Skocz do zawartości
Forum

Brak poczucia szczęścia


Gość Klaudia

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Klaudia

Dzień dobry.

Od dłuższego czasu borykam się z nieustannym poczuciem braku szczęścia. Gdyby się przyjrzeć mojemu życiu - nie ma tak naprawdę na co narzekać. Mam garstkę zaufanych znajomych, przyjaciółkę, która zawsze jest obok, jestem też w związku, mam też wspaniałą rodzinę. Mam 21 lat.

Pierwsza sprawa: nie wiem, czy czuję się szczęśliwa z partnerem, z którym jestem. Na początku było zakochanie, euforia, bardzo silne emocje. Teraz jesteśmy ze sobą 3 lata, z czego od 2 lat ze sobą mieszkamy i mamy za sobą naprawdę bardzo trudne momenty (moja depresja, kłopoty finansowe). On jest minimalistą, a ja ciągle chce więcej. Z tym, że on ma racje, jest realistą - nie stać nas na nic "ponad" (szczególnie w dobie koronawirusa). Natomiast największym problemem chyba jest to, że przestaje mi się fizycznie podobać, a jego wady charakteru zaczynają mnie po prostu irytować. Z drugiej strony, przy bardzo dużej kłótni, która miała miejsce ponad miesiąc temu, gdy chciał się spakować i na trochę wyprowadzić, ja czułam się jakby ktoś rozrywał mi serce. Czyli chyba go kocham?

Nie wiem, jak wygląda zdrowy związek. Partner zapewnia mi wszystkie rzeczy w kategorii wsparcia, poczucia bezpieczeństwa, ale mam wrażenie, że jesteśmy sobą znudzeni. Myślę, że kochamy się dość mocno, ale problem leży w tym, że chyba przestałam go lubić. Na przykład - ja nie lubię zwracać na siebie uwagi obcych osób (nie jestem szarą myszką, ale nie czuje potrzeby np. założenia różowej, neonowej kurtki tylko po to, żeby ludzie zwracali na mnie uwagę, wręcz uważam, że to głupie i żenujące), natomiast on uwielbia przyciągać spojrzenia właśnie takimi głupotami. Jak zaakceptować to, że po prostu taki jest i nauczyć się z tym żyć?

Oprócz tego, wychowywałam się w dość stereotypowej rodzinie jeśli chodzi o podział na rzeczy męskie i damskie itd. Mój facet ma 29 lat  i nie osiągnął nic. Nie ma żadnych oszczędności, nie ma skończonych studiów, nie ma prawa jazdy, o samochodzie nie wspominając, ogólnie no naprawdę, nie osiągnął NIC. Za to ma dużo różnych zainteresowań, ale nie chce mu się zrobić z tym nic użytecznego (np. kocha pisać i naprawdę świetnie mu to idzie, ale nie weźmie się za pisanie na poważnie, bo mu się nie chce). Ja mam plan zdać maturę, pójść na studia, zrobić prawo jazdy, mam dużo marzeń, ambicje, a on jest wyprany z jakichkolwiek chęci na coś więcej. Wystarczy mu jakaś praca, jakieś mieszkanie, jakieś życie. A mnie "jakieś" nie zadowala...

Z kolejnej strony wiem, że moje pretensje dotyczące jego braku osiągnięć wynikają ze stereotypów, z tego, co było mi wmawiane przez całe życie - facet ma zapewnić byt, studia, dobra praca, przy okazji złota rączka. Ludzie wyznaczyli ramy, mój partner się w nich nie mieści i zdaje sobie sprawę z tego, że to nie jest nic złego, a jednak wciąż nie daje mi to spokoju i nie czuję się z tym dobrze. To jest okropne uczucie - być czegoś świadomym, ale i tak czuć inaczej.

I tu pojawia się moje pytanie: jak wygląda zdrowy związek? Jak wyglądają emocje po kilku latach bycia ze sobą i mieszkaniu razem? Po czym poznać, że się kochamy, jak pracować nad relacją?

