam po co wyjść. Może jak się przeniose do miasta, w którym studiuję coś się zmieni, ale nie wiem. Skoro i tak się nie daję poznać nikomu i nie lubię jak ktoś mnie poznaje. Zazwyczaj jest tak, że jestem chętna by kogoś poznać, ale czym relacja dłużej trwa i wymaga otwarcia się jakiegokolwiek, ja zaczynam się wycofywać i ograniczać kontakt, by było jak na początku... i ludzie odchodzą do innych.

Odnośnik do komentarza

Zanim ta relacja -zależna i uzależniająca -Cię zniszczy.
Gdybyś spróbowała nie bać się samotności...i odeszła od niego łatwiej było by Ci się otworzyć na nową, oby zdrową i właściwą relację... głęboką albo żadną ale zdrową...
Twój chłopak może kiedyś się zmieni a może nie; kiedy się uniezależnisz=uwolnisz , nie będziesz żałowała jeśli jemu się uda; ale jeśli zostaniesz z nim a jego słowa okażą się mrzonką będziesz miała złamane życie.
Jeśli on chce się zmienić, niech nad sobą pracuje, nie będąc z Tobą w związku. Ty jemu nie pomagaj,bo na tym etapie to nie Twoja rola; tylko pomóż sobie w pierwszej kolejności. Jesteś wrażliwą osobą i potrzebujesz bliskości. Ale wiesz mi -nie takiej; czasem warto mieć w życiu porównanie różnych relacji. Normalna, wartościowa i zdrowa relacja wzmacnia, buduje, podnosi, daje pokój, spokój, zadowolenie i poczucie szczęścia.
Twoja obecna taka nie jest. Więc masz wybór: teraz albo nigdy; jeśli będziesz odwlekać , będzie coraz trudniej się rozstać. Zrób to z intencją obopólnego dobra a czas pokaże co dalej. Pozdrowionka

Odnośnik do komentarza

Byłam dzisiaj u psychologa. Również stwierdziła, że powinnam sobie odpuścić. Tylko właśnie mój strach przed odrzuceniem jest tak silny, że nie wiem jak ja to zrobię. Póki co próbuję się zdystansować od niego jak tylko mogę. Ale czuję się z tym źle, bo on zaczął chodzić do psychologa i wierzę, że jak się naprawi, to mogło by się udać, bo wiem, że w głębi duszy jest tak samo zranionym dzieciakiem jak ja i broni się przed światem. Tylko, że on ten mój dystans odebrał jako odrzucenie go i on już chce o mnie zapomnieć na zawsze i wymazać z pamięci i mówi, że jak to źle, że mnie spotkał itp. Dzisiaj idzie odebrać swoje rzeczy, żeby zabrać siebie ode mnie na sto procent. Popaprane to wszystko...

Odnośnik do komentarza

Tak się czujesz bo on wpędził Ciebie w poczucie winy.
A Ty widzisz w nim też takiego w gruncie rzeczy biednego nieradzącego sobie ze światem człowieka.
Nawet jeśli tak jest, to Ty go nie uratujesz a tylko pogrążysz siebie. Widzisz on nie chce spróbować być z Toba i naprawiać się jednocześnie. Widocznie on uznał , być może razem z psychologiem ze najlepiej będzie zakończyć relację.
Ciekawe jakby to było gdybyście chodzili razem na takie spotkania z psychologiem, bo wiesz, tak to osobno każdy opowiada swoją wersje, nie wiadomo co on mówi a wspólnie byłaby konfrontacja no i Ty zobaczyłabyś bardziej jaki on jest. A może on o Tobie mówi nie najlepiej i jeszcze Ciebie obwinia za swój stan, kto wie.
W każdym razie szkoda ze akurat ktoś tak zaburzony stał się dla Ciebie tak ważny, możne jakoś się wzajemnie uzupełnialiście, jednak ewidentnie Cie to niszczy.
Postaraj się jakoś przetrwać te najgorsze dni. Bo to złudne szczęście, lepiej pocierpieć zdrowiejąc niż czuć życie spadając na dno.
Powodzenia :-) i życzę zebys spotkała kogoś kto nie będzie Twoim dręczycielem ale z kim też poczujesz ze żyjesz naprawdę.

