Skocz do zawartości
Forum

Psycholog zniszczył mi życie


Gość Piotr

Rekomendowane odpowiedzi

A ja mam takie pytanie do Gość Piotr i do Byłej Narzeczonej - czy to aby na pewno byli psychologowie, czy może terapeuci ?  Bo terapeuta to może być dziś ktokolwiek bez żadnego wykształcenia w tym kierunku, nie mówiąc o studiach. Niemniej jestem w szoku ..

 

Z tego co wiem, to psycholog nie ma prawda mówić pacjentowi konkretnie co powinien zrobić a już na pewno nie w tak istotnych kwestiach jak rozstanie, odwołanie ślubu, w dodatku gdy taka osoba ma poważne problemy emocjonalne, lękowe, nerwowe. Psycholog powinien naprowadzić swojego pacjenta tak, aby ten sam, w pełni świadomie i odpowiedzialnie decydował o sobie. Nie mówię o skrajnych przypadkach, gdy ktoś jest ofiarą przemocy albo jest w związku z osobą uzależnioną czy poważnie zaburzoną itd. wtedy to jest dopuszczalne, żel nawet wtedy daje się pacjentowi czas by dojrzał do decyzji, pomaga zrozumieć czemu trzeba to zrobić ... Nie mogę uwierzyć, że jakiś psycholog mógł bez jakichkolwiek większych przesłanek coś takiego zalecić....chyba, że sam jest poważnie zaburzony albo nie jest psychologiem tylko właśnie pozal się Boże terapeutą, który nie wie co czyni...

Była narzeczony - możliwe że twojego byłego przerosło to wszystko, jeśli nie rozumie tego co przeszłaś i nie miał nigdy wczesniej z czymś takim styczności, to może się przestraszył, że to może wydarzyć się ponownie? Albo że to będzie trwało latami, nawracalo, pogłębiało się ... Jeśli wie o tym, ze dzialalas za namową "psychologa" to też mógł być rozczarowany tym, że tak po prostu sie na to zgodzilas, bo jakas obca baba Ci tak kazała. Ciężko powiedziec...ale szczerze, może dobrze że się tak stało, bo tak to wzięli byście ślub i minęło by trochę czasu.... I pojawił jakiś kolejny problem, przez który też mogłabyś popaść w jakieś stany lękowe itd i wówczas on znów nie wykazał by zrozumienia.... Nie wiem, nie winie go też, nie znam szczegółów, tylko tak głośno myślę. Bardzo mi przykro że trafiłas na jakąs niekompetentą osobę w takim momencie życia...i że w chwili słabości zaufałas, "dobrej" radzie ... Swoją drogą,  jaki był niby argumemt za tym, żeby zakończyć ten związek? 

 

Gość Piotr a Tobie jak zależy i faktycznie ja kochasz, i nie masz sobie do zarzucenia nic pokroju przemocy, problemow z nałogami czy natury psychicznej.. to ja bym na Twoimi miejscu spuściła z tonu i poczekala. Może jak jej stan się trochę ustabilizuje i będzie w stanie samodzielnie oceniać sytuację i podejmować decyzje, to być może jeszcze się zejdziecie... Tylko nie staraj się na siłę jej pokazywać, że jest manipulowana i to przez któregoś z rzędu  psychologa, bo brzmi to conajmniej niewiarygodnie - Ty sam przeciwko któremuś z kolei specjaliście... Przecież oni wszyscy nie mogę się mylić - ona tak to pewnie odbiera. Dziwna i ciężka sytuacja... A może to u niej wykryto na tyle ciężkie zaburzenie/ chorobę że odradzają jej związek jak taki w ogóle, i nie chodzi o Ciebie ? 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Gość Zepsuta26latka

Przykro czytać, że plany na wspólne życie legły w gruzach. Że depresja i przeciwności losu nie pozwoliły Wam być razem. I u mnie święta będą smutne. Im dłużej czytam te historie psychologiczne i problemy ludzi w tym temacie tym bardziej mi źle, że jesteśmy tak niewyedukowani w relacjach, komunikacji, w radzeniu sobie z poważnymi problemami (zdrada, problemy zdrowotne, lęki). Czemu nie ma tego w szkołach?! Czemu Polacy ciągle muszą cierpieć?!

