Skocz do zawartości
Forum

Ciężkie dzieciństwo i uzależnienie od narkotyków


Rekomendowane odpowiedzi

Witam.
Mój problem trwa bardzo długo...chyba odkąd pamiętam. Wiem że wymagam pomocy, chcę jej ale nie potrafię z niej skorzystać. Od małego uczono mnie żyć na zasadzie "Nie mów, nie okazuj, nie czuj". Będąc dzieckiem nigdy nie wiedziałam co jest dobre a co złe, co jest normalne a co nie. W dużej mierze zostało mi to do dzisiaj. Całe lata szkolne byłam kozłem ofiarnym w szkole oraz w domu. Już w pierwszej klasie podstawówki byłam na pierwszych wagarach i bałam się chodzić do szkoły. Pamiętam jak dzisiaj gdy zmyślałam różne historie jak było fajnie w szkole bo tak mi było wstyd że nie daję sobie rady. Gdy zainteresował się mną psycholog szkolny kłamałam tak jak kłamała moja mama o sytuacji w domu...Wiem że okres szkoły i wczesnego dzieciństwa miał i ma do tej pory na mnie ogromny wpływ. To wciąż przeszkadza mi w życiu.
W domu byłam bita za okazywanie emocji, widziałam różne rzeczy robione mojej mamie, rodzice mnie nie kochali, brat mnie zostawił. W szkole byłam wyśmiewana za wygląd przede wszystkim, nie akceptowana nawet przez nauczycieli. "Koledzy" mnie popychali na oczach całej szkoły, wkładali gumy do życia we włosy które musiałam ściąć, zastraszali...pobili. Nauczyciele upokarzali przy tablicy na oczach całej klasy.Przez to wszystko unikałam szkoły w rezultacie byłam najsłabszym uczniem w klasie. Nigdy nie dostałam nawet 3 ze sprawdzianu.Nie miałam tam życia, nie miałam gdzie wracać by żyć. Nigdy jednak nie poprosiłam o pomoc. Byłaby to hańba. Skoro nie radzę sobie w domu to w szkole powinnam. Poległam.

Mam wrażenie że się nad sobą użalam ale nie zmienia to faktu że widzę jaki to ma wpływ na mnie do dzisiaj. Mam problem z funkcjonowaniem wśród ludzi. Zawsze czuję się od nich gorsza, zawsze jestem wycofana-wolę się nie odzywać niż palnąć głupotę po której zostanę wyśmiana. Zawsze czuję się brzydka. Uważam że ludzie nie zaakceptują mnie jeśli nie będę ładna. Przywiązuję do tego dużą uwagę jednak nie zawsze mi się udaje być w swoim odczuciu ładną bo wymaga to trochę pieniędzy których nie mam. A nie mam ich bo boję się pójść do pracy. Myślę że to też ma związek z tym okresem w szkole. Każda rozmowa o pracę wiąże się z ogromnym stresem. Nazwałabym to wręcz paniką.Trzęsie się we mnie wszystko i w rezultacie nie umiem się pokazać. Ostatnio popłakałam się na rozmowie choć płacz maskować umiem najlepiej.Nie dostaję pracy. Często w ogóle nie idę na rozmowę-nie jestem w stanie. Obawiam się że nigdy jej nie będę miała co stawia mnie przed samą sobą w jeszcze bardziej nie korzystnym świetle. Moja rodzina uważa mnie za skończonego lenia, kogoś nie wartościowego, pasożyta. A ja nie potrafię powiedzieć i przyznać się dlaczego tak jest. Wstydzę się przed sobą że tak jest.Gardzę sobą.

