Skocz do zawartości
Forum

Popularność a odrzucenie


Gość samotnaaa

Rekomendowane odpowiedzi

Gość samotnaaa

Będę w tym poście szczera do bólu i powiem o tym, co mnie boli.
Mianowicie.
Jestem samotna. Mam tylko jedną przyjaciółkę i poza nią nikogo innego. Nie mam z kim wyjść na piwo, kawę czy po prostu pogadać. Przyjaciółka jest młodsza i wraz z moim wyjazdem na studia,widuję się z nią raz na 2 miesiące. Na uczelni jestem sama. Dosłownie. Gdyby nie współlokatorka, która od czas do czasu zagada, to przez te miesiące nauki mogłabym się do nikogo nie odzywać.
Ale nie o tym jest ten post.
Od dłuższego czasu moje i tak nieliczne stosunki z ludźmi się nie układają. Jak już ktoś z łaski swojej zagada, to po pewnym czasie zaczynam tę osobę traktować okrutnie i z pogardą. Wiem, że to zniechęca do mnie, nawet czytelników ale mam pewien kompleks, z którym nie potrafię sobie poradzić.
Od najwcześniejszych kontaktów z rówieśnikami aż po 1 liceum (potem się trochę zmieniło), miałam bardzo niską pozycję w każdej grupie. Byłam przezywana i bita przez większość rówieśników,albo ze względu na wycofany charakter albo z powodu wyglądu, czy ubioru. I nie były to takie tam zaczepki delikatne, tylko uporczywe znęcanie się, przez co miałam problemy ze sobą dość spore (w wieku 12 lat podjęłam próbę samobójczą), a moja rodzina myślała nawet o indywidualnym nauczaniu.
Teraz już nikt mnie nie gnębi ale też nikt nie zwraca na mnie uwagi. Do dzisiaj nie mogę uporać się z traumą, czuję poczucie krzywdy i gniew na ludzi za to,że byłam najniżej w hierarchii i to na dodatek przez całe dotychczasowe życie, tak jakby to było moim przeznaczeniem. Nie umiem nawiązywać relacji z ludźmi, bo prędzej czy później staję się w stosunku do nich bardzo agresywna. Po prostu myślę sobie : "Po co chcesz się ze mną zadawać ? Tak ci jest mnie żal ? Takiego nieudacznika ? Po co mi ty, skoro pozostałe 90% społeczeństwa mnie nienawidzi?". Będę szczera teraz chociaż większości z Was może się to wydać puste.
Chciałabym być popularna. Chciałabym należeć do elity np. studenckiej. Chciałabym, żeby to ludzie do mnie dzwonili, przychodzili po mnie, a nie tak jak teraz, że to tylko ja się staram. Chciałabym, żeby ludzie nie zaczynali imprez beze mnie i żebym była na każdą zapraszana. I proszę nie piszcie mi, że to takie puste życie, że ci ludzie i tak pewnie nie są sobą czy coś, bo takie poglądy mogą mieć tylko osoby, które w szkole i na podwórku były normalnie traktowane, a nie jak ofiary. Nie piszcie też bzdur, że mam wyjść do ludzi, zagadywać blablabla,bo prawda jest taka, że ludzie najbardziej lubiani od pierwszego kontaktu skupiają wokół siebie wianuszek wielbicieli.
Skąd to wiem ? To będzie druga część postu,którą poruszę.
Mieszkam z rodzeństwem : bratem i 2 siostrami. KAŻDE z nich jest/ było popularne w szkole. Nie muszą nic robić, bo gdziekolwiek są to każdy sam do nich podchodzi. Wiem to, bo mi mówią i jakoś wątpię, żeby kłamali bo sama widzę,że to ludzie się o nich starają. I to nie jest po prostu normalna pozycja, że mają swoich znajomych i już tylko należenie do szkolnych elit. Każdy ich zna, traktuje z szacunkiem. Jak mają jakieś konflikty z rówieśnikami to na zasadzie, że ktoś tam komuś odbił chłopaka, dziewczynę czy coś ale nikt nie traktuje ich z pogardą, jak zero. Jak ktoś przezywa to od razu wiadomo, że to musi być normalna kłótnia, a nie znęcanie się bez powodu. Chyba nie muszę pisać, że czuję się w tej rodzinie jak zero. Nawet najmłodsza siostra, jak była jeszcze w podstawówce to miała więcej przyjaciół niż ja kończąc gimnazjum. I nie piszcie mi, że pewnie zagadywała lub że jest towarzyska,bo ona akurat ma bardzo wstydliwy charakter. Zapewne pomógł jej fakt, że jej starsza siostra też była bardzo lubiana i pewnie stąd ją ludzie skojarzyli, no i że jest dość ładna.
Najlepsze jest to, że moja rodzina chyba wstydziła się mnie. Bo np. moi szkolni prześladowcy byli bardzo zdziwieni tym, że ja i mój brat (z którym się przyjaźnili) jesteśmy rodziną. Boli mnie to do dzisiaj.
Wiem, że jestem studentką i powinnam myśleć dojrzalej ale w rzeczywistości nie przeszłam nawet buntu młodzieńczego (bo siedziałam cały czas w domu) i teraz jak z kimś się spotykam, to pakuję się w kłopoty. Moje zachowanie też jest niedojrzałe przez co pewnie zrażam rówieśników.
Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Nie czuję się bezwartościowa czy gorsza. Mam dużo zainteresowań, talentów. Lubię rysować i dobrze mi to wychodzi, dużo czytam, mam sporą wiedzę na niektóre tematy, można ze mną powygłupiać się ale też w każdej chwili porozmawiać "na poważnie", jednak to wszystko blednie, bo demony przeszłości nie chcą odejść.