Odnośnik do komentarza
Gość Zepsuta26latka
22 minuty temu, Gość Marry napisał:

Gość Piotr a Tobie jak zależy i faktycznie ja kochasz i nie masz sobie nic do zarzucenia (!!!) pokroju przemocy, problemow z nałogami czy natury psychicznej.. to ja bym na Twoimi miejscu spuściła z tonu i poczekała

 

 

 

Być może czekanie tylko ich oddali od siebie a psycholodzy zryją beret, albo właśnie ta przestrzeń jest jej teraz potrzebna. Może u psychologa wyszły fakty, że ona nie chce z Tobą być... A wtedy jeśli kochasz ją nadal to musisz pozwolić jej odejść. To brzmi jak żart, ale uczucia nie gasną ot tak w ludziach i jeśli ona wybrała drogę, którą z jakichś powodów, jakich Ty nie znasz, bo nie byłeś z nią na spotkaniach, którą proponuje psycholog to choć to bolesne będziesz musiał się z tym pogodzić. Ciągle coś w tym życiu ? Nie jestem gotowa na to, bo jestem człowiekiem empatycznym i wiele bym dała by być "chłodną" i widzieć świat z dystansu. A tak to nie wiem, w czym problem.  I co, teraz to nawet strach iść do psychologa o tym porozmawiać, bo nie wiadomo na kogo się trafi ☹️

Odnośnik do komentarza

Ja tez mam za sobą wizytę u psychologa. Moj psycholog zawsze mówił: to pani sobie sama to robi. Poniewaz sytuacje, zdarzenia, w ktorych pani uczestniczy przypominają pani sytuacje, w ktorych pani znajdowala sie w dalekiej przeszłości, uderzają w bolesne miejsva.

My byliśmy przed sobą jakby w maskach. Trudno było o bliskość emocjonalną, każdy jakby bał się poruszać głębokie tematy i pozostawały powierzchowne rozmowy. U mnie często maska wynikała, między innymi, z poczucia wstydu, że nie zaakceptuje mnie taką, jaką jestem..

Gdy podczas wizy u psychologa chcąc opisać zdarzenie, emocje rozpoczęłam zdanie zaczynając od: On...

Psycholog: to pani. Nie on, to pani to sobie robi. Pani sama sobie zadaje ból, krzywdzi się poprzez odczuwanie sytuacji terazniejszych przez pryzmat sytuacji z dalekiej przeszłości. Odczucia są spotęgowane. To wydarza się na poziomie podświadomości, proszę to sobie uświadomić i wtedy, z czasem, nie będzie pani odczuwała tak silnie emocji z tym związanych.

A co do wiary w to, że od konkretnego dnia, od konkretnego zachowania będzie już tylko lepiej, otóż nie jest tak. Będzie tak samo.  Zmienia się tylko reagowanie emocjonalne na konkretne wydarzenia. Dodatkowo możemy decyzjami i działaniem sprawić, że będziemy bardziej usatysfakcjonowani, ale to musimy zrobić my, nikt za nas tego nie dokona i przekonanie: od jutra będzie lepiej jest naiwnością.

Odnośnik do komentarza
Gość zapiski moje na 2030

Mam ochote podzielic sie tutaj na forum moimi zapiskami. Napisze je w formie listu i przeczytam za rok, dwa a moze za pare miesiecy. Na pewno przetrwaja tu, na forum, dluzej niz przetrwalyby na kartkach papieru.. a i ktos moze sobie poczyta..

Lagodny wstep:

spotkalismy sie w momencie, gdy, powtarzajac za panem Jackiem Malsowskim, bylam w momencie, kiedy nie mialam dobrego kontaktu sama z soba. Jechalam na czuja i polamalam wszystkie stereotypy zwiazane z plcia, konwenanse, jak "powinna" zachowywac sie kobieta, a jak "powinien" mezczyzna. I jestem z tego dumna. Rzadzilo nami przezywanie razem chwil, nie rozmawialismy duzo, moglismy sie tylko domyslac, co druga osoba czuje w danej chwili, czy jest szczesliwa, czy nie.. ja bylam i za to jestem wdzieczna, byly to jedne z lepszych chwil ?

Ciezszy kaliber:

Poleglam. Nie potrafilam zaakceptowac czynnego, destrukcyjnego przyzwyczajenia u drugiej osoby. Oddalilam sie. Zrobilam to POMIMO tego, ze kochalam.. uczucie wcale wtedy nie wygaslo, jedynie ja ukrecalam mu leb, zamrozilam je w sobie. Zdeaktywowalam, na ile sie dalo. Bolalo okropnie, trudno mi do tego nawet wracac myslami. Wszystko to zaszlo juz za daleko i pograzalismy sie tylko nawzajem w destrukcji..

