Skocz do zawartości
Forum

Chcę zostać anorektyczką


Gość sandra_1999

Rekomendowane odpowiedzi

Spokojnie nie stresujcie dziewczyny , zacznijmy od początu dlaczego chcesz być anorektyczką ?? dlatego że ktoś ci mówi że jesteś gruba tak , zanim podejmiesz jakiekolwiek działania udaj się po rade do lekarza i na spokojnie z nim o tym porozmawiaj , może być tak że ludzie tak mówią bo już jesteś chuda np . u nas kiedyś chłopak który był chudy miał przezwisko gruby , kapujesz o co chodzi , może też być tak że przy małej wadze nie posiadasz odpowiednio ukształtowanych mięśni a cała waga jaką masz jest w postaci tłuszczu i mimo że nie masz dużej wagi możesz wydawać się znacznie grubsza niż naprawde jesteś , dobra rada idz do lekarza , ułuż sobie diete z dużą ilością warzyw i owoców , płatki kukurydziane , makarony , ryż , kasza . Jeśli się mylę w moich przypuszczeniach prosiłbym o więcej danych .

Odnośnik do komentarza

a ja się tak teraz zastananwiam czy on wie co znaczy być anorektyczką? Czy ona wie co jej grozi i z czym to się je... bo jęsli by wiedziała i nadal tego chciała to .... zostawię to bez komentarza

Nigdy więcej nie patrz na mnie takim wzrokiem
Nigdy więcej nie podnoś na mnie głosu
Nigdy więcej nie zatruwaj słów gorycz

Odnośnik do komentarza

Skoro chce być znaczy że jeszcze się zastanawia , bo jak by była nią to by nie pytała tylko nią była , dopuki nie przeszła tej granicy postarajmy się jej wytłumaczyć że to jest straszna choroba na całe życie i nie warto niszczyć zdrowia tylko dlatego że komuś się nie podoba ta 1 fałdka na brzuchu u nas .