Odnośnik do komentarza

~Hysteryia
Zerwał ze mną, a ja boję się odrzucenia, boję się, czuję fizyczny ból, byłam z nim 5 lat, jedyna osoba, przed która się otworzyłam. Boje sie ze sobie cos zrobię. Nie przeżyje tego

Paradoksalnie, wyświadczył ci przysługę, zmarnowałaś z tym typem 5 lat! Czas się otrząsnąć.
Nie ma już znaczenia kto kogo zdradził i czy rzeczywiście tak to traktować, gdy nie byliście wtedy razem, istotne jest to, że uzależniłaś się od psychofaga.
Nie łatwo wyjść z takiego uzależnienia, czego dowody masz teraz. Polecam książkę "Moje dwie głowy", autorka na czynniki pierwsze rozłożyła układ psychofag - ofiara.
Jesteś ofiarą toksycznego typa i jedynym ratunkiem dla ciebie jest całkowite odcięcie się od niego, jak sugeruje autorka w/w książki, dobry jest sposób "na padlinę" :), czyli nie ma cię, nie reagujesz, sama w żadnym wypadku nie szukasz kontaktu.
Zrób to dla siebie, masz teraz szansę na z pewnością lepsze życie.

Odnośnik do komentarza

Zadna kobieta nie powinna być z takim osobnikiem, ktory"twierdzi, że jak facet rozmawia z kobietą to tylko dlatego, że chcę ja wyruchac. Że kobiety to ku*wy." A efekt zadawania się z takim typem to "Siadają mi nerwy i.organizm. Nie mam sił wstać z łóżka."

Przypominam,że pisałaś to zanim zabrał swoje rzeczy i sobie poszedł.

To był bardzo toksyczny związek. Był, bo były też dobre i piękne chwile.

Teraz trzeba sobie wyrażnie powiedzieć,że nie była to miłość na całe życie, skończyła się i trzeba iść dalej. Wiedziałaś,że tak będzie, bo było Ci już nim tak trudno,że sama próbowałś odejść. Najgorsze,że byłaś z nim tak dlugo, że masz chyba już wgrane, że od czasu do czasu należy Ci się ubliżanie i opowiadanie jaka to Ty jesteś straszna. Jak spotkałaś spokojnego chlopaka i próbowałaś z nim tworzyć związek, to po pierwszej euforii,że jest normalnie, spokojnie poczulaś,że to nie to. Nie ma andrealiny związanej z huśtawką uczuciową, ubliżaniem, zastanawianiem się kiedy jaśnie panu przejdzie, bo przecież on w gruncie rzeczy jest dobry w sobie głęboko i na pewno mi niegodnej przebaczy.

Słuszne jest stwierdzenie,że gość zrobił Ci przysługę wynosząc sie z Twojego życia. Niemniej zrobił Ci taki galimatias w głowie,że choć jak rozmawiać o tym, to obruszysz się swięcie, ale wgrał Ci w psychikę model związku burzliwego z róznymi ekscesami i poniżaniem kobiety.

Ten związek powinien się rozpaść, bo już wcześniej od siebie odchodziliście. To co było w nim piękne zachowaj dla siebie. Niemniej to co było chore i Cię upokarzało musisz jakoś przepracować, aby nigdy w życiu nie zbliżył sie do Ciebie mężczyzna o podobnych cechach charakteru (a chyba istnieje duże prawdopodobieństwo teraz).

Musisz chyba założyć, że teraz wychodzisz z cięzkiej choroby, masz mało energii do życia, ale z każdym dniem będzie lepiej. Wasz związek BYŁ i się zakończył. Zycie idzie do przodu i o sobie trzeba teraz pomyśleć. Wspominać będziesz na starość. Teraz się o siebie zatroszcz. Zapytaj siebie samą co w życiu sprawiało Ci przyjemność jak jeszcze sama o sobie decydowałaś i wolno Ci było robić co niosła chwila ( pewnie już nie pamiętasz- to takich prostych rzeczy się o sobie samej dowiedz).
Skup się na swoich studiach.
Zadbaj o siebie jako kobieta, praw sobie jakiś nowy ciuch, może zmień fryzurę- odnajduj siebie i fizycznie i psychicznie.

Tylko nie próbuj zaraz żadnych nowych znajomości. Tak piszę, bo wydaje mi się, że masz tendencję, do szybkiego dowartościowywania się w oczach innego mężczyzny, za ciąg koszmarnych upokorzeń, które Ci fundowano przez ostatnie 5 lat.