Odnośnik do komentarza

O jeny. Powiem Ci, że mam dość podobnie. Czułem się zawsze gorszy tyle, że w grupie szkolnej pomimo, że moaj siostra i brat tego nie doświadczali. Stwierdziłem, żę to wina umysłu, bo nie ma czegoś takiego jak bycie gorszym - po prostu człowiek sobie to wkręca, inni zaczynają w to wierzyć, a ty już myślisz, że taka jest prawda. Nade mną możę w dośc umiarkowany sposób, ale obśmiewano i lekceważono mnie przez 2 lata w technikum. Wcześniej w gimnazjum i podstawówce na szczęscie miałem kilku przyjaciół, ale 'elita szkolna' patrzyła na mnie i na tych przyjaciół jakby na kogoś gorszego. Tak jest w życiu. Ważne, żeby mieć umiejętność, umysł na tyle silny, by się z tym nie przejmować, a nawet to zwalczać. Wszystko zależy od stanu umysłu, tego czy się jest pewnym, czy się ma kompleksy wobec kogoś np. rodzeństwa. To wszystko wychodzi w życiu i może nie służyć zawiązywaniu relacji czy przebywaniu w grupie. Ja niestety przegrałem przez te wszystkie czynniki. Zacząłem się strasznie przejmować w gimnazjum, później w technikum to była makabra psychiczna. Aż w końcu zatraciłem siebie, nie jestem taki autentyczny, zabawny jak dawniej, mam mnóstwo zainteresowań, ale ich nie wykorzystuję. Osobiście dla mnie to jest dramat. Nie obwiniam ludzi aż tak bardzo. Wielu ludzi to sukinkoty i nie ma co się im dawać. Ja się dałem bo zacząłem szwankować i za bardzo udawać, przejmować się. Wyszło tragicznie. Naprawdę każdego dnia walczę o to by być taki jak dawniej. Niestety mam traumę jak ty i ciężko mi się jakby uaktywnić. Podświadomię jestem zablokowany, nieaktywny pewnie dlatego by się uchronić przed krytyką ludzi. Co Ci poradzić? Może psycholog? Albo modlitwa o uzdrowienie jeśli wierzysz? Podaj jeszcze więcej szczegółów, chętnie popiszę.

Odnośnik do komentarza
Gość samotnaaa

Dzięki za odpowiedź.
Miło, że nie jestem sama.
Mnie to blokuje tak,że chociaż jestem bardzo otwarta jak się mnie pozna, to sama nie potrafię zacząć z nikim rozmowy, poznać kogoś. Stoję 5 metrów dalej od ludzi i dopiero po pewnym czasie sobie to uświadamiam. Myślę, że to jest jakaś obrona przed zranieniem...

