Skocz do zawartości
Forum

Zniechęcenie, brak zainteresowań i pasji


Gość student0123

Rekomendowane odpowiedzi

Gość student0123

Witam szanowne państwo. Nie wiem jak opisać swój problem, który defacto może jest wymyślony i sobie wmawiam z lenistwa, ale zacznę od początku... Będzie to dosyć długi wpis... Mam nadzieję, że ktoś go przeczyta.

Zaczynając studia w październiku byłem przerażony, czułem ogromny strach przed nieznanym, przede wszystkim przed nauką, przed tym że sobie nie poradzę, że nie będę w stanie zrozumieć wszystkiego, że z moim poziomem wiedzy i sposobem nauki (który opiszę później) odpadnę... Bałem się, że braki wyniesione z liceum: "średni poziom" matematyka, podstawę zdałem raptem na 68%, a maturę rozszerzoną do której się nie przygotowywałem (bo odkładałem, kompletnie ją olałem) na 10%. Teraz widzę, że miało to pewien wpływ na moje teraźniejsze życie jednak pomimo tego na pierwszym semestrze sobie poradziłem lecz... nie obyło się bez tzw warunku i wielkich stresów przed kolokwiami i egzaminami. Z jednego przedmiotu mam warunek z powodu odkładania nauki tak jak odkładałem maturę rozszerzoną. Ech miałem też kłopoty z innymi m.in. matematyką która nie jest moją mocną stroną, bo trzeba MYŚLEĆ. Matematykę o zgrozo udało się nadrobić ze względu na przyjemnego i ugodowego prowadzącego oraz popularnemu kursowi video dla studentów (nie będę reklamował, studenci wiedzą).

Do czego zmierzam... Zmierzam do tego, że jestem człowiekiem, który od długiego czasu nie ma chęci do niczego, nie ma żadnej pasji, nie wie po co tak naprawdę żyje, nauka sprawia mu trudność, przede wszystkim tzw MYŚLENIE i kombinowanie, szukanie rozwiązań. Nie mam w sobie ciekawości świata (tak jak inni interesują się np matematyką, programowaniem, sportem) mnie zupełnie wszystko wydaje się być obojętne. Boli mnie fakt, że nie mam tej słynnej "pasji" o której ostatnio ciągle się słyszy. Przeglądając fora internetowe, słysząc na około ludzie mają zainteresowania, robią różne rzeczy, są wytrwali w swoich postanowieniach a ja jestem tego przeciwieństwem. Przez całe moje życie każdą "pasję" którą sobie przypisywałem (nauka samoobrony, programowanie, grafika komputerowa) prędzej czy później porzucałem i albo wracałem do niej po pewnym czasie albo kompletnie zostawiłem i poszedłem w innym kierunku. Owe pasje były powierzchowne, nigdy nie wytrwałem na tyle długo aby stwierdzić, że "coś umiem", nauczyłem się nowej umiejętności, chcę ją rozwijać aby być w tym dobry. U mnie następował okres znudzenia, który mogę określić jako słomiany zapał. Robiłem x, przerywałem, wracałem po pół roku, przerywałem i tak w kółko. Jest to coś co mnie najbardziej boli, martwi, przez to czuję się, że stoję w miejscu, przez ten fakt właśnie odbija się to na szkole, na tym że mam trudności w nauce, przyswajaniu nowej wiedzy. Ktoś by powiedział, że studia są łatwe, że zaliczyć łatwo i nie trzeba się wcale uczyć... No właśnie nie. Dla mnie studia to wyzwanie, którego się boję, boję się walki, boję się a zarazem nie chce wysilić, poświęcić czas aby po ukończeniu móc popatrzeć w lustro i powiedzieć dałem radę, nauczyłem się nowych rzeczy, rozwinąłem się na tyle, że od teraz mogę rozwijać się dalej i nic nie jest dla mnie przeszkodą. Wyzwanie traktuję jako "problem" i odkładam jak w przypadku matury oraz przedmiotu ze studiów.