Najpierw znajdz siebie, popracuj nad sobą, uwierz w to, że jesteś jedyna i niepowtarzalna, że sama w sobie jesteś wielką wartością niezależnie czy przy Twoim boku jest mężczyzna, czy go nie ma.Trenuj kontakty z innymi ludzmi, ucz się być otwarta na tyle ,by ich sobie zjednywać a jednocześnie nie do końca ufna,  żeby z byle błahego powodu Cię nie ranili.

Bedziesz miała większą szansę rozpoznać kiedyś ,w przyszłości następnego faceta ( czy oby znów nie jaki psychol) jak wogóle nauczysz się rozróżniać ludzi, wyczuwać czy są wobec Ciebie szczerzy, czy nie chcą Cię wykorzystać. Oczywiście na tej drodze będzie dużo potknięć, ale wierząc w siebie spokojnie tę naukę przejdziesz.

Teraz jest czas na zajęcie się samą sobą. Czas Twojej rekonwalescencji. Ktoś może i w dobrej wierze, może na swój ułomny sposób, próbował Cię kochać, ale po prostu Cię uszkodził, naruszyl poważnie Twoją psychikę i niestety czas naprawy i pracy nad nią musisz przejść sama, lub z życzliwymi ludzmi jeśli takich wokół siebie zgromadzisz, a może nawet będziesz się musiala udać do psychologa.

Ty nie zamartwiaj się tym, czy może Twojemu bylemu partnerowi, ktoś umiejętnie pomoże i przecież z "naprawionym" to Ty mogłabyś iść przez życie, tylko czemu on Ciebie nie chce.

To jest rozdział zamknięty. On ju ż Ci były czasy, że ofiarował wszystko co umiał wtedy najlepszego, teraz to tylko w Twojej obecności wracałaby mu umiejętność pastwienia się nad Tobą, bo jego umysł to doskonale pamięta, ze Ciebie można bezkarnie gnębić. Mając w sobie jeszcze trochę ciepłych uczuć wobec byłego partnera życz mu, aby z pomocą psychologa uczył się w sobie w zarodku dusić uczucie agresji, żeby jeśli kiedyś spotka kobietę, to aby zaimponowała mu taka, która szybko umie stawiać granice, których w związku się nie przekracza. Ty tego nie umiałaś i on z Tobą a Ty z nim nigdy nie odnieślibyście sukcesu.

Każdy związek człowieka uczy czegoś o sobie. Ciebie wśród wielu innych rzeczy powinien nauczyć,że do odrobienia masz lekcję otwartości wobec innych ludzi i umiejętność stawiania granic drugiemu człowiekowi, aby ten drugi nie zapomniał,że ty też jesteś człowiekiem.

Wychodzisz z choroby, więc bądz dla siebie dobra a jednocześnie pamiętaj, że w rekonwalescencji człowiek z dnia na dzień staje się silniejszym. Jeśli dziś jest zły dzień, to jutro będzie lepszy, bo bedziesz silniejsza.

Zyczę optymizmu wobec samej siebie i wiary, że mimo trudności wszystko Ci się dobrze ułoży.

