Skocz do zawartości
Forum

Psycholog zniszczył mi życie


Gość Piotr

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. 

Moja narzeczona [ była] choruje na nerwice lekową. Chorowała zanim się poznaliśmy. W marcu zmieniła psychologa. Pani psycholog tak  ją nakierowała , że przyczyna tej choroby to ja. nie szukając głębiej przyczyny.  Wszystko zrobiła żebyśmy sie rozstali.  wmawiała jej że życie jest tylko jedno i trzeba z niego korzystać. Nie lczy sie to co było, to co było było wszystko złe a od tej pory to bedzie lepiej i ma znależc sobie innego. Nawet jak powiedziała pani psycholog że postanowiliśmy dać sobie szanse, to zaraz zasugerowała jej, że nie bedzie nam razem dobrze ani u niej ,ani u mnie. Czy ktoś miał podobną sytuację i jak z tego wyszedł.?

Odnośnik do komentarza

no właśnie dlatego ja nie ufam psychologom ani psychiatrom. Masakra, jak można tak zaufać obcej osobie i dać jej pokierować swoim życiem. Ale nie zdziwiłabym się jakby twoja narzeczona miała już jakieś wątpliwości co do ciebie, które wyczuła ta babeczka i dlatego tak ją nakierowała. Przecież to nie wzięło się znikąd. 

Odnośnik do komentarza

Do Ala.  Zapewniam cie ze nic takiego nie zrobiłem.  Było dłuższe rozstanie po części spowodowane moja chorobą, i spora odległość. Pani psycholog dobrze wiedziała że nie mam szans się bronić, i bardzo łatwo jej to poszło

Odnośnik do komentarza
Gość Była narzeczona

Ja niestety jestem taką byłą narzeczoną... Zachorowałam przed ślubem sama nie wiem czy na depresję czy lęki... Było to na początku pandemii... Co wyszłam z domu to płacz... W końcu jedna koleżanka zasugerowała mi psychologa... Sama nigdy bym na taki pomysł nie wpadła bo nigdy nie korzystałam z takich usług... Ale byłam w takim stanie jak małe dziecko: dałam się prowadzić za rączkę... Pierwsza pani psycholog na pierwszej wizycie pokierowała całą rozmowę w stronę rozstania, powiedziała że tak się czuję bo nie jest podjęta decyzja i że nie zostanę sama... A w takim stanie żadnych decyzji nie powinnam podejmować... Druga wmówiła mi że mamy z narzeczonym inny światopogląd, że jest dziecinny itp. Po tych dosłownie pojedynczych wizytach telefonicznych (czas pandemii) u tych pań ja nie widziałam innego wyjścia jak rozstanie... Bo panie zamiast mi pomóc wpędziły mnie w jeszcze większe lęki... I niestety wybuchłam do narzeczonego że to nie ma sensu... Minęło kilka dni a mi ten lęk jakby puścił... Jakby mi ktoś jakieś klapki zdjął z oczu... Zobaczyłam wszystko z innej perspektywy i jak dałam się zmanipulować tym paniom... Narzeczony jednak nie chciał powrotu - nie dziwię się, byłam przez kilka miesięcy naprawdę nie do życia...  Straciłam najfajniejszego faceta, przyjaciela, mężczyznę z którym chciałam się zestarzeć... Minął ponad rok a ja codziennie płaczę i nie mogę sobie wybaczyć... Wizyta u psycholog to najgorsza rzecz jaką zrobiłam w życiu a później już się potoczyło... 

Walcz o swoją narzeczoną jeśli ją kochasz. Ja bym zrobiła wszystko żeby cofnąć czas, ale niestety jest to niewykonalne... Nie wiem czym u Twojej narzeczonej był spowodowany lęk ale uwierz mi, lęk tak zmienia myślenie,  podsuwa tak czarne scenariusze że gdyby ktokolwiek wcześniej mi powiedział że tak się zachowam, to bym nigdy nie uwierzyła... A w lęku to chodzisz tak jakby ktoś ci w głowę przywalił... Mi same po policzkach płynęły łzy... Z wesołej aktywnej osoby stałam się totalnie wypluta z sił... Także rozumiem Twoją narzeczoną i jeśli Ci zależy a skoro chciałeś z nią spędzić życie to chyba tak, to próbuj z nią rozmawiać, dajcie sobie czas... Ja niestety drugiej szansy nie dostałam, były narzeczony nie zrozumiał że zachorowałam... 

