Skocz do zawartości
Forum

Zły kierunek samorozwoju


Gość cholymelan91

Rekomendowane odpowiedzi

Gość cholymelan91

Witam. Mam 23 lata i uwikłałem się w pewną pułapkę w dziedzinie samorealizacji. Może zacznę od tego, że zawsze brakowało mi odwagi, żeby prosić rodziców o coś kosztownego na każdym etapie mojego życia. Nawet teraz, kiedy wiem, że od ładnych paru lat mają już pieniądze. Jako dziecko wykazywałem zainteresowania w kierunku muzycznym, lecz zostałem przez rodziców zignorowany. Drugim moim ulubionym zajęciem były gry komputerowe, tak i też dużo czasu przy tym spędzałem. W każdym razie więcej, niż na udawaniu grania na instrumencie. Jako nastolatek marzyłem o założeniu zespołu i tworzeniu muzyki, niby czysto hobbystycznie, ale gdzieś tam w sercu z nadzieją, że przełoży się to na zawód. W liceum marzenie to stawało się tak silne i widoczne zarazem, że znajomi z klasy kupili mi pałeczki do perkusji, mimo że nikomu tego nie mówiłem. Nie mogłem na lekcjach czasem opanować odruchów udawania, że gram na perkusji... Dlatego też od czasu do czasu prosiłem rodziców, żeby kupili mi taki sprzęt, ale za każdym razem spotykałem się z negatywną odpowiedzią. Więc pozostałem w tej sferze marzeń aż do klasy maturalnej, kiedy to okazało się, że trzeba precyzować kierunek studiów, pod kątem którego napisze się maturę. Dodam, że nie było opcji nie pójść na studia w ogóle. Rodzice nie przewidywali takiego scenariusza w ogóle. Nie wiedziałem co chcę w życiu robić, ale dość dobrze znałem angielski, dlatego postawiłem na filologię angielską. Maturę pod tym kątem zdałem całkiem nieźle, ale niestety. Perspektywa studiowania tego była dla mnie raczej przygnębiająca, więc czar prysł w parę tygodni po maturze, po otrzymaniu wyników. Do ostatecznego terminu składania wniosków o rekrutację było coraz bliżej, więc rodzice jakby "wzięli sprawę we własne ręce". Uznali między sobą, że najlepszym kierunkiem dla mnie będzie prawo i zaczęli mnie urabiać na różny sposób przez cały miesiąc. Bo na początku nie chciałem o tym słuchać, ale zręczną i konsekwentną gadką sprawili, że sam uwierzyłem w to, że jest to kierunek odpowiedni dla mnie. Do tego stopnia uwierzyłem, że nawet się ucieszyłem jak się tam dostałem, a na każde pytanie rodziców "czy na pewno chcesz?" zapewniałem "Chcę". Nie udało się dziennie, to poszedłem zaocznie. Moja najbliższa przyjaciółka (która obecnie niebawem zostanie moją żoną) gorąco odradzała mi ten kierunek, ale byłem już wtedy zbyt zmanipulowany. Rodzice płacili za czesne. Wytrzymałem tam pół roku i uciekłem w popłochu. Poczułem po tym wielką ulgę i radość. Rodzice jednak, a w szczególności ojciec obarczył mnie winą za koszty jakie poniósł podczas tego półrocznego studiowania i oczernił przed rodziną. Ten fakt zapoczątkował dosyć długą i burzliwą erę niekończących się kłótni o to, że "przecież się zgodziłem i sam chciałem". Następnie moi rodzice wysłali mnie do poradni psychologicznej w sprawie rozeznania co chcę robić/studiować, aby następny kierunek był trafniejszy. Brat doradzał mi, żebym poszedł na informatykę, bo potrafię naprawić w komputerze drobne usterki. Jednak ja nie jestem dobry w ścisłych i bałem się matematyki. Odrzuciłem więc kategorycznie. W poradni natomiast stwierdzili, że mogę studiować prawie wszystko z dziedzin humanistycznych i parę rzeczy z dziedziny przyrodniczej, bo interesowałem się po trochu wieloma rzeczami. Ale ja w głębi serca dalej nie wiedziałem, co chcę robić. Wizyta tam w sumie nie dała mi nic. To wymyśliłem sobie kulturoznastwo, bo ładnie brzmi i psychologię, bo potrafię słuchać. Kulturoznastwo przemieniłem na etnologię i zapisałem się na ten kierunek. Na psychologię też się zapisałem. Psychologia jako jeden z dwóch kierunków był faworyzowany przez rodziców, rodzinę i znajomych. Znajomi z resztą powyjeżdżali do Poznania, gdzie ową psychologię mógłbym studiować. To był gwódź decydujący o wyborze psychologii (etnologię miałbym studiować w Szczecinie). W międzyczasie rodzice często się mnie pytali, czy na pewno to jest kierunek, który mnie interesuje, którego nie rzucę, będę chciał studiować. Poczucie winy za poniesione wcześniejsze koszta, a także lęk przed tym żeby ich znowu nie zawieść powodował, że zapewniałem ich jeszcze gorliwiej niż za pierwszym razem na prawie. Początki tych studiów były całkiem miłe, nawet byłem postrzegany przez znajomych z roku jako jeden z bardziej zaangażowanych, chociaż w domu zabieranie się do kserówek i książek traktowałem jako przykry obowiązek. No ale pociągnąłem do końca pierwszego roku z czystą kartą. Jakoś się udało. Niestety, koszmar rozproszenia tożsamości powrócił na drugim roku. Powróciły znajome odczucia, motywacja spadła. Na dodatek zainteresowała się mną "sekciarska" firma z dziedziny marketingu sieciowego obiecując mi, że nie muszę umieć nic, aby tam pracować, a oni sami poprowadzą mnie do sukcesu zawodowego i finansowego. Wtedy moja motywacja spadła praktycznie do zera. Chcąc odnaleźć swoje powołanie poświęciłem się tej pracy doszczętnie, przez co zawaliłem rok studiów. W międzyczasie dotarło do mnie, co chciałbym studiować, a co chciałbym robić tak na co dzień. Pierwsze to teologia, drugie technik - informatyk. Ani jedno, ani drugie nie jest obecnie przyszłościowe, co jeszcze zwiększa moje zagubienie. Ani jedno, ani drugie nie jest dla mnie obecnie nawet dostępne. Albowiem studiowanie psychologii absorbuje u mnie tyle energii i czasu, że nie mam siły na żadne dodatkowe zajęcie, muszę wybierać. Nawet sprawy z prawem jazdy nie mogę dopiąć do końca, robię je już od dwóch lat! Oczywiście firma marketingowa okazała się rozczarowaniem, więc teraz w ogóle nie mam motywacji do niczego. Teraz, w roku 2014 mam 23 lata i przechodzę na 3 rok studiów psychologii. Kompletnie nie potrafię wyobrazić siebie w zawodzie psychologa, boję się tej pracy i przeraża mnie. Do tego jestem bezrobotny prawie od zawsze. Niedługo się żenię i obawiam się, że nie dam rady zapewnić swojej żonie jakiegoś podstawowego, minimalnego życia małżeńskiego, bo mieszkam jeszcze z rodzicami i nie mam nic. Czuję się wewnętrznie zrujnowany pod kątem zawodowym i samorozwojowym, a każde przypomnienie sobie tego wszystkiego powoduje, że napływają mi łzy do oczu. Zmarnowałem już tyle czasu, a dopóki studiuję boję się podjąć jakąkolwiek pracę, jakikolwiek kurs, a porzucenie lub zmiana kierunku dla moich rodziców nie wchodzi w grę. Nie wiem co robić.