Odnośnik do komentarza
Gość Hysteryia

Dziękuję za wszystkie odpowiedzi, staram się to przerwać, ale nie mogę. Naprawdę czuję, że to jest ta jedyna osoba. Nie miałam tak nigdy, a byłam kiedyś w innym związku. Od pierwszego spotkania z nim poczułam takie silne uczucie, jakbyśmy byli dosłownie sobie przeznaczeni. On też tak poczuł. Nawet pierwszy opisał to idealnie tak samo jak to sama poczułam. Znowu minęły dwa tygodnie, kolejne, w ciągu nich zdążyliśmy zostać "przyjaciółmi", ale tak za sobą tesknilisky, że spotkalismy sie, przytulalismy się, uprawialismy nawet seks, taki jakiego nie było od dawna. Znowu jakbyśmy byli połączeni ze sobą. Potem caly czas się przytulalismy po wszystkim i rozmawialiśmy, że nie chcemy się stracić, nawet on zaczął tak naprawdę płakać, co jest niespotykane bo nigdy mu bie pozwalali plakac w dziecinstwie i nawet przy mnie się bał. I pierwszy raz tak wybuchl i mowil, że on nie chce mnie stracic i nie chce taki dla mnie być. Że agresja mu się miesza z miłością(pewnie dlatego, że tata mu dawal takie uczucia, zdarzało się, że pił i go szarpal, więc on nienawidzi i kocha ojca. Ja mam tak samo z matka, kocham ja i nienawidzę, chociaż ona nir pila, ale psychicznie potrfi zrobic pieklo w mózgu, ze czlowiek nawet sie zabic chce, przez zdezorientowanie ciagle). Ale znowu sie klocimy. On znowu mnie nie ch e widzieć. Mowi, ze chce przestac czuc te silne emocje do mnie, ze kochanie mnie go niszczy. Mam tak samo, tylko nie umuem sie poddac. Ale tez nie umiem mu wybaczyc, że mnie zdradził. Dostaje paranoi, że znowu może z kimś obcowac, bo jest na mnie zły. A na dodatek jak pojawil sie w moim zyciu, to mam wrażenie, że namieszal miedzy mną, a osobami, które znałam. Przykolegowal sie do nich wszystkich w momencie jak sie z nimi poklocilam, i mnie odrzucili. I od tego czasu oni są zawsze za nim, nie za mna, jego zapraszaja, dzwonią do niego, mają obecnie z nim lepszy kontakt co mnie doprowadza do furii. Nie rozumiem dlaczego tak zrobił. Mowi, że niby dlatego, żeby mi bylo latwiej sie z nimi pogodzic, ale no kurde, jak sie miedzy nami zle dzialo, to on znikal pogadac z moimi kolezankami o mnie, a jak ja ostatnio zniklam na godzine pogadac z jego przyjacielem obecnie, ale moim niegdys dobrym kumplem, ktorego znam dluzej niz On, to się wkurwil, ze mu przyjaciela zabieram. Ogólnie, jak mu wyrzucilam, że on mi.zabiera znajomych, bo nagle się do nich dokumplowal i zakręcil wokol nich, to mowil, ze oszalalam, a potem sie okazało, ze ja nie moge sie kumplowac z jego znajomymi, bo to jego znajomi i on ich dluzej zna, i jak juz sir z kims z jego znajomych dogadywalam, to byl zazdrosny, ze na bank coś robie. I tyle tych sytuacji jest, a ja nadal nie mogę z nim zerwać. Czuję się jak uzależniona. Ciagle sprzeczne sygnały. Kocha, nie kocha, jak on robi, to moze byc, jak ja, to jestem pojebana, itd itd boje się o siebie, a nie mam kasy na psychologa wiec czekam znowu na wizyte nfz na koncu grudnia. I nie wiem jak dam rade. Czuje jakby mi serce gnilo z tesknoty, z przywiazania. Czuję jakby ktoś bliski mi umieral. Doslownie. Jakby ktoś wyrywal mi serce z piersina zywca. Nie daje rady się od tego odcisc. Jeszcze jakbym miala znajomych to by było latwiej, ale nie mam nikogo, a wszyscy mnie maja gdzies, bo bylam pochlonieta zwiazkiem i do nikogo sie nie odzywalam. I szczerze nir wiem czy chce odzyskac znajomych, bo naprawde ich chcę, czy dlatego, bo on mi ich zabral i on moze spokojnie sie otaczac ludzmi z naszej miejscowosci, a ja nie mam kim i czy nawet się odezwac. A odzywac sie boje do kogokolwiek sama i pierwsza, bo nie wiem czy jest sens cokolwiek odbudowac. Czy chcieli by mnie jeszcze w swoim życiu. Chciałabym zeby to bylo bardziej naturalne, zeby się z nimi spotkać i wyjsnic sobie wszystko. Nie wiem już nic. Przepraszam za chaos w wypowiedzi, bo napewno jest, jestem znerwicowana i tak bardzo za nim tęsknię. Stsram sie zajac soba, ale nie potrafię. Ciagke mam napady placzu o czuje sie slaba. Co pocwicze zeby sie uspokoic, to zaraz musze znowu.

Moze mi ktoś wyjaśnić dlaczego moj organizm tak reaguje na odrzucenie jak na śmieć kogos? Co tam się zadzialo, jakie hormony szaleją c że ja się tak uzaleznilam i czuje jakby mi serce i wszystko zgnic mialo z tesknoty?

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...