Odnośnik do komentarza

Moja historia jest nieco zawiła i rozpoczyna się od wakacji 2007 roku. Wtedy miałam 13 lat i sama dokładnie nie wiem, co mnie podkusiło, żeby się odchudzać. Po koloniach tak po prostu postanowiłam trochę zrzucić. Zawsze byłam chuda, nawet w podstawówce przezywali mnie od anorektyczek, a ja naprawdę sporo jadłam. Później postanowiłam przytyć, jadłam po nocach po kilka bułek, słodkie rzeczy... I przytyłam do ok. 56 kg. (Mam 161 cm wzrostu). Ubierałam nawet na siebie po kilka bluz. I to tylko po to, żeby już nigdy nikt mnie nie wyzwał od anorektyczki. Jednak w tamte wakacje jakoś mi się to odwidziało. Postanowiłam schudnąć. Pamiętam, że pod koniec sierpnia tamtego roku potrafiłam cały dzień robić brzuszki, praktycznie nic nie jedząc. We wrześniu 2007 r. okazało się, że ważę 41 kg. Mama była bezradna, więc na cito mnie wysłała do szpitala w Lublińcu. Moja psychika... Byłam bardzo zamknięta w sobie, w ogóle odizolowana od życia. W Lublińcu byłam kilka dni, bo mama mnie przewiozła do szpitala w Sosnowcu. Pobyłam tam około 5 tygodni i mnie wypuścili z wagą 41 kg. Obiecywałam, że nie spadnę na wadzę i będę kontynuowała 'leczenie ambulatoryjne' w swoim mieście. Uzgodnione, że co tydzień kontrola wagi, co dwa tygodnie terapia z mamą (na początku była też z bratem, ale później w ogóle nie chodził). Generalnie wszystko szło po ich myśli. Cały czas trzymałam wagę to 41/42 kg. W końcu nie musiałam chodzić na kontroli wagi. Pozostała tylko terapia. I tak było do czerwca 2008 r. Wakacje mi odpuścili zupełnie. Miałam się pokazać dopiero we wrześniu. I tutaj się wszystko zaczęło intensywnie. Spadłam po wakacjach do 34/35 kg. Znów zaczęły się cotygodniowe kontrole wagi u lekarza i terapie co dwa tygodnie. Już wypisywali mi skierowanie do szpitala, kiedy ja obiecałam im, że się poprawie... Zaufali. Powiedzieli, że dają mi czas do marca 2009 r. Termin miałam ustalony na koniec maja 2009 r. żeby mieli mnie cały czas "w garści". Ja kompletnie się tym nie przejmowałam, bo myślałam, że chcą mnie nastraszyć. Ok, więc wymyśliłam manewry z wodą. Udawało się, ale tylko zawyżyć 2, maksymalnie 3 kg w górę z tą wodą. Denerwowało ich to, że "tak mało" więc wypisali mi drugie skierowanie, bo to wypisane we wrześniu było na pół roku, więc w marcu straciło ważność... Ja im przysięgłam, że się poprawie... Podpisałam z nimi pisemny kontrakt, że będę jadła 5 posiłków dziennie. Okłamałam oczywiście. Oszukiwałam. Kazali mi zapisywać w notesiku od stycznia co jem. Oszukiwałam. Ale waga "rosła" no, bo 'umiejętne manewry z wodą'. Pewnego razu, jakieś kilka miesięcy temu mama ściągnęła mnie prosto spod szkoły do lekarza na wagę. Ja wiedziałam, że w ten dzień (zawsze środy) i tak muszę tam iść, więc wstępnie się przygotowałam. Ale za mało! Waga w ich "zapiskach" dość drastycznie spadła, bo "2 kg na tydzień"... (oczywiście i tak wcześniejsze były upozorowane, ale oni tego nie wiedzieli i ta tak samo). Powiedziałam, że się poprawie. Obiecałam, w domyśle mając lepsze opracowanie planu "z wodą". Udało się, woda świetnie się sprawdziła. Zauważyli, że za tydzień było 2 kg więcej (upozorowanej w dalszym ciągu) więc się bardzo zdziwili O_o. Patrząc na mój "prawdziwy notatnik-jadłospisu" powiedzieli, że to niemożliwe. Więc moja mama już zaczęła dzwonić na poważnie do szpitala w Sosnowcu. To był koniec kwietnia 2009. Powiedzieli, że nie ma miejsc, że będą dzwonić po 10 maja. Zadzwonili 20 maja. Mama mnie zawiodła do szpitala... Trafiłam tam z wagą 36 kg. Spędziłam tam pół roku. Dostałam kontrakt terapeutyczny, według którego im bardziej przybierałam na wadze, tym mam więcej 'przywilejów' np. mogę korzystać z zajęć, wymieniać szpitalne produkty na swoje, możliwość wyjścia do sklepiku poza oddział, wyjść na spacery itd. Ja jednak bardzo długo w ogóle nie mogłam opuszczać oddziału. Na pewno było to jakieś 4/5 miesięcy. Bez żadnych spacerów i wyjść na zewnątrz. Cały czas w zamknięciu. Dopiero pod koniec mojego pobytu mogłam wychodzić na weekendowe przepustki. W szpitalu, jak to w szpitalu jadłam wszystko, co mi kazali. Dużo ćwiczyłam, żeby nie przytyć. I już po kilku tygodniach postanowiłam się opijać wodą. Ważenie było niespodziewanie codziennie, albo co dwa, trzy dni. Więc codziennie wstawałam wcześniej, żeby się opić 2 litrami wody. Raz się udawało, raz nie. Więc miałam sporo konsekwencji z tym związanych. Reżimy łóżkowe, zabieranie rzeczy osobistych, brak odwiedzin i łóżko na korytarzu. Tylko ludzie, których tam poznałam sprawili, że byłam w stanie tam wytrzymać. W końcu po 6 miesiącach wyszłam stamtąd z wagą wpisową (przy bmi 17, czyli w moim przypadku 43 kg). Mama, pomimo że dwa razy w tygodniu przez ten długi okres 6 miesięcy do mnie przyjeżdżała była bardzo konsekwentna i nie chciała mnie wypisać na własne żądanie. Byłam tam od maja do listopada 2009 r. Wróciłam i jestem 3 miesiące w domu. Powrót do szkoły był trudny, ale jestem w 3 gimnazjum, przez 2 lata byłam przewodniczącą, więc mam naprawdę dobre relacje z rówieśnikami. Po przyjeździe od razu rano się zważyłam i było nie całe 41 kg. Tak myślałam, bo odjęłam te ok. 2 litry, które wypijałam. Teraz spadłam do 37/38. Nie mam normalnego podejścia do jedzenia. Chciałabym, żeby mi powróciła miesiączka. Mam przecież 16 lat! A ostatni raz miałam na przełomie 2007/2008 roku w grudniu. Na wypisie miałam wskazane terapie indywidualne z psychologiem. Jednak uparłam się i nie chcę tam chodzić. Nie pomagało mi to... Bo miałam styczność z psychologami przecież od 2007 roku. I nic. Po powrocie z półrocznego pobytu w szpitalu w ogóle nie mam kontaktu z lekarzem ani psychologiem. Nie chce. Naprawdę czuję, że to nie jest mi pomocne. Mama jest bezradna. Powiedziała, że póki nie będę ważyła 43 kilo nie wróci mi okres. Mam z nią napięte stosunki. Często się kłócimy, a ona mnie straszy szpitalem. Nie mam w ogóle dostępu do komputera i internetu. To, że teraz piszę - to przypadek. Mama była dziś zabiegana i zapomniała go schować. Codziennie się ważę od powrotu ze szpitala. Jem bardzo mało, chociaż tak bardzo chcę, żeby było normalnie. Ale te myśli, że nie mogę przytyć... To takie niewyobrażalne. Nie do opisania. I jeszcze dręcząca mnie sprawa moich zdjęć w internecie w moim "najchudszym okresie". Brat i mama, kilka znajomych bardzo nalega, żebym usunęła to konto, ale jakoś nie jestem w stanie! Widać na nich moje wystające kości, chudą twarz. I mimo, że są artystyczne, obrobione w programach graficznych... To zwracają one uwagę na chudość. Moje kontakty towarzyskie są całkiem w porządku. Chociaż wiem, że sporo tracę przez to, że nie jem po godzinie 18, więc z imprezami jest bardzo trudno. Albo jak idziemy na wieczorny seans do kina. Wszyscy jedzą, ja nie. Albo jak ktoś mnie czymś poczęstuje. Taka sama sytuacja. Nie wiem co robić, jestem taka zagubiona...

