Skocz do zawartości
Zamknięcie Forum WP abcZdrowie ×
Forum

Smutek, płaczliwość i zmęczenie życiem a depresja


Gość amanda_21

Rekomendowane odpowiedzi

Gość amanda_21

Czy objawy jakie mam wskazują na depresę?
-smutek trwający już od 3 miesięcy
- potrafię płakać przez cały tydzien
- potrafię cały dzien nie wstawać z łóżka
- potrafię nie wychodzić z domu przez kilka dni tylko chodzę i płaczę
- chciałabym zasnąć i nigdy się nie obudzić
- jestem zmęczona życiem(mam 22 lata)
- mam stany od euforii po totalny dół, nie ma wypośrodkowania. Smieję się jak oszalała dzikuska, a potem płaczę i wyję jak wilk
Czy to depresja?

Odnośnik do komentarza
Gość amanda_21

Aha i jeszcze nie chce mi się życ i nie widzę przyszłości dla siebie. Kazdy mój dzien jest taki sam, jest wegetacją i czuje, że tak bedzie juz zawsze. Nie wierze, że spotka mnie coś dobrego...

Odnośnik do komentarza

Możliwe że to stany depresyjne ale ciężko jednoznacznie określić bo nie znamy potencjalnych przyczyn itp. Mozliwe, że cos się stało a możliwe, że to takie chwilowe osłabienie, sezonowa depresje. Dobrze, że masz świadomość tego, że dzieje się coś nie tak. Najpierw zrób sobie morfologie i badania tarczycy czy problem nie jest natury hormonalnej, endokrynologicznej, jeśli nie, warto pomyśleć nad rozmową z psychologiem jeśli w jakiś sposób te samopoczucie się pogarsza, stan depresyjny nasila i utrudnia Ci życie. Wazne, aby spróbowac odkryć co może byc tego przyczyną, co się wydarzyło.

http://www.ticker.7910.org/an1cMls0g411100MTAwNDcxNGx8MzU1NjZqbGF8aW4gbG92ZQ.gif

Odnośnik do komentarza
Gość Yvonne1

Amando, przeżyłam kilka nawrotów depresji - i chociaż u Ciebie te pierwsze objawy mogłyby na nią wskazywać, to na pewno nie zdarzają się w niej napady euforii, nigdy - to stan permanentnego przygnębienia, "nic-nie-chcenia" itd.
Chyba, że jest to taka nietypowa depresja, ale my tego tu na forum Ci nie zdiagnozujemy.

Zatem Tarja dobrze Ci radzi - najpierw badania somatyczne (dotyczące ciała i ewentualnych schorzeń), a potem psychiatra albo psycholog. Ja polecałbym psychiatrę, ale to moje zdanie. Psycholog zajmuje się problemami natury emocjonalnej, ewentualnie leczeniem nerwicy (ale nerwicę też musi rozpoznać psychiatra, który ewentualnie skieruje Cię do psychologa). Psychiatra to naprawdę nic strasznego - po prostu opowiesz mu to samo, co nam napisałaś tutaj.

Czy w Twoim życiu zaszły przed tym złym okresem jakieś poważne zmiany, traumatyczne przeżycia?...

Odnośnik do komentarza

Też tak miałam jak urodziłam synka nie moglam sobie poradzić . Nie cieszylo mnie macierzyństwo w ogóle,do tego mieszkaliśmy wtedy z teściową więc mój stan byl głównie tym spowodowany. Dziecko mnie wykańczało psychicznie. Przed ciąża bylam bardzo aktywna,mialam ukochaną pracę, zylam w ciaglym biegu lubilam to swoje życie i mialam pretensje do dziecka ze odebrali mi wszystko co mnie dotychczas cieszylo. Mi bardzo pomogl mąż ,jego wsparcie i cierpliwość,dlugie rozmowy które nadaly znowu sens mojemu życiu. Teraz mój synuś ma 4 latka i kocham go nad życie . Wrocilam do pracy i staram się cieszyć życiem chociaż miewam powiedzmy lekkie załamania ale to juz z innego powodu raz jest lepiej raz gorzej ale daję radę bo mam cudowną rodzinkę męża i synka. Poproś kogoś bliskiego o wsparcie,rozmowę najlepiej partnera jezeli to nie pomoże udaj się do specjalisty. Dziecko to największy Skarb . Są kobiety które marzą o tym żeby zostać mamą, i wstawać w nocy ,pragną być zmęczone pracą przy dziecku. Wszystko Ci się jakoś poukłada zobaczysz .

Odnośnik do komentarza
Gość Samotna Milena

Muszę to gdzieś napisać. Wy najlepiej mnie zrozumiecie. Moja droga.