Sytuacja w podstawówce poprowadziła mnie w stronę narkotyków. W Liceum nikt mnie już nie prześladował. Narkotyki pozwoliły mi się stać kimś innym. Kimś pewnym siebie, otwartym, przebojowym...dusza towarzystwa.Polubili mnie tam i choć dzisiaj wiem że to fikcja to i tak wspominam to jako najwspanialszy okres w moim życiu. Miałam ludzi którzy mnie lubią-coś niesamowitego. Byli dla mnie ważniejsi niż nauka. Nie chodziliśmy do szkoły, ćpaliśmy i włóczyliśmy się po mieście. Wpadłam w sidła uzależnienia.Kradłam, ubliżałam ludziom, byłam agresywna, straciłam tych ludzi z Liceum. Oni brali dla zabawy, a ja bez ćpania znów byłam ofiarą. Nie chciałam bez tego żyć. Sięgnęłam dna...nie potrafię tego nawet napisać. W między czasie miałam próbę samobójczą, depresję, 2 pobyty w szpitalu psychiatrycznym,1 ośrodek dla uzaleznionych z którego uciekłam po 2 tygodniach, gwałt i "przygody z ojczymem". O "przygodach z ojczymem" powiedziałam mamie.Poprosiłam o pomoc. Nie otrzymałam jej. Ojczym był dobrze usytuowanym mężczyzną z dobrą pracą, kontaktami i uznaniem wśród ludzi a ja tylko dzieciakiem który sprawia problemy wychowawcze i bierze narkotyki. Jego słowo przeciw mojemu poskutkowało tym że wsadzili mnie do szpitala psychiatrycznego. Po wyjściu "przygody" trwały dalej a ja uważałam że tak już musi być. W pewnym sensie się do tego przyzwyczaiłam.

Po latach ćpania trafiłam po raz drugi do ośrodka. Mama wyrzuciła mnie z domu dając ultimatum..ośrodek, terapia,powrót do domu. Tułaczka po ulicach spowodowała u mnie decyzję o leczeniu. Pojechałam tam z myślą że przecież umiem się dostosować do każdej sytuacji więc wytrzymam ten rok i wrócę do domu i będę dalej brać. W ośrodku miałam problem z funkcjonowaniem bo po pierwsze była to grupa ludzi (około 50 osób) a po drugie ja ciągle się uśmiechałam i mówiłam że jest ok. Nie potrafiłam rozmawiać z terapeutami nawet jeśli im ufałam.Pobyt w ośrodku nie był moim wołaniem o pomoc.Skończyłam go chyba tylko dlatego że czułam się tam trochę jak w prawdziwym domu. W domu gdzie jest opieka, miłość, szacunek i AKCEPTACJA. Doświadczyłam tego ale nie udało mi się przyjąć tego bez buntu i obawy. Po powrocie miałam 7 lat abstynencji od narkotyków.

Miałam też przyjaciela który był mi matką, ojcem, bratem, przyjacielem, partnerem, kochankiem i osobą która jako jedyna w moim życiu rozumiała mnie bez słów.Zaprowadził mnie do terapeuty w 7 roku mojej abstynencji bo widział że coś złego się ze mną dzieje. Zmarł mi wujek który był mi bliska osobą i nie radziłam sobie z tą sytuacją...

Mam terapeutę do tej pory. Trwa to już dokładnie 1,5 roku. Jest to jedyny terapeuta któremu powiedziałam tak dużo. Nie wszystko ale dużo. Wszyscy pozostali terapeuci z mojego życia nie wiedzieli praktycznie nic, moi znajomi uważają mnie za osobę bardzo pogodną, bez problemów z fajną rodziną i świetnym życiem. Taką maskę założono mi będąc dzieckiem i noszę ją do dzisiaj. Nie potrafię inaczej choć wielokrotnie chcę! Terapeucie opowiedziałam o swoich niektórych doświadczeniach z małą dawką emocji, z udawanym dystansem, obojętnością. Opowiedziałam...nie pracuję nad tym bo nie potrafię. Kiedy zanosi mi się na płacz np w gabinecie od razu się hamuję. Mam wrażenie że zaraz ktoś wstanie i mnie pobije. Wiem że jest to irracjonalne ale ten argument do mnie nie przemawia.Jest to dla mnie bardzo realne zagrożenie gdy płaczę choć wiem że się nie stanie gdy nie płaczę. Jeżeli ktoś chce mnie przytulić reaguję agresją. Boję się że to zrobi mi krzywdę.Wiem że to z dzieciństwa i przeraża mnie fakt że w takich sytuacjach nie umiem myśleć że to tylko wspomnienia. Dla mnie to realne!