Odnośnik do komentarza

Chciałam zapytać czy w waszym związku rodzice mieli wpływ na was i na partnerów? Mam narzeczonego i niestety ma silne nerwice lękowe. Był czas że chodził na psycoterapię ale wtedy mu się odwróciło zupełnie w drugą stronę i był bardzo asertywny. Na tyle że nie dał soba manipulować nikomu. Później to znowu wszystko wróciło i niestety cała rodzina nim manipulowała. Obecnie zastanawiam się na zakończeniem związku bo jego matka też ma chyba nerwicę lękową. Bardzo potrafi nakręcić partnera. I niestety jest tak że jak jego matka jest nakręcona to nakręca się tez narzeczony. Później ja jestem cała w nerwach bo oni się żrą, ja z nim mieszkam jednak jego matce nie podobają się zmiany które teraz zachodzą. Raz jest spokojna a raz robi niemożliwe awantrury. Czy wy też tak mieliście że nerwica lekowa powodawała u was albo partnerów że się kłócilićie i że dawaliście sobą albo partner dawał sobą manipulować? Czy w ogóle macie albo narzeczeni mieli tak że bali sie przez tą nerwicę rozpoczynać dyskusję o tym co dla was ważne?

Odnośnik do komentarza
Gość Była narzeczona

U mnie rodzice ani jedni, ani drudzy się nie wtrącali... Moi myśleli że mój były narzeczony nie chce ślubu, jego myśleli że nie przyjeżdżam bo się u nich źle czuję... I tak naprawdę nikt nie wiedział jaką walkę toczę w sobie... Mój były narzeczony w pewnym momencie myślał że już wszystko zmierza w dobrą stronę... Ale... Właśnie jest ale... U mnie bardzo wtrącało się otoczenie... Dopytywało kiedy ślub (bo nie odbył się w pierwszym terminie - wpadłam w straszny lęk o zdrowie bliskich bo to był pierwszy termin pandemiczny) ... A później czułam straszną presję że ja muszę już decydować... A ja naprawdę miałam problemy żeby w weekend wstać z łóżka gdzie wcześniej takich problemów nie miałam... Osoba która nie była proszona na ślub rzucała mi tekstami w stylu "jak masz wątpliwości to nie bierz ślubu", ktoś tam się wtrącał żebyśmy się od siebie wyprowadzili... Po prostu z każdej strony coś...  I tak płakałam narzeczonemu że mamy inny światopogląd... Że nie będzie ze mną szczęśliwy... On mi tłumaczył że jest szczęśliwy... Bardzo mnie wspierał, robił większość rzeczy w domu... A ja w końcu wybuchłam do niego bo ta presja na mnie była tak silna że sobie nie poradziłam... I się rozstaliśmy... I niestety  z tym bólem że już go nigdy nie zobaczę muszę żyć... Codziennie przeżywam istny koszmar... Bo takiego narzeczonego to ze świecą szukać... Także jakbym mogła coś od serca poradzić: to nigdy nie podejmować decyzji w emocjach... Bo często odwrotu nie ma... Może są mniej drastyczne rozwiązania niż rozstanie...

Odnośnik do komentarza

Z osobą  chora na nerwice naprawdę  mozna być szczęśliwym. Ja byłem . To co się między nami wydarzyło to tak do końca nie była decyzją mojej narzeczonej. Pani psycholog coś takiego jej wmówiła. ZYCIE JEST TYLKO JEDNO I TRZEBA Z NIEGO KORZYSTA NIE LICZY SIE CO BYLO  , TERAZ BEDZIE WSZYSTKO LEPIEJ. Nie wiem czy jest ,bo cierpi. Nie mam do niej pretensji  ani żalu. Chciałbym żebyśmy znowu byli razem.  BYLA NARZECZONA TRZYMAJ SIE. 

Odnośnik do komentarza
Gość Była narzeczona
3 godziny temu, Gość Piotr napisał:

Piotrze, wiem że można być szczęśliwym bo narzeczony też mi mówił że jest szczęśliwy... Mimo mojego płaczu... Ale to co wmówiły mi panie psycholog było na tamten czas dominujące w mojej głowie... Zazdroszczę Twojej narzeczonej że rozumiesz jej stan i chciałbyś byście znowu byli razem... Mój narzeczony szansy mi już nie dał, chyba mi nie uwierzył że coś takiego się ze mną zadziało... Rozmawiaj dużo z byłą narzeczoną jeśli masz na to szansę... Bo ta choroba naprawdę podsuwa same czarne scenariusze... Mnie np. jedna z koleżanek w tamtym czasie spytała czy będę z nim jak straci pracę... I ja później do niego wyskakiwałam z tekstami czy my się utrzymamy mimo że oboje super zarabiamy... To co się dzieje z człowiekiem w silnym lęku to jest dramat... Człowiek boi się tak absurdalnych rzeczy za trudno w to uwierzyć... Ale ten lęk mija, także jeśli masz jeszcze kontakt z byłą narzeczoną to staraj się być dla niej wsparciem... Ja nie mogę się pogodzić z tym że odwołałam ślub i zerwałam zaręczyny... Jak Twojej narzeczonej minie lęk, to też może przejrzeć na oczy że dała się zmanipulować psycholog