Odnośnik do komentarza

Witaj. Przeczytałam Twoją historię i nie mogę zostawić jej bez odpowiedzi. Serdecznie ci współczuję, gdyż, mimo że nie choruję na anoreksję, ani na bulimię potrafię wczuć się w Twoją sytuację. Ja natomiast mam inny problem, od dziecka walczę z nadwagą i ciągłym obżarstwem, ale potrafię powiedzieć sobie stop, wtedy kiedy trzeba. Anoreksja jest niestety bardzo podstępną chorobą, tak naprawdę jest to pewne zaburzenie psychiczne związane z niską samooceną i rożnymi zaburzeniami w sferze psychiki, tym bardziej że zdajesz sobie sprawę, że coś jest z Tobą nie tak. Mimo to nadal próbujesz się odchudzać. Nie wiem czy powiedział Ci ktoś kiedyś, że przez tą chorobę możesz umrzeć, postaw się w sytuacji swojego organizmu, jemy po to by dostarczyć mu wszystkich niezbędnych składników odżywczych, to jest nasze paliwo, jesli go nie ma organizm czerpie zapasy ze wszystkiego, czego się da, by się ratować. Najpierw żywi się tkanką tłuszczowa, później mięśniową, a na końcu wysysa kości stąd osteoporoza u takich osób z anoreksją.
Kiedy już nie ma z czego, pobierać atakuje wszystkie ważne narządy, lecz nie ma już odwrotu, niedożywiony, wycieńczony organizm po prostu się poddaje. Przepraszam, że w tak drastyczny sposób Ci to napisałam, ale tak to wygląda. Jesteś osobą bardzo młodą, masz całe życie przed sobą i pomyśl, czy takie oszukiwanie lekarzy z wypijaniem 2 litrów wody przed warzeniem, ma jakiś sens. Tak naprawdę oszukujesz samą siebie, lekarze póki mogą pomagają Ci, tak samo twoja mama walczy o Ciebie, a wiesz dlaczego? Bo boi się, że może Cię na zawsze stracić. Rozumiem, że jesteś zagubiona, ale teraz, zamiast walczyć sama z sobą, zacznij walczyć z anoreksją, spójrz w lustro, popatrz na siebie i zobacz co ona z Tobą zrobiła, jak okropnie wyniszczyła Twój organizm. Zacznij pomału się odżywiać, jedz owoce warzywa, codziennie spoglądaj w lustro i patrząc na siebie powtarzaj sobie, że to nie anoreksja wygra z Tobą, ale Ty z nią. Mam nadzieję, że troszkę pomogłam, ale naprawdę walcz dziewczyno o siebie, życie jest nazbyt krótkie, by to wszystko stracić.