Wiele rzeczy próbuję powiedzieć swojemu terapeucie. Chcę pracować nad sobą bo obawiam się że jeżeli dalej będę tak funkcjonować to nigdy nie będę wartościowym człowiekiem.Ale zaraz pojawia się wstyd że ja akurat tak mam, że skoro proszę o pomoc to jestem słaba, jestem słaba czyli gorsza. Pytania co się stanie gdy powiem to czy tamto, co On sobie pomyśli o mnie, czy to jest normalne a jeśli nie to co On z tym zrobi. Myśli jest setki a to powoduje u mnie taki stres że potrafię się nie odzywać przez pół sesji. To nie jest tak że to nieodpowiedni dla mnie terapeuta. Jest idealny i tego jestem pewna. Nie chcę innego. To we mnie jest problem bo tak mam z każdym.

14.03.2014 w wypadku motocyklowym zginął mój przyjaciel. Mam wrażenie że straciłam matkę,ojca,brata,przyjaciela,partnera i kochanka. To co przeżywam nie jest już chyba żałobą. Myślę że zwariowałam, jestem nienormalna!Chodzę na cmentarz ale tego nie czuję...niema Go tam! Mam wrażenie że On po prostu wyjechał-często wyjeżdżał. Czekam na niego, piszę do niego wiadomości. Tylko czasem dochodzi do mnie że On nie żyje. Miałam myśli samobójcze, siedziałam już w oknie gotowa do skoku. Nie pamiętam co mnie od tego odwlekło. Nie pamiętam wielu rzeczy.Parę razy złamałam abstynencję narkotykową a On zawsze był taki dumny ze mnie że z tego wyszłam!!!!!!!A ja tak nawalam!!!!!!!!Zbliża się 14(mija pól roku od tego wydarzenia) a ja mam wrażenie że przeżywam to tak jakby dopiero do mnie to docierało. Nie potrafię bez Niego żyć...nie umiem. Z drugiej strony czy gdybym nie chciała żyć miałabym terapeutę? Pisałabym ten tekst?Chciałabym się dowiedzieć co ze mną nie tak?W moim życiu jest tak dużo sprzeczności że nie wiem już co jest moje a co wyuczone, co jest normalne a co wychodzi poza granice tej normalności, co powinnam, co muszę a co chcę.
Nie wiem kim jestem, co zrobić i czy w ogóle próbować zmieniać.

Przepraszam...tekst pewnie nie składny,poplątany, nie w temacie. Pewnie za bardzo skupiłam się na jednych sprawach a za mało lub wcale na innych. Mam poczucie że nie przekazałam wszystkiego tak jak bym chciała. Im dalej pisałam tym było mi trudniej. A to tylko pisanie, powinno być łatwiej...

Odnośnik do komentarza

quietly_bleeding, dobrze, że korzystasz z terapii. Nie rezygnuj z niej. Podejrzewam, że Twoje trudne emocje i trudne myśli nasiliły się wskutek utraty ważnej dla Ciebie osoby - przyjaciela. Mocno to przeżywasz, prowokuje to u Ciebie różne refleksje. Może na terapii, na której często milczysz, bo trudno Ci mówić i dusisz w sobie łzy, spróbuj przeczytać to, co wcześniej spiszesz w domu na kartce. Nawet ten post, który tutaj napisałaś, możesz przeczytać terapeucie podczas sesji. Uwolniłabyś się od tego, co Ci ciąży, co przemilczasz, co chciałabyś ukryć. Pomyśl o tym. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza

"Nie wiem kim jestem, co zrobić i czy w ogóle próbować zmieniać."

Nikt tego nie wie. Udawanie kogoś pogodnego i przebojowego na zewnątrz mimo tego, że w środku czuje się coś innego to normalka. Mam nawet wrażenie, że wszystkie takie osoby udają a w rzeczywistości normalny człowiek jest spokojny i opanowany a nie towarzyski, wesoły, uśmiechnięty i przebojowy.

Pytasz kim jesteś, czy bardziej tą smutną krzywdzoną osobą czy tą przebojową i wesołą? Może raz jesteś taka a raz inna i jedno wynika z drugiego? Miałaś bardzo trudne dzieciństwo i późniejsze życie z czego wynikają różne negatywne przekonania. Przepracowujecie je z terapeutą czy tylko rozmawiacie? Ja mam podobnie z tym nakładaniem maski kiedy mówię i niemożliwością opisania całości sytuacji i z tego co czytam to chyba jest dość powszechny objaw, który utrudnia wyzdrowienie.