Druga sprawa: nie umiem żyć chwilą. Moje myśli dotyczą albo tego co było, albo tego, co będzie. Ciągle czekam na "za 2 lata", "za 5 lat" itd, ciągle czekam na lepsze czasy. Nie umiem się cieszyć tym, co mam i doceniać tego.

Moja mama miała bardzo trudne życie uczuciowe, bardzo nieudane. Zawsze mówiła mi, żebym wybrała dobrego, wspierającego i odpowiedzialnego faceta, bo to najważniejsze - i wybrałam, ale ciągle mi coś nie pasuje. Ciągle coś.

Jak mam pracę, to zaraz znajduję jej wady, skupiam się na nich, zniechęcam się i szukam nowej.

Jak znajdę mieszkanie, żeby wynająć i jestem zachwycona - trwa to dwa miesiące i już chciałabym się wyprowadzić gdzie indziej.

Jak mam sobie poradzić z tym wszystkim? Chciałabym w końcu przestać czuć w środku smutek i niezadowolenie. Chciałabym przestać przyczepiać się do wszystkiego, chciałabym zacząć widzieć dobre strony, a nie złe wszystkiego.

Chciałabym się umieć cieszyć relacją, w której jestem, a nie ciągle doszukiwać się jakiegoś "ale".

Odnośnik do komentarza

Każdy inną miarą mierzy szczęście, więc zastanów się czego Ci do szczęścia brakuje i dąż do celu, choć to też jest zmienne, możesz tak brnąć w nieskończoność i nigdy nie będziesz szczęśliwa, bo generalnie jest tak, że zawsze nam czegoś brakuje do pełni szczęścia, które jest nieosiągalne i dobrze, bo to jest sens życia, rozwija nas, pobudza do działania. 

2 godziny temu, Gość Klaudia napisał:

tu pojawia się moje pytanie: jak wygląda zdrowy związek? Jak wyglądają emocje po kilku latach bycia ze sobą i mieszkaniu razem? Po czym poznać, że się kochamy, jak pracować nad relacją?

Nie ma odpowiedzi na tak zadane pytania, bo to zależy od nas, każdy jest inny i nie da się przekalkować na siebie. 

Tak już też masz w genach, że cieszą Cię tylko wybory na początku, potem Cię nudzą. Bardziej musisz analizować te wybory. 

Z chłopakiem macie inne priorytety i trudno wam będzie się dogadać, sama miłość nie wystarczy do szczęścia. 

Realizuj swoje plany, chłopak dzisiaj jest, jutro może go nie być, dlatego też trzeba żyć swoim życiem i myśleć o swojej przyszłości. 

 

Odnośnik do komentarza

Po tym co przeczytałam myślę, że albo jesteś bardzo wymagająca albo pesymistyczna. Zawsze więc jest to coś co przeszkadza. Będąc taka trudno się żyje. 

Co do związku. Macie inne priorytety, inne wymagania od życia, inne jego wizje.  To nic złego ale wy tworzycie związek. Wówczas to komplikuje sprawę. Pytanie czy wy się dogadacie razem żyjąc? 

Abyś była szczęśliwa musisz iść przez życie z kimś kto podziela twoje zapatrywania. Ktoś kto pragnie podobnych rzeczy. Musisz się otaczać ludźmi którzy Cię lubią a Ty ich. I musisz mieć nieco bardziej pozytywne myślenie. Pesymisci z reguły nie są szczęśliwi. Jedynym wyjątkiem tu może być praca. Bo nie zawsze sprawia ona nam radość. Ale to da się przetrzymać. Poza tym zawsze można szukać gdzie indziej. 

Zastanów się nad sobą i swoim życiem.

L'amore non ha un senso, L'amore non ha un nome , L'amore bagna gli occhi, L'amore riscalda il cuore
L'amore batte i denti, L'amore non ha ragione
L'amore esiste...

Odnośnik do komentarza
7 godzin temu, Gość Klaudia napisał:

jak wygląda zdrowy związek? Jak wyglądają emocje po kilku latach bycia ze sobą i mieszkaniu razem? Po czym poznać, że się kochamy, jak pracować nad relacją?