Często porównuję się do innych osób i jak widzę, że inni w moim wieku coś osiągnęli (mają pasje, albo zarabiają duże pieniądze, umieją np programować na wysokim poziomie, są wysportowani, bo zaczęli gdy byli dziećmi) to mnie dobija... Ja pośród nich jestem człowiekiem, który nic nie wie, niczym się nie wyróżnia, nie ma tematów do rozmów, nie ma chęci do rozmawiania z innymi ludźmi, nie ma chęci do poznawania innych, całe dzieciństwo przesiedziałem bezproduktywnie jedynie wkuwając w szkole dla bezwartościowych ocen. Na studiach mam 4 znajomych z którymi przebywam ale nie utrzymuję większego kontaktu, czasem nie mam nawet z nimi o czym rozmawiać pomimo tego że są jedynymi osobami z którymi się zakolegowałem. Jestem nieśmiały, czuję się jak pustelnik ale z jednej strony nie jest mi z tym źle, lubię przebywać sam, kilka lat temu miałem okresy, że przebywałem sam w domu po kilka godzin, bo rodzice pracowali, a nawet jak byli w domu to zawsze zamknięty siedziałem u siebie w pokoju przed komputerem grając w gry. Do dzisiaj tak jest, co prawda jeden z rodziców już nie pracuje i przebywa w domu to ja co przyjdę z uczelni to siedzę u siebie. Nie przeszkadza mi to, bo czasami wolę siedzieć sam, ale widzę, że to mnie wyniszcza sprawia, że się izoluję. Nie wiem jak to zmienić. Miałem okres, że "gardziłem" swoimi rodzicami za to, że nic nie osiągnęli w życiu (nie należymy do najbiedniejszych choć nie żyjemy na poziomie który byłby dla nas dobry) i moje niepowodzenia brak celów obwiniałem ich, bo jestem tacy jak oni czyli żyją sobie wegetują i gówno z tego życia jest. Mój ojciec musi chodzić do pracy której nienawidzi a nie zmieni jej bo po pierwsze ma już swój wiek, po drugie woli narzekać i nic nie robić, po trzecie nie potrafi nic załatwić i gdyby nie pomoc rodziny (jego siostry) to skończylibyśmy marnie. Boli mnie, że powielam jego schemat i staje się identyczny jak on. Nie chcę taki być, nie chcę tak skończyć. Chcę coś osiągnąć, chcę się cieszyć życiem, chcę być mądry, chcę mieć wiedzę i umiejętności aby dostać dobrą pracę, chcę abyśmy coś z życia mieli, abyśmy mogli pozwolić sobie na odrobinę przyjemności a nie życie od pierwszego do pierwszego i w kółko to samo. Problem w tym, że ja chcę tak samo jak chciałem "moje pasje" ech... nie ma we mnie takiej energii i zapału jaki mają inni, ludzie którzy czymś są zarażeni i coś robią. Wiele razy czytałem, oglądałem filmiki motywacyjne, ale jak to się mówi "jednym uchem wchodzi a drugim wychodzi"... Obojętność ech.

Wiem, że sporo mieszam w moim wpisie, ale tak naprawdę to odczuwam problemy na kilku płaszczyznach. Przede wszystkim jest to brak chęci, zapału do działania, do tego aby wyjść z inicjatywą i zacząć solidnie pracować nad sobą. Naczytałem się, że ludzie mogą się zmienić wtedy kiedy chcą... pod warunkiem, że tego PRAGNĄ!!! A ja niby chcę a tak na prawdę to nic nie robię, a jak zacznę to szybko się zniechęcam i mam wiele wymówek. Lenistwo ze mnie bije, niemoc i brak zainteresowań. Jedyne co potrafię robić to siedzieć w internecie i przeglądać na krzyż 3 portale... Tak nawet w internecie nie chce mi się czytać wiadomości za to poświęcam czas na oglądanie głupich obrazków, oglądanie głupich filmików na youtube, albo czytanie komentarzy innych. Łapię się na tym, że takie bezcelowe czytanie komentarzy mnie nie nudzi a jak mam przeczytać artykuł to nie chce się... Dziwne???