Odnośnik do komentarza

Czujesz się otwarta, taka jaka jesteś naprawdę, jak tu piszesz ? Osobiście powiem Ci, że ja - jeśli nie w 99% - to w 100% tak. A jak z Tobą? I jak myślisz - co Ci może doskwierać? Depresja? Nerwica? Zaburzenia osobowości - czyli po prostu defekt w charakterze, który przeszkadza w prawidłowym odbieraniu ludzi i siebie względem nich( coś takiego ). Co do zaburzeń osobowości niektórzy mają tak, że przy ludziach są zbyt teatralni, niektórzy czują, że w każdej chwili może być coś powiedziane przeciwko im ( nadmierna podejrzliwość ), a niektórzy nie mają żadnych uczuć ( osobliwy przypadek - psychopaci ). Jeszcze jest zaburzona osobowość lękliwa itp. Ja się skłaniam ku temu, że ja mam albo jakiś defekt w postaci zaburzenia albo nerwicę plus brak pewności siebie. Wykluczam depresję. Odpowiedz na wszystkie pytania jakie tu zadałem. Mam nadzieję, że coś pomogę:P Cieszę się z tego jak tu piszę bo czuję, że otwieram siebie i chciałbym tak mówić jak piszę tu na tym portalu..Czekam na odzew:]

Odnośnik do komentarza
Gość samotnaaa

~banksy

Na pewno nie czuję się nieśmiała, czy zahamowana chociaż to po mnie widać. Jestem dość osobliwym przypadkiem... Żeby móc otworzyć się przed ludźmi potrzebuję do tego.... ludzi. Wiem, brzmi dziwnie ale zaraz wyjaśnię.
Kiedyś miałam swoją grupę znajomych i mimo, że mieszkali w innym mieście, niż tam gdzie ja się uczyłam, to jednak kontakty z ludźmi w szkole, w liceum poprawiły się. Stałam się pewna siebie. Ale do tego potrzebuję innych...
Np. tutaj na studiach to moja sytuacja wygląda tak : nie zagaduję do nikogo, stoję parę metrów dalej od reszty grupy, rozmawiam z nimi tylko jak czegoś potrzebuję, w ławkach na wykładach też siedzę sama, oddalona o parę krzeseł od najbliższej osoby. Nikt na mnie uwagi nie zwraca. Jestem postrzegana jak spokojny kujon,a to nieprawda, bo z kolei w liceum (gdzie jak napisałam-potem się otworzyłam) miałam szemraną reputację XD Miałam nawet ze szkoły wylecieć + mieć sprawę w sądzie. Widać tutaj dużą różnicę, wręcz skrajną. Ludzie na studiach, nawet wykładowcy myślą, że ja jestem typem spokojnym, że unikam imprez i tylko się uczę o.o W sumie tak jest ale tylko na studiach. Tu nie mam nikogo, jestem zaszczuta i nie mam co robić, więc się uczę. Otworzyłabym się na tych ludzi bardzo łatwo, gdybym gdzieś w tym mieście (niekoniecznie na swojej uczelni) miała grupkę znajomych, z którymi mogłabym w każdej chwili się spotkać.