W moim poczuciu zdrowy związek jest oparty na wzajemnym szacunku, tolerancji, wyrozumiałości, nie zawłaszczając przestrzeni osobistej drugiego. To pierwsze co mi przyszło do głowy.

Emocje po kilku latach są inne niż na początku, po kilkunastu jeszcze inne, a po kilkudziesięciu jeszcze inne ? To jest oczywiste. Im dłużej jesteśmy ze sobą to powszedniejemy. Porównać bym to mogła (w pewnym sensie) do miłości matczynej. Z początku niemowlaczek jest wpatrzony w matkę, kocha ja bezgranicznie i bez niej nie potrafi żyć. Kilkulatek już nie jest taki uczepiony maminej spódnicy choć nadal jest mu ona potrzebna, kilkunastolatek już jest samodzielny, ma wyrobione własne zdanie, ma wypielęgnowaną przestrzeń osobistą i mimo, że matkę kocha, to żyje z nią... albo jakby obok.

Po czym poznać czy kochamy? Po prostu to się czuje. Nie wiem Ci to wytłumaczyć. Nad relacją muszą pracować dwie osoby. Jednak ta praca wbrew pozorom nie polega na pracy nad drugą osobą, tylko nad sobą ?

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
8 minut temu, Javiolla napisał:

mimo, że matkę kocha, to żyje z nią... albo jakby obok.

Chciałam edytować, aby poprawić błąd, ale już nie mogę. Miało być "żyje z nią... ale jakby obok."

Na marginesie: nie wiem na czym to polega. Czasem mogę edytować po pół godzinie, a czasem nie mogę już po 5 minutach... zagadka ? 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
Gość Loraine
12 godzin temu, Gość Klaudia napisał:

Pierwsza sprawa: nie wiem, czy czuję się szczęśliwa z partnerem, z którym jestem. Na początku było zakochanie, euforia, bardzo silne emocje. Teraz jesteśmy ze sobą 3 lata, z czego od 2 lat ze sobą mieszkamy i mamy za sobą naprawdę bardzo trudne momenty (moja depresja, kłopoty finansowe). On jest minimalistą, a ja ciągle chce więcej. Z tym, że on ma racje, jest realistą - nie stać nas na nic "ponad" (szczególnie w dobie koronawirusa). Natomiast największym problemem chyba jest to, że przestaje mi się fizycznie podobać, a jego wady charakteru zaczynają mnie po prostu irytować. Z drugiej strony, przy bardzo dużej kłótni, która miała miejsce ponad miesiąc temu, gdy chciał się spakować i na trochę wyprowadzić, ja czułam się jakby ktoś rozrywał mi serce. Czyli chyba go kocham?

Z czasem tak jest w związku że ta euforia i ten szał miłosny mija, i zaczynamy widzieć więcej swoich wad które wcześniej były niedostrzegalne. Po prostu wchodzi szare życie. I na siebie też zaczynamy patrzeć bardziej realistycznie. To jak się czułaś gdy chciał się wyprowadzić jest naturalne, ale czy go nadal kochasz to tylko ty wiesz.

12 godzin temu, Gość Klaudia napisał:

Nie wiem, jak wygląda zdrowy związek. Partner zapewnia mi wszystkie rzeczy w kategorii wsparcia, poczucia bezpieczeństwa, ale mam wrażenie, że jesteśmy sobą znudzeni. Myślę, że kochamy się dość mocno, ale problem leży w tym, że chyba przestałam go lubić. [...] natomiast on uwielbia przyciągać spojrzenia właśnie takimi głupotami. Jak zaakceptować to, że po prostu taki jest i nauczyć się z tym żyć?

13 godzin temu, Gość Klaudia napisał:

jak wygląda zdrowy związek? Jak wyglądają emocje po kilku latach bycia ze sobą i mieszkaniu razem? Po czym poznać, że się kochamy, jak pracować nad relacją?