 

Odnośnik do komentarza

Do BYŁA NARZECZONA Czytam to co piszesz, to tak jakby pisała to moja narzeczona [była]  Jest w tym bardzo dużo podobieństwa. Nawet to jak piszesz o utracie pracy. to samo było. Mam do Ciebie pytanie. Chłopak Ci wybacza , wracacie do siebie. Nie bałabyś się ,że kiedyś on będzie Ci to wypominał?  Pytam dlatego,że ona teraz się tego boi. Myślę że chciałaby to naprawić, ale ciągle ten strach. 

Odnośnik do komentarza
Gość Była narzeczona

Nie bałabym się bo bardzo go kocham... Ale to niestety się nigdy nie wydarzy, nie dał mi ani cienia nadziei. A druga sprawa: ja teraz widzę co się ze mną zadziało, jak byłam w tym złym stanie, to tego nie widziałam... Wydawało mi się że jak byłam sama to byłam silniejsza... Wszyscy wokół wydawali mi się szczęśliwsi... A to zupełnie nieprawda... Mi po prostu panie psycholog nie pokazały innej drogi niż rozstanie i ja na tamten moment nie widziałam innej opcji... Poza tym tylko Ty wiesz czy będziesz jej wypominać, ja niestety wypominałam byłemu narzeczonemu jedną rzecz ale to właśnie był mój lęk... 

Odnośnik do komentarza

Moja dziewczyna chorowała na to za nim się poznaliśmy. Jak już wiedziałem ,że miedzy nami coś będzie to trochę szukałem wiedzy o tym. Kilka dobrych lat temu to  był temat TABU. Już wtedy znalazłem, że psycholog może tak naprowadzać pacjenta  do  rozstania się z najbliższą osobą, a namawiając go do szukania innej. Wtedy jest nowa osoba, jest ciekawość ,zainteresowanie, radość , że udało się poznać kogoś nowego. tylko podobno działa to na krótką mete. Wtedy w coś takiego nie wierzyłem.  W lipcu oddała mi pierścionek i oznajmiła że zrywa zaręczyny. Byłem zły na nią, ale po jakimśs czasie dotarło do mnie, że to nie są jej słowa. W listopadzie postanowiliśmy dać sobie szanse. Powiedziała to pani psycholog. Reakcja pani psycholog. WY NIE BEDZIECIE SZCZEŚLIWI ANI U NIEGO , ANI U PANI.  I po paru dniach znowu wracamy do punktu 0.  Pierwsza myśl , że rozniose jej cały ten gabinet. Teraz mam inny plan. Umówie się na wizytę , prosząc o pomoc. Opowiem całą historie i chcę zobaczyć jej minę ,

Odnośnik do komentarza
Gość Była narzeczona

Zazdroszczę Twojej byłej narzeczonej... Ja nie dostałam drugiej szansy: dowiedziałam się tylko że swoją szansę już miałam, nie ma chemii i czy nie zauważyłam że on nigdy nie był za mną... Mimo że mówił że kocha i ja to widziałam i czułam... Najgorsze jest to że ci psycholodzy nie ponoszą konsekwencji tego że komuś w lęku każą podejmować takie życiowe decyzje... A później całe życie żyj w tym bólu i poczuciu winy... W ogóle znasz przyczynę lęków u Twojej narzeczonej? Jakaś trauma? 

Odnośnik do komentarza

 Myślę że znam przyczynę.  Jest ich kilka. Pani psycholog chyba nie chciała ich znać. Była narzeczona  głowa do góry. Pokarz swojemu byłemu co stracił. Taka moja mała rada. Jak znajdziesz chłopaka któremu będziesz chciała zaufać, powiedz mu o tej chorobie .. Bedzie miał czas do namysłu i Ty bedziesz spokojna. 