Co mi doskwiera ? Haha xd Tego żaden lekarz jeszcze nie rozwikłał, serio o.o Już od dziecka rodzice ciągną mnie po różnych lekarzach, za młodu miałam stwierdzone zaburzenia emocji i zachowania. Teraz z kolei chodzę sama od jednego lekarza do drugiego i wkurza mnie to. Byłam ostatnio u psychiatry to powiedział, że chce mnie przez jakiś czas poobserwować,bo nie wie co mi jest (ale zrezygnowałam w połowie,bo koleś mnie irytował), jednak jak wyszedł na chwilę z gabinetu, to pozwoliłam sobie zerknąć do komputera,w którym wszystko zapisywał i coś tam pisało, że niby mam duże problemy z koncentracją i o jakiś problemach z impulsami też coś było. Sprawdziłam w domu w necie i znalazłam coś takiego, jak zaburzenia kontroli impulsów ale nie wiem, czy to jest to. Zdążyłam też zauważyć, że miałam "diagnozę" różnicowaną z ADHD i czymś tam jeszcze ale nie dopatrzyłam. Dostałam leki, które mnie zamuliły i nie mogłam się uczyć, więc je odstawiłam. Zresztą, nie popieram terapii lekami.
No, co do pewności siebie to ja mam różnie. Wydaje mi się, że nie jestem zbyt pewna siebie, może po prostu to tak wygląda jakbym była, bo ja często podejmuję decyzje pochopnie (np. zgłaszam się do trudnych zadań, mówię to,co ślina na język przyniesie i czasem jestem uważana za takiego bufona trochę) ale tak naprawdę to sądzę, że brak mi pewności siebie, bo ciągle się użalam nad sobą, jestem mało wytrwała, ciągle jęczę itp. No i nie patrzę ludziom w oczy. Nie,zdecydowanie nie jestem pewna siebie.

Otwarcie się na portalu to dobry początek. Potem będzie tylko lepiej : )

Trick

Zapewne dlatego, że większość ludzi nie wie, że jesteśmy rodzeństwem. Moja rodzina nie jest aż tak zżyta, nie robimy sobie razem zdjęć, nie imprezujemy razem ani nic. Każdy żyje swoim życiem. Tyle, że 3 rodzeństwa jest ze sobą bliżej niż ze mną. Np. ta najmłodsza. Ona swoją starszą siostrę traktuje normalnie, wygłupiają się, rozmawiają "na luzie",a przy mnie zachowuje się jakbym była obca. Taki przykład może dam : ostatnio pożyczyłam od niej sweterek (ona jest wyższa), który niechcący zniszczyłam i chciałam jej odkupić. No, to ona sama się nie upomniała o ten sweter, nasza mama musiała w jej imieniu dzwonić do mnie, żebym pieniądze przelała. Dla porównania- drugą siostrę męczy, czasem kłóci się z nią jak jej coś zepsuje. To taki przykład, ogólnie traktujemy się jak obce osoby. Ja odpowiednio dobieram słowa (jak przy obcych ludziach), a ona robi się onieśmielona w moim towarzystwie, nawet w domu.
Po części to moja wina muszę przyznać. Tak bardzo im zazdroszczę, że boli mnie kontakt z powszechnie lubianymi osobami.
A dlaczego ja nie jestem lubiana ? Bo wgl. nie jestem do nich podobna, do żadnego z nich. Każdy z mojego rodzeństwa jest ładny. I nie, nie mam niskiej samooceny, po prostu stwierdzam fakt. Są wysocy, szczupli o ładnych rysach twarzy. Młodsza siostra zapisała się do agencji jako modelka, a starsza od lat zdobywa serca wielu chłopaków. Mój brat z kolei ma wygląd i zachowanie typowego, podziwianego faceta. Jest bardzo męski, umięśniony i też ładny z twarzy, a poza tym ma charakter takiego wyluzowanego imprezowicza.
Wgl. do siebie nie pasujemy, wszyscy się dziwią jak się dowiadują, że jesteśmy rodziną.

Czemu brat nie bronił ? Może nie wiedział ? Ci kolesie,którzy mnie przezywali znają go co prawda ale nie spędzają ciągle z nim czasu, tylko po szkole na imprezy do nich chodził,a w szkole miał swoich, bliższych znajomych. Mój brat nie zrobił tego umyślnie, on potrafi obronić, ostatnio go poprosiłam, to postraszył jednego typka, który mnie gnębił, na moich oczach.

Odnośnik do komentarza

Serio twierdzisz, że jesteś brzydka? Nie przesadzasz? Ogólnie rozumiem Twoje problemy bo mam dość podobnie i to powiedziałbym, że w połowie. Wyniszczające to jest, bo nie można się skupić na ŻYCIU. Człowiek się skupia na tym co by mogło być, na rozpamiętywaniu, ogólnie ciągły dyskomfort i ból psychiczny. Nie wiem jak temu podołać.