Jesli mam podac jedna glowna i konkretna przyczyne to byloby to wlasnie przyzwyczajenie/nalog? mezczyzny (czyli cos, co nie jest zawinione przez dana osobe, ale brak walki z tym prowadzi do grobu, wiezienia badz psychiatryka).  Jestem w stanie wspomagac kogos w walce z uzaleznieniem od hazardu, alkoholu, byc moze nawet narkotykow, uzaleznien behawioralnych, ale poleglam w akceptacji u kogos nalogu nagminnego romansowania. Poleglam na calej linii. Czy tez chlodno wykalkulowalam? Poleglam po prostu. Ale czy sie sobie dziwie? Nie.

Zwal jak zwal, ale to przyzwyczajenie zabija relacje. Laczy sie juz nie z substancjami, czy zachowaniami ale z wprowadzaniem innych osob i jest to killer dla zwiazku, rodziny czy relacji. Romansu. Glowy nie dam, ale mysle, ze jestes swiadomy swoich przyzwyczajen, nawet je w pewnym sensie pielegnujesz.. z dziada pradziada ? to samo nie znika, ten killerek dlugotrwalych relacji.

Zachowywalam sie zgodnie z instrukcjami Twojego Taty. Pozdrowienia dla niego ? czyli nie mowilam nic. Dowiedzialam sie jednego o sobie: nie potrafie i nie chce tak. Zachowywalam sie tez zgodnie z "rama", jak to nazwales, ktora sama nalozylam na poczatku. Ale w srodku jakby umarlam (juz nastapilo powstanie z martwych ? ) Mozna powiedziec, ze byl to miecz obosieczny. Nie jestem calkiem pewna, ale chyba lepiej byloby mi, gdybys z nudow zajal sie Andrzejem, Romanem czy Wieslawem ?

Przez ubiegly rok trudno bylo o zaufanie, trudno mi bylo z Toba rozmawiac tak "od serca", Tobie chyba juz dawno. Jeszcze 2 lata temu bylam pelna entuzjazmu, kiedy przybiegles do mnie do pokoju w podziemiach. Tak fajnie pachniales.. mozliwe, ze obydwoje sabotowalismy to w ostatnim roku ja przynajmniej tak odbieralam Ciebie, ze sabotujesz, niestety. Kochalam i cierpienie bylo nie do zniesienia, chcialam, zebys wiedzial. Teraz smutno mi jak o tym pisze. Wolalam sie odsunac niz zmuszac, bys omijal prawde a siebie do wysluchiwania i patrzenia, co sie z nami porobilo.. Bylam Ci wierna i jak nie myslalam o Tobie, to nawet ochoty nie mialam by pomyslec o kim innym. Probowalam akceptowac to co jest, ale nie potrafilam.

Chcialam napisac to przed swietami, masz droge wolna, zawsze miales. Jak sie kogos kocha to sie mu daje wolnosc.. tak myslalam tez pare lat temu.. moze to byl blad, nie wiem na teraz, wtedy tez myslalam nad tematami uzaleznien, ale nie bylam calkowicie przekonana. Mam nadzieje, ze nastepna osoba Cie bedzie kochala miloscia twarda ? ale jesli chcesz i to Cie uszczesliwi to moze byc i miekka i robisz, co chcesz.

Moim zamyslem bylo napisac ten tekst bez obwiniania kogokolwiek, nie robiac z siebie ofiary ani nie wbijajac szpilek, bez zlosci, smucenia, mialo byc to przekazanie informacji. Troche smutkow mi wyszlo na koniec. Jak jest szpila, to niezamierzona. Wiadomo, ze mozna bylo to rozegrac po zlosci. Patrze na siebie w perspektywie kilku lat i nie byloby to w zgodzie ze mna, wiec list wyszedl subtelny ? Chcialam, bys wiedzial, jaki byl glowny powod i smiem watpic, czy przyczyniam sie dobru przyszlych osob, raczej pomoze on Tobie w lepszym czajeniu sie. ok to byla mini szpileczka.

Ah i zaden psycholog w tym nie maczal palcow.

Odnośnik do komentarza

Jednak tys najwieksza z dam Ten pan byl z Tychow, moj byly lezy na tym samym cmentarzu, co on ?

a pslowcy to nie wiem, to narcysci sa?

Ja jednak obstaje przy swoim zalozeniu, ze narcyzm to pikus a raczej czubek jakiejs gory lodowej (o ile ten narcyzm jest), w ktorej sklad wchodza rozne elementy. Do miazdzenia jednostki ale i ludzi naokolo. Humor mi wrocil jak spuscilam wentyl ? a wierz mi, jakby to byl narcyzm, to bym poznala, a tu jest jakas miazga.

 

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...