Odnośnik do komentarza
Gość Była narzeczona

Tylko ja nie byłam wcześniej chora... Byłam całkowicie zdrowa, jeden czynnik wywołał u mnie całą tą spiralę zdarzeń i gdybym nie poszła do psychologa jak do lekarza (wiem że to nie lekarz ale jak się źle dzieje to po prostu szukasz ratunku) to bym w życiu nie pomyślała nawet o rozstaniu... A mój były narzeczony też nie zauważył że zachorowałam tylko myślał że ja taka jestem przez ten jeden czynnik... Sam się mnie pytał czy ja będę z nim jeszcze szczęśliwa... A ja normalnie wpadłam w taki lęk że robiłam wszystko co mi kto kazał, tak nie umiałam sobie poradzić z problemem... A jak w końcu pani psycholog po kilkunastu minutach rozmowy powiedziała mi że nie zostanę przecież sama i żebym od razu przeżyła żałobę że nie będę mieć dzieci to mój problem urósł do takiego stopnia że ja nie widziałam już żadnej szansy dla nas... Po rozstaniu byłam u kilku psychologów bo mój stan się jeszcze pogorszył i uwierz mi każdy od progu ocenia tę drugą osobę o której nie ma pojęcia... Strasznie krzywdzące... A w ogóle nie zauważa że to osoba która do nich przychodzi "choruje"... Dopiero jakiś czas temu trafiłam na panią która na pierwszym spotkaniu powiedziała że tamci psycholodzy przekroczyli wszelkie granice... Że nigdy nie powinnam usłyszeć takich słów a już w szczególności o tym że nie będę mieć dzieci... Ale cóż tamte osoby kasę wzięły, żyją sobie szczęśliwie dalej a ja cierpię... I nikt mi czasu nie cofnie... Jeśli Twoja narzeczona się zgodzi to może po Twoim "eksperymencie" idźcie razem do tego psychologa - może nie będzie mieć wtedy odwagi na takie osądy... Ja straciłam swój największy Skarb - także walcz... PS na Twój wpis trafiłam całkowicie przypadkiem, wyświetlił się pod jakimś artykułem i zaciekawił mnie temat, także mam nadzieję że moje dramtyczne dla mnie doświadczenie przyniesie dla Was szansę

Odnośnik do komentarza

Do BYŁA NARZECZONA

 Dziękuje że się odezwałaś. Bardzo mi pomogłaś. Uwierzyłem że warto walczyć.  Jest to czwarty psycholog mojej byłej i chyba najgorszy. Trochę to dziwne ale najlepszym była pani która przyjmowała na NFZ. Szkoda że wyjechała.  Odezwę sie tutaj , nie wiem kiedy. za miesiąc, dwa. Dam Ci znać czy mi się udało. Post będzie miał tytuł DO BYŁEJ NARZECZONEJ.  Zaglądaj.                         Zyczę Ci Zdrowych Radosnych świat Bożego Narodzenia i Szczęsliwego Nowego Roku. Dużo zdrowia i wiary że będzie lepiej.              Pozdrawiam i jeszcze raz DZIEKUJE

Odnośnik do komentarza
Gość Była narzeczona

Napisz proszę w tym wątku. Ja w ogóle nie zaglądam na te forum - to czysty przypadek że zajrzałam także mam ten wątek w zakładce i zajrzę za jakiś czas. Dziękuję i również życzę wszystkiego dobrego na Święta, żebyście sobie wszystko wybaczyli w ten czas ?

Odnośnik do komentarza

Trzeba mieć nierówno pod sufitem żeby w kluczowych sprawach kierować się radami shrinkow. To sa często gorzej popie.przeni ludzie niz ich pacjenci. A juz płacenie ciężkiej kasy komus kto w tej samej chwili robi sobie doodle w notesie albo mysli co by tu zjeść hmm.. 

Jeden taki z ul. Turniejowej próbował chatę wynająć. Klimat a la twin peaks, niejasne metody rozliczania czynszu, jakas chora wiwisekcja. Może tylko na turniejowej tacy pory.pani shrinkowie. Hmm.

Odnośnik do komentarza

Miałem podobną sytuację. W hucie gdzie pracuję uderzył mnie w głowę kawał blachy co urwał się z suwnicy. Wylądowałem nieprzytomny w szpitalu. Pozszywali mnie ale coś było z moją głową nie tak bo zacząłem uwielbiać chodzić nago. To wysłali mnie do psychologa. Chodziłem do niego 8 miesięcy po 3 razy w miesiącu. Gadała do mnie jakbym był głupi wciąż o jakimś naprzykrzaniu się i natręctwach. Ona zwracała się do mnie cały czas per Piotrek. Nic nie mówiłem ale mam na imię Janek. Na 25tej wizycie dała mi do podpisu potwierdzenia z odbycia jakiegoś cyklu leczenia. Na tych wszystkich formularzach było nazwisko Piotr Kowal. A ja nazywam się zupełnie inaczej. I to powiedziałem. Ona zaniemówiła i patrzyła na mnie jakbym spadł z nieba. I naskoczyła , że powinienem to mówić wcześniej. To zacząłem drżeć mordę żeby na mnie nie krzyczała. Przyleciała jakąś starą kobita i facet w garniturze. I co się stało, co się stało. To powiedziałem, że nie nazywam się tak jak mam w tych formularzach. Koniec końców ten w garniturze kazał mi przyjść w następnym tygodniu. Nigdy już tam nie poszedłem. Już wcześniej wróciłem do roboty. To chodzenie nago przeszło mi prawie zaraz. Czasem tylko się zająkam ale czuję się dobrze . Dostałem 12 tysięcy odszkodowania z PZU. Kupiłem mamie telewizor cienki na ścianę. A sobie Golfa czarnego na benzynie.