Odnośnik do komentarza

Od siebie dodam, że mam 21 lat ( prawie 22 ). Interesuje mnie sport, muzykę, kino, historię, politykę, psychologię ( to ostatnie siłą rzeczy..-.- ) Powiedziałbym wręcz, że byłbym w stanie poświęcać się moim pasjom dużo dłużej gdyby nie problemy - brak koncentracji, niechęć, też i brak ludzi do pewnych rzeczy jak sport ( np. nożna ). To jest tak frustrujące!

Odnośnik do komentarza

Samotnaa
A myślałaś o jakiś kółkach zainteresowań? Na studiach tego jest sporo? Czasem wspólna pasja jednoczy.

Moim zdaniem z tymi ładnymi ludźmi jest tak. Ładni ludzie zazwyczaj są pewni siebie, rzadko się smucą, rzadko mają deprechę i to przyciąga innych. Jeśli człowiek się ciągle śmieje, jest pogodny to ludziom jakoś tak lżej na sercu, jedno oddziałuje pozytywnie na drugie. Po za tym ludzie wyczuwają podświadomie, że jesteś spięta, że się kontrolujesz. To wpływa na to, że ludzie mogą czuć się niepewnie i spięte.
Może spróbuj popracować nad pozytywnym patrzeniem na ludzi i rozluźnieniem się. Może jakieś ćwiczenia relaksacyjne

A dragon whisper her name,
on the east.
You win, or you die.

Odnośnik do komentarza

Czy jeśli się nadmiernie przejmuję co się może wydarzyć ( czytaj przejmowanie się co inni pomyślą ), czuję lęki, stres, blokuję się przy ludziach i fatalnie sięczuję w jakiejś większej grupie czy to w pracy czy edukacyjnej to mogę mieć zaburzenia osobowości? Dodam od siebie, że czuję, iż jestem w duchu otwartym człowiekiem - kiedyś taki byłem - piszę bloga, powieść, rozmawiam na luzie, czy to się wygłupiam śmieję, z zaledwie kilkoma osobami, które znam od dziecka. Czy to jakieś zaburzenie osobowości czy może bardziej nerwica połączona z brakiem wiary w siebie? Też tak mam, że wolę - jak już to mam robić - rozmawiać z ludźmi, którzy mogą mieć również problemy z odczuwaniem wartości siebie. Nie lubię się czuć gorszy i podświadomie unikam takich ludzi.

Odnośnik do komentarza
Gość samotnaaa

~Pavlo2

No właśnie sama do nikogo nie podejdę, to takie błędne koło ;/
Mieszkam w Gdańsku, znaczy tutaj się uczę.

~banksy

Ja nie twierdzę, że jestem brzydka,to ludzie tak twierdzą. Tzn. teraz już nie wiem ale jak byłam młodsza to niektórzy mi wprost to mówili.
To tak jak z sukienką. Tobie może się podobać, a innym nie. Tak jest ze mną też.
No ja też ciągle myślę o problemach ;/ Nawet jak jest dobrze to czuję taki dyskomfort.
No ja mam 20 lat : D

Deanerys

Muszę przyznać Ci rację. Bo jak mam dobry okres i jestem pozytywna to faktycznie ludzie bardziej mnie lubią. Problem w tym, że sama nie umiem zacząć taka być. Jak grupa mnie zaakceptuje, określi moją pozycję to wtedy się otworze ale teraz to każdy ma mnie gdzieś więc siedzę jak tłuk.

~stevie

To może być wszystko. Musisz iść do lekarza, on to zdiagnozuje.

Odnośnik do komentarza

Kurczęęę, ale Ciebie rozumiem naprawdę. Mam bardzo podobnie. To jak opisałaś, że jak grupa Cię zaakceptuje to wtedy dobrze est. Ja też tak mam, tyle że wtedy jakby zyskuję energię, zaczynam gadać wygłupiać się. Czasem nawet byłem w stanie organizować jakieś różne rzeczy. Ogólnie mam w sobie duże pokłady energii, ale są uśpione przez bliżej niezidentyfikowane problemy z samym sobą. Super

Odnośnik do komentarza

Samotnaa ale czego nie umiesz? Być pozytywna? spontaniczna?
Zaciekawiło mnie jeszcze co innego, piszesz że jeśli grupa Cię zaakceptuje i określi Twoje miejsce... to trochę brzmi strasznie. Nie obraź się, ale to TY powinnaś sama określać swoje miejsce. Po za tym z tego wynika, że już byłaś w takiej grupie, że miałaś znajomych, więc co się stało, że ich teraz nie masz?