Odnośnik do komentarza

cholymelan91, nie studiuj czegoś, co kompletnie Cię nie interesuje tylko dlatego, by zadowolić wszystkich wokół. To jest Twoje życie i masz prawo jako dorosły człowiek do własnych wyborów zawodowych, nawet jeśli one do końca nie podobają się np. Twoim rodzicom. Jesteś młodym mężczyzną, wchodzisz właśnie w dorosłe życie, niedługo się żenisz i nic dziwnego, że obawiasz się przyszłości, nowych ról, nowych obowiązków. Postaraj się jednak myśleć optymistycznie. Udało Ci się zdać na trzeci rok studiów psychologii. Nawet jeśli nie wyobrażasz sobie siebie w zawodzie psychologa, ten kierunek wyposaża Cię w wiele kompetencji miękkich, które przydadzą Ci się w innych zawodach, jakie będziesz chciał podjąć. Rozumiem, że obawiasz się o kwestie finansowe. Teraz są wakacje, więc możesz pomyśleć o podjęciu jakiejś pracy na ten czas, nawet jakiejś dorywczej. Żadna praca nie hańbi, a zawsze jakiś grosz wpadnie i coś w CV będzie można wpisać ;) Nie myśl o tym, co Ci się nie udało, że niepotrzebnie poszedłeś studiować prawo za namową rodziców itd. Skup się na tym, co Ci się udało i co jeszcze może Ci się udać. Malkontenctwo i narzekanie w niczym Ci nie pomoże. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Dokończ te studia, miej papierek, on się zawsze przydaje. Nie zwalaj wszystkiego na rodziców, jesteś dorosły.
Psychologię sam sobie wymyśliłeś, więc nie wiń za to rodziców.
Studia rozwijają ogólnie, to już twój drugi kierunek, nie możesz wiecznie skakać z kwiatka na kwiatek.
A po studiach? Wiele osób pracuje w innym zawodzie niż wyuczonym i doskonale sobie radzą.
Studia pochłaniają wiele czasu, to prawda. Jednak inni potrafią w tym czasie robić prawo jazdy, pracować dorywczo, dokształcać się, realizować swoje pasje i pragnienia. Ty tego nie potrafisz, nie chce ci się, boisz się.
Praktycznie to ty sam nie wiesz, czego chcesz.
Piszesz, że interesowała cię muzyka. Kup sobie gitarę i naucz się na niej grać.
Wystarczy, jak wieczorami trochę pobrzdąkasz , w internecie znajdziesz fachową pomoc. Będziesz przy okazji mógł się przekonać, czy to była twoja pasja, czy tylko następny pomysł, który ci się szybko znudził.
Brakuje ci konsekwencji w działaniu, brakuje ci energii i zaangażowania.
A ponieważ taki jesteś, to po prostu skończ to, co zacząłeś, a może z czasem uda ci się dowiedzieć, co ty naprawdę chcesz.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...