Zdrowy związek jest wtedy gdy się szanujecie, akceptujecie swoje wady, jest wam dobrze w każdej sferze i dogadujecie się. Czyli akceptujesz partnera takim jaki jest.Dałaś przykład kurtki, i teraz tobie to przeszkadza, ale na poczatku tego nie dostrzegałas. Dlatego że do pewnego momentu takie rzeczy są niedostrzegalne lub widzimy je ale jesteśmy jeszcze w tej sferze uniesień miłosnych gdzie w zasadzie nic nam nie przeszkadza w partnerze. Napisałas że to głupoty, ale własnie to ten czas kiedy takie głupoty zaczynasz dostrzegać. Myślę że on też może coś wymienić w tobie co mu przeszkadza ale to kwestia akceptacji wzajemnej. Jeżeli się kochacie to akceptujecie siebie takimi jakimi jesteście w życiu codziennym.

13 godzin temu, Gość Klaudia napisał:

Oprócz tego, wychowywałam się w dość stereotypowej rodzinie jeśli chodzi o podział na rzeczy męskie i damskie itd. Mój facet ma 29 lat  i nie osiągnął nic. Nie ma żadnych oszczędności, nie ma skończonych studiów, nie ma prawa jazdy, o samochodzie nie wspominając, ogólnie no naprawdę, nie osiągnął NIC. Za to ma dużo różnych zainteresowań, ale nie chce mu się zrobić z tym nic użytecznego (np. kocha pisać i naprawdę świetnie mu to idzie, ale nie weźmie się za pisanie na poważnie, bo mu się nie chce). Ja mam plan zdać maturę, pójść na studia, zrobić prawo jazdy, mam dużo marzeń, ambicje, a on jest wyprany z jakichkolwiek chęci na coś więcej. Wystarczy mu jakaś praca, jakieś mieszkanie, jakieś życie. A mnie "jakieś" nie zadowala...


Pewne zachowania wynosimy z domu, a pewne zachowania sobie wypracowujemy. W związku ważne jest żeby się wzajemnie wspierać ale i dopingować. Jeżeli twój partner cie dopinguje, zachęca i pomaga w różnych sprawach które chcesz osiągnąć, np nauka to mozesz tez zacząć tak robić w stosunku do niego. Natomiast zmuszanie kogoś lub mówienie że niczego nie osiągnął nie jest dobre dla żadnej strony związku bo mogą z tego wychodzic róznego rodzaju kłótnie i wypominania.

13 godzin temu, Gość Klaudia napisał:

Druga sprawa: nie umiem żyć chwilą. Moje myśli dotyczą albo tego co było, albo tego, co będzie. Ciągle czekam na "za 2 lata", "za 5 lat" itd, ciągle czekam na lepsze czasy. Nie umiem się cieszyć tym, co mam i doceniać tego.

Moja mama miała bardzo trudne życie uczuciowe, bardzo nieudane. Zawsze mówiła mi, żebym wybrała dobrego, wspierającego i odpowiedzialnego faceta, bo to najważniejsze - i wybrałam, ale ciągle mi coś nie pasuje. Ciągle coś.

 

Patrzenie i życie przeszłością nigdy nie jest dobre bo zawsze znajduje się "coś". Natomiast samo czekanie na to co będzie za ileś lat tez nie ma sensu. Zazwyczaj jest tak że doceniamy cos kiedy to stracimy. Twoja mama dobrze ci powiedziała, bo w życiu bywa róznie. Jeżeli on ciebie wspiera i jest odpowiedzialny to bądź również tą stroną która go wspiera. Odpowiedzialnosc za związek jest po obydwu stronach i za to jak się wam układa.

13 godzin temu, Gość Klaudia napisał:

Jak mam pracę, to zaraz znajduję jej wady, skupiam się na nich, zniechęcam się i szukam nowej.

Jak znajdę mieszkanie, żeby wynająć i jestem zachwycona - trwa to dwa miesiące i już chciałabym się wyprowadzić gdzie indziej

Mam wrażenie że skupiasz sie najbardziej na wadach, szukasz chyba podświadomie czegoś do czego moglabyś się przyczepić. I to nie dotyczy tylko mieszkania czy pracy ale też partnera. Czyli zawsze "coś". Może postaraj się spojrzec  i znaleźć pozytywy zamiast skupiac się tylko na wadach i negatywach, zacząć szukać tych dobrych stron. Pzdr.
 

 

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...