A dragon whisper her name,
on the east.
You win, or you die.

Odnośnik do komentarza
Gość samotnaaa

~banksy

Bez wątpienia mam tak samo i rozumiem Cię.
U mnie lekarze mówili, że mam niespożytkowaną energię. Niektórzy nie chcieli uwierzyć, że mam problemy z kontaktami, bo przecież jestem taka towarzyska.
Właśnie wygłupiam się, angażuję się w różne rzeczy, potrafię nawet zagadywać obcych ludzi na ulicy ale tylko wtedy, gdy wiem, że nie jestem sama. Grupa nie musi przy mnie być, starczy sama świadomość tego, że komuś na mnie zależy. Wtedy mogę zagadać do obcych, bo po pierwsze wiem, że skoro mam grupę, to znaczy, że jednak ludzie chcą się ze mną zadawać, a po drugie jak tamta osoba odrzuci czy wyśmieje, to przecież zawsze zostali mi inny ludzie.

Deanerys

Nie umiem być spontaniczna,ani pozytywna w CAŁKIEM obcym otoczeniu, gdzie nie znam nikogo, gdzie jestem sama i wszystko zależy ode mnie. Gdyby ktoś podszedł lub zagadał,albo ogólnie gdyby zwracano na mnie uwagę, to szybko bym się otworzyła.
Podam może taki przykład z życia. Dwa lata temu pojechałam na obóz. Trochę bałam się tego obozu, bo nikogo nie znałam,no i byłam zmuszona przebywać z ludźmi (mieszkaliśmy po 5 osób w domku) ale pojechałam, bo po tym obozie miałam otrzymać darmowe prawo jazdy.
Przez pierwsze 2,3 dni nie potrafiłam się przystosować. Unikałam ludzi, nie odzywałam się do nikogo, uciekałam z zajęć (mieliśmy tam zajęcia dotyczące kariery zawodowej) i ciągle dzwoniłam do znajomych z mojego miasta.
Po pewnym czasie okazało się, że na tym obozie i to na dodatek w moim domku jest dziewczyna, która też nie ma nikogo. Zaczęłam spędzać z nią czas i mimowolnie byłam bardziej otwarta i częściej zagadywałam do reszty dziewczyn z domku. Potem, powoli zaczęliśmy się wszystkie do siebie zbliżać no i tak jakoś wyszło, że całkowicie się otworzyłam. Z racji tego, że jestem nadpobudliwa, wygadana i lubię się wygłupiać, to te laski szybko mnie polubiły i same stwierdziły, że ciężko jest się im beze mnie bawić (np. kiedyś niesłusznie poczułam się urażona i wyszłam z imprezy, to po chwili dziewczyny też wróciły i mówiły, że beze mnie nikt się już nie chciał bawić). Poznałam też osoby z innych domków i ogólnie bardzo dobrze wspominam tamte wakacje, to zdecydowanie jedno z lepszych chwil w moim życiu.
Ale sama tego nie zaczęłam.
Inny przykład to chociażby klasa w liceum... Było tam parę osób, które podchodziły i wciągały mnie do swoim grup, jak widziały, że siedzę sama. W ten sposób malutkimi kroczkami zaczęłam się otwierać.
Na studiach jest inaczej, całkiem inaczej. Każdy ma każdego w tyłku, ludzie mają swoje grupki i z nimi się bawią. Strzelam, że nie dotyczy to tylko mnie, zresztą koleżanka z liceum, która poszła na studia medyczne jest w podobnej sytuacji do mnie. Też nie ma nikogo. To są "uroki" dużych miast. Kontakty powierzchowne, zamknięte grupy i tyle.
Oczywiście starałam się parę razy poznać jakieś osoby na uczelni. Chodziłam na integracje ale co to za integracje, skoro o przychodzą tam ludzie, którzy wzajemnie się znają i rozmawiają tylko ze sobą ? To samo na imprezach w akademiku. Raz osoba z akademika robiła otwartą imprezę dla wszystkich, na którą poszłam i było to samo... Schodziły się grupki z różnych pokoi, każdy rozmawiał z tymi, których zna i z którymi przyszedł, w konsekwencji byłam sama. Tak się wtedy załamałam, że spiłam się do nieprzytomności i zabrano mnie do szpitala.
Wszędzie, gdziekolwiek się nie pójdzie przychodzą ludzie, którzy już się znają. Nie wiem, mam takiego pecha ale nie tylko ja to widzę. W gimnazjum np. powinno być nowe otoczenie, nowi ludzie ale nie.. każdy w mojej klasie się znał z podstawówki. Dobra, to da się zrozumieć, bo szkoły są obok siebie. Dalej.. liceum. Tutaj też już w pierwszy dzień oprócz mnie NIE BYŁO osoby, która stałaby sama na korytarzu i nikogo ni znała ! Ale dobra, do liceum mogły przecież iść dobrzy znajomi z gimnazjum. Ale jak wyjaśnić studia ? To, że i tutaj wszyscy pięknie się znają i każdy już na początku miał nie tylko znajomego ale i swoją grupę ?
Nie rozumiem tego ale znam osoby,które też to widzą.
Jak powstanie spotkanie dla samotnych, to pewnie też przyjdą na nie osoby,które już wcześniej się znały -__-

