Skocz do zawartości
Forum

Nie chce mi się zmieniać, choć wiem, że tak byłoby lepiej


Gość Asukari

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Asukari

17, w życiu nikogo nie miałam i czuję się przez to bardzo samotna. Samoocena? Raczej niska, ale po przeczytaniu da się to zauważyć. Zresztą nie bardzo jestem w stanie wymienić swoje zalety, a inni też nie pomagają. Robiliśmy kiedyś wśród znajomych eksperyment, gdzie anonimowo mieliśmy napisać swoje wady i zalety, potem zagiąć kartkę i kazać kolejnym osobom pisać co o nas sądzę. Dostałam kilka sprzecznych cech, wady wpisane w miejsce zalet i w zasadzie tyle. Zgodzili się tylko z tym, że jestem "inteligentna", chociaż nie specjalnie się zgodzę. Zwykły kujon bez celu, to już prędzej. Jak patrzę na zasób wiedzy mojego ojca i mój to śmiać mi się chce, o ile więcej on wie. Poza tym jakaś psycholożka robiła mi już test IQ, jest przeciętne. Dodatkowo jestem zła na siebie, bo zazdroszczę najlepszej przyjaciółce ilości "adoratorów" (a ona i tak wszystkich odrzuca). Ja miałam w życiu 3 takie oferty: na dyskotece (nie jestem głupia, a poza tym jakbyś zobaczył mnie na co dzień zmieniłbyś zdanie... Ja nawet nie wiem jak się nazywasz, przepraszam!), od gościa który w podstawówce już pił, palił i ludziom nożem groził (dobra, ostatnie to plotka, ale wybacz, nie chcę zejść na tą drogę!) a trzeci chyba się wygłupiał.
Mówią mi, że jestem zbyt poważna, nie potrafię się wygłupiać, a rodzice twierdzą,że nawet uśmiechać (chociaż ja się z nimi nie zgadzam). W Internecie ponoć jestem zupełnie inną osobą, weselszą i sympatyczniejszą (wrażenie średnio trafne bo po prostu używam licznych emotek.
Czy jestem chorobliwie nieśmiała? Chyba nie, chociaż kiedyś byłam mocno zdystanowana... W podstawówce nauczyciele martwili się, że nie mam przyjaciół, ale ja nie odzywałam się z wyboru, nie chciałam bliskości. Podobnie nie lubiłam się przytulać ani całować z krewnymi do tego stopnia że większość nadal mi to wypomina kiedy jakieś inne młodsze dziecko w rodzinie się o to upomina. A czemu taka jestem? Hm, pewnie to moja wyobraźnia (bo miałabym wtedy 3 lata ^^), ale pamiętam kiedyś że przytuliłam się do mamy w ciąży (z moją przyszłą siostrą) oczekując uwagi, a ona, zamiast zrobić to co oczekiwałam, położyła rękę na brzuchu i jakby "tam skierowała swoją miłość", nie wiem jak to określić ale to poczułam. Ta, głupie, ale ponoć naprawdę byłam chorobliwie zazdrosna o moją siostrę. Jak była maluchem podchodziłam (ponoć, ja tego nie pamiętam) do jej łóżka i gryzłam jej palce do krwi i zakazywałam jej dotykania moich rzeczy i ogólnego zbliżania się. Pewnie wtedy jakoś stwierdziłam że nie potrzebuję miłości innych (o jakże się myliłam!). No, ale z siostrą jesteśmy prawie wrogami do dziś, chociaż i tak nasze relacje minimalnie się poprawiły z powodu wspólnych zainteresowań.
Odkąd pamiętam byłam też bardzo... nieznoszącym krytyki dzieciakiem. Gdy ktoś się ze mnie śmiał, chowałam się gdzieś żeby sobie popłakać, a jak się uspokoiłam chodziłam z nosem zadartym do góry nie odzywając się do sprawcy przez resztę dnia. Teraz mało mnie obchodzi opinia innych poza rodzicami. Młodsza, powtarzałam sobie, że ich nienawidzę, chociaż sądzę, że na swój chory sposób ich kocham, a oni mnie. Po prostu... w moich oczach zawsze dużo wymagali i nigdy nie potrafili pocieszać. Ogółem uczę się całkiem nieźle (5 i 4) ale to ma rozumieć samo przez się, a jak raz na semestr trafi się dwa będą przez tydzień suszyć mi głowę, wściekać się i mówić że jak tak dalej pójdzie to nie będzie dla mnie żadnych perspektyw.