Odnośnik do komentarza

Myślę, że przeszłaś bardzo trudne sytuacje w życiu (mówię przede wszystkim o Twojej najbliższej "rodzinie"). Do tego ucieczka w świat narkotyków. To naturalne, że takie przeżycia mogą podciąć poczucie własnej wartości i stanowić duży ciężar.
Z Twojego tekstu wyłania mi się obraz osoby sensownej, znającej swoje problemy (bardzo dokładnie je opisałaś!) i, powiedziałbym, poukładanej (wiele osób, które znam, nie potrafiłoby napisać tak składnego tekstu). Zaryzykuję też stwierdzenie, że być może jesteś osobą nietypową (tak odczytuję Twój własny opis swojej osoby) - a to jest coś bardzo dobrego, masz prawo do bycia sobą, prawo do bycia nawet kimś innym niż inni.
Powtarzasz wielokrotnie swoje problemy: pragnienie akceptacji, pomocy, szacunku, odnalezienia własnej wartości (którego najbliższe otoczenie często Ci nie okazywało). Nie jestem dobrym doradcą (wiem, że doświadczenia agresji i wykorzystywania to poważne problemy w życiu), ale poniżej kilka pytań ode mnie do przemyślenia:
1. Czy dajesz sobie czasem przyzwolenie niepodobania się (pod względem zachowania/wyglądu/charakteru) każdej osobie, którą spotykasz? Pozwól sobie, żeby zdanie innych nie było wyznacznikiem Twojej wartości.
2. Jak często mówisz 'nie' i wyrażasz swoje zdanie i siebie?
3. W Twoim tekście rzuciło mi się w oczy zdanie 'W pewnym sensie się do tego przyzwyczaiłam'. Jak często jesteś w centrum wydarzeń i nimi kierujesz, a jak często biernie je akceptujesz?
Walcz o siebie i swoje życie. Nie zamykaj się, miej obok siebie innych ludzi. I nigdy nie wracaj do narkotyków, jesteś bardzo dzielna, że tyle lat sobie bez nich radzisz!
Życzę powodzenia i słońca, Marcin.

Odnośnik do komentarza

mgr Kamila Krocz
Może na terapii, na której często milczysz, bo trudno Ci mówić i dusisz w sobie łzy, spróbuj przeczytać to, co wcześniej spiszesz w domu na kartce.

Wcześniej już tak robiłam. Terapeuta nawet sam to czytał bo ja nie byłam w stanie. Pomógł mi tym bardzo. Czułam się wtedy jak skończona kretynka. Jak można nie umieć mówić. Dorosła kobieta która porozumiewa się z ludźmi pisząc-kabaret!Myśli te często mnie blokowały by rozmawiać o tym co napisałam ale jednak z czasem zaczęłam mówić a nie pisać.Mówić cokolwiek...niekoniecznie o waznych rzeczach.Uciekałam od nich w udawany dystans,brak uczuć, udając że nic się nie dzieje i że właściwie dany problem to żaden problem. Pogłębiałam swój stan myśląc że sobie pomagam.Miałam wczoraj sesję. Poszłam z kartką. Wiedziałam że nie powiem tego co pisałam, wiedziałam że to jedyne wyjście by ruszyć z miejsca.Myśl o zrobieniu z siebie idiotki oczywiście się pojawiła ale wygrała myśl o walce o życie, o siebie każdym kosztem. Znalazłam się chyba na krańcu swojej wytrzymałości. Nie mam sił na ucieczkę i szukania sposobów na około.One nie przyniosły mi ulgi bo i tak cierpię, i tak się boję irracjonalnych rzeczy więc po co mam to ukrywać na sesji. Może właśnie tam mój ból,lęki i cierpienie będą przebiegały inaczej...bo nie będę sama.Próbuję...ostrożnie i małymi krokami ale widzę że próbuję. Cieszy i przeraża mnie to jednocześnie. Sprzeczność...kolejna.

~js_11

Pytasz kim jesteś, czy bardziej tą smutną krzywdzoną osobą czy tą przebojową i wesołą?