Teoretycznie masz rację. Ja to powinnam. Ale zawsze byłam na samym dnie i podświadomie się tam spycham.
Ja nie wiem, jak ci ludzie odbiorą moją obecność. Dotychczas w grupach przymusowych typu klasy nie byłam mile widziana... Nawet w liceum, całkiem na początku jeden chłopak znęcał się nade mną, a grupka jego znajomych miała z tego ubaw. Dopiero argumenty siłowe zadziałały.
Czytałam gdzieś, że jest coś takiego, że człowiek, który padł ofiarą przemocy lub przestępstwa ma zwiększone ryzyko stania się ponownie taką ofiarą. To ma jakiś związek z wysyłaniem podświadomych sygnałów, że ludzie to wyczuwają czy coś, że widać po takiej osobie, że jest łatwym celem, bez względu na to, co ta osoba robi.
To jest prawda. W moim przypadku na pewno.
Nauczyłam się bronić już przed zaczepkami (a to, że z tego powodu mogę mieć problemy prawne,to już inna kwestia) ale to nie znaczy, że chcę do nich dopuścić. Wolę być "samotnym wilkiem" niż świadomie pchać się w niebezpieczne bagno. Jak grupa sama mnie zechce i polubi to ok.

Co się stało ? Hmm.. moja grupa była 5 osobowa łącznie ze mną. Miałam 2 przyjaciółki i 2 kolegów. Jedna przyjaciółka, którą znałam od dzieciństwa sama chciała zakończyć tę znajomość. Rozstałyśmy się w pokoju, nie było żadnych kłótni xd Z jednym kolegą się pobiłam, bo mnie okradł i wtedy też już kontakt się powoli zaczął urywać. On poszedł do nowej szkoły, ma innych znajomych i wgl. A drugi kolega był w naszej grupie tylko dlatego, że chodził z jedną z moich przyjaciółek. Jak zerwali to też przestaliśmy się widywać.
Została mi tylko jedna przyjaciółka. Mimo wszystko jestem jej wdzięczna, że wytrzymuje ze mną, bo mam wyjątkowo trudny charakter,a ona jest bardzo wyrozumiała i empatyczna.

Odnośnik do komentarza

Czekasz aż inni podejdą, ale jak na studiach ktoś podszedł odrzucałaś go bo myślałaś że to z litości. Na pewno tak nie było. Byłem studentem i do dużego miasta przyjechały osoby które nikogo tu nie znały. Były też grupy znajomych. Jak się rozejrzysz wśród koleżanek ze studiów, może niektóre przyjechały i czują się w Gdańsku samotne.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...