Wspomniałem wcześniej o nauce... Od małego zachęcany a raczej zmuszany do dobrej nauki, nie pamiętam jak było ale rodzice mi mówili że kiedyś jak zaczynałem się uczyć pisać, czytać (te podstawowe rzeczy) to też miałem straszne problemy, ale w końcu się nauczyłem. Widzę w tym analogię ze studiami ale uważam że teraz jest o wiele gorzej, bo jestem zmuszony aby OD SIEBIE coś dać. To ja muszę chcieć i przez to jest problem. Moje uczenie się zawsze polegała na wkuwaniu, wszystko czego się uczyłem to było wkuwanie definicji i pomimo faktu że nie miałem złych ocen, byłem jednym z lepszych uczniów (nie jakiś olimpijczyk ale miałem 5, 4 czasami 3 wpadła ale głównie miałem ładne oceny na tle klasy i może szkoły) to nie widzę czy mi to pomogło, nie mam z tego żadnej wiedzy, którą mógłbym się poszczycić i na studiach jestem tym szarym przeciętniakiem, zdecydowanie słabszy. Mam problem z myśleniem i "kombinowaniem". Nie chce mi się myśleć i zastanawiać, jak czegoś od razu nie wiem to wolę się poddać niż drążyć i szukać rozwiązania. Jak coś jest dla mnie niezrozumiałe, mam trudności w zrozumieniu to poddaje się. Przez te wszystkie lata szkoły zawsze "udawało" mi się uzyskać to co chciałem (np dobrą ocenę) i defacto nie miałem wielkich porażek. Nie miałem potrzeby "walki" o swoje, bo zawsze udawało się. Wiem że tak nie może być. Wiem, że trzeba stawiać sobie cele i je realizować pomimo trudności i nigdy się nie poddawać ale ja... ja nie umiem i to mnie boli.

Mam już dość takiej wegetacji i chcę raz na zawsze to zmienić. Próbowałem rok temu i 2 lata temu i nic się nie zmieniło i tak wiecznie i wiecznie i wiecznie...

Odnośnik do komentarza

No tak, trochę podobny do taty jesteś, bo marudzisz nieprzeciętnie, żyjąc sobie chyba nie najgorzej.

Na uczelni Ci chyba zależy, bo się starasz jak umiesz najbardziej. Studia są czasem proste, czasem dość skomplikowane, to zależy od kierunku.

Pasje były krótkotrwale, bo widocznie z nimi do siebie specjalnie nie trafileś. Jak się jest młodym to ma się ten przywilej, ze ma sie troszkę czasu aby różne rzeczy próbować i fajnie, bo przynajmniej wiesz, że próbowaleś, ale aż tak bardzo to Ciebie nie zainteresowalo. Sportu czy tego, ktory już próbowaleś, czy może jednak nowego ,nie zarzucaj. Jest on bardzo potrzebny nawet do tego, żeby w młodym wieku nie gnuśnieć i aby mieć siłę sobie z życiem walczyć.

Wydaje mi się, ze nie masz ugruntowanego zdania o sobie. Z jednej strony chyba cieszysz się, że jesteś na studiach, dzielnie walczysz i trochę może niepotrzebnie na zapas martwisz się czy wszystkiemu podolasz. Jak będziesz pracowal to dasz radę i się nie zamartwiaj do przodu.

Z drugiej strony czytasz, słyszysz o innych, którzy łapią wiele tematów i w niektórych są mistrzami- wtedy Twoja praca na studiach i Twoje utrzymywanie sie na nich ,wydaje Ci się jakieś nikłe i blade. To chyba dobrze, że jesteśmy rózni, mamy różne marzenia i potrzeby- gdybyśmy byli tacy sami to byłoby nudno na tym świecie. Jeśli nie jesteś taki bardzo rzutki, to lepiej pilnuj tych swoich studiów i nie cierp, ze inny to jeszcze na scenie w "mam talent " występuje.

W kwestii komputera i siedzenia w filmikach i innych to wiem, ze młodzi ludzie z pewną samodyscypliną twardo sobie ustalają granice- np. tylko niedziela i nie dlużej niż 1 lub 2 godz ( wtedy leci facebook, youtub i co tam wydaje im się bezproduktywne) i koniec. Komputer jest włączany tylko do celów zawodowych.