Poza tym marudzą też (w sumie słusznie) na mój brak zaradności. Zawsze gdy próbuję coś zrobić to albo robię to niedokładnie, albo coś psuję. Gotowanie? Ja potrafię kotleta spalić nie odchodząc od patelni. Sprzątanie? Nie wiem, jestem niedokładna, zawsze niedostatecznie dobrze. A oni i tak sporo robią za mnie, nawet w środku nocy, bo ja sama nie mogę dać rady.
I dwie moje najgorsze wady: słomiany zapał i odkładanie wszystkiego na koniec. Nic nie robię do końca, chcę spróbować wszystkiego po trochę i wziąć się za coś nowego. Mi to nie przeszkadza (może poza sytuacjami gdy na testach robię trzy zadania naraz zamiast jedno porządnie, bo boję się, że nie zdążę. W ogóle, jestem posłusznym tchórzem, boję się uciekać z lekcji, nie potrafię dobrze się kłócić jeśli kogoś nie znam, a jak ktoś mnie zrani z reguły udaję, że wszystko w porządku.) A jeśli chodzi o to odkładanie, dochodzimy powoli do sedna (bowiem nie jest to moja stała cecha... jeszcze 2 lata temu miałam zwyczaj robienia wszystkiego w dniu, w którym zostało mi zlecone i zadane). Miałam już w ciągu dorastania momenty, gdy nie chciało mi się żyć. Zwykle bez powodu. Po prostu byłam smutna, wstawałam i robiłam wszystko bez konkretnego celu, zastanawiając się, na cholerę mi to wszystko, to męczenie się. Przechodziło mi zwykle po paru miesiącach, by potem zwrócić z mocniejszą siłą. Co ciekawe, jeżeli akurat nie jestem w tych gorszych miesiącach, raczej nic mnie nie załamie (chłopak w którym się kochałam okazał się mieć inną - luz, nienawidzę go, ale na pewno mnie to nie rusza i nie uroniłam dla niego ani jednej łzy. Latem odkryli u mnie padaczkę - fakt, najpierw się wkurzyłam, dlaczego ja itd., ale po jakiś 2 tyg. było jak najbardziej ok, może poza tym, że moje włosy są w stanie tragicznym. Ale w sumie to jestem tej chorobie nawet wdzięczna, dzięki niej nie muszę ćwiczyć na w-f, co zawsze było dla mnie męczarnią - źle odbiłaś piłkę, dlaczego ją odbiłaś, dlaczego jej nie odbiłaś, to niemożliwe żeby tak słabo rzucać itd. Wybaczcie, że wolę i wolałam czytać w zaciszu domu albo spędzać czas na komputerze. I nie próbujcie zwalać moich problemów na to ostatnie, błagam.), ale w ich trakcie wszystko dobija - kolega nie odpisał na czacie, więc pewnie go nie obchodzę, a tak w ogóle to nikogo nie obchodzę, może co najwyżej niektórym przeszkadzam.
Ok, wracając do odkładania na ostatnią chwilę, robię to, bo... kompletnie nic mi się nie chce. To, co powinno mi sprawiać przyjemność, sprawia jej dużo mniej, a obowiązki wydają się jeszcze bardziej wnerwiające. Uczę się jakby dużo wolniej i coraz częściej zadaję sobie destrukcyjne pytania w stylu: "jaki jest sens...". Zadawałam już sobie je w przeszłości i zdecydowałam wtedy, że sensem mojego życia będzie trwanie w taki sposób, by móc umrzeć szczęśliwą. I nie, nie przekonuje mnie argument, że trzeba coś pozostawić po samym sobie, naprawdę mało mnie obchodzi jak i czy mnie zapamiętają ludzie