Pytając siebie kim jestem nie mam na myśli czy jestem smutna czy wesoła. Nie wiem czy jestem godna by istnieć(powtarzano mi że nie). Żyję, chcę żyć i być w końcu szczęśliwym człowiekiem ale czy mam do tego prawo?Czy nie robię czegoś znowu "na złość"? Czy posiadam jakąś rolę w życiu?Pierwsza myśl "jesteś narkomanką"-moja tożsamość..czy jest jakaś inna?Lepsza? Czy wiem co to dobro i zło?Normalność-nienormalność? Brakuje mi słów by w pełni wyjaśnić o co mi chodzi...

~js_11
Przepracowujecie je z terapeutą czy tylko rozmawiacie?

Czy przepracowuję z terapeutą trudne rzeczy? Nie wiem. Wydaje mi się że do tej pory tylko rozmawiamy. Ja opowiadam, On słucha, zadaje pytania,próbuje pokazać mi inną stronę medalu,inne spojrzenie na sytuację i dopytuje czy taki pogląd jest tej sytuacji jest przeze mnie do przyjęcia, czy jest mi bliższa ta sytuacja i czy chcę jeszcze o niej rozmawiać.Nigdy nie wiem co mam wtedy odpowiedzieć bo nie wiem co to znaczy przepracować coś. Jak to powinno wyglądać z mojej strony, co mi to powinno dać,ile trwać itp. Mam zaakceptować i zrozumieć daną sytuację? Akceptuję to że np. lano mnie za płacz, rozumiem że w wielu sytuacjach byłam sobie sama winna za to że akurat dostałam, rozumiem też że niekiedy na to nie zasługiwałam. Skoro rozumiem i akceptuję dlaczego dalej płacz łaczy się z lękiem, dlaczego mam żal do siebie że nie byłam dzieckiem jakim miałam być?Przecież czasu nie cofnę..

~Ma-rcin

Z Twojego tekstu wyłania mi się obraz osoby sensownej, znającej swoje problemy (bardzo dokładnie je opisałaś!) i, powiedziałbym, poukładanej (wiele osób, które znam, nie potrafiłoby napisać tak składnego tekstu). Zaryzykuję też stwierdzenie, że być może jesteś osobą nietypową (tak odczytuję Twój własny opis swojej osoby) - a to jest coś bardzo dobrego, masz prawo do bycia sobą, prawo do bycia nawet kimś innym niż inni.

Pierwsze uczucie jakie mi się pojawiła po przeczytaniu tego to niewiara. Pomyślałam że celowo tak mówisz bo z mojego tekstu wynika że mam niską samoocenę i chcesz mnie "pocieszyć", podbudować. Bardzo silne przekonanie w moim życiu, nie potrafię uwierzyć w coś pozytywnego co mówią o mnie ludzie. Zawsze jestem przekonana że to kłamstwo. I mimo że dostrzegam że to złe to nie umiem zmienić myślenia. Nie umiem powiedzieć sobie "uwierz w to". Tzn mogę powiedzieć ale to nic mi nie daje. Jednak po dłuższej chwili od odczytania coś poczułam. Coś innego niż niewiara. Nie umiem określić dokładnie. Pomyślałam że mnie nie znasz, nie widziałeś na oczy, jesteśmy w necie gdzie przecież mógłbyś mi napisać coś przykrego,niemiłego lub po prostu wyrazić swoje prawdziwe zdanie bez żadnych "skrupułów" że zrobi mi się przykro. Chyba pierwsza taka sytuacja gdzie "słyszę" o sobie coś pozytywnego i z tym nie walczę.
Twoje pytania do przemyślenia...moje odpowiedzi w większości są negatywne. Doskonale wiem że potrzebna jest zmiana myślenia,przyzwolenie sobie na pewne rzeczy, danie prawa i wiara. Myślę że teorię znam ale wcielić jej w życie nie potrafię. Próbuję wiele lat ale to nic nie daje. Źle próbuję?Innym się udaje, dlaczego nie mnie?

~Ma-rcin

Walcz o siebie i swoje życie. Nie zamykaj się, miej obok siebie innych ludzi. I nigdy nie wracaj do narkotyków, jesteś bardzo dzielna, że tyle lat sobie bez nich radzisz!