Odnośnik do komentarza

Hej, bardzo dziękuję za wsparcie i za komentarz do mojej historii (pt. Przyszła niespodziewanie-anoreksja). Chciałam tylko nawiązać do ostatnich zdań twojej historii i powiedzieć, że ja również mam problem z przestrzeganiem zasady nie jedzenia po godzinie 18:00 i moi znajomi niestety się dziwią, bo kiedy oni "wcinają" chipsy i inne słodycze to ja tylko na nich patrze, a jak zjem kostkę czekolady to już myślę o kaloriach. To jest bardzo uciążliwe!! Ale wierze, że będzie dobrze. Życzę Ci wytrzymałości i pamiętaj, że granica jest cienka i można przesadzić!! Trzymaj się!
Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza

Hej, bardzo dziękuję za wsparcie i za komentarz do mojej historii (pt. Przyszła niespodziewanie-anoreksja). Chciałam tylko nawiązać do ostatnich zdań twojej historii i powiedzieć, że ja również mam problem z przestrzeganiem zasady nie jedzenia po godzinie 18:00 i moi znajomi niestety się dziwią, bo kiedy oni "wcinają" chipsy i inne słodycze to ja tylko na nich patrze a jak zjem kostke czekolady to już myśle o kaloriach... To jest bardzo uciążliwe!! Ale wierze, że bedzie dobrze. Życzę Ci wytrzymałości i pamiętaj,że granica jest cienka i można przesadzić!! Trzymaj się!
Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza
Gość pętliczek

Nigdy nie wyśmiewam się z nikogo, że jest gruby albo płacze, tylko dlatego że ma 2 kilo za dużo. Skoro natrafiłam na tę stronę, napiszę swoją historię z anoreksją. Zawsze byłam grubsza, od dziecka miałam większy brzuszek. Gdy miałam 10 lat, dużo osób mówiło mi, że za dużo jem słodyczy. Nie zwracałam wtedy na to uwagi, potem trochę urosłam i nabrałam ładniejszych kształtów. Trzymałam się przy 54 kilo i 160 cm wzrostu. Myślałam cały czas, że chyba jestem raczej szczupła, ale nadal zdawałam sobie sprawę z mojego dużego brzucha. W tamtym czasie słyszałam wiele przykrych komentarzy od babci i mamy typu: „Nie jedz słodyczy, bo ci dupa rośnie”. To na pewno nie było miłe... Wszystko zaczęło się w wakacje, pojechałam na obóz taneczny. Miałam tam 3 godziny tańca dziennie i mało jadłam, ze względu na stres, który przeżywałam z pewnych powodów. Kiedy wróciłam do domu, pierwsze co zrobiła mama, to powiedziała: „Jak ty schudłaś!”. Od tamtej pory byłam strasznie szczęśliwa. Schudłam 5 kilo i mogłam podziwiać swój płaski brzuch. Czułam się jakby spełniło się moje wielkie marzenie! Strach przed ponownym przytyciem był nie do opisania. Nawet raz wtedy miałam sen, że wstałam z łóżka znowu z wielkim brzuchem, wstałam z potem na twarzy. To teraz wydaje się niektórym naprawdę dziwne, wtedy to była obawa przed utratą marzenia. Codziennie rano i po każdym posiłku sprawdzałam w lustrze, czy przypadkiem nie urósł mi brzuch. Mało jadłam i dużo się ruszałam. To miało być utrzymanie wagi, jednak chyba trochę przesadzałam, nadal chudłam. Zaczęłam się podobać, wszyscy chwalili moją świetną figurę, miałam coraz większą motywację. Pojechałam z rodzicami na wakacje, chodziliśmy na pizzę itp. Wydawało mi się, że przytyłam. Nie mogłam tego znieść. Obiecałam sobie, że po powrocie od razu dieta. I tak się stało, dieta zamieniła się w głodówkę. Nic nie jadłam, nie czułam głodu. Mama zauważyła, że jest coś nie tak. Jednak ja robiłam swoje. Codziennie rano wyrzucałam kanapki, które zrobiła mi mama, czasem miałam łzy w oczach. Przykro mi było, że mama specjalnie zrobiła je dla mnie, a ja zostawiałam je w koszu... W szkole miałam obiady, ale udawałam, że czegoś nie lubię albo że mnie boli brzuch, łatwo było ukryć to przed koleżankami. Któregoś dnia naszła mnie ochota na rogala, który był w kuchni na stole. Nie wytrzymałam, wzięłam go do ręki i jadłam go strasznie łapczywie. Chwilę potem nie mogłam tego znieść, rozpłakałam się i poszłam do łazienki, nie wiedziałam jak to zrobić, ale wiedziałam, że muszę. I pierwszy raz zwymiotowałam. Za którymś razem, przyłapała mnie mama. Obiecywałam jej, że przestanę to robić, jeśli nie zapisze mnie do psychologa. Obiecałam, że tego nie zrobię, ona obiecała, że mnie nie zapisze. I tak to zrobiła... Zaczęłam chodzić do psychologów, potem do psychiatry. Miałam na nich totalny olew, wyzywałam ich w domu. Za nic nie chciałam tam chodzić. Po każdym spotkaniu z nimi siadałam przy pianinie, grałam kościstymi dłońmi na klawiszach, a po wystających kościach policzkowych płynęły łzy... Po jakimś czasie, babka stwierdziła, że jeśli jeszcze schudnę kilogram (ważyłam 43) wyśle mnie do szpitala. Słyszałam, jak moja mama nieraz płakała... Jestem bardzo wrażliwa, chciałam ze sobą walczyć, ale nie potrafiłam. Jedna część mnie płakała z mamą i chciała się zmienić, a druga nie pozwalała, kazała mi robić to dalej. Po miesiącach zaczęłam rozumieć, że jestem chuda i chyba to nie ma sensu. Teraz ważę 52 kilo i jestem strasznie nieszczęśliwa. Już wiele razy próbowałam się głodzić i nadal mam taką chęć, nie potrafię schudnąć! Ale nie róbcie tego, bo potem, jak się wyjdzie z choroby, to jeszcze długo trwa silna depresja. A z liczenia kalorii, obsesji na punkcie figury, nigdy się nie wychodzi. Do dziś wylewam łzy, że jestem za gruba, mam ochotę powtórzyć to, co było! Byle tylko być chudym! Ale wiem, że to ma zbyt poważne konsekwencje.. taka dieta to stracony czas w życiu...