Mam 14 lat.
Jest 24.02.2015 rok.
To był mój pierwszy pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Byłam dzieckiem pozbawionym szczęścia w najpiękniejszym okresie swojego życia. Więc czy na pewno byłam dzieckiem?
Kim wtedy naprawdę byłam? Co czułam oprócz smutku, czy kiedyś byłam szczęśliwa? - nie wiem. Nie pamiętałam wtedy nic.
Dwa upojne miesiące mojego życia. Diagnoza.
DD, nerwica lękowa i głęboka depresja.
Nie bałam się, nauczyłam się żyć i godzić z wszystkimi dolegliwościami.
Rodzina, terapeuta. Kazali mi mówić o wszystkich rzeczach które były tak szczelnie zamknięte.
„Dobrze wiemy dlaczego to wszystko się stało, musisz dać sobie pomóc” - mówił psychiatra zapisując mi kolejne leki. Miałam 14 lat.
„Kiedyś na pewno o tym zapomnisz, ciesz się z życia. Życie jest piękne” - rzucał na odchodne go wychodziłam z gabinetu. Po dwóch miesiącach na oddziale nie czułam poprawy.
Wiedziałam, że jestem gdzieś indziej. Daleko. Moje ciało nie było moje a życie... Czy to taniej klasy film?
Nie mogłam normalnie chodzić do szkoły. Zawieszałam się. Nie słuchałam ludzi. Czułam się obca. Raz wpadłam pod koła samochodu.
„Jak ty chodzisz?” - wołali. Właśnie, jak chodzę? Czuje pulsowanie pod stopami. Moje ciało ugina się w różne strony a ja... jestem w całkiem innej rzeczywistości. Zapominam swojego imienia. Boli mnie głowa, brzuch. Chcę uciec. Czuje, że nigdzie nie jestem bezpieczna.
Kolejne terapie, specjaliści. Starają się przetłumaczyć mi, że zawsze można zacząć od nowa.
„Pokaż gdzie cię dotykał” - a ja niczym marionetka pokazuje partie swojego ciała które wolałabym wyciąć. To był jeden wieczór. Jedna droga, nie wróciłam do domu. Byłam dzieckiem, które zostało pozbawione dzieciństwa. Jestem dzieckiem, które zapomniało czym jest szczęście, beztroska.
„Zapomnij, przecież reszta twojego życia była cudowna, nie możesz się skupiać na jednym incydencie” - ostatnie słowa wypowiedziane przez mojego terapeutę. Zmieniłam fachowca. Nie powstrzymałam się wtedy od kilku gorzkich słów. Przez ten jeden incydent właśnie zapomniałam o reszcie. Jakby jednym ruchem ktoś wymazał wszystko.
Nieprzespane noce, coraz nowsze leki. Pogłębiające się i nie opuszczające mnie DD. Zamknięta w swoim pokoju nie potrafiłam odnaleźć sensu. Po co ja tu w ogóle jestem? Właśnie. Po co?
Miałam 16 lat. Wtedy doszło do mojej pierwszej próby samobójczej, podczas której drugi raz przeżyłam śmierć.
Gdy się obudziłam... pamietam jedynie widok mojej mamy. Nie wiem czy czuła większy żal do mnie czy do siebie. Nie chciałam żeby się obwiniała. Jednak... byłam jej kochanym, jedynym dzieckiem, które wraz z nią przeżyło już raz traumatyczną śmierć kliniczną.
Moje życie po próbie bardzo się zmieniło. Kolejna hospitalizacja, nowy obiekt.
Może i to głupie, ale wzięłam się. Z pomocą innych stanęłam na nogi. Dla siebie, dla nich. Uznałam w pewnym sensie fakt, że się nie udało za znak. Przeżyłam cudowne chwile. Odżyłam. Stałam się osobą z wielką charyzmą. Zostałam duszą towarzystwa. W szkole... stałam się guru. Chodzącym aniołem dla innych. Wszyscy byli za mną a ja - czułam się dobrze tam gdzie jestem. Z dnia na dzień wstawałam z coraz większym uśmiechem.
Minęło sporo czasu od mojej próby. Od tego wszystkiego. Zamętu.
Zakochałam się. Pierwszy raz poczułam co to miłość.
Miałam wtedy już 17 lat.
Czy w tym wieku można naprawdę kochać? Wydaje mi się, że tak. To było piękne. Żyłam w pięknym związku przez niecały rok. Zapomniałam wtedy o wszystkim. Kolejny raz ktoś wymazał wszystko. Czysta karta. Tym razem dobra, pozornie. Pozornie bardzo dobre stało się piekłem.
Nie wolno ufać, nie wolno żyć w zbyt wielkim szczęściu. Nadal go kocham, ale on większa miłością obdarzył inną. Nie chce mieć mu tego za złe. Jestem w stanie poświecić swoje szczęście dla niego.
Tak mi się tylko wydawało.
Czerwiec, lipiec 2018 roku.
Powrót. Kompania, stop. Diagnoza: DD, nerwica i depresja.
Wiedziałam z czym to się je, ale nie wiedziałam już jak. Myślałam, że będzie łatwiej. Po traumatycznym przeżyciu - kolejne przeżycie. Brak wiary w ludzi.

Jestem Milena, mam 18 lat i walczę sama ze sobą. Z życiem. Rozczarowanie za rozczarowaniem, boje się ludzi.
Kolejne prochy, kolejni terapeuci.
„Nie powinnaś już ufać” - mówi. „Nikomu” - dodaje widząc obojętny wyraz mojej twarzy, który zaraz przeistacza się w grymas - zaczynam płakać.
Tęsknie za czułością. Cieszę się, że kiedykolwiek ją poznałam. Może i była nieszczera, ale... przynajmniej raz w życiu miałam szansę.. być kochana. Przynajmniej tak mi się zdawało.
Jestem silniejsza. Radzę sobie. Mimo kolejnej choroby i słabej psychiki żyję. Jest sierpień. Końcówka wakacji. Ostatnie dwa tygodnie. W piątek opuściłam oddział.
Jestem teraz w miejscu z którego nikt mnie nie ruszy. Rodzinna wieś. Zgniłe jabłka pod drzewem, kompot z gruszek. Naleśniki babci.
Żyję spokojnie. Nie zapomniałam.
Po prostu wiem, że przeżyje już nawet śmierć.
Co innego może mnie bardziej ruszyć?

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...