Najbardziej mnie niepokoi, że tak jakby pogardliwie o osiągnięciach rodziców się wypowiadasz. Czy to jest synonim naszych czasow, że zgodna rodzina nie mająca większych braków ( czyli mamy gdzie mieszkać, co jeść, za co oplacać r-ki) to takie nudne i upoważniające do myślenia, że ja tak nie chcę. Jakich chcesz fajerwerków, ze takie życie wydaje Ci się takie nieinteresujące?
Człowiek powinien umieć zaspokoić potrzeby podstawowe swojej rodziny, powinien umiec ją uczuciowo trzymać w porządku- to jest bardzo dużo. Poczytaj inne posty na tym forum jak dzieciaki sa zaniedbane uczuciowo, jak bliskie są samobójstw. A jak pieniążków jest więcej, to można sobie wygodniej życ. Jeśli zawod Ci się z Twoich studiów w miare poplatny kroi i będziesz pracowity, to pewnie będzie Ci się wiodło finansowo.

Może mniej powinienes siedzieć w internecie, tylko bardziej wyjśc do ludzi. Porozglądaj się jakie warunki trzeba spełnić, aby dostać się na Erazmusa. Jak pamiętam trzeba z konieczności wykazać się jakimś życiem społecznym, być w jakiś kolach zainteresowań lub organizacjach przygotowujących Cię do zawodu. Zacznij sie wokól tego kręcić, bo będzie Ci to do składania podań o studia wymienne potrzebne a poznasz nowych ludzi (może ktoś okazać sie bardzo interesujący), bo bedziesz gdzies musiał dzialać. Studia wymienne będzą też ciekawym przeżyciem, zobaczysz jak jest na innej, podobnej do Twojej uczelni, jak studiują inni w innym państwie, troche trzeba będzie sie spiąc aby w innym języku wysłuchać wykladow i jeszcze pozaliczać przedmioty, aby w Polsce nie stracić roku. Masz co robić, nie marudz, bo robisz sie stary-malutki.

Odnośnik do komentarza
Gość lili1996

przeczytalam fragment Twojego posta..znam ten bol, znam...a na studiach nie nauka jest najgorsza, najgorszy jest Strach przed Nauka.
Wiem, wiem o jakim kursie video mowisz, tez z niego korzystam..Boze a najlepsze jest to ze wyniki z matur obu mamy podobne..Tak, znam znam ja ten bol, ten bol studiow..niby koniec zaraz, ale jak trudny jest ten koniec..Ta presja kurwa mac, ze juz miesiac zostal, a stres PARALIZUJE...jprdl...o a na deser - problemy z psychika i uczuciami i ludzmi..

Odnośnik do komentarza

Nie mam pojęcia czemu tak mamy. Chociaż u mnie w życiu polepszylo się o tyle, że nie uważam już studiów za koniec świata, bo jednak udalo mi się odnaleźć pasje przy której trwam. I to wcale nie oznacza, że wykonuję ją na umór, do utraty sił. Są przerwy, ale mimo to wyszlo na to że od dwóch lat idę malymi krokami w dobrym kierunku i to nie ginie, to daje rezultaty. Czytałam swój wpis powyżej - dziś wstyd mi jak mogłam pisać tak bylejak. A jeśli chodzi o studia - to to normalne że na nich ciężko. Czasem trzeba kombinować, spisać zadanie od kogoś, ustanawiać priorytety i uczyć się wybranych przedmiotów a inne tylko na tyle odwalić by zdać. niedoświadczona w studiowaniu osoba ma bardzo bardzo ciężko dlatego warto nie zdać pierwszego roku i iść bardziej doświadczonym na studia od nowa i dbać o kontakty ze starszymi rocznikami by oni nas nakierowywali i dawali swoje zadania.

Odnośnik do komentarza

witam,

mam dokładnie ten sam problem, jeśli chodzi o zainteresowania jakiekolwiek. Z nauką miałam inaczej, rodzice nie wymagali ode mnie wiele, abym zdawała z klasy do klasy w sumie i niewiele więcej.

teraz mam 26 lat i z własnej inicjatywy to bym tylko jadła, spała i siedziała na necie.

od kilku lat leczę depresję i nie ma wielkich efektów, więc coraz częściej zastanawiam się, czy może to nie jest tak, że jestem po prostu do granic możliwości leniwa... nie wiem, ale leczę się nadal.

moja wypowiedź w niczym raczej nie pomogła, ale wydaje mi się, że miło wiedzieć, że ktoś ma podobnie.

pozdrawiam i trzymam kciuki, żebyś znalazł sposób na trwałe zmiany.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...