Byłam dzielna! W trzeźwości żyłam dla przyjaciela. Duma w Jego oczach pozostanie mi w pamięci do końca życia. Nikt nigdy nie był ze mnie dumny. Dziś Jego nie ma a ja pokazałam jak jestem słaba. Złamałam tą abstynencję parokrotnie! I choć nie ćpając nie odbuduję już tego stanu sprzed roku to wczoraj po sesji wyrzuciłam do kosza amfetaminę którą miałam. Bardzo za nią tęsknię, straciłam swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa, żałowałam ale chcę żyć a z nią życia nie ma. Boję się tylko że z postanowieniem mogę nie wytrwać...rzadko kończę to co zaczynam..

Dziękuję za odpowiedzi, zainteresowanie to kolejna rzecz która nie jest dla mnie normalna.

Tytuł ktoś zmienił.Mój był "Co jest ze mną nie tak?" Czy aktualny tytuł jest odpowiedzią na moje pytanie?

Odnośnik do komentarza

Nie chcę się za bardzo rozpisywać, bo nie wiem tak naprawdę co mógłbym Ci doradzić. Jesteś na tyle inteligentną kobietą, że internetowe pocieszenia raczej nie zdadzą egzaminu ^^. Jedyne co mi przychodzi na myśl to otwarcie się na ludzi i poznanie kogoś. Przykro słyszeć, że wszystko szło dobrze i nagle straciłaś przyjaciela. Pewnie nikt nigdy go nie zastąpi, ale przypomnij sobie jak było Ci z nim dobrze. Nie chciałabyś przeżyć tego jeszcze raz? każdy człowiek jest wyjątkowy i w każdym można znaleźć coś co pozwoli nam poczuć się szczęśliwym. No... to tak ogólnikowo :) Życie potrafi nas brutalnie chłostać i patrząc na to logicznie, trzeba to po prostu zaakceptować bo tak już JEST, że w większości nie mamy wpływu, na sytuacje i zdarzenia które nas spotykają. Mam nadzieję, że się nie winisz za to co Cię spotkało w życiu.

Odnośnik do komentarza

quietly_bleeding
Czułam się wtedy jak skończona kretynka. Jak można nie umieć mówić. Dorosła kobieta która porozumiewa się z ludźmi pisząc-kabaret!

quietly_bleeding

Myśl o zrobieniu z siebie idiotki oczywiście się pojawiła

quietly_bleeding

Twoje pytania do przemyślenia...moje odpowiedzi w większości są negatywne.

Nie wiem czy miałem na myśli niską samoocenę. Z wielu Twoich wypowiedzi odczytuję jednak bardzo krytyczne podejście do własnej osoby ("idiotka", "kretynka", "kabaret", "dorosła kobieta" nie potrafiąca się zachować tak i tak...). Skąd u Ciebie taki negatywizm w myśleniu o sobie i świecie (również o innych ludziach)?
Podobnie jak dziecko, któremu jeśli w kółko powtarza się, że jest niedobre, to w końcu samo o sobie zaczyna tak mówić.
Właśnie tak odczytuję Twoje opisy własnej osoby. Odbieranie siebie w lustrze osądów ludzi z własnego otoczenia. Słusznych lub niesłusznych. Najczęściej jednak negatywnych.
Bo widzisz, to jest tak, że jeśli uważasz, że Twoje życie jest kabaretem, to i inni będą je traktować jak kabaret.
Pokochaj samą siebie bez żadnego 'ale...', okaż sobie samej więcej troski i wyrozumiałości, a Twoje życie i otoczenie zmieni się nie do poznania. Bo jeśli sama nie będziesz siebie kochała i szanowała, to dlaczego miałabyś oczekiwać tego od innych?

Odnośnik do komentarza

quietly_bleeding
Żyję, chcę żyć i być w końcu szczęśliwym człowiekiem ale czy mam do tego prawo?Czy nie robię czegoś znowu "na złość"? Czy posiadam jakąś rolę w życiu?Pierwsza myśl "jesteś narkomanką"-moja tożsamość..czy jest jakaś inna?Lepsza?