poza moimi przyjaciółmi (na nich nie narzekam. mogę na nich liczyć, mimo wszystko.). Jednak kiedy nie mogę żyć szczęśliwie, to co z tym sensem? Ostatnio mam mnóstwo zaliczeń bo z jakiegoś powodu jestem wiecznie przeziębiona, chociaż na lekcje staram się chodzić. (A wielokrotnie na lekcjach np. dostałam takiego napadu kaszlu że nauczyciel i reszta klasy pytali się czy nic mi nie jest. Ale po jednym dwu tygodniowym a potem jednym tygodniowym "chorobowym" tak ciągną się za mną zaliczenia że nie potrafię się z tym ogarnąć, nie wspominając o ogólnym samopoczuciu gdy wiecznie się smarkasz.)
I mimo tych wszystkich wad, jakie wymieniłam, nie chce mi się zmieniać, to inni mają pretensje, a ja wiem że nie mogę być samolubna i prędzej czy później muszę się dostosować, chociaż tego nie znoszę. Podporządkowywania się. Jednocześnie nie lubię też rządzić, bo za duża odpowiedzialność. Wiem, że to okrutna i samolubna wizja, ale marzę o życiu w spokoju, może z jakimś ukochanym, nie pracując, ale mając pieniądze i oddając się różnym hobby. Chociaż w tym momencie nie chce mi się nawet rozwijać hobby, wezmę kartkę papieru, aby rysować, posprzątam biurko położę kartkę i ołówek, po czym rzucę się na łóżko przypominając sobie, że jeśli chciałabym narysować to, co właśnie mam w głowie, potrzebowałabym jeszcze wielu lat ćwiczeń... a na to nastroju nie mam (wiem, w ten sposób NIC nie osiągnę, ale nie jestem siebie w stanie nijak przekonać. Mówią: weź się w garść i się nie maż, ale ja nie potrafię ;(. Dzięki poprzednim załamaniom wiem też, że nikt mi z dołka wyjść nie pomoże, bo albo go to nie obchodzi, albo nie jest w stanie mnie przekonać, (co jest trochę moją winą, bo w tej chwili jestem głucha na wszystkie rady i wszystkie brzmią tak... głupi albo jakby były wymuszone. I nie mam jakiś specjalnie dobrych wspomnień związanych z psychologami - po wykryciu wspomnianej już padaczki miałam okazję być u dwóch pań, z których jedna spytała mnie tylko czemu się nie uśmiecham (podejrzewając depresję młodzieńczą czy coś takiego) na co zbyłam ją mówiąc że w takim razie mam ją od dziecka. Potem dopytywała się chyba z trzy razy, czy nie doznałam żadnego urazu, żeby wyjaśnić jakoś późne ukazanie się mojej choroby. Druga też pytała o ten uraz, mam wrażenie że sugerowała jakąś przemoc (nie, nie miałyście mi przyczyn choroby ustalać, żadnego urazu nie było, ani przemocy tym bardziej!), spytała, jak się czuję z chorobą (odpowiedziałam: trochę nie fair, że to akurat na mnie padło, ale są tacy co mają, gorzej, więc chyba ok. Ale jeśli... i tu mi przerwała, że teraz zrobimy test IQ, a chciałam ponarzekać na moje dawne huśtawki nastroju). A, i jeszcze coś - kiedyś wstawał raniutko bez problemu, a teraz spałabym całymi dniami (choć nocą niekoniecznie ;)) Dobra,to tyle. Więc: czy mam się zmieniać (przekonajcie), jak się zmieniać, co z tym sensem życia (bo ostatnio zrozumiałam, że żyjemy do lat 6. Potem mamy się uczyć i stresować, żeby mieć dobrą pracę. Potem mamy pracować i się stresować, żeby mieć pieniądze. A jak cudem dożyjemy emerytury mamy te pieniądze wydawać na leczenie skutków stresu. Tak, dziwne, że nastolatka martwi się co będzie po 70-ce, i już dostała za to ochrzan, więc mam nadzieję że chociaż wy mnie nie wyśmiejecie?