Odnośnik do komentarza

Chcesz powiedzieć ze z tego nigdy się nie wyjdzie? Z tego nie da się uwolnić? Prawdę mówiąc moja depresja, czy obsesja czy jakkolwiek inaczej to nazwać doprowadza mnie do granicy wytrzymałości... Nie wiem już co mam robić, jak się tego pozbyć. Z jednej strony marzę o utarconej anoreksji i o niejedzeniu tygodniami, a z drugiej nie potrafię wytrzymać bez jedzenia dłużej niż 3 dni i nie mogę znieść widoku siebie w lustrze... Co będzie dalej? Czasem nie mam ochoty wstać z łóżka, najchętniej przespałaby, całe życie zeby nie patrzeć na siebie i nie myśleć o tym... A czasem zrywam się o 5 rano i ćwiczę i wierzę, że jakoś uda się wrócić...
Strasznie Ci współczuje i znam Twój ból.. Jakbyś odkryła jak zrobić żeby wreszcie żyć normalnie to daj znać. Będę bardzo wdzięczna

Odnośnik do komentarza
Gość Też próbuję

Ja także próbuję zostać anorektyczką chodzę doszkoły i wstaję o 5 i ćwiczę godzinę i pół potem mam dwa lub jeden wyłew i też dużo ćwicze jestem zapisana na obiady ale ich nie jadam gdy wracam do domu to mama pyta czy jestem głodna to ja mówię że niby jadłam w szkole ale nie jadłam potem odrabian pracę domową nawet w tedy próbuję być w ruchu jedną ręką piszę a drógą jakoś rozciągam potem idę na spacer lub narower i nic nie jem przed spaniem przygotowywuje plan ćwiczeń i śniadanie noi piję wodą tylko mineralną jestem też chora na depresje i się tne ale chcę być anorektyczką życzę ci powodzenia

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...