Masz do tego prawo jeśli nie działasz celowo na szkodę innych. Czy posiadasz rolę tego nie wiadomo, najprawdopodobniej nie. Ludzie nie mają żadnych ról tylko sami je sobie wybierają. Albo mają wrodzone predyspozycje do czegoś i wtedy mówią, że do tego są stworzeni. Hmm pierwsza myśl jak widać nie była dobra bo "narkomanka" to tylko jedna z etykietek. Masz nieskończoność masek w podświadomości i nadświadomości i decydujesz, którą z nich zakładasz. Wiesz, że jak spotykasz jakąś osobę oceniasz ją nadając jej maski i przez ich pryzmat oceniasz też podświadomie siebie żeby się porównać? Nadawaj moc tym maskom, które lubisz a te nielubiane schowaj do szafy i nie myśl o nich - to tylko etykietki :) Umysł rozszczepia sobie domyślnie przeciwności i żeby powiedzieć, że jest się dobrym trzeba się porównać do zła - czyli w umyśle jest zło. Jeśli skupiasz się częściej na tym co złe a nie na tym co dobre to Twoja podświadomość zaczyna"filtrować" świat przez pryzmat tego zła i ono pojawia się jako pierwszy impuls "domyślny" a dopiero potem odpala się analiza - najpierw jest emocja a potem interpretacja umysłu i wtedy nadajemy znaczenie. Jeśli jesteśmy świadomi tego na bieżąco to takie problemy same znikają - wystarczy obserwować myśli i nadawać im znaczenia tak żeby ich nie zatrzymywać ani zbytnio nie pomijać świadomością. I już nie jesteś narkomanką tylko przebojową dziewczyną, która ma problemy z samooceną z winy złych rodziców. Przy okazji gdzieś tam na ósmym miejscu jest ta etykietka narkomanki, którą nie powinnaś się zupełnie przejmować - ludzie niech sobie mówią co chcą a Ty przecież wiesz dlaczego ćpałaś. I jak nie ćpasz to tylko z jednego powodu - dla zdrowia zarówno fizycznego jak i psychicznego. Z żadnego innego bo wtedy nie rozwiążesz tego problemu na zawsze a chyba o to chodzi? Ciągłe wałkowanie terapii też nie jest czasem dobre bo pacjent przyzwyczaja się do tego, że potrzebuje terapii. To samo co robisz z terapeutą równie dobrze możesz robić sama na zasadzie retrospekcji z poziomu dysocjacji ("medytacyjne" odizolowania się od uczuć, wyobrażenie sobie siebie w widoku z 3 osoby np z punktu widzenia całego wszechświata, chłodna myślowa analiza co oznacza ta sytuacja dla 6 miliardów istnień razem wziętych ale bez Ciebie, potem co ci ludzie oznaczają dla Ziemi a co oznacza Ziemia dla galaktyki, a galaktyka dla wszechświata, a nasz obecny wszechświat z perspektywy nieskończenie trwającego czasu.) Wszystko odgrywa swoją rolę w pewnym sensie ale żaden pojedynczy człowiek nie jest tak ważny żeby miał jakieś większe znaczenie dla innych ludzi poza najbliższymi, znajomymi, ludźmi doceniającymi czyjąś twórczość, pomoc, inspirację. Dzisiaj jednak liczy się egoizm i dotacje. Czy uważasz, że jesteś gorsza od tych ludzi? Masz poczucie winy bo wmówili Ci je i to jest Twój problem - niska samoocena i poczucie winy, pragnienie przerwanej miłości. Zadaj sobie pytanie jak to rozwiązać właśnie z tego zdysocjowanego punktu widzenia. Chłodno oceniasz co można zrobić, badasz jakie są punkty widzenia i wybierasz ten pasujący do tego co chcesz osiągnąć :) Wtedy utożsamiasz się z tym nowym punktem widzenia i możesz robić tak do skutku ale powinno zadziałać od razu na mniejsze problemy a na większe możliwe, że dobrze też zintegrować obrazy osobowości i nadać im właściwą rolę. Bo teraz masz coś co można by nazwać wirusem umysłu. Możesz zawsze usuwać te wirusy po prostu rozpoznając je jako wirusy, które sobie pójdą jeśli pozwolisz im być - wtedy one się rozpuszczą jeśli nie będziesz z nimi na siłę walczyć ale Twoją intencją będzie żeby poszły. Jeśli na coś nie ma rozwiązania to trzeba powiedzieć to komuś kto o tym nie wie i on to rozwiąże. Jeśli nie ma rozwiązania to nie ma problemu - tak samo jak z Bogiem :)

Pierwsze uczucie jakie mi się pojawiła po przeczytaniu tego to niewiara. Pomyślałam że celowo tak mówisz bo z mojego tekstu wynika że mam niską samoocenę i chcesz mnie "pocieszyć", podbudować.