Odnośnik do komentarza
Gość Asukari

Zapomniałam wspomnieć, że ze stresu obgryzam też paznokcie, czasami mam myśli samobójcze, często myślę życzeniowo i raz w życiu próbowałam się ciąć, ale stwierdziłam potem że za bardzo boli i że to było głupie. Chociaż wspomniane obgryzanie paznokci jest dla mnie całkiem odprężające... Wiem, dziwne. To tyle, wątpię jednak, by ktoś z was miał ochotę tyle czytać ;)

Odnośnik do komentarza
Gość Asukari

Spoko życie? Niby z której strony? Bo nie pochodzę ze złej rodziny? Manipulantka? Auć. Jeszcze nowa wada do kolekcji. Choć tego bym nie zgadła, bo jakoś kłamać dobrze nie potrafię. Dobijaj mnie dalej. I mieć lepiej niż emo" brzmi trochę głupio, nie sądzisz? Bo o ile się nie mylę to emo jest subkulturą, która wcale nie musi łączyć się z posiadaniem depresji, no i każdy ma swoje indywidualne problemy. Nienawidzę stwierdzania inni mają gorzej, bo nie o porównywanie tu chodzi; jeśli czuję się źle, nieistotny jest powód, chcę to po prostu zmienić, tak?

Odnośnik do komentarza
Gość jolanta18

Większość spraw o których piszesz to problemy wielu osób samotność,brak zrozumienia i akceptacji, niska samoocena, zazdrość to normalne uczucia towarzyszące normalnym ludziom problem zacznie się wtedy gdy te uczucia wezmą górę. Nie masz chłopaka i na to przyjdzie czas, znajdziesz. Jesteś poważna, myślę że masz wyszukane poczucie humoru, jesteś inteligentna i wrażliwa, nie lubisz krytyki i jak się z Ciebie śmieją, mało kto lubi. Rodzice wrażliwych dzieci muszą je dobrze przygotować na przyjście na świat rodzeństwa. Jeśli jesteś dobrą uczennicą to rodzice powinni być dumni a nie marudzić o dwójkę, każdemu się zdarzy. Brak zdolności kulinarnych coraz częściej dotyka kobiet ,słomiany zapał jeśli czegoś nie lubię tuż tak mam. Twoje rozważanie nad sensem życia, są nad wiek dojrzałe, nie chcesz się podporządkować nie jesteś owcą nie musisz. Piszesz o rysowaniu a może ukrywasz duszę artysty? Masz doła jak wszyscy ludzie wrażliwi którym nie podoba się szara rzeczywistość. Poszukaj sensu życia a wszystko inne się ułoży, rozwiń duszę artystki, ocal życie biednemu kotu, wyciągnij dłoń do osoby samotnej zacznij używać muzyki jako dopalacza. Cudowny wiek 17 lat, ale ile człowiek ma wtedy problemów, głowa do góry pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Gość abecaduozdrowaduo

Ludziska, kurczę! Dziewczyna potrzebuje pomocy, a wy ją dobijacie! Może dla was nie jest to jakiś straszny problem, ale dla niej jest to wielki problem, bo tak to by nie prosiła o wsparcie.
Uważam, że wszystko siedzi w naszych głowach i to od nas samych zależy, jak wygląda nasze życie, światopogląd, nastawienie do ludzi i życia itp. Najważniejsze, by znaleźć w sobie dobre cechy, czasem lepsze od innych. Każdy jest zajebisty na swój sposób. Jeśli chodzi o odbiór krytyki, to pamiętajmy, że nikt nie ma prawa nas oceniać, a jeśli już to robi, to może być zazdrosny, albo mieć problemy emocjonalne.
Wszystko zależy od nas samych, bo tylko my znamy się na 100%.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...