I tak myślę, że ona mnie leczyła na coś innego a tego drugiego na chodzenie nago. Pierdolę takie porządki.

Odnośnik do komentarza

Adaś ma racje, to jest walka z wiatrakami.  Dzisiaj poległęm. odpuszczam. Wszystko zaczynało się układać, święta planowaliśmy spędzić razem , a wizyta byłej u psycholog i wszystko się popsuło. Bardzo duży wpływ ma na nią i chyba strach przed nią. BYŁA NARZECZONA masz szczęście że dostrzegłaś to co psycholog robi z człowieka. Może kiedyś moja była zrozumie to. Ktoś mi poradził żebym się do niej nie odzywał, to może wtedy zobaczy co traci, tak zrobię. święta będą smutne , ale jakoś będzie trzeba się z tym pogodzić. 

Odnośnik do komentarza
12 godzin temu, Gość X08 napisał:

Miałem podobną sytuację. W hucie gdzie pracuję uderzył mnie w głowę kawał blachy co urwał się z suwnicy. Wylądowałem nieprzytomny w szpitalu. Pozszywali mnie ale coś było z moją głową nie tak bo zacząłem uwielbiać chodzić nago. To wysłali mnie do psychologa. Chodziłem do niego 8 miesięcy po 3 razy w miesiącu. Gadała do mnie jakbym był głupi wciąż o jakimś naprzykrzaniu się i natręctwach. Ona zwracała się do mnie cały czas per Piotrek. Nic nie mówiłem ale mam na imię Janek. Na 25tej wizycie dała mi do podpisu potwierdzenia z odbycia jakiegoś cyklu leczenia. Na tych wszystkich formularzach było nazwisko Piotr Kowal. A ja nazywam się zupełnie inaczej. I to powiedziałem. Ona zaniemówiła i patrzyła na mnie jakbym spadł z nieba. I naskoczyła , że powinienem to mówić wcześniej. To zacząłem drżeć mordę żeby na mnie nie krzyczała. Przyleciała jakąś starą kobita i facet w garniturze. I co się stało, co się stało. To powiedziałem, że nie nazywam się tak jak mam w tych formularzach. Koniec końców ten w garniturze kazał mi przyjść w następnym tygodniu. Nigdy już tam nie poszedłem. Już wcześniej wróciłem do roboty. To chodzenie nago przeszło mi prawie zaraz. Czasem tylko się zająkam ale czuję się dobrze . Dostałem 12 tysięcy odszkodowania z PZU. Kupiłem mamie telewizor cienki na ścianę. A sobie Golfa czarnego na benzynie.

I tak myślę, że ona mnie leczyła na coś innego a tego drugiego na chodzenie nago. Pierdolę takie porządki.

Moja babcia z Kutna chorowała na tarczycę. Leczyła się prywatnie u pewnej lekarki która pracowała w szpitalu. Skierowała babcię do szpitala. Mama zawiozła babcię i ona została przyjęta. Tata pracował wtedy w Czechach. No i babcia leżała tydzień i słabła coraz bardziej. Lekarką która się babcią miała opiekować złamała w górach nogę i leżała w szpitalu w Zakopanem na wyciągu. Wzięli babcie na operację i wycięli jej ....woreczek żółciowy na który babcia nigdy się nie leczyła. W tydzień później babcia zmarła. Wrócił tata i rozpoczął śledztwo. Babci ani razu nie dawali leków na tarczycę bo została pomylona z inną chorą która chorowała na brzuch. Tata zgłosił sprawę do prokuratury i się zaczęło. Po roku oskarżono tę panią z izby przyjęć,że ponoć żle przyjęła. Ta pani była rodzoną siostrą nauczyciela polskiego z liceum mojej siostry . I zaczęli do nas przychodzić i prosić. To w końcu tata zrezygnował z oskarżenia i w sumie ta pani dostała naganę. Ale Zosia, moja siostra już do końca liceum miała szóstkę z polaka .

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...