Pomyślałem to samo co Ma-rcin. Takie celowe podbudowywanie nie ma sensu bo jest oparte na fałszywych podstawach jakimi jest opinia innych ludzi. Od niej trzeba się uniezależnić a nie uzależniać wysłuchując pocieszeń. Dlatego może warto wybrać się na terapię wsparcia żeby pogadać z różnymi osobami na ten temat? Na takiej terapii widzisz, że inni Cię akceptują i to nie jest sztuczne. Ludzie mają potrzebę akceptacji innych ludzi, którzy cierpią. Ja np mam i jak czytam Twoje posty to wolę rozmowę z taką osobą niż z kimś kto żyje automatycznie i nawet w ciągu dnia nie ma żadnej refleksji na temat swojego charakteru czy zasad moralnych. Jedynie jak ogląda Klan to powie, że jakiś koleś jest zły bo zdradził i współczuje jakieś bohaterce, która w serialu jest poszkodowana. Ale też dla własnego dobra nie należy aż tyle myśleć tylko wtedy kiedy jest na to czas a potem jest czas na działanie. Jeśli tylko masz swój cel i chcesz go osiągnąć a coś Ci w tym przeszkadza to ja Ci właśnie piszę co i jak to wyeliminować :) Mówię to z pozycji eksperta bo ja nie mam żadnego celu więc nie mam tego typu przeszkód i widzę jak to jest więc Ci to opisuję z pierwszej ręki. Najważniejsze w życiu to mieć marzenia - sprecyzowane. To największy dar jaki człowiek może dostać na Ziemi (od matematyki i praw natury opartych na ewolucjonizmie).

A to, że ktoś napisał Ci coś pozytywnego to zawsze dobra wiadomość - jeśli chce Cię pocieszyć to jego postawa wynika z życzliwości do Ciebie co jest bardzo cenne a jeśli pisze to co zaobserwował to dla Ciebie dobra prywatna wiadomość, że jednak ludzie nie traktują Twoich problemów jako patologii i dna tylko jako głupi problem, który Ci się przydarzył a nie powinien - niestety za innych ludzi nie odpowiadamy, tylko za siebie a człowiek sam sobie nie poradzi. Potrzebne jest chociażby dobre słowo od poznawanych przypadkiem ludzi tak jak tu chociażby.

quietly_bleeding
Boję się tylko że z postanowieniem mogę nie wytrwać...rzadko kończę to co zaczynam..

Skup uwagę na czymś innym. Skupiasz się na tym to wtedy częściej o tym myślisz. Wiem, że osobie uzależnionej ciężko o tym mówić ale mam kolegów, którzy ostro ćpali i czasem też zdarza im się wrócić do tego ale mając w pamięci przeszłość już nie chcą do tego wracać.

Jeszcze z poprzedniego postu:

quietly_bleeding
Uważam że ludzie nie zaakceptują mnie jeśli nie będę ładna. Przywiązuję do tego dużą uwagę jednak nie zawsze mi się udaje być w swoim odczuciu ładną bo wymaga to trochę pieniędzy których nie mam

Zobacz ile brzydkich osób jest akceptowanych. Ładne dziewczyny za to narzekają, że faceci lecą tylko na ich wygląd i że wiele osób nadal wierzy w stereotyp, że jak jest ładna to na pewno musi być głupia albo pusta. Poza tym chłopaki często boją się do nich podchodzić bo nie wierzą w powodzenie a wtedy są one narażone na podryw ze strony patologii w postaci psychopatów i wyuczonych podrywaczy i lalusiów. Zazdrosne koleżanki patrzą z zawiścią :) Każdy ma inne problemy ale tak samo musi sobie z nimi radzić. To tylko medialny wzorzec piękna Cię zniewala. A widząc jaką masz samoocenę to podejrzewam, że możesz być ładna tylko o tym nie wiedzieć :) Co byś mogła zmienić za pieniądze? Ładniej się ubierać, lepiej się malować? Wygląd nie jest zupełnie powiązany z pieniędzmi. Nawet często jest tak, że atrakcyjniejsze i bardziej wartościowe wydają się i są te kobiety, których nie stać na botoksy, silikony i inne tego typu zabiegi, chociażby nawet solarium :P

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...